[Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Niemiecki rząd w ogniu krytyki. Niemcy zazdroszczą Austriakom

W czasie koronakryzysu przemówienia kanclerzy Austrii i Niemiec w meritum sprawy tylko niewiele się różnią. Zauważalne są zaś fundamentalne różnice w marketingu politycznym.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Niemiecki rząd w ogniu krytyki. Niemcy zazdroszczą Austriakom
/ EPA/Adam Berry / POOL Dostawca: PAP/EPA
Podczas gdy w Niemczech w dobie koronakryzysu rządzący budzą u swoich wyborców przedwielkanocne gniewne powarkiwania (jedni uważają, że obostrzenia zostały wprowadzone zbyt późno, inni zaś, jakoby były zbyt restrykcyjne i należy je znieść), w sąsiedniej Austrii kanclerz Sebastian Kurz nie traci swojej sondażowej popularności. Przeciwnie - lider chadeckiej ÖVP notuje rekordowe zyski, a jego metody walki ze skutkami zarazy austriaccy wyborcy okraszają aplauzem.
 
Według kwietniowego sondażu, przeprowadzonego dla wiedeńskiego dziennika 'Kronen Zeitung', Kurz cieszy się obecnie zaufaniem 74 proc. swoich rodaków (wzrost o ponad 30 proc. w porównaniu ze styczniem). W połączeniu z upadkiem poparcia dla prawicowych konkurentów z FPÖ daje to 33-letniemu kanclerzowi solidne pierwsze miejsce na podium. 
 

"Austriacy znów nam pokazali, jak się zarządza kryzysem"

 
- stwierdził z pokorą niemiecki tabloid 'Bild'.
 
Natomiast kanclerz Angela Merkel, zapytana przez dziennikarzy, czy po Wielkanocy zechciałaby podobnie jak jej austriacki odpowiednik rozpocząć powolne poluźnianie ograniczeń w walce z pandemią koronawirusa, burknęła jedynie:
 

"W pierwszej fazie epidemii Austria miała nad nami widocznie przewagę, ale w znacznie większych Niemczech mamy zupełnie inną dynamikę rozprzestrzeniania się wirusa i nie możemy sobie niestety jeszcze pozwolić na zniesienie restrykcji" 

 
Owszem, Austria jest 'znacznie mniejszym' państwem, lecz to nie może być jedynym wytłumaczeniem. O ile w marcu w RFN panowała jeszcze moda na traktowanie koronawirusa lekceważąco, o tyle Wiedeń zareagował niewątpliwie szybciej, wprowadziwszy bardziej restrykcyjne regulacje niż inne kraje. Teraz zaraza rozprzestrzenia się coraz wolniej. Według ustaleń Ministerstwa Zdrowia wirusem SARS-CoV-2 zakaziło się ok. 13,5 tys. Austriaków. Dzienny przyrost nowych infekcji wynosi obecnie ok. 2 proc. (w porównaniu do 20 proc. w połowie marca). Co wszak istotniejsze: od paru dni liczba wyzdrowiałych osób rośnie szybciej niż zakażonych. Wprowadzone restrykcje przynoszą zatem pożądany skutek. Toteż po świętach kanclerz Kurz zamierza złagodzić obostrzenia. Najpierw mają zostać otwarte małe sklepy oraz markety ogrodnicze i budowlane, choć dotychczasowe ograniczenia w opuszczeniu domowego zacisza mają jeszcze obowiązywać do końca kwietnia.
 

"Powinniśmy w dalszym ciągu unikać kontaktów społecznych oraz zachowywać bezpieczny odstęp od innych ludzi. Nie świętujmy też Wielkanocy z innymi osobami niż naszymi najbliższymi. Decydujący będzie bowiem tydzień świąteczny"

 
- powiedział trzy dni temu gospodarz austriackiego 'Kanzleramtu' .
 
Kurz chce zadecydować dopiero na końcu kwietnia, czy w maju jego rząd będzie mógł przejść do kolejnego etapu ożywienia rodzimej gospodarki.
 

"Warunkiem musi być nadal zachowanie szczególnych środków ostrożności, takich jak noszenie maseczek i wpuszczanie ograniczonej liczby klientów do sklepów. Dopiero za dwa tygodnie będziemy w stanie ocenić, czy otworzymy np. domy handlowe i zakłady fryzjerskie"

 
- przypuszcza austriacki kanclerz.
 
Z kolei inne branże dotknięte koronakryzysem, jak choćby gastronomia i hotele, mają wznowić działalność w połowie maja. W tym samym czasie mają także zostać otwarte austriackie szkoły, acz zakaz organizowania imprez potrwa jeszcze do końca czerwca.
 
Co ciekawe, gdyby nadgryzać ostatnie deklaracje kanclerzy Austrii i Niemiec narzędziami marketingu politycznego, to wychodzi, że w samym meritum sprawy są ze sobą zdumiewająco zbieżne. Chodzi raczej o sposób przekazu. Młody kanclerz sformułował swoje obietnice tak, że w przypadku zaostrzenia kryzysu będzie się mógł z nich w każdej chwili wycofać. Lecz potrafił za to przed świętami wlać do austriackich serc odrobinę otuchy. W odróżnieniu od zmęczonej swoim urzędem Angeli Merkel czy jej ministra zdrowia, zarażającego wszystkich wokół swoją nerwowością Jensa Spahna, Kurz epatuje energią, a zarazem opanowaniem. Zgoda, sytuacja jest 'bez precedensu' i wciąż 'dramatyczna', a mimo to szefa austriackiego rządu stać na zdania budzące nadzieję, jak choćby właśnie w kwestii stopniowego odchodzenia od restrykcji.
 
Przy czym również Kurzowi można wyliczyć długą listę błędów i zaniedbań. W ubiegłym roku cieniem na jego karierze położyły się polityczne skandale. Niemieckojęzyczne media pisały z nieskrywanym przekąsem o nagłym kresie 'cudownego dziecka z Wiednia'. Po części pewnie trafnie, gdyż koalicja z FPÖ wyrządziła kanclerzowi wiele nieopisanych szkód. Kurz potrafił jednak uderzyć w strunę pokory i się na chwilę wycofać. W czasie kolejnej kampanii zdołał zaś przekonać swoich wyborców, że to były wicekanclerz Hans-Christian Strache ośmieszył się łatwymi do zdemaskowania kłamstwami, a nie on czy ÖVP.
 
Sebastian Kurz jest młody, choć doskonale zna etykiety pożądane na rynku politycznym. Jest bez wątpienia wyznawcą konserwatywnych poglądów, a jednak w swoich wystąpieniach kojarzy się z umiarem, przyznawaniem racji wszystkim przy jednoczesnym dystansowaniu się od skrajności, które przejawiają się np. w unijnej polityce migracyjnej. I jest świadom tego, że o politycznej koniunkturze decyduje przede wszystkim zdolność do wyjścia poza swój żelazny elektorat. Nie skupia się zatem jedynie na konsolidacji grupy oddanych sympatyków, lecz także na oczekiwaniach innych ugrupowań, zasypuając podziały.
 
Od kilku miesięcy rządzi z Zielonymi, przy czym niektórzy austriaccy publicyści z drwiącym uśmiechem wieszczyli, że to kolejny sojusz, który niebawem pogrąży ÖVP w odmętach parlamentarnego niebytu. Tymczasem koalicja z 'neomarksistowskimi rozsadnikami kłopotów' rządzi zdumiewająco sprawnie, przy czym kanclerz Kurz nie ściąga na siebie niechęci niespełnieniem obietnic. Jednocześnie umiejętnie buduje wizerunek polityka, który wyciąga rękę do ludu. A także do swoich politycznych oponentów. Trudno zapomnieć jego występy w niemieckiej telewizji, gdzie z nieodzownym spokojem gasi nerwowych i starszych od siebie o pół wieku lewaków. Toteż dziś ucichły już głosy, utrzymujące, jakoby Kurz był 'polityczną gwiazdą jednego sezonu'.
 

"Kurz rozdaje karty po cichu, bo wie, że ma pełnię władzy i ogromne poparcie społeczne"

 
czytamy w dzienniku 'Salzburger Nachrichten'.
 
Mimo nieustannie doznawanych afrontów i odpalania najcięższych medialnych dział, kanclerz Austrii radzi sobie też znakomicie na parkiecie europejskim. W Brukseli potrafi się chwilowo posługiwać 'wzniosłą' koncyliacyjną retoryką, utrzymaną w duchu 'zwartej wspólnoty', po czym bez utraty twarzy spotyka się z liderami Grupy Wyszehradzkiej. O metodach 'dyscyplinujących' Polskę i Węgry Kurz wypowiadał się w przeszłości  różnie, narażając się niekiedy na zarzut niekonsekwencji. W tym kontekście jego 'pragmatyczne' szpagaty nie zawsze się udają i nie przynoszą mu zauważalnych zysków. Niemniej Wiedeń już nieraz próbował załagodzić konflikt zamknięciem kilku frontów konfliktu między UE a Warszawą i Budapesztem.
 
W Niemczech Kurz budzi wobec tego czasami wciąż jeszcze konsternację i dysonansy poznawcze, ponieważ mimo jego 'nieposłusznej' retoryki władze w Berlinie nie mogą przecież uznać swoich niemieckojęzycznych przyjaciół z Wiednia (wśród nich 'zielonego' prezydenta) za groźny przykład odstąpienia od jedynie słusznej 'drogi postępu'. Do grona szczerych niemieckich sympatyków kanclerza Austrii należy zaś niewątpliwie premier Bawarii Markus Söder, który chwali jego metody walki z koronawirusem.
 

"Wiedeński model powinien zostać wprowadzony w całych Niemczech. Podobnie jak w Bawarii, gdzie policjanci już pilnują, czy ludzie na ulicy noszą maseczki"

 
- wskazuje przewodniczący CSU, który niekiedy z lubością wrzuca swój kamyczek do rodzimego 'chadeckiego ogródka'.
 
Söder i Kurz podzielają zresztą też podobne opinie w kwestiach gospodarczych. Obaj wzywają co prawda do wprowadzenia 'bodźców gospodarczych', mających po pandemii postawić Europę na nogi, lecz nie silą się na zbyt daleko idące deklaracje, jakie padają choćby z ust szefowej Komisji Europejskiej. Ursula von der Leyen dyskutuje obecnie ze swoimi komisarzami o 'nowym planie Marshalla', który mógłby m.in. przewidywać 'mechanizmy uwspólnotowienia zadłużenia' państw członkowskich UE, postulowane choćby przez premiera Hiszpanii. Kilka dni temu Pedro Sánchez wezwał Niemców na łamach 'Frankfurter Allgemeine Zeitung' do 'rygorystycznej solidarności'.
 

"Musimy w jakiś sposób zabezpieczyć długi, które nieuchronnie zaciągniemy"

 
- nalega szef hiszpańskiego rządu.
 
W tenże chór włączyły się również Włochy i Francja, czyli państwa zmagające się z ekonomicznymi dolegliwościami koronakryzysu. Madryt, Rzym i Paryż zachęcają więc do wspólnej odpowiedzialności w formie tzw. 'koronaobligacji', które w zasadzie działają podobnie jak obligacje w czasach kryzysu walutowego w Grecji. Podczas gdy w RFN współrządzący socjaldemokraci zasygnalizowali swoją gotowość do tego typu rozwiązań, liderzy bawarskiej i austriackiej chadecji przemawiają jednym głosem, stanowczo odrzucając pomysł wprowadzenia obligacji. Kurz opowiada się za to za przekształceniem linii kredytowych z Europejskiego Mechanizmu Stabilności (ESM).
 
Póki co kanclerz Austrii skutecznie konsumuje frukta swojego politycznego pragmatyzmu i opanowanej nieustępliwości. Już kilka razy powinęła mu się noga, ale widocznie nie na tyle, żeby miał upaść. Lecz nie zapomnijmy, że koniec końców jest 'zwykłym' politykiem, a w przypadku trwałej recesji gospodarczej kredyt zaufania szybko się wyczerpuje - w każdym państwie i niezależnie od oratorskich talentów rządzących.
 
Wojciech Osiński
 

 

POLECANE
Rząd chce zmian, wyborcy KO mówią „nie”. Jest sondaż ws. zniesienia dwukadencyjności w samorządach z ostatniej chwili
Rząd chce zmian, wyborcy KO mówią „nie”. Jest sondaż ws. zniesienia dwukadencyjności w samorządach

Nowy sondaż IBRiS dla „Rzeczpospolitej” pokazuje, że większość Polaków sprzeciwia się pomysłowi zniesienia ograniczenia do dwóch kadencji dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Co ciekawe, szczególnie wyborcy partii rządzących są za utrzymaniem obecnych przepisów

Huragan Melissa spustoszył Karaiby. Dziesiątki ofiar, Haiti i Jamajka w ruinie pilne
Huragan Melissa spustoszył Karaiby. Dziesiątki ofiar, Haiti i Jamajka w ruinie

Huragan Melissa spustoszył Karaiby, pochłaniając co najmniej 27 ofiar śmiertelnych. Najbardziej ucierpiały Haiti i Jamajka, gdzie żywioł zniszczył domy, drogi i linie energetyczne. Władze ogłosiły stan klęski żywiołowej.

Koniec ery w „Jeden z dziesięciu”. Niespodziewane pożegnanie z kultową postacią programu z ostatniej chwili
Koniec ery w „Jeden z dziesięciu”. Niespodziewane pożegnanie z kultową postacią programu

To wiadomość, która poruszyła widzów w całej Polsce. Po 14 latach współpracy z kultowym teleturniejem „Jeden z dziesięciu” żegna się pani Sylwia – jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci programu, kojarzona przez widzów z elegancją i profesjonalizmem.

Polowanie zamiast rządzenia tylko u nas
Polowanie zamiast rządzenia

Ta władza kiedy traci nerwy, zaczyna szukać winnych. A że własnych błędów przyznać nie wypada – cel musi być poza obozem rządzącym. Ostatnio na celowniku znów znalazł się Zbigniew Ziobro.

Tusk znów sprzeda PKL? Niepokojące wieści z Zakopanego pilne
Tusk znów sprzeda PKL? Niepokojące wieści z Zakopanego

Media informują o planach wejścia na giełdę Polskich Kolei Linowych. Mieszkańcy Zakopanego i lokalne władze obawiają się, że może to oznaczać utratę kontroli nad spółką, którą rząd Donalda Tuska już raz sprzedał zagranicznemu funduszowi.

Karol Nawrocki: Nikt z nas nie zapisywał się do parapaństwa, któremu na imię Unia Europejska z ostatniej chwili
Karol Nawrocki: Nikt z nas nie zapisywał się do parapaństwa, któremu na imię Unia Europejska

Nikt z nas nie zapisywał się do parapaństwa, któremu na imię Unia Europejska; chcemy, żeby Polska była Polską w ramach UE - powiedział prezydent Karol Nawrocki w środę podczas uroczystości wręczenia nagrody Człowieka Wolności tygodnika „Sieci”, której został laureatem.

Kosiniak-Kamysz o wojskach USA w Polsce. „Uzyskaliśmy potwierdzenie” z ostatniej chwili
Kosiniak-Kamysz o wojskach USA w Polsce. „Uzyskaliśmy potwierdzenie”

Szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz potwierdził, że Stany Zjednoczone nie planują redukcji obecności swoich wojsk w Polsce. Zapewnienia o dalszej współpracy padły po rozmowach z amerykańskimi partnerami, mimo że Pentagon ogłosił zmniejszenie kontyngentu w Rumunii.

Wyłączenia prądu na Pomorzu. Ważny komunikat z ostatniej chwili
Wyłączenia prądu na Pomorzu. Ważny komunikat

Energa Operator ogłosiła szczegółowy plan przerw w dostawie prądu dla województwa pomorskiego. Wyłączenia obejmą m.in. Gdańsk, Gdynię, Rumię, Sopot, Kartuzy, Kościerzynę, Starogard Gdański i Tczew. Prace potrwają od końca października aż do połowy listopada.

Złodzieje klejnotów z Luwru zatrzymani. Przeanalizowano 150 próbek DNA Wiadomości
Złodzieje klejnotów z Luwru zatrzymani. Przeanalizowano 150 próbek DNA

Dwóch mężczyzn zatrzymanych w związku z kradzieżą królewskich klejnotów z paryskiego Luwru przyznało się częściowo do winy. Francuska prokuratura ujawnia kolejne szczegóły spektakularnego włamania, a zrabowane przedmioty warte miliony euro wciąż pozostają nieodnalezione.

Polsce grozi utrata suwerenności. Jarosław Kaczyński wskazał dwa kluczowe zagrożenia z ostatniej chwili
Polsce grozi utrata suwerenności. Jarosław Kaczyński wskazał dwa kluczowe zagrożenia

– W perspektywie kilku lat suwerenność Polski może być zagrożona – ocenił prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy w środę. Wskazał dwa możliwe scenariusze: przyjęcie nowego „układu europejskiego” oraz ryzyko wojny z Rosją.

REKLAMA

[Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Niemiecki rząd w ogniu krytyki. Niemcy zazdroszczą Austriakom

W czasie koronakryzysu przemówienia kanclerzy Austrii i Niemiec w meritum sprawy tylko niewiele się różnią. Zauważalne są zaś fundamentalne różnice w marketingu politycznym.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Niemiecki rząd w ogniu krytyki. Niemcy zazdroszczą Austriakom
/ EPA/Adam Berry / POOL Dostawca: PAP/EPA
Podczas gdy w Niemczech w dobie koronakryzysu rządzący budzą u swoich wyborców przedwielkanocne gniewne powarkiwania (jedni uważają, że obostrzenia zostały wprowadzone zbyt późno, inni zaś, jakoby były zbyt restrykcyjne i należy je znieść), w sąsiedniej Austrii kanclerz Sebastian Kurz nie traci swojej sondażowej popularności. Przeciwnie - lider chadeckiej ÖVP notuje rekordowe zyski, a jego metody walki ze skutkami zarazy austriaccy wyborcy okraszają aplauzem.
 
Według kwietniowego sondażu, przeprowadzonego dla wiedeńskiego dziennika 'Kronen Zeitung', Kurz cieszy się obecnie zaufaniem 74 proc. swoich rodaków (wzrost o ponad 30 proc. w porównaniu ze styczniem). W połączeniu z upadkiem poparcia dla prawicowych konkurentów z FPÖ daje to 33-letniemu kanclerzowi solidne pierwsze miejsce na podium. 
 

"Austriacy znów nam pokazali, jak się zarządza kryzysem"

 
- stwierdził z pokorą niemiecki tabloid 'Bild'.
 
Natomiast kanclerz Angela Merkel, zapytana przez dziennikarzy, czy po Wielkanocy zechciałaby podobnie jak jej austriacki odpowiednik rozpocząć powolne poluźnianie ograniczeń w walce z pandemią koronawirusa, burknęła jedynie:
 

"W pierwszej fazie epidemii Austria miała nad nami widocznie przewagę, ale w znacznie większych Niemczech mamy zupełnie inną dynamikę rozprzestrzeniania się wirusa i nie możemy sobie niestety jeszcze pozwolić na zniesienie restrykcji" 

 
Owszem, Austria jest 'znacznie mniejszym' państwem, lecz to nie może być jedynym wytłumaczeniem. O ile w marcu w RFN panowała jeszcze moda na traktowanie koronawirusa lekceważąco, o tyle Wiedeń zareagował niewątpliwie szybciej, wprowadziwszy bardziej restrykcyjne regulacje niż inne kraje. Teraz zaraza rozprzestrzenia się coraz wolniej. Według ustaleń Ministerstwa Zdrowia wirusem SARS-CoV-2 zakaziło się ok. 13,5 tys. Austriaków. Dzienny przyrost nowych infekcji wynosi obecnie ok. 2 proc. (w porównaniu do 20 proc. w połowie marca). Co wszak istotniejsze: od paru dni liczba wyzdrowiałych osób rośnie szybciej niż zakażonych. Wprowadzone restrykcje przynoszą zatem pożądany skutek. Toteż po świętach kanclerz Kurz zamierza złagodzić obostrzenia. Najpierw mają zostać otwarte małe sklepy oraz markety ogrodnicze i budowlane, choć dotychczasowe ograniczenia w opuszczeniu domowego zacisza mają jeszcze obowiązywać do końca kwietnia.
 

"Powinniśmy w dalszym ciągu unikać kontaktów społecznych oraz zachowywać bezpieczny odstęp od innych ludzi. Nie świętujmy też Wielkanocy z innymi osobami niż naszymi najbliższymi. Decydujący będzie bowiem tydzień świąteczny"

 
- powiedział trzy dni temu gospodarz austriackiego 'Kanzleramtu' .
 
Kurz chce zadecydować dopiero na końcu kwietnia, czy w maju jego rząd będzie mógł przejść do kolejnego etapu ożywienia rodzimej gospodarki.
 

"Warunkiem musi być nadal zachowanie szczególnych środków ostrożności, takich jak noszenie maseczek i wpuszczanie ograniczonej liczby klientów do sklepów. Dopiero za dwa tygodnie będziemy w stanie ocenić, czy otworzymy np. domy handlowe i zakłady fryzjerskie"

 
- przypuszcza austriacki kanclerz.
 
Z kolei inne branże dotknięte koronakryzysem, jak choćby gastronomia i hotele, mają wznowić działalność w połowie maja. W tym samym czasie mają także zostać otwarte austriackie szkoły, acz zakaz organizowania imprez potrwa jeszcze do końca czerwca.
 
Co ciekawe, gdyby nadgryzać ostatnie deklaracje kanclerzy Austrii i Niemiec narzędziami marketingu politycznego, to wychodzi, że w samym meritum sprawy są ze sobą zdumiewająco zbieżne. Chodzi raczej o sposób przekazu. Młody kanclerz sformułował swoje obietnice tak, że w przypadku zaostrzenia kryzysu będzie się mógł z nich w każdej chwili wycofać. Lecz potrafił za to przed świętami wlać do austriackich serc odrobinę otuchy. W odróżnieniu od zmęczonej swoim urzędem Angeli Merkel czy jej ministra zdrowia, zarażającego wszystkich wokół swoją nerwowością Jensa Spahna, Kurz epatuje energią, a zarazem opanowaniem. Zgoda, sytuacja jest 'bez precedensu' i wciąż 'dramatyczna', a mimo to szefa austriackiego rządu stać na zdania budzące nadzieję, jak choćby właśnie w kwestii stopniowego odchodzenia od restrykcji.
 
Przy czym również Kurzowi można wyliczyć długą listę błędów i zaniedbań. W ubiegłym roku cieniem na jego karierze położyły się polityczne skandale. Niemieckojęzyczne media pisały z nieskrywanym przekąsem o nagłym kresie 'cudownego dziecka z Wiednia'. Po części pewnie trafnie, gdyż koalicja z FPÖ wyrządziła kanclerzowi wiele nieopisanych szkód. Kurz potrafił jednak uderzyć w strunę pokory i się na chwilę wycofać. W czasie kolejnej kampanii zdołał zaś przekonać swoich wyborców, że to były wicekanclerz Hans-Christian Strache ośmieszył się łatwymi do zdemaskowania kłamstwami, a nie on czy ÖVP.
 
Sebastian Kurz jest młody, choć doskonale zna etykiety pożądane na rynku politycznym. Jest bez wątpienia wyznawcą konserwatywnych poglądów, a jednak w swoich wystąpieniach kojarzy się z umiarem, przyznawaniem racji wszystkim przy jednoczesnym dystansowaniu się od skrajności, które przejawiają się np. w unijnej polityce migracyjnej. I jest świadom tego, że o politycznej koniunkturze decyduje przede wszystkim zdolność do wyjścia poza swój żelazny elektorat. Nie skupia się zatem jedynie na konsolidacji grupy oddanych sympatyków, lecz także na oczekiwaniach innych ugrupowań, zasypuając podziały.
 
Od kilku miesięcy rządzi z Zielonymi, przy czym niektórzy austriaccy publicyści z drwiącym uśmiechem wieszczyli, że to kolejny sojusz, który niebawem pogrąży ÖVP w odmętach parlamentarnego niebytu. Tymczasem koalicja z 'neomarksistowskimi rozsadnikami kłopotów' rządzi zdumiewająco sprawnie, przy czym kanclerz Kurz nie ściąga na siebie niechęci niespełnieniem obietnic. Jednocześnie umiejętnie buduje wizerunek polityka, który wyciąga rękę do ludu. A także do swoich politycznych oponentów. Trudno zapomnieć jego występy w niemieckiej telewizji, gdzie z nieodzownym spokojem gasi nerwowych i starszych od siebie o pół wieku lewaków. Toteż dziś ucichły już głosy, utrzymujące, jakoby Kurz był 'polityczną gwiazdą jednego sezonu'.
 

"Kurz rozdaje karty po cichu, bo wie, że ma pełnię władzy i ogromne poparcie społeczne"

 
czytamy w dzienniku 'Salzburger Nachrichten'.
 
Mimo nieustannie doznawanych afrontów i odpalania najcięższych medialnych dział, kanclerz Austrii radzi sobie też znakomicie na parkiecie europejskim. W Brukseli potrafi się chwilowo posługiwać 'wzniosłą' koncyliacyjną retoryką, utrzymaną w duchu 'zwartej wspólnoty', po czym bez utraty twarzy spotyka się z liderami Grupy Wyszehradzkiej. O metodach 'dyscyplinujących' Polskę i Węgry Kurz wypowiadał się w przeszłości  różnie, narażając się niekiedy na zarzut niekonsekwencji. W tym kontekście jego 'pragmatyczne' szpagaty nie zawsze się udają i nie przynoszą mu zauważalnych zysków. Niemniej Wiedeń już nieraz próbował załagodzić konflikt zamknięciem kilku frontów konfliktu między UE a Warszawą i Budapesztem.
 
W Niemczech Kurz budzi wobec tego czasami wciąż jeszcze konsternację i dysonansy poznawcze, ponieważ mimo jego 'nieposłusznej' retoryki władze w Berlinie nie mogą przecież uznać swoich niemieckojęzycznych przyjaciół z Wiednia (wśród nich 'zielonego' prezydenta) za groźny przykład odstąpienia od jedynie słusznej 'drogi postępu'. Do grona szczerych niemieckich sympatyków kanclerza Austrii należy zaś niewątpliwie premier Bawarii Markus Söder, który chwali jego metody walki z koronawirusem.
 

"Wiedeński model powinien zostać wprowadzony w całych Niemczech. Podobnie jak w Bawarii, gdzie policjanci już pilnują, czy ludzie na ulicy noszą maseczki"

 
- wskazuje przewodniczący CSU, który niekiedy z lubością wrzuca swój kamyczek do rodzimego 'chadeckiego ogródka'.
 
Söder i Kurz podzielają zresztą też podobne opinie w kwestiach gospodarczych. Obaj wzywają co prawda do wprowadzenia 'bodźców gospodarczych', mających po pandemii postawić Europę na nogi, lecz nie silą się na zbyt daleko idące deklaracje, jakie padają choćby z ust szefowej Komisji Europejskiej. Ursula von der Leyen dyskutuje obecnie ze swoimi komisarzami o 'nowym planie Marshalla', który mógłby m.in. przewidywać 'mechanizmy uwspólnotowienia zadłużenia' państw członkowskich UE, postulowane choćby przez premiera Hiszpanii. Kilka dni temu Pedro Sánchez wezwał Niemców na łamach 'Frankfurter Allgemeine Zeitung' do 'rygorystycznej solidarności'.
 

"Musimy w jakiś sposób zabezpieczyć długi, które nieuchronnie zaciągniemy"

 
- nalega szef hiszpańskiego rządu.
 
W tenże chór włączyły się również Włochy i Francja, czyli państwa zmagające się z ekonomicznymi dolegliwościami koronakryzysu. Madryt, Rzym i Paryż zachęcają więc do wspólnej odpowiedzialności w formie tzw. 'koronaobligacji', które w zasadzie działają podobnie jak obligacje w czasach kryzysu walutowego w Grecji. Podczas gdy w RFN współrządzący socjaldemokraci zasygnalizowali swoją gotowość do tego typu rozwiązań, liderzy bawarskiej i austriackiej chadecji przemawiają jednym głosem, stanowczo odrzucając pomysł wprowadzenia obligacji. Kurz opowiada się za to za przekształceniem linii kredytowych z Europejskiego Mechanizmu Stabilności (ESM).
 
Póki co kanclerz Austrii skutecznie konsumuje frukta swojego politycznego pragmatyzmu i opanowanej nieustępliwości. Już kilka razy powinęła mu się noga, ale widocznie nie na tyle, żeby miał upaść. Lecz nie zapomnijmy, że koniec końców jest 'zwykłym' politykiem, a w przypadku trwałej recesji gospodarczej kredyt zaufania szybko się wyczerpuje - w każdym państwie i niezależnie od oratorskich talentów rządzących.
 
Wojciech Osiński
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe