Katastrofa humanitarna po wysadzeniu tamy. Poprosiliśmy ratownika ochotnika o relację z okolic Chersonia

Poprosiliśmy jednego z ratowników ochotników o relację. Z uwagi na jego bezpieczeństwo nie podamy jego danych ani nie ujawnimy wizerunku.
[Ratownik ochotnik z wolontariuszem z Norwegii]
Rosyjscy sabotażyści
Według jego relacji lokalna ukraińska administracja wojskowa nie dopuszcza ochotników do najbardziej zagrożonych terenów ze względu na ostrzał, jaki prowadzą Rosjanie. Rosyjskie wojska inwazyjne mają wykorzystywać sytuację również w ten sposób, że pod pozorem „ratowników” wysyłają na zalane tereny sabotażystów i szpiegów mających ustalać pozycje celów dla rosyjskiej artylerii.
Nie wyjechała
Nasz anonimowy ratownik ochotnik opowiedział nam historię kobiety, która nie chce opuścić zagrożonych terenów w okolicy Chersonia. Na jego pytanie o to, dlaczego nie ratuje dzieci i nie ucieka, odpowiada, że jej mąż pracuje w gazowni i naprawia awarie. Uważa, że nie może wyjechać, ponieważ nie chce zostawić ludzi bez gazu. Więc żona zostaje na miejscu z dziećmi.
Opowiada, że kiedy byli pod rosyjską okupacją, chowali dekodery telewizyjne i telefony za naczyniami, żeby móc się dowiedzieć, co się dzieje w wolnej od okupacji części Ukrainy. Potem wymieniali się informacjami z sąsiadami.
Dziękują za wszelką, nawet najdrobniejszą pomoc.