Waldemar Żyszkiewicz: Aaaadaś i Leszek. Dwie metamorfozy

Mówię o nim Adaś, bo wprawdzie luźno, ale jednak znaliśmy się przed laty. Byliśmy nawet na ty.
/ screen YouTube
Żadna rewelacja, bo taki był w tamtych czasach naturalny sposób zwracania się do siebie w relacjach rówieśniczych czy prawie rówieśniczych. Zwłaszcza jeśli bliskości pokoleniowej towarzyszyła jakaś wspólnota pasji, zainteresowań czy poglądów.
 
Aaaadaś. Z promiennego chłopca...
Nie pamiętam już, w jakich okolicznościach zawarliśmy znajomość, pewnie odbyło się to w kręgu wspólnych znajomych w środowisku literackim czy młodoliterackim Warszawy. Ale i Krakowa, lub dokładniej: salonów krakówka – nie da się wykluczyć jako terenu naszego pierwszego spotkania.

Jak wspomniałem, nie ma mowy o jakiejś tam bliższej znajomości, najwyżej kilka czy kilkanaście zdań zamienianych w przelocie, jak wtedy jeszcze przed piątą rano, w hali biletowej krakowskiego Dworca Głównego, gdy śpiesząc się na ekspres do Warszawy, spotkałem Adama, który swobodnym, ale świadomym celu krokiem szedł przez pustawą o tej porze przestrzeń.
 
– Cześć, właśnie przyjechałem – odparł na moje pytanie, dokąd zmierza.

– Szkoda, bo ja akurat pędzę na peron do warszawskiego pociągu – rzuciłem w przelocie.

Uśmiechnęliśmy się do siebie, życząc sobie nawzajem powodzenia i machając na pożegnanie. 
 
...wyrósł agresywny ideolog w crocsach
Tak pewnie wyglądała większość naszych ówczesnych styczności. Znacznie intensywniej przegadaliśmy się dopiero później, po roku 1989, w jednej z krakowskich księgarni, gdy na pytanie, o źródła mnogich cytatów, które bogato inkrustowały napisaną w więzieniu książkę, zdenerwowany Adaś, może już jako poseł z Bytomia, a może dopiero aspirant do tej zaskakującej roli społecznej, wykrzyczał pod moim adresem:

– Pięknie pan zaczyna. Dokładnie o to samo pytał jeden esbek, który mnie przesłuchiwał!

Nie wiem, jakie wrażenie wywarły te słowa na tłumnie zgromadzonej tam krakowskiej czytającej publiczności. Z pewnym niesmakiem oraz niemałym uczuciem zawodu wyszedłem wtedy z księgarni na ulicę Stradom i ruszyłem w stronę Wawelu.

To już była bodaj ostatnia nasza bezpośrednia wymiana zdań. Choć w cotygodniowych felietonach, drukowanych wiosną 1991 roku na łamach ‘Czasu Krakowskiego’, zdarzyło mi się jeszcze raz czy drugi komentować poselską aktywność Aaaadasia, który w obronie dzielnych funkcjonariuszy peerelowskiej rzeczywistości skutecznie kruszył kopie z trójką tzw. muszkieterów z katolickiego ZChN.

Dla dorastającej młodzieży, ku pouczeniu i przestrodze, dodam tylko, że jednym z tych przebrzydłych katolickich oszołomów był Stefan Niesiołowski, który wszakże po radykalnej zmianie flanki, swego entomologicznego profesorskiego oszołomstwa nie tylko nie utracił, ale wręcz sporo nabył. Wówczas, jako katolikowi, wszystkiego robić i mówić jeszcze mu nie wypadało.
 
Leszek. Z hipisującego buntownika... 
Zanim jednak do zerwania naszej skromnej znajomości z Aaaadasiem doszło, piliśmy nawet razem wódkę, deliberując całkiem serio nad skutecznymi sposobami naprawy tego świata. Było to gdzieś przy ulicy Batumi, na warszawskich Stegnach, gdzie znalazłem się do udziału w kontestatorskich posiadach zaproszony przez gospodarza imprezy, którym był Leszek, również młody wówczas poeta, poznany przeze mnie nieco wcześniej w Krakowie.

Leszkowa kwarantanna pod Wawelem nie była przypadkowa, bo choć jego rodzice byli związani raczej z innymi miastami, głównie Warszawą, Gdańskiem czy Szczecinem, a później Berlinem, to jednak zaraz po wojnie mieszkali w Krakowie i Leszek właśnie tam przyszedł na świat. W czasach swego krakowskiego przeczekiwania Leszek wyglądał na nieco zbyt korpulentnego hipisa, który nie dba ani o strój, ani o długie, często pozostające w nieładzie włosy.

Chodził z zawsze z chlebaczkiem, skąd wyciągał kolejne zeszyty, w których notował wiersze, robił zapiski, sporządzał recenzje czy teksty krytyczne. Chętnym, a takich wcale nie brakowało, odczytywał też swój wiersz „Miska”, mocno osadzony we własnych trudnych doświadczeniach. To była niejako Leszkowa specjalność i takim go zapamiętałem z tamtego krakowskiego okresu.
 
...wyłonił się akuratny profesor
Nic dziwnego, że gdy po latach, już z początkiem nowego stulecia, podczas literackiej imprezy w śródmiejskim dzielnicowym domu kultury przy Smolnej jednym z zaproszonych gości miał być właśnie Leszek, postanowiłem się tam wybrać, tym bardziej że to dosłownie o rzut beretem od miejsca, gdzie mieszkam po przeniesieniu się z Krakowa do Warszawy.

Podczas wieczoru rozglądałem się za dawnym znajomym, ale bez rezultatu. Impreza już dobiegała końca, Andrzej Tadeusz Kijowski zapraszał uczestników na następne spotkanie, więc spytałem kogoś ze znajomych, dlaczego Leszek na Smolną nie dotarł. 

– Jak to nie dotarł? – zdziwienie w głosie znajomka było wyraźne – Przecież on prowadził główną część wieczoru.

– Ten postawny mężczyzna, gładko wygolony i starannie, choć bez cienia dandyzmu ubrany, to był Leszek? – naprawdę się zdumiałem.

Niemal wybiegłem za nim do foyer. Niestety, już go tam nie złapałem, zdążył pójść do domu. I wtedy przypomniała mi się impreza na Batumi. Parząca w gardle wódeczka, emocje dyskusji, czyli ferment zarówno w naszych głowach, jak i żołądkach.

Wracając do domu, z uznaniem pomyślałem o dobrej wizerunkowej ewolucji gospodarza tamtego spotkania. Wspomniałem też Aaaadasia, bez wątpienia najważniejszego uczestnika ożywionej dyskusji sprzed lat. Niestety, ten sympatyczny kiedyś szatyn o lekko kręconych włosach oraz miłym uśmiechu zmienił się teraz w nazbyt pewnego siebie aroganta, z dynamicznymi niczym wiatrak rękoma, o dłoniach, które podczas dyskusji na sporne tematy niepostrzeżenie przeistaczają się w drapieżny szpon.
 
 
Waldemar Żyszkiewicz

 

POLECANE
Szokujące słowa Zełenskiego. Ukraiński deputowany: Oświadczył, że czeka na śmierć Donalda Trumpa wideo
Szokujące słowa Zełenskiego. Ukraiński deputowany: "Oświadczył, że czeka na śmierć Donalda Trumpa"

„Zełenski oświadczył, że czeka na śmierć Donalda Trumpa. Na konferencji prasowej powiedział, że stanowisko USA w sprawie członkostwa Ukrainy w NATO może się zmienić, gdy 'politycy się zmienią lub ktoś umrze'” - alarmuje na platformie X deputowany do ukraińskiego parlamentu Artem Dmytruk dołączając nagranie z telewizji SkyNews.

CNN: Rosja wykorzystuje flotę cieni do działań szpiegowskich z ostatniej chwili
CNN: Rosja wykorzystuje flotę cieni do działań szpiegowskich

Rosja wykorzystuje flotę cieni do szpiegowania - podała w czwartek CNN, powołując się na zachodnie i ukraińskie źródła wywiadowcze. Na pokładach tankowców obecni są Rosjanie powiązani ze służbami, w tym byli najemnicy z tzw. grupy Wagnera.

Prezydent zawetował nowe prawo oświatowe: To chaos, ideologizacja i eksperymentowanie z ostatniej chwili
Prezydent zawetował nowe prawo oświatowe: "To chaos, ideologizacja i eksperymentowanie"

Po konsultacjach z nauczycielami, ekspertami i rodzicami prezydent Karol Nawrocki zdecydował o zawetowaniu nowelizacji Prawa oświatowego. Jak podkreślił, proponowane zmiany prowadziłyby do chaosu, ideologizacji szkoły i eksperymentowania na dzieciach.

Okrągły Stół opuścił dziś Pałac Prezydencki, ale decyzja zapadła lata temu pilne
Okrągły Stół opuścił dziś Pałac Prezydencki, ale decyzja zapadła lata temu

Przeniesienie Okrągłego Stołu z Pałacu Prezydenckiego wywołało falę komentarzy i politycznych emocji. Jak się jednak okazuje, nie była to decyzja obecnego prezydenta. Ustalenia w tej sprawie zapadły kilka lat temu, jeszcze za prezydentury Andrzeja Dudy.

Chcieli otwartych granic, planowali atak terrorystyczny w Sylwestra tylko u nas
Chcieli otwartych granic, planowali atak terrorystyczny w Sylwestra

Ludzie generalnie zdolni są do zła i przemocy. Przypadki kiedy te występują po prawej stronie sceny politycznej, są szeroko nagłaśniane. Wielu jednak zapomina, że podobne problemy istnieją również po lewej stronie polityki. Zapomina, albo raczej: nigdy się o wielu „postępowych” radykałach nie dowiaduje, media są bowiem bardzo wybiórcze i faworyzują lewicę.

Źródła: Podpisanie umowy UE-Mercosur opóźnione do stycznia z ostatniej chwili
Źródła: Podpisanie umowy UE-Mercosur opóźnione do stycznia

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen poinformowała przywódców na szczycie w Brukseli, że podpisanie umowy UE-Mercosur zostaje opóźnione do stycznia. Sprawę nagłośniły pragnące zachować anonimowość źródła w Brukseli.

Tusk: „Umowa UE-Mercosur jest bezpieczna”. Gembicka: „Niemiecki łańcuch jest krótki” z ostatniej chwili
Tusk: „Umowa UE-Mercosur jest bezpieczna”. Gembicka: „Niemiecki łańcuch jest krótki”

„Umowa z krajami Mercosur w obecnej wersji jest bezpieczna dla polskich rolników i polskich konsumentów” - stwierdził w czwartek premier Donald Tusk. „Nie jest idealnie, ale nie jest źle” - dodał. Przekonywał, że trudno będzie zablokować umowę, ponieważ... nie ma do tego większości.

Sejm ponownie uchwalił tę samą ustawę o kryptowalutach z ostatniej chwili
Sejm ponownie uchwalił tę samą ustawę o kryptowalutach

Ten sam projekt, te same zapisy i ta sama linia sporu. Rząd ponownie przeprowadził dziś przez Sejm ustawę o rynku kryptoaktywów, mimo wcześniejszego weta prezydenta i sprzeciwu opozycji.

Zełenski rozpoczął wizytę w Polsce. Będzie podjęty temat ekshumacji na Wołyniu z ostatniej chwili
Zełenski rozpoczął wizytę w Polsce. Będzie podjęty temat ekshumacji na Wołyniu

Polityka historyczna, bezpieczeństwo i sprawy gospodarcze będą głównymi tematami rozmów prezydentów Polski i Ukrainy. Wołodymyr Zełenski po raz pierwszy spotka się z Karolem Nawrockim w Pałacu Prezydenckim.

Umowa ws. pierwszej w historii UE listy bezpiecznych krajów pochodzenia prawie na finiszu z ostatniej chwili
Umowa ws. pierwszej w historii UE listy bezpiecznych krajów pochodzenia prawie na finiszu

Negocjatorzy Parlamentu i Rady UE osiągnęli porozumienie polityczne w sprawie utworzenia unijnej listy bezpiecznych krajów pochodzenia, aby przyspieszyć rozpatrywanie wniosków o azyl.

REKLAMA

Waldemar Żyszkiewicz: Aaaadaś i Leszek. Dwie metamorfozy

Mówię o nim Adaś, bo wprawdzie luźno, ale jednak znaliśmy się przed laty. Byliśmy nawet na ty.
/ screen YouTube
Żadna rewelacja, bo taki był w tamtych czasach naturalny sposób zwracania się do siebie w relacjach rówieśniczych czy prawie rówieśniczych. Zwłaszcza jeśli bliskości pokoleniowej towarzyszyła jakaś wspólnota pasji, zainteresowań czy poglądów.
 
Aaaadaś. Z promiennego chłopca...
Nie pamiętam już, w jakich okolicznościach zawarliśmy znajomość, pewnie odbyło się to w kręgu wspólnych znajomych w środowisku literackim czy młodoliterackim Warszawy. Ale i Krakowa, lub dokładniej: salonów krakówka – nie da się wykluczyć jako terenu naszego pierwszego spotkania.

Jak wspomniałem, nie ma mowy o jakiejś tam bliższej znajomości, najwyżej kilka czy kilkanaście zdań zamienianych w przelocie, jak wtedy jeszcze przed piątą rano, w hali biletowej krakowskiego Dworca Głównego, gdy śpiesząc się na ekspres do Warszawy, spotkałem Adama, który swobodnym, ale świadomym celu krokiem szedł przez pustawą o tej porze przestrzeń.
 
– Cześć, właśnie przyjechałem – odparł na moje pytanie, dokąd zmierza.

– Szkoda, bo ja akurat pędzę na peron do warszawskiego pociągu – rzuciłem w przelocie.

Uśmiechnęliśmy się do siebie, życząc sobie nawzajem powodzenia i machając na pożegnanie. 
 
...wyrósł agresywny ideolog w crocsach
Tak pewnie wyglądała większość naszych ówczesnych styczności. Znacznie intensywniej przegadaliśmy się dopiero później, po roku 1989, w jednej z krakowskich księgarni, gdy na pytanie, o źródła mnogich cytatów, które bogato inkrustowały napisaną w więzieniu książkę, zdenerwowany Adaś, może już jako poseł z Bytomia, a może dopiero aspirant do tej zaskakującej roli społecznej, wykrzyczał pod moim adresem:

– Pięknie pan zaczyna. Dokładnie o to samo pytał jeden esbek, który mnie przesłuchiwał!

Nie wiem, jakie wrażenie wywarły te słowa na tłumnie zgromadzonej tam krakowskiej czytającej publiczności. Z pewnym niesmakiem oraz niemałym uczuciem zawodu wyszedłem wtedy z księgarni na ulicę Stradom i ruszyłem w stronę Wawelu.

To już była bodaj ostatnia nasza bezpośrednia wymiana zdań. Choć w cotygodniowych felietonach, drukowanych wiosną 1991 roku na łamach ‘Czasu Krakowskiego’, zdarzyło mi się jeszcze raz czy drugi komentować poselską aktywność Aaaadasia, który w obronie dzielnych funkcjonariuszy peerelowskiej rzeczywistości skutecznie kruszył kopie z trójką tzw. muszkieterów z katolickiego ZChN.

Dla dorastającej młodzieży, ku pouczeniu i przestrodze, dodam tylko, że jednym z tych przebrzydłych katolickich oszołomów był Stefan Niesiołowski, który wszakże po radykalnej zmianie flanki, swego entomologicznego profesorskiego oszołomstwa nie tylko nie utracił, ale wręcz sporo nabył. Wówczas, jako katolikowi, wszystkiego robić i mówić jeszcze mu nie wypadało.
 
Leszek. Z hipisującego buntownika... 
Zanim jednak do zerwania naszej skromnej znajomości z Aaaadasiem doszło, piliśmy nawet razem wódkę, deliberując całkiem serio nad skutecznymi sposobami naprawy tego świata. Było to gdzieś przy ulicy Batumi, na warszawskich Stegnach, gdzie znalazłem się do udziału w kontestatorskich posiadach zaproszony przez gospodarza imprezy, którym był Leszek, również młody wówczas poeta, poznany przeze mnie nieco wcześniej w Krakowie.

Leszkowa kwarantanna pod Wawelem nie była przypadkowa, bo choć jego rodzice byli związani raczej z innymi miastami, głównie Warszawą, Gdańskiem czy Szczecinem, a później Berlinem, to jednak zaraz po wojnie mieszkali w Krakowie i Leszek właśnie tam przyszedł na świat. W czasach swego krakowskiego przeczekiwania Leszek wyglądał na nieco zbyt korpulentnego hipisa, który nie dba ani o strój, ani o długie, często pozostające w nieładzie włosy.

Chodził z zawsze z chlebaczkiem, skąd wyciągał kolejne zeszyty, w których notował wiersze, robił zapiski, sporządzał recenzje czy teksty krytyczne. Chętnym, a takich wcale nie brakowało, odczytywał też swój wiersz „Miska”, mocno osadzony we własnych trudnych doświadczeniach. To była niejako Leszkowa specjalność i takim go zapamiętałem z tamtego krakowskiego okresu.
 
...wyłonił się akuratny profesor
Nic dziwnego, że gdy po latach, już z początkiem nowego stulecia, podczas literackiej imprezy w śródmiejskim dzielnicowym domu kultury przy Smolnej jednym z zaproszonych gości miał być właśnie Leszek, postanowiłem się tam wybrać, tym bardziej że to dosłownie o rzut beretem od miejsca, gdzie mieszkam po przeniesieniu się z Krakowa do Warszawy.

Podczas wieczoru rozglądałem się za dawnym znajomym, ale bez rezultatu. Impreza już dobiegała końca, Andrzej Tadeusz Kijowski zapraszał uczestników na następne spotkanie, więc spytałem kogoś ze znajomych, dlaczego Leszek na Smolną nie dotarł. 

– Jak to nie dotarł? – zdziwienie w głosie znajomka było wyraźne – Przecież on prowadził główną część wieczoru.

– Ten postawny mężczyzna, gładko wygolony i starannie, choć bez cienia dandyzmu ubrany, to był Leszek? – naprawdę się zdumiałem.

Niemal wybiegłem za nim do foyer. Niestety, już go tam nie złapałem, zdążył pójść do domu. I wtedy przypomniała mi się impreza na Batumi. Parząca w gardle wódeczka, emocje dyskusji, czyli ferment zarówno w naszych głowach, jak i żołądkach.

Wracając do domu, z uznaniem pomyślałem o dobrej wizerunkowej ewolucji gospodarza tamtego spotkania. Wspomniałem też Aaaadasia, bez wątpienia najważniejszego uczestnika ożywionej dyskusji sprzed lat. Niestety, ten sympatyczny kiedyś szatyn o lekko kręconych włosach oraz miłym uśmiechu zmienił się teraz w nazbyt pewnego siebie aroganta, z dynamicznymi niczym wiatrak rękoma, o dłoniach, które podczas dyskusji na sporne tematy niepostrzeżenie przeistaczają się w drapieżny szpon.
 
 
Waldemar Żyszkiewicz


 

Polecane