[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: „Bohaterscy” Bielscy mordują Polaków w Nalibokach

W nocy z 8 na 9 maja 1943 r. Naliboki – polska wieś na okupowanych Kresach II Rzeczpospolitej - zostały zaatakowane. W pacyfikacji zarządzonej i przeprowadzonej przez partyzantkę sowiecką, brali udział ludzie z grupy Bielskiego - wśród napastników świadkowie rozpoznali swoich niedawnych sąsiadów narodowości żydowskiej.
kadr z filmu The Bielski Brothers An Introduction [Tylko u nas] Tadeusz Płużański: „Bohaterscy” Bielscy mordują Polaków w Nalibokach
kadr z filmu The Bielski Brothers An Introduction / Screen YouTube JewishPartisans

W holywoodzkim szlagierze "Opór" ("Defiance") z 2008 r. skazani na zagładę przez hitlerowskich okupantów Żydzi z okolic Naliboków zakładają w puszczy obóz, aby uniknąć represji i stosować tytułowy opór. Przeciwko komu? Przeciwko ich śmiertelnemu wrogowi - Niemcom. O brutalnych napaściach na polskie wioski, a przede wszystkim mordzie dokonanym w Nalibokach - ani słowa. Superprodukcja Edwarda Zwicka (twórca m.in. "Ostatniego samuraja") pokazuje bandytę Tewje Bielskiego (w tej roli James Bond, czyli Daniel Craig) jako bohatera bez skazy.

Najpierw (1941 r.) grupa liczy 40 osób - głównie członków rodziny Bielskich, ich kuzynów i sąsiadów, stąd nazwa obóz rodzinny. W szczytowej fazie Jerozolima (bo tak mówi się o leśnym schronieniu okolicznych Żydów) osiąga liczbę ponad tysiąca - są to mężczyźni, kobiety i dzieci, zarówno prości ludzie, jak i inteligenci, którym udało się uniknąć zamknięcia w gettach i późniejszej zagłady. Dobra potrzebne im do przetrwania wytwarzają sami lub dzięki pomocy chłopów. Na początku istnienia obozu ustalili bowiem, że nie będą napadać na wsie i urządzać rekwizycji całego dobytku ich mieszkańców. Ponieważ muszą jednak coś jeść i czymś się odziać, zabierają miejscowej ludności żywność i ubrania - ale tylko na zasadzie dobrowolnej zrzutki na obóz i nie więcej niż połowę zasobów. Taka jest reguła. Dzięki temu żyją z chłopami w niczym nie zmąconej harmonii. Najczęściej po produkty do wsi udają się kobiety. Potem wszystko jest dzielone po równo. Nie ma lepszych i gorszych. Pełna demokracja. Gdy przychodzi zima, wszyscy cierpią z głodu i zimna (najgorzej ma nasz bohater - charczący Tewje omal nie umiera). Wobec kobiet mężczyźni są opiekuńczy, pod wpływem narzeczonej Bielski zmienia nawet swoje rozkazy.

Czołgi na bagnach

Gdyby w puszczańskich ostępach pojawił się wróg - Niemiec, Jerozolima jest przygotowana do oporu. Broni jej grupa Żydów (broń zdobyli na Niemcach) pod dowództwem szefa całego obozu - przedwojennego kaprala WP, syna młynarza, który do 1939 r. prowadził razem z żoną sklep tekstylny, 34-letniego wówczas Tewje Bielskiego. W utrzymaniu porządku w obozie pomagają mu trzej bracia - Zus, Asael i Aron. W pewnym momencie część partyzantów, kierowanych przez brata Tewjego - Zusa odchodzi z obozu, by przyłączyć się do stacjonującej w Puszczy Nalibockiej partyzantki sowieckiej. Mimo, iż żydowscy bojownicy doświadczają antysemityzmu Rosjan, zaskarbiają sobie ich uznanie. To oni co chwila najbardziej bohatersko walczą. Z kim? Oczywiście z Niemcami, a tylko sporadycznie z kolaborującą z okupantem białoruską policją pomocniczą. "Opór" kończy się wielką bitwą z Niemcami na bagnach, po których sprawnie poruszają się hitlerowskie czołgi. Zwycięstwo Jerozolimie zapewnia odsiecz Zusa Bielskiego, który porzucił sowieckich partyzantów, by powrócić do ewakuującego się obozu, którego dzielnie bronił jego brat Tewje - kryształowy bohater. Tyle wyprodukowana za dziesiątki milionów dolarów hollywoodzka superprodukcja. Podkreślić trzeba, że oparty na faktach film ma przedstawiać prawdziwą historię braci Bielskich.

"Nie walczyłem z Niemcami"

Co w filmie jest prawdą? Właściwie tylko tyle, że taki obóz istniał i wojnę przeżyło w nim ok. 1200 osób. Nie ma tam sprawy najbardziej obciążającej, czyli rzezi dokonanej przez partyzantów w Nalibokach. Ale po kolei. W Puszczy Nalibockiej stacjonowało w czasie wojny ok. 10 tys. sowieckich partyzantów skupionych w kilku obozach. Składali się z rozbitych przez Niemców oddziałów, nad którymi dowództwo sprawowali oficerowie zrzuceni samolotami z Moskwy. Jako, że tereny te zostały w 1939 r. włączone do Związku Sowieckiego, owi partyzanci traktowali je jako swoje. Głównym wrogiem nie byli Niemcy. Celem byli polscy mieszkańcy wsi i polskie podziemie zbrojne. Prócz obozów sowieckich w Puszczy Nalibockiej Żydzi utworzyli dwa duże obozy siemiejnyje (czyli właśnie rodzinne). Pierwszym dowodzili Tewje Bielski, drugim - nieco mniejszym - inny samozwańczy komendant, a właściwie kolejny krwawy watażka - Simcha Zorin. Nie zamierzali walczyć, tylko przeżyć. Plan został zrealizowany - do żadnej bitwy z Niemcami nie doszło. Potwierdził to nawet... Tewje Bielski. W zaraz powojennych wspomnieniach podkreślał, że jego Jerozolima "nigdy nie weszła do akcji z okupantem". Tuż przed śmiercią, w 1987 r., powtórzył to w jednym z wywiadów: "Widziałem, co robią Niemcy. Chciałem być inny. Zamiast zabijać, chciałem ratować. Nie walczyłem z Niemcami, to prawda. Bo uważałem, że jeden uratowany Żyd jest ważniejszy niż 10 zabitych Niemców". A zatem żadnego zbrojnego oporu nie było. To, pierwsze, można powiedzieć - założycielskie kłamstwo "Oporu".

Żydzi najbardziej dają się we znaki

Kłamstwo drugie. Jerozolima nie była - jak tego chcą w Hollywood - obozem autonomicznym, którego tyko wydzielona część partyzantów (z Zusem Bielskim na czele) znajdowała się pod rozkazami sowieckimi. Dowództwu w Moskwie podporządkowani byli wszyscy. Historycy podkreślają, że Tewje Bielski szybko porozumiał się z Sowietami i wszedł pod ich komendę.
W raportach Delegatury Rządu z tego okresu czytamy: "Zagadnienie bezpieczeństwa w ogóle nie istnieje, a teren objęty partyzantką robi wrażenie »dzikich pól«. Życie ludzkie straciło wszelką cenę, a doraźne egzekucje są powszechne na całym terenie. (...) Teren, gdzie Niemcy nie docierają, a zwłaszcza Puszcza Nalibocka, jest siedliskiem przeważnie sowieckich oddziałów dywersyjnych. Są one dobrze uzbrojone w broń ręczną i maszynową, dowodzone przez oficerów sowieckich specjalnie wyszkolonych do walki partyzanckiej i podobno liczą ok. 10.000 ludzi. (...) Ludność miejscowa jest zmęczona i znękana ciągłymi rekwizycjami, a często i rabunkiem odzieży, żywności i inwentarza. Najbardziej dają się we znaki, zwłaszcza w odniesieniu do ludności polskiej tzw. oddziały rodzinne (siemiejnyje), składające się wyłącznie z Żydów i Żydówek w sile 2-ch batalionów".

Mołojcy do wypitki i miłości

Kłamstwo trzecie. Warunki i stosunki panujące w obozie. Opisał je m.in. czasowy zastępca Tewje Bielskiego, polski przedwojenny komunista Józef Marchwiński (żonaty z Żydówką o imieniu Ester i dlatego dołączony do obozu przez dowództwo sowieckie): "Bielskich było czterech braci, chłopów rosłych i dorodnych i nic też dziwnego, że mieli powodzenie u niewiast w obozie. Byli to mołojcy do wypitki i miłości, nie mieli jednak ciągotek do wojaczki. Najstarszy z nich (dowódca obozu) Tewie Bielski zarządzał nie tylko wszystkimi Żydami w obozie, lecz dowodził również dość licznym i ślicznym »haremem« - niby król Saud w Arabii Saudyjskiej. W obozie, gdzie rodziny żydowskie kładły się często na spoczynek z pustymi żołądkami, gdzie matki przytulały do wyschniętych piersi głodne swoje dzieci, gdzie błagały o dodatkową łyżkę ciepłej strawy dla swoich maleństw - w tymże obozie kwitło inne życie, był też inny, bogaty świat! Bielski i jego świta nie narzekali na złe warunki, na okupację. Posiadając złoto i kosztowności swoich ziomków, mogli prowadzić wystawny tryb życia. W ziemiankach braci Bielskich i najbliższego ich otoczenia, stoły uginały się od wytrawnych potraw i napojów, a liczne grono pięknych kobiet stale otaczało Tewie Bielskiego i jego trzech budrysów. Piękności te nie znały głodu i niedostatku. Były zawsze ślicznie ubrane, a na ich rękach i szyjach lśniły blaskiem drogie klejnoty i kamienie, nie zbrukały też zbożną pracą swych białych rączek". Tewje był nie najlepiej oceniany nawet w raportach sowieckich: "Bielski nie zajmował się pracą bojową, a spekulował w oddziałach. Brał od swoich partyzantów złoto na zakup broni i przywłaszczał je, a broni nie dawał".

Mordercy obojga płci

Kłamstwo czwarte i najważniejsze. Naliboki. Od 1942 r. na to niewielkie miasteczko w powiecie Stołpce, woj. nowogródzkie zaczęli napadać sowieccy partyzanci (podobnie było w innych okolicznych wioskach). We wspomnieniach mieszańców funkcjonują jako zwykłe bandy rabunkowe. Aby przeciwdziałać grabieży, Polacy zorganizowali w Nalibokach samoobronę (była przykrywką dla miejscowej Armii Krajowej). Wiosną 1943 r. Sowietom rabunek nie wystarczył. Postanowili podporządkować sobie samoobronę z Naliboków. Polacy nie zgodzili się. Na wymuszonych przez sowieckie dowództwo spotkaniach strony ustaliły jednak, że wzajemnie nie będą na siebie napadać. Miasteczko Naliboki i pobliskie osady miały stanowić domenę Polaków. Szybko porozumienie zostało jednak złamane. W nocy z 8 na 9 maja 1943 r. Naliboki zostały zaatakowane. W pacyfikacji, zarządzonej i przeprowadzonej przez partyzantkę sowiecką, brali udział ludzie z grupy Bielskiego (wśród napastników świadkowie rozpoznali swoich niedawnych sąsiadów narodowości żydowskiej). Mimo, że to fakt bezsporny, coraz częściej jest negowany. Wacław Nowicki, 18-letni wówczas chłopiec, który jako jeden z nielicznych ocalał z rzezi, wspominał po latach ("Żywe echa", Warszawa 1993): "Godzina 5 rano, 8 maja 1943 roku. Długa seria z kaemu rozpruła poniżej okien frontową ścianę naszego domu, stojącą pod nią kanapę, przeleciała przez pokój i ugrzęzła w przeciwległej ścianie zaledwie kilka centymetrów nad naszymi głowami. (...) Mama dopadła okna. - Wieś płonie! - krzyczy. (...) O godzinie 7.00 strzały i jęki ucichły. Zewsząd wiało grozą śmierci i zniszczenia. Ocaleni od pogromu mogli teraz zobaczyć tragedię swego miasteczka i dokonanego w nim ludobójstwa. W niespełna 2 godziny zginęło 128 niewinnych ludzi. Większość z nich, jak stwierdzili potem naoczni świadkowie, z rąk siepaczy Bielskiego i "Pobiedy". Mordercy obojga płci wpadali do mieszkań i seriami z automatów unicestwiali we śnie całe rodziny, a obrabowane w pośpiechu (nawet z zegarków) domostwa palili i pijani od krwi, z okrzykiem "hura!" szli dalej mordować. Wielu zbudzonych nagłą strzelaniną i jękiem sąsiadów wylatywało na podwórko. Tych rozstrzeliwano z dziećmi pod ścianami chat. Jedni i drudzy wraz z domostwem obracali się w popiół. Daleko słychać było ryk bydła i rżenie zagrabianych koni. Podczas dantejskiego pogrzebu trudno było zidentyfikować pozostałe czasem tylko kończyny dzieci, rodziców, dziadków z rodów Karniewiczów, Łojków, Chmarów i wielu innych". Trzy lata młodszy Bolesław Chmara opowiadał: - Wywołali mojego starszego o trzy lata brata na ganek. Wyszedł. Wśród nich była kobieta. Podniosła karabin i trafiła go prosto w pierś. To była rozrywająca kula dum-dum. Wyrwało mu całe ramię. Ona wzruszyła ramionami, odwróciła się na pięcie i poszli dalej. Zrabowali, co się dało, a chałupę puścili z dymem. W czasie ataku partyzanci-mordercy spalili również kościół, wraz z dokumentacją parafialną, szkołę, budynek gminy, pocztę i remizę. Wśród zabitych 128 osób, prócz mężczyzn, były również trzy kobiety, kilkunastoletni chłopcy i dziesięcioletnie dziecko. Zaskoczeni w czasie snu mieszkańcy próbowali się bronić, zabijając kilku napastników. Zaledwie kilku Polakom udało się uciec do lasu, ratując życie.

Zabijali przez antysemityzm

Wersja żydowska jest całkowicie odmienna. Zbrodnię w Nalibokach tłumaczą przedwojennym antysemityzmem Polaków (choć ze wspomnień wyłania się przede wszystkim obraz zgodnego współistnienia mieszkańców; wśród 4 tys. Polaków mieszkało kilkuset Żydów), który nasilił się po wejściu Niemców w czerwcu 1941 r. Sulia Wolozhinska Rubin, której mąż brał udział w rzezi w Nalibokach, wspominała: "Nieopodal (dworzeckiego) getta znajdowała się wioska. Żydzi musieli przez nią przechodzić po drodze do lasu, a partyzanci (sowieccy) w drodze z lasu. Ci wieśniacy ostrzegali biciem w dzwony i waleniem w miedziane garnki o przemarszu takich osób, aby ostrzec pobliskie wioski. Chłopi wybiegali z siekierami, sierpami - czymkolwiek, co może służyć do zabijania - i rżnęli każdego, a potem rozdzielali między siebie cokolwiek ci nieszczęśliwcy mieli". ("Against the Tide. The Story of an Unknown Partisan", Jerozolima 1980). W nakręconym później filmie dokumentalnym żona rzeźnika dodała, że polscy chłopi ukrzyżowali na drzewie ojca jej męża, co miało być bezpośrednią przyczyną dokonania masakry ("The Bielsky Brothers. The Unkown Partisans", Soma Productions, 1993).

Ponoć do dziś film służy jako materiał pomocniczy w nauczaniu o Holokauście w izraelskich szkołach. W meldunkach do dowództwa partyzanci sowieccy przedstawiali atak jako swój sukces, chwaląc się 250 zabitymi, zarekwirowaniem dużej ilości broni i amunicji, uprowadzeniem 100 krów i 78 koni. Akcja miała być skutecznym rozbiciem niemieckiego garnizonu "samochody". W rzeczywistości podczas masakry, w Nalibokach nie było Niemców, jedynie przez przypadek nocował tam jeden policjant białoruski. Tak rodził się mit o walce partyzantów sowieckich, w tym oddziału Bielskich z Niemcami. Bitwy z okupantem były w rzeczywistości napaściami na polskie i białoruskie wsie. Od początku 2001 r. IPN (oddziałowa komisja w Łodzi) prowadził śledztwo w sprawie zbrodni w Nalibokach i innych mordów popełnionych na ludności cywilnej i żołnierzach Armii Krajowej na terenie byłego województwa nowogródzkiego. Obszerny materiał dowodowy nie doprowadził jednak do skazania żyjących do dziś sprawców.

Bielscy w Nowym Jorku

W kończących film napisach pojawia się informacja, że Tewje Bielski po szczęśliwym wyprowadzeniu swoich ludzi z puszczy (wcześniej pojawia się porównanie do Mojżesza i jego wyjścia z Egiptu), wstępuje do Armii Czerwonej. Ale przecież pod sowieckimi rozkazami działał już od kilku lat... Nie znajdziemy też choćby wzmianki o dalszych losach braci, mimo, że ma to być ich prawdziwa historia. Tymczasem wiadomo, że po 1945 r. Tewje wyjechał wraz z rodziną do Palestyny, w Tel Awiwie otworzył sklep z artykułami spożywczymi. Jako ochotnik brał udział pierwszej wojnie izraelsko-arabskiej. W 1955 r. przeniósł się do Nowego Jorku i do końca życia pracował jako taksówkarz na Brooklynie. Tu zmarł w wieku 81 lat. Po śmierci jego ciało zostało sprowadzone do Izraela i pochowane na Cmentarzu Bohaterów. Szkoda także, że zabrakło późniejszej historii. Media doniosły, że amerykańskie małżeństwo - Aron i Henryka Bell - porwało 93-letnią Janinę Zaniewską z Florydy i umieściło ją w domu opieki pod Poznaniem. Aby zapewnić staruszce "wakacje" w dawno niewidzianej Polsce wyłudzili od niej pełnomocnictwo i wyczyścili jej konto z kwoty 250 tys. dolarów życiowych oszczędności. Kiedy sprawa wyszła na jaw, Aron i Henryka Bell zostali w USA aresztowani (zarzut porwania i oszustwa). Aron Bell to najmłodszy brat Tewjego - Aron Bielski.


 

POLECANE
Stopnie BRAVO i BRAVO-CRP przedłużone. Pilny komunikat rządu z ostatniej chwili
Stopnie BRAVO i BRAVO-CRP przedłużone. Pilny komunikat rządu

Premier przedłużył drugi stopień alarmowy BRAVO i BRAVO-CRP na terenie całej Polski do 31 sierpnia 2025. Wyjaśniamy, co to oznacza i dlaczego władze proszą obywateli o czujność.

Ukraińskie drony znowu w akcji. Ważna fabryka w Rosji trafiona z ostatniej chwili
Ukraińskie drony znowu w akcji. Ważna fabryka w Rosji trafiona

Drony Sił Systemów Bezzałogowych ukraińskich wojsk zaatakowały w Rosji fabrykę radarów, wykorzystywanych w dronach i rakietach, które ostrzeliwują Ukrainę – powiadomił w sobotę Sztab Generalny w Kijowie.

Cztery podgatunki elit gardzących polską hołotą tylko u nas
Cztery podgatunki elit gardzących polską hołotą

Ciągle się zastanawiam skąd bierze się głębokie przekonanie niektórych środowisk o ich wyższości, lepszym wykształceniu, europejskości nad „prostakami” z prawicy, którzy nic nie kumają z otaczającej ich rzeczywistości tkwiąc mentalnie w Średniowieczu (nie będę, jaśnie oświeconym, wyjaśniał co wniosły w legacie do naszego dzisiejszego życia wykpiwane wieki średnie bo zajęłoby to zbyt wiele czasu a oni i tak by tego nie pojęli – przy okazji tylko i na końcu przypomnijmy, że między innymi ich guru Bronisław Geremek był mediewistą, zajmującym się, o zgrozo, prostytucją…) i nie wychodząc od miejscowego proboszcza (alternatywnie ”z kruchty”).

Wimbledon: Pewne zwycięstwo Igi Świątek z Danielle Collins z ostatniej chwili
Wimbledon: Pewne zwycięstwo Igi Świątek z Danielle Collins

Iga Świątek awansowała do czwartej rundy wielkoszlemowego turnieju na trawiastych kortach Wimbledonu. Rozstawiona z numerem ósmym tenisistka pewnie pokonała Amerykankę Danielle Collins 6:2, 6:3. Jej kolejną rywalką w Londynie będzie Dunka Clara Tauson.

Komu służycie?. Ostra reakcja Roberta Bąkiewicza na zaskakujący ruch policji z ostatniej chwili
"Komu służycie?". Ostra reakcja Roberta Bąkiewicza na zaskakujący ruch policji

Robert Bąkiewicz ostro skrytykował decyzję policji o wprowadzeniu zakazu lotów dronów przy granicy z Niemcami. Jak twierdzi, ograniczenia uderzają w działania obywatelskie mające na celu kontrolę migracji; zakaz ogłoszono dwa dni po tym, jak Ruch Obrony Granic zakupił własne drony do patrolowania pasa przygranicznego.

Komunikat dla mieszkańców woj. świętokrzyskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. świętokrzyskiego

W sobotę uruchomiono wakacyjną, bezpłatną linię autobusową z Kielc na Święty Krzyż. Kursy realizowane będą w każdą sobotę i niedzielę do 28 września. Pasażerom towarzyszyć będzie przewodnik, który opowie o atrakcjach turystycznych regionu i zaprezentuje najciekawsze miejsca na Łysej Górze.

Awaria gazociągu w Gdańsku. Nowe informacje z ostatniej chwili
Awaria gazociągu w Gdańsku. Nowe informacje

Służby zakończyły działania na terenie terminala promowego na półwyspie Westerplatte w Gdańsku, gdzie w południe doszło do uszkodzenia gazociągu z gazem ziemnym. Nikomu nic się nie stało.

Nie czuję lewej nogi. Polska wokalistka bardzo chora Wiadomości
"Nie czuję lewej nogi". Polska wokalistka bardzo chora

Maja Hyży ponownie trafiła do szpitala. Wokalistka przeszła już dziewiątą operację związaną z rzadką chorobą biodra, na którą cierpi od dzieciństwa. Niestety, zabieg nie przebiegł bez komplikacji. W mediach społecznościowych artystka podzieliła się z niepokojącymi informacjami.

Zamknięte popularne kąpieliska. Nowy komunikat GIS z ostatniej chwili
Zamknięte popularne kąpieliska. Nowy komunikat GIS

Upały, brak wiatru i opadów to idealne warunki do pojawienia się sinic w jeziorach i zalewach. Główny Inspektorat Sanitarny (GIS) poinformował 4 lipca o czasowym zamknięciu trzech kąpielisk śródlądowych z powodu zakwitu tych bakterii. Czerwona flaga oznacza całkowity zakaz kąpieli – nawet chwilowy kontakt z wodą może być niebezpieczny dla zdrowia.

Kryzys w koalicji rządowej. Kosiniak-Kamysz zabiera głos z ostatniej chwili
Kryzys w koalicji rządowej. Kosiniak-Kamysz zabiera głos

Nie boję się o stabilność koalicji; nie boję się o porozumienie naszych czterech formacji - uspokajał w sobotę szef PSL, wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz, odnosząc się do informacji o spotkaniu lidera Polski 2050 Szymona Hołowni z politykami PiS.

REKLAMA

[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: „Bohaterscy” Bielscy mordują Polaków w Nalibokach

W nocy z 8 na 9 maja 1943 r. Naliboki – polska wieś na okupowanych Kresach II Rzeczpospolitej - zostały zaatakowane. W pacyfikacji zarządzonej i przeprowadzonej przez partyzantkę sowiecką, brali udział ludzie z grupy Bielskiego - wśród napastników świadkowie rozpoznali swoich niedawnych sąsiadów narodowości żydowskiej.
kadr z filmu The Bielski Brothers An Introduction [Tylko u nas] Tadeusz Płużański: „Bohaterscy” Bielscy mordują Polaków w Nalibokach
kadr z filmu The Bielski Brothers An Introduction / Screen YouTube JewishPartisans

W holywoodzkim szlagierze "Opór" ("Defiance") z 2008 r. skazani na zagładę przez hitlerowskich okupantów Żydzi z okolic Naliboków zakładają w puszczy obóz, aby uniknąć represji i stosować tytułowy opór. Przeciwko komu? Przeciwko ich śmiertelnemu wrogowi - Niemcom. O brutalnych napaściach na polskie wioski, a przede wszystkim mordzie dokonanym w Nalibokach - ani słowa. Superprodukcja Edwarda Zwicka (twórca m.in. "Ostatniego samuraja") pokazuje bandytę Tewje Bielskiego (w tej roli James Bond, czyli Daniel Craig) jako bohatera bez skazy.

Najpierw (1941 r.) grupa liczy 40 osób - głównie członków rodziny Bielskich, ich kuzynów i sąsiadów, stąd nazwa obóz rodzinny. W szczytowej fazie Jerozolima (bo tak mówi się o leśnym schronieniu okolicznych Żydów) osiąga liczbę ponad tysiąca - są to mężczyźni, kobiety i dzieci, zarówno prości ludzie, jak i inteligenci, którym udało się uniknąć zamknięcia w gettach i późniejszej zagłady. Dobra potrzebne im do przetrwania wytwarzają sami lub dzięki pomocy chłopów. Na początku istnienia obozu ustalili bowiem, że nie będą napadać na wsie i urządzać rekwizycji całego dobytku ich mieszkańców. Ponieważ muszą jednak coś jeść i czymś się odziać, zabierają miejscowej ludności żywność i ubrania - ale tylko na zasadzie dobrowolnej zrzutki na obóz i nie więcej niż połowę zasobów. Taka jest reguła. Dzięki temu żyją z chłopami w niczym nie zmąconej harmonii. Najczęściej po produkty do wsi udają się kobiety. Potem wszystko jest dzielone po równo. Nie ma lepszych i gorszych. Pełna demokracja. Gdy przychodzi zima, wszyscy cierpią z głodu i zimna (najgorzej ma nasz bohater - charczący Tewje omal nie umiera). Wobec kobiet mężczyźni są opiekuńczy, pod wpływem narzeczonej Bielski zmienia nawet swoje rozkazy.

Czołgi na bagnach

Gdyby w puszczańskich ostępach pojawił się wróg - Niemiec, Jerozolima jest przygotowana do oporu. Broni jej grupa Żydów (broń zdobyli na Niemcach) pod dowództwem szefa całego obozu - przedwojennego kaprala WP, syna młynarza, który do 1939 r. prowadził razem z żoną sklep tekstylny, 34-letniego wówczas Tewje Bielskiego. W utrzymaniu porządku w obozie pomagają mu trzej bracia - Zus, Asael i Aron. W pewnym momencie część partyzantów, kierowanych przez brata Tewjego - Zusa odchodzi z obozu, by przyłączyć się do stacjonującej w Puszczy Nalibockiej partyzantki sowieckiej. Mimo, iż żydowscy bojownicy doświadczają antysemityzmu Rosjan, zaskarbiają sobie ich uznanie. To oni co chwila najbardziej bohatersko walczą. Z kim? Oczywiście z Niemcami, a tylko sporadycznie z kolaborującą z okupantem białoruską policją pomocniczą. "Opór" kończy się wielką bitwą z Niemcami na bagnach, po których sprawnie poruszają się hitlerowskie czołgi. Zwycięstwo Jerozolimie zapewnia odsiecz Zusa Bielskiego, który porzucił sowieckich partyzantów, by powrócić do ewakuującego się obozu, którego dzielnie bronił jego brat Tewje - kryształowy bohater. Tyle wyprodukowana za dziesiątki milionów dolarów hollywoodzka superprodukcja. Podkreślić trzeba, że oparty na faktach film ma przedstawiać prawdziwą historię braci Bielskich.

"Nie walczyłem z Niemcami"

Co w filmie jest prawdą? Właściwie tylko tyle, że taki obóz istniał i wojnę przeżyło w nim ok. 1200 osób. Nie ma tam sprawy najbardziej obciążającej, czyli rzezi dokonanej przez partyzantów w Nalibokach. Ale po kolei. W Puszczy Nalibockiej stacjonowało w czasie wojny ok. 10 tys. sowieckich partyzantów skupionych w kilku obozach. Składali się z rozbitych przez Niemców oddziałów, nad którymi dowództwo sprawowali oficerowie zrzuceni samolotami z Moskwy. Jako, że tereny te zostały w 1939 r. włączone do Związku Sowieckiego, owi partyzanci traktowali je jako swoje. Głównym wrogiem nie byli Niemcy. Celem byli polscy mieszkańcy wsi i polskie podziemie zbrojne. Prócz obozów sowieckich w Puszczy Nalibockiej Żydzi utworzyli dwa duże obozy siemiejnyje (czyli właśnie rodzinne). Pierwszym dowodzili Tewje Bielski, drugim - nieco mniejszym - inny samozwańczy komendant, a właściwie kolejny krwawy watażka - Simcha Zorin. Nie zamierzali walczyć, tylko przeżyć. Plan został zrealizowany - do żadnej bitwy z Niemcami nie doszło. Potwierdził to nawet... Tewje Bielski. W zaraz powojennych wspomnieniach podkreślał, że jego Jerozolima "nigdy nie weszła do akcji z okupantem". Tuż przed śmiercią, w 1987 r., powtórzył to w jednym z wywiadów: "Widziałem, co robią Niemcy. Chciałem być inny. Zamiast zabijać, chciałem ratować. Nie walczyłem z Niemcami, to prawda. Bo uważałem, że jeden uratowany Żyd jest ważniejszy niż 10 zabitych Niemców". A zatem żadnego zbrojnego oporu nie było. To, pierwsze, można powiedzieć - założycielskie kłamstwo "Oporu".

Żydzi najbardziej dają się we znaki

Kłamstwo drugie. Jerozolima nie była - jak tego chcą w Hollywood - obozem autonomicznym, którego tyko wydzielona część partyzantów (z Zusem Bielskim na czele) znajdowała się pod rozkazami sowieckimi. Dowództwu w Moskwie podporządkowani byli wszyscy. Historycy podkreślają, że Tewje Bielski szybko porozumiał się z Sowietami i wszedł pod ich komendę.
W raportach Delegatury Rządu z tego okresu czytamy: "Zagadnienie bezpieczeństwa w ogóle nie istnieje, a teren objęty partyzantką robi wrażenie »dzikich pól«. Życie ludzkie straciło wszelką cenę, a doraźne egzekucje są powszechne na całym terenie. (...) Teren, gdzie Niemcy nie docierają, a zwłaszcza Puszcza Nalibocka, jest siedliskiem przeważnie sowieckich oddziałów dywersyjnych. Są one dobrze uzbrojone w broń ręczną i maszynową, dowodzone przez oficerów sowieckich specjalnie wyszkolonych do walki partyzanckiej i podobno liczą ok. 10.000 ludzi. (...) Ludność miejscowa jest zmęczona i znękana ciągłymi rekwizycjami, a często i rabunkiem odzieży, żywności i inwentarza. Najbardziej dają się we znaki, zwłaszcza w odniesieniu do ludności polskiej tzw. oddziały rodzinne (siemiejnyje), składające się wyłącznie z Żydów i Żydówek w sile 2-ch batalionów".

Mołojcy do wypitki i miłości

Kłamstwo trzecie. Warunki i stosunki panujące w obozie. Opisał je m.in. czasowy zastępca Tewje Bielskiego, polski przedwojenny komunista Józef Marchwiński (żonaty z Żydówką o imieniu Ester i dlatego dołączony do obozu przez dowództwo sowieckie): "Bielskich było czterech braci, chłopów rosłych i dorodnych i nic też dziwnego, że mieli powodzenie u niewiast w obozie. Byli to mołojcy do wypitki i miłości, nie mieli jednak ciągotek do wojaczki. Najstarszy z nich (dowódca obozu) Tewie Bielski zarządzał nie tylko wszystkimi Żydami w obozie, lecz dowodził również dość licznym i ślicznym »haremem« - niby król Saud w Arabii Saudyjskiej. W obozie, gdzie rodziny żydowskie kładły się często na spoczynek z pustymi żołądkami, gdzie matki przytulały do wyschniętych piersi głodne swoje dzieci, gdzie błagały o dodatkową łyżkę ciepłej strawy dla swoich maleństw - w tymże obozie kwitło inne życie, był też inny, bogaty świat! Bielski i jego świta nie narzekali na złe warunki, na okupację. Posiadając złoto i kosztowności swoich ziomków, mogli prowadzić wystawny tryb życia. W ziemiankach braci Bielskich i najbliższego ich otoczenia, stoły uginały się od wytrawnych potraw i napojów, a liczne grono pięknych kobiet stale otaczało Tewie Bielskiego i jego trzech budrysów. Piękności te nie znały głodu i niedostatku. Były zawsze ślicznie ubrane, a na ich rękach i szyjach lśniły blaskiem drogie klejnoty i kamienie, nie zbrukały też zbożną pracą swych białych rączek". Tewje był nie najlepiej oceniany nawet w raportach sowieckich: "Bielski nie zajmował się pracą bojową, a spekulował w oddziałach. Brał od swoich partyzantów złoto na zakup broni i przywłaszczał je, a broni nie dawał".

Mordercy obojga płci

Kłamstwo czwarte i najważniejsze. Naliboki. Od 1942 r. na to niewielkie miasteczko w powiecie Stołpce, woj. nowogródzkie zaczęli napadać sowieccy partyzanci (podobnie było w innych okolicznych wioskach). We wspomnieniach mieszańców funkcjonują jako zwykłe bandy rabunkowe. Aby przeciwdziałać grabieży, Polacy zorganizowali w Nalibokach samoobronę (była przykrywką dla miejscowej Armii Krajowej). Wiosną 1943 r. Sowietom rabunek nie wystarczył. Postanowili podporządkować sobie samoobronę z Naliboków. Polacy nie zgodzili się. Na wymuszonych przez sowieckie dowództwo spotkaniach strony ustaliły jednak, że wzajemnie nie będą na siebie napadać. Miasteczko Naliboki i pobliskie osady miały stanowić domenę Polaków. Szybko porozumienie zostało jednak złamane. W nocy z 8 na 9 maja 1943 r. Naliboki zostały zaatakowane. W pacyfikacji, zarządzonej i przeprowadzonej przez partyzantkę sowiecką, brali udział ludzie z grupy Bielskiego (wśród napastników świadkowie rozpoznali swoich niedawnych sąsiadów narodowości żydowskiej). Mimo, że to fakt bezsporny, coraz częściej jest negowany. Wacław Nowicki, 18-letni wówczas chłopiec, który jako jeden z nielicznych ocalał z rzezi, wspominał po latach ("Żywe echa", Warszawa 1993): "Godzina 5 rano, 8 maja 1943 roku. Długa seria z kaemu rozpruła poniżej okien frontową ścianę naszego domu, stojącą pod nią kanapę, przeleciała przez pokój i ugrzęzła w przeciwległej ścianie zaledwie kilka centymetrów nad naszymi głowami. (...) Mama dopadła okna. - Wieś płonie! - krzyczy. (...) O godzinie 7.00 strzały i jęki ucichły. Zewsząd wiało grozą śmierci i zniszczenia. Ocaleni od pogromu mogli teraz zobaczyć tragedię swego miasteczka i dokonanego w nim ludobójstwa. W niespełna 2 godziny zginęło 128 niewinnych ludzi. Większość z nich, jak stwierdzili potem naoczni świadkowie, z rąk siepaczy Bielskiego i "Pobiedy". Mordercy obojga płci wpadali do mieszkań i seriami z automatów unicestwiali we śnie całe rodziny, a obrabowane w pośpiechu (nawet z zegarków) domostwa palili i pijani od krwi, z okrzykiem "hura!" szli dalej mordować. Wielu zbudzonych nagłą strzelaniną i jękiem sąsiadów wylatywało na podwórko. Tych rozstrzeliwano z dziećmi pod ścianami chat. Jedni i drudzy wraz z domostwem obracali się w popiół. Daleko słychać było ryk bydła i rżenie zagrabianych koni. Podczas dantejskiego pogrzebu trudno było zidentyfikować pozostałe czasem tylko kończyny dzieci, rodziców, dziadków z rodów Karniewiczów, Łojków, Chmarów i wielu innych". Trzy lata młodszy Bolesław Chmara opowiadał: - Wywołali mojego starszego o trzy lata brata na ganek. Wyszedł. Wśród nich była kobieta. Podniosła karabin i trafiła go prosto w pierś. To była rozrywająca kula dum-dum. Wyrwało mu całe ramię. Ona wzruszyła ramionami, odwróciła się na pięcie i poszli dalej. Zrabowali, co się dało, a chałupę puścili z dymem. W czasie ataku partyzanci-mordercy spalili również kościół, wraz z dokumentacją parafialną, szkołę, budynek gminy, pocztę i remizę. Wśród zabitych 128 osób, prócz mężczyzn, były również trzy kobiety, kilkunastoletni chłopcy i dziesięcioletnie dziecko. Zaskoczeni w czasie snu mieszkańcy próbowali się bronić, zabijając kilku napastników. Zaledwie kilku Polakom udało się uciec do lasu, ratując życie.

Zabijali przez antysemityzm

Wersja żydowska jest całkowicie odmienna. Zbrodnię w Nalibokach tłumaczą przedwojennym antysemityzmem Polaków (choć ze wspomnień wyłania się przede wszystkim obraz zgodnego współistnienia mieszkańców; wśród 4 tys. Polaków mieszkało kilkuset Żydów), który nasilił się po wejściu Niemców w czerwcu 1941 r. Sulia Wolozhinska Rubin, której mąż brał udział w rzezi w Nalibokach, wspominała: "Nieopodal (dworzeckiego) getta znajdowała się wioska. Żydzi musieli przez nią przechodzić po drodze do lasu, a partyzanci (sowieccy) w drodze z lasu. Ci wieśniacy ostrzegali biciem w dzwony i waleniem w miedziane garnki o przemarszu takich osób, aby ostrzec pobliskie wioski. Chłopi wybiegali z siekierami, sierpami - czymkolwiek, co może służyć do zabijania - i rżnęli każdego, a potem rozdzielali między siebie cokolwiek ci nieszczęśliwcy mieli". ("Against the Tide. The Story of an Unknown Partisan", Jerozolima 1980). W nakręconym później filmie dokumentalnym żona rzeźnika dodała, że polscy chłopi ukrzyżowali na drzewie ojca jej męża, co miało być bezpośrednią przyczyną dokonania masakry ("The Bielsky Brothers. The Unkown Partisans", Soma Productions, 1993).

Ponoć do dziś film służy jako materiał pomocniczy w nauczaniu o Holokauście w izraelskich szkołach. W meldunkach do dowództwa partyzanci sowieccy przedstawiali atak jako swój sukces, chwaląc się 250 zabitymi, zarekwirowaniem dużej ilości broni i amunicji, uprowadzeniem 100 krów i 78 koni. Akcja miała być skutecznym rozbiciem niemieckiego garnizonu "samochody". W rzeczywistości podczas masakry, w Nalibokach nie było Niemców, jedynie przez przypadek nocował tam jeden policjant białoruski. Tak rodził się mit o walce partyzantów sowieckich, w tym oddziału Bielskich z Niemcami. Bitwy z okupantem były w rzeczywistości napaściami na polskie i białoruskie wsie. Od początku 2001 r. IPN (oddziałowa komisja w Łodzi) prowadził śledztwo w sprawie zbrodni w Nalibokach i innych mordów popełnionych na ludności cywilnej i żołnierzach Armii Krajowej na terenie byłego województwa nowogródzkiego. Obszerny materiał dowodowy nie doprowadził jednak do skazania żyjących do dziś sprawców.

Bielscy w Nowym Jorku

W kończących film napisach pojawia się informacja, że Tewje Bielski po szczęśliwym wyprowadzeniu swoich ludzi z puszczy (wcześniej pojawia się porównanie do Mojżesza i jego wyjścia z Egiptu), wstępuje do Armii Czerwonej. Ale przecież pod sowieckimi rozkazami działał już od kilku lat... Nie znajdziemy też choćby wzmianki o dalszych losach braci, mimo, że ma to być ich prawdziwa historia. Tymczasem wiadomo, że po 1945 r. Tewje wyjechał wraz z rodziną do Palestyny, w Tel Awiwie otworzył sklep z artykułami spożywczymi. Jako ochotnik brał udział pierwszej wojnie izraelsko-arabskiej. W 1955 r. przeniósł się do Nowego Jorku i do końca życia pracował jako taksówkarz na Brooklynie. Tu zmarł w wieku 81 lat. Po śmierci jego ciało zostało sprowadzone do Izraela i pochowane na Cmentarzu Bohaterów. Szkoda także, że zabrakło późniejszej historii. Media doniosły, że amerykańskie małżeństwo - Aron i Henryka Bell - porwało 93-letnią Janinę Zaniewską z Florydy i umieściło ją w domu opieki pod Poznaniem. Aby zapewnić staruszce "wakacje" w dawno niewidzianej Polsce wyłudzili od niej pełnomocnictwo i wyczyścili jej konto z kwoty 250 tys. dolarów życiowych oszczędności. Kiedy sprawa wyszła na jaw, Aron i Henryka Bell zostali w USA aresztowani (zarzut porwania i oszustwa). Aron Bell to najmłodszy brat Tewjego - Aron Bielski.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe