[Tylko u nas] prof. Rafał Chwedoruk: Zagrożeniem dla PiS może być samo PiS
![[Tylko u nas] prof. Rafał Chwedoruk: Zagrożeniem dla PiS może być samo PiS](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/33317.jpg)
– Te wybory były różne z kilku powodów. Doszło w Polsce w latach między kolejnymi elekcjami do zmiany nie tylko politycznej, ale też społecznej. Poza tym tegoroczne wybory odbywały się przed jesiennymi do Sejmu, a potem prezydenckimi, co też wpłynęło na frekwencję. W poprzedniej elekcji do PE weszły SLD i Janusz Korwin-Mikke. Obecnie podział bipolarny się utrwalił, bo oprócz dominujących od lat formacji nie wszedł faktycznie nikt nowy. Roberta Biedronia traktuję jako część dobrze znanej strony lewicowo-liberalnej.
– Jak Pan ocenia samą kampanię?
– Mam wrażenie, że wyniki tych wyborów, w sensie przewagi PiS nad opozycją, były rozstrzygnięte już przed kampanią. Czynniki strukturalne, które dają obozowi rządzącemu przewagę, związane z koniunkturą gospodarczą i wykorzystywaniem tej koniunktury przez prowadzenie aktywnej polityki społecznej, kryzysy wewnątrz UE, zmiana roli USA w tej części świata – to wszystko działa na korzyść PiS. Dopóki te czynniki działają, opozycja nie będzie mogła liczyć na wygraną. W samej kampanii uwidoczniła się jedna różnica, z której nie zawsze zdawaliśmy sobie sprawę, choć symptomy były widoczne przez minione trzy lata.
– Czyli?
– W PiS bardzo wyraźnie wskazany jest ośrodek kierowniczy. Wcześniej czy później wszystkie elementy konglomeratu, jakim jest nowoczesna partia polityczna i związane z nią organizacje, muszą funkcjonować zgodnie z tym, co zadecyduje kierownictwo. Na opozycji faktycznych podmiotów aspirujących do miana ośrodka decyzyjnego było kilka. Miałem wrażenie, że toczą się obok siebie dwie kampanie opozycji: jedna to kampania Koalicji Europejskiej, która była niemrawa i reaktywna, druga kampania kreowana była przez ośrodki pozaparlamentarne i często wbrew KE.
– Jak to rozumieć?
– Jeżeli ktoś tworzy KE, to po to, by przyciągać centrum lub przynajmniej zapobiec mobilizacji wyborców centrum przeciw PO. Tymczasem sama kampania strony liberalnej szła wbrew tej logice. PiS zaczynało kampanię od „piątki Kaczyńskiego”, druga strona od LGBT i jak to w sporach kulturowych, szybko osiągnięto ich apogeum w postaci propozycji dyskusji o adopcji dzieci przez pary homoseksualne zapowiedzianej przez aktywnego polityka opozycji, co odrzuca większość obywateli, w tym większość wyborców KE. Później pojawił się antyklerykalizm, choć zaczęło się wprawdzie od istotnych aspektów społecznych, ale skończyło się na eskalacji tego, co jeden z liberalnych intelektualistów dawno temu nazwał „tramwajowym antyklerykalizmem”. Można by wskazać jeszcze kilka tego typu momentów, w których nastąpił rozjazd celów politycznych i treści kampanii KE. Te sytuacje nie wyszły zapewne ze sztabu KE, ale poszły na jej konto.
– Czyli w opozycji nikt nie panował nad przekazem i jego spójnością?
– Tak, z jednej strony mówi się o „konserwatywnej kotwicy”, co jest zrozumiałe, bo w całej Europie społeczeństwa przesuwają się w prawo, a z drugiej – przekaz KE zaczął dryfować ku tym obszarom, w których kiedyś był Janusz Palikot.
– Jaka jest przyszłość PO?
– Wśród opozycji doszło do pata. Katastrofą dla KE nie jest wynik KE, tylko wynik PiS. Dystans między PiS a KE powoduje, że wszyscy muszą tam mieć świadomość klęski. Z drugiej strony trudno poza niszą spod znaku Roberta Biedronia znaleźć jeszcze wyborców, których można by zmobilizować. Pat wyraża się także w tym, że przyciągnięcie do KE Wiosny oznacza odejście PSL, a bez Stronnictwa KE nie ma sensu. Otwarte pozostaje pytanie, czy liderzy KE będą umieli przystosować się do działania w ramach opozycji przez kolejną kadencję, ponieważ PiS prawdopodobnie wygra jesienne wybory. Odsunięcie obecnego lidera PO także jest mało realne, bo na kogo mieliby go działacze tej partii zmienić?
– Co dalej z PSL?
– Ludowcy od lat tkwią w tym samym szpagacie, część elektoratu w naturalny sposób patrzy w stronę PiS jako partii wrażliwej na potrzeby wsi, raczej egalitarnej i socjalnej w polityce gospodarczej i konserwatywnej kulturowo, czyli dokładnie takiej jak PSL i jego wyborcy. Elita PSL przez lata przyzwyczaiła się do współrządzenia z PO i te wybory wraz z samorządowymi uczyniły ten szpagat jeszcze trudniejszym do utrzymania. Trudno sobie też wyobrazić, by ludowcy sami teraz przekroczyli pięcioprocentowy próg wyborczy. Nawet gdyby pojawiły się tam tendencje samodzielności, to zwolennicy takiej zmiany mają za mało czasu na wytłumaczenie wyborcom potrzeby zerwania z PO, za mało czasu na nowe profilowanie i zmianę przywództwa. Zostaną w koalicji. Dlatego będzie, jak jest, a PiS po trochu nadal będzie przejmowało elektorat PSL.
– Co może zagrozić teraz PiS?
– Tutaj zawsze jest tak samo, głównym przeciwnikiem PiS jest sam PiS. Ta partia na poziomie kształtowania politycznych strategii prawie zawsze górowała nad drugą stroną, z wyprzedzeniem dostrzegając zjawiska, które będą kształtować polską politykę. Problemy często pojawiały się na poziomie taktyki. Pierwsze, czego PiS potrzebuje po zwycięstwie, to pokora z czasów rządu Beaty Szydło. Brak triumfalizmu i spokojne, nierewolucyjne zmiany. Jeśli nic się nie zmieni w najbliższym czasie, to PiS w ogóle mogłoby nie prowadzić następnej kampanii. Ostatnie tygodnie, w tym pierwsze dni po zwycięstwie tej partii już przyniosły jej olbrzymie ilości materiałów wyborczych, których nie musi tworzyć, wystarczy, że je opublikuje. Myślę tutaj o słowach osób z zaplecza opozycji, liberalnych celebrytach stygmatyzujących miliony Polaków, porównujących ich do biomasy itd.
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (23/2019) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.