[Tylko u nas] Prof. David Engels: Białoruś między Zachodem a Wschodem, ale jaki Zachód, i jaki Wschód?
Współczesne fronty polityczne rozwinęły się mianowicie w taki sposób, że konflikt między Wschodem a Zachodem - w przeciwieństwie do okresu zimnej wojny - jedynie w ograniczonym zakresie można określić jako walkę między „wolnością” a „uciskiem”. Bowiem współczesny zachodni liberalizm już od dawna sam siebie sprowadza do absurdu: w imię całkowitej „wolności” odrywa się od swej tożsamości historycznej i chrześcijańskich korzeni do tego stopnia, że większość z tych tak często przywoływanych „wartości” stało się już tylko swojego rodzaju lukami semantycznymi, które przy odrobinie rabulistyki daje się łatwo przekształcić w przeciwieństwo tego, co pierwotnie miało oznaczać. Wschód również uległ przeobrażeniu: wprawdzie rosyjski respekt dla ortodoksji i konserwatyzmu, zwłaszcza w obecnej dobie zamętu i kulturowego marksizmu, gdy Europie grozi zmiażdżenie między hedonizmem a islamizmem, wydawać się może na pierwszy rzut oka dość atrakcyjny (o czym świadczy stale rosnąca liczba „rozumiejących Putina” we Francji czy Niemczech), to jednak bardzo niebezpieczne połączenie rządów oligarchicznych z działaniami KGB, czy wręcz neo-carystyczna autoinscenizacja połączona z całkowitym zglajchszaltowaniem wszystkich służb rządowych - to wszystko trudno byłoby pogodzić z koncepcją wolności politycznej i indywidualnej, która kształtowała Europę przez wieki.
Nie może to w żadnym wypadku oznaczać jakiejkolwiek symetrii między Zachodem i Wschodem w sensie jakiejś relatywistycznej „gry o sumie zerowej”. Przeciwnie, należy podkreślać asymetryczną nieporównywalność obu systemów. Jednakże decyzje, przed którymi stoi dziś Białoruś (dotąd w dużej mierze oparta na systemie rosyjskim) nie są wcale tak oczywiste, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Kwestia dotyczy w szczególności krajów ościennych, przede wszystkim Polski. Jest oczywiste, że Polska, ze względu na swoje wielowiekowe, bardzo napięte stosunki z Rosją, musi być bardzo zainteresowana odłączeniem Białorusi od orbity rosyjskiej i tym samym pojawieniem się korzystnej strefy buforowej między Warszawą a Moskwą. Również starania w kierunku zbudowania konserwatywnego systemu sojuszniczego opartego na Trójmorzu - wobec coraz bardziej dominującej w UE osi Berlin-Paryż - mogłyby uzyskać silne wsparcie w politycznie przeorientowanej Białorusi, a nawet zyskać dodatkowego ogólnoeuropejskiego splendoru jako realna alternatywa dla coraz bardziej dyskredytującej się Unii Europejskiej, o ile udałoby się połączyć poszanowanie dla tożsamości narodowej ze skuteczną obroną interesów ponadregionalnych.
W całym entuzjazmie nie można jednak zapominać o niebezpieczeństwach: z jednej strony dobrze już znane ryzyko (mniej lub bardziej ukrytej) rosyjskiej interwencji, która może doprowadzić do zaostrzenia, a nie złagodzenia napiętych relacji polsko-rosyjskich (już teraz rosyjska telewizja oskarża Polskę o planowanie aneksji Białorusi i Ukrainy), z drugiej zaś możliwość, że Białoruś nie tyle stanie się bliskim partnerem, ile przyczółkiem zachodniego ultra-liberalizmu. Wystarczy sobie przypomnieć, jak głębokie i niszczące było zerwanie z tradycją, które towarzyszyło upadkowi komunizmu w Polsce czy na Ukrainie, jak zapamiętale i autodestrukcyjnie wielu ludzi oddawało się radykalnemu liberalizmowi, tworząc podwaliny podziałów społecznych, które do dziś stanowią jedno z głównych problemów politycznych w tych krajach: podobnie, a może nawet gorzej, rzecz mogłoby wyglądać na Białorusi. Gdyby więc rzeczywiście udało się wyeliminować wpływy Rosji (co jest mało prawdopodobne), a Polska i państwa Grupy Wyszehradzkiej nie byłyby jednak w stanie zapewnić sobie tam odpowiednich wpływów, wówczas rząd białoruski, taki który byłby do zaakceptowania dla dzisiejszego „Zachodu”, bez najmniejszych oporów zrobiłby wszystko co trzeba, aby tylko uzyskać wsparcie gospodarcze Brukseli i Waszyngtonu - w dzisiejszych czasach oznacza to również uleganie wielu oficjalnym i półoficjalnym ideałom i warunkom ramowym, które państwa wyszehradzkie traktują jako wysoce problematyczne, takie jak antychrześcijańskie afekty, ideologia LGBTQ, teoria gender, masowa aborcja, relatywizm prawny, wielokulturowość, antynacjonalizm itd.
Oczywiście minie trochę czasu, zanim tego rodzaju zmiana ideologiczna dotrze nie tylko do mediów, do polityki i do elit, ale także do zwykłych ludzi, nie można jednak lekceważyć takiego ryzyka, gdyż polityczna reorientacja Białorusi niekoniecznie stworzyć musi naturalnego sojusznika Polski i państw Grupy Wyszehradzkiej. Równie dobrze może tam powstać strategicznie ważny przyczółek zachodniego globalizmu, który ze względu na krytyczną odległość do Moskwy okazałby się zbyt ważny, aby pozwolić mu na pójście polską lub węgierską „osobną drogą” - obawa, która zwłaszcza w sytuacji zwycięstwa demokratów w wyborach prezydenckich w Ameryce, stałaby się niemal pewnością.
Sytuacja jest więc mało jasna i mocno zawikłana, jednak geostrategiczne i tożsamościowe szanse wykorzystania reorientacji Białorusi z korzyścią dla agendy wyszehradzkiej wydają się na tyle duże, że przy zachowaniu koniecznej ostrożności należałoby zaryzykować wysoką stawkę. Wiele bowiem mówi tamta wcześniejsza decyzja instytucji unijnych o powstrzymaniu inicjatywy polskiego premiera na rzecz szybkiego i skoordynowanego działania wobec Białorusi. Chodziło po prostu o nie wypuszczenie z rąk inicjatywy, a także prawa do określania wymogów formalnych. Czy zatem Polska, a wraz z nią cała Europa Środkowo-Wschodnia powinny się tym zadowolić? Oczywiście że nie. W przypadku Nord Stream II Niemcy zabezpieczyli sobie prawo do obrony własnych interesów wbrew ostrzeżeniom i sprzeciwom ze strony wszystkich sojuszników, a także - jak to było widać w czasie kryzysu z 2015 - do przemycania do Europy milionów imigrantów w imię realizacji swego programu wielokulturowego; Francja zaś nieustannie podkreśla swoje „szczególne partnerstwo” z krajami Afryki Północnej i nadal prowadzi tam quasi-kolonialną politykę; podobnie Wielka Brytania, która zachowała centralną pozycję w Commonwealth nawet gdy była członkiem UE. Zatem również Polska musi mieć prawo do odważnej obrony swych żywotnych interesów, dlatego też powinna jak najwcześniej obrać kurs, który będzie niezbędny przy rozwiązywaniu kwestii białoruskiej, i to w taki sposób, aby był on do pogodzenia z potrzebą stabilności politycznej oraz zachowaniem tożsamości kulturowej dla całego regionu. Zresztą nie tylko dla tego regionu, lecz także dla całej chrześcijańskiej, okcydentalnej Europy.
David Engels
1) Poland’s PM spoke to EU leaders about situation in Belarus
2) EU sanctions without extra measures may push Belarus deeper into Russia’s grip: Polish deputy FM
z niemieckiego tłumaczył Marian Panic