[Tylko u nas] Osiński: K. I. Gałczyński - Poeta wyklęty. Koniunkturalista. Szczecinianin z wyboru.
![[Tylko u nas] Osiński: K. I. Gałczyński - Poeta wyklęty. Koniunkturalista. Szczecinianin z wyboru.](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/49977.jpg)
Gałczyński fascynował się językami, lokalnymi socjolektami i gwarami, miejskim zgiełkiem Warszawy. Przed II WŚ był związany m.in. z 'Kwadrygą' i poznańską 'Tęczą', choć wciąż wymykał się jednoznacznym ocenom, drwiąc z wszystkich tych pisarzy, którzy szukali akceptacji w grupach poetyckich. Gardził tanim naśladownictwem, choć w jego wczesnych tekstach trudno nie zauważyć humoru kojarzącego się z autorami 'Skamandra' oraz innych osób siedzących przy 'stoliku na piętrze'.
O ile jednak Skamandryci starali się oddzielić w swojej twórczości lirykę od satyry, Gałczyński właśnie w pomieszaniu tych gatunków osiągnął mistrzostwo. Jako klasyczny filolog potrafił nadać każdemu lapidarnemu zdarzeniu doskonałą kompozycję liryczną. Z pozoru nieskomplikowane wiersze o 'jarmarkach' i 'strzelnicach' zdradzały wpływy Horacego i Wergiliusza. W latach 30. poeta współpracował głównie z konserwatywnym tygodnikiem 'Prosto z mostu'. Czy jego poglądy były wówczas zbieżne z linią redakcyjną? Gałczyński był przede wszystkim zawodowym pisarzem, który zauważył, że tygodnik Stanisława Piaseckiego cieszył się wśród czytelników ogromnym popytem. No i czasem człowiekiem pozbawionym jakichkolwiek zasad poza dążeniem do zaszczytów i splendorów.
"Lutnia w ręku i tłum wielbicieli - oto czego pragnął. Jak pragnęli dawni pieśniarze i poeci"
- pisze o nim Czesław Miłosz w 'Zniewolonym umyśle'.
W latach 30. teksty Gałczyńskiego w coraz większym stopniu zdradzały niepokój związany z nadciągającymi kataklizmami. Poeta doskonale wiedział, o czym pisał. Jeszcze zanim zebrały się nad Wisłą szare chmury, Gałczyński przebywał na stanowisku attaché kulturalnego w Berlinie, gdzie w latach 1931-1933 z niepokojem obserwował poczynania rosnącej w siłę NSDAP. Natomiast już po II WŚ - zanotowawszy pobyty w Brukseli, Paryżu i Krakowie - mieszkał przez jakiś czas w (polskim już) Szczecinie, gdzie był świadkiem potężnych metamorfoz społecznych. I mimo że nad Odrą przebywał stosunkowo krótko, Gałczyński zapisał się w historii lokalnej jako piewca Pomorza Zachodniego. Ciekawe skądinąd, że wspomniane pobyty w Berlinie i Szczecinie oraz inne polsko-niemieckie epizody w jego biografii nie doczekały się dotąd żadnego monograficznego opracowania.
Tymczasem dwuletni pobyt w Berlinie okazał się dla Gałczyńskiego niezwykle płodny. Jego znakomity poemat 'Bal u Salomona', w którym rozpoznajemy ponurą sytuację polityczną w Polsce i Europie, zaczął kiełkować właśnie w stolicy Niemiec. Poza tym polski poeta był uważnym obserwatorem lokalnej bohemy artystycznej. I był oczywiście wysoce zaniepokojony, gdy na mapie niemieckiej metropolii zaczęły się pojawiać pierwsze 'brunatne' plamy. Ówczesną atmosferę przedwojennego Berlina wiernie oddaje jego (zapomniany już nieco) wiersz 'Inge Bartsch'.
Bartsch należała do zespołu kabaretu politycznego 'Katakumby' (Die Katakombe), który w połowie lat 30. stanął kością w gardle Hitlerowi. Znana aktorka stała się ofiarą przybierających na sile nagonek antysemickich. W 'Katakumbach' Gałczyński przebywał niemal codziennie, jako że lokal na Bellevuestrasse był jedną z ostatnich stref wolnego słowa, chroniących intelektualistów przed wylewającą się na stołeczne ulice nazistowską swołoczą. Berlin Gałczyńskiego jednocześnie fascynował i odpychał, a samobójstwo jego przyjaciółki Inge Bartsch, która nie potrafiła znieść 'nowej' rzeczywistości, stanowiło dlań kroplę przepełniającą kielich goryczy.
"Podejrzana o semityzm [...] aktorka nie wytrzymała w dusznych klamrach systemu"
- odnotował poeta.
Mimo coraz bardziej odczuwalnej stęchlizny politycznej Gałczyński nie ukrywał swojej życzliwości dla kultury niemieckiej, nawiedzając berlińskie biblioteki i studiując język Goethego. Lecz krótko po przejęciu władzy przez Hitlera, podminowanej wrogą propagandową zaciekłością, pisarz postanowił zrezygnować ze swojego stanowiska w konsulacie RP, po czym w kwietniu 1933 r. powrócił do Polski. A także osławione Katakumby musiały niebawem zamknąć swoje wrota.
Po wojnie, spędzonej m.in. w Wilnie i Warszawie, Gałczyński zamieszkał na Pomorzu Zachodnim. W 1947 r. w ramach cyklu wyjazdów autorskich 42-letni poeta po raz pierwszy odwiedził Szczecin. Zaproszenie Gałczyńskiego do odrzańskiego grodu było częścią planu wojewody Leonarda Borkowicza, który chciał ożywić polskie życie kulturalne na Ziemiach Odzyskanych. Wielu znanych przedwojennych pisarzy mieszkało wówczas w urokliwych poniemieckich willach nad Jeziorem Głębokim. Gałczyński osiadł się wraz z rodziną w dzielnicy Pogodno, w gotowym do zagospodarowania domu przy ul. Skłodowskiej-Curie 17. Do dziś widnieje tam tabliczka informująca o pobycie twórcy 'Zielonej Gęsi'.
Poeta zachwycał się Szczecinem, jego zielenią, magnoliami oraz morskim klimatem. Po niepewnych latach nieustannych wyrzeczeń miesiące spędzone nad Odrą były dla niego okresem względnej stabilizacji.
"Ale jest jedna wśród dziewczyn, wietrzna i morska, ma takie niezwykłe imię: Polska. Na nią czekały usta. I dla niej chcę wierszem płonąć"
- czytamy w wierszu 'Spotkanie w Szczecinie'.
Pisarz był jednocześnie naocznym świadkiem ogromnych przemian społecznych, które dokonywały się w tym mieście. Sytuacja niemieckich Szczecinian, czekających wtedy przy Wałach Chrobrego na deportację, była zdaniem Gałczyńskiego sprawiedliwym wyrokiem, uzasadnionym wagą ich przewinień.
"Tutaj mój port, tu słońce mam na czole [...]. Dobrze mi tu. I wieje wiatr od Odry, odurzający i zwycięski jak nadzieja"
- pisze poeta.
Na początku czerwca 1948 r. Gałczyński przeszedł zawał i odtąd bywał często na badaniach w Warszawie, choć jeszcze do 1949 r. oficjalnie mieszkał w Szczecinie. I mimo że nad Odrą przebywał zaledwie kilkanaście miesięcy, rozwinął się na Pomorzu Zachodnim wokół niego niekwestionowany kult, skrzętnie pielęgnowany do dziś. Niektórzy historycy literatury sprowadzają go do przesadnego idealizowania okresu pionierskiego, w którym polscy mieszkańcy z zapałem przystąpili do repolonizacji Ziem Odzyskanych. Uważają, jakoby poeta był sztucznie naginany do roli 'szczecińskiego wieszcza'.
Prawda jest taka, że Gałczyński był nad Odrą niezwykle aktywny. Był choćby współzałożycielem istniejącego po dziś dzień Klubu 13 Muz. 'Pionierzy' dostrzegli w poecie początek nowej tradycji literackiej polskiego Szczecina, spajającej Kresy Zachodnie z resztą kraju. Pomóc miała w tym jego przedwojenna pisarska sława. Te pozytywne emocje schładza oczywiście wiedza o politycznej działalności Gałczyńskiego w PRL. Jego uległość wobec komunistycznych władz zaskakiwała i rozpalała gniew wielu patriotów. Przy czym polscy wyznawcy Lenina umiejętnie kusili znanych twórców rozdawaniem przywilejów, a Gałczyński był poetą, który nie potrafił pisać nie mając poklasku. Pragnął być podziwiany i natychmiast nagradzany aplauzem, niestety bez względu na to, jakie akurat powiewały sztandary.
Choć z drugiej strony właśnie w latach 1945-53 Gałczyński napisał kilka najpiękniejszych swoich utworów. Być może dlatego wielu Szczecinian jeszcze dziś wspomina go z zachwytem. Tak przynajmniej sobie ostatnio myślałem, kiedy krótko przed 115. rocznicą jego urodzin podziwiałem w jednym ze szczecińskich parków rzeźbę 'Zaczarowanej dorożki'.
Wojciech Osiński