[Tylko u nas] Dr Piotr Łysakowski: "Poszliśmy w niewolę bez żalu i skarg"

Wojna na Ukrainie i popełniane przez Rosjan, w trakcie jej trwania, zbrodnie nieodmiennie muszą przywoływać potworne polskie doświadczenia z pierwszych miesięcy sowieckiej okupacji roku 1939 i 1940.
Związane ręce ekshumowanej ofiary Zbrodni Katyńskiej [Tylko u nas] Dr Piotr Łysakowski:
Związane ręce ekshumowanej ofiary Zbrodni Katyńskiej / Wikipedia domena publiczna

Wśród tych doświadczeń niezabliźnioną raną pozostaje (użyjmy tu umownego określenia) Katyń. Przyczyn, dla których „sprawa” pozostaje nadal żywa i niezmiernie bolesna jest wiele: powtarzające się rosyjskie kłamstwa dotyczące sprawstwa, odmowa wyjawienia miejsca wiecznego spoczynku kilku tysięcy zamordowanych Polaków, o których dzisiaj wiemy tylko, że zostali zabici gdzieś na „nieludzkiej ziemi” wraz ze swoimi braćmi, których ciała odkryto w (to też umowne określenie)  Kozich Górach, próby zabrania miejscu pochówku pod Smoleńskiem „polskiego” charakteru, niechęć niektórych środowisk politycznych w Polsce do tego, by mord uznać za ludobójstwo (choć stosując definicję Rafała Lemkina zasługuje on na to kreślenie bez jakichkolwiek zbędnych dywagacji). W końcu zaś prowokuje do dyskusji o sprawie dramat z dziesiątego kwietnia 2010 roku ściśle związany z polsko – rosyjskimi stosunkami i, wszelkimi ich implikacjami i tłumioną rosyjską niechęcią do polskiego dążenia do suwerenności, podmiotowości i wolności.

Ostatnim miejscem, w którym przebywali  przed mordem Polacy były obozy Kozielsk, Starobielsk i Ostaszków. Warto zapoznać się z opisem tych miejsc (w tym konkretnym przypadku Kozielska i Ostaszkowa) pozostawionym przez tych, którzy mieli ogromne szczęście ujść z życiem lub znaleźć się w „drugiej fali” jeńców tuż po „rozładowaniu” wspomnianych miejsc odosobnienia wiosną 1940 roku. W „Biuletynie informacyjnym nr 4, Londyn maj 1950, Polskiego Stowarzyszenia B. Sowieckich więźniów politycznych” znalazłem wspomnienia dotyczące właśnie pobytu w „tych” obozach. Autorzy tychże to: Stanisław Libkind Lubodziecki (*1879 +1975, polski prawnik, oficer WP, działacz niepodległościowy) „wspomnienia osobiste”, Rudolf Kościesza „Napis na murze cerkiewnym” i anonim, którego tekst sygnowany jest literami J.R, „Jak wyglądał ,obóz w Ostaszkowie”.

 

Relacje

Lubodziecki znalazł się w rosyjskiej niewoli już siedemnastego września 1939 roku opodal Zbaraża. Prowadzony przez Sowietów do niewoli obserwował nieczęste (moim zdaniem) na kresach reakcje ludności cywilnej „…Przeszliśmy przez Powołoczyska. … tłumy mieszkańców, Polaków, Ukraińców i Żydów, stały szpalerami wzdłuż marszu kolumny. Ludzie podbiegali do jeńców i obdarzali ich żywnością: bułkami, jajkami na twardo, kiełbasą, czekoladą. Gdy konwojenci sowieccy kolbami karabinów poczęli odpędzać cisnących się mieszkańców, wówczas oni przerzucali swe dary ponad głowami konwojentów. …”. Po opuszczeniu terytorium Polski konwój wkroczył do miejscowości Wołoczyska (dziś to miasto ukraińskie znajdujące się w obwodzie chmielnickim liczące w 2018 roku około 19 tysięcy mieszkańców). Autor opisuje miejscowość jako „martwe … Nieliczne postacie ludzkie snuły się po ulicach, ubrane nędznie, ze smutnymi obliczami, …”. Po marszu przewieziono jeńców autobusem (najprawdopodobniej, jak twierdzi Lubodziecki, ukradzionym w Polsce) na stację kolejową skąd transportem kolejowym dostarczono ich do prowizorycznego obozu w „…powiecie putiwelskim…”. Warunki w jakich przebywali podczas tzw. etapów określa jako „koszmarne”. Pierwszego listopada 1939 roku dokonano „selekcji” i wydzielono z ogółu jeńców oficerów „z wieszczami”. Po kolejnej weryfikacji „…wykrzykiwanie nazwisk z listy alfabetycznej…” czwórkami, otoczeni konwojującymi NKWDzistami (z psami) odprowadzono „wybranych” na stację wąskotorówki, którą dostarczono ich na kolejną tym razem już „normalną”.

Zachowywano przy tym „…jak zawsze, całkowitą konspirację, wobec czego nie wiedzieliśmy dokąd jedziemy. …”. Jechali (co najmniej) dwie noce, aż do „jakiejś stacji” gdzie nakazano wyjście z wagonów „z rzeczami”. Tam oznajmiono, że przed jeńcami trzy kilometry marszu czyniąc przy tym wyjątek dla starszego oficera (60 lat), który miał jechać samochodem „…Tu maleńka dygresja. Kiedy nas po wzięciu do niewoli prowadzono z Polski zagranicę, starszy konwojent, w czasie krótkich przerw wygłaszał propagandowe przemówienia. … twierdził, że bolszewicy nigdy nie kłamią, … Szybko przekonałem się o niesłuszności tej propagandy. Bolszewicy nienawidzą prawdy. … Nawet w tak drobnej rzeczy, jak określenie odległości obozu od stacji, bolszewicki dygnitarz stojący na czele obozu generał NKWD Zarubin  (*1894 +1974 wysoki funkcjonariusz sowieckich służb tajnych, pełnomocnik ds. polskich jeńców w Kozielsku) … musiał skłamać.”. Marsz do obozu, ze względu na błoto i trudną pogodę (o odległości nie wspominając) był udręką i to niezależnie od tego czy maszerowano czy jechano samochodem. Po kilku godzinach kolumna jeńców dotarła na miejsce, do obozu  „…który zawierał duży kompleks budynków. Jedne z nich były kiedyś cerkwiami, inne zaś gmachami klasztornymi…

Byliśmy w obozie Kozielskim, w posiadłości niegdyś kniaziów na Kozielsku Puzynów, w ostatnim miejscu postoju kilku tysięcy oficerów polskich, których w pięć miesięcy później pomordowano w Katyniu. Nikły odsetek jeńców >>pierwszego Kozielska<< /był później >>drugi<< - dla innych jeńców polskich/ ocalał. Z oczywistej łaski Boskiej znalazłem się w liczbie ocalonych.”.  Obóz (czyli Kozielsk), o którym pisał Lubodziecki zapełnił się ponownie w lipcu 1940 roku. Przywieziono tam wtedy polskich oficerów internowanych wcześniej na Litwie. Szybko zorientowali się, że krótko prze ich przyjazdem był jeszcze zasiedlony „…Na cerkiewnej ścianie, … , dał się odczytać napis … ołówkiem po polsku … >>Tu było 5000 oficerów polskich. Rozpoczęto nas wywozić 5 kwietnia w niewiadomym kierunku małemi grupkami. Ostatni transport odjeżdża 11 maja 1940 roku.<<. Te słowa odczytał Kpt. K. sam w lipcu 1940 roku … na murze cerkwi na półtora metra powyżej kurka z wodą gotowaną …”. Ten sam oficer po upływie jakiegoś czasu (koniec lipca 1940) przechodząc opodal kancelarii komendanta obozu (mjr. Korolow *1902 +1983) znalazł list napisany w języku francuskim. Korespondencja adresowana była do ambasadora Francji w stolicy ZSRS Moskwie (autorem był podporucznik Olszewski (najprawdopodobniej chodzi tu o Mieczysława Olszewskiego * 1913 – na niemieckiej liście katyńskiej nr. 428, na polskiej 12 678). W liście jeniec przypominał okoliczności zawarcia znajomości z ambasadorem i prosił o pomoc w wydostaniu się z matni „…w której znalazł się obecnie jako jeniec wojenny, … ośmiela się prosić Ambasadora Francji o podjęcie na Kremlu odnośnych starań u Stalina w sprawie mającej następujący charakter: jest on chory, musi ratować swoje zdrowie, więc prosi o wystaranie się mu zdrowotnego urlopu na trzy miesiące z prawem wyjazdu z Kozielskiego obozu jenieckiego za granicę do Paryża, …”.

Po upływie kilku lat znalazca listu mając możliwość przejrzenia listy ofiar katyńskich  „…wyczytał: ppor Olszewski, Magister Praw, którego trupa odnaleziono  i rozpoznano wśród ofiar tej strasznej zbrodni bolszewickiej. Komentarze nie są tu potrzebne. Fakt ten niestety świadczy, że przedstawiciele naszej inteligencji, nawet z uniwersyteckim wykształceniem i to prawniczym, jakież zniekształcone mieli pojęcie o odwiecznym wrogu swej ojczyzny – Rosji. …”. Tyle relacji z Kozielska. Wraz z narratorem (J.R.) przenieśmy się teraz do Ostaszkowa. „...11 lutego 1940 dojechaliśmy do stacjo docelowej, którą okazał się Ostaszków. Z trudem poruszających się (ludzie zupełnie zesztywnieli w klatkach bez ruchu) wyładowano nas z więźniarek na śnieg, który oślepił nas, powodując jeszcze jedno cierpienie więcej. …”. Miasto było zaśnieżone, nieliczne samochody jeździły w tunelach śnieżnych, które normalnie musiały być ulicami kończącymi się u brzegów jeziora w zimie prowadzącymi do licznych wysepek. Na jednej z nich widoczne były kopuły czegoś co okazało się „…okazałą cerkwią…” otoczoną licznymi budynkami, które z kolei oddzielone było od świata zewnętrznego płotem „…ujrzeliśmy wewnątrz oparkanienia stojące ma szkarpie szeregi ludzi, wśród których przeważały granatowe mundury polskiej policji. … nie omyliliśmy się w ocenie przeznaczenia widzianych z oddali budynków na wysepce. Różnica między byłym klasztorem a >>obecnym<< polegała na tym, że był on miejscem czasowej udręki dla polskich ofiar sowieckiej przemocy i brutalizmu. …”. „Narrator” informuje, że od przebywających w obozie dowiedział się, że nowoprzybyli znaleźli się na jednej z wysepek leżących na jeziorze Seligier. Miała ona nosić diw nazwy „Iłowa” i „Stołobnoje”. Część wysepki (tam gdzie znajdowały się zabudowania) otoczona była wysokim drewnianym parkanem „…niezależnie od zewnętrznego otoczenia całej wysepki drutem kolczastym. …”. Centralnym i równocześnie najwyższym, punktem wyspy była wielka cerkiew „…ładna kiedyś…” otoczona innymi budynkami przeznaczonymi (kiedyś) dla przybywających na wyspę pątników i ludzi mieszkających w klasztorze. Część z zabudowań byłą zrujnowana „…pociskami artylerii bolszewickiej w latach zdobywania tej wysepki, na której przez długi czas bronili się >>biali<<.

Według krążących … pogłosek, obrońcy wysepki po zdobyciu jej przez bolszewików zostali wyrżnięci i potopieni zarówno w jeziorze jak i w studni cudownego źródła, która następnie została zrównana z ziemią i nie istniała za naszego tam pobytu, tylko jej miejsce wskazywano. …”. Z dawnych mieszkańców pozostało niewielu najpewniej, jak twierdzi autor wspomnienia, musieli być także (podobnie jak obrońcy wyspy) eksterminowani przez zdobywców. Były jednak wyjątki. Ocalał mnich, który zajmował się wywózką nieczystości z latryn. Był to człowiek „…wysokiego wzrostu, o twarzy skamieniałej i głęboko zapadniętych oczach. Czynił wrażenie chodzącego trupa i nigdy ani słowem do nikogo się nie odezwał mimo zagadnięcia. Żywy automat. …”. Plotkowano, że za czasów carskich na wyspie miały odbywać się uroczystości ślubne członków rodziny kolejnych imperatorów Rosji. Dla więźniów jednak miejsce to było „…pomnikiem niekończącego się pasma martyrologii Narodu Polskiego, gdy na jednym z kamieni fundamentu bramy prowadzącej od przystani znaleźliśmy wyryte nazwisko >>Kowalski 1863<<. Jasnem było kto kładł fundamenty pod klasztor, który był etapem w naszej drodze ku zagładzie. …”. W obozie (co jasne) część zabudowań była przeznaczona dla personelu NKWD, reszta zaś służyła jako pomieszczenia dla „wojenno-plennych”, czyli polskich Policjantów „…Było nas tam około 7000. Najbardziej nieznośne warunki mieszkaniowe mieli ci, których pomieszczono w cerkwi. W ciemnych, zatęchłych, nieoświetlonych nawach olbrzymiej cerkwi nabito trzypiętrowych pryczy, na które ludzie – widma wdrapywali się po słupkach jak małpy do gołębników. Ciemnota trudna do wyrażenia, zaduch zabójczy. …”. Dalej autor zastanawia się nad „doborem” ofiar mordu i tych, którzy mieli to szczęście, że przeżyli. Nie znajduje rozwiązania problemu. Jest jednak przekonany, że „…oddali oni życie za Ojczyznę, ginąc z rąk zbrodniarzy moskiewskich i legli we wspólnej mogile, której na imię Katyń Nr 2 lub 3. Równocześnie więźniowie mieli przekonanie, że ciąży nad nimi jakieś potworne zagrożenie, z którym muszą dać sobie radę „…wszyscy razem w Ostaszkowie, potajemnie śpiewaliśmy piosenkę nieznanego autora, która nas przygotowywała na każdą ewentualność. Na cześć wszystkich moich towarzyszy niedoli owych dni, którzy już nigdy nie zameldują się w szeregach, piosenkę tę powtarzam. Śpiewaliśmy ją na melodię:

 

>>Nie nosim wyłogów<<.


Na wyspie Iłowej wśród lasów i wód
Spędzamy dni szare niewoli
A z nami przebywa tęsknota i ból
Odwieczny towarzysz niedoli.

Ostatni zeszliśmy z wytyczonych nam wart
A troska okryła nam czoła
Gdy wróg germański (śpiewaliśmy moskiewski) podstępem jak łotr
Jął szarpać Ojczyznę dokoła.

Poszliśmy w niewolę bez żalu i skarg
Na nędzę i życie tułacze
A po nas pozostał jęk matek i żon
Modlitwy działeczek i płacze.

Gdy wrócim z niewoli do domów i chat
Przez rzeki, jeziora i góry
Pierś naszą pokryją nie wstęgi ni haft
Lecz proste żołnierskie mundury.

Gdy zajdzie potrzeba, gdy zechce tak los
Nie pomni na groby i rany
Swe życie i zdrowie oddamy na stos
Dla Ciebie , mój kraju kochany.”
 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Rzecznik Departamentu Stanu zabrał głos ws. ewentualnego spotkania Duda-Trump z ostatniej chwili
Rzecznik Departamentu Stanu zabrał głos ws. ewentualnego spotkania Duda-Trump

– Kontakty między zagranicznymi rządami a kandydatami największych partii na prezydenta USA to zwyczaj praktykowany od wielu lat, zaś przywódcy USA często spotykają się z zagranicznymi liderami opozycji – powiedział we wtorek rzecznik Departamentu Stanu Matthew Miller, komentując możliwe spotkanie prezydenta Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem.

Tusk vs. Ardanowski: Chce rozbić rolników, jego tajną bronią jest Kołodziejczak Wiadomości
Tusk vs. Ardanowski: "Chce rozbić rolników, jego tajną bronią jest Kołodziejczak"

Tuż przed pierwszą turą wyborów samorządowych, kiedy trwał strajk okupacyjny w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi premier Donald Tusk wystąpił w Krakowie na spotkaniu przedwyborczym. Padło tam pytanie rolnika Pawła Lupy o to, jak premier wyobraża sobie sobie dbałość o polskie rolnictwo. Odpowiedź Donalda Tuska zawierała przekonanie o tym, jak wiele już rząd Tuska dla rolników zrobił. Poprosiliśmy byłego ministra rolnictwa, Jana Krzysztofa Ardanowskiego o komentarz do słów Donalda Tuska, w których wskazuje, co konkretnie zrobił dla polskiego rolnictwa.

Radio Zet usunęło szokujący artykuł o Stanowskim. Dziennikarz: Wypier***ć z ostatniej chwili
Radio Zet usunęło szokujący artykuł o Stanowskim. Dziennikarz: "Wypier***ć"

"Wypier****ć. Mielibyście chociaż honor, żeby napisać, że przepraszacie za ten skandaliczny artykuł" – pisze na platformie X wzburzony Krzysztof Stanowski do red. naczelnego portalu Radia Zet, Łukasza Sawali.

Katarzyna Kolenda-Zaleska traci ważną rolę w TVN z ostatniej chwili
Katarzyna Kolenda-Zaleska traci ważną rolę w TVN

Jak podaje branżowy serwis "Wirtualne Media", dziennikarka "Faktów" TVN Katarzyna Kolenda-Zaleska kończy swoją 8-letnią kadencję na stanowisku prezesa Fundacji TVN.

Przerwanie konferencji konserwatystów. Premier Belgii zabiera głos z ostatniej chwili
Przerwanie konferencji konserwatystów. Premier Belgii zabiera głos

"Nieakceptowalne" - tak belgijski premier Alexander De Croo określił działania burmistrza jednej z brukselskich dzielnic, który zdecydował o przerwaniu międzynarodowej konferencji NatCon zorganizowanej przez środowiska narodowo-konserwatywne.

Unia Europejska uderza w polskie przetwórstwo rybne z ostatniej chwili
Unia Europejska uderza w polskie przetwórstwo rybne

Na skutek decyzji Parlamentu Europejskiego, niebawem wejdą w życie nowe unijne przepisy dot. przetwarzania łososia. Autorzy przepisów tłumaczą, że mają one zwiększyć bezpieczeństwo produktów dla konsumentów. Sęk jednak w tym, że zmiany mogą okazać się dużym problemem dla polskich przetwórców tych ryb, a jak podkreślają przedstawiciele branży, za zmianami nie stoją żadne poważne dowody naukowe.

Ekspert: Chiny są bardziej zadowolone z wizyty Scholza niż USA z ostatniej chwili
Ekspert: Chiny są bardziej zadowolone z wizyty Scholza niż USA

Handel, wojna Rosji z Ukrainą i odnawialne źródła energii, to trzy najważniejsze tematy poruszone podczas wizyty Olafa Scholza w Chinach – stwierdził we wtorek w rozmowie z PAP prof. Bogdan Góralczyk, politolog i sinolog, komentując kończącą się trzydniową podróż kanclerza Niemiec.

Brukselska policja rozbiła konserwatywną konferencję z udziałem Ordo Iuris z ostatniej chwili
Brukselska policja rozbiła konserwatywną konferencję z udziałem Ordo Iuris

Po dwóch godzinach obrad policja belgijska wkroczyła do centrum konferencyjnego Claridge w centrum Brukseli i zamknęła obrady spotkania europejskich konserwatystów zwanego NatCon, w których uczestniczą Mateusz Morawiecki, Victor Orban, Nigel Farage i kardynał Gerhard Mueller – informuje w mediach społecznościowych dr Rafał Brzeski, ekspert ds. wojny informacyjnej, służb specjalnych i terroryzmu, publicysta m.in Tysol.pl.

Dyrektywa budynkowa to nie tylko zamach na własność. Czy naprawdę chcemy być niewolnikami? Wiadomości
Dyrektywa budynkowa to nie tylko zamach na własność. Czy naprawdę chcemy być niewolnikami?

Rada UE formalnie przyjęła w piątek zmienioną dyrektywę w sprawie charakterystyki energetycznej budynków, której oficjalnym celem jest pomoc w ograniczeniu emisji gazów cieplarnianych i ubóstwa energetycznego w UE. Problem w tym, że wygeneruje ona kryzys, jakiego Europa nie widziała chyba nigdy, prowadząc nie tylko do ubóstwa energetycznego, ale do masowej utraty własności przez obywateli UE, która przejdzie w ręce „inwestorów” z wielkich korporacji zgodnie z planem zapisanym w Manifeście z Ventotene Altiero Spinellego i Ernesta Rossiego.

Żona Macieja Wąsika z postępowaniem dyscyplinarnym w pracy z ostatniej chwili
Żona Macieja Wąsika z postępowaniem dyscyplinarnym w pracy

Podczas wtorkowej konferencji prasowej Maciej Wąsik poinformował, że wobec jego żony Romy Wąsik wszczęto postępowanie dyscyplinarne. Małżonka polityka pracuje w instytucji publicznej.

REKLAMA

[Tylko u nas] Dr Piotr Łysakowski: "Poszliśmy w niewolę bez żalu i skarg"

Wojna na Ukrainie i popełniane przez Rosjan, w trakcie jej trwania, zbrodnie nieodmiennie muszą przywoływać potworne polskie doświadczenia z pierwszych miesięcy sowieckiej okupacji roku 1939 i 1940.
Związane ręce ekshumowanej ofiary Zbrodni Katyńskiej [Tylko u nas] Dr Piotr Łysakowski:
Związane ręce ekshumowanej ofiary Zbrodni Katyńskiej / Wikipedia domena publiczna

Wśród tych doświadczeń niezabliźnioną raną pozostaje (użyjmy tu umownego określenia) Katyń. Przyczyn, dla których „sprawa” pozostaje nadal żywa i niezmiernie bolesna jest wiele: powtarzające się rosyjskie kłamstwa dotyczące sprawstwa, odmowa wyjawienia miejsca wiecznego spoczynku kilku tysięcy zamordowanych Polaków, o których dzisiaj wiemy tylko, że zostali zabici gdzieś na „nieludzkiej ziemi” wraz ze swoimi braćmi, których ciała odkryto w (to też umowne określenie)  Kozich Górach, próby zabrania miejscu pochówku pod Smoleńskiem „polskiego” charakteru, niechęć niektórych środowisk politycznych w Polsce do tego, by mord uznać za ludobójstwo (choć stosując definicję Rafała Lemkina zasługuje on na to kreślenie bez jakichkolwiek zbędnych dywagacji). W końcu zaś prowokuje do dyskusji o sprawie dramat z dziesiątego kwietnia 2010 roku ściśle związany z polsko – rosyjskimi stosunkami i, wszelkimi ich implikacjami i tłumioną rosyjską niechęcią do polskiego dążenia do suwerenności, podmiotowości i wolności.

Ostatnim miejscem, w którym przebywali  przed mordem Polacy były obozy Kozielsk, Starobielsk i Ostaszków. Warto zapoznać się z opisem tych miejsc (w tym konkretnym przypadku Kozielska i Ostaszkowa) pozostawionym przez tych, którzy mieli ogromne szczęście ujść z życiem lub znaleźć się w „drugiej fali” jeńców tuż po „rozładowaniu” wspomnianych miejsc odosobnienia wiosną 1940 roku. W „Biuletynie informacyjnym nr 4, Londyn maj 1950, Polskiego Stowarzyszenia B. Sowieckich więźniów politycznych” znalazłem wspomnienia dotyczące właśnie pobytu w „tych” obozach. Autorzy tychże to: Stanisław Libkind Lubodziecki (*1879 +1975, polski prawnik, oficer WP, działacz niepodległościowy) „wspomnienia osobiste”, Rudolf Kościesza „Napis na murze cerkiewnym” i anonim, którego tekst sygnowany jest literami J.R, „Jak wyglądał ,obóz w Ostaszkowie”.

 

Relacje

Lubodziecki znalazł się w rosyjskiej niewoli już siedemnastego września 1939 roku opodal Zbaraża. Prowadzony przez Sowietów do niewoli obserwował nieczęste (moim zdaniem) na kresach reakcje ludności cywilnej „…Przeszliśmy przez Powołoczyska. … tłumy mieszkańców, Polaków, Ukraińców i Żydów, stały szpalerami wzdłuż marszu kolumny. Ludzie podbiegali do jeńców i obdarzali ich żywnością: bułkami, jajkami na twardo, kiełbasą, czekoladą. Gdy konwojenci sowieccy kolbami karabinów poczęli odpędzać cisnących się mieszkańców, wówczas oni przerzucali swe dary ponad głowami konwojentów. …”. Po opuszczeniu terytorium Polski konwój wkroczył do miejscowości Wołoczyska (dziś to miasto ukraińskie znajdujące się w obwodzie chmielnickim liczące w 2018 roku około 19 tysięcy mieszkańców). Autor opisuje miejscowość jako „martwe … Nieliczne postacie ludzkie snuły się po ulicach, ubrane nędznie, ze smutnymi obliczami, …”. Po marszu przewieziono jeńców autobusem (najprawdopodobniej, jak twierdzi Lubodziecki, ukradzionym w Polsce) na stację kolejową skąd transportem kolejowym dostarczono ich do prowizorycznego obozu w „…powiecie putiwelskim…”. Warunki w jakich przebywali podczas tzw. etapów określa jako „koszmarne”. Pierwszego listopada 1939 roku dokonano „selekcji” i wydzielono z ogółu jeńców oficerów „z wieszczami”. Po kolejnej weryfikacji „…wykrzykiwanie nazwisk z listy alfabetycznej…” czwórkami, otoczeni konwojującymi NKWDzistami (z psami) odprowadzono „wybranych” na stację wąskotorówki, którą dostarczono ich na kolejną tym razem już „normalną”.

Zachowywano przy tym „…jak zawsze, całkowitą konspirację, wobec czego nie wiedzieliśmy dokąd jedziemy. …”. Jechali (co najmniej) dwie noce, aż do „jakiejś stacji” gdzie nakazano wyjście z wagonów „z rzeczami”. Tam oznajmiono, że przed jeńcami trzy kilometry marszu czyniąc przy tym wyjątek dla starszego oficera (60 lat), który miał jechać samochodem „…Tu maleńka dygresja. Kiedy nas po wzięciu do niewoli prowadzono z Polski zagranicę, starszy konwojent, w czasie krótkich przerw wygłaszał propagandowe przemówienia. … twierdził, że bolszewicy nigdy nie kłamią, … Szybko przekonałem się o niesłuszności tej propagandy. Bolszewicy nienawidzą prawdy. … Nawet w tak drobnej rzeczy, jak określenie odległości obozu od stacji, bolszewicki dygnitarz stojący na czele obozu generał NKWD Zarubin  (*1894 +1974 wysoki funkcjonariusz sowieckich służb tajnych, pełnomocnik ds. polskich jeńców w Kozielsku) … musiał skłamać.”. Marsz do obozu, ze względu na błoto i trudną pogodę (o odległości nie wspominając) był udręką i to niezależnie od tego czy maszerowano czy jechano samochodem. Po kilku godzinach kolumna jeńców dotarła na miejsce, do obozu  „…który zawierał duży kompleks budynków. Jedne z nich były kiedyś cerkwiami, inne zaś gmachami klasztornymi…

Byliśmy w obozie Kozielskim, w posiadłości niegdyś kniaziów na Kozielsku Puzynów, w ostatnim miejscu postoju kilku tysięcy oficerów polskich, których w pięć miesięcy później pomordowano w Katyniu. Nikły odsetek jeńców >>pierwszego Kozielska<< /był później >>drugi<< - dla innych jeńców polskich/ ocalał. Z oczywistej łaski Boskiej znalazłem się w liczbie ocalonych.”.  Obóz (czyli Kozielsk), o którym pisał Lubodziecki zapełnił się ponownie w lipcu 1940 roku. Przywieziono tam wtedy polskich oficerów internowanych wcześniej na Litwie. Szybko zorientowali się, że krótko prze ich przyjazdem był jeszcze zasiedlony „…Na cerkiewnej ścianie, … , dał się odczytać napis … ołówkiem po polsku … >>Tu było 5000 oficerów polskich. Rozpoczęto nas wywozić 5 kwietnia w niewiadomym kierunku małemi grupkami. Ostatni transport odjeżdża 11 maja 1940 roku.<<. Te słowa odczytał Kpt. K. sam w lipcu 1940 roku … na murze cerkwi na półtora metra powyżej kurka z wodą gotowaną …”. Ten sam oficer po upływie jakiegoś czasu (koniec lipca 1940) przechodząc opodal kancelarii komendanta obozu (mjr. Korolow *1902 +1983) znalazł list napisany w języku francuskim. Korespondencja adresowana była do ambasadora Francji w stolicy ZSRS Moskwie (autorem był podporucznik Olszewski (najprawdopodobniej chodzi tu o Mieczysława Olszewskiego * 1913 – na niemieckiej liście katyńskiej nr. 428, na polskiej 12 678). W liście jeniec przypominał okoliczności zawarcia znajomości z ambasadorem i prosił o pomoc w wydostaniu się z matni „…w której znalazł się obecnie jako jeniec wojenny, … ośmiela się prosić Ambasadora Francji o podjęcie na Kremlu odnośnych starań u Stalina w sprawie mającej następujący charakter: jest on chory, musi ratować swoje zdrowie, więc prosi o wystaranie się mu zdrowotnego urlopu na trzy miesiące z prawem wyjazdu z Kozielskiego obozu jenieckiego za granicę do Paryża, …”.

Po upływie kilku lat znalazca listu mając możliwość przejrzenia listy ofiar katyńskich  „…wyczytał: ppor Olszewski, Magister Praw, którego trupa odnaleziono  i rozpoznano wśród ofiar tej strasznej zbrodni bolszewickiej. Komentarze nie są tu potrzebne. Fakt ten niestety świadczy, że przedstawiciele naszej inteligencji, nawet z uniwersyteckim wykształceniem i to prawniczym, jakież zniekształcone mieli pojęcie o odwiecznym wrogu swej ojczyzny – Rosji. …”. Tyle relacji z Kozielska. Wraz z narratorem (J.R.) przenieśmy się teraz do Ostaszkowa. „...11 lutego 1940 dojechaliśmy do stacjo docelowej, którą okazał się Ostaszków. Z trudem poruszających się (ludzie zupełnie zesztywnieli w klatkach bez ruchu) wyładowano nas z więźniarek na śnieg, który oślepił nas, powodując jeszcze jedno cierpienie więcej. …”. Miasto było zaśnieżone, nieliczne samochody jeździły w tunelach śnieżnych, które normalnie musiały być ulicami kończącymi się u brzegów jeziora w zimie prowadzącymi do licznych wysepek. Na jednej z nich widoczne były kopuły czegoś co okazało się „…okazałą cerkwią…” otoczoną licznymi budynkami, które z kolei oddzielone było od świata zewnętrznego płotem „…ujrzeliśmy wewnątrz oparkanienia stojące ma szkarpie szeregi ludzi, wśród których przeważały granatowe mundury polskiej policji. … nie omyliliśmy się w ocenie przeznaczenia widzianych z oddali budynków na wysepce. Różnica między byłym klasztorem a >>obecnym<< polegała na tym, że był on miejscem czasowej udręki dla polskich ofiar sowieckiej przemocy i brutalizmu. …”. „Narrator” informuje, że od przebywających w obozie dowiedział się, że nowoprzybyli znaleźli się na jednej z wysepek leżących na jeziorze Seligier. Miała ona nosić diw nazwy „Iłowa” i „Stołobnoje”. Część wysepki (tam gdzie znajdowały się zabudowania) otoczona była wysokim drewnianym parkanem „…niezależnie od zewnętrznego otoczenia całej wysepki drutem kolczastym. …”. Centralnym i równocześnie najwyższym, punktem wyspy była wielka cerkiew „…ładna kiedyś…” otoczona innymi budynkami przeznaczonymi (kiedyś) dla przybywających na wyspę pątników i ludzi mieszkających w klasztorze. Część z zabudowań byłą zrujnowana „…pociskami artylerii bolszewickiej w latach zdobywania tej wysepki, na której przez długi czas bronili się >>biali<<.

Według krążących … pogłosek, obrońcy wysepki po zdobyciu jej przez bolszewików zostali wyrżnięci i potopieni zarówno w jeziorze jak i w studni cudownego źródła, która następnie została zrównana z ziemią i nie istniała za naszego tam pobytu, tylko jej miejsce wskazywano. …”. Z dawnych mieszkańców pozostało niewielu najpewniej, jak twierdzi autor wspomnienia, musieli być także (podobnie jak obrońcy wyspy) eksterminowani przez zdobywców. Były jednak wyjątki. Ocalał mnich, który zajmował się wywózką nieczystości z latryn. Był to człowiek „…wysokiego wzrostu, o twarzy skamieniałej i głęboko zapadniętych oczach. Czynił wrażenie chodzącego trupa i nigdy ani słowem do nikogo się nie odezwał mimo zagadnięcia. Żywy automat. …”. Plotkowano, że za czasów carskich na wyspie miały odbywać się uroczystości ślubne członków rodziny kolejnych imperatorów Rosji. Dla więźniów jednak miejsce to było „…pomnikiem niekończącego się pasma martyrologii Narodu Polskiego, gdy na jednym z kamieni fundamentu bramy prowadzącej od przystani znaleźliśmy wyryte nazwisko >>Kowalski 1863<<. Jasnem było kto kładł fundamenty pod klasztor, który był etapem w naszej drodze ku zagładzie. …”. W obozie (co jasne) część zabudowań była przeznaczona dla personelu NKWD, reszta zaś służyła jako pomieszczenia dla „wojenno-plennych”, czyli polskich Policjantów „…Było nas tam około 7000. Najbardziej nieznośne warunki mieszkaniowe mieli ci, których pomieszczono w cerkwi. W ciemnych, zatęchłych, nieoświetlonych nawach olbrzymiej cerkwi nabito trzypiętrowych pryczy, na które ludzie – widma wdrapywali się po słupkach jak małpy do gołębników. Ciemnota trudna do wyrażenia, zaduch zabójczy. …”. Dalej autor zastanawia się nad „doborem” ofiar mordu i tych, którzy mieli to szczęście, że przeżyli. Nie znajduje rozwiązania problemu. Jest jednak przekonany, że „…oddali oni życie za Ojczyznę, ginąc z rąk zbrodniarzy moskiewskich i legli we wspólnej mogile, której na imię Katyń Nr 2 lub 3. Równocześnie więźniowie mieli przekonanie, że ciąży nad nimi jakieś potworne zagrożenie, z którym muszą dać sobie radę „…wszyscy razem w Ostaszkowie, potajemnie śpiewaliśmy piosenkę nieznanego autora, która nas przygotowywała na każdą ewentualność. Na cześć wszystkich moich towarzyszy niedoli owych dni, którzy już nigdy nie zameldują się w szeregach, piosenkę tę powtarzam. Śpiewaliśmy ją na melodię:

 

>>Nie nosim wyłogów<<.


Na wyspie Iłowej wśród lasów i wód
Spędzamy dni szare niewoli
A z nami przebywa tęsknota i ból
Odwieczny towarzysz niedoli.

Ostatni zeszliśmy z wytyczonych nam wart
A troska okryła nam czoła
Gdy wróg germański (śpiewaliśmy moskiewski) podstępem jak łotr
Jął szarpać Ojczyznę dokoła.

Poszliśmy w niewolę bez żalu i skarg
Na nędzę i życie tułacze
A po nas pozostał jęk matek i żon
Modlitwy działeczek i płacze.

Gdy wrócim z niewoli do domów i chat
Przez rzeki, jeziora i góry
Pierś naszą pokryją nie wstęgi ni haft
Lecz proste żołnierskie mundury.

Gdy zajdzie potrzeba, gdy zechce tak los
Nie pomni na groby i rany
Swe życie i zdrowie oddamy na stos
Dla Ciebie , mój kraju kochany.”
 



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe