[Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Wycofanie wojsk USA do Polski. Od niedowierzania do furii

Niemcy są zaniepokojeni, ponieważ militarna obecność Stanów Zjednoczonych nad Renem od wielu lat napędza lokalną gospodarkę.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Wycofanie wojsk USA do Polski. Od niedowierzania do furii
/ M1 Abrams Wikipedia domena publiczna
Po 1945 r. USA były jednym z czterech mocarstw zajmujących terytorium Niemiec. Poza Berlinem Zachodnim, który Amerykanie musieli dzielić z Francuzami i Brytyjczykami, ich obecność skupiała się w centralnej oraz południowej części kraju. O tym świadczy jeszcze dziś rozmieszczenie baz, które znajdują się głównie w Bawarii, Badenii-Wirtembergii i Hesji. Strategicznymi punktami amerykańskich instalacji wojskowych pozostają Frankfurt nad Menem i Stuttgart, które w okresie zimnej wojny uchodziły za ówczesną "wschodnią flankę", mającą ocalić Zachód przed sowieckim natarciem. W sumie przed 1989 r. obecnych było w Niemczech ponad 250 amerykańskich baz, z których po zniknięciu żelaznej kurtyny zostało zaledwie ok. 30. Obecność wojsk Stanów Zjednoczonych nad Renem się zmniejszyła, choć wciąż stanowi znaczącą siłę. W koszarach nieopodal bawarskiej Norymbergi znajduje się główna kwatera 2. Regimentu Kawalerii ("Rose Barracks"), którego pododdziały wielokrotnie ćwiczyły przemarsz ku wschodnim rubieżom NATO przez Polskę i kraje bałtyckie. Natomiast w Hohenfels znajduje się ośrodek, w którym ciągle odbywają się szkolenia NATO i US Army.
 
Bawaria to niemieckie serce amerykańskiego lotnictwa. Na granicy z Badenią-Wirtembergią stacjonują m.in. śmigłowce: wielozadaniowe typu Black Hawk i szturmowe typu Apache, wraz z nimi zaś ok. 2 tys. żołnierzy. Amerykańskie garnizony znajdują się poza tym w kilku nadreńskich miastach, np. w Kaiserslautern czy w olbrzymiej bazie Ramstein, o której świat usłyszał najpóźniej w 1988 r., gdy podczas pokazów lotniczych doszło do okropnej katastrofy. Obecność amerykańskiego lotnictwa wkrótce została znacznie uszczuplona, jednak rozbudowana infrastruktura ciągle istnieje i w przypadku kryzysu bazy mogłaby zostać rychło wzmocniona nowymi myśliwcami. Szczególnie pokaźna w swoich rozmiarach Ramstein Air Base jest nadal strategicznym "oczkiem w głowie" amerykańskich sztabowców. To tutaj najczęściej obsługiwany jest przerzut zespołów bojowych US Army do Afryki lub na Bliski Wschód (z którego Trump jednak też z wolna się wycofuje). Niedaleko Kaiserslautern mieści się również amerykański szpital wojskowy, który w okresach zaostrzenia walk w Iraku czy Afganistanie pękał w szwach.
 
Mimo końca zimnej wojny i obowiązującej obecnie w Niemczech antyamerykańskości znajdują się więc nad Renem nadal główne sztaby Stanów Zjednoczonych w Europie. W Stuttgarcie mieści się całe dowództwo europejskiej US Army, ze stolicy Badenii kierowane są także jednostki w Afryce. W heskim Wiesbaden znajduje się zaś główna kwatera dowództwa sił lądowych. Dla wielu amerykańskich żołnierzy Niemcy stały się drugą ojczyzną. I w tym kontekście zaczynają się problemy, jeśli chodzi o przeniesienie instalacji wojskowych USA na wschód.
 
Niektórzy amerykańscy dowódcy US Army Europe są w Niemczech głęboko zakorzenieni. Są nierzadko dziećmi żołnierzy i kolejnym pokoleniem w służbie, urodzonym już w jednym z niemieckich miast garnizonowych. Można więc zaryzykować tezę o istnieniu specyficznej i zwartej niemiecko-amerykańskiej tradycji wojskowej. Przeprowadzka "niemieckich" Amerykanów do Polski byłaby nie tylko mozolna i czasochłonna, lecz wymagałaby inwestycji liczonych w dziesiątkach miliardów dolarów. Ów okres przejściowy obejmowałby zatem decyzje, z którymi Trump byłby jeszcze zajęty w swojej drugiej kadencji. Pytanie tylko, czy w obliczu obecnych zamieszek w USA, zainspirowanych w dużej mierze przez lewaków, którzy upatrzyli sobie w nim wcielenie wszelkiego zła, nowojorczyk będzie w 2021 r. jeszcze dalej zasiadał przy biurku w Gabinecie Owalnym.
 
Również w niemieckich mediach Trump jest obecnie odzierany z szacunku i nurzany w pomyjach. Szczytów ten haniebny sposób usuwania prawdy o prezydencie USA z obiegu medialnego sięgnął w aktualnym numerze "Spiegla", na którego okładce widzimy płonącą Amerykę i Trumpa z dymiącą zapałką w ręku. Właściwie już od początku jego kadencji hamburski tygodnik podgrzewa atmosferę i rozkręca młyn nienawiści wobec Republikanów, a gospodarz Białego Domu jest w nim kreowany na polityka gorszego od Hitlera, Stalina i Mao Zedonga razem wziętych.
 
Toteż niemieckie reakcje na pomysł przeniesienia amerykańskich żołnierzy do Polski były do przewidzenia: ponowny festiwal podszytego lekceważeniem oburzenia, jakoby Trump stracił zmysły. Z ekonomicznego punktu widzenia nie jest to nawet szczególnie zadziwiające. Obecność wojsk USA w RFN jest dla Niemców niezwykle istotna, zwłaszcza w regionach słabych gospodarczo. Amerykanie wynajmują i kupują mieszkania, korzystają z ofert gastronomicznych i zostawiają pieniądze w sklepach spożywczych. Z ustaleń "Süddeutsche Zeitung" wynika, że ok. 40 proc. uposażeń Amerykanów zasila lokalną niemiecką gospodarkę.
 
Niemieccy eksperci nie chcą jednakowoż dostrzec, że proces dystansowania się Stanów Zjednoczonych od Berlina i Brukseli zaczął się już przed prezydenturą Trumpa, choć to on jako pierwszy zaczął zwracać uwagę na nierównowagę w ponoszeniu kosztów bezpieczeństwa militarnego. Niewykluczone, że dopiero jako prezydent dowiedział się, że w Niemczech jest więcej żołnierzy USA (i tym samym wydatków) niż w krajach "kryzysowych", które są zdane na amerykańską obecność. Jego antypatia do Angeli Merkel, i tak już trwale podtrzymywana niemieckimi nadwyżkami eksportowymi, musiała się raptownie pogłębić.
 
Z drugiej strony za utrzymanie na swoim terytorium amerykańskich instalacji wojskowych płacić muszą także Niemcy. Berlin zasila siły zbrojne USA subwencjami opiewającymi corocznie na kwotę kilkunastu milionów euro. Odszkodowania dla amerykańskich żołnierzy w przypadku doznanych szkód płyną głównie z kas państwa niemieckiego. Gdy osoby cywilne tracą pracę w strukturach US Army Europe, zasiłek dla bezrobotnego Amerykanina pochodzi z kieszeni niemieckiego podatnika. Rząd federalny zainwestował ponadto 150 mln euro w budowę nowego szpitala wojskowego w Ramstein. Przeniesienie baz do Polski oraz ich utrzymanie wymaga zatem inwestycji, na których pokrycie Warszawa prawdopodobnie nie jest jeszcze przygotowana. Większość zaistniałych kosztów musiałby wobec tego ponieść Waszyngton.
 
W Pentagonie nie brakuje zatem ekspertów, którzy sprzeciwiają się pomysłowi firmowanemu przez administrację Trumpa. Tym bardziej, że dolary płynące do Niemiec uchodzą raczej za inwestycje związane z globalnymi strukturami sojuszu transatlantyckiego, a nie jedynie z gospodarką stricte niemiecką czy bezpieczeństwem samej RFN. Hesja, Nadrenia, Badenia i Bawaria stanowią skuteczne instrumenty amerykańskiej siły bojowej i wywiadowczej, mającej sięgać poza kontynent europejski - do regionów objętych kryzysami i wojnami. Wycofanie ich z Niemiec może być dla USA równoznaczne z większymi wydatkami na misje wojskowe na innych kontynentach. Tyle że w kontekście grawitujących ku Rosji Niemiec Trump nie ma innego wyjścia. Natomiast dla Polski zwiększona liczba amerykańskich żołnierzy na pewno będzie opłacalna. Tym bardziej, że też gospodarz Białego Domu zdaje sobie sprawę z tego, że dalsze utrzymywanie wojsk USA nad Renem długofalowo będzie o wiele droższe.
 
Co ciekawe, niemieccy publicyści przez długi czas nie traktowali planów Trumpa poważnie. Kiedy w 2018 r. w Waszyngtonie po raz pierwszy z ust prezydentów RP i USA padło określenie "Fort Trump", wyspecjalizowany w kolportowaniu bzdur o Polsce Florian Hassel napisał tekst o znamiennym tytule "Żart".
 

"Bez żartobliwej propozycji nazwania bazy 'Fort Trump' media nawet by nie zwróciły uwagi na wizytę polskiego prezydenta w Waszyngtonie, który zresztą jest prorosyjski i nie zaangażuje się w ten pomysł"

 
- sądził niemiecki "dziennikarz", któremu narzucona linia redakcyjna "Süddeutsche Zeitung" kazała również lekceważyć znaczenie projektu Trójmorza.
 
Coż, dziś Niemcy traktują polsko-amerykańską inicjatywę już nieco poważniej. Przed stratami obawiają się zwłaszcza ci, którzy mieszkają w miastach garnizonowych. Instalacje wojskowe na terytorium RFN, zasilane niegasnącym strumieniem dolarów, przynoszą tymże aglomeracjom wymierne korzyści, które na skalę krajową wynoszą nawet do 5 mld euro rocznie. Militarna obecność USA podnosi niemiecki PKB o co najmniej 0,25 procent. A więc nawet jeśli pomysły Trumpa każą rządzącym w Berlinie reanimować tradycyjną awersję wobec Republikanów, co uniemożliwia im rzetelną analizę przyczyn doznanych i nadal doznawanych "elektrowstrząsów", to antyamerykańskość zwykłych Niemców kończy się najpóźniej wtedy, gdy kończy się również ich poczucie stabilizacji.
 
Wojciech Osiński

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Co się dzieje na granicy? Straż Graniczna wydała komunikat z ostatniej chwili
Co się dzieje na granicy? Straż Graniczna wydała komunikat

Straż Graniczna regularnie publikuje raporty dotyczące wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej.

Niepokojące doniesienia w sprawie Anny Lewandowskiej z ostatniej chwili
Niepokojące doniesienia w sprawie Anny Lewandowskiej

Media obiegły niepokojące doniesienia w sprawie Anny Lewandowskiej. Razem z rodziną przeżyła trudne chwile.

Weszliśmy na drogę rozpadu państwa. Sejm uznał język śląski z ostatniej chwili
"Weszliśmy na drogę rozpadu państwa". Sejm uznał "język śląski"

Sejm RP w piątek uchwalił ustawę uznającą język śląski za język regionalny. Za głosowało 236 posłów, przeciwko było 186, a 5 wstrzymało się od głosu.

„Teraz to żenada”. Burza po emisji dotychczas popularnego programu TVP z ostatniej chwili
„Teraz to żenada”. Burza po emisji dotychczas popularnego programu TVP

Fala zmian w TVP nie ominęła również popularnego „Pytania na śniadanie”. Po emisji programu w sieci zawrzało.

Dworczyk: Ukraińcy w pewnym sensie nas okiwali z ostatniej chwili
Dworczyk: Ukraińcy w pewnym sensie nas okiwali

– Ukraińcy nas okiwali? W pewnym sensie tak, ale nawet trudno mieć do nich o to pretensje, bo każdy kraj zabiega o swoje interesy. (…) Może byliśmy momentami zbyt naiwni. Mogło tak się w kilku przypadkach stać – stwierdził na antenie Radia ZET były szef KPRM Michał Dworczyk.

Sachajko: 10 maja wielki protest Solidarności przeciwko Zielonemu Ładowi. Apeluję do premiera z ostatniej chwili
Sachajko: 10 maja wielki protest Solidarności przeciwko Zielonemu Ładowi. Apeluję do premiera

– 10 maja w Warszawie Solidarność zapowiedziała wielki protest przeciwko Zielonemu Ładowi. Domagają się rozpisania referendum – przypomniał w piątek w Sejmie poseł Kukiz’15 Jarosław Sachajko.

Nie żyje znany japoński skoczek narciarski z ostatniej chwili
Nie żyje znany japoński skoczek narciarski

W wieku 80 lat zmarł słynny japoński skoczek narciarski Yukio Kasaya, mistrz olimpijski z 1972 roku, wielki rywal Wojciecha Fortuny z tamtych igrzysk w Sapporo.

Rozwód w Pałacu Buckingham już pewny? Wcześniej Meghan Markle obrączkę odesłała pocztą z ostatniej chwili
Rozwód w Pałacu Buckingham już pewny? Wcześniej Meghan Markle obrączkę odesłała pocztą

Kilka miesięcy temu hiszpański dziennik „Marca” poinformował, że Meghan Markle złożyła papiery rozwodowe, w których żąda od Harry’ego 80 mln dolarów i pełnej opieki nad dziećmi. Tymczasem na łamach „New Idea” pojawiły się nowe informacje.

Uczestniczka znanego programu poważnie chora. Wydano oświadczenie z ostatniej chwili
Uczestniczka znanego programu poważnie chora. Wydano oświadczenie

Uczestniczka znanego programu TVP wyznała jakiś czas temu, że jest chora. Teraz pojawiły się nowe informacje.

Mazurek kontra wiceszef MSZ: „Adieu, mam lepszą robotę na boku!” z ostatniej chwili
Mazurek kontra wiceszef MSZ: „Adieu, mam lepszą robotę na boku!”

– Panie ministrze, nie będzie panu żal tak tego zostawiać? Przychodzi pan na cztery miesiące do rządu i teraz mówi pan: „Adieu, chłopaki, bo ja mam teraz lepszą robotę na boku”? – pytał startującego w wyborach do PE wiceszefa MSZ Andrzeja Szejnę prowadzący program na antenie RMF FM Robert Mazurek.

REKLAMA

[Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Wycofanie wojsk USA do Polski. Od niedowierzania do furii

Niemcy są zaniepokojeni, ponieważ militarna obecność Stanów Zjednoczonych nad Renem od wielu lat napędza lokalną gospodarkę.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Wycofanie wojsk USA do Polski. Od niedowierzania do furii
/ M1 Abrams Wikipedia domena publiczna
Po 1945 r. USA były jednym z czterech mocarstw zajmujących terytorium Niemiec. Poza Berlinem Zachodnim, który Amerykanie musieli dzielić z Francuzami i Brytyjczykami, ich obecność skupiała się w centralnej oraz południowej części kraju. O tym świadczy jeszcze dziś rozmieszczenie baz, które znajdują się głównie w Bawarii, Badenii-Wirtembergii i Hesji. Strategicznymi punktami amerykańskich instalacji wojskowych pozostają Frankfurt nad Menem i Stuttgart, które w okresie zimnej wojny uchodziły za ówczesną "wschodnią flankę", mającą ocalić Zachód przed sowieckim natarciem. W sumie przed 1989 r. obecnych było w Niemczech ponad 250 amerykańskich baz, z których po zniknięciu żelaznej kurtyny zostało zaledwie ok. 30. Obecność wojsk Stanów Zjednoczonych nad Renem się zmniejszyła, choć wciąż stanowi znaczącą siłę. W koszarach nieopodal bawarskiej Norymbergi znajduje się główna kwatera 2. Regimentu Kawalerii ("Rose Barracks"), którego pododdziały wielokrotnie ćwiczyły przemarsz ku wschodnim rubieżom NATO przez Polskę i kraje bałtyckie. Natomiast w Hohenfels znajduje się ośrodek, w którym ciągle odbywają się szkolenia NATO i US Army.
 
Bawaria to niemieckie serce amerykańskiego lotnictwa. Na granicy z Badenią-Wirtembergią stacjonują m.in. śmigłowce: wielozadaniowe typu Black Hawk i szturmowe typu Apache, wraz z nimi zaś ok. 2 tys. żołnierzy. Amerykańskie garnizony znajdują się poza tym w kilku nadreńskich miastach, np. w Kaiserslautern czy w olbrzymiej bazie Ramstein, o której świat usłyszał najpóźniej w 1988 r., gdy podczas pokazów lotniczych doszło do okropnej katastrofy. Obecność amerykańskiego lotnictwa wkrótce została znacznie uszczuplona, jednak rozbudowana infrastruktura ciągle istnieje i w przypadku kryzysu bazy mogłaby zostać rychło wzmocniona nowymi myśliwcami. Szczególnie pokaźna w swoich rozmiarach Ramstein Air Base jest nadal strategicznym "oczkiem w głowie" amerykańskich sztabowców. To tutaj najczęściej obsługiwany jest przerzut zespołów bojowych US Army do Afryki lub na Bliski Wschód (z którego Trump jednak też z wolna się wycofuje). Niedaleko Kaiserslautern mieści się również amerykański szpital wojskowy, który w okresach zaostrzenia walk w Iraku czy Afganistanie pękał w szwach.
 
Mimo końca zimnej wojny i obowiązującej obecnie w Niemczech antyamerykańskości znajdują się więc nad Renem nadal główne sztaby Stanów Zjednoczonych w Europie. W Stuttgarcie mieści się całe dowództwo europejskiej US Army, ze stolicy Badenii kierowane są także jednostki w Afryce. W heskim Wiesbaden znajduje się zaś główna kwatera dowództwa sił lądowych. Dla wielu amerykańskich żołnierzy Niemcy stały się drugą ojczyzną. I w tym kontekście zaczynają się problemy, jeśli chodzi o przeniesienie instalacji wojskowych USA na wschód.
 
Niektórzy amerykańscy dowódcy US Army Europe są w Niemczech głęboko zakorzenieni. Są nierzadko dziećmi żołnierzy i kolejnym pokoleniem w służbie, urodzonym już w jednym z niemieckich miast garnizonowych. Można więc zaryzykować tezę o istnieniu specyficznej i zwartej niemiecko-amerykańskiej tradycji wojskowej. Przeprowadzka "niemieckich" Amerykanów do Polski byłaby nie tylko mozolna i czasochłonna, lecz wymagałaby inwestycji liczonych w dziesiątkach miliardów dolarów. Ów okres przejściowy obejmowałby zatem decyzje, z którymi Trump byłby jeszcze zajęty w swojej drugiej kadencji. Pytanie tylko, czy w obliczu obecnych zamieszek w USA, zainspirowanych w dużej mierze przez lewaków, którzy upatrzyli sobie w nim wcielenie wszelkiego zła, nowojorczyk będzie w 2021 r. jeszcze dalej zasiadał przy biurku w Gabinecie Owalnym.
 
Również w niemieckich mediach Trump jest obecnie odzierany z szacunku i nurzany w pomyjach. Szczytów ten haniebny sposób usuwania prawdy o prezydencie USA z obiegu medialnego sięgnął w aktualnym numerze "Spiegla", na którego okładce widzimy płonącą Amerykę i Trumpa z dymiącą zapałką w ręku. Właściwie już od początku jego kadencji hamburski tygodnik podgrzewa atmosferę i rozkręca młyn nienawiści wobec Republikanów, a gospodarz Białego Domu jest w nim kreowany na polityka gorszego od Hitlera, Stalina i Mao Zedonga razem wziętych.
 
Toteż niemieckie reakcje na pomysł przeniesienia amerykańskich żołnierzy do Polski były do przewidzenia: ponowny festiwal podszytego lekceważeniem oburzenia, jakoby Trump stracił zmysły. Z ekonomicznego punktu widzenia nie jest to nawet szczególnie zadziwiające. Obecność wojsk USA w RFN jest dla Niemców niezwykle istotna, zwłaszcza w regionach słabych gospodarczo. Amerykanie wynajmują i kupują mieszkania, korzystają z ofert gastronomicznych i zostawiają pieniądze w sklepach spożywczych. Z ustaleń "Süddeutsche Zeitung" wynika, że ok. 40 proc. uposażeń Amerykanów zasila lokalną niemiecką gospodarkę.
 
Niemieccy eksperci nie chcą jednakowoż dostrzec, że proces dystansowania się Stanów Zjednoczonych od Berlina i Brukseli zaczął się już przed prezydenturą Trumpa, choć to on jako pierwszy zaczął zwracać uwagę na nierównowagę w ponoszeniu kosztów bezpieczeństwa militarnego. Niewykluczone, że dopiero jako prezydent dowiedział się, że w Niemczech jest więcej żołnierzy USA (i tym samym wydatków) niż w krajach "kryzysowych", które są zdane na amerykańską obecność. Jego antypatia do Angeli Merkel, i tak już trwale podtrzymywana niemieckimi nadwyżkami eksportowymi, musiała się raptownie pogłębić.
 
Z drugiej strony za utrzymanie na swoim terytorium amerykańskich instalacji wojskowych płacić muszą także Niemcy. Berlin zasila siły zbrojne USA subwencjami opiewającymi corocznie na kwotę kilkunastu milionów euro. Odszkodowania dla amerykańskich żołnierzy w przypadku doznanych szkód płyną głównie z kas państwa niemieckiego. Gdy osoby cywilne tracą pracę w strukturach US Army Europe, zasiłek dla bezrobotnego Amerykanina pochodzi z kieszeni niemieckiego podatnika. Rząd federalny zainwestował ponadto 150 mln euro w budowę nowego szpitala wojskowego w Ramstein. Przeniesienie baz do Polski oraz ich utrzymanie wymaga zatem inwestycji, na których pokrycie Warszawa prawdopodobnie nie jest jeszcze przygotowana. Większość zaistniałych kosztów musiałby wobec tego ponieść Waszyngton.
 
W Pentagonie nie brakuje zatem ekspertów, którzy sprzeciwiają się pomysłowi firmowanemu przez administrację Trumpa. Tym bardziej, że dolary płynące do Niemiec uchodzą raczej za inwestycje związane z globalnymi strukturami sojuszu transatlantyckiego, a nie jedynie z gospodarką stricte niemiecką czy bezpieczeństwem samej RFN. Hesja, Nadrenia, Badenia i Bawaria stanowią skuteczne instrumenty amerykańskiej siły bojowej i wywiadowczej, mającej sięgać poza kontynent europejski - do regionów objętych kryzysami i wojnami. Wycofanie ich z Niemiec może być dla USA równoznaczne z większymi wydatkami na misje wojskowe na innych kontynentach. Tyle że w kontekście grawitujących ku Rosji Niemiec Trump nie ma innego wyjścia. Natomiast dla Polski zwiększona liczba amerykańskich żołnierzy na pewno będzie opłacalna. Tym bardziej, że też gospodarz Białego Domu zdaje sobie sprawę z tego, że dalsze utrzymywanie wojsk USA nad Renem długofalowo będzie o wiele droższe.
 
Co ciekawe, niemieccy publicyści przez długi czas nie traktowali planów Trumpa poważnie. Kiedy w 2018 r. w Waszyngtonie po raz pierwszy z ust prezydentów RP i USA padło określenie "Fort Trump", wyspecjalizowany w kolportowaniu bzdur o Polsce Florian Hassel napisał tekst o znamiennym tytule "Żart".
 

"Bez żartobliwej propozycji nazwania bazy 'Fort Trump' media nawet by nie zwróciły uwagi na wizytę polskiego prezydenta w Waszyngtonie, który zresztą jest prorosyjski i nie zaangażuje się w ten pomysł"

 
- sądził niemiecki "dziennikarz", któremu narzucona linia redakcyjna "Süddeutsche Zeitung" kazała również lekceważyć znaczenie projektu Trójmorza.
 
Coż, dziś Niemcy traktują polsko-amerykańską inicjatywę już nieco poważniej. Przed stratami obawiają się zwłaszcza ci, którzy mieszkają w miastach garnizonowych. Instalacje wojskowe na terytorium RFN, zasilane niegasnącym strumieniem dolarów, przynoszą tymże aglomeracjom wymierne korzyści, które na skalę krajową wynoszą nawet do 5 mld euro rocznie. Militarna obecność USA podnosi niemiecki PKB o co najmniej 0,25 procent. A więc nawet jeśli pomysły Trumpa każą rządzącym w Berlinie reanimować tradycyjną awersję wobec Republikanów, co uniemożliwia im rzetelną analizę przyczyn doznanych i nadal doznawanych "elektrowstrząsów", to antyamerykańskość zwykłych Niemców kończy się najpóźniej wtedy, gdy kończy się również ich poczucie stabilizacji.
 
Wojciech Osiński


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe