Zdjęcie Sybisa i hala na Krupniczej czyli wspomnień czar

Zdjęcie Sybisa i hala na Krupniczej czyli wspomnień czar

Im człowiek starszy – tym bardziej wzbiera mu się na wspomnienia. Także te związane ze sportem we Wrocławiu. Będąc absolutnym brzdącem, za szczenięcych, beztroskich lat miałem gruby zeszyt ,bodaj 64-kartkowy, w którym pieczołowicie wklejałem pocztówki czy zdjęcia ówczesnych sportowych gwiazd. Dzisiaj wszystko jest w internecie, wszystko jest łatwo – wtedy zdobycie takiego suweniru było sztuką i sprawiało nadzwyczajną radość.

 

W tym zeszycie poczytne miejsce zajmował napastnik „Śląska Wrocław”, bożyszcze kibiców WKS-u, mały wzrostem (164 centymetrów? Dobrze pamiętam ?)), ale wielki duchem i sercem do gry Janusz Sybis. Po latach spotykałem go co mecz, co dwa tygodnie na Oporowskiej, już jako dorosły człowiek . Obaj wtedy byliśmy już w tej samej roli : zaangażowanych kibiców. Jednak wcześniej pan Janusz biegał po boisku, dryblował, strzelał gole (więcej niż asystował przy bramkach) a ja byłem chłopaczkiem zapatrzonym w idoli z pocztówek, bo przecież nie ze stu dwudziestu czy tam ilu telewizyjnych kanałów sportowych, jak teraz.

 

Nigdy nie zapomnę meczów bokserskich w już śp. hali na ulicy Krupniczej. Ring w środku, kibice ze wszystkich chyba stron. Dodajmy: kibice sprawiedliwi i naprawdę obiektywni. Pamiętam gwizdy, gdy ogłaszano zwycięstwo pięściarza „Gwardii” Wrocław, choć tak naprawdę w ringu nie wygrał. Ci , co przychodzili tam regularnie naprawdę znali się na sztuce walki na pięści. Uwaga! Napisałem: „pięściarza”, a nie „boksera”. Pięściarze byli na to wrażliwi. „Bokser to jest pies. Ja jestem pięściarz” – warknął kiedyś jeden z nich. Po latach oglądałem walki pięściarzy (!) Gwardii Wrocław z VIP-owskiego balkonu na górze, gdy prezesem sekcji bokserskiej wrocławskiej „Gwardii” był Władek Frasyniuk, polityczny oponent, ale w sportowych sprawach – a więc najważniejszych! – nigdy się nie różniliśmy. Zresztą zaangażowanie polityków we Wrocławiu w sport ćwierć wieku temu, dwie dekady wstecz i trochę później było czymś absolutnie unikatowym w skali kraju. Stolicę Dolnego Śląska podawano jako przykład, jak politycy różnych opcji, spierający się na co dzień, skaczący sobie czasem do oczu w telewizji, inaczej głosujący w parlamencie, potrafią w sprawach sportu sobie nie przeszkadzać, a nawet wzajemnie się w jakiejś mierze wspierać i przede wszystkim swoją pozycję polityczną wykorzystywać dla dobra tej czy innej dyscypliny, tego czy innego klubu. Był Grzegorz Schetyna w koszykówce, chociaż niewiele osób pamięta, że także w piłce nożnej (sic!), wspomniany Władek w boksie, ja oczywiście w żużlu, Janusz Krasoń w siatkówce mężczyzn. Byli i inni.

 

Hala na Krupniczej, charakterystyczna, ze swoimi wadami i brakami, miała jednak absolutnie wyjątkową atmosferę, do której nie raz tęsknię, siedząc w „Orbicie” czy nawet w hali, która teraz nazywają „100-lecia”, a ja całe życie nazywałem ją „Halą Ludową”. Na Krupniczej był ścisk, gigantyczny problem z parkowaniem ale było inaczej, była atmosfera specjalnego, szczególnie zaangażowanego kibicowania. Ludzie, którzy przychodzili na boks czy siatkówkę kobiet znali się, rozpoznawali, nie ginęli jak teraz w wielkiej „Orbicie”, czy monumentalnej „Hali Ludowej” (spokojnie, są znacznie większe hale w Polsce niż te wrocławskie).

Oporowska. Był czas, kiedy bywałem tam co mecz „Śląska”. To był dobry, fajny czas. I komu to przeszkadza, żeby człowiek nie mógł być cały czas albo nastolatkiem, albo w sile wieku? Na Oporowskiej widziałem różne rzeczy, różne gole, różne spalone i sędziowskie pomyłki (w obie strony skądinąd) – z tym ze piłkarska publiczność inaczej niż ta pięściarska jest znacznie mniej obiektywna i sprawiedliwa… Widziałem radości awansów, tytułów, medali, ale też  braku awansu i zawiedzionych nadziei. Widziałem znanego dziś dziennikarza, wtedy poczatkującego żurnalistę, trzeba przyznać bardzo zaangażowanego kibica, bardzo przeżywającego mecze, który kiedyś nie mogąc pogodzić się z decyzją sędziego krzywdzącą (czy naprawdę, czy tylko subiektywnie, już nie pamiętam) ukochany „Śląsk”, stanął na ławce, odwrócił się tyłem do boiska, zdjął spodnie i całą resztę i gołym siedzeniem wypiął się w kierunku arbitra. Nazwiska nie podam, bo gość był rzeczywiście zapalonym kibicem, a takim się trochę więcej wybacza.

Pamiętam też bardzo znanego, nie tylko we Wrocławiu, ale i w Polsce polityka, który sportem specjalnie się chyba nie interesował, ale albo mu poradzono, że warto się „pokazać”, albo sam to zrozumiał. Przyszedł na loże na bardzo ważny mecz „Śląska” z GKS Bełchatów, który mógł zdecydować na awansie do Ekstraklasy. Goście grali w swoich tradycyjnych strojach: zielonych koszulkach i czarnych spodenkach. Nasz WKS, wiadomo, też bardzo często grał w zielonych koszulkach. Można się było pomylić w pierwszej chwili, ale słuchając reakcji trybun, wrzawy, gdy nasi są przy piłce już po minucie meczu dla każdego prawdziwego kibica było wiadomo „kto jest kto”. Ale nie dla Pana Polityka. Była jakaś może 25 minuta meczu, gdy niespodziewanie goście z Bełchatowa (w zielonych koszulkach, przypomnę!) strzelili gola. Na trybunach konsternacja, cisza. Tylko w VIP-owskiej bańce jeden gość wyskoczył do góry z radości, ze wzniesionymi w geście triumfu rękami. Wyskoczył i zastygł. Cieszył się na loży tylko on jeden. Powoli, jak w „slow motion” opadł na siedzenie...

A ten mecz „Śląsk” ostatecznie wygrał i w niedługo potem wrócił do "Ekstraklasy".

PS: Z kronikarskiego obowiązku: pod moim Patronatem Honorowym odbyły się w Poznaniu żużlowe Drużynowe Mistrzostwa Europy(DME). Polska zdobyła złoto. Grand Prix w Warszawie nie miało mojego patronatu. Żadnego Polaka nie było w finale...

 

*tekst ukazał się w „Słowie Sportowym” (23.05.2022)


 

POLECANE
Gwiazdor M jak miłość padł ofiarą oszustwa Wiadomości
Gwiazdor "M jak miłość" padł ofiarą oszustwa

Marcin Mroczek, aktor znany z roli Piotra Zduńskiego w serialu M jak miłość, podzielił się z fanami na Instagramie ważnym apelem. Powodem jest fałszywy profil w aplikacji randkowej, który został założony na jego nazwisko.

Tȟašúŋke Witkó: Dyplomacja sapogowa tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Dyplomacja sapogowa

3 września 2025 roku, w środę, na oficjalnej stronie ministerstwa spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej ukazała się transkrypcja wywiadu prasowego przeprowadzonego z szefem kremlowskiej dyplomacji, Siergiejem Wiktorowiczem Ławrowem. Rosjanin orzekł w nim, że Moskwa będzie kontynuować negocjacje pokojowe z Kijowem, jednak strona ukraińska musi uznać nowe realia terytorialne oraz dodał, iż musi zostać sformułowany nowy system gwarancji bezpieczeństwa dla obydwu, dziś ścierających się zbrojnie państw.

Komunikat dla mieszkańców woj. śląskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. śląskiego

Zakończyła się opóźniona rozbudowa dwóch odcinków drogi krajowej nr 46 na wschód od Częstochowy - przekazał katowicki oddział GDDKiA. Chodzi o trwającą od 2023 r. przebudowę ogółem 15 km tej drogi w rejonie Janowa i Lelowa, łącznym kosztem ponad 100 mln zł.

Incydent w krakowskim urzędzie. Poszkodowane urzędniczki Wiadomości
Incydent w krakowskim urzędzie. Poszkodowane urzędniczki

W piątek w Urzędzie Miasta Krakowa doszło do niebezpiecznej sytuacji - na dzienniku podawczym rozpylono drażniącą substancję, w wyniku czego poszkodowane zostały urzędniczki. Sprawcy mieli mieć na sobie stroje sanitarne.

 To nie tylko strategiczna decyzja. Szef MON o wzmocnieniu wschodniej flanki NATO Wiadomości
"To nie tylko strategiczna decyzja". Szef MON o wzmocnieniu wschodniej flanki NATO

Uruchomienie operacji Wschodnia Straż to nie tylko strategiczna decyzja, to wyraz odpowiedzialności za bezpieczeństwo całej wschodniej flanki NATO - ocenił wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak--Kamysz po ogłoszeniu operacji NATO wzmacniającej obronność wschodniej flanki.

O tym nie dowiecie się z oficjalnych biogramów. Taka jest prawda o Walterze Hallsteinie - pierwszym, niemieckim przewodniczącym Komisji Europejskiej tylko u nas
O tym nie dowiecie się z oficjalnych biogramów. Taka jest prawda o Walterze Hallsteinie - pierwszym, niemieckim przewodniczącym Komisji Europejskiej

To postać ze spiżu: niemiecki profesor prawa, człowiek-legenda, pierwszy Przewodniczący Komisji Europejskiej przez dziewięć lat (1958-1967). Na drugim planie za Schumanem i Monnetem, odrobinę „dalszy ojciec” wspólnot europejskich, a tak naprawdę ich mózg założycielski. Postać kluczowa dla integracji europejskiej, negocjator pierwszych traktatów i ich faktyczny autor.

Nowa prognoza pogody. Co nas czeka w najbliższych dniach? z ostatniej chwili
Nowa prognoza pogody. Co nas czeka w najbliższych dniach?

Jak informuje Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, nad Islandią występuje głęboki niż, który swym zasięgiem obejmuje całą północną i częściowo centralną Europę. Na wschodzie, południu i zachodzie Europy oddziaływają wyże z głównymi centrami nad Atlantykiem i Rosją. Polska pozostanie między niżem z ośrodkiem w rejonie Islandii a wyżem z centrum nad zachodnią Rosją. Od północnego wschodu po południowy zachód kraju rozciągać się będzie strefa frontu atmosferycznego. Nadal napływać będzie dość wilgotne powietrze polarne morskie, na południowym wschodzie cieplejsze.

Strzały pod Krakowem. Policja zatrzymała trzy osoby Wiadomości
Strzały pod Krakowem. Policja zatrzymała trzy osoby

Na parkingu przy autostradzie A4 w Podłężu doszło do niebezpiecznego zdarzenia. Nietrzeźwy 28-latek wyciągnął broń pneumatyczną i oddał kilka strzałów w kierunku innych kierowców.

Dziennikarz wygrał z likwidatorem Radia Poznań Wiadomości
Dziennikarz wygrał z likwidatorem Radia Poznań

Bartosz Garczyński, były dziennikarz Radia Poznań, wraca do pracy po prawomocnym wyroku Sądu Okręgowego w Poznaniu. 5 września 2025 roku sąd oddalił apelację likwidatora spółki i potwierdził, że zwolnienie dziennikarza było nieuzasadnione.

Rosyjskie drony nad Polską. Jest reakcja NATO z ostatniej chwili
Rosyjskie drony nad Polską. Jest reakcja NATO

Po wtargnięciu rosyjskich dronów do Polski sekretarz generalny NATO Mark Rutte zapowiedział wzmocnienie Sojuszu na wschodniej flance.

REKLAMA

Zdjęcie Sybisa i hala na Krupniczej czyli wspomnień czar

Zdjęcie Sybisa i hala na Krupniczej czyli wspomnień czar

Im człowiek starszy – tym bardziej wzbiera mu się na wspomnienia. Także te związane ze sportem we Wrocławiu. Będąc absolutnym brzdącem, za szczenięcych, beztroskich lat miałem gruby zeszyt ,bodaj 64-kartkowy, w którym pieczołowicie wklejałem pocztówki czy zdjęcia ówczesnych sportowych gwiazd. Dzisiaj wszystko jest w internecie, wszystko jest łatwo – wtedy zdobycie takiego suweniru było sztuką i sprawiało nadzwyczajną radość.

 

W tym zeszycie poczytne miejsce zajmował napastnik „Śląska Wrocław”, bożyszcze kibiców WKS-u, mały wzrostem (164 centymetrów? Dobrze pamiętam ?)), ale wielki duchem i sercem do gry Janusz Sybis. Po latach spotykałem go co mecz, co dwa tygodnie na Oporowskiej, już jako dorosły człowiek . Obaj wtedy byliśmy już w tej samej roli : zaangażowanych kibiców. Jednak wcześniej pan Janusz biegał po boisku, dryblował, strzelał gole (więcej niż asystował przy bramkach) a ja byłem chłopaczkiem zapatrzonym w idoli z pocztówek, bo przecież nie ze stu dwudziestu czy tam ilu telewizyjnych kanałów sportowych, jak teraz.

 

Nigdy nie zapomnę meczów bokserskich w już śp. hali na ulicy Krupniczej. Ring w środku, kibice ze wszystkich chyba stron. Dodajmy: kibice sprawiedliwi i naprawdę obiektywni. Pamiętam gwizdy, gdy ogłaszano zwycięstwo pięściarza „Gwardii” Wrocław, choć tak naprawdę w ringu nie wygrał. Ci , co przychodzili tam regularnie naprawdę znali się na sztuce walki na pięści. Uwaga! Napisałem: „pięściarza”, a nie „boksera”. Pięściarze byli na to wrażliwi. „Bokser to jest pies. Ja jestem pięściarz” – warknął kiedyś jeden z nich. Po latach oglądałem walki pięściarzy (!) Gwardii Wrocław z VIP-owskiego balkonu na górze, gdy prezesem sekcji bokserskiej wrocławskiej „Gwardii” był Władek Frasyniuk, polityczny oponent, ale w sportowych sprawach – a więc najważniejszych! – nigdy się nie różniliśmy. Zresztą zaangażowanie polityków we Wrocławiu w sport ćwierć wieku temu, dwie dekady wstecz i trochę później było czymś absolutnie unikatowym w skali kraju. Stolicę Dolnego Śląska podawano jako przykład, jak politycy różnych opcji, spierający się na co dzień, skaczący sobie czasem do oczu w telewizji, inaczej głosujący w parlamencie, potrafią w sprawach sportu sobie nie przeszkadzać, a nawet wzajemnie się w jakiejś mierze wspierać i przede wszystkim swoją pozycję polityczną wykorzystywać dla dobra tej czy innej dyscypliny, tego czy innego klubu. Był Grzegorz Schetyna w koszykówce, chociaż niewiele osób pamięta, że także w piłce nożnej (sic!), wspomniany Władek w boksie, ja oczywiście w żużlu, Janusz Krasoń w siatkówce mężczyzn. Byli i inni.

 

Hala na Krupniczej, charakterystyczna, ze swoimi wadami i brakami, miała jednak absolutnie wyjątkową atmosferę, do której nie raz tęsknię, siedząc w „Orbicie” czy nawet w hali, która teraz nazywają „100-lecia”, a ja całe życie nazywałem ją „Halą Ludową”. Na Krupniczej był ścisk, gigantyczny problem z parkowaniem ale było inaczej, była atmosfera specjalnego, szczególnie zaangażowanego kibicowania. Ludzie, którzy przychodzili na boks czy siatkówkę kobiet znali się, rozpoznawali, nie ginęli jak teraz w wielkiej „Orbicie”, czy monumentalnej „Hali Ludowej” (spokojnie, są znacznie większe hale w Polsce niż te wrocławskie).

Oporowska. Był czas, kiedy bywałem tam co mecz „Śląska”. To był dobry, fajny czas. I komu to przeszkadza, żeby człowiek nie mógł być cały czas albo nastolatkiem, albo w sile wieku? Na Oporowskiej widziałem różne rzeczy, różne gole, różne spalone i sędziowskie pomyłki (w obie strony skądinąd) – z tym ze piłkarska publiczność inaczej niż ta pięściarska jest znacznie mniej obiektywna i sprawiedliwa… Widziałem radości awansów, tytułów, medali, ale też  braku awansu i zawiedzionych nadziei. Widziałem znanego dziś dziennikarza, wtedy poczatkującego żurnalistę, trzeba przyznać bardzo zaangażowanego kibica, bardzo przeżywającego mecze, który kiedyś nie mogąc pogodzić się z decyzją sędziego krzywdzącą (czy naprawdę, czy tylko subiektywnie, już nie pamiętam) ukochany „Śląsk”, stanął na ławce, odwrócił się tyłem do boiska, zdjął spodnie i całą resztę i gołym siedzeniem wypiął się w kierunku arbitra. Nazwiska nie podam, bo gość był rzeczywiście zapalonym kibicem, a takim się trochę więcej wybacza.

Pamiętam też bardzo znanego, nie tylko we Wrocławiu, ale i w Polsce polityka, który sportem specjalnie się chyba nie interesował, ale albo mu poradzono, że warto się „pokazać”, albo sam to zrozumiał. Przyszedł na loże na bardzo ważny mecz „Śląska” z GKS Bełchatów, który mógł zdecydować na awansie do Ekstraklasy. Goście grali w swoich tradycyjnych strojach: zielonych koszulkach i czarnych spodenkach. Nasz WKS, wiadomo, też bardzo często grał w zielonych koszulkach. Można się było pomylić w pierwszej chwili, ale słuchając reakcji trybun, wrzawy, gdy nasi są przy piłce już po minucie meczu dla każdego prawdziwego kibica było wiadomo „kto jest kto”. Ale nie dla Pana Polityka. Była jakaś może 25 minuta meczu, gdy niespodziewanie goście z Bełchatowa (w zielonych koszulkach, przypomnę!) strzelili gola. Na trybunach konsternacja, cisza. Tylko w VIP-owskiej bańce jeden gość wyskoczył do góry z radości, ze wzniesionymi w geście triumfu rękami. Wyskoczył i zastygł. Cieszył się na loży tylko on jeden. Powoli, jak w „slow motion” opadł na siedzenie...

A ten mecz „Śląsk” ostatecznie wygrał i w niedługo potem wrócił do "Ekstraklasy".

PS: Z kronikarskiego obowiązku: pod moim Patronatem Honorowym odbyły się w Poznaniu żużlowe Drużynowe Mistrzostwa Europy(DME). Polska zdobyła złoto. Grand Prix w Warszawie nie miało mojego patronatu. Żadnego Polaka nie było w finale...

 

*tekst ukazał się w „Słowie Sportowym” (23.05.2022)



 

Polecane
Emerytury
Stażowe