[Tylko u nas] Michał Bruszewski: Chrześcijanie w Górskim Karabachu. O co jest ta wojna?

W Karabachu nie ma złóż ropy naftowej czy gazu ziemnego, to terytorium równe, najmniejszym pod względem wielkości, polskim województwom. Nawet pełna aneksja Karabachu przez Azerbejdżan nie otwiera temu państwu korytarza do Turcji czy choćby do Nachiczewanu. Karabach to twierdza na której zęby łamały sobie różne ofensywy. Gdy w XI w. Turcy seldżuccy napadli na Królestwo Armenii właśnie ten region okazał się enklawą przetrwania dla Ormian. Historia Arcach - jak go nazywają Ormianie - to losy wydzierania sobie tego górzystego skrawka między mocarstwa takie jak Rosja, Turcja, czy Persja. Nawet dzisiaj, to się nie zmieniło. W jakim celu toczy się wielopokoleniowa wojna?
Górny Karabach, zniszczenia wojenne [Tylko u nas] Michał Bruszewski: Chrześcijanie w Górskim Karabachu. O co jest ta wojna?
Górny Karabach, zniszczenia wojenne / EPA/AZIZ KARIMOV Dostawca: PAP/EPA

Felieton rozpocznę nietypowo, od młodego Ormianina i Trzech Muszkieterów. Dowcipy i anegdoty to folklor, który pozwala nam lepiej zrozumieć w jakim rytmie biją serca różnych nacji. Młody ormiański uczeń jest pytany przez nauczycielkę co sądzi o D’Artagnanie. „To zły Ormianin” – odpowiada dziecko. „Czemu zły Ormianin?” – pyta kobieta. „Bo dobry Ormianin nigdy nie powie – Merci Baku”. Gra słów, która odnosi się do stolicy Azerbejdżanu pokazuje nam, że relacje armeńsko-azerskie są – by użyć dyplomatycznych słów – skomplikowane. Wszystko w regionie Bliskiego Wschodu i Kaukazu jest podparte wielowiekową historią, jest jak wielka zakurzona księga, zatem by zrozumieć to co dzieje się dzisiaj, trzeba zdmuchnąć kurz i cofnąć się czasami i do prologu, do pierwszych stron księgi. Karabach jest koszmarem geopolityków, którzy każdy konflikt analizują tylko przez pryzmat znaczenia strategicznego zdobywanego obiektu. Omawiana ziemia nie wypełnia klasycznych wojskowych definicji jako atrakcyjny cel do zdobywania przez jakąkolwiek armię. Ma jednak ogromne znaczenie symboliczne – jest ojcowizną, jest cywilizacyjnym przyczółkiem, jest terenem-symbolem ukrytym w dzikich górach. Konflikt o Górski Karabach to przyczynek do wielopoziomowej dyskusji, nie da się sprowadzić go tylko do geopolityki – bo co ze sprawami religijnymi? Z drugiej strony błędem byłoby też bagatelizowanie roli regionalnych mocarstw w tych starciach. 

Karabach jest geograficznym fenomenem będąc czymś w rodzaju słupa granicznego – „limes”, gdzie widzimy zatrzymanie się ekspansji islamu. To umowna granica cywilizacji, a sam „limes” był dla starożytnych Rzymian słowem oznaczającym granice Imperium Romanum. Na lekcjach geografii w szkole uczycie się o pasmach górskich, pustyniach czy rzekach w oderwaniu od kontekstu cywilizacyjnego, ze stratą dla tej wspaniałej nauki. To właśnie na nich zatrzymywał się pochód islamu.

Rozgraniczają one całe cywilizacyjne bloki. Takich „limes”, na świecie, jest wiele (choć ciągle się przesuwają). Czasami rozdzierają one cały kontynent, widać to jak na dłoni w Afryce, gdzie pustynie Sahelu są umownymi granicami skutecznej ekspansji uczniów Mahometa, którzy wędrowali z północy na południe. Karabach próbowali podbić w VII i VIII w. Arabowie i zaszczepić na tych terenach islam, dzieła chcieli dokończyć Turcy seldżuccy w XI w. Nawet Karabach wchłonięty do Persji przetrwał jako chrześcijańska enklawa. Piszę o tym dlatego, że historycznie takie państwa jak Gruzja (chrzest wschodniej jej części miał miejsce w 337 roku, a zachodniej w VI w.) oraz Armenia (chrzest w 317 roku) są na mapie cywilizacji bardzo istotnymi punktami. Można się pokusić nawet o taką paralelę czasową, że są to ostatnie bastiony graniczne historycznych wpływów chrześcijaństwa, a przecież tradycja tych ziem sięga pierwszych pokoleń uczniów Chrystusa. Gdy ekspansja islamu przesuwała owe punkty graniczne, gdy padały ostatnie inne bastiony Ormianie i Gruzini przetrwali. Chociaż Gruzini i Ormianie nie darzą się szacunkiem to oba państwa są bezsprzecznie „limes”. Sprawy cywilizacyjne siłą rzeczy symetrycznie przełożyły się na geopolityczne położenie obu państw – są jak fortece oblężone przez inne wojska, z każdej możliwej strony. Najdobitniej widać to było pod koniec I wojny światowej, gdy tureccy nacjonaliści próbowali te ostatnie reduty zburzyć używając do tego antyormiańskich czystek. Motywacją tego ludobójstwa było usunięcie ostatniej przeszkody do turkizacji i islamizacji tych ziem – a ostatnią przeszkodą byli mieszkańcy. W XX w. do rywalizacji o te tereny stanął nowszy para-cywilizacyjny twór, czyli komunizm. 

Ale nie da się zamienić tak silnie chrześcijańskich narodów w muzułmanów czy bolszewików. Czy Ormian zahartowała nostalgia za majestatyczną górą Ararat na której miała osiąść Arka Noego, a może ten wewnętrzny imperatyw do walki pochodzi z naturalnego odruchu, że atakowany się broni? Historyczna Armenia była pierwszym chrześcijańskim państwem świata. Jej dechrystianizacja byłaby wyrwaniem drzewa z korzeniami. Trudno dziwić się Polakom, że w trwającej wojnie sympatie naszych rodaków są po stronie Ormian. Sympatia ta ma wymiar religijno-cywilizacyjny. Ale sympatie narodowe mają też wymiar geopolityczny – przykładowo Ukraina popiera Azerów z uwagi na ich sojusz z Turcją. Erdoğan, który roztoczył parasol ochronny nad krymskimi Tatarami i Turcja wchodząca na wojenną ścieżkę z Rosją – ze względu na starcia w Donbasie - jest dla Kijowa korzystną „układanką”. 

Wróćmy do historii. Po roku 1917, czyli po rewolucji październikowej, los ludności Górskiego Karabachu był typową kartą przetargową w tamtejszej geopolityce. Turcja uznawała Karabach za ziemię Azerów z przyczyn, o których pisałem wcześniej, z kolei bolszewicy włączyli ten region do Azerbejdżańskiej Republiki Sowieckiej - myśląc z podobnym cwaniactwem - by ułatwić komunizację Zakaukazia. W 1923 roku utworzono ormiański karabachski okręg autonomiczny w ramach komunistycznego Azerbejdżanu. Ze spraw cywilizacyjny warto przejść do tematu wspomnianej geopolityki, bo ona kładzie cień na Karabach i genezę dzisiejszych starć. Gdy ZSRR chylił się ku upadkowi z dwóch stron doszło do aktywnych działań – Ormianie w Karabachu chcieli zjednoczenia regionu z macierzą, Azerowie za wszelką cenę chcieli temu zapobiec doprowadzając nawet do likwidacji autonomii i antyormiańskich zamieszek. Największą ofiarę tej polityki był Apostolski Kościół Ormiański oraz jego wierni. Na fali rywalizacji o Karabach spalono w 1990 roku kościół w Baku – stolicy Azerbejdżanu, inne świątynie pozamykano. Gdy Baku zlikwidował autonomię Arcachu, karabascy ormianie ogłosili niepodległość. Doszło do impasu, walk pomiędzy partyzantkami rekrutującymi się z chrześcijańskiej i muzułmańskiej ludności, interwencji sił zbrojnych Azerbejdżanu i Armenii, a szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, raz na drugą stroną. Ostatecznie wojnę wygrali Ormianie, którzy kontrolowali cały okręg autonomiczny, korytarz łączący go z Republiką Armenii oraz tzw. strefę bezpieczeństwa, o którą dzisiaj głównie toczą się walki. To skrawek terytorium azerskiego, który Ormianom pozwala w wyjątkowo korzystnych warunkach się bronić. 12 maja 1994 podpisano zawieszenie broni – bardzo kruche jak widać, ponieważ poza obecnymi walkami doszło jeszcze w 2016 roku do czterodniowego starcia granicznego. De iure niepodległości Karabachu nie chciała uznać sowiecka Moskwa, pikanterii dzisiejszemu sojuszowi z Rosją dodaje fakt, iż Armia Radziecka wspierała początkowo interweniujące siły azerskie. 

Władimir Putin przedstawia się jako jedyny prawowity sojusznik Erywania. Czy skuteczny to się okaże, ale wiele wskazuje na to, że powrót do walk o Karabach jest posunięciem Ankary, która wysyła światu jasny sygnał, że Rosja nigdy nie była słabsza. Postpandemiczne problemy gospodarcze Moskwy, kryzys naftowy, zamieszki na Białorusi tylko rozciągnęły już rozległe szerokie fronty, w które zaangażowała się Federacja Rosyjska. Prawdopodobna jest sytuacja, że Kreml będzie próbował usiąść do stolika z „sułtanem” Erdoğanem i na wzór Afrin czy Rożawy dzielić się strefą wpływów z Ankarą. Bez tego prezydent Turcji zapewne nie dałby zielonego światła azerskiemu sojusznikowi do ataku na Karabach. Baku – decydując się na taki krok – musiała także od Ankary otrzymać pewne benefity. Z pewnością na lokalnym konflikcie krocie zarobią zbrojeniówki ościennych mocarstw. Materiały video dostępne w Internecie pokazują, że to istny poligon testowy dla nowoczesnej broni przeciwpancernej. Potwierdza się też teza wielu ekspertów, że królem współczesnego pola walki jest bezzałogowiec, zwany potocznie „dronem”. Co ciekawe, kolejne azerskie ofensywy na Karabach, w historii tego regionu kończyły się zazwyczaj wojskowym blamażem, protestami w samym Azerbejdżanie i dymisjami kolejnych rządów, które uciekały w niesławie. Z drugiej strony kaukaski honor nie pozwala pozostawić hańbę bez zmycia ją krwią przeciwnika a utrata twarzy jest najgorszą z istniejących anatem. 

Azerbejdżan z liczniejszą armią, większym zapleczem ludnościowym, bogaty w surowce i z tureckim wsparciem militarnym na papierze wygląda jak faworyt starcia. Problem tylko w tym, że dysproporcję sił, na rzecz biednej Armenii, niweluje ukształtowanie terenu na którym się bronią i wspomniane przeze mnie kwestie cywilizacyjne – to nie jest pierwsza bitwa Ormian o karabaskie tereny, nawet szeroko zakrojona ofensywa Azerów, nie tylko że nie złamie ducha bojowego Ormian, ale wręcz zjednoczy ich wobec sprawy narodowej. Armenia podzielona politycznie po rewolucji aksamitnej (2018 roku) i obaleniu premiera Sarkisjana dzisiaj jest zmobilizowana i zjednoczona by bronić Karabachu. Warto podkreślić, iż Armenia nie uznała niepodległości Arcechu. Pamiętajmy także, że do władzy w Erywaniu doszły siły, które wysyłały delikatne sygnały by z Azerbejdżanem się porozumieć. Operacja Azerbejdżanu w tym kontekście ma charakter irracjonalny. Ponadto zjednoczyła naród ormiański wokół wiecznej idei walki o swoją ojcowiznę. Tego atutu nie mają Azerowie. Republika Armenii (a obecnie także Karabach) to państwo narodowe, jednolite, zwarte pod względem etnicznym. Azerbejdżan z kolei do ataku ma wysyłać nawet syryjskich najemników przysłanych przez Ankarę chyba tylko po to by ginęli jako mięso armatnie, aby się ich wreszcie pozbyć. Paradoksem jest także to, że Karabach ma geostrategiczne znaczenie nie tyle dla Azerbejdżanu i Turcji, ale dla Iranu, o którym w tym konflikcie mówi się najmniej. 

Jeśli odrzeć wojnę o Górski Karabach ze spraw cywilizacyjnych i ludnościowych, Azerbejdżan nie bez argumentów powołuje się na prawo międzynarodowe traktując Karabach jako swoją zalegalizowaną domenę. Problem tylko w tym, że ten stan prawny ukształtowały interwencje mocarstw w regionie bez odrobienia cywilizacyjnych i historycznych lekcji. Z uwagi na przewagę ormiańskiego żywiołu na przestrzeni wieków w Karabachu kolejno uciekały z niego poszczególne muzułmańskie społeczności. Oznacza to, że w obecnym starciu, Arcach będzie się bronił jeszcze zacieklej. Wiemy także, że rewanżyzm obu stron konfliktu będzie jeszcze silniejszy, a to nie wróży niczego dobrego dla ludności cywilnej. Z pewnością także sprawi, że islam stanie się siłą napędową azersko-tureckiej narracji wojennej. W tym wypadku turkofońska koalicja zepchnęła na dalszy plan podziały na sunnitów (Turcy) i szyitów (Azerowie). 
 


 

POLECANE
Blackout w Czechach. Premier przekazał nowe ustalenia Wiadomości
Blackout w Czechach. Premier przekazał nowe ustalenia

Premier Czech Petr Fiala powiedział dziennikarzom po posiedzeniu Centralnego Sztabu Kryzysowego, że przyczyną awarii prądu w piątek była usterka techniczna. Wykluczył cyberatak jako powód. Według Fiali awaria objęła 500 tys. odbiorców prądu. Po południu bez energii elektrycznej było 2000 odbiorców.

Rząd Tuska zrezygnował z uporczywego łamania prawa w tej jednej kwestii Wiadomości
"Rząd Tuska zrezygnował z uporczywego łamania prawa w tej jednej kwestii"

Rząd Donalda Tuska opublikował w Dzienniku Ustaw uchwałę Sądu Najwyższego, która potwierdza ważność wyboru Karola Tadeusza Nawrockiego na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Uchwała dotyczy wyborów prezydenckich, które odbyły się 18 maja i 1 czerwca 2025 roku.

Tȟašúŋke Witkó: król jest nagi tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: król jest nagi

„W polityce, jak nie idzie, to nie idzie!”. Państwo, naturalnie, doskonale wiecie, że autorem przytoczonej frazy jest Włodzimierz Czarzasty, a wygłosił on ją po serii ciosów wyborczych, jakie spadły na Sojusz Lewicy Demokratycznej niemal dekadę temu. Osobiście, jakiegoś większego nabożeństwa do słów wypowiadanych przez tego byłego członka Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej nie mam, ale to jedno zdanie – jakże prawdziwe i słuszne – zapadło mi w pamięci na długo. Zresztą, jeśli przyjrzeć się bliżej obecnym losom premiera Donalda Tuska, wtedy widać jak na dłoni, że tyczy ono wszystkich graczy sceny politycznej, od prawicy do lewicy

Nowy komunikat GIS. Na ten produkt trzeba uważać Wiadomości
Nowy komunikat GIS. Na ten produkt trzeba uważać

Główny Inspektorat Sanitarny poinformował o wycofaniu jednej z partii popularnych chipsów Lay's. Wykryto w niej niebezpieczne substancje, które nie powinny znajdować się w żywności. Jeśli masz ten produkt w domu – nie jedz go i jak najszybciej zwróć do sklepu.

Powyborcza zabawa zapałkami tylko u nas
Powyborcza zabawa zapałkami

Polityczna szarża Romana Giertycha nie zmieniła i raczej nie ma szans zmienić wyniku wyborów, ani doprowadzić do ich powtórzenia, jednak społeczne szkody przez nią uczynione odczuwać będziemy jeszcze długo.

Niemcy: 20-latek zaatakował podróżnych młotkiem Wiadomości
Niemcy: 20-latek zaatakował podróżnych młotkiem

Cztery osoby zostało lekko ranne w czwartek w wyniku ataku mężczyzny z młotkiem w dalekobieżnym pociągu w Bawarii w Niemczech - poinformowała miejscowa policja. Napastnik został aresztowany.

Nowy selekcjoner reprezentacji Polski. Znane nazwisko wraca do gry Wiadomości
Nowy selekcjoner reprezentacji Polski. Znane nazwisko wraca do gry

Powrót Adama Nawałki na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski jeszcze niedawno wydawał się mało realny. Dziś jednak ten scenariusz staje się coraz bardziej prawdopodobny. Jak ujawnił Roman Kołtoń w swoim programie „Prawda Futbolu”, były trener kadry jest gotów ponownie objąć stanowisko – choćby tymczasowo.

 Straż Graniczna wydała komunikat. Ważne informacje dla mieszkańców pogranicza Wiadomości
Straż Graniczna wydała komunikat. Ważne informacje dla mieszkańców pogranicza

Mieszkańcy pracujący po niemieckiej stronie granicy mogą być spokojni, kontrole na granicy będą wyrywkowe, nie będzie to kontrola 100 procent osób – powiedział PAP por. Paweł Biskupik, rzecznik prasowy Komendanta Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej.

Mam problem. Artur Barciś zwrócił się do fanów Wiadomości
"Mam problem". Artur Barciś zwrócił się do fanów

Znany polski aktor Artur Barciś, niespodziewanie zwrócił się do fanów za pośrednictwem swojego profilu na Facebooku. W krótkim, ale szczerym wpisie wyjaśnił, dlaczego nie jest w stanie odpowiedzieć każdemu, kto zaprasza go do znajomych.

Wypadek Flixbusa w Niemczech. Wśród pasażerów Polacy z ostatniej chwili
Wypadek Flixbusa w Niemczech. Wśród pasażerów Polacy

23 osoby zostały ranne w nocnym wypadku autokaru na autostradzie około 100 km na północ od Berlina - poinformowała w komunikacie policja z Meklemburgii-Pomorza Przedniego. Wśród pasażerów byli Polacy; jeden z nich odniósł lekkie obrażenia i trafił do szpitala.

REKLAMA

[Tylko u nas] Michał Bruszewski: Chrześcijanie w Górskim Karabachu. O co jest ta wojna?

W Karabachu nie ma złóż ropy naftowej czy gazu ziemnego, to terytorium równe, najmniejszym pod względem wielkości, polskim województwom. Nawet pełna aneksja Karabachu przez Azerbejdżan nie otwiera temu państwu korytarza do Turcji czy choćby do Nachiczewanu. Karabach to twierdza na której zęby łamały sobie różne ofensywy. Gdy w XI w. Turcy seldżuccy napadli na Królestwo Armenii właśnie ten region okazał się enklawą przetrwania dla Ormian. Historia Arcach - jak go nazywają Ormianie - to losy wydzierania sobie tego górzystego skrawka między mocarstwa takie jak Rosja, Turcja, czy Persja. Nawet dzisiaj, to się nie zmieniło. W jakim celu toczy się wielopokoleniowa wojna?
Górny Karabach, zniszczenia wojenne [Tylko u nas] Michał Bruszewski: Chrześcijanie w Górskim Karabachu. O co jest ta wojna?
Górny Karabach, zniszczenia wojenne / EPA/AZIZ KARIMOV Dostawca: PAP/EPA

Felieton rozpocznę nietypowo, od młodego Ormianina i Trzech Muszkieterów. Dowcipy i anegdoty to folklor, który pozwala nam lepiej zrozumieć w jakim rytmie biją serca różnych nacji. Młody ormiański uczeń jest pytany przez nauczycielkę co sądzi o D’Artagnanie. „To zły Ormianin” – odpowiada dziecko. „Czemu zły Ormianin?” – pyta kobieta. „Bo dobry Ormianin nigdy nie powie – Merci Baku”. Gra słów, która odnosi się do stolicy Azerbejdżanu pokazuje nam, że relacje armeńsko-azerskie są – by użyć dyplomatycznych słów – skomplikowane. Wszystko w regionie Bliskiego Wschodu i Kaukazu jest podparte wielowiekową historią, jest jak wielka zakurzona księga, zatem by zrozumieć to co dzieje się dzisiaj, trzeba zdmuchnąć kurz i cofnąć się czasami i do prologu, do pierwszych stron księgi. Karabach jest koszmarem geopolityków, którzy każdy konflikt analizują tylko przez pryzmat znaczenia strategicznego zdobywanego obiektu. Omawiana ziemia nie wypełnia klasycznych wojskowych definicji jako atrakcyjny cel do zdobywania przez jakąkolwiek armię. Ma jednak ogromne znaczenie symboliczne – jest ojcowizną, jest cywilizacyjnym przyczółkiem, jest terenem-symbolem ukrytym w dzikich górach. Konflikt o Górski Karabach to przyczynek do wielopoziomowej dyskusji, nie da się sprowadzić go tylko do geopolityki – bo co ze sprawami religijnymi? Z drugiej strony błędem byłoby też bagatelizowanie roli regionalnych mocarstw w tych starciach. 

Karabach jest geograficznym fenomenem będąc czymś w rodzaju słupa granicznego – „limes”, gdzie widzimy zatrzymanie się ekspansji islamu. To umowna granica cywilizacji, a sam „limes” był dla starożytnych Rzymian słowem oznaczającym granice Imperium Romanum. Na lekcjach geografii w szkole uczycie się o pasmach górskich, pustyniach czy rzekach w oderwaniu od kontekstu cywilizacyjnego, ze stratą dla tej wspaniałej nauki. To właśnie na nich zatrzymywał się pochód islamu.

Rozgraniczają one całe cywilizacyjne bloki. Takich „limes”, na świecie, jest wiele (choć ciągle się przesuwają). Czasami rozdzierają one cały kontynent, widać to jak na dłoni w Afryce, gdzie pustynie Sahelu są umownymi granicami skutecznej ekspansji uczniów Mahometa, którzy wędrowali z północy na południe. Karabach próbowali podbić w VII i VIII w. Arabowie i zaszczepić na tych terenach islam, dzieła chcieli dokończyć Turcy seldżuccy w XI w. Nawet Karabach wchłonięty do Persji przetrwał jako chrześcijańska enklawa. Piszę o tym dlatego, że historycznie takie państwa jak Gruzja (chrzest wschodniej jej części miał miejsce w 337 roku, a zachodniej w VI w.) oraz Armenia (chrzest w 317 roku) są na mapie cywilizacji bardzo istotnymi punktami. Można się pokusić nawet o taką paralelę czasową, że są to ostatnie bastiony graniczne historycznych wpływów chrześcijaństwa, a przecież tradycja tych ziem sięga pierwszych pokoleń uczniów Chrystusa. Gdy ekspansja islamu przesuwała owe punkty graniczne, gdy padały ostatnie inne bastiony Ormianie i Gruzini przetrwali. Chociaż Gruzini i Ormianie nie darzą się szacunkiem to oba państwa są bezsprzecznie „limes”. Sprawy cywilizacyjne siłą rzeczy symetrycznie przełożyły się na geopolityczne położenie obu państw – są jak fortece oblężone przez inne wojska, z każdej możliwej strony. Najdobitniej widać to było pod koniec I wojny światowej, gdy tureccy nacjonaliści próbowali te ostatnie reduty zburzyć używając do tego antyormiańskich czystek. Motywacją tego ludobójstwa było usunięcie ostatniej przeszkody do turkizacji i islamizacji tych ziem – a ostatnią przeszkodą byli mieszkańcy. W XX w. do rywalizacji o te tereny stanął nowszy para-cywilizacyjny twór, czyli komunizm. 

Ale nie da się zamienić tak silnie chrześcijańskich narodów w muzułmanów czy bolszewików. Czy Ormian zahartowała nostalgia za majestatyczną górą Ararat na której miała osiąść Arka Noego, a może ten wewnętrzny imperatyw do walki pochodzi z naturalnego odruchu, że atakowany się broni? Historyczna Armenia była pierwszym chrześcijańskim państwem świata. Jej dechrystianizacja byłaby wyrwaniem drzewa z korzeniami. Trudno dziwić się Polakom, że w trwającej wojnie sympatie naszych rodaków są po stronie Ormian. Sympatia ta ma wymiar religijno-cywilizacyjny. Ale sympatie narodowe mają też wymiar geopolityczny – przykładowo Ukraina popiera Azerów z uwagi na ich sojusz z Turcją. Erdoğan, który roztoczył parasol ochronny nad krymskimi Tatarami i Turcja wchodząca na wojenną ścieżkę z Rosją – ze względu na starcia w Donbasie - jest dla Kijowa korzystną „układanką”. 

Wróćmy do historii. Po roku 1917, czyli po rewolucji październikowej, los ludności Górskiego Karabachu był typową kartą przetargową w tamtejszej geopolityce. Turcja uznawała Karabach za ziemię Azerów z przyczyn, o których pisałem wcześniej, z kolei bolszewicy włączyli ten region do Azerbejdżańskiej Republiki Sowieckiej - myśląc z podobnym cwaniactwem - by ułatwić komunizację Zakaukazia. W 1923 roku utworzono ormiański karabachski okręg autonomiczny w ramach komunistycznego Azerbejdżanu. Ze spraw cywilizacyjny warto przejść do tematu wspomnianej geopolityki, bo ona kładzie cień na Karabach i genezę dzisiejszych starć. Gdy ZSRR chylił się ku upadkowi z dwóch stron doszło do aktywnych działań – Ormianie w Karabachu chcieli zjednoczenia regionu z macierzą, Azerowie za wszelką cenę chcieli temu zapobiec doprowadzając nawet do likwidacji autonomii i antyormiańskich zamieszek. Największą ofiarę tej polityki był Apostolski Kościół Ormiański oraz jego wierni. Na fali rywalizacji o Karabach spalono w 1990 roku kościół w Baku – stolicy Azerbejdżanu, inne świątynie pozamykano. Gdy Baku zlikwidował autonomię Arcachu, karabascy ormianie ogłosili niepodległość. Doszło do impasu, walk pomiędzy partyzantkami rekrutującymi się z chrześcijańskiej i muzułmańskiej ludności, interwencji sił zbrojnych Azerbejdżanu i Armenii, a szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, raz na drugą stroną. Ostatecznie wojnę wygrali Ormianie, którzy kontrolowali cały okręg autonomiczny, korytarz łączący go z Republiką Armenii oraz tzw. strefę bezpieczeństwa, o którą dzisiaj głównie toczą się walki. To skrawek terytorium azerskiego, który Ormianom pozwala w wyjątkowo korzystnych warunkach się bronić. 12 maja 1994 podpisano zawieszenie broni – bardzo kruche jak widać, ponieważ poza obecnymi walkami doszło jeszcze w 2016 roku do czterodniowego starcia granicznego. De iure niepodległości Karabachu nie chciała uznać sowiecka Moskwa, pikanterii dzisiejszemu sojuszowi z Rosją dodaje fakt, iż Armia Radziecka wspierała początkowo interweniujące siły azerskie. 

Władimir Putin przedstawia się jako jedyny prawowity sojusznik Erywania. Czy skuteczny to się okaże, ale wiele wskazuje na to, że powrót do walk o Karabach jest posunięciem Ankary, która wysyła światu jasny sygnał, że Rosja nigdy nie była słabsza. Postpandemiczne problemy gospodarcze Moskwy, kryzys naftowy, zamieszki na Białorusi tylko rozciągnęły już rozległe szerokie fronty, w które zaangażowała się Federacja Rosyjska. Prawdopodobna jest sytuacja, że Kreml będzie próbował usiąść do stolika z „sułtanem” Erdoğanem i na wzór Afrin czy Rożawy dzielić się strefą wpływów z Ankarą. Bez tego prezydent Turcji zapewne nie dałby zielonego światła azerskiemu sojusznikowi do ataku na Karabach. Baku – decydując się na taki krok – musiała także od Ankary otrzymać pewne benefity. Z pewnością na lokalnym konflikcie krocie zarobią zbrojeniówki ościennych mocarstw. Materiały video dostępne w Internecie pokazują, że to istny poligon testowy dla nowoczesnej broni przeciwpancernej. Potwierdza się też teza wielu ekspertów, że królem współczesnego pola walki jest bezzałogowiec, zwany potocznie „dronem”. Co ciekawe, kolejne azerskie ofensywy na Karabach, w historii tego regionu kończyły się zazwyczaj wojskowym blamażem, protestami w samym Azerbejdżanie i dymisjami kolejnych rządów, które uciekały w niesławie. Z drugiej strony kaukaski honor nie pozwala pozostawić hańbę bez zmycia ją krwią przeciwnika a utrata twarzy jest najgorszą z istniejących anatem. 

Azerbejdżan z liczniejszą armią, większym zapleczem ludnościowym, bogaty w surowce i z tureckim wsparciem militarnym na papierze wygląda jak faworyt starcia. Problem tylko w tym, że dysproporcję sił, na rzecz biednej Armenii, niweluje ukształtowanie terenu na którym się bronią i wspomniane przeze mnie kwestie cywilizacyjne – to nie jest pierwsza bitwa Ormian o karabaskie tereny, nawet szeroko zakrojona ofensywa Azerów, nie tylko że nie złamie ducha bojowego Ormian, ale wręcz zjednoczy ich wobec sprawy narodowej. Armenia podzielona politycznie po rewolucji aksamitnej (2018 roku) i obaleniu premiera Sarkisjana dzisiaj jest zmobilizowana i zjednoczona by bronić Karabachu. Warto podkreślić, iż Armenia nie uznała niepodległości Arcechu. Pamiętajmy także, że do władzy w Erywaniu doszły siły, które wysyłały delikatne sygnały by z Azerbejdżanem się porozumieć. Operacja Azerbejdżanu w tym kontekście ma charakter irracjonalny. Ponadto zjednoczyła naród ormiański wokół wiecznej idei walki o swoją ojcowiznę. Tego atutu nie mają Azerowie. Republika Armenii (a obecnie także Karabach) to państwo narodowe, jednolite, zwarte pod względem etnicznym. Azerbejdżan z kolei do ataku ma wysyłać nawet syryjskich najemników przysłanych przez Ankarę chyba tylko po to by ginęli jako mięso armatnie, aby się ich wreszcie pozbyć. Paradoksem jest także to, że Karabach ma geostrategiczne znaczenie nie tyle dla Azerbejdżanu i Turcji, ale dla Iranu, o którym w tym konflikcie mówi się najmniej. 

Jeśli odrzeć wojnę o Górski Karabach ze spraw cywilizacyjnych i ludnościowych, Azerbejdżan nie bez argumentów powołuje się na prawo międzynarodowe traktując Karabach jako swoją zalegalizowaną domenę. Problem tylko w tym, że ten stan prawny ukształtowały interwencje mocarstw w regionie bez odrobienia cywilizacyjnych i historycznych lekcji. Z uwagi na przewagę ormiańskiego żywiołu na przestrzeni wieków w Karabachu kolejno uciekały z niego poszczególne muzułmańskie społeczności. Oznacza to, że w obecnym starciu, Arcach będzie się bronił jeszcze zacieklej. Wiemy także, że rewanżyzm obu stron konfliktu będzie jeszcze silniejszy, a to nie wróży niczego dobrego dla ludności cywilnej. Z pewnością także sprawi, że islam stanie się siłą napędową azersko-tureckiej narracji wojennej. W tym wypadku turkofońska koalicja zepchnęła na dalszy plan podziały na sunnitów (Turcy) i szyitów (Azerowie). 
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe