[Tylko u nas] Osiński: Niemieckie media - "Jeśli UE upadnie, to z winy polityków typu Kaczyńskiego"

Ponowne polemiczne salwy z Zachodu dowodzą, że jesteśmy jeszcze daleko od normalnych stosunków z Niemcami.
Jarosław Kaczyński [Tylko u nas] Osiński: Niemieckie media -
Jarosław Kaczyński / Wikipedia CC BY 2,0 Kancelaria Sejmu/ Jacek Zambrzycki

Niby to już znajome, a jednak za każdym razem zdumiewa. W chwili, gdy udaje się szefom dyplomacji Polski i Niemiec poprawić wizerunek wzajemnych stosunków, natychmiast zdarza się w niemieckich mediach coś, co znowu roznieca przygasający pożar. Szable rozsierdzonych redaktorów zza Odry zwróciły się tym razem przeciwko wicepremierowi Kaczyńskiemu, który ich zdaniem "rozsadza" fundamenty Unii Europejskiej. Kiedy ktoś w Warszawie lub Budapeszcie ośmiela się zakwestionować zachowanie "zachodnich darczyńców", widocznie od razu jest ogłaszany przejawem wszelkiego zła. 

Przecież to dzięki środkom z Brukseli wiedzie się Polsce tak dobrze, jak nigdy w jej historii

- zauważa "Frankfurter Allgemeine Zeitung"

Kiedy autor rozpędził się już w raz obranym kierunku, to trudno mu zawrócić. Niemiecki dziennik podkreśla, że słowa Jarosława Kaczyńskiego należy traktować "poważnie", jako że szef PiS już od dawna nie odstępuje od podgryzania zasad obowiązujących w Unii. 

Jeżeli Unia Europejska kiedyś upadnie, to nie z winy brukselskich biurokratów, ale z powodu polityków typu Kaczyńskiego.

- ustalił portal frankfurckiej gazety.

Zanim niektórzy zaczną znów na ślepo przytakiwać obcojęzycznym "znawcom" Polski, postawmy proste pytanie: co powiedział prezes Kaczyński? Wicepremier zakwestionował mechanizm łączenia europejskich funduszy z praworządnością. Ponadto odważył się dodać, że Bruksela podejmuje próby odebrania Polsce suwerenności. I to ma więc już wystarczyć, by nadać mu miano "diabła".

Przecież dziś nawet w Niemczech co rozsądniejsi zauważają, że ataki na państwa Grupy Wyszechradzkiej są już pozbawione wszelkich intelektualnych obciążeń. Widzą, że nie mają one żadnego sensu, oczywiście poza hałaśliwym nawoływaniem do podtrzymania wizji o "Zjednoczonych Stanach Europy". Tyle że Unia została niegdyś założona jako wspólnota traktatowa, nie zaś jako jednolite "superpaństwo". Tymczasem z każym rokiem suwerenność państw członkowskich coraz bardziej odpływa w kierunku instytucji unijnych jak Europejski Bank Centralny czy Trybunał Sprawiedliwości UE, i to bez jakichkolwiek podstaw prawnych czy demokratycznych mechanizmów kontroli. Niektórzy niemieccy publicyści wskazują oczywiście na ten problem, lecz wiodące media albo ich ignorują i lekceważą, albo - jeśli zostaną już usłyszeni - z miejsca przypisują im zamiar zaostrzenia "antydemokratycznych" tendencji. 

Już niejednokrotnie to "wysysanie" suwerenności państw członkowskich wywołało oburzenie sędziów niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, choć nawet ich opór przypomina metodę przebijania muru, który nie jest możliwy do przebicia. Wysiłki niemieckich prawników, dążących do ustanowienia bardziej przejrzystych przepisów w Unii, musiałyby się bowiem przełożyć na konkretne działania władzy wykonawczej. Niemcy mogą o tym jednak tylko pomarzyć w czasach, kiedy zastępca szefowej rządu federalnego w imię "postępu" otwarcie snuje wizje o scentralizowaniu Wspólnoty. W porządku, nie nasza sprawa. Ale czy tego typu zachowanie można naprawdę nazwać demokratycznym?

Rządzący w Polsce i na Węgrzech mają inne zdanie na ten temat i dopóki go nie zmienią, zachodnie media będą wznosiły lamenty, okraszane obowiązkowymi jęknięciami o "łamaniu praworządności". A jednak skandaliczne słowa niemieckiej wiceszefowej PE Katariny Barley o "finansowym zagłodzeniu" państw członkowskich, które po latach stagnacji próbują odzyskać siłę gospodarczą i pełnię suwerenności, wprowadzają w tę dyskusję niewątpliwie nową "jakość". Nawiasem mówiąc, podobnie jak artykuły, które wylewały się z łamów niektórych niemieckich gazet, gdy prezydent USA złapał śmiercionośnego wirusa. Autorzy takich słów są chyba pozbawieni jakichkolwiek zasad poza dążeniem do osobistego wyniesienia we własnych środowiskach.

Ale gwoli uczciwości trzeba przyznać, że elaboraty niektórych polityków i dziennikarzy z "niezagłodzonego" obozu wywołały także niesmak w Niemczech. Znany komentator Henryk Broder pyta, w jaki sposób Bruksela miałaby "zagłodzić" premierów Węgier czy Polski, skoro są oni opłacani przez własnych podatników. 

Barley zakłada, że bez jej wsparcia kraje te nie potrafiłyby same o siebie zadbać, podczas gdy w 2019 roku unijne dotacje tylko nieznacznie przyczyniły się do wzrostu gospodarczego w tym regionie 

- utrzymuje niemiecki publicysta.

Według Brodera wywiad udzielony przez Katarinę Barley niemieckiej rozgłośni odsłania nie tylko jej niewiedzę, lecz także "neokolonialny język", który zdominował cały Parlament Europejski. Premier Saksonii Michael Kretschmer nazwał słowa Barley "próbą szantażu", a urodzony w Szczecinie sekretarz generalny CDU Paul Ziemiak - "wykolejeniem". 

Tyle że dwie jaskółki "niemieckiej wiosny" nie czynią, bo politycy pokroju pani Barley mają nadal bezwględne wsparcie czołowych mediów. Przykładowo dziennik "Süddeutsche Zeitung" gra sobie w kulki już tak ostentacyjnie, że trudno to w ogóle skomentować. Monachijska gazeta ubolewa nad tym, że niemiecka szefowa Komisji Europejskiej jest wobec Polski i Węgier "zbyt bierna". 

Co ciekawe, w artykule Floriana Hassela znów dochodzi do rażącego odwracania znaczeń. Podczas gdy reforma polskiego sądownictwa zmierza ku oczyszczeniu go z ostatnich śladów postkomuny, niemiecki redaktor przekonuje, że politycy Zjednoczonej Prawicy chcą ją znów przywrócić. W każdym swoim tekście autor z uporem godnym lepszej sprawy insynuuje, jakoby w Polsce byli "szykanowani" sędziowe, uruchamiając lawinę tez i zarzutów bez jakiegokolwiek uzasadnienia. I oczywiście w ślad za Katariną Barley domaga się od Brukseli "wysokich kar finansowych", mogących skłonić Warszawę do ustępstw. 

Niemcy mogą oczywiście pisać o nas, co zechcą. Tyle tylko, że siewcy strachu zdają się nie dostrzegać pewnej podstawowej sprawy: pokłady dyplomatycznej życzliwości mogą się kiedyś wyczerpać. No bo jeśli redaktor Veser z "FAZ" już pyta, to mu chętnie odpowiem: tak, jeśli Unia upadnie, to właśnie z "winy brukselskich biurokratów", którzy nie zauważają deficytu demokracji w instytucjach unijnych. 

No cóż, ciąg dalszy nastąpi. W następnym odcinku antypolskiego serialu przeczytamy pewnie znów coś o "strefach wolnych od LGBT". Wszelkie fakty na temat historii homoseksualizmu w Polsce zostaną ponownie usunięte z oczu niemieckiego czytelnika. Może warto mu chociażby przypomnieć, że nad Wisłą osoby "nieheteronormatywne" były prześladowane jedynie przez komunistów? Swoją drogą, aż strach pomyśleć, że to właśnie ideologoczni spadkobiercy wyznawców Lenina donoszą dziś Europie o rzekomej polskiej "homofobii". 
 


 

POLECANE
85 lat temu Witold Pilecki pozwolił się Niemcom aresztować żeby trafić do Auschwitz gorące
85 lat temu Witold Pilecki pozwolił się Niemcom aresztować żeby trafić do Auschwitz

19 września 1940 r. Witold Pilecki, jako współzałożyciel i konspirator Tajnej Armii Polskiej, pozwolił się Niemcom aresztować, aby trafić do KL Auschwitz. Stało się to w mieszkaniu jego kuzynki – Eleonory Ostrowskiej, na warszawskim Żoliborzu przy alei Wojska Polskiego 40 m. 7 (dziś na budynku jest tablica, a nieopodal pomnik Pileckiego).

Nie żyje szef sztabu jednostki dronów z Mirosławca. Jest komunikat MON z ostatniej chwili
Nie żyje szef sztabu jednostki dronów z Mirosławca. Jest komunikat MON

We środę 12. Baza Bezzałogowych Statków Powietrznych w Mirosławcu poinformowała o śmierci podpułkownika Konrada Banasia. Teraz Ministerstwo Obrony Narodowej wydało komunikat.

Ważny komunikat dla klientów PKO BP z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla klientów PKO BP

PKO BP zapowiedział przerwę techniczną w niedzielę 21 września. Czasowo niedostępne będą bankowość internetowa i mobilna, natomiast karty płatnicze oraz bankomaty będą działały bez zmian.

Zełenski zabrał głos po naruszeniu przestrzeni powietrznej Estonii z ostatniej chwili
Zełenski zabrał głos po naruszeniu przestrzeni powietrznej Estonii

To nie wypadki, to systematyczna rosyjska kampania wymierzona w Europę, NATO i Zachód - napisał na X prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, odnosząc się do trzech rosyjskich myśliwców, które w piątek wtargnęły w przestrzeń powietrzną Estonii.

Kabaret Hrabi wydał komunikat. Grupa ogłosiła plany na najbliższe miesiące Wiadomości
Kabaret Hrabi wydał komunikat. Grupa ogłosiła plany na najbliższe miesiące

Po śmierci Joanny Kołaczkowskiej, która przez długi czas zmagała się z nowotworem mózgu, fani kabaretu Hrabi zastanawiali się nad przyszłością grupy. Teraz zespół poinformował o swoich planach: jeszcze tej jesieni artyści wystąpią razem na scenie, a w 2026 roku przygotowany zostanie nowy program. Na facebooku grupy pojawił się oficjalny komunikat.

Tȟašúŋke Witkó: Niemieccy zbawcy tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Niemieccy "zbawcy"

Zgodnie ze starą zasadą głoszącą, że „sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą”, czołowi politycy z Berlina pobiegli do wszystkich możliwych tytułów prasowych, stacji telewizyjnych i rozgłośni radiowych, aby obwieścić całemu światu, iż to właśnie Niemcy ratują dziś Europę przed agresją Moskwy!

Martwię się. Nowe doniesienia o księżnej Kate Wiadomości
"Martwię się". Nowe doniesienia o księżnej Kate

Donald Trump i Melania Trump odwiedzili Wielką Brytanię podczas oficjalnej wizyty, a brytyjska rodzina królewska powitała ich w ogrodach zamku Windsor. Spotkanie przyciągnęło uwagę mediów na całym świecie. Niektórych obserwatorów zaniepokoił również wygląd księżnej Kate, która zmaga się z chorobą nowotworową.

Pilny komunikat - rosyjskie myśliwce nad polską platformą Petrobalticu na Bałtyku z ostatniej chwili
Pilny komunikat - rosyjskie myśliwce nad polską platformą Petrobalticu na Bałtyku

Straż Graniczna podała pilny komunikat o rosyjskich myśliwcach nad platformą Petrobalticu.

UE zapowiada wspólną odpowiedź na działania Rosji Wiadomości
UE zapowiada wspólną odpowiedź na działania Rosji

Szef Rady Europejskiej Antonio Costa zapowiedział w piątek, że na szczycie 1 października w Kopenhadze przedstawiona zostanie „wspólna odpowiedź” UE na działania Rosji. Jak dodał, naruszenie estońskiej przestrzeni powietrznej pokazuje po raz kolejny pilną potrzebę wzmocnienia wschodniej flanki Unii.

Rosyjskie myśliwce naruszyły przestrzeń powietrzną Estonii z ostatniej chwili
Rosyjskie myśliwce naruszyły przestrzeń powietrzną Estonii

Trzy rosyjskie myśliwce MiG-31 wleciały w piątek rano w przestrzeń powietrzną Estonii w pobliżu wyspy Vaindloo na Zatoce Fińskiej i pozostawały tam przez około 12 minut; wezwaliśmy do MSZ charge d'affaires Rosji, wręczono mu notę protestacyjną - poinformował resort dyplomacji w Tallinie.

REKLAMA

[Tylko u nas] Osiński: Niemieckie media - "Jeśli UE upadnie, to z winy polityków typu Kaczyńskiego"

Ponowne polemiczne salwy z Zachodu dowodzą, że jesteśmy jeszcze daleko od normalnych stosunków z Niemcami.
Jarosław Kaczyński [Tylko u nas] Osiński: Niemieckie media -
Jarosław Kaczyński / Wikipedia CC BY 2,0 Kancelaria Sejmu/ Jacek Zambrzycki

Niby to już znajome, a jednak za każdym razem zdumiewa. W chwili, gdy udaje się szefom dyplomacji Polski i Niemiec poprawić wizerunek wzajemnych stosunków, natychmiast zdarza się w niemieckich mediach coś, co znowu roznieca przygasający pożar. Szable rozsierdzonych redaktorów zza Odry zwróciły się tym razem przeciwko wicepremierowi Kaczyńskiemu, który ich zdaniem "rozsadza" fundamenty Unii Europejskiej. Kiedy ktoś w Warszawie lub Budapeszcie ośmiela się zakwestionować zachowanie "zachodnich darczyńców", widocznie od razu jest ogłaszany przejawem wszelkiego zła. 

Przecież to dzięki środkom z Brukseli wiedzie się Polsce tak dobrze, jak nigdy w jej historii

- zauważa "Frankfurter Allgemeine Zeitung"

Kiedy autor rozpędził się już w raz obranym kierunku, to trudno mu zawrócić. Niemiecki dziennik podkreśla, że słowa Jarosława Kaczyńskiego należy traktować "poważnie", jako że szef PiS już od dawna nie odstępuje od podgryzania zasad obowiązujących w Unii. 

Jeżeli Unia Europejska kiedyś upadnie, to nie z winy brukselskich biurokratów, ale z powodu polityków typu Kaczyńskiego.

- ustalił portal frankfurckiej gazety.

Zanim niektórzy zaczną znów na ślepo przytakiwać obcojęzycznym "znawcom" Polski, postawmy proste pytanie: co powiedział prezes Kaczyński? Wicepremier zakwestionował mechanizm łączenia europejskich funduszy z praworządnością. Ponadto odważył się dodać, że Bruksela podejmuje próby odebrania Polsce suwerenności. I to ma więc już wystarczyć, by nadać mu miano "diabła".

Przecież dziś nawet w Niemczech co rozsądniejsi zauważają, że ataki na państwa Grupy Wyszechradzkiej są już pozbawione wszelkich intelektualnych obciążeń. Widzą, że nie mają one żadnego sensu, oczywiście poza hałaśliwym nawoływaniem do podtrzymania wizji o "Zjednoczonych Stanach Europy". Tyle że Unia została niegdyś założona jako wspólnota traktatowa, nie zaś jako jednolite "superpaństwo". Tymczasem z każym rokiem suwerenność państw członkowskich coraz bardziej odpływa w kierunku instytucji unijnych jak Europejski Bank Centralny czy Trybunał Sprawiedliwości UE, i to bez jakichkolwiek podstaw prawnych czy demokratycznych mechanizmów kontroli. Niektórzy niemieccy publicyści wskazują oczywiście na ten problem, lecz wiodące media albo ich ignorują i lekceważą, albo - jeśli zostaną już usłyszeni - z miejsca przypisują im zamiar zaostrzenia "antydemokratycznych" tendencji. 

Już niejednokrotnie to "wysysanie" suwerenności państw członkowskich wywołało oburzenie sędziów niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, choć nawet ich opór przypomina metodę przebijania muru, który nie jest możliwy do przebicia. Wysiłki niemieckich prawników, dążących do ustanowienia bardziej przejrzystych przepisów w Unii, musiałyby się bowiem przełożyć na konkretne działania władzy wykonawczej. Niemcy mogą o tym jednak tylko pomarzyć w czasach, kiedy zastępca szefowej rządu federalnego w imię "postępu" otwarcie snuje wizje o scentralizowaniu Wspólnoty. W porządku, nie nasza sprawa. Ale czy tego typu zachowanie można naprawdę nazwać demokratycznym?

Rządzący w Polsce i na Węgrzech mają inne zdanie na ten temat i dopóki go nie zmienią, zachodnie media będą wznosiły lamenty, okraszane obowiązkowymi jęknięciami o "łamaniu praworządności". A jednak skandaliczne słowa niemieckiej wiceszefowej PE Katariny Barley o "finansowym zagłodzeniu" państw członkowskich, które po latach stagnacji próbują odzyskać siłę gospodarczą i pełnię suwerenności, wprowadzają w tę dyskusję niewątpliwie nową "jakość". Nawiasem mówiąc, podobnie jak artykuły, które wylewały się z łamów niektórych niemieckich gazet, gdy prezydent USA złapał śmiercionośnego wirusa. Autorzy takich słów są chyba pozbawieni jakichkolwiek zasad poza dążeniem do osobistego wyniesienia we własnych środowiskach.

Ale gwoli uczciwości trzeba przyznać, że elaboraty niektórych polityków i dziennikarzy z "niezagłodzonego" obozu wywołały także niesmak w Niemczech. Znany komentator Henryk Broder pyta, w jaki sposób Bruksela miałaby "zagłodzić" premierów Węgier czy Polski, skoro są oni opłacani przez własnych podatników. 

Barley zakłada, że bez jej wsparcia kraje te nie potrafiłyby same o siebie zadbać, podczas gdy w 2019 roku unijne dotacje tylko nieznacznie przyczyniły się do wzrostu gospodarczego w tym regionie 

- utrzymuje niemiecki publicysta.

Według Brodera wywiad udzielony przez Katarinę Barley niemieckiej rozgłośni odsłania nie tylko jej niewiedzę, lecz także "neokolonialny język", który zdominował cały Parlament Europejski. Premier Saksonii Michael Kretschmer nazwał słowa Barley "próbą szantażu", a urodzony w Szczecinie sekretarz generalny CDU Paul Ziemiak - "wykolejeniem". 

Tyle że dwie jaskółki "niemieckiej wiosny" nie czynią, bo politycy pokroju pani Barley mają nadal bezwględne wsparcie czołowych mediów. Przykładowo dziennik "Süddeutsche Zeitung" gra sobie w kulki już tak ostentacyjnie, że trudno to w ogóle skomentować. Monachijska gazeta ubolewa nad tym, że niemiecka szefowa Komisji Europejskiej jest wobec Polski i Węgier "zbyt bierna". 

Co ciekawe, w artykule Floriana Hassela znów dochodzi do rażącego odwracania znaczeń. Podczas gdy reforma polskiego sądownictwa zmierza ku oczyszczeniu go z ostatnich śladów postkomuny, niemiecki redaktor przekonuje, że politycy Zjednoczonej Prawicy chcą ją znów przywrócić. W każdym swoim tekście autor z uporem godnym lepszej sprawy insynuuje, jakoby w Polsce byli "szykanowani" sędziowe, uruchamiając lawinę tez i zarzutów bez jakiegokolwiek uzasadnienia. I oczywiście w ślad za Katariną Barley domaga się od Brukseli "wysokich kar finansowych", mogących skłonić Warszawę do ustępstw. 

Niemcy mogą oczywiście pisać o nas, co zechcą. Tyle tylko, że siewcy strachu zdają się nie dostrzegać pewnej podstawowej sprawy: pokłady dyplomatycznej życzliwości mogą się kiedyś wyczerpać. No bo jeśli redaktor Veser z "FAZ" już pyta, to mu chętnie odpowiem: tak, jeśli Unia upadnie, to właśnie z "winy brukselskich biurokratów", którzy nie zauważają deficytu demokracji w instytucjach unijnych. 

No cóż, ciąg dalszy nastąpi. W następnym odcinku antypolskiego serialu przeczytamy pewnie znów coś o "strefach wolnych od LGBT". Wszelkie fakty na temat historii homoseksualizmu w Polsce zostaną ponownie usunięte z oczu niemieckiego czytelnika. Może warto mu chociażby przypomnieć, że nad Wisłą osoby "nieheteronormatywne" były prześladowane jedynie przez komunistów? Swoją drogą, aż strach pomyśleć, że to właśnie ideologoczni spadkobiercy wyznawców Lenina donoszą dziś Europie o rzekomej polskiej "homofobii". 
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe