Ryszard Czarnecki: Z zagranicznymi dziennikarzami o Polsce...
Bolorordene z Mongolii, gdy dowiaduje się, że odpowiadałem za relacje z jej krajem i całym regionem Azji Centralnej jako wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, najpierw pyta, co sądzę o Mongolii, a potem o … wielką rolę Polski w regionie. Mówię, że jej ojczyzna to najbardziej demokratyczny kraj w Azji postsowieckiej. A o Polsce, że w ostatnich latach inwestujemy we współpracę regionalną, bo to wzmacnia siłę naszą i naszych sąsiadów w relacjach z Berlinem, Paryżem, Brukselą czy Waszyngtonem.
Kolorindra z Madagaskaru, gdy słyszy, że byłem w dwudziestu paru krajach jako oficjalny obserwator z ramienia PE wyborów tamże, pyta po co wysyłamy takie misje i co one tam robią? Mówię, że Europa nie powinna na innych kontynentach występować w roli nauczyciela, ani też sędziego czy prokuratora. I dodaję, że mój kraj to rozumie, bo nigdy nie mieliśmy kolonii, podobnie jak nasi sąsiedzi z „nowej Unii” czy Skandynawii – ale czy rozumie to Europa Zachodnia?
Natia z Gruzji dopytuje o to, jak postrzega się jej kraj w Europie i widać, że zupełnie nie przepada za Rosjanami. Ale Alena z Białorusi wręcz przeciwnie - co widać, gdy pyta dlaczego Putina nie zaproszono na obchody wyzwolenia niemieckiego obozu w Auschwitz. Szkoda, bo to nasza najbliższa sąsiadka – z Brześcia.
Jeszcze Heba al-hayah z Jordanii pyta o priorytety Unii. Gdy mówię o budżecie na lata 2021 -2027 kiwa głową ze zrozumieniem.
„Miej proporcje, Mocium Panie”. Dziennikarze z trzech kontynentów nie pytali mnie o Izbę Dyscyplinarną SN, Puszczę Białowieską czy Trybunał Konstytucyjny. Na Polskę patrzą jako na jeden z pięciu największych krajów Unii.
Tylko Białorusinki mi szkoda…
*tekst ukazał się w marcowym numerze „w Sieci Historii” (w dodatku)