Szymon Woźniak: Co nam umknęło w sporze o wolne niedziele?

A przecież niedziele wolne od supermarketów, to sporo czasu dla kultury. Kultury, która w Polsce wcale nie ma się jakoś świetnie. Kultury, która może być silną gałęzią gospodarki i sposobem na życie dla wielu ludzi, dzisiaj traktujących swoją aktywność hobbystycznie, lub wcale nie traktujących.
 Szymon Woźniak: Co nam umknęło w sporze o wolne niedziele?
/ morguefile.com

Od dłuższego czasu trwa ożywiona dyskusja dotycząca zakazu handlu w niedzielę, który ma zostać wprowadzony, przez rząd Beaty Szydło. I mimo że już zapadła decyzja i wiadome jest, że do 2020 r. sklepy zostaną objęte całkowitym zakazem handlu w niedzielę. Rozmaite autorytety, zabierając głos w tej sprawie, powołują się przeważnie na gospodarcze przesłanki. Wiele z przytaczanych w mediach argumentów jest słusznych, ale trudno nie odnieść wrażenia, że rozpatrując sprawę “wolnych niedziel” tylko pod kątem ekonomii, mocno spłaszczamy temat. Życie ma przecież tyle wymiarów…

Z lewa i z prawa dochodzą głosy domagające się sprawiedliwości. Skoro chcemy zadbać o czas wolny dla rodzin kasjerek z supermarketów, to dlaczego nie damy szans także kasjerkom, powiedzmy, z kin, teatrów, albo kelnerkom w restauracjach? Przecież ich praca jest nie mniej wyczerpująca, one również są często do niej zmuszane. Te argumenty, opierają się na diagnozie niezwykle krótkowzrocznej i do tego mocno kuleją. Jak zauważył prof. Stanisław Żerko - spór dotyczy tego jak ma wyglądać nasz rynek pracy, czy decydujemy się na życie podług ekonomicznych wskaźników, czy pozwalamy sobie odrobinę wyhamować w celu zajęcia się innymi ważnymi dla nas rzeczami. I rzeczywiście, w tym momencie decyduje się jakimi pracownikami będziemy. Jednak nie tylko. Przecież w tym całym zakazie nie chodzi wyłącznie o prawa pracownicze, ale także o uwolnienie ludzkiej aktywności w innych obszarach. A w dużej mierze też o pryncypia rządzące naszymi życiami. Tak najogólniej.

Ludzie, którzy podnoszą argument o innych pracujących tego dnia, albo nie rozumieją, w czym tkwi sedno, albo udają, że nie rozumieją. Wystarczy, że otworzę komputer, a już wysypują się na mnie te wszystkie wolnościowe konstrukcje, domagające się zakazu zakazywania, co jest oczywiście ideą piękną, ale niestety, w tym momencie niemożliwą do realizacji. Pracownicy centr handlowych mogą planować sobie różne rzeczy, ale w ostatecznym rozrachunku i tak przyjdzie ktoś, kto pokaże im grafik i ilu chętnych jest na ich miejsce. A poza tym wszakże rządzą nami też nawyki. To one, a nie brak czasu, każą nam robić zakupy w niedzielę. Dałoby się ich pozbyć, gdybyśmy wpierw dostrzegli taką potrzebę. Ale jej należy szukać głębiej i dalej, niźli tylko w przywilejach obsługi supermarketów i sprzedawców jeansów.

Od lat mówi się już, że jesteśmy krajem jednej wielkiej konsumpcji. Właściwie to nic nie wytwarzamy, nie posiadamy już swojego przemysłu, ale w konsumowaniu nie mamy sobie równych. Dlaczego więc mielibyśmy rezygnować z tego, co nam tak dobrze wychodzi i to w tak szczególny intratny dzień? Ludzie stracą pracę, inni kasę - i to potężną! Gdzie tu sens? - pytają komentatorzy. Cóż, ma to swoje uzasadnienie zarówno w ekonomii, jak i aksjologii.

Albo mi to umknęło, albo nie dostrzegłem - prócz stanowiska prof. Żerki - żeby dyskusja obracała się wokół osi wartości - innych niż rynek i prawo pracy. No, może gdzieś tam się pojawił argument religijny, choć w tym przypadku to bardziej kontrargument, zarzucający pomysłodawcom zakazu niedzielnego handlu oszołomską pobożność. A przecież niedziele wolne od supermarketów, to sporo czasu dla kultury. Kultury, która w Polsce wcale nie ma się jakoś świetnie. Kultury, która może być silną gałęzią gospodarki i sposobem na życie dla wielu ludzi, dzisiaj traktujących swoją aktywność hobbystycznie, lub wcale nie traktujących. Niewykluczone, że także przez bierność potencjalnych jej odbiorców, spędzających czas w centrach handlowych, nie uczestniczących w małych lokalnych wydarzeniach, nie poszukujących. Kiedy wreszcie przestaniemy myśleć tylko tak krótkowzrocznie? Może i mi brakuje żyłki do interesów, może zbyt wiele czasu spędziłem z głową w chmurach, ale nieśmiało pozwolę sobie zauważyć, że biznes można robić nie tylko poprzez przywiezienie, rozłożenie na straganie i sprzedawanie wszystkiego, co popadnie.

Ta awantura o wolne niedziele powraca zresztą już po raz wtóry. Ostatnio rozgorzała za pierwszych rządów PiS-u. Wtedy też chciano zrobić z tego spór pomiędzy wizją kościelną, a liberalną. I już wtedy nie dałem się w to wrobić.

Pracowałem wówczas przy remoncie pewnego bloku, którego historia była - zdawało się wtedy - niekończącą się opowieścią o patologiach rynku pracy. Pamiętam, że podczas jednej przerwy, zaczytując się w darmowych gazetkach, ze współpracownikami dyskutowaliśmy zażarcie na wałkowany także i dziś temat. “Co z tymi kasjerkami? A może one wcale nie chcą mieć wolnego” - martwiła się moja koleżanka, która mimo studiów, zapieprzała ze szmatką na klatkach schodowych. Jak i my. Za psie pieniądze. A mówi się, że ludzie to egoiści.

Kilka miesięcy wcześniej pracowałem w legendarnym, poznańskim Dynamiksie - centrum rozrywki i rekreacji, interdyscyplinarnym i zrzeszającym ludzi z wielu społeczności, które padło pod naporem kolejnych, otwierających się kompleksów handlowych. Zabawne, że ta rozmowa o dobrostanie psychicznym kasjerki supermakretu - w przerwie pomiędzy restaurowaniem bloku i zarazem babraniem się w najgorszych pracowniczych patologiach - w ogóle by nie miała miejsca, gdyby niedziele były wolne od handlu. Za pracę w Dynamiksie, w ramach której chociażby prowadziłem warsztaty edukacyjne dla dzieci, dostawałem podobne pieniądze, co za codzienne wbijanie się w robocze ciuchy. I pewnie zajmowałbym się nią do końca studiów. Ale rynek nie pozwolił.

Nie, w zakazie handlu w niedzielę nie chodzi tylko o przykład kasjerki, nie chodzi też o mój przypadek, dawno przeze mnie przeżuty i strawiony. Takich miejsc, jak to, którego schyłek obserwowałem, padło setki, jak nie tysiące. Jeszcze więcej nigdy nie powstało, pozostając na zawsze w sferach marzeń i nierealnych planów. Nie wiem, czy dyskutowane teraz rozwiązanie na pewno przełoży się na lepsze czasy dla naszych placówek kulturalnych i rozrywkowych, które raptem zaczną wyrastać jak grzyby po deszczu, ale uważam, że opłaca się dać im szansę. Dać nam szansę.

A i tak największym plusem tego całego zamieszania jest nadzieja, że mamy okazję wyrobić sobie zwyczaj spędzania czasu razem, choćby tylko w niedzielę i cokolwiek miałoby to “razem” oznaczać. I nauczyć się, że tego czasu nie musimy z automatu przeliczać na pieniądze.

 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Waldemar Krysiak: Są powody by banować TikToka. Ale Wiadomości
Waldemar Krysiak: Są powody by banować TikToka. Ale

USA chce zakazać chińskiego TikToka. Biden już podpisał ustawę, która zmusza aplikację z Azji do sprzedaży swoich udziałów. Kiedy jednak bliżej przyjrzymy się nowej legislacji, okazuje się, że wcale chyba nie o TikToka chodzi – Amerykanie powinni znowu bać się o swoją wolność.

Polak dokonał przełomowego eksperymentu dla rozwoju sztucznej inteligencji Wiadomości
Polak dokonał przełomowego eksperymentu dla rozwoju sztucznej inteligencji

Dr Jan Kocoń wraz z T. Feridanem oraz P. Kazienko przeprowadził badanie pozwalające ogromnym modelom językowym na samodzielną identyfikację luk w wiedzy i autonomiczne uczenie się. To jest filar AI.

Biały Dom: Rosja wysyła Korei Płn. setki tysięcy baryłek paliwa wbrew sankcjom ONZ z ostatniej chwili
Biały Dom: Rosja wysyła Korei Płn. setki tysięcy baryłek paliwa wbrew sankcjom ONZ

Tylko w marcu Rosja wysłała Korei Płn. 165 tys. baryłek rafinowanej ropy, wbrew restrykcjom ONZ - powiedział w czwartek rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. USA z partnerami przygotowują w związku z tym nowe sankcje.

To już oficjalne. Sensacyjne doniesienia w sprawie Roksany Węgiel z ostatniej chwili
To już oficjalne. Sensacyjne doniesienia w sprawie Roksany Węgiel

Roksana Węgiel jest najmłodszą uczestniczką obecnej edycji „Tańca z gwiazdami”. Piosenkarka ogłosiła, że jeśli wygra 14. edycję "Tańca z Gwiazdami", to w 2026 roku weźmie udział w krajowych preselekcjach do Konkursu Piosenki Eurowizji.

Nie żyje znany polski youtuber. Wstrząsające słowa przed śmiercią z ostatniej chwili
Nie żyje znany polski youtuber. Wstrząsające słowa przed śmiercią

Ostatnio media obiegła smutna wiadomość. Nie żyje znany polski youtuber. Miał zaledwie 31 lat.

Telewizja Republika wyprzedziła TVN24 z ostatniej chwili
Telewizja Republika wyprzedziła TVN24

Dobre wiadomości dla Telewizji Republika. Kilka dni temu dziennikarz Tomasz Sakiewicz informował w mediach społecznościowych, że nawet pięć programów stacji biło na głowę pod względem oglądalności TVN24. Teraz ujawniono więcej szczegółów.

Prof. Boštjan Marko Turk: Ostatnia szansa Unii Europejskiej Wiadomości
Prof. Boštjan Marko Turk: Ostatnia szansa Unii Europejskiej

"Zdałam sobie sprawę, że wszystkie ludzkie nieszczęścia wynikają z tego, że nie mówią jasno. Postanowiłem więc mówić i działać jasno". Te słowa wypowiedział francuski pisarz Albert Camus w swojej niezapomnianej powieści "Dżuma". Jego słowa wydają się spełniać w proroczy sposób w najtrudniejszym okresie, przez jaki Europa przeszła od czasów wojny. Nabierają one kształtu w retoryce Ursuli von der Leyen, przewodniczącej Komisji Europejskiej i czołowej postaci na starym kontynencie. Jej język jest bezprecedensowy w kategoriach klasycznego politycznego oratorium. Jednak obecna retoryka w Brukseli, retoryka współczesnych mandarynów, okazuje się być tego samego rodzaju.

Niepokojące doniesienia. Pożar na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego z ostatniej chwili
Niepokojące doniesienia. Pożar na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego

- Niestety mamy złe wieści. Znowu palą się połoniny. Tym razem na Krzemieniu i w rejonie Kopy Bukowskiej. Nasi ratownicy pomagają w przewożeniu strażaków - przekazało Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe Bieszczady. Wiadomo, że w gaszenie pożaru zaangażowało się wiele oddziałów służb.

Niepokojący komunikat NATO z ostatniej chwili
Niepokojący komunikat NATO

NATO wydało komunikat. Poinformowano o szkodliwym działaniu na terenie sojuszu.

Gdzie jest minister? Nagranie z udziałem Łukaszenki obiegło sieć z ostatniej chwili
"Gdzie jest minister?" Nagranie z udziałem Łukaszenki obiegło sieć

Aleksandr Łukaszenka, który lubi pokazywać, że jest autorytetem mającym wszystko pod kontrolą, odwiedził obwód mohylewski. Przywódca chcąc pokazać, że jego rozkazom nie można się oprzeć, wydał polecenie białoruskiemu ministrowi rolnictwa. Ten ku zaskoczeniu zgromadzonych ukląkł i nagle zaczął grzebać w ziemi.

REKLAMA

Szymon Woźniak: Co nam umknęło w sporze o wolne niedziele?

A przecież niedziele wolne od supermarketów, to sporo czasu dla kultury. Kultury, która w Polsce wcale nie ma się jakoś świetnie. Kultury, która może być silną gałęzią gospodarki i sposobem na życie dla wielu ludzi, dzisiaj traktujących swoją aktywność hobbystycznie, lub wcale nie traktujących.
 Szymon Woźniak: Co nam umknęło w sporze o wolne niedziele?
/ morguefile.com

Od dłuższego czasu trwa ożywiona dyskusja dotycząca zakazu handlu w niedzielę, który ma zostać wprowadzony, przez rząd Beaty Szydło. I mimo że już zapadła decyzja i wiadome jest, że do 2020 r. sklepy zostaną objęte całkowitym zakazem handlu w niedzielę. Rozmaite autorytety, zabierając głos w tej sprawie, powołują się przeważnie na gospodarcze przesłanki. Wiele z przytaczanych w mediach argumentów jest słusznych, ale trudno nie odnieść wrażenia, że rozpatrując sprawę “wolnych niedziel” tylko pod kątem ekonomii, mocno spłaszczamy temat. Życie ma przecież tyle wymiarów…

Z lewa i z prawa dochodzą głosy domagające się sprawiedliwości. Skoro chcemy zadbać o czas wolny dla rodzin kasjerek z supermarketów, to dlaczego nie damy szans także kasjerkom, powiedzmy, z kin, teatrów, albo kelnerkom w restauracjach? Przecież ich praca jest nie mniej wyczerpująca, one również są często do niej zmuszane. Te argumenty, opierają się na diagnozie niezwykle krótkowzrocznej i do tego mocno kuleją. Jak zauważył prof. Stanisław Żerko - spór dotyczy tego jak ma wyglądać nasz rynek pracy, czy decydujemy się na życie podług ekonomicznych wskaźników, czy pozwalamy sobie odrobinę wyhamować w celu zajęcia się innymi ważnymi dla nas rzeczami. I rzeczywiście, w tym momencie decyduje się jakimi pracownikami będziemy. Jednak nie tylko. Przecież w tym całym zakazie nie chodzi wyłącznie o prawa pracownicze, ale także o uwolnienie ludzkiej aktywności w innych obszarach. A w dużej mierze też o pryncypia rządzące naszymi życiami. Tak najogólniej.

Ludzie, którzy podnoszą argument o innych pracujących tego dnia, albo nie rozumieją, w czym tkwi sedno, albo udają, że nie rozumieją. Wystarczy, że otworzę komputer, a już wysypują się na mnie te wszystkie wolnościowe konstrukcje, domagające się zakazu zakazywania, co jest oczywiście ideą piękną, ale niestety, w tym momencie niemożliwą do realizacji. Pracownicy centr handlowych mogą planować sobie różne rzeczy, ale w ostatecznym rozrachunku i tak przyjdzie ktoś, kto pokaże im grafik i ilu chętnych jest na ich miejsce. A poza tym wszakże rządzą nami też nawyki. To one, a nie brak czasu, każą nam robić zakupy w niedzielę. Dałoby się ich pozbyć, gdybyśmy wpierw dostrzegli taką potrzebę. Ale jej należy szukać głębiej i dalej, niźli tylko w przywilejach obsługi supermarketów i sprzedawców jeansów.

Od lat mówi się już, że jesteśmy krajem jednej wielkiej konsumpcji. Właściwie to nic nie wytwarzamy, nie posiadamy już swojego przemysłu, ale w konsumowaniu nie mamy sobie równych. Dlaczego więc mielibyśmy rezygnować z tego, co nam tak dobrze wychodzi i to w tak szczególny intratny dzień? Ludzie stracą pracę, inni kasę - i to potężną! Gdzie tu sens? - pytają komentatorzy. Cóż, ma to swoje uzasadnienie zarówno w ekonomii, jak i aksjologii.

Albo mi to umknęło, albo nie dostrzegłem - prócz stanowiska prof. Żerki - żeby dyskusja obracała się wokół osi wartości - innych niż rynek i prawo pracy. No, może gdzieś tam się pojawił argument religijny, choć w tym przypadku to bardziej kontrargument, zarzucający pomysłodawcom zakazu niedzielnego handlu oszołomską pobożność. A przecież niedziele wolne od supermarketów, to sporo czasu dla kultury. Kultury, która w Polsce wcale nie ma się jakoś świetnie. Kultury, która może być silną gałęzią gospodarki i sposobem na życie dla wielu ludzi, dzisiaj traktujących swoją aktywność hobbystycznie, lub wcale nie traktujących. Niewykluczone, że także przez bierność potencjalnych jej odbiorców, spędzających czas w centrach handlowych, nie uczestniczących w małych lokalnych wydarzeniach, nie poszukujących. Kiedy wreszcie przestaniemy myśleć tylko tak krótkowzrocznie? Może i mi brakuje żyłki do interesów, może zbyt wiele czasu spędziłem z głową w chmurach, ale nieśmiało pozwolę sobie zauważyć, że biznes można robić nie tylko poprzez przywiezienie, rozłożenie na straganie i sprzedawanie wszystkiego, co popadnie.

Ta awantura o wolne niedziele powraca zresztą już po raz wtóry. Ostatnio rozgorzała za pierwszych rządów PiS-u. Wtedy też chciano zrobić z tego spór pomiędzy wizją kościelną, a liberalną. I już wtedy nie dałem się w to wrobić.

Pracowałem wówczas przy remoncie pewnego bloku, którego historia była - zdawało się wtedy - niekończącą się opowieścią o patologiach rynku pracy. Pamiętam, że podczas jednej przerwy, zaczytując się w darmowych gazetkach, ze współpracownikami dyskutowaliśmy zażarcie na wałkowany także i dziś temat. “Co z tymi kasjerkami? A może one wcale nie chcą mieć wolnego” - martwiła się moja koleżanka, która mimo studiów, zapieprzała ze szmatką na klatkach schodowych. Jak i my. Za psie pieniądze. A mówi się, że ludzie to egoiści.

Kilka miesięcy wcześniej pracowałem w legendarnym, poznańskim Dynamiksie - centrum rozrywki i rekreacji, interdyscyplinarnym i zrzeszającym ludzi z wielu społeczności, które padło pod naporem kolejnych, otwierających się kompleksów handlowych. Zabawne, że ta rozmowa o dobrostanie psychicznym kasjerki supermakretu - w przerwie pomiędzy restaurowaniem bloku i zarazem babraniem się w najgorszych pracowniczych patologiach - w ogóle by nie miała miejsca, gdyby niedziele były wolne od handlu. Za pracę w Dynamiksie, w ramach której chociażby prowadziłem warsztaty edukacyjne dla dzieci, dostawałem podobne pieniądze, co za codzienne wbijanie się w robocze ciuchy. I pewnie zajmowałbym się nią do końca studiów. Ale rynek nie pozwolił.

Nie, w zakazie handlu w niedzielę nie chodzi tylko o przykład kasjerki, nie chodzi też o mój przypadek, dawno przeze mnie przeżuty i strawiony. Takich miejsc, jak to, którego schyłek obserwowałem, padło setki, jak nie tysiące. Jeszcze więcej nigdy nie powstało, pozostając na zawsze w sferach marzeń i nierealnych planów. Nie wiem, czy dyskutowane teraz rozwiązanie na pewno przełoży się na lepsze czasy dla naszych placówek kulturalnych i rozrywkowych, które raptem zaczną wyrastać jak grzyby po deszczu, ale uważam, że opłaca się dać im szansę. Dać nam szansę.

A i tak największym plusem tego całego zamieszania jest nadzieja, że mamy okazję wyrobić sobie zwyczaj spędzania czasu razem, choćby tylko w niedzielę i cokolwiek miałoby to “razem” oznaczać. I nauczyć się, że tego czasu nie musimy z automatu przeliczać na pieniądze.

 



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe