Ludwik Pęzioł: Tusk przegrał Amerykę

Oficjalna narracja rządu Donalda Tuska głosi, że Polska wkroczyła w nową, dojrzalszą fazę przyjaźni ze Stanami Zjednoczonymi. Napięcia z Donaldem Trumpem – zgodnie z tą wersją – zostały zażegnane w imię geopolitycznego realizmu, a sojusz polsko-amerykański ma być odporny na polityczne wstrząsy po obu stronach Atlantyku. Ale czy za tymi dyplomatycznymi frazami kryje się realna współpraca?
Donald Tusk i Donald Trump Ludwik Pęzioł: Tusk przegrał Amerykę
Donald Tusk i Donald Trump / grafika K. Karnkowski

Co musisz wiedzieć?

  • W narracji Donalda Tuska prezydent Trump urasta do rangi zagrożenia dla Zachodu, a Ameryka staje się nieprzewidywalnym, wręcz wrogim państwem.
  • Krytyka Donalda Trumpa nie przynosi Polsce politycznych korzyści.
  • Brak relacji ze Stanami Zjednoczonymi może w przyszłości zagrozić polskim interesom strategicznym.

Antytrumpizm integralny

Przed rosyjską inwazją na Ukrainę wielu polityków i komentatorów wątpiło, czy USA rzeczywiście staną w obronie krajów wschodniej flanki NATO w razie wojny. Sceptycyzm ten skruszyła pierwsza faza agresji – państwo spoza Sojuszu otrzymało z Waszyngtonu ogromne wsparcie militarne, finansowe i wywiadowcze. Bez tej pomocy Kijów prawdopodobnie już dawno by upadł. Co więcej, pomoc nie ustała nawet za prezydentury Donalda Trumpa – polityka często przedstawianego w liberalnych mediach jako zapatrzonego w satrapę Putina lub wręcz jego marionetkę. Dla Polaków oznaczało to jedno: skoro USA bronią Ukrainy, tym bardziej nie zawiodą sojusznika z NATO. Donald Tusk musiał się z tym przekonaniem liczyć. Dlatego po objęciu władzy deklarował „nowe otwarcie” w relacjach z USA, zapewniał o sile sojuszu, podkreślał wspólne wartości i bezpieczeństwo jako fundament współpracy. Ale pozostaje pytanie: czy rzeczywiście zmienił swój stosunek do Ameryki ery Trumpa – czy tylko dostosował retorykę do okoliczności?

Z wielu nieprzyjaznych gestów Donalda Tuska wobec Donalda Trumpa dwa zwróciły uwagę opinii publicznej w sposób szczególny. Pierwszy to zdjęcie z Brukseli, na którym Tusk układa dłoń w kształt przypominający mierzenie z pistoletu w plecy amerykańskiego prezydenta. Drugi – jego publiczna sugestia, że Trump może być rosyjskim agentem wpływu, oparta na własnej (nieścisłej) interpretacji raportu służb amerykańskich ws. tzw. Russiagate. Antytrumpizm Tuska sięga jednak dużo dalej niż „niefortunne” wiecowe sformułowania czy wygłupy na życzenie fotografa – przeniknął do jego myślenia politycznego i znalazł trwałe miejsce w jego publicystyce. W książce „Szczerze”, wydanej jeszcze podczas jego kadencji jako przewodniczącego Rady Europejskiej, Trumpa krytykuje w sposób wyważony, okazując troskę wobec partycypacji USA w międzynarodowych projektach obronnych. Jednak już w „Wyborze” – napisanym wspólnie z Anne Applebaum po powrocie do krajowej polityki i za prezydentury Joe Bidena – Tusk idzie znacznie dalej. W niektórych fragmentach nie tylko wtóruje Applebaum w demonizowaniu Trumpa, ale wręcz ją przelicytowuje.

Trump w tej narracji nie jest już tylko trudnym partnerem czy politykiem lekceważącym NATO – staje się niemal egzystencjalnym zagrożeniem dla Zachodu. Tusk pisze o „złowrogiej misji” prezydenta USA, której celem była „destrukcja świata zachodniego”. Według niego każde działanie Trumpa miało „antynatowski charakter” i zmierzało do „rozbicia Unii Europejskiej”. Padają stwierdzenia, że „nasz tradycyjny sojusznik stał się nie tylko nieobliczalny, ale wręcz wrogi”. Wniosek? „Na Amerykę nie można liczyć, musimy liczyć na siebie”. To nie są słowa o partnerze. To opis przeciwnika. Skąd ta radykalizacja? Czy wynika tylko z ideowego konfliktu – Trumpa kontestującego wartości rodziny ideologicznej, do której należy Tusk? Niekoniecznie.

 

Unia i nowy imperializm

Część konserwatywnych komentatorów wskazuje na głębsze źródła niechęci Tuska do Trumpa – i szerzej: do Ameryki. Chodzi o mentalność, którą często kształtuje unijna biurokracja. Wśród polityków z wieloletnim stażem w instytucjach UE narasta pokusa budowania europejskiej tożsamości w kontrze do USA – nie jako partnera, ale jako rywala. Tusk, który spędził siedem lat na brukselskich salonach, wydaje się mocno przesiąknięty tą logiką. Widać to choćby w rządowym tłumaczeniu „dziejowej konieczności” pogłębiania integracji UE. „Tylko silna, scentralizowana Europa może konkurować z Ameryką” – w kręgach liberalnej inteligencji ten imperatyw pobrzmiewa nieustannie – ale retoryka ta podszyta jest zakamuflowanym proto-imperialnym myśleniem. Tusk staje się reprezentantem tego nurtu: unijnym „imperialistą” przekonanym, że Europa powinna wyznaczać globalne reguły gry, nawet kosztem woli narodów „peryferyjnych”.

Nie chodzi jednak wyłącznie o zimną kalkulację. W tle jest także kulturowa niechęć do Ameryki jako takiej. Wielu liderów europejskich elit – mimo chybotliwych deklaracji o partnerstwie transatlantyckim – w młodości maszerowało w pierwszym rzędzie na antyamerykańskich demonstracjach. Dotyczy to nie tylko spadkobierców paryskiego Maja czy niemieckich socjaldemokratów, ale szerokiego spektrum zachodnioeuropejskich środowisk, które w USA widziały kapitalistyczno-militarnego opresora. To dziedzictwo, choć dziś filtrowane przez pragmatyzm instytucji, wciąż działa. Celem nie jest więc partnerstwo z Ameryką, lecz rewanż: wygranie geopolitycznej i kulturowej rywalizacji o nowy kształt Zachodu. Tusk coraz wyraźniej wpisuje się w ten projekt. Problem w tym, że dla Polski to droga ryzykowna. Gwarancje wsparcia militarnego potwierdziła reakcja USA na agresję rosyjską na Ukrainę, a tzw. europejski system obrony to palcem na wodzie pisana hipoteza.

 

Niekompetencja czy uniocentryzm?

W kampanii 2023 roku Donald Tusk jako lider tzw. opozycji demokratycznej walczący o władzę nie zyskał niczego konkretnego na publicznych atakach na Donalda Trumpa. Trudno wyobrazić sobie wyborcę, który oddał głos na Koalicję Obywatelską z powodu jej antytrumpowskiego kursu. Co gorsza, ta retoryka utrudniła możliwość przyszłej współpracy z republikańską administracją. A przecież każdy odpowiedzialny polityk powinien brać pod uwagę różne scenariusze – także powrót Trumpa do Białego Domu. Próby „symetryzowania” tego problemu – obwiniania PiS lub prezydenta Andrzeja Dudy za chłodne relacje z Bidenem – są całkowicie chybione. Porównywanie powściągliwych gratulacji po wyborach do brutalnych oskarżeń Tuska wobec Trumpa to pomylenie jakichkolwiek proporcji. Duda nie podważał wiarygodności sojusznika, nie nazywał Ameryki wrogiem – Tusk owszem. Przez całą kadencję Joe Bidena rząd PiS unikał otwartych konfliktów z USA – mimo ideowych różnic, szczególnie w sprawach obyczajowych. W kluczowych kwestiach – bezpieczeństwa regionu i wsparcia dla Ukrainy – Polska zachowała spójny, proamerykański kurs.

Dlaczego więc Tusk poszedł w przeciwną stronę? Możliwe są dwa wytłumaczenia: brak politycznego instynktu – lub, co bardziej prawdopodobne, inne priorytety. Tusk wyżej ceni projekt europejski niż relacje transatlantyckie. Dla niego kluczowe jest wzmacnianie Unii jako globalnego gracza – nawet jeśli oznacza to osłabienie więzi z USA. To wpisuje się w dążenia części brukselskich elit do emancypacji od amerykańskich wpływów – wojskowych, gospodarczych i kulturowych. Ze szkodą dla naszego bezpieczeństwa.

 

Sukces goni sukces

Skutki tej strategii były łatwe do przewidzenia. Obozowi Tuska nie udało się zbudować żadnych realnych relacji z otoczeniem Trumpa. To poważne zaniedbanie – szczególnie że wśród republikańskich doradców, „niezależnych” influencerów, a nawet w kręgu rodziny samego Trumpa, coraz śmielej wybrzmiewają narracje korzystne dla Kremla. Często ubierają się one w szaty „antyestablishmentowego” podejścia do polityki zagranicznej. Tym bardziej potrzebna była obecność Polski – jako przeciwwagi, głosu ostrzegającego przed niebezpiecznymi skrętami. Tymczasem Warszawa straciła wpływ, zanim jeszcze zaczęła go budować.

Nowa atmosfera relacji polsko-amerykanskich nie przeszła niezauważona za oceanem. W konserwatywnych mediach, jak „National Review”, pojawiły się teksty zarzucające Tuskowi niechęć wobec USA, a nawet podważanie podstaw sojuszu. Jeśli ktoś miał wątpliwości, to rozwiał je sam Donald Trump, udzielając jasnego poparcia Karolowi Nawrockiemu w wyborach prezydenckich: w świetle przywołanych wcześniej faktów było ono w prostej linii wsparciem dla polsko-amerykańskiego sojuszu.

 


 

POLECANE
Konwencja zjednoczeniowa PO. Tusk oficjalnie przedstawił nową nazwę partii z ostatniej chwili
Konwencja zjednoczeniowa PO. Tusk oficjalnie przedstawił nową nazwę partii

Od dzisiaj nazywamy się Koalicja Obywatelska - oświadczył w sobotę premier, lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk podczas „konwencji zjednoczeniowej” PO, Nowoczesnej i Inicjatywy Polska. Przekonywał jednocześnie, że KO wygra wybory parlamentarne w 2027 r.

Jarosław Kaczyński dobitnie o konwencjach PO i PiS: My zmieniamy Polskę, a oni nazwę z ostatniej chwili
Jarosław Kaczyński dobitnie o konwencjach PO i PiS: My zmieniamy Polskę, a oni nazwę

Prawo i Sprawiedliwość chce zmieniać Polskę na lepsze, aby poprawiać warunki życia Polaków, a Platforma Obywatelska zmienia nazwę, chcąc propagandowo poprawić słupki w sondażach - ocenił prezes Jarosław Kaczyński komentując odbywające się konwencje w sobotę konwencje PiS i PO.

Naukowcy: Trauma z dzieciństwa może wpływać na skład mleka kobiety i temperament dziecka z ostatniej chwili
Naukowcy: Trauma z dzieciństwa może wpływać na skład mleka kobiety i temperament dziecka

Trauma przeżyta przez kobietę w dzieciństwie może wpływać na skład jej mleka, a poprzez to na rozwój temperamentu dziecka – zauważył międzynarodowy zespół naukowców z prof. UJ Anną Ziomkiewicz-Wichary. Według uczelni odkrycie otwiera nowy rozdział w badaniach nad międzypokoleniowym przekazywaniem doświadczeń.

Nowy plan energetyczny węgierskiego rządu definiuje Rosję jako zagrożenie z ostatniej chwili
Nowy plan energetyczny węgierskiego rządu definiuje Rosję jako zagrożenie

Nowy plan energetyczny rządu Węgier definiuje Rosję jako zagrożenie, a zależność od rosyjskich surowców - jako ryzyko, które powinno zostać zniwelowane - przekazały w sobotę węgierskie media.

Złe wieści dla Waldemara Żurka. Tak Polacy oceniają jego pracę [SONDAŻ] z ostatniej chwili
Złe wieści dla Waldemara Żurka. Tak Polacy oceniają jego pracę [SONDAŻ]

Najnowszy sondaż przeprowadzony przez United Surveys by IBRiS dla Wirtualnej Polski pokazuje, jak Polacy oceniają działalność nowego ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka. Wyniki nie pozostawiają wątpliwości – społeczeństwo nie jest zadowolone z jego pracy.

Ukraina: Nocny atak rakietowy Rosji. Sześć ofiar śmiertelnych i dziesiątki rannych z ostatniej chwili
Ukraina: Nocny atak rakietowy Rosji. Sześć ofiar śmiertelnych i dziesiątki rannych

Sześć osób zginęło, a 41 zostało rannych w ciągu ostatniej doby w wyniku rosyjskich ataków w obwodach chersońskim, donieckim i dniepropietrowskim na południu i wschodzie Ukrainy - poinformowały w sobotę władze regionalne.

Awaria systemu alarmowego pogotowia. Pilny komunikat z ostatniej chwili
Awaria systemu alarmowego pogotowia. Pilny komunikat

Od rana w całym kraju występują problemy z systemem telefonu pogotowia ratunkowego. Krajowe Centrum Monitorowania Ratownictwa Medycznego informuje o awarii systemu wspomagania dowodzenia. Numer 999 działa, ale dyspozytorzy pracują w trybie awaryjnym.

PiS ustala program do 2027 roku. Piotr Gliński ujawnia kluczowe założenia z ostatniej chwili
PiS ustala program do 2027 roku. Piotr Gliński ujawnia kluczowe założenia

Kwestie tożsamościowe, związane ze zmianami cywilizacyjnymi na świecie, są podstawą do przygotowania programu politycznego – powiedział PAP prof. Piotr Glińsk, poseł PiS, były wicepremier i minister kultury, który odpowiadał za przygotowanie konwencji programowej ugrupowania, która odbywa się w Katowicach.

„To wbrew polskiej racji stanu”. Bogucki ostro o działaniach Tuska w Brukseli z ostatniej chwili
„To wbrew polskiej racji stanu”. Bogucki ostro o działaniach Tuska w Brukseli

– Prezydent Karol Nawrocki bardzo jasno mówi: nie ma na to zgody. Premierzy przychodzą i odchodzą, a Polska ma trwać – podkreślił szef Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki w rozmowie z Niezależna.pl, komentując ustalenia ostatniego szczytu Unii Europejskiej dotyczącego systemu ETS2 i nowych celów klimatycznych. 

Z soboty na niedzielę zmiana czasu na zimowy. Pośpimy godzinę dłużej z ostatniej chwili
Z soboty na niedzielę zmiana czasu na zimowy. Pośpimy godzinę dłużej

W nocy z soboty na niedzielę, z 25 na 26 października, zmieniamy czas z letniego na zimowy. Wskazówki zegarów cofniemy z godz. 3.00 na 2.00, przez co będziemy spać godzinę dłużej. Do czasu letniego wrócimy w ostatni weekend marca.

REKLAMA

Ludwik Pęzioł: Tusk przegrał Amerykę

Oficjalna narracja rządu Donalda Tuska głosi, że Polska wkroczyła w nową, dojrzalszą fazę przyjaźni ze Stanami Zjednoczonymi. Napięcia z Donaldem Trumpem – zgodnie z tą wersją – zostały zażegnane w imię geopolitycznego realizmu, a sojusz polsko-amerykański ma być odporny na polityczne wstrząsy po obu stronach Atlantyku. Ale czy za tymi dyplomatycznymi frazami kryje się realna współpraca?
Donald Tusk i Donald Trump Ludwik Pęzioł: Tusk przegrał Amerykę
Donald Tusk i Donald Trump / grafika K. Karnkowski

Co musisz wiedzieć?

  • W narracji Donalda Tuska prezydent Trump urasta do rangi zagrożenia dla Zachodu, a Ameryka staje się nieprzewidywalnym, wręcz wrogim państwem.
  • Krytyka Donalda Trumpa nie przynosi Polsce politycznych korzyści.
  • Brak relacji ze Stanami Zjednoczonymi może w przyszłości zagrozić polskim interesom strategicznym.

Antytrumpizm integralny

Przed rosyjską inwazją na Ukrainę wielu polityków i komentatorów wątpiło, czy USA rzeczywiście staną w obronie krajów wschodniej flanki NATO w razie wojny. Sceptycyzm ten skruszyła pierwsza faza agresji – państwo spoza Sojuszu otrzymało z Waszyngtonu ogromne wsparcie militarne, finansowe i wywiadowcze. Bez tej pomocy Kijów prawdopodobnie już dawno by upadł. Co więcej, pomoc nie ustała nawet za prezydentury Donalda Trumpa – polityka często przedstawianego w liberalnych mediach jako zapatrzonego w satrapę Putina lub wręcz jego marionetkę. Dla Polaków oznaczało to jedno: skoro USA bronią Ukrainy, tym bardziej nie zawiodą sojusznika z NATO. Donald Tusk musiał się z tym przekonaniem liczyć. Dlatego po objęciu władzy deklarował „nowe otwarcie” w relacjach z USA, zapewniał o sile sojuszu, podkreślał wspólne wartości i bezpieczeństwo jako fundament współpracy. Ale pozostaje pytanie: czy rzeczywiście zmienił swój stosunek do Ameryki ery Trumpa – czy tylko dostosował retorykę do okoliczności?

Z wielu nieprzyjaznych gestów Donalda Tuska wobec Donalda Trumpa dwa zwróciły uwagę opinii publicznej w sposób szczególny. Pierwszy to zdjęcie z Brukseli, na którym Tusk układa dłoń w kształt przypominający mierzenie z pistoletu w plecy amerykańskiego prezydenta. Drugi – jego publiczna sugestia, że Trump może być rosyjskim agentem wpływu, oparta na własnej (nieścisłej) interpretacji raportu służb amerykańskich ws. tzw. Russiagate. Antytrumpizm Tuska sięga jednak dużo dalej niż „niefortunne” wiecowe sformułowania czy wygłupy na życzenie fotografa – przeniknął do jego myślenia politycznego i znalazł trwałe miejsce w jego publicystyce. W książce „Szczerze”, wydanej jeszcze podczas jego kadencji jako przewodniczącego Rady Europejskiej, Trumpa krytykuje w sposób wyważony, okazując troskę wobec partycypacji USA w międzynarodowych projektach obronnych. Jednak już w „Wyborze” – napisanym wspólnie z Anne Applebaum po powrocie do krajowej polityki i za prezydentury Joe Bidena – Tusk idzie znacznie dalej. W niektórych fragmentach nie tylko wtóruje Applebaum w demonizowaniu Trumpa, ale wręcz ją przelicytowuje.

Trump w tej narracji nie jest już tylko trudnym partnerem czy politykiem lekceważącym NATO – staje się niemal egzystencjalnym zagrożeniem dla Zachodu. Tusk pisze o „złowrogiej misji” prezydenta USA, której celem była „destrukcja świata zachodniego”. Według niego każde działanie Trumpa miało „antynatowski charakter” i zmierzało do „rozbicia Unii Europejskiej”. Padają stwierdzenia, że „nasz tradycyjny sojusznik stał się nie tylko nieobliczalny, ale wręcz wrogi”. Wniosek? „Na Amerykę nie można liczyć, musimy liczyć na siebie”. To nie są słowa o partnerze. To opis przeciwnika. Skąd ta radykalizacja? Czy wynika tylko z ideowego konfliktu – Trumpa kontestującego wartości rodziny ideologicznej, do której należy Tusk? Niekoniecznie.

 

Unia i nowy imperializm

Część konserwatywnych komentatorów wskazuje na głębsze źródła niechęci Tuska do Trumpa – i szerzej: do Ameryki. Chodzi o mentalność, którą często kształtuje unijna biurokracja. Wśród polityków z wieloletnim stażem w instytucjach UE narasta pokusa budowania europejskiej tożsamości w kontrze do USA – nie jako partnera, ale jako rywala. Tusk, który spędził siedem lat na brukselskich salonach, wydaje się mocno przesiąknięty tą logiką. Widać to choćby w rządowym tłumaczeniu „dziejowej konieczności” pogłębiania integracji UE. „Tylko silna, scentralizowana Europa może konkurować z Ameryką” – w kręgach liberalnej inteligencji ten imperatyw pobrzmiewa nieustannie – ale retoryka ta podszyta jest zakamuflowanym proto-imperialnym myśleniem. Tusk staje się reprezentantem tego nurtu: unijnym „imperialistą” przekonanym, że Europa powinna wyznaczać globalne reguły gry, nawet kosztem woli narodów „peryferyjnych”.

Nie chodzi jednak wyłącznie o zimną kalkulację. W tle jest także kulturowa niechęć do Ameryki jako takiej. Wielu liderów europejskich elit – mimo chybotliwych deklaracji o partnerstwie transatlantyckim – w młodości maszerowało w pierwszym rzędzie na antyamerykańskich demonstracjach. Dotyczy to nie tylko spadkobierców paryskiego Maja czy niemieckich socjaldemokratów, ale szerokiego spektrum zachodnioeuropejskich środowisk, które w USA widziały kapitalistyczno-militarnego opresora. To dziedzictwo, choć dziś filtrowane przez pragmatyzm instytucji, wciąż działa. Celem nie jest więc partnerstwo z Ameryką, lecz rewanż: wygranie geopolitycznej i kulturowej rywalizacji o nowy kształt Zachodu. Tusk coraz wyraźniej wpisuje się w ten projekt. Problem w tym, że dla Polski to droga ryzykowna. Gwarancje wsparcia militarnego potwierdziła reakcja USA na agresję rosyjską na Ukrainę, a tzw. europejski system obrony to palcem na wodzie pisana hipoteza.

 

Niekompetencja czy uniocentryzm?

W kampanii 2023 roku Donald Tusk jako lider tzw. opozycji demokratycznej walczący o władzę nie zyskał niczego konkretnego na publicznych atakach na Donalda Trumpa. Trudno wyobrazić sobie wyborcę, który oddał głos na Koalicję Obywatelską z powodu jej antytrumpowskiego kursu. Co gorsza, ta retoryka utrudniła możliwość przyszłej współpracy z republikańską administracją. A przecież każdy odpowiedzialny polityk powinien brać pod uwagę różne scenariusze – także powrót Trumpa do Białego Domu. Próby „symetryzowania” tego problemu – obwiniania PiS lub prezydenta Andrzeja Dudy za chłodne relacje z Bidenem – są całkowicie chybione. Porównywanie powściągliwych gratulacji po wyborach do brutalnych oskarżeń Tuska wobec Trumpa to pomylenie jakichkolwiek proporcji. Duda nie podważał wiarygodności sojusznika, nie nazywał Ameryki wrogiem – Tusk owszem. Przez całą kadencję Joe Bidena rząd PiS unikał otwartych konfliktów z USA – mimo ideowych różnic, szczególnie w sprawach obyczajowych. W kluczowych kwestiach – bezpieczeństwa regionu i wsparcia dla Ukrainy – Polska zachowała spójny, proamerykański kurs.

Dlaczego więc Tusk poszedł w przeciwną stronę? Możliwe są dwa wytłumaczenia: brak politycznego instynktu – lub, co bardziej prawdopodobne, inne priorytety. Tusk wyżej ceni projekt europejski niż relacje transatlantyckie. Dla niego kluczowe jest wzmacnianie Unii jako globalnego gracza – nawet jeśli oznacza to osłabienie więzi z USA. To wpisuje się w dążenia części brukselskich elit do emancypacji od amerykańskich wpływów – wojskowych, gospodarczych i kulturowych. Ze szkodą dla naszego bezpieczeństwa.

 

Sukces goni sukces

Skutki tej strategii były łatwe do przewidzenia. Obozowi Tuska nie udało się zbudować żadnych realnych relacji z otoczeniem Trumpa. To poważne zaniedbanie – szczególnie że wśród republikańskich doradców, „niezależnych” influencerów, a nawet w kręgu rodziny samego Trumpa, coraz śmielej wybrzmiewają narracje korzystne dla Kremla. Często ubierają się one w szaty „antyestablishmentowego” podejścia do polityki zagranicznej. Tym bardziej potrzebna była obecność Polski – jako przeciwwagi, głosu ostrzegającego przed niebezpiecznymi skrętami. Tymczasem Warszawa straciła wpływ, zanim jeszcze zaczęła go budować.

Nowa atmosfera relacji polsko-amerykanskich nie przeszła niezauważona za oceanem. W konserwatywnych mediach, jak „National Review”, pojawiły się teksty zarzucające Tuskowi niechęć wobec USA, a nawet podważanie podstaw sojuszu. Jeśli ktoś miał wątpliwości, to rozwiał je sam Donald Trump, udzielając jasnego poparcia Karolowi Nawrockiemu w wyborach prezydenckich: w świetle przywołanych wcześniej faktów było ono w prostej linii wsparciem dla polsko-amerykańskiego sojuszu.

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe