[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Tu nie chodzi o wybór, a o śmierć
![dziecko [Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Tu nie chodzi o wybór, a o śmierć](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16036523371d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b3727e868ad45b44982efbc9e8143c78bb51.jpg)
Oczywiście zaraz usłyszę, że nie wolno oceniać języka, bo kobiety (dodajmy, dla uczciwości, że niektóre kobiety, bo niemała część ma w tej sprawie inne poglądy) są „wk…wione” (to znowu cytat). Więc język już zostawię. Można chyba jednak zadać pytanie, czy naprawdę panie nie znają innych słów, które pozwalają wyrazić złość, wściekłość, a nie obrażać i nie atakować konkretnych osób (bo niezależnie od tego, że nie wszystkie działania Kai Godek mi się podobają, to wnoszenie takich okrzyków jest realnym wzywaniem do nienawiści i do nienawiści prowadzi). Warto też zastanowić się, czy poza tymi hasłami są jeszcze jakieś, z którymi można się zmierzyć?
Odpowiedzą mi zapewne liczni czytelnicy (a w mediach społecznościowych większość z nich to zwolennicy „drugiej strony”), że nie chodzi o aborcję, o życie dzieci, a o możliwość wyboru. Kłopot polega na tym, że te same osoby, które chcą pozostawić wybór w kwestii aborcji (czyli likwidacji dziecka, w tym przypadku ze względu na stan zdrowia) nie chcą pozostawiać wyboru w kwestii kradzieży (po co zakazywać, zostawmy ludziom wybór, czy chcą nas okraść czy nie), nie są zwolennikami zostawienia dorosłym decyzji w kwestii bicia dzieci (lekko modyfikując argument zwolenników obecnych protestów można powiedzieć: nie chcesz bić dzieci, nie bij ich), nikt przy zdrowych zmysłach nie domaga się także, by pozostawić mężowi wolność bicia żony czy żonie bicia męża. Nie ma również zwolenników uznania (i to nawet wśród zwolenników eutanazji), że każdy powinien móc sam wybrać, kiedy zlikwidować swoją babcię. Tego wszystkiego nie ma. Jedyną sytuacją, w którym nasza wolność wyboru ma mieć miejsce jest decyzja o życiu lub śmierci nienarodzonego dziecka z Zespołem Downa, rozszczepem kręgosłupa czy nawet bezmózgowiem. Wtedy wybór jest rzekomo wartością fundamentalną. Tyle, że człowiek w pewnych sytuacjach nie ma wyboru, choć ma obowiązki. Trzeba zająć się chorą żoną, matką czy babcią, trzeba opiekować się śmiertelnie chorym mężem czy dzieckiem po wypadku. To nie jest kwestia wyboru, ale nasz obowiązek. On czasem wymaga heroizmu, ale w niczym nie zmienia to faktu, że nie mamy wówczas wyboru. I w tej sytuacji jest podobnie. Dziecko z wadami letalnymi, śmiertelnie chore, które może umrzeć zaraz po narodzinach, to sytuacja straszna, rodząca ogromny ból, ale zabicie tego dziecka ani nie zmniejsza bólu, ani nie sprawia, że dziecko znika z naszej pamięci. Zostaje ogromny ból, który zdaniem wielu psychologów o wiele lepiej mógłby zostać oswojony, przezwyciężony, gdyby dziecku pozwolono się urodzić, rodzicom pożegnać się z nim, pochować je, mieć grób, na który mogliby chodzić, odbyć żałobę.
Drugim argumentem jest rzekome unikanie cierpienia dziecka, które skazane ma być - oczywiście przez obrońców życia - na straszliwe cierpienie po urodzeniu. I znowu argument ten ma niewielką wartość, bo oparty jest na fałszu. Człowiek z Zespołem Downa (40 procent abortowanych jest z tego powodu) jest ogromnie szczęśliwy, 99 procent z nich deklaruje, że odczuwa ogromne zadowolenie ze swojego życia, co istotne dumni ze swoich dzieci są także ich rodzice i rodzeństwo. Czy aborcja ma je uchronić przed tym szczęściem? Ale mniejsza już z dziećmi z ZD, weźmy dzieci z poważniejszymi wadami, tzw. Wadami letalnymi. Czy po narodzinach będą one umierać w męczarniach? Odpowiedź brzmi: nie. Współczesna anestezjologia pozwala uśmierzyć każdy rodzaj bólu, to kwestia wyboru środków. Aborcja zaś tego dziecka polega na tym, że sztucznie wywołuje się poród, a dziecko umiera przez uduszenie z powodu niewykształconych płuc. Duszenie jest jednym z najokrutniejszych rodzajów śmierci, a podduszanie jest torturą stosowaną do wymuszania zeznań, o czym wprost mówi prof. Tomasz Dangel. Jeśli więc ktoś chce uniknąć cierpienia, to narodziny i spokojne pożegnanie dziecka jest lepszym rozwiązaniem. I dla rodziców i dla dziecka.
Idąc dalej, wciąż słyszę, że to Kościół narzucił to rozwiązanie. Ale znowu to nie jest prawda. Trybunał Konstytucyjny nie ma nic wspólnego z Kościołem, jest instytucją państwową, posłowie, którzy złożyli zapytanie, także nie są duchownymi czy biskupami, a polscy biskupi jakoś szczególnie inicjatyw nie wspierali. Oczywiście w katolicyzm wpisana jest obrona życia, ale nie trzeba być katolikiem, by uznać, że dyskryminacja niepełnosprawnych jest niezgodna nie tylko z normami moralnymi, ale i polską konstytucją. A do tego, jeśli szukać tych, którzy rzeczywiście bronią wyboru i go realnie dają, to będą to właśnie katolicy. Tak się bowiem składa, że panie ze Strajku Kobiet podają na swoich profilach namiary do organizacji załatwiających aborcję. Nigdzie nie ma informacji o domach samotnych matek, o hospicjach, o pomocy psychologicznej. Gdzie jest zatem ten rzekomy ich wybór? Gdzie alternatywa? Te marsze są wołaniem o rzekome prawo do aborcji, nie o wybór. Ale nie ma prawa do zabijania, nie ma w tej sprawie wyboru. Kościół jest zaś znienawidzony, zwalczany, atakowany bo on pokazuje, że poza zabiciem jest wyjście, jest wybór. To ludzie Kościoła tworzą hospicja, domy samotnej matki, to księża i siostry pracują najczęściej z ludźmi chorymi, to Kościół wreszcie ma odwagę mówić prawdę o tym, co wszyscy chcą pokryć zgrabną mową trawą. I choć to dziś boli, to trzeba powiedzieć, to jest to powód do dumy. Gdzieś dzisiaj przeczytałem, że kiedyś w przyszłości, ci, którzy dzisiaj walczą o życie będą jak obecni kombatanci, którzy walczyli z totalitaryzmami. Kościół, jako instytucja, będzie zaś jedną z tych (nielicznych) wspólnot, która miała odwagę zawsze się aborcji przeciwstawiać. To już dziś można powiedzieć wprost.