Marek Wątorski: Skończyć z upadlaniem pracowników DPS-ów

– Pierwszą istotną forma nacisku dzięki zespołowi lubelskiemu, a później krajowemu jest to, że pracownicy DPS-ów mieli możliwość „policzenia się”. Kiedy powoływaliśmy krajowy zespół, sala w warszawskiej siedzibie Komisji Krajowej była pełna. Ludzie nabrali wspaniałej odwagi – mówi Marek Wątorski, zastępca przewodniczącego Regionu Środkowo-Wschodniego i przewodniczący krajowego zespołu roboczego do spraw pomocy społecznej, w rozmowie z Mateuszem Kosińskim.
 Marek Wątorski: Skończyć z upadlaniem pracowników DPS-ów
/ fot. T. Gutry

– Jak wygląda organizacja pracowników Domów Pomocy Społecznej w ramach NSZZ „Solidarność”?

– W ramach struktury naszego związku w komunikacji z regionami udało się ustalić, że mamy ponad 140 organizacji związkowych poziomu komisji zakładowych lub międzyzakładowych. Do tego szacujemy, że w ramach międzyzakładowych organizacji związkowych mamy organizacje, które skupiają do 10 DPS-ów. Można szacować, że „Solidarność” obejmuje swoją organizacją ponad 200 domów.

– Problemy pracowników DPS-ów są coraz bardziej medialne. W jaki sposób koordynują państwo swoje działania?

– To inicjatywa oddolna, która zrodziła się w Regionie Środkowo-Wschodnim w Lublinie we wrześniu 2021 roku, efektem czego było powstanie roboczego regionalnego zespołu ds. pomocy społecznej, co później przełożyło się na powołanie krajowego zespołu roboczego domów pomocy społecznej.

– Jakie są państwa główne postulaty?

– Na Lubelszczyźnie w sporach zbiorowych jesteśmy blisko rok. Główne postulaty trzeba rozdzielić. Z jednej strony to postulaty poziomu zakładowego, które kierujemy do dyrekcji DPS-u. Są to wprost postulaty płacowe, które polegają na tym, że żądamy w większości przypadków podwyżki płac zasadniczych o tysiąc złotych. Drugi postulat, tak jak w przypadku Lubelszczyzny, dotyczy średniej płacy w DPS-ach w każdym roku obliczeniowym. Chodzi o to, aby osiągała ona poziom przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w wysokości średniej z roku ubiegłego tj. w 2021 roku na poziomie przeciętnej średniej krajowej za rok 2020. Ten stosunek powinien być utrzymany w kolejnych latach. Dlaczego taki postulat? Domy Pomocy Społecznej jako jedyna branża praktycznie od 2004 roku nie korzystają w żaden sposób ze wzrostu PKB, w żaden sposób przez 20 lat nie wiązano płac pracowników DPS-ów ze wzrostem gospodarczym kraju. Żeby zobrazować tę sytuację – jeszcze w 2021 rok pracownik DPS-u bezpośrednio sprawujący opiekę przy podopiecznym, a to ciężka i odpowiedzialna praca, zarabiał po 30 latach pracy podstawę zasadniczą w wysokości 2400 zł brutto, gdzie płaca minimalna wynosiła 2800 zł. Pracownicy podkreślają w rozmowach z dyrekcjami i organami prowadzącymi, że zostali wepchnięci poza margines jakiejkolwiek przyzwoitości. Podczas debaty na Wojewódzkiej Radzie Dialogu Społecznego to z wypowiedzi pracodawców padło określenie cytuję: „Bieda-domy”. To o czymś świadczy i potwierdza dramatyczną sytuację pracowników domów pomocy.

– Pracownicy odczuwają, że są branżą zapomnianą od dekad?

– Oczywiście, że tak. Często słyszymy od pracowników, że „ich praca została upodlona”, a hasło „bieda-domy” jest hasłem najlepiej oddającym sytuację. Pamiętajmy, że pracownicy w poczuciu odpowiedzialności wobec swoich podopiecznych są jak rodzina. Dlatego tej pracy nie porzucają, chociaż są takie przypadki, mamy wolny rynek pracy. Jednak pracownicy związani tym, że są tam długoterminowo, znają wszystkie mankamenty tej pracy. Są bezpośrednio związani emocjonalnie przez wiele lat ze swoimi podopiecznymi. Dom pomocy to nie szpital. Sam osobiście widziałem sytuacje, kiedy młodsi podopieczni, bo DPS-y to przecież opieka nad osobami od wieku dziecięcego do senioralnego, przytulali się do pracowników. Traktują ich jak najbliższą rodzinę.

Kolejna sprawa to kwestia tego, że Domy Pomocy są najczęściej zlokalizowane pod miastami. Dużo domów to miejsca w dawnych pałacach, parkach oddalonych od większych aglomeracji. Tę pracę często wybierali pracownicy mieszkający w pobliżu domu, było to naturalne. Ma to ścisły związek ekonomiczny miejsca zakładu pracy i zamieszkania.
Niestety praktycznie od początku reformy finansowania systemu pomocy przygotowanej przez SLD, która odbyła się w 2004 r., zawodzi system finansowania w tym w szczególności dotacji z budżetu państwa. Doprowadzono do sytuacji ścisłego związania ekonomicznego kosztu pobytu podopiecznego w domu z bezpośrednim oddziaływaniem wysokości płac pracowników. Są tam także pozostałe koszty stałe. Co to oznacza? Władze samorządowe w większości nie były zainteresowane podwyższaniem płac pracowników, stąd takie zaległości, bo to wprost rzutuje na wysokość kosztów utrzymania podopiecznego. To w prostej linii ma wpływ na odpłatność pobytu podopiecznego, co przekłada się na wysokość kierowania dofinansowania pobytu podopiecznego przez gminy, które kierują swoich mieszkańców do DPS-u. Są to naczynia połączone. W systemie przewidziano częściowe obciążanie odpłatnością rodziny podopiecznych, ale jak to odbywa się w przypadku naszego województwa o niskich dochodach rodzinnie stać na partycypację w kosztach. Tym samym obciążenie spada na budżety gmin. Ten system dotyczy podopiecznych skierowanych do domu pomocy po 1 stycznia 2004 roku. W tej sytuacji, nikt nie był zainteresowany tym, żeby znacząco podnosić płace, bo generowałoby to koszt, co w konsekwencji obniża konkurencyjność cenową domu pomiędzy DPS-ami w ramach województw czy kraju. Ja mówię o konkurencyjności w ramach DPS-ów prowadzonych przez samorządy, bo mamy jeszcze domy pomocy senioralne, prowadzone w ramach obrotu gospodarczego, stricte prywatne. To zupełnie inna rzecz, aczkolwiek te domy też stanowią konkurencję dla domów samorządowych.

Do tego jeszcze dołożyło się państwo polskie, nie znajdując rozwiązania między innymi co do współfinansowania świadczeń leczniczych w DPS-ach, którego do dzisiaj nie ma. W między czasie powstały zakłady opiekuńczo-lecznicze, tzw. ZOL-e, które w pewnych sytuacjach, stanowią także konkurencję dla DPS-ów. Co więcej, w przypadku ZOL-i, częściowy koszt pobytu ponosi budżet państwa, to dobrze. Podobnie powinno być w odniesieniu do wszystkich podopiecznych w domach pomocy. Państwo polskie nie dostrzegło przez lata rozróżnienia pracowników co do poziomów wynagrodzeń w zależności od tego, gdzie pracują: w domu pomocy czy w ZOL-u. Przykładem mogą być tutaj wynagrodzenia pokojowych, opiekunów czy pielęgniarek. Cały ten niewydolny dla pracowników system pomocy należy ułożyć od nowa. Po reformie w 2004 r. zmniejszono kolejki do domów pomocy. Zadecydował czynnik ekonomiczny. Państwo uwolniło się od dotacji za pobyt podopiecznych skierowanych do domu po 1 stycznia 2004 roku. Całość obciążenia właściwie spadło na budżety gmin, bo opłata w wysokości 70 proc. swojego uposażenia nie pokrywa pełnego kosztu pobytu. Państwo się uwolniło od wszystkich osób, które przebywają w domach, za wyjątkiem przyjętych przed 2004 r. Jednocześnie zrzucono ten kaganiec na gminę. Przed 2004 r. dotacja państwowa była rzeczywiście dotacją na pobyt, a teraz gmina otrzymuje w różnych konfiguracjach środki finansowe z dotacji budżetowej państwa w różnych innych aspektach, ale nie ma w systemie konkretnie naznaczonych pieniędzy na pomoc społeczną, jak to odbywa się w przypadku podopiecznych skierowanych przed 1 stycznia 2004 r. Od 2004 r. gmina ma świadomość, że będzie dopłacać do pobytu swoich mieszkańców, od kilku lat mamy wrażenie, że system decyduje, czy osobę w potrzebie kierować lub nie kierować do DPS-u, chyba, że ma nakaz sądowy. Podopieczny w DPS-ie wiąże się ze stałymi kosztami dla gminy, a te być może wolą środki finansowe spożytkować na wybudowanie np. chodnika. Nie twierdzę że jest to nagminny proceder, w gąszczu potrzeb można zatracić byt słabego, często chorego lub niepełnosprawnego człowieka. Radni gminny być może tego w ogóle nie dostrzegają. Ale nie wykluczam występowania takiej patologii. To chory system trzeba go naprawić.

– Na jakim etapie są państwa działania?

– Jeśli chodzi o Lubelszczyznę to prowadzimy spory zbiorowe w ponad 20 domach pomocy. One są na etapie sporządzonych protokołów rozbieżności. W międzyczasie w 2022 r., gdy były etapy rokowań, nie zawarto żadnych porozumień. Efektem naszej determinacji jest to że, samorządowcy na Lubelszczyźnie w swoich budżetach znaleźli środki finansowe na regulacje płac i skutecznie wyeliminowali z systemu kreowanie płac zasadniczych niżej od minimalnego wynagrodzenia. Na koniec 2022 r. nie było pracownika w DPS-ie w regionie, który miałby podstawę niższą niż 3010 zł. Pamiętajmy, że ta kwota po 30 latach pracy nie jest szczytem marzeń. Dokonano kosmetycznej regulacji finansowej poza sporem zbiorowym. Na tym etapie sporu zbiorowego organy prowadzące i dyrekcje DPS-ów odmawiają realizacji postulatów. Mam nadzieję, że w trosce o podopiecznych nie dojdzie do eskalacji protestów. Nie mniej jesteśmy zdeterminowani, aby prowadzić negocjacje w taki sposób, by wypracować ścieżki dojścia do realizacji postulatów. Obserwujemy doniesienia medialne, widzimy próby i propozycje Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, co prawda na razie niesatysfakcjonujące NSZZ „Solidarność”, ale pokazujące skalę problemu pomocy społecznej długoterminowej. Od miesięcy zastanawia nas wieloletnia bierność samorządowców, brak z ich strony skoordynowanych działań zmiany niewydolnego systemu, zasad funkcjonowania, finansowania i wynagradzania pracowników. Płace pracowników nie mogą być wprost wliczane do kosztów pobytu podopiecznego. W ten sposób nigdy nie osiągniemy płac, na które pracownicy zasługują.

– Jakie działania państwo podejmują?

– Pierwszą istotną forma nacisku dzięki zespołowi lubelskiemu, a później krajowemu jest to, że pracownicy DPS-ów mieli możliwość „policzenia się”. Kiedy powoływaliśmy krajowy zespół, sala w warszawskiej siedzibie Komisji Krajowej była pełna. Ludzie nabrali wspaniałej odwagi, bez tego byśmy nie ruszyli z miejsca. W zdecydowanej większości ludzie podjęli się odważnej decyzji wystosowania postulatów, przenieśli rozmowy z dyrekcjami na wyższy poziom. Po trzecie – w ramach prowadzonych akcji związkowych wchodzą na sesje rad powiatów i rad gmin, przekazują radnym petycję pokazującą dramatyczną sytuację „bieda-domów”, a równocześnie pokazują ścieżkę dojścia do tego, żeby radni w ramach budżetowania przyjrzeli się ich problemom i je po prostu rozwiązali. Odnosi to dobry skutek. Po raz pierwszy od wielu lat rozpoczynają się debaty odnośnie sytuacji w DPS-ach. Przez 20 lat nie było konstruktywnej dyskusji radnych, byliśmy niezorganizowani, położenie tych domów w różnych konfiguracjach wymuszało to, że ci pracownicy funkcjonowali w pewnym strachu i obawach. Brakowało merytoryki i wsparcia. Dzisiaj od ponad roku to wsparcie jest. Na dodatek znaleźli się liderzy, którzy wyszli z własnej inicjatywy i doprowadzili do programów interwencyjnych w TVP. Widać, że pracownicy nabrali wiatru w żagle, mają pewne sukcesy. Pamiętajmy, że to, co w wielu miejscach zrobili w Polsce dzisiaj samorządowcy, to nie jest podwyżka płac w domach pomocy, to regulacja systemowa, żeby wyciągnąć ludzi z „systemowego upodlenia ich ciężkiej pracy”. Teraz będzie bardzo ważna płaszczyzna jakości rozmów z rządem. Podkreślam, żaden rząd na przestrzeni 20 lat nie podjął pracy, aby naprawić system, wykazywali się bezradnością, zrzucając wszystko na samorząd i na rodziny podopiecznych. Dlatego dzisiaj mamy protesty.

Utrzymujemy cały czas temperaturę „grzania” na sesjach powiatów i gmin. W większości radni przyjęli budżety. Dzisiaj nie wiemy, ile założono w budżetach, żeby spełnić nasze postulaty – tysiąc złotych podwyżki i dogonienie średniej płacy w gospodarce narodowej. To dla nas wyznacznik celu związkowego. Liczymy bardzo na zmiany systemowe, ustawowe w prawie regulującym pomoc społeczną. Tu z wielkimi nadziejami patrzymy na pracę zespołu Komisji Krajowej i rządu. Liczymy, że uda się wypracować z panią minister Maląg takie rozwiązania, które spowodują, że DPS-y nie będą konkurować ceną i kosztem pobytu, a jakością. Chcemy też by powstał zintegrowany system wolnych miejsc w DPS-ach w ramach województw, pokazujący, gdzie te wolne miejsca są. Dzisiaj tego nie ma. To też kwestia podniesienia rangi pracowników pracujących bezpośrednio z podopiecznymi – pokojowych, opiekunów, pielęgniarek, terapeutów, rehabilitantów. To osoby będące na pierwszej linii niesienia pomocy. Te osoby powinny być jasno ustawowo sklasyfikowane jako stanowiska pracy, one powinny być w pełni finansowane w ramach regulacji określonych w ustawie o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia. Niestety pojawia się problem odejść np. pielęgniarek do szpitali, bo tam się więcej płaci. Warto wspomnieć, że podopieczny, który przebywa w DPS-ie, płaci dwa razy za swoje zdrowie.

– W jaki sposób?

– Całe życie płacił składki, kładąc się w szpitalu nie płaci za swój pobyt, ale gdy jest w domu pomocy społecznej, musi płacić za to, że ta pielęgniarka tam pracuje, dodatkowo płaci za leki itp. Coś tu jest nie tak. Chodzi więc o zasady finansowania, dotację naznaczoną przez państwo, które nie może się uchylać. Bez naznaczenia pieniędzy nie będzie przełomu. Samorządy nie będą w stanie zasypać czegoś, co było puste przez dwadzieścia lat.

Dzisiaj przeciętnie koszt pobytu w DPS-ie mieści się w granicach 4 do 6 tysięcy zł miesięcznie, to pobyt długoterminowy z zabezpieczeniem usług pielęgniarskich. W ZOL-u to około 12 tysięcy zł – za to płaci w znacznej części państwo polskie. Tutaj rozwiązano to tak, że ten system po 20 latach jest niewydolny. Już w 2010 roku ówczesna minister pracy i polityki społecznej – pani Jolanta Fedak w odpowiedzi do marszałka Senatu wskazywała, że w pierwszych latach po przekazaniu domów ten system źle funkcjonuje. Zasady finansowania są złe, ze szczególnym uwzględnieniem usługi medycznej i pielęgniarskiej. Jeszcze w latach 2007 i 2008 na zasadzie porozumienia ministerialnego finansowano usługi medyczne w ramach NFZ-u. Od 2009 r. do dzisiaj niczego NFZ w domach pomocy nie finansuje.

Tekst pochodzi z 2 (1772) numeru „Tygodnika Solidarność”.


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Izrael odrzuca żądanie Hamasu zakończenia wojny z ostatniej chwili
Izrael odrzuca żądanie Hamasu zakończenia wojny

– Zakończenie wojny w Strefie Gazy utrzymałoby Hamas przy władzy – powiedział w niedzielę premier Izraela, odrzucając żądania Hamasu. Rząd Izraela podjął też decyzję o zamknięciu działalności katarskiej telewizji Al-Dżazira.

IMGW przestrzega: nadciągają burze z ostatniej chwili
IMGW przestrzega: nadciągają burze

W niedzielę IMGW wydał ostrzeżenie hydrologiczne pierwszego stopnia dla południa Polski w związku z prognozowanymi opadami burzowymi.

Nieoficjalnie: Prezydent Andrzej Duda nie podpisze ustawy o języku śląskim z ostatniej chwili
Nieoficjalnie: Prezydent Andrzej Duda nie podpisze ustawy o języku śląskim

Prezydent Andrzej Duda nie podpisze ustawy o języku śląskim - pisze "Dziennik Zachodni", powołując się na źródła zbliżone do Kancelarii Prezydenta.

Jacek Protasiewicz pisze o seryjnych samobójcach: Znam ich wszystkich z ostatniej chwili
Jacek Protasiewicz pisze o "seryjnych samobójcach": "Znam ich wszystkich"

- Hej Marcin Kierwiński- jeśli pośród tych osób jestem i ja, to wyślij pozew(adres Twoi ludzie ustalą w minutę).Czekam. Jeśli jednak myślisz o „seryjnych samobójcach”, to odpuść. Pewnie znam ich wszystkich. Oni - znają mnie. Nic z tego nie będzie, poza kolejną wtopą. I już winka w PE nie będzie! - napisał Jacek Protasiewicz odpowiadając na groźby szefa MSWiA, że będzie pozywał tych, którzy mówią, że był pod wpływem alkoholu w trakcie uroczystości z okazji Dnia Strażaka.

Niebezpieczna majówka na drogach: Wszystkie statystyki wypadają gorzej z ostatniej chwili
Niebezpieczna majówka na drogach: "Wszystkie statystyki wypadają gorzej"

– Od wtorku do soboty w 346 wypadkach drogowych zginęły 32 osoby, a 399 zostało rannych, zatrzymano też 1512 nietrzeźwych kierowców – poinformował w niedzielę nadkomisarz Piotr Świstak z Komendy Głównej Policji. Przekazał, że w ciągu tych pięciu dni utonęło 12 osób.

Zastępca Bodnara wzywa do śledztwa ws. skandalu z udziałem Kierwińskiego z ostatniej chwili
Zastępca Bodnara wzywa do śledztwa ws. skandalu z udziałem Kierwińskiego

Zastępca Prokuratora Generalnego prok. Michał Ostrowski opublikował wpis w mediach społecznościowych poświęcony sprawie kontrowersji wokół przemówienia szefa MSWiA Marcina Kierwińskiego. "Z uwagi na interes społeczny i zaufanie obywateli do państwa, warto byłoby zweryfikować procesowo działania policjantów w tej sprawie" – zaapelował.

Amerykanie zapowiadają ukraińską kontrofensywę z ostatniej chwili
Amerykanie zapowiadają ukraińską kontrofensywę

Ukraina będzie dążyć do przeprowadzenia kontrofensywy na froncie w 2025 roku, po otrzymaniu uzbrojenia w ramach amerykańskiej pomocy wojskowej w wysokości ponad 60 mld dolarów - oświadczył, cytowany przez "Financiał Times", doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego USA Jake Sullivan.

Kierwiński mówi problemach z dźwiękiem. Ekspert nie ma wątpliwości z ostatniej chwili
Kierwiński mówi problemach z dźwiękiem. Ekspert nie ma wątpliwości

Nie milkną echa wystąpienia szefa MSWiA Marcina Kierwińskiego. Ekspert Szymon Gburek, znany szerzej jako "Dźwiękowiec na Plan", nie ma wątpliwości - kontrowersyjne przemówienie nie było spowodowane problemami z dźwiękiem.

Cokolwiek się tam zapuści, zginie - naukowcy odkryli baseny śmierci z ostatniej chwili
Cokolwiek się tam zapuści, zginie - naukowcy odkryli "baseny śmierci"

Na dnie Morza Czerwonego odkryto baseny śmierci, czyli miejsca, które są zupełnie pozbawione tlenu. Każde zwierzę, które zapuści się w jego okolice zostanie ogłuszone z powodu braku tlenu albo zabite.

Europoseł PiS mówi o sporym błędzie kierownictwa partii z ostatniej chwili
Europoseł PiS mówi o "sporym błędzie" kierownictwa partii

– Specyfika pracy w nim wymaga też jednak odpowiednich kompetencji i innych zachowań, niż te, które są wystarczające w polityce krajowej – twierdzi europoseł PiS prof. Zdzisław Krasnodębski.

REKLAMA

Marek Wątorski: Skończyć z upadlaniem pracowników DPS-ów

– Pierwszą istotną forma nacisku dzięki zespołowi lubelskiemu, a później krajowemu jest to, że pracownicy DPS-ów mieli możliwość „policzenia się”. Kiedy powoływaliśmy krajowy zespół, sala w warszawskiej siedzibie Komisji Krajowej była pełna. Ludzie nabrali wspaniałej odwagi – mówi Marek Wątorski, zastępca przewodniczącego Regionu Środkowo-Wschodniego i przewodniczący krajowego zespołu roboczego do spraw pomocy społecznej, w rozmowie z Mateuszem Kosińskim.
 Marek Wątorski: Skończyć z upadlaniem pracowników DPS-ów
/ fot. T. Gutry

– Jak wygląda organizacja pracowników Domów Pomocy Społecznej w ramach NSZZ „Solidarność”?

– W ramach struktury naszego związku w komunikacji z regionami udało się ustalić, że mamy ponad 140 organizacji związkowych poziomu komisji zakładowych lub międzyzakładowych. Do tego szacujemy, że w ramach międzyzakładowych organizacji związkowych mamy organizacje, które skupiają do 10 DPS-ów. Można szacować, że „Solidarność” obejmuje swoją organizacją ponad 200 domów.

– Problemy pracowników DPS-ów są coraz bardziej medialne. W jaki sposób koordynują państwo swoje działania?

– To inicjatywa oddolna, która zrodziła się w Regionie Środkowo-Wschodnim w Lublinie we wrześniu 2021 roku, efektem czego było powstanie roboczego regionalnego zespołu ds. pomocy społecznej, co później przełożyło się na powołanie krajowego zespołu roboczego domów pomocy społecznej.

– Jakie są państwa główne postulaty?

– Na Lubelszczyźnie w sporach zbiorowych jesteśmy blisko rok. Główne postulaty trzeba rozdzielić. Z jednej strony to postulaty poziomu zakładowego, które kierujemy do dyrekcji DPS-u. Są to wprost postulaty płacowe, które polegają na tym, że żądamy w większości przypadków podwyżki płac zasadniczych o tysiąc złotych. Drugi postulat, tak jak w przypadku Lubelszczyzny, dotyczy średniej płacy w DPS-ach w każdym roku obliczeniowym. Chodzi o to, aby osiągała ona poziom przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w wysokości średniej z roku ubiegłego tj. w 2021 roku na poziomie przeciętnej średniej krajowej za rok 2020. Ten stosunek powinien być utrzymany w kolejnych latach. Dlaczego taki postulat? Domy Pomocy Społecznej jako jedyna branża praktycznie od 2004 roku nie korzystają w żaden sposób ze wzrostu PKB, w żaden sposób przez 20 lat nie wiązano płac pracowników DPS-ów ze wzrostem gospodarczym kraju. Żeby zobrazować tę sytuację – jeszcze w 2021 rok pracownik DPS-u bezpośrednio sprawujący opiekę przy podopiecznym, a to ciężka i odpowiedzialna praca, zarabiał po 30 latach pracy podstawę zasadniczą w wysokości 2400 zł brutto, gdzie płaca minimalna wynosiła 2800 zł. Pracownicy podkreślają w rozmowach z dyrekcjami i organami prowadzącymi, że zostali wepchnięci poza margines jakiejkolwiek przyzwoitości. Podczas debaty na Wojewódzkiej Radzie Dialogu Społecznego to z wypowiedzi pracodawców padło określenie cytuję: „Bieda-domy”. To o czymś świadczy i potwierdza dramatyczną sytuację pracowników domów pomocy.

– Pracownicy odczuwają, że są branżą zapomnianą od dekad?

– Oczywiście, że tak. Często słyszymy od pracowników, że „ich praca została upodlona”, a hasło „bieda-domy” jest hasłem najlepiej oddającym sytuację. Pamiętajmy, że pracownicy w poczuciu odpowiedzialności wobec swoich podopiecznych są jak rodzina. Dlatego tej pracy nie porzucają, chociaż są takie przypadki, mamy wolny rynek pracy. Jednak pracownicy związani tym, że są tam długoterminowo, znają wszystkie mankamenty tej pracy. Są bezpośrednio związani emocjonalnie przez wiele lat ze swoimi podopiecznymi. Dom pomocy to nie szpital. Sam osobiście widziałem sytuacje, kiedy młodsi podopieczni, bo DPS-y to przecież opieka nad osobami od wieku dziecięcego do senioralnego, przytulali się do pracowników. Traktują ich jak najbliższą rodzinę.

Kolejna sprawa to kwestia tego, że Domy Pomocy są najczęściej zlokalizowane pod miastami. Dużo domów to miejsca w dawnych pałacach, parkach oddalonych od większych aglomeracji. Tę pracę często wybierali pracownicy mieszkający w pobliżu domu, było to naturalne. Ma to ścisły związek ekonomiczny miejsca zakładu pracy i zamieszkania.
Niestety praktycznie od początku reformy finansowania systemu pomocy przygotowanej przez SLD, która odbyła się w 2004 r., zawodzi system finansowania w tym w szczególności dotacji z budżetu państwa. Doprowadzono do sytuacji ścisłego związania ekonomicznego kosztu pobytu podopiecznego w domu z bezpośrednim oddziaływaniem wysokości płac pracowników. Są tam także pozostałe koszty stałe. Co to oznacza? Władze samorządowe w większości nie były zainteresowane podwyższaniem płac pracowników, stąd takie zaległości, bo to wprost rzutuje na wysokość kosztów utrzymania podopiecznego. To w prostej linii ma wpływ na odpłatność pobytu podopiecznego, co przekłada się na wysokość kierowania dofinansowania pobytu podopiecznego przez gminy, które kierują swoich mieszkańców do DPS-u. Są to naczynia połączone. W systemie przewidziano częściowe obciążanie odpłatnością rodziny podopiecznych, ale jak to odbywa się w przypadku naszego województwa o niskich dochodach rodzinnie stać na partycypację w kosztach. Tym samym obciążenie spada na budżety gmin. Ten system dotyczy podopiecznych skierowanych do domu pomocy po 1 stycznia 2004 roku. W tej sytuacji, nikt nie był zainteresowany tym, żeby znacząco podnosić płace, bo generowałoby to koszt, co w konsekwencji obniża konkurencyjność cenową domu pomiędzy DPS-ami w ramach województw czy kraju. Ja mówię o konkurencyjności w ramach DPS-ów prowadzonych przez samorządy, bo mamy jeszcze domy pomocy senioralne, prowadzone w ramach obrotu gospodarczego, stricte prywatne. To zupełnie inna rzecz, aczkolwiek te domy też stanowią konkurencję dla domów samorządowych.

Do tego jeszcze dołożyło się państwo polskie, nie znajdując rozwiązania między innymi co do współfinansowania świadczeń leczniczych w DPS-ach, którego do dzisiaj nie ma. W między czasie powstały zakłady opiekuńczo-lecznicze, tzw. ZOL-e, które w pewnych sytuacjach, stanowią także konkurencję dla DPS-ów. Co więcej, w przypadku ZOL-i, częściowy koszt pobytu ponosi budżet państwa, to dobrze. Podobnie powinno być w odniesieniu do wszystkich podopiecznych w domach pomocy. Państwo polskie nie dostrzegło przez lata rozróżnienia pracowników co do poziomów wynagrodzeń w zależności od tego, gdzie pracują: w domu pomocy czy w ZOL-u. Przykładem mogą być tutaj wynagrodzenia pokojowych, opiekunów czy pielęgniarek. Cały ten niewydolny dla pracowników system pomocy należy ułożyć od nowa. Po reformie w 2004 r. zmniejszono kolejki do domów pomocy. Zadecydował czynnik ekonomiczny. Państwo uwolniło się od dotacji za pobyt podopiecznych skierowanych do domu po 1 stycznia 2004 roku. Całość obciążenia właściwie spadło na budżety gmin, bo opłata w wysokości 70 proc. swojego uposażenia nie pokrywa pełnego kosztu pobytu. Państwo się uwolniło od wszystkich osób, które przebywają w domach, za wyjątkiem przyjętych przed 2004 r. Jednocześnie zrzucono ten kaganiec na gminę. Przed 2004 r. dotacja państwowa była rzeczywiście dotacją na pobyt, a teraz gmina otrzymuje w różnych konfiguracjach środki finansowe z dotacji budżetowej państwa w różnych innych aspektach, ale nie ma w systemie konkretnie naznaczonych pieniędzy na pomoc społeczną, jak to odbywa się w przypadku podopiecznych skierowanych przed 1 stycznia 2004 r. Od 2004 r. gmina ma świadomość, że będzie dopłacać do pobytu swoich mieszkańców, od kilku lat mamy wrażenie, że system decyduje, czy osobę w potrzebie kierować lub nie kierować do DPS-u, chyba, że ma nakaz sądowy. Podopieczny w DPS-ie wiąże się ze stałymi kosztami dla gminy, a te być może wolą środki finansowe spożytkować na wybudowanie np. chodnika. Nie twierdzę że jest to nagminny proceder, w gąszczu potrzeb można zatracić byt słabego, często chorego lub niepełnosprawnego człowieka. Radni gminny być może tego w ogóle nie dostrzegają. Ale nie wykluczam występowania takiej patologii. To chory system trzeba go naprawić.

– Na jakim etapie są państwa działania?

– Jeśli chodzi o Lubelszczyznę to prowadzimy spory zbiorowe w ponad 20 domach pomocy. One są na etapie sporządzonych protokołów rozbieżności. W międzyczasie w 2022 r., gdy były etapy rokowań, nie zawarto żadnych porozumień. Efektem naszej determinacji jest to że, samorządowcy na Lubelszczyźnie w swoich budżetach znaleźli środki finansowe na regulacje płac i skutecznie wyeliminowali z systemu kreowanie płac zasadniczych niżej od minimalnego wynagrodzenia. Na koniec 2022 r. nie było pracownika w DPS-ie w regionie, który miałby podstawę niższą niż 3010 zł. Pamiętajmy, że ta kwota po 30 latach pracy nie jest szczytem marzeń. Dokonano kosmetycznej regulacji finansowej poza sporem zbiorowym. Na tym etapie sporu zbiorowego organy prowadzące i dyrekcje DPS-ów odmawiają realizacji postulatów. Mam nadzieję, że w trosce o podopiecznych nie dojdzie do eskalacji protestów. Nie mniej jesteśmy zdeterminowani, aby prowadzić negocjacje w taki sposób, by wypracować ścieżki dojścia do realizacji postulatów. Obserwujemy doniesienia medialne, widzimy próby i propozycje Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, co prawda na razie niesatysfakcjonujące NSZZ „Solidarność”, ale pokazujące skalę problemu pomocy społecznej długoterminowej. Od miesięcy zastanawia nas wieloletnia bierność samorządowców, brak z ich strony skoordynowanych działań zmiany niewydolnego systemu, zasad funkcjonowania, finansowania i wynagradzania pracowników. Płace pracowników nie mogą być wprost wliczane do kosztów pobytu podopiecznego. W ten sposób nigdy nie osiągniemy płac, na które pracownicy zasługują.

– Jakie działania państwo podejmują?

– Pierwszą istotną forma nacisku dzięki zespołowi lubelskiemu, a później krajowemu jest to, że pracownicy DPS-ów mieli możliwość „policzenia się”. Kiedy powoływaliśmy krajowy zespół, sala w warszawskiej siedzibie Komisji Krajowej była pełna. Ludzie nabrali wspaniałej odwagi, bez tego byśmy nie ruszyli z miejsca. W zdecydowanej większości ludzie podjęli się odważnej decyzji wystosowania postulatów, przenieśli rozmowy z dyrekcjami na wyższy poziom. Po trzecie – w ramach prowadzonych akcji związkowych wchodzą na sesje rad powiatów i rad gmin, przekazują radnym petycję pokazującą dramatyczną sytuację „bieda-domów”, a równocześnie pokazują ścieżkę dojścia do tego, żeby radni w ramach budżetowania przyjrzeli się ich problemom i je po prostu rozwiązali. Odnosi to dobry skutek. Po raz pierwszy od wielu lat rozpoczynają się debaty odnośnie sytuacji w DPS-ach. Przez 20 lat nie było konstruktywnej dyskusji radnych, byliśmy niezorganizowani, położenie tych domów w różnych konfiguracjach wymuszało to, że ci pracownicy funkcjonowali w pewnym strachu i obawach. Brakowało merytoryki i wsparcia. Dzisiaj od ponad roku to wsparcie jest. Na dodatek znaleźli się liderzy, którzy wyszli z własnej inicjatywy i doprowadzili do programów interwencyjnych w TVP. Widać, że pracownicy nabrali wiatru w żagle, mają pewne sukcesy. Pamiętajmy, że to, co w wielu miejscach zrobili w Polsce dzisiaj samorządowcy, to nie jest podwyżka płac w domach pomocy, to regulacja systemowa, żeby wyciągnąć ludzi z „systemowego upodlenia ich ciężkiej pracy”. Teraz będzie bardzo ważna płaszczyzna jakości rozmów z rządem. Podkreślam, żaden rząd na przestrzeni 20 lat nie podjął pracy, aby naprawić system, wykazywali się bezradnością, zrzucając wszystko na samorząd i na rodziny podopiecznych. Dlatego dzisiaj mamy protesty.

Utrzymujemy cały czas temperaturę „grzania” na sesjach powiatów i gmin. W większości radni przyjęli budżety. Dzisiaj nie wiemy, ile założono w budżetach, żeby spełnić nasze postulaty – tysiąc złotych podwyżki i dogonienie średniej płacy w gospodarce narodowej. To dla nas wyznacznik celu związkowego. Liczymy bardzo na zmiany systemowe, ustawowe w prawie regulującym pomoc społeczną. Tu z wielkimi nadziejami patrzymy na pracę zespołu Komisji Krajowej i rządu. Liczymy, że uda się wypracować z panią minister Maląg takie rozwiązania, które spowodują, że DPS-y nie będą konkurować ceną i kosztem pobytu, a jakością. Chcemy też by powstał zintegrowany system wolnych miejsc w DPS-ach w ramach województw, pokazujący, gdzie te wolne miejsca są. Dzisiaj tego nie ma. To też kwestia podniesienia rangi pracowników pracujących bezpośrednio z podopiecznymi – pokojowych, opiekunów, pielęgniarek, terapeutów, rehabilitantów. To osoby będące na pierwszej linii niesienia pomocy. Te osoby powinny być jasno ustawowo sklasyfikowane jako stanowiska pracy, one powinny być w pełni finansowane w ramach regulacji określonych w ustawie o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia. Niestety pojawia się problem odejść np. pielęgniarek do szpitali, bo tam się więcej płaci. Warto wspomnieć, że podopieczny, który przebywa w DPS-ie, płaci dwa razy za swoje zdrowie.

– W jaki sposób?

– Całe życie płacił składki, kładąc się w szpitalu nie płaci za swój pobyt, ale gdy jest w domu pomocy społecznej, musi płacić za to, że ta pielęgniarka tam pracuje, dodatkowo płaci za leki itp. Coś tu jest nie tak. Chodzi więc o zasady finansowania, dotację naznaczoną przez państwo, które nie może się uchylać. Bez naznaczenia pieniędzy nie będzie przełomu. Samorządy nie będą w stanie zasypać czegoś, co było puste przez dwadzieścia lat.

Dzisiaj przeciętnie koszt pobytu w DPS-ie mieści się w granicach 4 do 6 tysięcy zł miesięcznie, to pobyt długoterminowy z zabezpieczeniem usług pielęgniarskich. W ZOL-u to około 12 tysięcy zł – za to płaci w znacznej części państwo polskie. Tutaj rozwiązano to tak, że ten system po 20 latach jest niewydolny. Już w 2010 roku ówczesna minister pracy i polityki społecznej – pani Jolanta Fedak w odpowiedzi do marszałka Senatu wskazywała, że w pierwszych latach po przekazaniu domów ten system źle funkcjonuje. Zasady finansowania są złe, ze szczególnym uwzględnieniem usługi medycznej i pielęgniarskiej. Jeszcze w latach 2007 i 2008 na zasadzie porozumienia ministerialnego finansowano usługi medyczne w ramach NFZ-u. Od 2009 r. do dzisiaj niczego NFZ w domach pomocy nie finansuje.

Tekst pochodzi z 2 (1772) numeru „Tygodnika Solidarność”.



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe