Ograli Tuska

„Chcę wam powiedzieć, że naprawdę mnie nikt nie ogra w Unii Europejskiej. Chcę wam powiedzieć, że koalicja 15 października dobrze wie, że Polska nie ma żadnego powodu i polscy politycy nie powinni mieć żadnego powodu, żeby czuć kompleksy wobec kogokolwiek w Europie” – mówił premier Donald Tusk 12 grudnia 2023 roku. Obok słów „Będziemy działać zgodnie z literą prawa, tak jak my je rozumiemy” to prawdopodobnie najczęściej przywoływane słowa Tuska wypowiedziane w tej kadencji. Wracają w złośliwych komentarzach zawsze, gdy Polska zostaje odstawiona na boczny tor lub okazuje się stratna na nowych unijnych rozwiązaniach i umowach. Czyli – bardzo często.
Donald Tusk
Donald Tusk / fot. PAP/Paweł Supernak

Co musisz wiedzieć?

  • Rząd Donalda Tuska, mimo wcześniejszych zapowiedzi sprzeciwu, zgodził się na umowę handlową z krajami Mercosur, co grozi zalaniem europejskiego rynku tanią i niespełniającą unijnych norm żywnością z Ameryki Południowej, uderzając bezpośrednio w polskie rolnictwo.
  • Podczas polskiej prezydencji w Radzie UE nie udało się osiągnąć żadnych znaczących sukcesów; Polska została pominięta przy decyzjach o umowie z Ukrainą, a rząd nie wykorzystał szansy na wpływ na politykę UE, co wywołało krytykę, także wewnątrz koalicji.
  • Rząd ulega unijnym naciskom w sprawach klimatycznych i migracyjnych, mimo wcześniejszych obietnic oporu.

Mercosur spustoszy wieś

Oczywiście otwarte pozostaje pytanie, czy to, co jest porażką z punktu widzenia Polski, jest równocześnie przegraną, a nie intencją szefa Platformy Obywatelskiej. Dla wielu zresztą odpowiedź wydaje się oczywista. Czasem jednak za zdarzeniami złymi dla Polski, a dla samego Tuska już niekoniecznie, idą widoki będące jego klęską wizerunkową. Tak jak kolejne upokorzenia ze strony podobno wcale nie tak bardzo, jak mogłoby się wydawać, zadowolonych z przebiegu tej kadencji Niemiec. Bo przecież z ich punktu widzenia premier również „nie dowiózł”, posługując się modnym ostatnio zwrotem. Nie przejął pełni władzy, nie zneutralizował opozycji, nie zrealizował założeń z nakreślonej dla niego przez Klausa Bachmanna mapy. Być może dlatego właśnie do Polaków dotarły kompromitujące zdjęcia, na których Donald Tusk odsyłany jest do innego wagonu podczas ukraińskiego wypadu europejskich polityków, czy te, na których płaszczy się (chyba jako ostatni człowiek na Ziemi) przed Olafem Scholzem. Czy wreszcie wszystkie te, na których pośród możnych tego świata, a na pewno kontynentu, jest wstydliwie schowany, pomijany, zdezorientowany, stawiany w ostatnim szeregu.

Na użytek tego tekstu zostawmy jednak wiarygodne, lecz na razie trudne do zweryfikowania wyjaśnienia i skupmy się na tym, co zostało powiedziane, napisane i pokazane. Lista sytuacji, w których Donald Tusk i jego ministrowie w Europie niczego dla Polski nie załatwili, zostali zlekceważeni lub po prostu odesłani z kwitkiem jest długa. Większość z nich przewija się przez łamy „Tygodnika Solidarność”, jednak na ogół piszemy o nich w kontekście ich skutków dla polskiej gospodarki i wpływu na życie i dobrobyt przeciętnego obywatela. Tym razem spróbujmy podsumować je jednak pod kątem wiarygodności i skuteczności premiera Tuska. Najważniejsze dla tej historii będą pakt migracyjny, Zielony Ład, porozumienia handlowe UE z Ukrainą i finalizowana właśnie umowa z państwami Mercosur, od której zaczniemy naszą opowieść.

Umowa o wolnym handlu między UE a państwami ugrupowania Mercosur, tj. Brazylią, Argentyną, Paragwajem, Boliwią i Urugwajem, negocjowana była od… 1999 roku. Wcześniej napotykała na mocny opór państw członkowskich Unii, jednak niedawno stała się kwestią życia i śmierci dla niemieckiej gospodarki. Tamtejszy przemysł, coraz słabiej radzący sobie z cenami paliw i narzucanymi przez unijnych biurokratów ekologicznymi obciążeniami, uratować może szerokie otwarcie na jego produkcję nowych rynków zbytu. W zamian nasz kontynent zaleje tania, gorsza jakościowo i niespełniająca narzucanych europejskim rolnikom surowych wymogów żywność z Ameryki Południowej. Przemysł, oficjalnie kontynentalny, w praktyce jednak przede wszystkim z jednego państwa ma zostać uratowany kosztem rolnictwa innych krajów UE, w tym Polski. PiS było przeciwko tej umowie, Platforma wraz z PSL w deklaracjach na użytek krajowy również, w praktyce jednak wysyłano sygnały, że możemy negocjować. O tym, że polski rząd zgodził się ostatecznie na zawarcie umowy w zamian za uwzględnienie części naszych postulatów w jej ostatecznym kształcie, dowiedzieliśmy się nie od jego przedstawicieli, a ze stron francuskiego MSZ, publikującego oświadczenie ministrów do spraw europejskich z Polski i Francji. Jeszcze 11 lipca minister rolnictwa Czesław Siekierski zapowiadał tymczasem, że Polska nie może zaakceptować umowy z Mercosur. Jednak widać tu już było złagodzenie stanowiska. W listopadzie zeszłego roku Polska zapowiadała jeszcze budowę mniejszości blokującej, w której poza nami i Francją znalazłyby się jeszcze inne państwa UE. Nic takiego się jednak nie stało, po prostu… poczekano do wyborów, po których najwyraźniej zdecydowano się na przyjęcie rozwiązań korzystnych dla gospodarki Niemiec. A przecież obecni w rządzie politycy PSL zdawali się rozumieć, w jak duże kłopoty chce wpakować nas Berlin. – Nie może być tak, że po poniesieniu tak dużych nakładów na rozwój polskiego rolnictwa i wysiłku w dostosowaniu rolniczej działalności do unijnych norm teraz nasze rolnictwo miałoby stawić czoła nierównej konkurencji z państwami Ameryki Południowej. W imieniu rządu RP apelujemy do Komisji Europejskiej, aby umowie UE – Mercosur nadać właściwe proporcje, jeśli chodzi o ochronę interesów wszystkich stron – mówił jesienią zeszłego roku minister Krzysztof Paszyk. Ciekawe, co ministrowie i premier powiedzą teraz, gdy rolnicy zapowiadają liczne i spektakularne protesty w Brukseli?

Fikcja prezydencji

Polscy rolnicy będą wzięci w dwa ognie. Bo przecież na tanim mięsie z Ameryki Południowej import się nie kończy. W końcówce kadencji PiS zaczęły się problemy z niekontrolowanym importem zboża i innych produktów rolnych z Ukrainy. Opozycja chętnie mówiła o niezdolności gabinetu Morawieckiego do rozwiązania tego problemu, choć tam, gdzie można było coś zrobić, próbowano wbrew Unii zjawisko to ograniczać. Obecnie Unia Europejska otwiera się na import wielu grup produktów i choć znów mowa jest o zabezpieczeniach, mało kogo to przekonuje. Przez cały czas trwania zakończonej niedawno polskiej prezydencji w UE zwracano uwagę na to, jak mało wynika z niej dla Polski. Brak szczytu unijnego w Warszawie, pozostawienie kluczowych spraw w rękach dyplomacji i urzędników reprezentujących najsilniejsze państwa, słowem – pełna rezygnacja z tej namiastki równouprawnienia państw wspólnoty, jaką daje ten specyficzny czas przewodniczenia. W 2011 roku w czasie prezydencji udało się przeprowadzić kilka projektów zgodnych z ówczesną polską polityką, choć niekoniecznie z racją stanu, wciąż były to przecież czasy resetu. Jednym z ówczesnych „osiągnięć” był wprowadzony kilka miesięcy później mały ruch graniczny z obwodem kaliningradzkim. Z drugiej jednak strony to w trakcie naszej prezydencji podpisano traktat akcesyjny z Chorwacją, a w Warszawie odbył się szczyt Partnerstwa Wschodniego. Najwyraźniej wówczas jeszcze korki nie były problemem, który tym razem – według słów Michała Szczerby – uniemożliwił podobne inicjatywy. I tak nasza druga prezydencja obyła się bez żadnych większych sukcesów. A tak naprawdę po prostu bez żadnych sukcesów.

Jej wyjątkowo okrutną puentą jest właśnie kwestia umowy z Ukrainą. Oddajmy głos ministrowi Siekierskiemu: „Z rozczarowaniem przyjąłem sposób, w jaki KE poinformowała państwa członkowskie o zakończeniu negocjacji z Ukrainą w ostatnim dniu polskiej prezydencji w Radzie UE. Jako przewodniczący Rady UE ds. Rolnictwa i Rybołówstwa zwracałem wielokrotnie uwagę na potrzebę prowadzenia przez Komisję Europejską negocjacji handlowych w sposób bardziej transparentny i w dialogu z rolnikami. Tymczasem Komisja podjęła decyzję o zakończeniu negocjacji bez uprzedniej konsultacji ani z państwami członkowskimi UE, ani z organizacjami rolniczymi”. Wygląda więc na to, że cytowane wyżej zapewnienia unijnego komisarza niespecjalnie uspokajają nastroje nawet w tej części rządu, którą temat w ogóle realnie interesuje. Jak było do przewidzenia, jednym z krytyków rządu stał się były wiceminister Michał Kołodziejczak, który o wszystko oskarża oczywiście ludowców. „Ostatni dzień naszej prezydencji w UE – pisał Kołodziejczak na portalu X – pokazał jasno, a wręcz dobitnie, że Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi pod szerokim kierownictwem PSL zawaliło temat. […] Dziś możemy jedynie stwierdzić fakt, że Ministerstwo Rolnictwa kierowane przez PSL na własne życzenie odstawiło na boczny tor polskich rolników w UE. Rolnicy nie wybaczą waszego dreptania w miejscu”. To ostatnie jest bardzo prawdopodobne, tyle tylko że dużo mniej prawdopodobne jest powitanie na rolniczych protestach szefa Agrounii z otwartymi ramionami. Dodajmy, że wcześniej Polski nie było w rozmowach na temat bezpieczeństwa Ukrainy. Nawet tu spadliśmy do niższej ligi.

Powrót Zielonego Ładu

Większość opisywanych w tym tekście porażek w zderzeniu z Unią Europejską dotyczy rolnictwa. Aby obraz był pełny, uzupełnijmy go o jeszcze jeden świeży szczegół. Unia pracuje już nad budżetem, który zacznie obowiązywać od 2028 roku. Jedną ze zmian ma być połączenie w jeden dwóch kluczowych funduszy – Spójności i Wspólnej Polityki Rolnej. Co więcej, w nowym rozdaniu wszelkie formy finansowania mają działać tak, jak KPO, a więc jako instrument szantażu i presji na rządy i państwa w rękach komisarzy. Jeśli w Polsce dojdzie do ponownego konserwatywnego zwrotu, szybko mogą pojawić się kolejne pomysły na „zagłodzenie Polski”, tym razem jednak zupełnie dosłowne. Jednak na rolnictwie i klęskach wizerunkowych kwestie, w których wbrew obietnicom zostaliśmy ograni, przecież się nie kończą. Kolejne sprawy, w których doszło do porażek Polski, to również często opisywane na naszych łamach Zielony Ład i pakt migracyjny. Nie tak dawno można było odnieść wrażenie, że dochodzi do pewnego poluzowania planów, a w biurach urzędników zagościł dawno niewidziany zdrowy rozsądek. Pozostaje mi odrobina gorzkiej satysfakcji, ponieważ przez cały czas byłem odległy od tego optymizmu. Bardzo szybko okazało się, że jeśli Unia Europejska pod kierownictwem Ursuli von der Leyen chce przed Zielonym Ładem uciekać, to tylko do przodu. Obejmująca prezydencję Dania przyspieszyć chce nie tylko podpisanie umowy z Mercosur, ale też „zieloną transformację”. Na początku lipca KE zaproponowała przyjęcie nowych, ambitniejszych celów klimatycznych, zakładających ograniczenie emisji CO2 o 90% w stosunku do roku 1990. Coś, co jeszcze niedawno wydawało się fantazją zielonych ekstremistów w rodzaju minister Urszuli Sary Zielińskiej, za chwilę może stać się oficjalnym planem Unii Europejskiej. A przecież nie tak dawno słyszeliśmy, że „Zielonego Ładu już nie ma”. Politycy ostrzegają, że tak drakońskie plany redukcyjne wykończą polski przemysł. Do tego dochodzą przecież wszystkie planowane podwyżki cen energii i absurdalne pomysły wymuszające na przykład zakupy niemieckich technologii (na przykład pomysł na urzędowe wyrugowanie z budownictwa styropianu na rzecz alternatyw produkowanych w Niemczech). Czy więc i dla nas jedyną nadzieją nie byłaby umowa z krajami Mercosur? Rzut oka na unijne statystyki pokazuje, że niekoniecznie. Polski eksport w tym kierunku jest śladowy, natomiast głównym, przeważającym nad wynikami innych państw krajem eksportującym w te rejony są – nie zgadną Państwo! – Niemcy.

Serdecznie witamy

Ostatnią wartą poruszenia kwestią jest zajmujący naszą uwagę w ostatnich tygodniach, lecz trwający o wiele dłużej kryzys migracyjny na zachodniej granicy. Polska wydaje się jedynym państwem, które tak ochoczo zdejmuje z Niemiec ciężar błędów ich polityki otwartych drzwi. To wciąż jeszcze tylko bieżąca interwencja, bratnia czy raczej służalcza pomoc sąsiadowi, którego rząd znalazł się w tarapatach, działanie mające na celu zatrzymanie AfD w marszu po władzę, tym razem kosztem bezpieczeństwa Polaków. Przecież wciąż jeszcze nie ruszył pakt migracyjny, z którego według deklaracji polityków PO mieliśmy być zwolnieni, lecz od którego, już według słów unijnych komisarzy, nie dostaniemy żadnej taryfy ulgowej. Na początku lipca europoseł Mariusz Kamiński ujawnił, że w unijnych dokumentach Polska figuruje jako kraj współpracujący we wprowadzaniu paktu w życie. Jak proces ten będzie wyglądał, możemy już zobaczyć w skali mikro na zachodniej granicy. I tak jesteśmy ogrywani na każdym polu przez każdego z graczy. Jeśli wierzyć exposé, miało być inaczej. Jednak wiele wskazuje na to, że tak naprawdę sprawy toczą się zgodnie z planem, który pisany był daleko od Warszawy.


 

POLECANE
Chaos na lotnisku w Wilnie. Rząd szykuje stan wyjątkowy Wiadomości
Chaos na lotnisku w Wilnie. Rząd szykuje stan wyjątkowy

Władze lotniska w Wilnie poinformowały w sobotę po południu o tymczasowym wstrzymaniu ruchu samolotów po wykryciu balonów przemytniczych nadlatujących z Białorusi. To kolejny taki incydent w ostatnich tygodniach.

Świąteczne zakupy w sieci. Policja radzi, na co uważać Wiadomości
Świąteczne zakupy w sieci. Policja radzi, na co uważać

Wraz z początkiem grudnia Polacy ruszyli na poszukiwania prezentów. Coraz więcej tych zakupów odbywa się w internecie, dlatego policja przypomina o podstawowych zasadach bezpieczeństwa. Wystarczy chwila nieuwagi, a możemy stracić pieniądze.

Nalot ABW na Profeto. Mec. Wąsowski: „Mój mandant dostał zawału serca” z ostatniej chwili
Nalot ABW na Profeto. Mec. Wąsowski: „Mój mandant dostał zawału serca”

Chodzi o pana Dariusza, dostawcę sprzętu do Fundacji Profeto, wobec którego ABW podjęło czynności bez udziału adwokata. W trakcie tych czynności pan Dariusz doznał zawału serca.

Wymagający konkurs w Wiśle. Jeden z biało-czerwonych uratował honor Wiadomości
Wymagający konkurs w Wiśle. Jeden z biało-czerwonych uratował honor

Sobotni konkurs Pucharu Świata w Wiśle ponownie okazał się trudny dla reprezentacji Polski. Po piątkowych kwalifikacjach, w których odpadło aż pięciu naszych zawodników, w konkursie wystartowało tylko pięciu biało-czerwonych. Najlepszym z nich był Piotr Żyła, który zajął 14. miejsce - to jego najlepszy wynik w tym sezonie.

Leżałam na ziemi i płakałam. Szczere wyznanie uczestniczki TzG Wiadomości
"Leżałam na ziemi i płakałam". Szczere wyznanie uczestniczki "TzG"

Decyzja Agnieszki Kaczorowskiej o odejściu z „Tańca z gwiazdami” wywołała szerokie poruszenie wśród fanów programu. Choć informację przekazała w emocjonalnym wpisie na Instagramie, dopiero teraz opowiedziała, co naprawdę działo się w ostatnich miesiącach.

Mgła i mżawka przez cały weekend. IMGW ostrzega Wiadomości
Mgła i mżawka przez cały weekend. IMGW ostrzega

Przez weekend będzie pochmurnie, ze słabymi opadami deszczu lub mżawki, cały czas będą utrzymywać się mgły - poinformował PAP synoptyk Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Michał Kowalczuk.

Saryusz-Wolski: Finansowanie naraz bezpieczeństwa i obrony oraz Zielonego Ładu jest niewykonalne z ostatniej chwili
Saryusz-Wolski: Finansowanie naraz bezpieczeństwa i obrony oraz Zielonego Ładu jest niewykonalne

Były eurodeputowany, a obecnie doradca Prezydenta RP ds. europejskich odniósł się w mediach społecznościowych do opublikowanej niedawno nowej amerykańskiej strategii bezpieczeństwa.

Zatwierdzenie umowy UE-Mercosur jeszcze przed świętami? Fatalne wiadomości z Brukseli z ostatniej chwili
Zatwierdzenie umowy UE-Mercosur jeszcze przed świętami? Fatalne wiadomości z Brukseli

Jak podaje radio RMF FM powołując się na źródła w Brukseli, Komisja Europejska planuje, by 20 grudnia szefowa KE Ursula von der Leyen zjawiła się na szczycie UE-Mercosur w Brazylii z umową zatwierdzoną przez UE.

Kłopoty w powietrzu. Drużyna Barcelony ledwo dotarła do Sewilli Wiadomości
Kłopoty w powietrzu. Drużyna Barcelony ledwo dotarła do Sewilli

FC Barcelona przed sobotnim meczem z Realem Betis musiała zmierzyć się z niespodziewanymi utrudnieniami logistycznymi. Spotkanie 15. kolejki La Ligi zaplanowano na godzinę 18:30, jednak zanim drużyna Hansiego Flicka dotarła do Sewilli, wydarzyło się znacznie więcej, niż przewidywał pierwotny plan.

Ziobro o Tusku i jego ekipie: Wypełza ich sowiecki chów gorące
Ziobro o Tusku i jego ekipie: Wypełza ich sowiecki chów

W rozmowie z portalem Onet minister sprawiedliwości Waldemar Żurek stwierdził, że "jakbyśmy chcieli, to byśmy go w bagażniku przywieźli. Służby na całym świecie tak robią". Słowa te skomentował Zbigniew Ziobro w mediach społecznościowych.

REKLAMA

Ograli Tuska

„Chcę wam powiedzieć, że naprawdę mnie nikt nie ogra w Unii Europejskiej. Chcę wam powiedzieć, że koalicja 15 października dobrze wie, że Polska nie ma żadnego powodu i polscy politycy nie powinni mieć żadnego powodu, żeby czuć kompleksy wobec kogokolwiek w Europie” – mówił premier Donald Tusk 12 grudnia 2023 roku. Obok słów „Będziemy działać zgodnie z literą prawa, tak jak my je rozumiemy” to prawdopodobnie najczęściej przywoływane słowa Tuska wypowiedziane w tej kadencji. Wracają w złośliwych komentarzach zawsze, gdy Polska zostaje odstawiona na boczny tor lub okazuje się stratna na nowych unijnych rozwiązaniach i umowach. Czyli – bardzo często.
Donald Tusk
Donald Tusk / fot. PAP/Paweł Supernak

Co musisz wiedzieć?

  • Rząd Donalda Tuska, mimo wcześniejszych zapowiedzi sprzeciwu, zgodził się na umowę handlową z krajami Mercosur, co grozi zalaniem europejskiego rynku tanią i niespełniającą unijnych norm żywnością z Ameryki Południowej, uderzając bezpośrednio w polskie rolnictwo.
  • Podczas polskiej prezydencji w Radzie UE nie udało się osiągnąć żadnych znaczących sukcesów; Polska została pominięta przy decyzjach o umowie z Ukrainą, a rząd nie wykorzystał szansy na wpływ na politykę UE, co wywołało krytykę, także wewnątrz koalicji.
  • Rząd ulega unijnym naciskom w sprawach klimatycznych i migracyjnych, mimo wcześniejszych obietnic oporu.

Mercosur spustoszy wieś

Oczywiście otwarte pozostaje pytanie, czy to, co jest porażką z punktu widzenia Polski, jest równocześnie przegraną, a nie intencją szefa Platformy Obywatelskiej. Dla wielu zresztą odpowiedź wydaje się oczywista. Czasem jednak za zdarzeniami złymi dla Polski, a dla samego Tuska już niekoniecznie, idą widoki będące jego klęską wizerunkową. Tak jak kolejne upokorzenia ze strony podobno wcale nie tak bardzo, jak mogłoby się wydawać, zadowolonych z przebiegu tej kadencji Niemiec. Bo przecież z ich punktu widzenia premier również „nie dowiózł”, posługując się modnym ostatnio zwrotem. Nie przejął pełni władzy, nie zneutralizował opozycji, nie zrealizował założeń z nakreślonej dla niego przez Klausa Bachmanna mapy. Być może dlatego właśnie do Polaków dotarły kompromitujące zdjęcia, na których Donald Tusk odsyłany jest do innego wagonu podczas ukraińskiego wypadu europejskich polityków, czy te, na których płaszczy się (chyba jako ostatni człowiek na Ziemi) przed Olafem Scholzem. Czy wreszcie wszystkie te, na których pośród możnych tego świata, a na pewno kontynentu, jest wstydliwie schowany, pomijany, zdezorientowany, stawiany w ostatnim szeregu.

Na użytek tego tekstu zostawmy jednak wiarygodne, lecz na razie trudne do zweryfikowania wyjaśnienia i skupmy się na tym, co zostało powiedziane, napisane i pokazane. Lista sytuacji, w których Donald Tusk i jego ministrowie w Europie niczego dla Polski nie załatwili, zostali zlekceważeni lub po prostu odesłani z kwitkiem jest długa. Większość z nich przewija się przez łamy „Tygodnika Solidarność”, jednak na ogół piszemy o nich w kontekście ich skutków dla polskiej gospodarki i wpływu na życie i dobrobyt przeciętnego obywatela. Tym razem spróbujmy podsumować je jednak pod kątem wiarygodności i skuteczności premiera Tuska. Najważniejsze dla tej historii będą pakt migracyjny, Zielony Ład, porozumienia handlowe UE z Ukrainą i finalizowana właśnie umowa z państwami Mercosur, od której zaczniemy naszą opowieść.

Umowa o wolnym handlu między UE a państwami ugrupowania Mercosur, tj. Brazylią, Argentyną, Paragwajem, Boliwią i Urugwajem, negocjowana była od… 1999 roku. Wcześniej napotykała na mocny opór państw członkowskich Unii, jednak niedawno stała się kwestią życia i śmierci dla niemieckiej gospodarki. Tamtejszy przemysł, coraz słabiej radzący sobie z cenami paliw i narzucanymi przez unijnych biurokratów ekologicznymi obciążeniami, uratować może szerokie otwarcie na jego produkcję nowych rynków zbytu. W zamian nasz kontynent zaleje tania, gorsza jakościowo i niespełniająca narzucanych europejskim rolnikom surowych wymogów żywność z Ameryki Południowej. Przemysł, oficjalnie kontynentalny, w praktyce jednak przede wszystkim z jednego państwa ma zostać uratowany kosztem rolnictwa innych krajów UE, w tym Polski. PiS było przeciwko tej umowie, Platforma wraz z PSL w deklaracjach na użytek krajowy również, w praktyce jednak wysyłano sygnały, że możemy negocjować. O tym, że polski rząd zgodził się ostatecznie na zawarcie umowy w zamian za uwzględnienie części naszych postulatów w jej ostatecznym kształcie, dowiedzieliśmy się nie od jego przedstawicieli, a ze stron francuskiego MSZ, publikującego oświadczenie ministrów do spraw europejskich z Polski i Francji. Jeszcze 11 lipca minister rolnictwa Czesław Siekierski zapowiadał tymczasem, że Polska nie może zaakceptować umowy z Mercosur. Jednak widać tu już było złagodzenie stanowiska. W listopadzie zeszłego roku Polska zapowiadała jeszcze budowę mniejszości blokującej, w której poza nami i Francją znalazłyby się jeszcze inne państwa UE. Nic takiego się jednak nie stało, po prostu… poczekano do wyborów, po których najwyraźniej zdecydowano się na przyjęcie rozwiązań korzystnych dla gospodarki Niemiec. A przecież obecni w rządzie politycy PSL zdawali się rozumieć, w jak duże kłopoty chce wpakować nas Berlin. – Nie może być tak, że po poniesieniu tak dużych nakładów na rozwój polskiego rolnictwa i wysiłku w dostosowaniu rolniczej działalności do unijnych norm teraz nasze rolnictwo miałoby stawić czoła nierównej konkurencji z państwami Ameryki Południowej. W imieniu rządu RP apelujemy do Komisji Europejskiej, aby umowie UE – Mercosur nadać właściwe proporcje, jeśli chodzi o ochronę interesów wszystkich stron – mówił jesienią zeszłego roku minister Krzysztof Paszyk. Ciekawe, co ministrowie i premier powiedzą teraz, gdy rolnicy zapowiadają liczne i spektakularne protesty w Brukseli?

Fikcja prezydencji

Polscy rolnicy będą wzięci w dwa ognie. Bo przecież na tanim mięsie z Ameryki Południowej import się nie kończy. W końcówce kadencji PiS zaczęły się problemy z niekontrolowanym importem zboża i innych produktów rolnych z Ukrainy. Opozycja chętnie mówiła o niezdolności gabinetu Morawieckiego do rozwiązania tego problemu, choć tam, gdzie można było coś zrobić, próbowano wbrew Unii zjawisko to ograniczać. Obecnie Unia Europejska otwiera się na import wielu grup produktów i choć znów mowa jest o zabezpieczeniach, mało kogo to przekonuje. Przez cały czas trwania zakończonej niedawno polskiej prezydencji w UE zwracano uwagę na to, jak mało wynika z niej dla Polski. Brak szczytu unijnego w Warszawie, pozostawienie kluczowych spraw w rękach dyplomacji i urzędników reprezentujących najsilniejsze państwa, słowem – pełna rezygnacja z tej namiastki równouprawnienia państw wspólnoty, jaką daje ten specyficzny czas przewodniczenia. W 2011 roku w czasie prezydencji udało się przeprowadzić kilka projektów zgodnych z ówczesną polską polityką, choć niekoniecznie z racją stanu, wciąż były to przecież czasy resetu. Jednym z ówczesnych „osiągnięć” był wprowadzony kilka miesięcy później mały ruch graniczny z obwodem kaliningradzkim. Z drugiej jednak strony to w trakcie naszej prezydencji podpisano traktat akcesyjny z Chorwacją, a w Warszawie odbył się szczyt Partnerstwa Wschodniego. Najwyraźniej wówczas jeszcze korki nie były problemem, który tym razem – według słów Michała Szczerby – uniemożliwił podobne inicjatywy. I tak nasza druga prezydencja obyła się bez żadnych większych sukcesów. A tak naprawdę po prostu bez żadnych sukcesów.

Jej wyjątkowo okrutną puentą jest właśnie kwestia umowy z Ukrainą. Oddajmy głos ministrowi Siekierskiemu: „Z rozczarowaniem przyjąłem sposób, w jaki KE poinformowała państwa członkowskie o zakończeniu negocjacji z Ukrainą w ostatnim dniu polskiej prezydencji w Radzie UE. Jako przewodniczący Rady UE ds. Rolnictwa i Rybołówstwa zwracałem wielokrotnie uwagę na potrzebę prowadzenia przez Komisję Europejską negocjacji handlowych w sposób bardziej transparentny i w dialogu z rolnikami. Tymczasem Komisja podjęła decyzję o zakończeniu negocjacji bez uprzedniej konsultacji ani z państwami członkowskimi UE, ani z organizacjami rolniczymi”. Wygląda więc na to, że cytowane wyżej zapewnienia unijnego komisarza niespecjalnie uspokajają nastroje nawet w tej części rządu, którą temat w ogóle realnie interesuje. Jak było do przewidzenia, jednym z krytyków rządu stał się były wiceminister Michał Kołodziejczak, który o wszystko oskarża oczywiście ludowców. „Ostatni dzień naszej prezydencji w UE – pisał Kołodziejczak na portalu X – pokazał jasno, a wręcz dobitnie, że Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi pod szerokim kierownictwem PSL zawaliło temat. […] Dziś możemy jedynie stwierdzić fakt, że Ministerstwo Rolnictwa kierowane przez PSL na własne życzenie odstawiło na boczny tor polskich rolników w UE. Rolnicy nie wybaczą waszego dreptania w miejscu”. To ostatnie jest bardzo prawdopodobne, tyle tylko że dużo mniej prawdopodobne jest powitanie na rolniczych protestach szefa Agrounii z otwartymi ramionami. Dodajmy, że wcześniej Polski nie było w rozmowach na temat bezpieczeństwa Ukrainy. Nawet tu spadliśmy do niższej ligi.

Powrót Zielonego Ładu

Większość opisywanych w tym tekście porażek w zderzeniu z Unią Europejską dotyczy rolnictwa. Aby obraz był pełny, uzupełnijmy go o jeszcze jeden świeży szczegół. Unia pracuje już nad budżetem, który zacznie obowiązywać od 2028 roku. Jedną ze zmian ma być połączenie w jeden dwóch kluczowych funduszy – Spójności i Wspólnej Polityki Rolnej. Co więcej, w nowym rozdaniu wszelkie formy finansowania mają działać tak, jak KPO, a więc jako instrument szantażu i presji na rządy i państwa w rękach komisarzy. Jeśli w Polsce dojdzie do ponownego konserwatywnego zwrotu, szybko mogą pojawić się kolejne pomysły na „zagłodzenie Polski”, tym razem jednak zupełnie dosłowne. Jednak na rolnictwie i klęskach wizerunkowych kwestie, w których wbrew obietnicom zostaliśmy ograni, przecież się nie kończą. Kolejne sprawy, w których doszło do porażek Polski, to również często opisywane na naszych łamach Zielony Ład i pakt migracyjny. Nie tak dawno można było odnieść wrażenie, że dochodzi do pewnego poluzowania planów, a w biurach urzędników zagościł dawno niewidziany zdrowy rozsądek. Pozostaje mi odrobina gorzkiej satysfakcji, ponieważ przez cały czas byłem odległy od tego optymizmu. Bardzo szybko okazało się, że jeśli Unia Europejska pod kierownictwem Ursuli von der Leyen chce przed Zielonym Ładem uciekać, to tylko do przodu. Obejmująca prezydencję Dania przyspieszyć chce nie tylko podpisanie umowy z Mercosur, ale też „zieloną transformację”. Na początku lipca KE zaproponowała przyjęcie nowych, ambitniejszych celów klimatycznych, zakładających ograniczenie emisji CO2 o 90% w stosunku do roku 1990. Coś, co jeszcze niedawno wydawało się fantazją zielonych ekstremistów w rodzaju minister Urszuli Sary Zielińskiej, za chwilę może stać się oficjalnym planem Unii Europejskiej. A przecież nie tak dawno słyszeliśmy, że „Zielonego Ładu już nie ma”. Politycy ostrzegają, że tak drakońskie plany redukcyjne wykończą polski przemysł. Do tego dochodzą przecież wszystkie planowane podwyżki cen energii i absurdalne pomysły wymuszające na przykład zakupy niemieckich technologii (na przykład pomysł na urzędowe wyrugowanie z budownictwa styropianu na rzecz alternatyw produkowanych w Niemczech). Czy więc i dla nas jedyną nadzieją nie byłaby umowa z krajami Mercosur? Rzut oka na unijne statystyki pokazuje, że niekoniecznie. Polski eksport w tym kierunku jest śladowy, natomiast głównym, przeważającym nad wynikami innych państw krajem eksportującym w te rejony są – nie zgadną Państwo! – Niemcy.

Serdecznie witamy

Ostatnią wartą poruszenia kwestią jest zajmujący naszą uwagę w ostatnich tygodniach, lecz trwający o wiele dłużej kryzys migracyjny na zachodniej granicy. Polska wydaje się jedynym państwem, które tak ochoczo zdejmuje z Niemiec ciężar błędów ich polityki otwartych drzwi. To wciąż jeszcze tylko bieżąca interwencja, bratnia czy raczej służalcza pomoc sąsiadowi, którego rząd znalazł się w tarapatach, działanie mające na celu zatrzymanie AfD w marszu po władzę, tym razem kosztem bezpieczeństwa Polaków. Przecież wciąż jeszcze nie ruszył pakt migracyjny, z którego według deklaracji polityków PO mieliśmy być zwolnieni, lecz od którego, już według słów unijnych komisarzy, nie dostaniemy żadnej taryfy ulgowej. Na początku lipca europoseł Mariusz Kamiński ujawnił, że w unijnych dokumentach Polska figuruje jako kraj współpracujący we wprowadzaniu paktu w życie. Jak proces ten będzie wyglądał, możemy już zobaczyć w skali mikro na zachodniej granicy. I tak jesteśmy ogrywani na każdym polu przez każdego z graczy. Jeśli wierzyć exposé, miało być inaczej. Jednak wiele wskazuje na to, że tak naprawdę sprawy toczą się zgodnie z planem, który pisany był daleko od Warszawy.



 

Polecane