Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam

W nowej rubryce "Czytam, chadzam, doradzam, odradzam" Wojciech Stanisławski pisze: Niewiele jest równie doniosłych prac z dziedziny historii społecznej, które pozostałyby (jak na razie) równie niedocenione jak „Futerał” Agaty Szydłowskiej. Stanisławski recenzuje również „Dziennik ankarski. Wybór z lat 1939–1945” Michała Sokolnickiego.
Okładki książek
Okładki książek / fot. materiały prasowe

Życie codzienne w M-3 i willi jednorodzinnej

Boazeria. PCV. Krzesła ze sklejki i fotele pokryte sztucznym pluszem. Sublokatorzy. Żyrandole, Miejsce na buty. Przydział. Meblościanka i nieśmiertelny (w anegdocie, ale i w praktyce) „łuk Karwowskiego”. Hotele robotnicze. Ślepa kuchnia. Barek. Słomiane maty.

Półkotapczan. Służbówka. Składane stoły i krzesła. Wlur. Arcoroc. „Praktyczna Pani”. Elektryfikacja. Podpiwniczenia. Pojęcia związane z przestrzenią mieszkalną, jej uzyskaniem i zagospodarowaniem obecne są w każdej bez mała relacji z PRL – i nic dziwnego, zważywszy na rolę „miejsca do życia”: obszaru naszego codziennego funkcjonowania, w którym spędzamy niemowlęctwo, dzieciństwo i młodość, z którego wychodzimy w świat, w którym odpoczywamy, jemy, śpimy, czytamy, kochamy się, chorujemy, nieraz umieramy.

Przestrzeń mieszkalna badana jest przez etnografów i historyków od dawna. W PRL posiadała ona szczególne znaczenie ze względu na kilka czynników: ogrom powojennych zniszczeń i związany z nim deficyt mieszkaniowy, nierozwiązany aż do upadku komunizmu (a i potem), ale i model gospodarczy, w którym państwo pretendowało do roli jedynego, a przynajmniej podstawowego dysponenta i dystrybutora dóbr, jakimi były mieszkania (w miastach i miasteczkach; na wsi sytuacja wyglądała trochę inaczej). W przypadku nowego budownictwa – państwo decydowało zarówno o terminach, jak o jakości wykonania, rozstrzygało o kształcie projektów, wahając się między projektami stworzenia nowego, egalitarnego społeczeństwa a permanentnym deficytem środków, materiałów i siły roboczej. „Gospodarka niedoboru” w połączeniu z coraz skromniejszymi ambicjami modernizacyjnymi decydowała też o wyposażeniu mieszkań: o rzucanych na rynek meblach swarzędzkich i regałach z płyty spilśnionej, o – jak w wierszu Barańczaka – „kanapie/ która jest jak zawsze bordowa”. Również – o rozpaczliwej, niemożliwej do zaspokojenia tęsknocie za urodą wnętrz, za „zachodnim” designem czy zachodnim modelem konsumpcji.

Do wnętrz z wielkiej płyty trafiali zaś szczęśliwcy – czasem z awansu, ze świętymi obrazami malowanymi na szkle (lub monidłem), czasem inteligenci, wieszający w kartonowym passe-partout reprodukcję wyrwaną z „The New Yorkera”, czasem „aspirujący”, wannabees, sadzający na kanapach lale na wypchanych poduszkach. Opowieść o nich jest opowieścią o półwieczu bieda-modernizacji, łączącą wszystkie polskie rodziny: różne były postawy wobec partii, Kościoła, Zachodu, przeszłości, ale każdy gdzieś mieszkał.
Trzeba było lat, żeby od powszechnego i zarazem bardzo intymnego doświadczenia „mieszkania w czasach PRL” zdystansowano się na tyle, by móc je nazwać. O „wielkiej płycie” z architektonicznego i socjologicznego punktu widzenia pisała wielokrotnie Beata Chomątowska; w ubiegłym roku szeroko nagradzano czułą i przejmującą powieść o życiu w bloku, „Złodziei żarówek” Tomasza Różyckiego. „Futerał” Agaty Szydłowskiej jest jednak dziełem wyjątkowo ambitnym: jego autorka usiłuje opisać nie tyle same mieszkania, co działania zmierzające do ich „urządzenia”: nadania osobistego charakteru na wpół wypalonym gruzom, ocalałym kamienicom, barakom, „norom w betonie”, deweloperce Gierka i nowobogackim willom.

Obrazów takich sytuacji są tysiące, szczególnie, jeśli obok zapisków pamiętnikarskich i uróżowionych relacji prasowych uwzględniać teksty mistrzów reportażu, począwszy od Hanny Krall i Małgorzaty Szejnert, filmy dokumentalne i seriale komediowe (w książce znalazły się odwołania zarówno do „Czterdziestolatka”, jak „Alternatyw 4”), fotoreportaże Zofii Rydet czy monografie socjologów. Agata Szydłowska wykonała gigantyczną pracę, gromadząc i selekcjonując ten materiał, wyszukując zjawiska typowe dla każdej z „PRL-owskich dekad”, ożywiając setki sytuacji i praktyk tamtego czasu. Poradziła sobie z tym zadaniem świetnie: jako historyk designu od lat porusza się na styku historii najnowszej, polityki i estetyki: jej praca o historii projektowania czcionek w Polsce („Paneuropa, Kometa, Hel”, 2015) traktowała nie tylko o antykwie i krojach bezszeryfowych, lecz o sporach o polską tożsamość, podobnie jak zachwycająca monografia „Od solidarycy do TypoPolo” (2018). W „Futerale” z pewną cierpkością dystansuje się zarówno od satyrycznych żartów z PRL-owskiego brakoróbstwa, jak z rzekomego „elitaryzmu” inteligencji: w podkreślaniu przez nią znaczenia awansu społecznego i materialnego czy wołaniu o równoprawność różnych estetyk widać wyraźnie „zwrot ludowy” polskiej humanistyki ostatnich lat, szpile pod adresem obrońców „wolnego rynku i świętej prywatnej własności” też są rodzajem deklaracji politycznej. Z tym wszystkim jest to książka znakomita.

Agata Szydłowska, „Futerał. O urządzaniu mieszkań w PRL”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023.

Bezradność posła z Lechistanu

Dzienniki (jeśli uczciwie redagowane, a właściwie – nieredagowane, nieskreślane) dają nam jedyny w swoim rodzaju wgląd w doświadczenia naszych bliźnich z przeszłości: niemaskowane, jak w powieści, niezmiękczone, jak bywa w korespondencji, są może najbliższe wiernemu zapisowi emocji odległego czasu. A w tych kronikarskich zapiskach szczególnie zapadają w pamięć wpisy zwięzłe, jednozdaniowe, ukazujące jednak skalę emocji targających autorem. Przez lata wzorem takiego „stoickiego krzyku” był dla mnie zapis Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, który w „Dzienniku pisanym nocą” z roku 1981 13 grudnia zapisał: „Ani słowa. Prócz daty, ani słowa”. Jednak niewiele mniej kondensacji jest we wpisie z innego historycznego dnia, 1 września 1939 roku, który brzmi: „Należy włożyć na siebie pancerz”. Potem dopiero – po kilku pozostawionych pustych linijkach – zaczyna się wyliczenie czynności dyplomatycznych, które przyszło podjąć ambasadorowi Rzeczypospolitej: telefony do placówki francuskiej i angielskiej, nasłuch zagłuszanej Warszawy, wizyta u miejscowego ministra spraw zagranicznych i kontredans na schodach, by nie spotkać się z, również składającym wizytę, ambasadorem III Rzeszy.

Autorem „Dziennika ankarskiego” jest Michał Sokolnicki: w czasach PPS i Legionów jeden z najbliższych współpracowników Marszałka Józefa Piłsudskiego, w II RP – historyk, wykładowca i wysoki urzędnik MSZ. Już po śmierci swojego przyjaciela i protektora, w roku 1936, trafił na jedną z najważniejszych (nie tylko wówczas!) polskich placówek dyplomatycznych: do stolicy Turcji, umożliwiającej „wyjście” na sowiecki Kaukaz i Azję Środkową, ale i na Persję (od roku 1935 nazywaną Iranem), kraje arabskie i Morze Śródziemne.
W latach drugiej wojny światowej formalnie neutralna Turcja jest jednocześnie Szwajcarią i Casablanką: krzyżują się w niej szlaki przerzutowe i siatki szpiegowskie całej Eurazji. Michał Sokolnicki (jeden z niewielu „piłsudczykowskich” ambasadorów pozostawionych na stanowisku przez ekipę Władysława Sikorskiego) miał w swoim ręku dziesiątki nici i spraw, począwszy od operacji przerzucenia na Zachód złota Banku Polskiego. Nie trzeba być jednak znawcą ani fascynatem historii najnowszej, żeby śledzić strona za stroną ten dziennik – świadectwo kompetencji i wtajemniczeń, stoicyzmu, ale i coraz gorszych przeczuć.

Michał Sokolnicki, „Dziennik ankarski. Wybór z lat 1939–1945”, opr. Justyna Avci, Agnieszka Dębska, Ośrodek KARTA, Warszawa 2023.

CZYTAJ TAKŻE: Czy politycy przejmą zieloną kontrrewolucję?

Tekst pochodzi z 10 (1831) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Zawetowany projekt wraca do Sejmu. Tusk podsyca konflikt z prezydentem z ostatniej chwili
Zawetowany projekt wraca do Sejmu. Tusk podsyca konflikt z prezydentem

Rząd Donalda Tuska ponownie kieruje do Sejmu ustawę o kryptoaktywach – dokładnie tę samą, którą prezydent Karol Nawrocki niedawno zawetował. Trudno nie odczytać tego działania jako próbę podsycania konfliktu na linii rząd-Pałac Prezydencki.

Trump: Europa „gnije”, Polska „robi świetną robotę” z ostatniej chwili
Trump: Europa „gnije”, Polska „robi świetną robotę”

W rozmowie z Politico Donald Trump ostro skrytykował europejskich przywódców, nazywając ich „słabymi” i „nieradzącymi sobie” oraz zarzucając Unii Europejskiej chaos decyzyjny. Wśród nielicznych wyjątków pozytywnie wyróżnił Polskę, chwaląc jej działania w obszarze migracji.

KE zatwierdziła wniosek Polski o udzielenie pomocy publicznej na budowę elektrowni jądrowej z ostatniej chwili
KE zatwierdziła wniosek Polski o udzielenie pomocy publicznej na budowę elektrowni jądrowej

Komisja Europejska we wtorek oficjalnie wyraziła zgodę na udzielenie przez Polskę pomocy publicznej na budowę elektrowni jądrowej. Premier Donald Tusk poinformował, że budowa będzie mogła ruszyć jeszcze w grudniu i że zabezpieczono na ten cel całość potrzebnej kwoty, czyli 60 mld zł.

Ranking najbardziej wpływowych polityków według ''Politico''. Nawrocki wyróżniony, złe wieści dla Tuska z ostatniej chwili
Ranking najbardziej wpływowych polityków według ''Politico''. Nawrocki wyróżniony, złe wieści dla Tuska

Magazyn ''Politico'' umieścił Karola Nawrockiego jako jedynego Polaka w gronie 28 najbardziej wpływowych na sytuację w Europie polityków. Na czele zestawienia został sklasyfikowany prezydent USA Donald Trump.

Ogromne złoża na Bałtyku. Niemcy chcą zatrzymać Polskę z ostatniej chwili
Ogromne złoża na Bałtyku. Niemcy chcą zatrzymać Polskę

Nowo odkryte złoże ropy i gazu – Wolin East – znajduje się na Bałtyku, ok. 6 km od Świnoujścia. To jedno z największych odkryć w Europie w ostatniej dekadzie. Ekolodzy domagają się wstrzymania prac na Morzu Bałtyckim.

Wojewoda mazowiecki nadał rygor natychmiastowej wykonalności dla decyzji lokalizacyjnej CPK z ostatniej chwili
Wojewoda mazowiecki nadał rygor natychmiastowej wykonalności dla decyzji lokalizacyjnej CPK

Wojewoda mazowiecki nadał rygor natychmiastowej wykonalności dla decyzji lokalizacyjnej CPK, co otwiera drogę do uzyskania pozwoleń na budowę oraz uruchomiony zostaje proces odszkodowawczy dla przejmowania brakujących działek – poinformował we wtorek wojewoda mazowiecki Mariusz Frankowski.

KO w kłopotach. Sondaż nie pozostawia złudzeń z ostatniej chwili
KO w kłopotach. Sondaż nie pozostawia złudzeń

Ogólnopolska Grupa Badawcza sprawdziła, jak obecnie rozłożyłyby się mandaty w Sejmie. Na prowadzeniu znalazła się Koalicja Obywatelska. Mimo to, biorąc pod uwagę mandaty KO oraz jedynego koalicjanta, który wszedłby do Sejmu – Lewicę – wciąż nie udałoby się utworzyć większości parlamentarnej.

Znany dziennikarz przechodzi do Kanału Zero z ostatniej chwili
Znany dziennikarz przechodzi do Kanału Zero

Po ponad 14 latach pracy w Grupie ZPR Media Jacek Prusinowski żegna się z "Super Expressem" i Radiem Plus. Z ustaleń mediów wynika, że dołączy do Kanału Zero Krzysztofa Stanowskiego.

Niemiecki think-tank chce europejskiego dealu z Ukrainą tylko u nas
Niemiecki think-tank chce "europejskiego" dealu z Ukrainą

Plan pokojowy negocjowany poza Europą budzi w Berlinie alarm. Niemiecki think-tank ostrzega, że rozmowy USA–Rosja mogą pominąć Ukrainę i całkowicie osłabić wpływ UE na zakończenie wojny. Europa ma coraz mniej czasu, by odzyskać inicjatywę.

Tusk: Budowa elektrowni jądrowej będzie mogła ruszyć w grudniu z ostatniej chwili
Tusk: Budowa elektrowni jądrowej będzie mogła ruszyć w grudniu

– KE wyraża zgodę na pomoc publiczną na budowę elektrowni jądrowej w Polsce. Za chwilę oficjalne potwierdzenie – powiedział we wtorek premier Donald Tusk. Jak stwierdził szef rządu, budowa elektrowni jądrowej w Polsce będzie mogła ruszyć w grudniu.

REKLAMA

Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam

W nowej rubryce "Czytam, chadzam, doradzam, odradzam" Wojciech Stanisławski pisze: Niewiele jest równie doniosłych prac z dziedziny historii społecznej, które pozostałyby (jak na razie) równie niedocenione jak „Futerał” Agaty Szydłowskiej. Stanisławski recenzuje również „Dziennik ankarski. Wybór z lat 1939–1945” Michała Sokolnickiego.
Okładki książek
Okładki książek / fot. materiały prasowe

Życie codzienne w M-3 i willi jednorodzinnej

Boazeria. PCV. Krzesła ze sklejki i fotele pokryte sztucznym pluszem. Sublokatorzy. Żyrandole, Miejsce na buty. Przydział. Meblościanka i nieśmiertelny (w anegdocie, ale i w praktyce) „łuk Karwowskiego”. Hotele robotnicze. Ślepa kuchnia. Barek. Słomiane maty.

Półkotapczan. Służbówka. Składane stoły i krzesła. Wlur. Arcoroc. „Praktyczna Pani”. Elektryfikacja. Podpiwniczenia. Pojęcia związane z przestrzenią mieszkalną, jej uzyskaniem i zagospodarowaniem obecne są w każdej bez mała relacji z PRL – i nic dziwnego, zważywszy na rolę „miejsca do życia”: obszaru naszego codziennego funkcjonowania, w którym spędzamy niemowlęctwo, dzieciństwo i młodość, z którego wychodzimy w świat, w którym odpoczywamy, jemy, śpimy, czytamy, kochamy się, chorujemy, nieraz umieramy.

Przestrzeń mieszkalna badana jest przez etnografów i historyków od dawna. W PRL posiadała ona szczególne znaczenie ze względu na kilka czynników: ogrom powojennych zniszczeń i związany z nim deficyt mieszkaniowy, nierozwiązany aż do upadku komunizmu (a i potem), ale i model gospodarczy, w którym państwo pretendowało do roli jedynego, a przynajmniej podstawowego dysponenta i dystrybutora dóbr, jakimi były mieszkania (w miastach i miasteczkach; na wsi sytuacja wyglądała trochę inaczej). W przypadku nowego budownictwa – państwo decydowało zarówno o terminach, jak o jakości wykonania, rozstrzygało o kształcie projektów, wahając się między projektami stworzenia nowego, egalitarnego społeczeństwa a permanentnym deficytem środków, materiałów i siły roboczej. „Gospodarka niedoboru” w połączeniu z coraz skromniejszymi ambicjami modernizacyjnymi decydowała też o wyposażeniu mieszkań: o rzucanych na rynek meblach swarzędzkich i regałach z płyty spilśnionej, o – jak w wierszu Barańczaka – „kanapie/ która jest jak zawsze bordowa”. Również – o rozpaczliwej, niemożliwej do zaspokojenia tęsknocie za urodą wnętrz, za „zachodnim” designem czy zachodnim modelem konsumpcji.

Do wnętrz z wielkiej płyty trafiali zaś szczęśliwcy – czasem z awansu, ze świętymi obrazami malowanymi na szkle (lub monidłem), czasem inteligenci, wieszający w kartonowym passe-partout reprodukcję wyrwaną z „The New Yorkera”, czasem „aspirujący”, wannabees, sadzający na kanapach lale na wypchanych poduszkach. Opowieść o nich jest opowieścią o półwieczu bieda-modernizacji, łączącą wszystkie polskie rodziny: różne były postawy wobec partii, Kościoła, Zachodu, przeszłości, ale każdy gdzieś mieszkał.
Trzeba było lat, żeby od powszechnego i zarazem bardzo intymnego doświadczenia „mieszkania w czasach PRL” zdystansowano się na tyle, by móc je nazwać. O „wielkiej płycie” z architektonicznego i socjologicznego punktu widzenia pisała wielokrotnie Beata Chomątowska; w ubiegłym roku szeroko nagradzano czułą i przejmującą powieść o życiu w bloku, „Złodziei żarówek” Tomasza Różyckiego. „Futerał” Agaty Szydłowskiej jest jednak dziełem wyjątkowo ambitnym: jego autorka usiłuje opisać nie tyle same mieszkania, co działania zmierzające do ich „urządzenia”: nadania osobistego charakteru na wpół wypalonym gruzom, ocalałym kamienicom, barakom, „norom w betonie”, deweloperce Gierka i nowobogackim willom.

Obrazów takich sytuacji są tysiące, szczególnie, jeśli obok zapisków pamiętnikarskich i uróżowionych relacji prasowych uwzględniać teksty mistrzów reportażu, począwszy od Hanny Krall i Małgorzaty Szejnert, filmy dokumentalne i seriale komediowe (w książce znalazły się odwołania zarówno do „Czterdziestolatka”, jak „Alternatyw 4”), fotoreportaże Zofii Rydet czy monografie socjologów. Agata Szydłowska wykonała gigantyczną pracę, gromadząc i selekcjonując ten materiał, wyszukując zjawiska typowe dla każdej z „PRL-owskich dekad”, ożywiając setki sytuacji i praktyk tamtego czasu. Poradziła sobie z tym zadaniem świetnie: jako historyk designu od lat porusza się na styku historii najnowszej, polityki i estetyki: jej praca o historii projektowania czcionek w Polsce („Paneuropa, Kometa, Hel”, 2015) traktowała nie tylko o antykwie i krojach bezszeryfowych, lecz o sporach o polską tożsamość, podobnie jak zachwycająca monografia „Od solidarycy do TypoPolo” (2018). W „Futerale” z pewną cierpkością dystansuje się zarówno od satyrycznych żartów z PRL-owskiego brakoróbstwa, jak z rzekomego „elitaryzmu” inteligencji: w podkreślaniu przez nią znaczenia awansu społecznego i materialnego czy wołaniu o równoprawność różnych estetyk widać wyraźnie „zwrot ludowy” polskiej humanistyki ostatnich lat, szpile pod adresem obrońców „wolnego rynku i świętej prywatnej własności” też są rodzajem deklaracji politycznej. Z tym wszystkim jest to książka znakomita.

Agata Szydłowska, „Futerał. O urządzaniu mieszkań w PRL”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023.

Bezradność posła z Lechistanu

Dzienniki (jeśli uczciwie redagowane, a właściwie – nieredagowane, nieskreślane) dają nam jedyny w swoim rodzaju wgląd w doświadczenia naszych bliźnich z przeszłości: niemaskowane, jak w powieści, niezmiękczone, jak bywa w korespondencji, są może najbliższe wiernemu zapisowi emocji odległego czasu. A w tych kronikarskich zapiskach szczególnie zapadają w pamięć wpisy zwięzłe, jednozdaniowe, ukazujące jednak skalę emocji targających autorem. Przez lata wzorem takiego „stoickiego krzyku” był dla mnie zapis Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, który w „Dzienniku pisanym nocą” z roku 1981 13 grudnia zapisał: „Ani słowa. Prócz daty, ani słowa”. Jednak niewiele mniej kondensacji jest we wpisie z innego historycznego dnia, 1 września 1939 roku, który brzmi: „Należy włożyć na siebie pancerz”. Potem dopiero – po kilku pozostawionych pustych linijkach – zaczyna się wyliczenie czynności dyplomatycznych, które przyszło podjąć ambasadorowi Rzeczypospolitej: telefony do placówki francuskiej i angielskiej, nasłuch zagłuszanej Warszawy, wizyta u miejscowego ministra spraw zagranicznych i kontredans na schodach, by nie spotkać się z, również składającym wizytę, ambasadorem III Rzeszy.

Autorem „Dziennika ankarskiego” jest Michał Sokolnicki: w czasach PPS i Legionów jeden z najbliższych współpracowników Marszałka Józefa Piłsudskiego, w II RP – historyk, wykładowca i wysoki urzędnik MSZ. Już po śmierci swojego przyjaciela i protektora, w roku 1936, trafił na jedną z najważniejszych (nie tylko wówczas!) polskich placówek dyplomatycznych: do stolicy Turcji, umożliwiającej „wyjście” na sowiecki Kaukaz i Azję Środkową, ale i na Persję (od roku 1935 nazywaną Iranem), kraje arabskie i Morze Śródziemne.
W latach drugiej wojny światowej formalnie neutralna Turcja jest jednocześnie Szwajcarią i Casablanką: krzyżują się w niej szlaki przerzutowe i siatki szpiegowskie całej Eurazji. Michał Sokolnicki (jeden z niewielu „piłsudczykowskich” ambasadorów pozostawionych na stanowisku przez ekipę Władysława Sikorskiego) miał w swoim ręku dziesiątki nici i spraw, począwszy od operacji przerzucenia na Zachód złota Banku Polskiego. Nie trzeba być jednak znawcą ani fascynatem historii najnowszej, żeby śledzić strona za stroną ten dziennik – świadectwo kompetencji i wtajemniczeń, stoicyzmu, ale i coraz gorszych przeczuć.

Michał Sokolnicki, „Dziennik ankarski. Wybór z lat 1939–1945”, opr. Justyna Avci, Agnieszka Dębska, Ośrodek KARTA, Warszawa 2023.

CZYTAJ TAKŻE: Czy politycy przejmą zieloną kontrrewolucję?

Tekst pochodzi z 10 (1831) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane