[Tylko u nas] Konferencja FAO w Polsce. Jan Krzysztof Ardanowski: Polski eksport żywności może wypełnić lukę po Ukrainie i Rosji
![Minister rolnictwa Henryk Kowalczyk na Konferencji Regionalnej FAO dla Europy [Tylko u nas] Konferencja FAO w Polsce. Jan Krzysztof Ardanowski: Polski eksport żywności może wypełnić lukę po Ukrainie i Rosji](/imgcache/750x530/c/uploads/news/83927/1652455108b67bff330e76e709294a16.jpg)
33. Sesja Regionalnej Konferencji FAO obraduje w Łodzi.Dyrektor Qu Dongyu powiedział, że Polska stała się jednym z ważniejszych krajów dla rolnictwa. To dobrze, że spotkanie w Polsce w 2022 roku, przedstawiona przeze mnie dyrektorowi Qu Dongyu jeszcze w 2020 r. jest realizowane. pic.twitter.com/RY704DnYVc
— Jan Krzysztof Ardanowski (@jkardanowski) May 10, 2022
Co miał na myśli dyrektor FAO mówiąc, że Polska stałą się jednym z najważniejszych dla rolnictwa państw?
Jest to stwierdzenie oczywistego faktu, ponieważ Polska w ostatnich latach dokonała wyraźnego postępu w rolnictwie. Polska produkuje dużo żywności, znacznie więcej niż sama potrzebuje i dlatego jest istotnym eksporterem żywności. W tej chwili produkty polskiego rolnictwa są eksportowane do ok. 80 państw. Nie jesteśmy może gigantem rolniczym i nigdy nim nie będziemy, ponieważ mamy swoje ograniczenia, ale niewątpliwie zaczynamy być krajem liczącym się wśród producentów żywności. Uważam, że Polska jest jednym z nielicznych krajów Unii Europejskiej, które wciąż mogą zwiększać produkcję żywności. Możemy zwiększać plony, jak również zagospodarować kilka milionów hektarów nieużytków oraz obszarów wykorzystywanych bardzo ekstensywnie. Mam tu na myśli na przykład tzw. trwałe użytki zielone, które są de facto nieużytkami. Na tego typu ziemie wciąż jednak są przyznawane dopłaty. Jest to pewnego rodzaju kuriozum i głupota, by dopłacać do gruntów, na których nie ma żadnej produkcji.
Wspomniał Pan o dopłatach do ziem, które de facto nie są wykorzystywane rolniczo. Czy w takim razie likwidacja wskazanych dopłat nie byłaby jednym ze sposobów na pobudzenie rolnictwa w Polsce?
Postulowałem to dawno, również w czasie kiedy byłem ministrem. Jeżeli na użytkach zielonych zgłaszanych do dopłat nie ma żadnej produkcji rolnej, to nie należy tych dopłat przyznawać. Mamy kuriozalne zjawisko, gdzie wiele gruntów na wsi zostało wykupionych przez zamożnych ludzi z miast, którzy nierzadko wykorzystywali problemy finansowe rolników i nabyte ziemie traktowali jak lokatę kapitału. Szacuje się że np. w Bieszczadach około 200 tys. hektarów jest własnością ludzi mieszkających w Warszawie, którzy nie prowadzą produkcji rolnej. Te grunty są jednak zgłaszane do dopłat. Należałoby to zmienić. Postulowałem, aby wprowadzić wymóg posiadania zwierząt chociaż w ilości ekstensywnej. Taką ekstensywną granicą jest 0,3 DJP ( Duża Jednostka Przeliczeniowa – umowna jednostka porównywania zwierząt hodowlanych, gdzie 1 DJP odpowiada krowie o masie 500kg – przyp. red.). Ten mechanizm odsiałby tych, którzy nie są de facto rolnikami, a jedynie posiadają grunty, których nie wykorzystują.
W mediach można natrafić na głosy, że wskutek działań wojennych na Ukrainie polski eksport ma szansę wypełnić lukę powstałą po osłabieniu pozycji rolnictwa Rosji i Ukrainy. Czy zgodziłby się Pan z tym twierdzeniem?
Jak najbardziej. To, co dzieje się na Ukrainie jest wielkim nieszczęściem – oprócz mordów jest to sukcesywne niszczenie gospodarki ukraińskiej. Wynika prawdopodobnie z faktu, że Rosjanie liczyli na szybkie zajęcie Ukrainy i jej zasobów, w tym jej zasobów rolniczych, które są jednymi z największych na świecie. Część krajów, m.in. północnej Afryki i państw Zatoki Perskiej to kraje w sposób trwały skazane na import żywności. Nie są w stanie pokryć własnych potrzeb z powodu ekstremalnych temperatur, braku odpowiednich gleb i niedostatecznej ilości wody. I ja uważam, że kraje, które mają korzystne warunki do rozwoju rolnictwa, powinny tej żywności produkować jak najwięcej. Rosjanom nie udało się zająć zasobów rolnych Ukrainy i dlatego stosują politykę spalonej ziemi, by Ukraińcy też z tego nie korzystali – stąd niszczenie infrastruktury rolniczej, magazynów, baz paliwowych, magazynów zbożowych, ferm, minowanie pól, ostrzeliwanie maszyn rolniczych itd. W związku z tym, że pojawia się luka na rynku światowym, Polska mogłaby zwiększać produkcję żywności i szukać korzystnych dla siebie możliwości eksportowych. Oczywiście zawsze najważniejszy jest rynek wewnętrzny – zaopatrzenie Polaków w towary. To jednak nie jest zagrożone, ponieważ mamy bezpieczeństwo żywnościowe w znacznym stopniu zapewnione. Bardzo możliwe że Ukraina – i to będzie paradoks – mająca najlepsze gleby na świecie i nazywana często „spichlerzem Europy”, może po żniwach głodować, bo nie obsiano znacznej części pól, a pory zasiewu już minęły. Eksportujemy produkty rolne do około 80 krajów i kosztowało to wiele wysiłku polskich rolników, Ministerstwo Rolnictwa oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Byłoby głupotą, gdybyśmy z tych rynków rezygnowali, ponieważ kiedyś wojna się skończy, natomiast wejście ponownie na rynki będzie trudne.
Wspomniał Pan, że Rosjanie niszczą potencjał rolniczy Ukrainy. Czy w wyniku działań Rosji na Ukrainie, kradzieży zboża i niszczeniu sprzętu rolniczego, części świata może zagrozić głód?
Głód na świecie jest zjawiskiem trwałym, on występuje właściwie zawsze. Do wojny na Ukrainie szacowało się, że na świecie jest ok. 830 mln ludzi głodujących. Teraz wojna dołożyła do tego – to są szacunki – około 100 milionów. Jest to już około miliarda osób głodujących. Wiele z nich, zwłaszcza dzieci, umiera z głodu. Dane Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa FAO mówią o tym, że na świecie co 18 sekund umiera z głodu jedno dziecko. To jest coś niemoralnego i nieetycznego – zgoda bogatego świata na śmierć głodową dzieci na świecie jest czymś obrzydliwym i również z tego powodu powinniśmy starać się produkować tej żywności tyle, by sprzedawać tym, którzy mogą być skazani na śmierć głodową. Patrzę na to w sposób szerszy – jeżeli krajom północnej Afryki Europa nie zapewni odpowiedniej ilości żywności, to ci zdesperowani, przerażeni i głodni ludzie nie będą mieli innego wyjścia i ruszą do Europy. W 2015 i 2016 roku mieliśmy tego przedsmak, kiedy spowodowała to głupota Niemiec. To, co wtedy obserwowaliśmy, może w zwielokrotnieniu się powtórzyć. To jest element bezpieczeństwa Europy – zapewnienie żywności tym regionom świata, głównie Afryki, które nie są w stanie jej wytworzyć.
Co wojna na Ukrainie i związane z nią reperkusje powinny zmienić w naszym nastawieniu do rolnictwa?
Przede wszystkim należy uznać że bezpieczeństwo żywnościowe jest – podobnie jak obronność i zabezpieczenie energetyczne – elementem bezpieczeństwa strategicznego. Nie może być bezpiecznego państwa, które nie posiada żywności. Tylko państwo jest w stanie strategicznie zarządzać żywnością – zarówno przechowywanymi zapasami strategicznymi, ale również prowadzić pełną analizę produkcji w toku. Tylko państwo może trzymać rękę na pulsie w kwestii eksportu. Dziwne jest, że nie ma w Polsce państwowego nabrzeża do przeładunku zbóż. Są tylko prywatne, zagraniczne firmy, które mają swoje nabrzeża przeładunkowe. Rząd RP, nawet gdyby chciał pomóc różnym krajom w dostarczeniu żywności, musi prosić zagraniczne firmy prywatne. Jestem przekonany, że państwowe nabrzeże do przeładunku statków z ziarnem i innymi nasionami (oleistymi i białkowymi) powinno być. To jest również inne myślenie o wsparciu rolnictwa nie tylko poprzez jakieś dopłaty. Nie jestem zwolennikiem uwarunkowania dochodów rolników wyłącznie od dopłat, które mogą się któregoś dnia skończyć, a jednocześnie powodują uzależnienie rolników od urzędników. Chodzi o to, żeby wzmocnić pozycję rolników w łańcuchu żywnościowym, żeby nie byli okradani przez różnego rodzaju pośredników, przetwórców i handel wielkopowierzchniowy. Rolnicy, którzy ponoszą największe ryzyko, w najmniejszym stopniu partycypują w kwocie, jaką płacimy jako konsumenci przy kasie. Jest też potrzebne silne wsparcie dla projektów retencji wody w Polsce. W tej sprawie była przygotowana ustawa, na której bardzo zależało prezydentowi Dudzie. Koordynowałem prace czterech resortów, które przygotowały rozwiązania prawne ułatwiające zatrzymanie wody, przede wszystkim małej retencji wody na obszarach wiejskich, czyli drobnej infrastruktury hydrotechnicznej, a nie jakichś wielkich budowli, przy których zawsze kręcą się ekolodzy i protestują. Tu jest potrzebne uproszczenie przepisów, tak, by każdy, kto chce wodę zatrzymać mógł to uczynić bez zbędnej biurokracji w formie chociażby zezwoleń. To nie jest kwestia wydawania kolejnych pieniędzy, tylko uproszczenia prawa. Bardzo wielu ludzi byłoby w stanie swoją wodę na swoim polu zatrzymać, a w tej chwili obawiają się kar. Również bardzo ważne jest to, żeby państwo dbało o środki produkcji, żeby nie było takich sytuacji jak w tym roku, gdzie gwałtownie wzrosły ceny nawozów. Owszem, przyczyną były m.in. manipulacje Rosjan przy cenach gazu. Nawozy azotowe podrożały pięcio- i sześciokrotnie i wielu rolników nie stać na nie. Rolnicy muszą jednak korzystać z nawozów, bo bez nich plony będą znacznie skromniejsze. Trzeba zarówno pomagać rolnikom i rząd takie działania podjął, ale tutaj „plamę” dała Komisja Europejska, gdzie prosta decyzja była opóźniana, jakby komuś zależało na tym, aby polscy rolnicy nie byli w stanie wczesną wiosną zastosować nawozów, by ich plony były mniejsze i niestety już będą mniejsze. Ale może trzeba się zastanowić również nad strategicznymi rezerwami środków produkcji, czyli nawozów i paliwa dla maszyn rolniczych. Ci, którzy nie są rolnikami, ani decydentami, również mogą pomóc na rynku żywności poprzez oszczędzanie żywności, przez jej niemarnowanie. To jest coś niewyobrażalnego, że w Polsce marnuje się około 30 procent jedzenia. Na świecie ludzie umierają z głodu, a tutaj marnuje się żywność na różnych jej etapach produkcji surowców, przetwórstwa i dystrybucji, ale także gospodarstwa domowe nierzadko wyrzucają żywność, bo np. kupią jej zbyt wiele. Uważam również, że nie byłoby niczym złym, jeżeliby ci, którzy mają ogródki, działki, jakieś małe pola posiadali nie tylko trawnik i iglaki. By również uprawiali część żywności bezpośredniego spożycia – warzyw, przypraw, ziół i owoców. Ja wiem, że ludzie się denerwują, kiedy o tym wspominam i mówią, że ich stać żeby każdą żywność kupić. Ja wiem że stać, bo zarobki i jakość życia się podnosi, ale może wytworzenie chociaż trochę żywności na swoje potrzeby przez tych, którzy mają takie możliwości, miałoby charakter i praktyczny, i symboliczny, zmniejszałoby presję na rynku na zakupy żywności i wtedy byłoby jej więcej dla tych, którzy nie mają możliwości uprawy na swojej działce czy ogródku. Każdy musi jeść…