Karuzela z blogerami - Rosemann: Zdjęcie
Nie mam wątpliwości, że w momencie, kiedy ten tekst trafi do czytelników, a być może już teraz, gdy go piszę, z nastroju tej chwili niewiele albo zupełnie nic nie zostało. Że bestie ze wszystkich możliwych stron wypełzły i już robią to, co uważają za korzystne, a być może i lubią. Taka ich natura.
Być może właśnie przeciwko nim mamy te nieruchome, biało-czarne lub kolorowe obrazki, próbujące nas przekonywać, że tak być nie musi. Trudno mi choćby zgadywać, czy za jakiś czas, kiedy bestie będą sobie skakać do gardeł z imieniem Pawła Adamowicza i setkami wzniosłych słów na ustach, ktokolwiek sięgnie po tę fotografię, na której dwoje ludzi pokazuje, czym jest, czym powinno być człowieczeństwo.
Już wcześniej napisałem, że scena ze zdjęcia to dla mnie migawka z jakiegoś równoległego świata. Ktoś, kto żyje tu i teraz, kto patrzy i wyciąga wnioski z tego, co widzi, ma podstawy, by nie wierzyć, że A.D. 2019 taka scena mogła się wydarzyć. Bo przecież z niej żadna wymierna korzyść nie płynie. Nikomu się nie opłaci.
Pamiętam inną scenę, też uwiecznioną na wielu fotografiach, też całkiem z innego świata. Ponad dziesięć lat temu Lech Kaczyński i prezydenci krajów mających Rosję za wschodniego sąsiada stali wieczorem na placu przed gruzińskim parlamentem. Takie rzeczy też się w polityce nie zdarzały. Mało kto rozumiał, po co pięciu polityków, przywódców państw ryzykowało wiele, by udać się do miasta, pod które ciągnęły wrogie wojska. Przecież nic na tym nie zyskali poza pewnością, że to może się powtórzyć w ich stolicach, przed ich parlamentami.
Piękny musi być ten świat, w którym politykami zostają ludzie nierachujący nieustannie możliwych profitów i pamiętający, że są przede wszystkim ludźmi. Dobrze, że czasem docierają stamtąd te rzadkie zdjęcia.
Rosemann