Cień Sułtana nad Niemcami

Niedawno przeczytaliśmy, że Turcy stanowią obecnie największą grupę osób ubiegających się o azyl w Niemczech. Tak wynika z ustaleń Federalnego Urzędu do spraw Migracji i Uchodźców (BAMF). Po raz pierwszy od kryzysu migracyjnego w 2015 roku wyprzedzili pod tym względem Syryjczyków. Import islamskiego antysemityzmu trwa w najlepsze.
Recep Erdogan
Recep Erdogan / EPA/JUSTIN LANE Dostawca: PAP/EPA

Berliński urząd obliczył, że Turcy złożyli w październiku ponad dziewięć tysięcy wniosków o azyl. Od stycznia wpłynęło ich już około 40 tysięcy. Już w zeszłym roku odnotowano znaczny wzrost liczby osób, które opuściły kraj nad Bosforem. Niemieckie MSZ ustaliło, że obywatele Turcji docierają do Niemiec często z Serbii, gdzie mogą wjechać bez wizy. Wielu z nich ucieka przed kryzysem gospodarczym i prezydentem Recepen Tayyipem Erdoganem, którego styl rządzenia przejawia znamiona autokracji.

Tureccy imigranci spoglądają na długą historię. Pierwsi z nich przybyli już w połowie XX wieku, gdy Niemcy przeżywały boom gospodarczy i brakowało rąk do pracy. Kolejni tureccy uchodźcy byli już stosunkowo dobrze wykształceni. Po udaremnionym przez Erdogana puczu w 2016 roku ponad 150 tysięcy osób zostało usuniętych ze stanowisk państwowych. Liczne instytucje zamknięto lub poddano czystkom personalnym. Wielu Turków uchodzących za zwolenników Fethullaha Gülena, zdaniem działaczy AKP odpowiedzialnego za próbę zamachu stanu, znalazło się w Niemczech.

Gorzej, że większość tureckich imigrantów - bez względu na ich postawę wobec rządu w Ankarze - popiera Palestyńczyków, obarczając Izrael i Zachód odpowiedzialnością za konflikt na Bliskim Wschodzie. Niemieckie media przypominają o licznych instytucjach, które prezydent Turcji uruchomił w Niemczech już około dziesięciu lat temu. Powstały wówczas urząd dla Turków za granicą (YTB), Unia Europejsko-Tureckich Demokratów (UETD) i stacja telewizyjna TRT Deutsch, jawnie lobbująca na rzecz partii AKP. „Sukces Erdogana zależy też od tureckiej mniejszości nad Sprewą” - wskazuje dziennik „Bild”.

Zdaniem gazety najgorszym w skutkach zjawiskiem są kazania imamów z sunnickiej organizacji DITIB. „Ponad tysiąc osób z nadania AKP utwierdza niemieckich Turków w przekonaniu, że nie ma większego zła niż Izrael” - czytamy. Uwagę mediów przykuł ostatnio Ali Erbas, jeden z czołowych imamów Erdogana, który od lat działa w Niemczech. „Izraelczycy są mordercami i okupantami, jak wszyscy tyrani są więc skazani na zagładę” - napisał w serwisie X. Dzień później także prezydent Turcji stwierdził, że to Zachód odpowiada za izraelskie działania w Strefie Gazy. „Rzucaniem podsycających wzajemną agresję obelg Erdogan chce pokazać, że w każdej chwili może podjąć walkę z Zachodem i zawiesić współpracę w ograniczaniu migracji” - uważa tygodnik „Der Spiegel”.

 

Rzesza zwolenników

Nie zapominajmy jednak o drugiej części społeczeństwa, która gorliwie wspiera prezydenta Erdogana, traktując go niczym mesjasza. W jej oczach pozostaje on pobożnym, skromnym człowiekiem, wiecznym młodzieńcem sprzedającym na stambulskich ulicach pieczywo, aby utrzymać rodzinę. Przekonaliśmy się o tym również w Niemczech, gdy przed kilkoma dniami odbyły się obchody 100. Rocznicy utworzenia Republiki Turcji. 29 października 1923 roku Wielkie Zgromadzenie Narodowe Turcji proklamowało utworzenie nowego państwa. Mustafa Kemal Atatürk został pierwszym prezydentem i funkcję tę pełnił nieprzerwanie aż do swojej śmierci w 1938 roku. A Polska była jednym z pierwszych państw, które uznało nową republikę i przeniosło swoje poselstwo do nowej stolicy – Ankary. Nie trzeba się specjalnie rozwodzić nad faktem, że relacje między Imperium Osmańskim a „Lechistanem” były zawsze szczególne. W połowie XIX wieku Stambuł był najważniejszym ośrodkiem ścierania się interesów europejskich potęg. Pozbawieni państwowości Polacy, chcąc uzasadnić dyplomatyczną obecność na miejscu, założyli pod osmańską stolicą wieś dla polskich uchodźców (Polonezköy). Dzisiaj sytuacja wygląda nieco inaczej. Nie zapominajmy, że Turcy – niezależnie od poglądów politycznych – importują islamski antysemityzm, który w Niemczech w fatalny sposób połączył się z lewicową antyizraelskością.

 – Erdogan jest jedynym socjaldemokratą w Turcji – uważa Ozan Ceyhun, niemiecki polityk tureckiego pochodzenia, którego ojciec był komunistycznym pisarzem, a w latach 80. uciekł przed wojskowym reżimem do Niemiec. Ceyhun zasiadał z ramienia SPD w europarlamencie, gdzie koordynował negocjacje akcesyjne Unii z Turcją. Do dziś jest jednym z protektorów Erdogana w sprawach europejskich. – Jako premier wbrew wszystkiemu zreformował państwo, unicestwił potęgę generałów, wprowadził ubezpieczenie zdrowotne i ożywił gospodarkę – wylicza.

Erdogan tymczasem zręcznie stosuje metodę dziel i rządź – przedstawia się jako skromny, wierny muzułmanin. Tyle że po niemal 10 latach prezydentury pławi się w luksusach i jest coraz mniej przekonujący. Po masowych popuczowych zwolnieniach państwo jest nadal częściowo sparaliżowane. Niektóre wioski na południowym wschodzie Turcji przypominają pogrążoną w wojnie Syrię, zwłaszcza po ostatnim trzęsieniu ziemi. Nad krajem tym od lat wisi widmo wojny domowej – wbrew zapewnieniom „sułtana”, który utrzymuje, że wszystko ma pod kontrolą. 

Głosy krytyki dochodzą także z okolic niekojarzących się z opozycją.

– Po 2016 r. Erdogan wszędzie widzi wrogów, nikomu nie jest w stanie zaufać. Uważa się za nieomylnego przywódcę, który dostał mandat od samego Allaha – wyjaśnia Ertugrul Yalçinbayir, jeden ze współzałożycieli obecnej partii rządzącej. – 

Cofamy się do ustroju bliskowschodniej autokracji – dodaje 70-letni polityk, były wicepremier z ramienia AKP.

Natomiast Erdogan wykazuje się coraz większą odpornością na informacje ze swoich ministerstw. 

 

Lista zarzutów

W ostatnich  latach mania prześladowcza Erdogana przybrała na sile. Jako sprawcę wszelkiego zła prezydent wskazał Fethullaha Gülena. Obaj byli głównymi aktorami politycznego islamu w Turcji, jednak poróżnili się w 2013 r. właśnie w kwestii tlącego się konfliktu między Izraelem i Palestyńczykami. Dziś Gülen przebywa w USA, lecz ma wielu sympatyków, którzy niedawno zajmowali kluczowe stanowiska w państwie. Po lipcu 2016 r. kojarzeni z jego ruchem burmistrzowie zostali zwolnieni i zastąpieni komisarzami AKP. 

Ukoronowaniem listy zarzutów Zachodu jest ograniczenie wolności słowa – w tureckich zakładach karnych siedzi obecnie około 200 dziennikarzy. Po puczu zwolniły się miejsca w instytucjach edukacyjnych, nowymi kandydatami są często imamowie lub osoby z nienaganną legitymacją religijną. Liczba uczniów szkół Imam Hatip wzrosła pod rządami AKP z 65 tys. do miliona. Problem w tym, że czystki Erdogana niszczą Turcję. Wymiar sprawiedliwości sam sobie strzela w kolano. Prokurator generalny, który miał kiedyś prowadzić śledztwo w sprawie gazety „Cumhuriyet”, nagle sam musiał odpowiadać przed sądem, bo został obnażony jako puczysta. To wszystko odbija się od lat na tureckiej gospodarce. Erdogan ma ciągle wielu zwolenników, bo uchodzi za twórcę cudu gospodarczego. Jako premier kazał zbudować drogi, szpitale i lotniska, głównie za środki zagranicznych inwestorów. W latach 2003-2012 napłynęło 400 mld dol., podczas gdy w latach 1983-2003 zainwestowano 35 mld. Wielu szczodrych darczyńców wycofało się z tureckiego rynku. Agendja Moody’s wystawia Turcji regularnie druzgocące świadectwa.

 

Trzęsienia ziemi

Warto się zastanowić, dlaczego tylu Turków w Niemczech popiera autokratyczny ustrój Erdogana. Młodzi Turcy odpowiadają na te pytania pytaniami: „A dlaczego wy po tylu latach nie traktujecie nas jak Niemców, skoro władamy waszym językiem i ciężko tu pracujemy?”. Rzeczywistość jest jednak nieco inna. Wielu Turków już od lat 70. konsekwentnie odwraca się od Niemców, czytając wyłącznie swoją prasę, odpychając od siebie kulturę kraju, w którym żyją. Natomiast każde polityczne (i prawdziwe) trzęsienie ziemi w Turcji powoduje falę, która dociera do Niemiec. Tutejsza mniejszość z wypiekami na twarzy śledzi wydarzenia w ojczyźnie, a Niemcy interesują ją dopiero wtedy, gdy dochodzi do zgrzytów na linii Berlin-Ankara. 

Mniejszość niemiecka w RFN jest podzielona. Obie strony przerzucają się w sieci obelgami. Punktem wyjścia jest problem integracji. Turcy czują się obywatelami drugiej kategorii. Terroryzm i kryzys migracyjny niewątpliwie powiększyły nieufność Niemców wobec islamu. Większość niemieckich Turków wyznaje islam i woli więc postawić na „sułtana” niż na polityków w Bundestagu. Poza tym często mają zupełnie inne wyobrażenia o demokracji. 

Były szef niemieckiego kontrwywiadu Hans-Georg Maassen obawia się lustrzanego odbicia w Niemczech sporu między Turkami i Żydami nacjonalistami. – To zatargi nie tylko między politykami, ale też między bojówkarzami Szarych Wilków i Izraelczykami, gotowymi do użycia przemocy. To prawdziwa puszka Pandory – ostrzega. Tureckie podziały mają odzwierciedlenie także w rodzinach. – Kto w Niemczech występuje w obronie Erdogana, może się porównać do kury podwórkowej, która nagle walczy o hodowlę klatkową – oburza się 33-letnia studentka Luka, która straciła kontakt z ojcem, sympatykiem AKP. Natomiast Günül, 49-letnia adwokatka z Monachium, zaznacza: – Kto do dziś nie potrafi się uporać z problemem neonazizmu, nie powinien udzielać innym narodom lekcji demokracji. 

Ostatnie wydarzenia rozpaliły także na nowo dyskusję o podwójnym obywatelstwie. Działacze bawarskiej CSU od dawna tłumaczą, że podtrzymanie takiego rozwiązania nie ma sensu.

Turcja rozgrywa swoje konflikty w naszym kraju, ale to my popełniliśmy błędy w polityce integracyjnej, a teraz wystawiono nam rachunek. Najpóźniej w wieku 21 lat migranci powinni się zdecydować tylko na jeden paszport – uważa poseł CDU Norbert Röttgen.

 

Tureccy piłkarze

Dyskusja o podwójnym obywatelstwie młodych Turków w Niemczech nabrała tempa kilka lat temu, gdy duma z piłkarzy DFB Mesuta Özila i Ilkaya Gündogana jako przodowników „nowej niemieckości” została wystawiona na ciężką próbę. Obaj dżentelmeni spotkali się w Londynie z Erdoganem i nie omieszkali zrobić sobie z nim zdjęcia, a Gündogan podarował Erdoganowi koszulkę z napisem „Dla mojego szanownego prezydenta”. Przez niemieckie media przetoczyła się fala oburzenia. Ówczesny szef Niemieckiego Związku Piłki Nożnej Reinhard Grindel wydał specjalne oświadczenie: „Szanujemy sytuację naszych reprezentantów z obcymi korzeniami, ale nasz związek reprezentuje wartości, których prezydent Erdogan nie do końca przestrzega”. Mimo naciąganych usprawiedliwień cała sprawa znów przypomniała, że nad RFN zawsze wisi cień Turcji Erdoğana. Pojawiły się żądania usunięcia obu zawodników z kadry. O ile Özil się na Niemców wypiął i zaprosił Erdogana na swoje wesele, o tyle Gündogan grzecznie przeprosił za swoją „naiwność” i jeszcze raz podkreślił, że „już zawsze czuł się Niemcem”. Chyba się mu „opłaciło” - kolega Roberta Lewandowskiego z Barcelony jest obecnie kapitanem reprezentacji Niemiec.

Niemieccy politycy martwią się zachwytem tureckiej młodzieży okazywanym polityce Erdogana. Zachowanie Özila wzbudziło obawy, że tureckie korzenie mogą być ważniejsze niż niemiecki paszport. Wydarzenie pokazało też, jak ogromne są nadal wpływy „sułtana” w Niemczech, mimo że on sam jest tu od dawna osobą niepożądaną. Turecki prezydent domaga się, by na terenie Niemiec tureccy politycy mogli prowadzić kampanie wyborcze. Berlin odmawia, ale musi ważyć słowa, bo Erdogan w każdej chwili może uruchomić kolejną falę imigrantów.

W Niemczech mieszka ok. 3 mln osób tureckiego pochodzenia, połowa z nich ma turecki paszport, upoważniający do postawienia krzyżyka w wyborach. Ale  wielu może też wybierać posłów Bundestagu. Z jednej strony na każdym kroku podkreślają swoją przynależność do Niemiec, a z drugiej hołdują kultowi wodza z Ankary, którym zarazili się od swoich rodziców od dekad zamkniętych w tureckim światku. Erdogan doskonale wie, że miliony rodaków w RFN stanowią jego zachodni bastion w Europie.

 

Dwie kultury

Losy urodzonych w Niemczech Turków drugiego lub trzeciego pokolenia są specyficzne. Wszyscy mają dwie ojczyzny i dwie kultury, które wielbią i szanują. Pierwsza generacja nie ma jednak przyjemnych wspomnień ze swoich początków za Odrą. Niemcy nie byli wówczas jeszcze przygotowani na falę imigracyjną, którą sami uruchomili. Tureccy robotnicy oraz ich dzieci stwierdzali, że ich odrębność kulturowa jest w Niemczech niepożądana. Z drugiej strony nie było jeszcze kursów języka niemieckiego, które mogłyby pomóc Turkom w integracji. To popchnęło dziadków i rodziców młodych Turków, takich jak Özil i Gündoğan, do paradoksalnych zachowań. Sami zamykali się w tureckich enklawach, a dzieciom kazali mówić po niemiecku. Jest jednak coś, co Niemców i Turków dotąd jednoczyło – piłka nożna. Niezwykle utalentowany Özil wybitnie przyczynił się do wygranej Niemiec w mistrzostwach świata w Brazylii w 2014 r. Wtedy cieszyły się miliony widzów, zarówno w Turcji, jak i w Niemczech. Zastanawiające, jak szybko zostało to zapomniane. Po porażce podczas mundialu w 2018 r. odezwały się w niektórych Niemcach mroczne instynkty, które ostatecznie popchnęły urodzonego w Gelsenkirchen Özila do porzucenia swoich niemieckich kibiców. Dla Erdogana było to nie lada gratką. Prezydent Turcji nie pozostawił na Niemcach suchej nitki i wspomniał, że „całuje osmańskie oczy” sponiewieranego przez nich piłkarza. 

Nic dziwnego – po Stambule, Ankarze i Izmirze Niemcy są największym okręgiem wyborczym. – Przed Erdoganem nikt się nami nie interesował, wysyłaliśmy jedynie pieniądze do rodzin, a poza tym nic – skarży się piekarz z berlińskiej dzielnicy Wedding. On zaś pewnie przewidział, że kiedyś rodacy mu się za to odwdzięczą. Około 70% tureckich wyborców regularnie głosuje na AKP i jej lidera.

Wojciech Osiński

[Autor jest korespondentem Polskiego Radia w Berlinie]
 


 

POLECANE
Jarmark Warszawski pod specjalnym nadzorem. Student podejrzany o planowanie zamachu z ostatniej chwili
Jarmark Warszawski pod specjalnym nadzorem. Student podejrzany o planowanie zamachu

Organizator Jarmarku Warszawskiego, w związku z publikacjami dotyczącymi zatrzymania 19-letniego studenta, który miał planować zamach terrorystyczny, zwrócił się do firmy ochrony o zintensyfikowanie działań prewencyjnych, reagowania i informowania o wszelkich sytuacjach mogących stanowić zagrożenie dla odwiedzających jarmark.

Sondaż Politico. Kto za, a kto przeciw pomocy dla Ukrainy Wiadomości
Sondaż Politico. Kto za, a kto przeciw pomocy dla Ukrainy

Większość Niemców i Francuzów chce ograniczenia pomocy dla Ukrainy, podczas gdy Amerykanie, Brytyjczycy i Kanadyjczycy chcą ją zwiększyć lub utrzymać na obecnym poziomie - wykazał najnowszy sondaż Politico przeprowadzony w tych pięciu krajach i opublikowany we wtorek.

 GIS wydał pilny komunikat dla konsumentów z ostatniej chwili
GIS wydał pilny komunikat dla konsumentów

Główny Inspektorat Sanitarny wydał ostrzeżenie dotyczące świeżych jaj z chowu ściółkowego, w których wykryto bakterie Salmonella spp. GIS apeluje, aby nie jeść jaj z partii 05.01.2026, zwłaszcza jeśli nie zostały odpowiednio ugotowane lub usmażone.

Niemiecka żądza przywództwa. Niemiecki think-tank proponuje trzy kroki tylko u nas
Niemiecka żądza przywództwa. Niemiecki think-tank proponuje trzy kroki

Aleksandra Fedorska, ekspert ds. Niemiec, analizuje najnowszy raport niemieckiego think tanku Institut für Europäische Politik, który wskazuje trzy kluczowe warunki przejęcia przez Berlin większej roli w europejskiej polityce obronnej. W tle wojna w Ukrainie, zmiany w NATO oraz ambicje nowego rządu Friedricha Merza.

KE wycofuje się z całkowitego zakazu aut spalinowych. Ma nowy plan Wiadomości
KE wycofuje się z całkowitego zakazu aut spalinowych. Ma nowy plan

Komisja Europejska zmienia podejście do planowanego zakazu sprzedaży nowych samochodów spalinowych w UE od 2035 roku. Zamiast pełnego zakazu proponuje obowiązek redukcji emisji CO2 o 90 proc., co otwiera furtkę dla wybranych technologii spalinowych i hybrydowych.

Skandal w Wodach Polskich. Fikcyjna inwestycja po powodzi została odebrana Wiadomości
Skandal w Wodach Polskich. Fikcyjna inwestycja po powodzi została "odebrana"

Inwestycja popowodziowa warta ponad 400 tys. zł została formalnie odebrana, mimo że w terenie nie wykonano żadnych prac. Sprawa wyszła na jaw po ujawnieniu dokumentów z Dolnego Śląska.

Niepokojący komunikat Tuska. Musimy być przygotowani na twarde środki  z ostatniej chwili
Niepokojący komunikat Tuska. "Musimy być przygotowani na twarde środki" 

Donald Tusk ujawnił, że drony wykorzystywane do potencjalnych prowokacji, m.in. przeciwko polskiej platformienaftowej na Morzu Bałtyckim, mogą startować z jednostek tzw. floty cieni. Polska i państwa wschodniej flanki UE muszą być przygotowane na bezpośrednie działania, czyli jak to określił Tusk po szczycie w Helsinkach, "twarde środki" przeciwko takim zagrożeniom.

Niemiecki ekspert alarmuje: setki tysięcy rosyjskich żołnierzy na Białorusi Wiadomości
Niemiecki ekspert alarmuje: setki tysięcy rosyjskich żołnierzy na Białorusi

Obecność setek tysięcy rosyjskich żołnierzy na Białorusi ma stanowić realne zagrożenie dla państw NATO. Zdaniem niemieckiego eksperta wojskowego Europa wchodzi w kluczowy okres dla swojego bezpieczeństwa.

Obchody 44. rocznicy pacyfikacji kopalni „Wujek”. Karol Nawrocki: Tu zapisała się historia ideałów Solidarności z ostatniej chwili
Obchody 44. rocznicy pacyfikacji kopalni „Wujek”. Karol Nawrocki: Tu zapisała się historia ideałów Solidarności

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej wziął udział w obchodach 44. rocznicy pacyfikacji kopalni „Wujek” w Katowicach. – Śląsk to ziemia, która wypełniona jest miłością do Polski i ciężką pracą, ale też tragicznymi wspomnieniami i krwią, cierpieniem dziewięciu górników zamordowanych przez komunistów 44 lata temu – podkreślił Karol Nawrocki.

Spotkanie Nawrocki-Zełenski. Ujawniono najważniejsze tematy rozmów z ostatniej chwili
Spotkanie Nawrocki-Zełenski. Ujawniono najważniejsze tematy rozmów

Będą trzy filary rozmów prezydenta Karola Nawrockiego z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim w Warszawie: bezpieczeństwo, współpraca gospodarcza i kwestie tożsamościowo-historyczne - powiedział we wtorek szef Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki.

REKLAMA

Cień Sułtana nad Niemcami

Niedawno przeczytaliśmy, że Turcy stanowią obecnie największą grupę osób ubiegających się o azyl w Niemczech. Tak wynika z ustaleń Federalnego Urzędu do spraw Migracji i Uchodźców (BAMF). Po raz pierwszy od kryzysu migracyjnego w 2015 roku wyprzedzili pod tym względem Syryjczyków. Import islamskiego antysemityzmu trwa w najlepsze.
Recep Erdogan
Recep Erdogan / EPA/JUSTIN LANE Dostawca: PAP/EPA

Berliński urząd obliczył, że Turcy złożyli w październiku ponad dziewięć tysięcy wniosków o azyl. Od stycznia wpłynęło ich już około 40 tysięcy. Już w zeszłym roku odnotowano znaczny wzrost liczby osób, które opuściły kraj nad Bosforem. Niemieckie MSZ ustaliło, że obywatele Turcji docierają do Niemiec często z Serbii, gdzie mogą wjechać bez wizy. Wielu z nich ucieka przed kryzysem gospodarczym i prezydentem Recepen Tayyipem Erdoganem, którego styl rządzenia przejawia znamiona autokracji.

Tureccy imigranci spoglądają na długą historię. Pierwsi z nich przybyli już w połowie XX wieku, gdy Niemcy przeżywały boom gospodarczy i brakowało rąk do pracy. Kolejni tureccy uchodźcy byli już stosunkowo dobrze wykształceni. Po udaremnionym przez Erdogana puczu w 2016 roku ponad 150 tysięcy osób zostało usuniętych ze stanowisk państwowych. Liczne instytucje zamknięto lub poddano czystkom personalnym. Wielu Turków uchodzących za zwolenników Fethullaha Gülena, zdaniem działaczy AKP odpowiedzialnego za próbę zamachu stanu, znalazło się w Niemczech.

Gorzej, że większość tureckich imigrantów - bez względu na ich postawę wobec rządu w Ankarze - popiera Palestyńczyków, obarczając Izrael i Zachód odpowiedzialnością za konflikt na Bliskim Wschodzie. Niemieckie media przypominają o licznych instytucjach, które prezydent Turcji uruchomił w Niemczech już około dziesięciu lat temu. Powstały wówczas urząd dla Turków za granicą (YTB), Unia Europejsko-Tureckich Demokratów (UETD) i stacja telewizyjna TRT Deutsch, jawnie lobbująca na rzecz partii AKP. „Sukces Erdogana zależy też od tureckiej mniejszości nad Sprewą” - wskazuje dziennik „Bild”.

Zdaniem gazety najgorszym w skutkach zjawiskiem są kazania imamów z sunnickiej organizacji DITIB. „Ponad tysiąc osób z nadania AKP utwierdza niemieckich Turków w przekonaniu, że nie ma większego zła niż Izrael” - czytamy. Uwagę mediów przykuł ostatnio Ali Erbas, jeden z czołowych imamów Erdogana, który od lat działa w Niemczech. „Izraelczycy są mordercami i okupantami, jak wszyscy tyrani są więc skazani na zagładę” - napisał w serwisie X. Dzień później także prezydent Turcji stwierdził, że to Zachód odpowiada za izraelskie działania w Strefie Gazy. „Rzucaniem podsycających wzajemną agresję obelg Erdogan chce pokazać, że w każdej chwili może podjąć walkę z Zachodem i zawiesić współpracę w ograniczaniu migracji” - uważa tygodnik „Der Spiegel”.

 

Rzesza zwolenników

Nie zapominajmy jednak o drugiej części społeczeństwa, która gorliwie wspiera prezydenta Erdogana, traktując go niczym mesjasza. W jej oczach pozostaje on pobożnym, skromnym człowiekiem, wiecznym młodzieńcem sprzedającym na stambulskich ulicach pieczywo, aby utrzymać rodzinę. Przekonaliśmy się o tym również w Niemczech, gdy przed kilkoma dniami odbyły się obchody 100. Rocznicy utworzenia Republiki Turcji. 29 października 1923 roku Wielkie Zgromadzenie Narodowe Turcji proklamowało utworzenie nowego państwa. Mustafa Kemal Atatürk został pierwszym prezydentem i funkcję tę pełnił nieprzerwanie aż do swojej śmierci w 1938 roku. A Polska była jednym z pierwszych państw, które uznało nową republikę i przeniosło swoje poselstwo do nowej stolicy – Ankary. Nie trzeba się specjalnie rozwodzić nad faktem, że relacje między Imperium Osmańskim a „Lechistanem” były zawsze szczególne. W połowie XIX wieku Stambuł był najważniejszym ośrodkiem ścierania się interesów europejskich potęg. Pozbawieni państwowości Polacy, chcąc uzasadnić dyplomatyczną obecność na miejscu, założyli pod osmańską stolicą wieś dla polskich uchodźców (Polonezköy). Dzisiaj sytuacja wygląda nieco inaczej. Nie zapominajmy, że Turcy – niezależnie od poglądów politycznych – importują islamski antysemityzm, który w Niemczech w fatalny sposób połączył się z lewicową antyizraelskością.

 – Erdogan jest jedynym socjaldemokratą w Turcji – uważa Ozan Ceyhun, niemiecki polityk tureckiego pochodzenia, którego ojciec był komunistycznym pisarzem, a w latach 80. uciekł przed wojskowym reżimem do Niemiec. Ceyhun zasiadał z ramienia SPD w europarlamencie, gdzie koordynował negocjacje akcesyjne Unii z Turcją. Do dziś jest jednym z protektorów Erdogana w sprawach europejskich. – Jako premier wbrew wszystkiemu zreformował państwo, unicestwił potęgę generałów, wprowadził ubezpieczenie zdrowotne i ożywił gospodarkę – wylicza.

Erdogan tymczasem zręcznie stosuje metodę dziel i rządź – przedstawia się jako skromny, wierny muzułmanin. Tyle że po niemal 10 latach prezydentury pławi się w luksusach i jest coraz mniej przekonujący. Po masowych popuczowych zwolnieniach państwo jest nadal częściowo sparaliżowane. Niektóre wioski na południowym wschodzie Turcji przypominają pogrążoną w wojnie Syrię, zwłaszcza po ostatnim trzęsieniu ziemi. Nad krajem tym od lat wisi widmo wojny domowej – wbrew zapewnieniom „sułtana”, który utrzymuje, że wszystko ma pod kontrolą. 

Głosy krytyki dochodzą także z okolic niekojarzących się z opozycją.

– Po 2016 r. Erdogan wszędzie widzi wrogów, nikomu nie jest w stanie zaufać. Uważa się za nieomylnego przywódcę, który dostał mandat od samego Allaha – wyjaśnia Ertugrul Yalçinbayir, jeden ze współzałożycieli obecnej partii rządzącej. – 

Cofamy się do ustroju bliskowschodniej autokracji – dodaje 70-letni polityk, były wicepremier z ramienia AKP.

Natomiast Erdogan wykazuje się coraz większą odpornością na informacje ze swoich ministerstw. 

 

Lista zarzutów

W ostatnich  latach mania prześladowcza Erdogana przybrała na sile. Jako sprawcę wszelkiego zła prezydent wskazał Fethullaha Gülena. Obaj byli głównymi aktorami politycznego islamu w Turcji, jednak poróżnili się w 2013 r. właśnie w kwestii tlącego się konfliktu między Izraelem i Palestyńczykami. Dziś Gülen przebywa w USA, lecz ma wielu sympatyków, którzy niedawno zajmowali kluczowe stanowiska w państwie. Po lipcu 2016 r. kojarzeni z jego ruchem burmistrzowie zostali zwolnieni i zastąpieni komisarzami AKP. 

Ukoronowaniem listy zarzutów Zachodu jest ograniczenie wolności słowa – w tureckich zakładach karnych siedzi obecnie około 200 dziennikarzy. Po puczu zwolniły się miejsca w instytucjach edukacyjnych, nowymi kandydatami są często imamowie lub osoby z nienaganną legitymacją religijną. Liczba uczniów szkół Imam Hatip wzrosła pod rządami AKP z 65 tys. do miliona. Problem w tym, że czystki Erdogana niszczą Turcję. Wymiar sprawiedliwości sam sobie strzela w kolano. Prokurator generalny, który miał kiedyś prowadzić śledztwo w sprawie gazety „Cumhuriyet”, nagle sam musiał odpowiadać przed sądem, bo został obnażony jako puczysta. To wszystko odbija się od lat na tureckiej gospodarce. Erdogan ma ciągle wielu zwolenników, bo uchodzi za twórcę cudu gospodarczego. Jako premier kazał zbudować drogi, szpitale i lotniska, głównie za środki zagranicznych inwestorów. W latach 2003-2012 napłynęło 400 mld dol., podczas gdy w latach 1983-2003 zainwestowano 35 mld. Wielu szczodrych darczyńców wycofało się z tureckiego rynku. Agendja Moody’s wystawia Turcji regularnie druzgocące świadectwa.

 

Trzęsienia ziemi

Warto się zastanowić, dlaczego tylu Turków w Niemczech popiera autokratyczny ustrój Erdogana. Młodzi Turcy odpowiadają na te pytania pytaniami: „A dlaczego wy po tylu latach nie traktujecie nas jak Niemców, skoro władamy waszym językiem i ciężko tu pracujemy?”. Rzeczywistość jest jednak nieco inna. Wielu Turków już od lat 70. konsekwentnie odwraca się od Niemców, czytając wyłącznie swoją prasę, odpychając od siebie kulturę kraju, w którym żyją. Natomiast każde polityczne (i prawdziwe) trzęsienie ziemi w Turcji powoduje falę, która dociera do Niemiec. Tutejsza mniejszość z wypiekami na twarzy śledzi wydarzenia w ojczyźnie, a Niemcy interesują ją dopiero wtedy, gdy dochodzi do zgrzytów na linii Berlin-Ankara. 

Mniejszość niemiecka w RFN jest podzielona. Obie strony przerzucają się w sieci obelgami. Punktem wyjścia jest problem integracji. Turcy czują się obywatelami drugiej kategorii. Terroryzm i kryzys migracyjny niewątpliwie powiększyły nieufność Niemców wobec islamu. Większość niemieckich Turków wyznaje islam i woli więc postawić na „sułtana” niż na polityków w Bundestagu. Poza tym często mają zupełnie inne wyobrażenia o demokracji. 

Były szef niemieckiego kontrwywiadu Hans-Georg Maassen obawia się lustrzanego odbicia w Niemczech sporu między Turkami i Żydami nacjonalistami. – To zatargi nie tylko między politykami, ale też między bojówkarzami Szarych Wilków i Izraelczykami, gotowymi do użycia przemocy. To prawdziwa puszka Pandory – ostrzega. Tureckie podziały mają odzwierciedlenie także w rodzinach. – Kto w Niemczech występuje w obronie Erdogana, może się porównać do kury podwórkowej, która nagle walczy o hodowlę klatkową – oburza się 33-letnia studentka Luka, która straciła kontakt z ojcem, sympatykiem AKP. Natomiast Günül, 49-letnia adwokatka z Monachium, zaznacza: – Kto do dziś nie potrafi się uporać z problemem neonazizmu, nie powinien udzielać innym narodom lekcji demokracji. 

Ostatnie wydarzenia rozpaliły także na nowo dyskusję o podwójnym obywatelstwie. Działacze bawarskiej CSU od dawna tłumaczą, że podtrzymanie takiego rozwiązania nie ma sensu.

Turcja rozgrywa swoje konflikty w naszym kraju, ale to my popełniliśmy błędy w polityce integracyjnej, a teraz wystawiono nam rachunek. Najpóźniej w wieku 21 lat migranci powinni się zdecydować tylko na jeden paszport – uważa poseł CDU Norbert Röttgen.

 

Tureccy piłkarze

Dyskusja o podwójnym obywatelstwie młodych Turków w Niemczech nabrała tempa kilka lat temu, gdy duma z piłkarzy DFB Mesuta Özila i Ilkaya Gündogana jako przodowników „nowej niemieckości” została wystawiona na ciężką próbę. Obaj dżentelmeni spotkali się w Londynie z Erdoganem i nie omieszkali zrobić sobie z nim zdjęcia, a Gündogan podarował Erdoganowi koszulkę z napisem „Dla mojego szanownego prezydenta”. Przez niemieckie media przetoczyła się fala oburzenia. Ówczesny szef Niemieckiego Związku Piłki Nożnej Reinhard Grindel wydał specjalne oświadczenie: „Szanujemy sytuację naszych reprezentantów z obcymi korzeniami, ale nasz związek reprezentuje wartości, których prezydent Erdogan nie do końca przestrzega”. Mimo naciąganych usprawiedliwień cała sprawa znów przypomniała, że nad RFN zawsze wisi cień Turcji Erdoğana. Pojawiły się żądania usunięcia obu zawodników z kadry. O ile Özil się na Niemców wypiął i zaprosił Erdogana na swoje wesele, o tyle Gündogan grzecznie przeprosił za swoją „naiwność” i jeszcze raz podkreślił, że „już zawsze czuł się Niemcem”. Chyba się mu „opłaciło” - kolega Roberta Lewandowskiego z Barcelony jest obecnie kapitanem reprezentacji Niemiec.

Niemieccy politycy martwią się zachwytem tureckiej młodzieży okazywanym polityce Erdogana. Zachowanie Özila wzbudziło obawy, że tureckie korzenie mogą być ważniejsze niż niemiecki paszport. Wydarzenie pokazało też, jak ogromne są nadal wpływy „sułtana” w Niemczech, mimo że on sam jest tu od dawna osobą niepożądaną. Turecki prezydent domaga się, by na terenie Niemiec tureccy politycy mogli prowadzić kampanie wyborcze. Berlin odmawia, ale musi ważyć słowa, bo Erdogan w każdej chwili może uruchomić kolejną falę imigrantów.

W Niemczech mieszka ok. 3 mln osób tureckiego pochodzenia, połowa z nich ma turecki paszport, upoważniający do postawienia krzyżyka w wyborach. Ale  wielu może też wybierać posłów Bundestagu. Z jednej strony na każdym kroku podkreślają swoją przynależność do Niemiec, a z drugiej hołdują kultowi wodza z Ankary, którym zarazili się od swoich rodziców od dekad zamkniętych w tureckim światku. Erdogan doskonale wie, że miliony rodaków w RFN stanowią jego zachodni bastion w Europie.

 

Dwie kultury

Losy urodzonych w Niemczech Turków drugiego lub trzeciego pokolenia są specyficzne. Wszyscy mają dwie ojczyzny i dwie kultury, które wielbią i szanują. Pierwsza generacja nie ma jednak przyjemnych wspomnień ze swoich początków za Odrą. Niemcy nie byli wówczas jeszcze przygotowani na falę imigracyjną, którą sami uruchomili. Tureccy robotnicy oraz ich dzieci stwierdzali, że ich odrębność kulturowa jest w Niemczech niepożądana. Z drugiej strony nie było jeszcze kursów języka niemieckiego, które mogłyby pomóc Turkom w integracji. To popchnęło dziadków i rodziców młodych Turków, takich jak Özil i Gündoğan, do paradoksalnych zachowań. Sami zamykali się w tureckich enklawach, a dzieciom kazali mówić po niemiecku. Jest jednak coś, co Niemców i Turków dotąd jednoczyło – piłka nożna. Niezwykle utalentowany Özil wybitnie przyczynił się do wygranej Niemiec w mistrzostwach świata w Brazylii w 2014 r. Wtedy cieszyły się miliony widzów, zarówno w Turcji, jak i w Niemczech. Zastanawiające, jak szybko zostało to zapomniane. Po porażce podczas mundialu w 2018 r. odezwały się w niektórych Niemcach mroczne instynkty, które ostatecznie popchnęły urodzonego w Gelsenkirchen Özila do porzucenia swoich niemieckich kibiców. Dla Erdogana było to nie lada gratką. Prezydent Turcji nie pozostawił na Niemcach suchej nitki i wspomniał, że „całuje osmańskie oczy” sponiewieranego przez nich piłkarza. 

Nic dziwnego – po Stambule, Ankarze i Izmirze Niemcy są największym okręgiem wyborczym. – Przed Erdoganem nikt się nami nie interesował, wysyłaliśmy jedynie pieniądze do rodzin, a poza tym nic – skarży się piekarz z berlińskiej dzielnicy Wedding. On zaś pewnie przewidział, że kiedyś rodacy mu się za to odwdzięczą. Około 70% tureckich wyborców regularnie głosuje na AKP i jej lidera.

Wojciech Osiński

[Autor jest korespondentem Polskiego Radia w Berlinie]
 



 

Polecane