[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Dwa razy stracić kraj, a raz go odnaleźć

Fizyczna utrata kraju niekoniecznie oznacza utratę mentalną ojczyzny. Sun Tsu uczy nas, że nie mamy szansy na triumf, dopóki nasz przeciwnik nie przyzna sam przed sobą, że przegrał. Marszałek Józef Piłsudski zrozumiał to dobrze. Powiedział: „Być pokonanym, a nie poddać się – to zwycięstwo”. Zademonstruję to na poziomie publicznym i prywatnym.
/ pixabay.com
Mówiłem o tym niedawno u nas na uczelni, bowiem kilku z nas zaczęło się zastanawiać nad utratą własnego kraju. Richard Bishirjian roztrząsał sprawę izolacjonistycznych Chin w XVII w., Jack Tierney mówił o Francji po 1940 r., Ja opowiadałem o Polsce.  Ale gdzieś tam – niewypowiedziana – wisiała nad nami troska o Amerykę. Bo jest coraz bardziej jasne, że tracimy USA. Co to znaczy?
    
Stracić kraj oznacza, że miejsce, w którym się urodziliśmy, przestaje być nasze. To zwykle oznacza również, że dominująca cywilizacja i kultura albo radykalnie odchodzi od ukochanego wzorca (czy może ideału), albo wręcz zostaje zupełnie porzucona. Staje się wtedy cywilizacją śmierci, jak to określał Jan Paweł II. Kraj, który tak radykalnie przekształca się, przestaje być nasz. Często mówimy wtedy, że znalazł się pod obcą okupacją. In extremis przyjmujemy, że po prostu nasza Ojczyzna przestała istnieć. Naturalnie dla Polek i Polaków jest to niemożliwe: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”.
 
Ale takie podejście zakłada, że gdzieś, najpewniej w podziemiu, przeżyje kultura, która wygeneruje kolejne pokolenia Polek i Polaków. A co się stanie, jeśli kontrkultura, kultura okupanta wyzuła nadwiślańców z polskości? Do pewnego stopnia komunistom to się udało. To właśnie z ich działań wywodzą się post-PRL-owcy, czyli polskojęzyczni ludzie sowieccy, oraz post-Polacy, czyli polskojęzyczni nowinkarze, wykorzenieni z tradycji.

Wracając do stwierdzenia, że radykalnie przekształcony kraj przestaje być nasz. Dlatego właśnie ojciec nowoczesnego konserwatyzmu Edmund Burke tłumaczył nam, że aby kochać swój kraj, ten kraj musi być uroczy. Przeciwieństwem takiego podejścia jest przekonanie, że „czy słusznie, czy nie – to mój kraj” (My country, right or wrong). Czyli nie ma znaczenia, jaki jest nasz kraj, bo mamy obowiązek mu służyć. Zaprawdę? Czyli „czy słusznie, czy nie – to moja Trzecia Rzesza”. Albo Związek Sowiecki. 

Jasne, że niesłusznie. No bo przecież to nie tylko „dobrzy Niemcy” nabrali się na łabędzią pieśń patriotyzmu, aby służyć Adolfowi Hitlerowi. Pomyślmy o porządnych białych Rosjanach, którzy licznie zdecydowali się służyć bolszewikom, bowiem oszukali samych siebie, że to najlepszy sposób, aby pomóc Rosji. To jest chore podejście. Obowiązkiem Niemców i Rosjan było bić własnych totalistów.

Dlatego pamiętajmy, że gdy kraj obedrze się z całego jego czaru, staje się on tylko powierzchnią geograficzną, do której odnosimy się z nostalgią od czasu do czasu. Ale co zrobić z ludźmi, którzy zostali złapani w sidła mocy zła w kraju, który stracił swój czar? Stopniowo większość nasiąka cechami negatywnymi im narzuconymi. Dzieje się to za pomocą manipulacji percepcjami, zalewem propagandy, a czasami wulkanem czystego terroru. Pamiętajmy, że celem komunizmu było stworzenie nowego człowieka, homo sovieticus, również w Polsce. Czerwonym udał się ten projekt do różnego stopnia wśród narodów zniewolonych.

Przyznajmy, że dzięki Kościołowi katolickiemu i prywatnym rolnikom, którzy obronili swoją ziemię przed kolektywizacją, oraz dzięki małemu prywatnemu sektorowi obsługi, Polska była wielkim dziwakiem w bloku sowieckim. Była najmniej zsowietyzowana ze wszystkich niewolników komunizmu. Ale nawet tu czerwona propaganda i przemoc wcisnęły się do mentalności podbitych ludzi. Prawie 50 lat prania mózgów dało straszliwe rezultaty. 

W rezultacie panoszą się po Polsce cztery straszne przypadłości, których ofiary odmawiają przyjęcia do wiadomości, że istnieją i na nie oddziałują. Po pierwsze, mamy syndrom sztokholmski, gdzie ofiary pokochały swoich katów. Bo jak inaczej można wytłumaczyć przypadłość ludzi szarych, którzy dalej są posłuszni pogardzającymi nimi „elytami”? A co z tzw. inteligencją pod wpływem michnikowszczyzny? Czy lemingi małpujące „Zachód”? Po drugie, mamy też zespół stresu pourazowego (PTSD), gdzie cały naród kwalifikuje się na terapię indywidualną i zbiorową, aby odreagować niemal pół wieku traumy. Naturalnie najlepszą terapią byłoby dokopanie czerwonym i ich różowym kolaborantom i protektorom. Po trzecie, wydobyć się trzeba najpilniej z kompleksu niższości maskującego się jako kompleks wyższości, gdzie w społeczeństwie każdy wszystko wie najlepiej i w ogóle jest „debeściakiem.” Ale, po czwarte, przy okazji ujawnia się przypadłość zwana jako „wyuczona bezradność” (learned helplessness). Jest to typowa cecha charakterystyczna niewolników oraz ich dzieci. Pasywność, brak inicjatywy, programowe kapitulanctwo. „Dobry pomysł, ale się nie da”, mówili mi naturalnie bez spróbowania. Na szczęście ten tekst słychać coraz rzadziej. 
Trzeba z tych przypadłości się otrząsnąć, aby odzyskać swój kraj. Najpierw straciliśmy swój kraj w 1939 r., ale odmówiliśmy przyjęcia tego do wiadomości. I to tak trwało pół wieku. Po 1989 r. ogrom dewastacji spowodował, że byliśmy zmuszeni przyznać, że faktycznie straciliśmy swój kraj. Co dalej?

W międzyczasie, my, emigranci, znaleźliśmy sobie nowy kraj osiedlenia. W moim wypadku to Stany Zjednoczone. Ponieważ Ameryka, gdy tu się zjawiłem po raz pierwszy, przypominała mi tak bardzo naszą starą Rzeczypospolitą, nie miałem zupełnie problemu z odnalezieniem się w uroczym miejscu. Czy ten czar przetrwa brutalne uderzenia obucha politycznej poprawności w rytm rewolucji kontrkulturowej i obyczajowej w USA, to jest zupełnie inna historia, do której wrócimy kiedyś indziej.

A jeśli chodzi o współczesną Polskę, tak bardzo odeszła ona od swoich ideałów, które nam służyły za przewodników, gdy walczyliśmy przeciw komunistom w starym kraju, a potem pomagaliśmy pozbyć się czerwonego reżimu. Czy Polska wciąż jest czarująca? Dla emigranta, który spędził prawie 40 lat na Zachodzie, głównie w USA, to jest rozszarpujące pytanie. Mówiąc jednak wprost, mamy pewne podstawy do optymizmu. Jest nadzieja. 

Przywrócenie tradycji i normalności jest możliwe w Polsce, chociaż będzie bardzo trudne. Z jednej strony trzeba będzie stworzyć ponownie akwarium z miski zupy rybnej. Z drugiej jednocześnie trzeba będzie bronić się, aby przywrócony polskości młody narybek nie zachłystnął się narkotykiem ułudy liberalizmu, bo z dzieciaków wyjdą płynnie transgenderowe zastępy LGBT oraz ich zwolenników.
Historia nigdy nie przestaje gnać. Czasami robi to szybciej niż jest to właściwe. Naszym zadaniem jest ją spowolnić, przywrócić właściwe normy i proporcje. Aby był nasz kraj.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton,  DC, 6 sierpnia 2019
www.iwp.edu



#REKLAMA_POZIOMA#

 

POLECANE
Szokujące wieści z Włoch. Znany biathlonista znaleziony martwy podczas zgrupowania z ostatniej chwili
Szokujące wieści z Włoch. Znany biathlonista znaleziony martwy podczas zgrupowania

Sivert Guttorm Bakken, reprezentant Norwegii w biathlonowym Pucharze Świata, został we wtorek znaleziony martwy w hotelu we włoskim Lavaze – poinformowała norweska federacja biathlonu.

Leszek Czarnecki pozywa Telewizję Republika z ostatniej chwili
Leszek Czarnecki pozywa Telewizję Republika

Leszek Czarnecki pozywa Telewizję Republika. Chodzi o opublikowane przez stację w czerwcu tzw. "taśmy Giertycha". – Powodem tej sprawy jest to, że opublikowaliśmy jego rozmowę z Romanem Giertychem. Czyli nie to, że pokazaliśmy nieprawdę – stwierdził szef Telewizji Republika Tomasz Sakiewicz.

Łódzkie: Budynek zawalił się po wybuchu. Trwają poszukiwania z ostatniej chwili
Łódzkie: Budynek zawalił się po wybuchu. Trwają poszukiwania

Prawdopodobnie wybuch butli z gazem doprowadził do zawalenia się budynku w miejscowości Besiekierz Nawojowy w woj. łódzkim. Trwają poszukiwania jednej osoby, która w chwili katastrofy mogła przebywać w budynku.

Pijany lekarz na izbie przyjęć. Grozi mu do 5 lat więzienia Wiadomości
Pijany lekarz na izbie przyjęć. Grozi mu do 5 lat więzienia

Trzy promile alkoholu w organizmie miał lekarz pełniący dyżur na izbie przyjęć w jednym ze szpitali w powiecie opolskim. Sprawą zajmuje się prokuratura, która sprawdza, czy pacjenci nie zostali narażeni na utratę zdrowia lub życia.

Wtargnęli do bazy wojskowej w Gdyni. Trzech cudzoziemców stanie przed sądem pilne
Wtargnęli do bazy wojskowej w Gdyni. Trzech cudzoziemców stanie przed sądem

Trzech młodych cudzoziemców z Ukrainy i Białorusi przyznało się do wtargnięcia na teren bazy wojskowej w Gdyni. Sprawę przejęła Żandarmeria Wojskowa, która analizuje zabezpieczone telefony podejrzanych.

Rodzinna choinka już w pałacu. Prezydent Nawrocki zamieścił film z ostatniej chwili
"Rodzinna choinka już w pałacu". Prezydent Nawrocki zamieścił film

Prezydent Karol Nawrocki pokazał nagranie z przygotowań świątecznych. Po żywą choinkę pojechał osobiście na plantację do gminy Celestynów.

Rząd przyjął ustawę praworządnościową. Żurek: To wspaniały dzień dla obywateli z ostatniej chwili
Rząd przyjął ustawę "praworządnościową. Żurek: To wspaniały dzień dla obywateli

Rząd przyjął pakiet projektów, które mają całkowicie zmienić zasady funkcjonowania Krajowej Rady Sądownictwa oraz status sędziów powołanych po 2017 roku. Zapowiadane jako „przywracanie praworządności” rozwiązania oznaczają powtórne konkursy i głęboką ingerencję w system sądownictwa.

KRUS wydał komunikat dla rolników z ostatniej chwili
KRUS wydał komunikat dla rolników

KRUS uruchomił infolinię dla rolników. Konsultanci pod numerem 22 626 37 90 dyżurują od poniedziałku do piątku w godz. 9:00–14:00.

Tusk pokazał zdjęcie z cenami paliwa i wywołał burzę. Jest reakcja BP z ostatniej chwili
Tusk pokazał zdjęcie z cenami paliwa i wywołał burzę. Jest reakcja BP

Wpis Donalda Tuska o benzynie po 5,18 zł wywołał zarzuty o manipulacji. BP potwierdziło, że w Lubieszynie 22 grudnia Pb95 kosztowała 5,14 zł, a dzień wcześniej 5,18 zł. Średnie ceny Pb95 w Polsce wynoszą jednak 5,66 zł.

Tragedia w Komornikach. Nie żyją dwie osoby z ostatniej chwili
Tragedia w Komornikach. Nie żyją dwie osoby

We wtorek w podpoznańskich Komornikach (woj. wielkopolskie) doszło do tragicznego w skutkach pożaru domu. Nie żyją dwie osoby – informuje RMF FM.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Dwa razy stracić kraj, a raz go odnaleźć

Fizyczna utrata kraju niekoniecznie oznacza utratę mentalną ojczyzny. Sun Tsu uczy nas, że nie mamy szansy na triumf, dopóki nasz przeciwnik nie przyzna sam przed sobą, że przegrał. Marszałek Józef Piłsudski zrozumiał to dobrze. Powiedział: „Być pokonanym, a nie poddać się – to zwycięstwo”. Zademonstruję to na poziomie publicznym i prywatnym.
/ pixabay.com
Mówiłem o tym niedawno u nas na uczelni, bowiem kilku z nas zaczęło się zastanawiać nad utratą własnego kraju. Richard Bishirjian roztrząsał sprawę izolacjonistycznych Chin w XVII w., Jack Tierney mówił o Francji po 1940 r., Ja opowiadałem o Polsce.  Ale gdzieś tam – niewypowiedziana – wisiała nad nami troska o Amerykę. Bo jest coraz bardziej jasne, że tracimy USA. Co to znaczy?
    
Stracić kraj oznacza, że miejsce, w którym się urodziliśmy, przestaje być nasze. To zwykle oznacza również, że dominująca cywilizacja i kultura albo radykalnie odchodzi od ukochanego wzorca (czy może ideału), albo wręcz zostaje zupełnie porzucona. Staje się wtedy cywilizacją śmierci, jak to określał Jan Paweł II. Kraj, który tak radykalnie przekształca się, przestaje być nasz. Często mówimy wtedy, że znalazł się pod obcą okupacją. In extremis przyjmujemy, że po prostu nasza Ojczyzna przestała istnieć. Naturalnie dla Polek i Polaków jest to niemożliwe: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”.
 
Ale takie podejście zakłada, że gdzieś, najpewniej w podziemiu, przeżyje kultura, która wygeneruje kolejne pokolenia Polek i Polaków. A co się stanie, jeśli kontrkultura, kultura okupanta wyzuła nadwiślańców z polskości? Do pewnego stopnia komunistom to się udało. To właśnie z ich działań wywodzą się post-PRL-owcy, czyli polskojęzyczni ludzie sowieccy, oraz post-Polacy, czyli polskojęzyczni nowinkarze, wykorzenieni z tradycji.

Wracając do stwierdzenia, że radykalnie przekształcony kraj przestaje być nasz. Dlatego właśnie ojciec nowoczesnego konserwatyzmu Edmund Burke tłumaczył nam, że aby kochać swój kraj, ten kraj musi być uroczy. Przeciwieństwem takiego podejścia jest przekonanie, że „czy słusznie, czy nie – to mój kraj” (My country, right or wrong). Czyli nie ma znaczenia, jaki jest nasz kraj, bo mamy obowiązek mu służyć. Zaprawdę? Czyli „czy słusznie, czy nie – to moja Trzecia Rzesza”. Albo Związek Sowiecki. 

Jasne, że niesłusznie. No bo przecież to nie tylko „dobrzy Niemcy” nabrali się na łabędzią pieśń patriotyzmu, aby służyć Adolfowi Hitlerowi. Pomyślmy o porządnych białych Rosjanach, którzy licznie zdecydowali się służyć bolszewikom, bowiem oszukali samych siebie, że to najlepszy sposób, aby pomóc Rosji. To jest chore podejście. Obowiązkiem Niemców i Rosjan było bić własnych totalistów.

Dlatego pamiętajmy, że gdy kraj obedrze się z całego jego czaru, staje się on tylko powierzchnią geograficzną, do której odnosimy się z nostalgią od czasu do czasu. Ale co zrobić z ludźmi, którzy zostali złapani w sidła mocy zła w kraju, który stracił swój czar? Stopniowo większość nasiąka cechami negatywnymi im narzuconymi. Dzieje się to za pomocą manipulacji percepcjami, zalewem propagandy, a czasami wulkanem czystego terroru. Pamiętajmy, że celem komunizmu było stworzenie nowego człowieka, homo sovieticus, również w Polsce. Czerwonym udał się ten projekt do różnego stopnia wśród narodów zniewolonych.

Przyznajmy, że dzięki Kościołowi katolickiemu i prywatnym rolnikom, którzy obronili swoją ziemię przed kolektywizacją, oraz dzięki małemu prywatnemu sektorowi obsługi, Polska była wielkim dziwakiem w bloku sowieckim. Była najmniej zsowietyzowana ze wszystkich niewolników komunizmu. Ale nawet tu czerwona propaganda i przemoc wcisnęły się do mentalności podbitych ludzi. Prawie 50 lat prania mózgów dało straszliwe rezultaty. 

W rezultacie panoszą się po Polsce cztery straszne przypadłości, których ofiary odmawiają przyjęcia do wiadomości, że istnieją i na nie oddziałują. Po pierwsze, mamy syndrom sztokholmski, gdzie ofiary pokochały swoich katów. Bo jak inaczej można wytłumaczyć przypadłość ludzi szarych, którzy dalej są posłuszni pogardzającymi nimi „elytami”? A co z tzw. inteligencją pod wpływem michnikowszczyzny? Czy lemingi małpujące „Zachód”? Po drugie, mamy też zespół stresu pourazowego (PTSD), gdzie cały naród kwalifikuje się na terapię indywidualną i zbiorową, aby odreagować niemal pół wieku traumy. Naturalnie najlepszą terapią byłoby dokopanie czerwonym i ich różowym kolaborantom i protektorom. Po trzecie, wydobyć się trzeba najpilniej z kompleksu niższości maskującego się jako kompleks wyższości, gdzie w społeczeństwie każdy wszystko wie najlepiej i w ogóle jest „debeściakiem.” Ale, po czwarte, przy okazji ujawnia się przypadłość zwana jako „wyuczona bezradność” (learned helplessness). Jest to typowa cecha charakterystyczna niewolników oraz ich dzieci. Pasywność, brak inicjatywy, programowe kapitulanctwo. „Dobry pomysł, ale się nie da”, mówili mi naturalnie bez spróbowania. Na szczęście ten tekst słychać coraz rzadziej. 
Trzeba z tych przypadłości się otrząsnąć, aby odzyskać swój kraj. Najpierw straciliśmy swój kraj w 1939 r., ale odmówiliśmy przyjęcia tego do wiadomości. I to tak trwało pół wieku. Po 1989 r. ogrom dewastacji spowodował, że byliśmy zmuszeni przyznać, że faktycznie straciliśmy swój kraj. Co dalej?

W międzyczasie, my, emigranci, znaleźliśmy sobie nowy kraj osiedlenia. W moim wypadku to Stany Zjednoczone. Ponieważ Ameryka, gdy tu się zjawiłem po raz pierwszy, przypominała mi tak bardzo naszą starą Rzeczypospolitą, nie miałem zupełnie problemu z odnalezieniem się w uroczym miejscu. Czy ten czar przetrwa brutalne uderzenia obucha politycznej poprawności w rytm rewolucji kontrkulturowej i obyczajowej w USA, to jest zupełnie inna historia, do której wrócimy kiedyś indziej.

A jeśli chodzi o współczesną Polskę, tak bardzo odeszła ona od swoich ideałów, które nam służyły za przewodników, gdy walczyliśmy przeciw komunistom w starym kraju, a potem pomagaliśmy pozbyć się czerwonego reżimu. Czy Polska wciąż jest czarująca? Dla emigranta, który spędził prawie 40 lat na Zachodzie, głównie w USA, to jest rozszarpujące pytanie. Mówiąc jednak wprost, mamy pewne podstawy do optymizmu. Jest nadzieja. 

Przywrócenie tradycji i normalności jest możliwe w Polsce, chociaż będzie bardzo trudne. Z jednej strony trzeba będzie stworzyć ponownie akwarium z miski zupy rybnej. Z drugiej jednocześnie trzeba będzie bronić się, aby przywrócony polskości młody narybek nie zachłystnął się narkotykiem ułudy liberalizmu, bo z dzieciaków wyjdą płynnie transgenderowe zastępy LGBT oraz ich zwolenników.
Historia nigdy nie przestaje gnać. Czasami robi to szybciej niż jest to właściwe. Naszym zadaniem jest ją spowolnić, przywrócić właściwe normy i proporcje. Aby był nasz kraj.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton,  DC, 6 sierpnia 2019
www.iwp.edu



#REKLAMA_POZIOMA#


 

Polecane