Cień Sułtana nad Niemcami

Niedawno przeczytaliśmy, że Turcy stanowią obecnie największą grupę osób ubiegających się o azyl w Niemczech. Tak wynika z ustaleń Federalnego Urzędu do spraw Migracji i Uchodźców (BAMF). Po raz pierwszy od kryzysu migracyjnego w 2015 roku wyprzedzili pod tym względem Syryjczyków. Import islamskiego antysemityzmu trwa w najlepsze.
Recep Erdogan Cień Sułtana nad Niemcami
Recep Erdogan / EPA/JUSTIN LANE Dostawca: PAP/EPA

Berliński urząd obliczył, że Turcy złożyli w październiku ponad dziewięć tysięcy wniosków o azyl. Od stycznia wpłynęło ich już około 40 tysięcy. Już w zeszłym roku odnotowano znaczny wzrost liczby osób, które opuściły kraj nad Bosforem. Niemieckie MSZ ustaliło, że obywatele Turcji docierają do Niemiec często z Serbii, gdzie mogą wjechać bez wizy. Wielu z nich ucieka przed kryzysem gospodarczym i prezydentem Recepen Tayyipem Erdoganem, którego styl rządzenia przejawia znamiona autokracji.

Tureccy imigranci spoglądają na długą historię. Pierwsi z nich przybyli już w połowie XX wieku, gdy Niemcy przeżywały boom gospodarczy i brakowało rąk do pracy. Kolejni tureccy uchodźcy byli już stosunkowo dobrze wykształceni. Po udaremnionym przez Erdogana puczu w 2016 roku ponad 150 tysięcy osób zostało usuniętych ze stanowisk państwowych. Liczne instytucje zamknięto lub poddano czystkom personalnym. Wielu Turków uchodzących za zwolenników Fethullaha Gülena, zdaniem działaczy AKP odpowiedzialnego za próbę zamachu stanu, znalazło się w Niemczech.

Gorzej, że większość tureckich imigrantów - bez względu na ich postawę wobec rządu w Ankarze - popiera Palestyńczyków, obarczając Izrael i Zachód odpowiedzialnością za konflikt na Bliskim Wschodzie. Niemieckie media przypominają o licznych instytucjach, które prezydent Turcji uruchomił w Niemczech już około dziesięciu lat temu. Powstały wówczas urząd dla Turków za granicą (YTB), Unia Europejsko-Tureckich Demokratów (UETD) i stacja telewizyjna TRT Deutsch, jawnie lobbująca na rzecz partii AKP. „Sukces Erdogana zależy też od tureckiej mniejszości nad Sprewą” - wskazuje dziennik „Bild”.

Zdaniem gazety najgorszym w skutkach zjawiskiem są kazania imamów z sunnickiej organizacji DITIB. „Ponad tysiąc osób z nadania AKP utwierdza niemieckich Turków w przekonaniu, że nie ma większego zła niż Izrael” - czytamy. Uwagę mediów przykuł ostatnio Ali Erbas, jeden z czołowych imamów Erdogana, który od lat działa w Niemczech. „Izraelczycy są mordercami i okupantami, jak wszyscy tyrani są więc skazani na zagładę” - napisał w serwisie X. Dzień później także prezydent Turcji stwierdził, że to Zachód odpowiada za izraelskie działania w Strefie Gazy. „Rzucaniem podsycających wzajemną agresję obelg Erdogan chce pokazać, że w każdej chwili może podjąć walkę z Zachodem i zawiesić współpracę w ograniczaniu migracji” - uważa tygodnik „Der Spiegel”.

 

Rzesza zwolenników

Nie zapominajmy jednak o drugiej części społeczeństwa, która gorliwie wspiera prezydenta Erdogana, traktując go niczym mesjasza. W jej oczach pozostaje on pobożnym, skromnym człowiekiem, wiecznym młodzieńcem sprzedającym na stambulskich ulicach pieczywo, aby utrzymać rodzinę. Przekonaliśmy się o tym również w Niemczech, gdy przed kilkoma dniami odbyły się obchody 100. Rocznicy utworzenia Republiki Turcji. 29 października 1923 roku Wielkie Zgromadzenie Narodowe Turcji proklamowało utworzenie nowego państwa. Mustafa Kemal Atatürk został pierwszym prezydentem i funkcję tę pełnił nieprzerwanie aż do swojej śmierci w 1938 roku. A Polska była jednym z pierwszych państw, które uznało nową republikę i przeniosło swoje poselstwo do nowej stolicy – Ankary. Nie trzeba się specjalnie rozwodzić nad faktem, że relacje między Imperium Osmańskim a „Lechistanem” były zawsze szczególne. W połowie XIX wieku Stambuł był najważniejszym ośrodkiem ścierania się interesów europejskich potęg. Pozbawieni państwowości Polacy, chcąc uzasadnić dyplomatyczną obecność na miejscu, założyli pod osmańską stolicą wieś dla polskich uchodźców (Polonezköy). Dzisiaj sytuacja wygląda nieco inaczej. Nie zapominajmy, że Turcy – niezależnie od poglądów politycznych – importują islamski antysemityzm, który w Niemczech w fatalny sposób połączył się z lewicową antyizraelskością.

 – Erdogan jest jedynym socjaldemokratą w Turcji – uważa Ozan Ceyhun, niemiecki polityk tureckiego pochodzenia, którego ojciec był komunistycznym pisarzem, a w latach 80. uciekł przed wojskowym reżimem do Niemiec. Ceyhun zasiadał z ramienia SPD w europarlamencie, gdzie koordynował negocjacje akcesyjne Unii z Turcją. Do dziś jest jednym z protektorów Erdogana w sprawach europejskich. – Jako premier wbrew wszystkiemu zreformował państwo, unicestwił potęgę generałów, wprowadził ubezpieczenie zdrowotne i ożywił gospodarkę – wylicza.

Erdogan tymczasem zręcznie stosuje metodę dziel i rządź – przedstawia się jako skromny, wierny muzułmanin. Tyle że po niemal 10 latach prezydentury pławi się w luksusach i jest coraz mniej przekonujący. Po masowych popuczowych zwolnieniach państwo jest nadal częściowo sparaliżowane. Niektóre wioski na południowym wschodzie Turcji przypominają pogrążoną w wojnie Syrię, zwłaszcza po ostatnim trzęsieniu ziemi. Nad krajem tym od lat wisi widmo wojny domowej – wbrew zapewnieniom „sułtana”, który utrzymuje, że wszystko ma pod kontrolą. 

Głosy krytyki dochodzą także z okolic niekojarzących się z opozycją.

– Po 2016 r. Erdogan wszędzie widzi wrogów, nikomu nie jest w stanie zaufać. Uważa się za nieomylnego przywódcę, który dostał mandat od samego Allaha – wyjaśnia Ertugrul Yalçinbayir, jeden ze współzałożycieli obecnej partii rządzącej. – 

Cofamy się do ustroju bliskowschodniej autokracji – dodaje 70-letni polityk, były wicepremier z ramienia AKP.

Natomiast Erdogan wykazuje się coraz większą odpornością na informacje ze swoich ministerstw. 

 

Lista zarzutów

W ostatnich  latach mania prześladowcza Erdogana przybrała na sile. Jako sprawcę wszelkiego zła prezydent wskazał Fethullaha Gülena. Obaj byli głównymi aktorami politycznego islamu w Turcji, jednak poróżnili się w 2013 r. właśnie w kwestii tlącego się konfliktu między Izraelem i Palestyńczykami. Dziś Gülen przebywa w USA, lecz ma wielu sympatyków, którzy niedawno zajmowali kluczowe stanowiska w państwie. Po lipcu 2016 r. kojarzeni z jego ruchem burmistrzowie zostali zwolnieni i zastąpieni komisarzami AKP. 

Ukoronowaniem listy zarzutów Zachodu jest ograniczenie wolności słowa – w tureckich zakładach karnych siedzi obecnie około 200 dziennikarzy. Po puczu zwolniły się miejsca w instytucjach edukacyjnych, nowymi kandydatami są często imamowie lub osoby z nienaganną legitymacją religijną. Liczba uczniów szkół Imam Hatip wzrosła pod rządami AKP z 65 tys. do miliona. Problem w tym, że czystki Erdogana niszczą Turcję. Wymiar sprawiedliwości sam sobie strzela w kolano. Prokurator generalny, który miał kiedyś prowadzić śledztwo w sprawie gazety „Cumhuriyet”, nagle sam musiał odpowiadać przed sądem, bo został obnażony jako puczysta. To wszystko odbija się od lat na tureckiej gospodarce. Erdogan ma ciągle wielu zwolenników, bo uchodzi za twórcę cudu gospodarczego. Jako premier kazał zbudować drogi, szpitale i lotniska, głównie za środki zagranicznych inwestorów. W latach 2003-2012 napłynęło 400 mld dol., podczas gdy w latach 1983-2003 zainwestowano 35 mld. Wielu szczodrych darczyńców wycofało się z tureckiego rynku. Agendja Moody’s wystawia Turcji regularnie druzgocące świadectwa.

 

Trzęsienia ziemi

Warto się zastanowić, dlaczego tylu Turków w Niemczech popiera autokratyczny ustrój Erdogana. Młodzi Turcy odpowiadają na te pytania pytaniami: „A dlaczego wy po tylu latach nie traktujecie nas jak Niemców, skoro władamy waszym językiem i ciężko tu pracujemy?”. Rzeczywistość jest jednak nieco inna. Wielu Turków już od lat 70. konsekwentnie odwraca się od Niemców, czytając wyłącznie swoją prasę, odpychając od siebie kulturę kraju, w którym żyją. Natomiast każde polityczne (i prawdziwe) trzęsienie ziemi w Turcji powoduje falę, która dociera do Niemiec. Tutejsza mniejszość z wypiekami na twarzy śledzi wydarzenia w ojczyźnie, a Niemcy interesują ją dopiero wtedy, gdy dochodzi do zgrzytów na linii Berlin-Ankara. 

Mniejszość niemiecka w RFN jest podzielona. Obie strony przerzucają się w sieci obelgami. Punktem wyjścia jest problem integracji. Turcy czują się obywatelami drugiej kategorii. Terroryzm i kryzys migracyjny niewątpliwie powiększyły nieufność Niemców wobec islamu. Większość niemieckich Turków wyznaje islam i woli więc postawić na „sułtana” niż na polityków w Bundestagu. Poza tym często mają zupełnie inne wyobrażenia o demokracji. 

Były szef niemieckiego kontrwywiadu Hans-Georg Maassen obawia się lustrzanego odbicia w Niemczech sporu między Turkami i Żydami nacjonalistami. – To zatargi nie tylko między politykami, ale też między bojówkarzami Szarych Wilków i Izraelczykami, gotowymi do użycia przemocy. To prawdziwa puszka Pandory – ostrzega. Tureckie podziały mają odzwierciedlenie także w rodzinach. – Kto w Niemczech występuje w obronie Erdogana, może się porównać do kury podwórkowej, która nagle walczy o hodowlę klatkową – oburza się 33-letnia studentka Luka, która straciła kontakt z ojcem, sympatykiem AKP. Natomiast Günül, 49-letnia adwokatka z Monachium, zaznacza: – Kto do dziś nie potrafi się uporać z problemem neonazizmu, nie powinien udzielać innym narodom lekcji demokracji. 

Ostatnie wydarzenia rozpaliły także na nowo dyskusję o podwójnym obywatelstwie. Działacze bawarskiej CSU od dawna tłumaczą, że podtrzymanie takiego rozwiązania nie ma sensu.

Turcja rozgrywa swoje konflikty w naszym kraju, ale to my popełniliśmy błędy w polityce integracyjnej, a teraz wystawiono nam rachunek. Najpóźniej w wieku 21 lat migranci powinni się zdecydować tylko na jeden paszport – uważa poseł CDU Norbert Röttgen.

 

Tureccy piłkarze

Dyskusja o podwójnym obywatelstwie młodych Turków w Niemczech nabrała tempa kilka lat temu, gdy duma z piłkarzy DFB Mesuta Özila i Ilkaya Gündogana jako przodowników „nowej niemieckości” została wystawiona na ciężką próbę. Obaj dżentelmeni spotkali się w Londynie z Erdoganem i nie omieszkali zrobić sobie z nim zdjęcia, a Gündogan podarował Erdoganowi koszulkę z napisem „Dla mojego szanownego prezydenta”. Przez niemieckie media przetoczyła się fala oburzenia. Ówczesny szef Niemieckiego Związku Piłki Nożnej Reinhard Grindel wydał specjalne oświadczenie: „Szanujemy sytuację naszych reprezentantów z obcymi korzeniami, ale nasz związek reprezentuje wartości, których prezydent Erdogan nie do końca przestrzega”. Mimo naciąganych usprawiedliwień cała sprawa znów przypomniała, że nad RFN zawsze wisi cień Turcji Erdoğana. Pojawiły się żądania usunięcia obu zawodników z kadry. O ile Özil się na Niemców wypiął i zaprosił Erdogana na swoje wesele, o tyle Gündogan grzecznie przeprosił za swoją „naiwność” i jeszcze raz podkreślił, że „już zawsze czuł się Niemcem”. Chyba się mu „opłaciło” - kolega Roberta Lewandowskiego z Barcelony jest obecnie kapitanem reprezentacji Niemiec.

Niemieccy politycy martwią się zachwytem tureckiej młodzieży okazywanym polityce Erdogana. Zachowanie Özila wzbudziło obawy, że tureckie korzenie mogą być ważniejsze niż niemiecki paszport. Wydarzenie pokazało też, jak ogromne są nadal wpływy „sułtana” w Niemczech, mimo że on sam jest tu od dawna osobą niepożądaną. Turecki prezydent domaga się, by na terenie Niemiec tureccy politycy mogli prowadzić kampanie wyborcze. Berlin odmawia, ale musi ważyć słowa, bo Erdogan w każdej chwili może uruchomić kolejną falę imigrantów.

W Niemczech mieszka ok. 3 mln osób tureckiego pochodzenia, połowa z nich ma turecki paszport, upoważniający do postawienia krzyżyka w wyborach. Ale  wielu może też wybierać posłów Bundestagu. Z jednej strony na każdym kroku podkreślają swoją przynależność do Niemiec, a z drugiej hołdują kultowi wodza z Ankary, którym zarazili się od swoich rodziców od dekad zamkniętych w tureckim światku. Erdogan doskonale wie, że miliony rodaków w RFN stanowią jego zachodni bastion w Europie.

 

Dwie kultury

Losy urodzonych w Niemczech Turków drugiego lub trzeciego pokolenia są specyficzne. Wszyscy mają dwie ojczyzny i dwie kultury, które wielbią i szanują. Pierwsza generacja nie ma jednak przyjemnych wspomnień ze swoich początków za Odrą. Niemcy nie byli wówczas jeszcze przygotowani na falę imigracyjną, którą sami uruchomili. Tureccy robotnicy oraz ich dzieci stwierdzali, że ich odrębność kulturowa jest w Niemczech niepożądana. Z drugiej strony nie było jeszcze kursów języka niemieckiego, które mogłyby pomóc Turkom w integracji. To popchnęło dziadków i rodziców młodych Turków, takich jak Özil i Gündoğan, do paradoksalnych zachowań. Sami zamykali się w tureckich enklawach, a dzieciom kazali mówić po niemiecku. Jest jednak coś, co Niemców i Turków dotąd jednoczyło – piłka nożna. Niezwykle utalentowany Özil wybitnie przyczynił się do wygranej Niemiec w mistrzostwach świata w Brazylii w 2014 r. Wtedy cieszyły się miliony widzów, zarówno w Turcji, jak i w Niemczech. Zastanawiające, jak szybko zostało to zapomniane. Po porażce podczas mundialu w 2018 r. odezwały się w niektórych Niemcach mroczne instynkty, które ostatecznie popchnęły urodzonego w Gelsenkirchen Özila do porzucenia swoich niemieckich kibiców. Dla Erdogana było to nie lada gratką. Prezydent Turcji nie pozostawił na Niemcach suchej nitki i wspomniał, że „całuje osmańskie oczy” sponiewieranego przez nich piłkarza. 

Nic dziwnego – po Stambule, Ankarze i Izmirze Niemcy są największym okręgiem wyborczym. – Przed Erdoganem nikt się nami nie interesował, wysyłaliśmy jedynie pieniądze do rodzin, a poza tym nic – skarży się piekarz z berlińskiej dzielnicy Wedding. On zaś pewnie przewidział, że kiedyś rodacy mu się za to odwdzięczą. Około 70% tureckich wyborców regularnie głosuje na AKP i jej lidera.

Wojciech Osiński

[Autor jest korespondentem Polskiego Radia w Berlinie]
 


 

POLECANE
Nie żyje Liam Payne. Ujawniono, co zażył przed śmiercią z ostatniej chwili
Nie żyje Liam Payne. Ujawniono, co zażył przed śmiercią

Badania toksykologiczne potwierdziły obecność kokainy w ciele Liama Payne’a, który zmarł po upadku z balkonu w Buenos Aires – informuje serwis Infobae.

Skąd ten tłum Hitlerów? tylko u nas
Skąd ten tłum "Hitlerów"?

Slyszymy to każdego dnia. Każdego dnia dowiadujemy się, że Trump to Hitler, Kaczyński to Hitler, Netanjahu to Hitler, Marine Le Pen to Hitler, Orban to Hitler itd. Mnóstwo tych "Hitlerów" w dzisiejszej polityce. Cały tłum. A to przecież tak naprawdę tylko jedna i ta sama paranoja oraz propagandowa manipulacja! To "reductio ad Hitlerum" trwa od dziesięcioleci i narasta.

Krzysztof Stanowski ostro atakuje Radio ZET: To ŻAŁOSNE! Wiadomości
Krzysztof Stanowski ostro atakuje Radio ZET: "To ŻAŁOSNE!"

Krzysztof Stanowski oskarża Radio ZET o nieuczciwe działania reklamowe. Padły mocne słowa.

TVN zostanie sprzedany? Docierają do nas informacje... gorące
TVN zostanie sprzedany? "Docierają do nas informacje..."

"Docierają do nas informacje, że TVN może zostać zakupiony przez węgierski lub czeski holding" – pisze poseł Prawa i Sprawiedliwości Kazimierz Smoliński.

Nowe informacje w sprawie Buddy. Pojawiły się głośne nazwiska Wiadomości
Nowe informacje w sprawie "Buddy". Pojawiły się głośne nazwiska

Do zespołu broniącego znanego youtubera "Buddę" może dołączyć mecenas Jacek Dubois – wynika z informacji podanych przez Przegląd Sportowy Onet. W grze jest także jeszcze jedno znane nazwisko.

Nie żyje legendarny muzyk Wiadomości
Nie żyje legendarny muzyk

Paul Di’Anno, były wokalista Iron Maiden, zmarł w wieku 66 lat.

Jest najnowszy sondaż partyjny polityka
Jest najnowszy sondaż partyjny

Najświeższe wyniki sondażu pracowni Opinia24 dla TVN24 pokazują, że Koalicja Obywatelska prowadzi z wynikiem 33,3 proc. Prawo i Sprawiedliwość jest tuż za nią, uzyskując 32,4 proc. poparcia.

Reporter Telewizji Republika zaatakowany. Jest nagranie Wiadomości
Reporter Telewizji Republika zaatakowany. Jest nagranie

Reporter Michał Gwardyński i operator zostali zaatakowani w Warszawie podczas nagrywania materiału.

Koalicja Obywatelska ma nowego europosła polityka
Koalicja Obywatelska ma nowego europosła

Hanna Gronkiewicz-Waltz objęła mandat eurodeputowanego po Marcinie Kierwińskim. Ogłosiła to szefowa Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola – informuje korespondent RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon.

Granica z Białorusią. Podano liczbę poszkodowanych polskich żołnierzy pilne
Granica z Białorusią. Podano liczbę poszkodowanych polskich żołnierzy

Od początku roku na granicy polsko-białoruskiej odnotowano prawie 28 tys. prób nielegalnego przekroczenia. Podczas interwencji rannych zostało 63 żołnierzy, a jeden z nich zmarł na służbie – wynika z danych MON.

REKLAMA

Cień Sułtana nad Niemcami

Niedawno przeczytaliśmy, że Turcy stanowią obecnie największą grupę osób ubiegających się o azyl w Niemczech. Tak wynika z ustaleń Federalnego Urzędu do spraw Migracji i Uchodźców (BAMF). Po raz pierwszy od kryzysu migracyjnego w 2015 roku wyprzedzili pod tym względem Syryjczyków. Import islamskiego antysemityzmu trwa w najlepsze.
Recep Erdogan Cień Sułtana nad Niemcami
Recep Erdogan / EPA/JUSTIN LANE Dostawca: PAP/EPA

Berliński urząd obliczył, że Turcy złożyli w październiku ponad dziewięć tysięcy wniosków o azyl. Od stycznia wpłynęło ich już około 40 tysięcy. Już w zeszłym roku odnotowano znaczny wzrost liczby osób, które opuściły kraj nad Bosforem. Niemieckie MSZ ustaliło, że obywatele Turcji docierają do Niemiec często z Serbii, gdzie mogą wjechać bez wizy. Wielu z nich ucieka przed kryzysem gospodarczym i prezydentem Recepen Tayyipem Erdoganem, którego styl rządzenia przejawia znamiona autokracji.

Tureccy imigranci spoglądają na długą historię. Pierwsi z nich przybyli już w połowie XX wieku, gdy Niemcy przeżywały boom gospodarczy i brakowało rąk do pracy. Kolejni tureccy uchodźcy byli już stosunkowo dobrze wykształceni. Po udaremnionym przez Erdogana puczu w 2016 roku ponad 150 tysięcy osób zostało usuniętych ze stanowisk państwowych. Liczne instytucje zamknięto lub poddano czystkom personalnym. Wielu Turków uchodzących za zwolenników Fethullaha Gülena, zdaniem działaczy AKP odpowiedzialnego za próbę zamachu stanu, znalazło się w Niemczech.

Gorzej, że większość tureckich imigrantów - bez względu na ich postawę wobec rządu w Ankarze - popiera Palestyńczyków, obarczając Izrael i Zachód odpowiedzialnością za konflikt na Bliskim Wschodzie. Niemieckie media przypominają o licznych instytucjach, które prezydent Turcji uruchomił w Niemczech już około dziesięciu lat temu. Powstały wówczas urząd dla Turków za granicą (YTB), Unia Europejsko-Tureckich Demokratów (UETD) i stacja telewizyjna TRT Deutsch, jawnie lobbująca na rzecz partii AKP. „Sukces Erdogana zależy też od tureckiej mniejszości nad Sprewą” - wskazuje dziennik „Bild”.

Zdaniem gazety najgorszym w skutkach zjawiskiem są kazania imamów z sunnickiej organizacji DITIB. „Ponad tysiąc osób z nadania AKP utwierdza niemieckich Turków w przekonaniu, że nie ma większego zła niż Izrael” - czytamy. Uwagę mediów przykuł ostatnio Ali Erbas, jeden z czołowych imamów Erdogana, który od lat działa w Niemczech. „Izraelczycy są mordercami i okupantami, jak wszyscy tyrani są więc skazani na zagładę” - napisał w serwisie X. Dzień później także prezydent Turcji stwierdził, że to Zachód odpowiada za izraelskie działania w Strefie Gazy. „Rzucaniem podsycających wzajemną agresję obelg Erdogan chce pokazać, że w każdej chwili może podjąć walkę z Zachodem i zawiesić współpracę w ograniczaniu migracji” - uważa tygodnik „Der Spiegel”.

 

Rzesza zwolenników

Nie zapominajmy jednak o drugiej części społeczeństwa, która gorliwie wspiera prezydenta Erdogana, traktując go niczym mesjasza. W jej oczach pozostaje on pobożnym, skromnym człowiekiem, wiecznym młodzieńcem sprzedającym na stambulskich ulicach pieczywo, aby utrzymać rodzinę. Przekonaliśmy się o tym również w Niemczech, gdy przed kilkoma dniami odbyły się obchody 100. Rocznicy utworzenia Republiki Turcji. 29 października 1923 roku Wielkie Zgromadzenie Narodowe Turcji proklamowało utworzenie nowego państwa. Mustafa Kemal Atatürk został pierwszym prezydentem i funkcję tę pełnił nieprzerwanie aż do swojej śmierci w 1938 roku. A Polska była jednym z pierwszych państw, które uznało nową republikę i przeniosło swoje poselstwo do nowej stolicy – Ankary. Nie trzeba się specjalnie rozwodzić nad faktem, że relacje między Imperium Osmańskim a „Lechistanem” były zawsze szczególne. W połowie XIX wieku Stambuł był najważniejszym ośrodkiem ścierania się interesów europejskich potęg. Pozbawieni państwowości Polacy, chcąc uzasadnić dyplomatyczną obecność na miejscu, założyli pod osmańską stolicą wieś dla polskich uchodźców (Polonezköy). Dzisiaj sytuacja wygląda nieco inaczej. Nie zapominajmy, że Turcy – niezależnie od poglądów politycznych – importują islamski antysemityzm, który w Niemczech w fatalny sposób połączył się z lewicową antyizraelskością.

 – Erdogan jest jedynym socjaldemokratą w Turcji – uważa Ozan Ceyhun, niemiecki polityk tureckiego pochodzenia, którego ojciec był komunistycznym pisarzem, a w latach 80. uciekł przed wojskowym reżimem do Niemiec. Ceyhun zasiadał z ramienia SPD w europarlamencie, gdzie koordynował negocjacje akcesyjne Unii z Turcją. Do dziś jest jednym z protektorów Erdogana w sprawach europejskich. – Jako premier wbrew wszystkiemu zreformował państwo, unicestwił potęgę generałów, wprowadził ubezpieczenie zdrowotne i ożywił gospodarkę – wylicza.

Erdogan tymczasem zręcznie stosuje metodę dziel i rządź – przedstawia się jako skromny, wierny muzułmanin. Tyle że po niemal 10 latach prezydentury pławi się w luksusach i jest coraz mniej przekonujący. Po masowych popuczowych zwolnieniach państwo jest nadal częściowo sparaliżowane. Niektóre wioski na południowym wschodzie Turcji przypominają pogrążoną w wojnie Syrię, zwłaszcza po ostatnim trzęsieniu ziemi. Nad krajem tym od lat wisi widmo wojny domowej – wbrew zapewnieniom „sułtana”, który utrzymuje, że wszystko ma pod kontrolą. 

Głosy krytyki dochodzą także z okolic niekojarzących się z opozycją.

– Po 2016 r. Erdogan wszędzie widzi wrogów, nikomu nie jest w stanie zaufać. Uważa się za nieomylnego przywódcę, który dostał mandat od samego Allaha – wyjaśnia Ertugrul Yalçinbayir, jeden ze współzałożycieli obecnej partii rządzącej. – 

Cofamy się do ustroju bliskowschodniej autokracji – dodaje 70-letni polityk, były wicepremier z ramienia AKP.

Natomiast Erdogan wykazuje się coraz większą odpornością na informacje ze swoich ministerstw. 

 

Lista zarzutów

W ostatnich  latach mania prześladowcza Erdogana przybrała na sile. Jako sprawcę wszelkiego zła prezydent wskazał Fethullaha Gülena. Obaj byli głównymi aktorami politycznego islamu w Turcji, jednak poróżnili się w 2013 r. właśnie w kwestii tlącego się konfliktu między Izraelem i Palestyńczykami. Dziś Gülen przebywa w USA, lecz ma wielu sympatyków, którzy niedawno zajmowali kluczowe stanowiska w państwie. Po lipcu 2016 r. kojarzeni z jego ruchem burmistrzowie zostali zwolnieni i zastąpieni komisarzami AKP. 

Ukoronowaniem listy zarzutów Zachodu jest ograniczenie wolności słowa – w tureckich zakładach karnych siedzi obecnie około 200 dziennikarzy. Po puczu zwolniły się miejsca w instytucjach edukacyjnych, nowymi kandydatami są często imamowie lub osoby z nienaganną legitymacją religijną. Liczba uczniów szkół Imam Hatip wzrosła pod rządami AKP z 65 tys. do miliona. Problem w tym, że czystki Erdogana niszczą Turcję. Wymiar sprawiedliwości sam sobie strzela w kolano. Prokurator generalny, który miał kiedyś prowadzić śledztwo w sprawie gazety „Cumhuriyet”, nagle sam musiał odpowiadać przed sądem, bo został obnażony jako puczysta. To wszystko odbija się od lat na tureckiej gospodarce. Erdogan ma ciągle wielu zwolenników, bo uchodzi za twórcę cudu gospodarczego. Jako premier kazał zbudować drogi, szpitale i lotniska, głównie za środki zagranicznych inwestorów. W latach 2003-2012 napłynęło 400 mld dol., podczas gdy w latach 1983-2003 zainwestowano 35 mld. Wielu szczodrych darczyńców wycofało się z tureckiego rynku. Agendja Moody’s wystawia Turcji regularnie druzgocące świadectwa.

 

Trzęsienia ziemi

Warto się zastanowić, dlaczego tylu Turków w Niemczech popiera autokratyczny ustrój Erdogana. Młodzi Turcy odpowiadają na te pytania pytaniami: „A dlaczego wy po tylu latach nie traktujecie nas jak Niemców, skoro władamy waszym językiem i ciężko tu pracujemy?”. Rzeczywistość jest jednak nieco inna. Wielu Turków już od lat 70. konsekwentnie odwraca się od Niemców, czytając wyłącznie swoją prasę, odpychając od siebie kulturę kraju, w którym żyją. Natomiast każde polityczne (i prawdziwe) trzęsienie ziemi w Turcji powoduje falę, która dociera do Niemiec. Tutejsza mniejszość z wypiekami na twarzy śledzi wydarzenia w ojczyźnie, a Niemcy interesują ją dopiero wtedy, gdy dochodzi do zgrzytów na linii Berlin-Ankara. 

Mniejszość niemiecka w RFN jest podzielona. Obie strony przerzucają się w sieci obelgami. Punktem wyjścia jest problem integracji. Turcy czują się obywatelami drugiej kategorii. Terroryzm i kryzys migracyjny niewątpliwie powiększyły nieufność Niemców wobec islamu. Większość niemieckich Turków wyznaje islam i woli więc postawić na „sułtana” niż na polityków w Bundestagu. Poza tym często mają zupełnie inne wyobrażenia o demokracji. 

Były szef niemieckiego kontrwywiadu Hans-Georg Maassen obawia się lustrzanego odbicia w Niemczech sporu między Turkami i Żydami nacjonalistami. – To zatargi nie tylko między politykami, ale też między bojówkarzami Szarych Wilków i Izraelczykami, gotowymi do użycia przemocy. To prawdziwa puszka Pandory – ostrzega. Tureckie podziały mają odzwierciedlenie także w rodzinach. – Kto w Niemczech występuje w obronie Erdogana, może się porównać do kury podwórkowej, która nagle walczy o hodowlę klatkową – oburza się 33-letnia studentka Luka, która straciła kontakt z ojcem, sympatykiem AKP. Natomiast Günül, 49-letnia adwokatka z Monachium, zaznacza: – Kto do dziś nie potrafi się uporać z problemem neonazizmu, nie powinien udzielać innym narodom lekcji demokracji. 

Ostatnie wydarzenia rozpaliły także na nowo dyskusję o podwójnym obywatelstwie. Działacze bawarskiej CSU od dawna tłumaczą, że podtrzymanie takiego rozwiązania nie ma sensu.

Turcja rozgrywa swoje konflikty w naszym kraju, ale to my popełniliśmy błędy w polityce integracyjnej, a teraz wystawiono nam rachunek. Najpóźniej w wieku 21 lat migranci powinni się zdecydować tylko na jeden paszport – uważa poseł CDU Norbert Röttgen.

 

Tureccy piłkarze

Dyskusja o podwójnym obywatelstwie młodych Turków w Niemczech nabrała tempa kilka lat temu, gdy duma z piłkarzy DFB Mesuta Özila i Ilkaya Gündogana jako przodowników „nowej niemieckości” została wystawiona na ciężką próbę. Obaj dżentelmeni spotkali się w Londynie z Erdoganem i nie omieszkali zrobić sobie z nim zdjęcia, a Gündogan podarował Erdoganowi koszulkę z napisem „Dla mojego szanownego prezydenta”. Przez niemieckie media przetoczyła się fala oburzenia. Ówczesny szef Niemieckiego Związku Piłki Nożnej Reinhard Grindel wydał specjalne oświadczenie: „Szanujemy sytuację naszych reprezentantów z obcymi korzeniami, ale nasz związek reprezentuje wartości, których prezydent Erdogan nie do końca przestrzega”. Mimo naciąganych usprawiedliwień cała sprawa znów przypomniała, że nad RFN zawsze wisi cień Turcji Erdoğana. Pojawiły się żądania usunięcia obu zawodników z kadry. O ile Özil się na Niemców wypiął i zaprosił Erdogana na swoje wesele, o tyle Gündogan grzecznie przeprosił za swoją „naiwność” i jeszcze raz podkreślił, że „już zawsze czuł się Niemcem”. Chyba się mu „opłaciło” - kolega Roberta Lewandowskiego z Barcelony jest obecnie kapitanem reprezentacji Niemiec.

Niemieccy politycy martwią się zachwytem tureckiej młodzieży okazywanym polityce Erdogana. Zachowanie Özila wzbudziło obawy, że tureckie korzenie mogą być ważniejsze niż niemiecki paszport. Wydarzenie pokazało też, jak ogromne są nadal wpływy „sułtana” w Niemczech, mimo że on sam jest tu od dawna osobą niepożądaną. Turecki prezydent domaga się, by na terenie Niemiec tureccy politycy mogli prowadzić kampanie wyborcze. Berlin odmawia, ale musi ważyć słowa, bo Erdogan w każdej chwili może uruchomić kolejną falę imigrantów.

W Niemczech mieszka ok. 3 mln osób tureckiego pochodzenia, połowa z nich ma turecki paszport, upoważniający do postawienia krzyżyka w wyborach. Ale  wielu może też wybierać posłów Bundestagu. Z jednej strony na każdym kroku podkreślają swoją przynależność do Niemiec, a z drugiej hołdują kultowi wodza z Ankary, którym zarazili się od swoich rodziców od dekad zamkniętych w tureckim światku. Erdogan doskonale wie, że miliony rodaków w RFN stanowią jego zachodni bastion w Europie.

 

Dwie kultury

Losy urodzonych w Niemczech Turków drugiego lub trzeciego pokolenia są specyficzne. Wszyscy mają dwie ojczyzny i dwie kultury, które wielbią i szanują. Pierwsza generacja nie ma jednak przyjemnych wspomnień ze swoich początków za Odrą. Niemcy nie byli wówczas jeszcze przygotowani na falę imigracyjną, którą sami uruchomili. Tureccy robotnicy oraz ich dzieci stwierdzali, że ich odrębność kulturowa jest w Niemczech niepożądana. Z drugiej strony nie było jeszcze kursów języka niemieckiego, które mogłyby pomóc Turkom w integracji. To popchnęło dziadków i rodziców młodych Turków, takich jak Özil i Gündoğan, do paradoksalnych zachowań. Sami zamykali się w tureckich enklawach, a dzieciom kazali mówić po niemiecku. Jest jednak coś, co Niemców i Turków dotąd jednoczyło – piłka nożna. Niezwykle utalentowany Özil wybitnie przyczynił się do wygranej Niemiec w mistrzostwach świata w Brazylii w 2014 r. Wtedy cieszyły się miliony widzów, zarówno w Turcji, jak i w Niemczech. Zastanawiające, jak szybko zostało to zapomniane. Po porażce podczas mundialu w 2018 r. odezwały się w niektórych Niemcach mroczne instynkty, które ostatecznie popchnęły urodzonego w Gelsenkirchen Özila do porzucenia swoich niemieckich kibiców. Dla Erdogana było to nie lada gratką. Prezydent Turcji nie pozostawił na Niemcach suchej nitki i wspomniał, że „całuje osmańskie oczy” sponiewieranego przez nich piłkarza. 

Nic dziwnego – po Stambule, Ankarze i Izmirze Niemcy są największym okręgiem wyborczym. – Przed Erdoganem nikt się nami nie interesował, wysyłaliśmy jedynie pieniądze do rodzin, a poza tym nic – skarży się piekarz z berlińskiej dzielnicy Wedding. On zaś pewnie przewidział, że kiedyś rodacy mu się za to odwdzięczą. Około 70% tureckich wyborców regularnie głosuje na AKP i jej lidera.

Wojciech Osiński

[Autor jest korespondentem Polskiego Radia w Berlinie]
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe