[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: W Niemczech pytają mnie o "przesiedlenia gejów w Polsce", ale to w Berlinie gejów biją

Za każdym razem, kiedy poznaję kogoś w Berlinie, padają pytania: czy nie boisz się wracać do Polski? Czy wolno ci wjechać do Strefy Wolnej od LGBT? Czy w Polsce są więzienia dla homoseksualistów? Czy są przesiedlenia?
Brama Brandenburska [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: W Niemczech pytają mnie o
Brama Brandenburska / Pixabay.com

Tak oderwane od rzeczywistości jest postrzeganie naszego kraju u wielu Niemców, szczególnie tych, którzy uwierzyli w tęczowo-unijną nagonkę, którą Polsce zgotowali aktywiści LGBT.

Możliwe, że chęć niemieckiej wiary w dyskryminującą, homofobiczną Polskę jest też wynikiem wyrzutów sumienia, które Niemcy starają się zepchnąć w nieświadomość. Bo kiedy oderwiemy wzrok od niemieckiego prawodawstwa, to sytuacja gejów i lesbijek za Odrą staje się coraz gorsza. I to, co Niemcy zarzucają Polsce... dzieje się na ich własnym podwórku.

 

2015, Berlin

Jestem tu od niedawna, jeszcze nie znam miasta. Znam za to parę gejów, starszych facetów, którzy tutaj dorośli. Całe życie w Berlinie, prawie całe życie razem. Poznaliśmy się w Schwules Museum, które znajduje się w podupadłym mieszkaniu w starej kamienicy na Kreuzbergu, imigrancko-studenckiej dzielnicy miasta. Jeden z nich, L., pracuje tam w ramach wolontariatu i opowiada turystom o historii stolicy.

Jedziemy samochodem na cmentarz żydowski, który chcę zobaczyć. Mijamy małe, arabskie sklepy z szyldami w dwóch językach i owocami wystawionymi na prowizorycznej ladzie przed każdym lokalem. W powietrzu czuć dym z sziszy. Kiedy przejeżdżamy obok posterunku policji, L. marszczy czoło.

Wiesz, że byłem kiedyś policjantem? - komentuje, a ja dziwię się, bo nie umiem wyobrazić sobie jego, pracownika muzeum, jako „gliny”.

Byłeś? Do kiedy?

Do połowy lat 70tych, aż mnie wyrzucili.

A za co?

L., widząc moje zainteresowanie, zaczyna opowiadać. Jest już starszy i chętnie wspomina. Do tego wspomnienia wraca jednak z grymasem obrzydzenia na twarzy:

Mówiłem ci, że do 67-68' był u nas Paragraf 175. Karano za „akty homoseksualne”. To niby było prawo jeszcze z XIX wieku, ale dopiero naziści zaczęli z niego korzystać. Tu, niedaleko Berlina, był też obóz koncentracyjny dla homoseksualistów. Sachsenhausen. Wyrywano ludziom paznokcie, kastrowano ich, rzucano wytresowanym psom na rozerwanie. Okropne rzeczy, okropne. Jak skończyła się wojna, ci więźniowie zostali w obozach. Innych puszczono do domów, a tamci zostali...

Ale to było w latach 40tych, prawda? Potem właśnie ten paragraf zniesiono, więc jak... - przerywam, a L. uśmiecha się gorzko.

Zniesiono, nie zniesiono. To było tak: paragraf przestał istnieć, ale nie zmieniło się myślenie. Ja wtedy byłem nowy, dopiero kilka lat w pracy, nie rozumiałem, co i jak. I nagle zachorowałem, wysłali mnie więc do lekarza. A tam testy, badania i lekarz mnie pyta o moje partnerki. O to, wiesz, z kim i kiedy. Najpierw nie chciałem powiedzieć, ale lekarz... A nie, to była pani doktor! I ta pani doktor przyszła i powiedziała, że muszę powiedzieć. No, to powiedziałem. I po kilku tygodniach dostałem pismo. Tak, pismo z policji. Że będzie komisja, mam się stawić. I dali mi wybór: albo odejdę, albo nie będę miał życia.

L. zakręca, auto powoli hamuje.

Ale jaki podali oficjalny powód?

„Nieprzykładne zachowanie”, „zachowanie niegodne policjanta”. Coś takiego. Pismo nadal mam w domu, nawet sobie w ramkę oprawiłem i wisi w piwnicy. Mogę ci pokazać.

Parkujemy przy żydowskim cmentarzu, a ja wysiadam, zmieniając nieco w tym momencie moje wyobrażenie o Niemczech. W Polsce homoseksualizm nigdy nie był karany.

 

2016, pod Hamburgiem

Ze snu budzi mnie krzyk kumpla. J. otwiera drzwi do pokoju gościnnego, w którym śpię i mówi:

Waldek, wstawaj! Samochód nam rozjeb*ali!

Nie wiem, co się dzieje. Minionego wieczoru zasnąłem późno i trudno mi jest w pełni powrócić do ciała. Jest zima, jest jeszcze ciemno. Wciągam na nogi dres i bluzę, zakładam buty i wychodzę za J. z mieszkania. Schodzimy wąską klatką schodową bloku z lat 70tych na dwór, gdzie czeka P., partner J. Ma na sobie czapkę, która prawie zakrywa mu czerwoną od mrozu (?) twarz. P. świeci latarką w telefonie na samochód. Kiedy podchodzę bliżej, widzę, co się stało.

Cała przednia szyba jest wgnieciona. Szyba trzyma się ostatkami siły, ale rozdrobniona jest na tysiące małych kawałeczków. Wygląda jak zamarznięta kałuża, na którą ktoś nadepnął. Podobne wgniecenie jest w masce samochodu.

Ktoś musiał wejść, jak spaliśmy, na samochód i...

Ale dlaczego?! Kto?! - pytam zrozpaczony, nie umiejąc tego wyjaśnić. Już nie śpię, ale nadal czuje się, jakbym spał. Nie wiem, co się dzieje. P. jest smutny i też nie wie, co powiedzieć. To było ich pierwsze wspólne auto, nic drogiego, ale kupili je razem z pieniędzy, które zarobili po przeprowadzce na niemiecką prowincję.

Nie wiem – odpowiada P. ostatecznie – Były jakieś spiny w pracy, jakieś chamskie komentarze, ale nie wiem.

Zaczynają obaj opowiadać, że w fabryce, w której pracują, byli szykanowani jako „Polaczki” i „p*dały”. Były przepychanki. A później, jak robili imprezę imieninową, to przyszedł do nich sąsiad i im groził.

Dzwonimy na policję, a zanim ta przyjeżdża, znajdujemy w krzakach pokaźny kamień, mały głaz. Na kamieniu są ślady niebieskiej farby, która pasuje do koloru karoserii. Policja przyjeżdża po 40 minutach i zbiera nasze zeznania. Pytam się, czy „da się coś z tym zrobić”. Policjant jest uprzejmy, ale nie robi nam nadziei.

Takie rzeczy się tu ostatnio dzieją – dodaje funkcjonariusz przed odjazdem.

Wracamy do domu. Powoli kończy się noc, a ja zastanawiam się: gdyby to było w Polsce, byłoby to w gazetach. Jako „atak z nienawiści”. Jako homofobia.

 

2017, znowu Berlin

Jestem z moim partnerem na dzikiej plaży. Siedzimy nad największym jeziorem w Berlinie, nad Müggelsee. Wszędzie nad wodą rosną drzewa, wszędzie nad wodą siedzą ludzie. Dzień chyli się ku wieczorowi, a my jemy winogrona i rozmawiamy. Z nadejściem zmroku zaczynają otaczać nas świetliki. Nigdy jeszcze nie widziałem świetlików. Wydają mi się zaczarowane.

Robi się chłodno, ludzie zaczynają zbierać się do domów. Zbieramy się i my. Jesteśmy jednymi z ostatnich, którzy opuszczają plażę.

Nagle, całkiem niespodziewanie, lecą w naszą stronę wyzwiska. Za wyzwiskami leci coś innego, świszcząc prawie niezauważalnie w powietrzu:

J*bane p*dały! Wypi*rdalać!

- krzyczy ktoś zza naszych pleców. Nie ma obcego akcentu. To Niemiec.

Odwracamy się, by zobaczyć przed sobą rozpaloną gniewem nieznaną twarz. Niemiec stoi kilkanaście metrów od nas, rozkraczony nad ramą swojego roweru. Nie wiemy, jak zareagować, odwracamy się więc i przyspieszamy kroku. Wtedy w plecak mojego partnera uderza kamień, niewiele mijając jego kark i czaszkę.

Złość zalewa mi twarz, odwracam się do napastnika, ale ten wsiada na rower i odjeżdża. Ja czuję w sobie taki gniew, jakiego jeszcze nigdy nie czułem. Obok gniewu, czuję poniżenie, bo nie byłem w stanie ochronić partnera. Ochronił go tylko przypadek.

I znowu zastanawiam się, czy nie powinienem zmienić mojego zdania o kraju, w którym mieszkam. I wiem, że gdyby to zdarzyło się w mojej Ojczyźnie, lewicowe media „grzałyby temat”. To, że dzieje się to w „świętych, tolerancyjnych” Niemczech – tego postępowe media w Polsce nawet nie mogą (nie chcą?) sobie wyobrazić.

 

Ostatnia niedziela, też Berlin

Młody mężczyzna z tęczową flagą wystającą z plecaka zostaje zaatakowany i zraniony przez grupę napastników w centralnej części Berlina - Mitte. Jeden ze sprawców kopnie go w plecy. Kiedy zaatakowany próbuje się bronić, dostaje z pięści w twarz.

Mitte to elegancka część niemieckiej stolicy. Hackerscher Markt, gdzie dochodzi do napaści, to jedna z prestiżowych okolic, pełna drogich butików i restauracji. Nie ma tu mowy o niebezpiecznych dzielnicach, patologii. Nie ma też mowy o odosobnionym przypadku, bo takie rzeczy dzieją się w Berlinie co kilka dni. Potwierdzają to oficjalne statystyki lokalnej policji.

W 2018 roku Berliner Polizei naliczyła 382 napady na „osoby LGBT”. W 2019 było ich już 599. Większość z nich to tzn. „Gewalttaten”, czyli o wiele więcej, niż starcia werbalne, wyzwiska. To głównie pobicia. Wielu z napastników to imigranci, których to setki tysięcy Niemcy przyjęli w ostatnich latach do swojego kraju. O tym jednak się nie mówi w niemieckich mediach. Po co o tym mówić, „to niedobra jest!”

Niemcy od lat nie radzą sobie z wieloma problemami we własnym kraju: spada wartość pracy nisko wyspecjalizowanej, pada niemiecka Autoindustrie, rośnie liczba gwałtów. Rośnie też liczba napaści na mniejszości, również te seksualne. Niemcy jednak – nie pierwszy raz w historii! - zamiast zająć się własnym podwórkiem, próbują sprzątać to polskie. To polskie, które dla kobiet i mniejszości jest najbezpieczniejsze w Europie.

Tak długo, jak Niemcy nie posprzątają u siebie, powinni polskie podwórko pozostawić w spokoju.


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Redaktor naczelny „TS: Uśmiechnięty Sejm zamyka się w dniu demonstracji Solidarności z ostatniej chwili
Redaktor naczelny „TS": Uśmiechnięty Sejm zamyka się w dniu demonstracji Solidarności

Czyżby politycy obawiali się swoich własnych wyborców i tego, co chcą im powiedzieć?

Szef MSZ Węgier: Nie damy się wciągnąć w wojnę i NATO-wską szaloną misję pomocy Ukrainie z ostatniej chwili
Szef MSZ Węgier: "Nie damy się wciągnąć w wojnę i NATO-wską szaloną misję pomocy Ukrainie"

Pomimo wszelkich nacisków Węgry pozostaną poza "szaloną misją" NATO w celu pomocy Ukrainie – powiedział w środę w Londynie minister spraw zagranicznych Węgier Peter Szijjarto.

Polska ściga Niemcy w zakresie przyciągania studentów z obcych krajów Wiadomości
Polska ściga Niemcy w zakresie przyciągania studentów z obcych krajów

Niemcy należą tradycyjnie do grona krajów przyciągających do siebie wielu studentów z innych krajów. Gazeta Handelsblatt podaje, że w tym zakresie Polska oraz Korea Południowa także poczyniły duże postępy.

Lądowanie bez podwozia. Jest wstrząsające nagranie z ostatniej chwili
Lądowanie bez podwozia. Jest wstrząsające nagranie

W trakcie lądowania w Stambule samolot transportowy firmy FedEx miał problemy z wysunięciem przedniego podwozia. W sieci pojawiło się wstrząsające nagranie.

Zmiany w PiS. Jarosław Kaczyński podjął decyzję z ostatniej chwili
Zmiany w PiS. Jarosław Kaczyński podjął decyzję

Decyzją prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego nowym przewodniczącym zarządu wojewódzkiego partii w Małopolsce został poseł Łukasz Kmita – przekazał w środę wieczorem rzecznik PiS Rafał Bochenek. Kmita zastąpił na tym stanowisku posła Andrzeja Adamczyka.

Izraelska inwazja na Rafah. Pentagon wydał komunikat z ostatniej chwili
Izraelska inwazja na Rafah. Pentagon wydał komunikat

Szef Pentagonu Lloyd Austin powiedział w środę, że USA wstrzymały jeden transport amunicji dla Izraela w świetle zapowiadanych przez Izrael planów operacji wojskowej w Rafah w Strefie Gazy. Dodał, że jego resort dokonuje obecnie analizy dalszych transz.

Wojska NATO na Ukrainie? Stoltenberg zabrał głos z ostatniej chwili
Wojska NATO na Ukrainie? Stoltenberg zabrał głos

NATO nie ma zamiaru rozmieszczać wojsk na Ukrainie, władze w Kijowie nie prosiły o to - powiedział agencji Ansa sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg w środę. W Rzymie spotkał się z premierką Włoch Giorgią Meloni.

Wizyta Ursuli von der Leyen w Polsce. „To są jakieś jaja” [WIDEO] polityka
Wizyta Ursuli von der Leyen w Polsce. „To są jakieś jaja” [WIDEO]

„To są jakieś jaja” – tak Sebastian Kaleta z Suwerennej Polski podsumował zachowanie m.in. Donalda Tuska podczas wizyty Ursuli von der Leyen w Polsce.

Temperatura mocno w dół. IMGW wydał ostrzeżenie pierwszego stopnia z ostatniej chwili
Temperatura mocno w dół. IMGW wydał ostrzeżenie pierwszego stopnia

Ostrzeżenie pierwszego stopnia przed nocnymi przymrozkami w woj. podlaskim wydał w środę Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej – Wydział w Białymstoku.

Beata Szydło: W PE będziemy bronili interesów polskich rolników z ostatniej chwili
Beata Szydło: W PE będziemy bronili interesów polskich rolników

W PE będziemy bronili interesów Polaków, polskich rolników, będziemy bronili interesów Polski – przekonywała wiceprezes PiS, europoseł Beata Szydło podczas środowych spotkań na Mazowszu. – Zablokujemy niekorzystne rozwiązania dla naszego kraju, takie jak Zielony Ład – mówił europoseł Adam Bielan.

REKLAMA

[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: W Niemczech pytają mnie o "przesiedlenia gejów w Polsce", ale to w Berlinie gejów biją

Za każdym razem, kiedy poznaję kogoś w Berlinie, padają pytania: czy nie boisz się wracać do Polski? Czy wolno ci wjechać do Strefy Wolnej od LGBT? Czy w Polsce są więzienia dla homoseksualistów? Czy są przesiedlenia?
Brama Brandenburska [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: W Niemczech pytają mnie o
Brama Brandenburska / Pixabay.com

Tak oderwane od rzeczywistości jest postrzeganie naszego kraju u wielu Niemców, szczególnie tych, którzy uwierzyli w tęczowo-unijną nagonkę, którą Polsce zgotowali aktywiści LGBT.

Możliwe, że chęć niemieckiej wiary w dyskryminującą, homofobiczną Polskę jest też wynikiem wyrzutów sumienia, które Niemcy starają się zepchnąć w nieświadomość. Bo kiedy oderwiemy wzrok od niemieckiego prawodawstwa, to sytuacja gejów i lesbijek za Odrą staje się coraz gorsza. I to, co Niemcy zarzucają Polsce... dzieje się na ich własnym podwórku.

 

2015, Berlin

Jestem tu od niedawna, jeszcze nie znam miasta. Znam za to parę gejów, starszych facetów, którzy tutaj dorośli. Całe życie w Berlinie, prawie całe życie razem. Poznaliśmy się w Schwules Museum, które znajduje się w podupadłym mieszkaniu w starej kamienicy na Kreuzbergu, imigrancko-studenckiej dzielnicy miasta. Jeden z nich, L., pracuje tam w ramach wolontariatu i opowiada turystom o historii stolicy.

Jedziemy samochodem na cmentarz żydowski, który chcę zobaczyć. Mijamy małe, arabskie sklepy z szyldami w dwóch językach i owocami wystawionymi na prowizorycznej ladzie przed każdym lokalem. W powietrzu czuć dym z sziszy. Kiedy przejeżdżamy obok posterunku policji, L. marszczy czoło.

Wiesz, że byłem kiedyś policjantem? - komentuje, a ja dziwię się, bo nie umiem wyobrazić sobie jego, pracownika muzeum, jako „gliny”.

Byłeś? Do kiedy?

Do połowy lat 70tych, aż mnie wyrzucili.

A za co?

L., widząc moje zainteresowanie, zaczyna opowiadać. Jest już starszy i chętnie wspomina. Do tego wspomnienia wraca jednak z grymasem obrzydzenia na twarzy:

Mówiłem ci, że do 67-68' był u nas Paragraf 175. Karano za „akty homoseksualne”. To niby było prawo jeszcze z XIX wieku, ale dopiero naziści zaczęli z niego korzystać. Tu, niedaleko Berlina, był też obóz koncentracyjny dla homoseksualistów. Sachsenhausen. Wyrywano ludziom paznokcie, kastrowano ich, rzucano wytresowanym psom na rozerwanie. Okropne rzeczy, okropne. Jak skończyła się wojna, ci więźniowie zostali w obozach. Innych puszczono do domów, a tamci zostali...

Ale to było w latach 40tych, prawda? Potem właśnie ten paragraf zniesiono, więc jak... - przerywam, a L. uśmiecha się gorzko.

Zniesiono, nie zniesiono. To było tak: paragraf przestał istnieć, ale nie zmieniło się myślenie. Ja wtedy byłem nowy, dopiero kilka lat w pracy, nie rozumiałem, co i jak. I nagle zachorowałem, wysłali mnie więc do lekarza. A tam testy, badania i lekarz mnie pyta o moje partnerki. O to, wiesz, z kim i kiedy. Najpierw nie chciałem powiedzieć, ale lekarz... A nie, to była pani doktor! I ta pani doktor przyszła i powiedziała, że muszę powiedzieć. No, to powiedziałem. I po kilku tygodniach dostałem pismo. Tak, pismo z policji. Że będzie komisja, mam się stawić. I dali mi wybór: albo odejdę, albo nie będę miał życia.

L. zakręca, auto powoli hamuje.

Ale jaki podali oficjalny powód?

„Nieprzykładne zachowanie”, „zachowanie niegodne policjanta”. Coś takiego. Pismo nadal mam w domu, nawet sobie w ramkę oprawiłem i wisi w piwnicy. Mogę ci pokazać.

Parkujemy przy żydowskim cmentarzu, a ja wysiadam, zmieniając nieco w tym momencie moje wyobrażenie o Niemczech. W Polsce homoseksualizm nigdy nie był karany.

 

2016, pod Hamburgiem

Ze snu budzi mnie krzyk kumpla. J. otwiera drzwi do pokoju gościnnego, w którym śpię i mówi:

Waldek, wstawaj! Samochód nam rozjeb*ali!

Nie wiem, co się dzieje. Minionego wieczoru zasnąłem późno i trudno mi jest w pełni powrócić do ciała. Jest zima, jest jeszcze ciemno. Wciągam na nogi dres i bluzę, zakładam buty i wychodzę za J. z mieszkania. Schodzimy wąską klatką schodową bloku z lat 70tych na dwór, gdzie czeka P., partner J. Ma na sobie czapkę, która prawie zakrywa mu czerwoną od mrozu (?) twarz. P. świeci latarką w telefonie na samochód. Kiedy podchodzę bliżej, widzę, co się stało.

Cała przednia szyba jest wgnieciona. Szyba trzyma się ostatkami siły, ale rozdrobniona jest na tysiące małych kawałeczków. Wygląda jak zamarznięta kałuża, na którą ktoś nadepnął. Podobne wgniecenie jest w masce samochodu.

Ktoś musiał wejść, jak spaliśmy, na samochód i...

Ale dlaczego?! Kto?! - pytam zrozpaczony, nie umiejąc tego wyjaśnić. Już nie śpię, ale nadal czuje się, jakbym spał. Nie wiem, co się dzieje. P. jest smutny i też nie wie, co powiedzieć. To było ich pierwsze wspólne auto, nic drogiego, ale kupili je razem z pieniędzy, które zarobili po przeprowadzce na niemiecką prowincję.

Nie wiem – odpowiada P. ostatecznie – Były jakieś spiny w pracy, jakieś chamskie komentarze, ale nie wiem.

Zaczynają obaj opowiadać, że w fabryce, w której pracują, byli szykanowani jako „Polaczki” i „p*dały”. Były przepychanki. A później, jak robili imprezę imieninową, to przyszedł do nich sąsiad i im groził.

Dzwonimy na policję, a zanim ta przyjeżdża, znajdujemy w krzakach pokaźny kamień, mały głaz. Na kamieniu są ślady niebieskiej farby, która pasuje do koloru karoserii. Policja przyjeżdża po 40 minutach i zbiera nasze zeznania. Pytam się, czy „da się coś z tym zrobić”. Policjant jest uprzejmy, ale nie robi nam nadziei.

Takie rzeczy się tu ostatnio dzieją – dodaje funkcjonariusz przed odjazdem.

Wracamy do domu. Powoli kończy się noc, a ja zastanawiam się: gdyby to było w Polsce, byłoby to w gazetach. Jako „atak z nienawiści”. Jako homofobia.

 

2017, znowu Berlin

Jestem z moim partnerem na dzikiej plaży. Siedzimy nad największym jeziorem w Berlinie, nad Müggelsee. Wszędzie nad wodą rosną drzewa, wszędzie nad wodą siedzą ludzie. Dzień chyli się ku wieczorowi, a my jemy winogrona i rozmawiamy. Z nadejściem zmroku zaczynają otaczać nas świetliki. Nigdy jeszcze nie widziałem świetlików. Wydają mi się zaczarowane.

Robi się chłodno, ludzie zaczynają zbierać się do domów. Zbieramy się i my. Jesteśmy jednymi z ostatnich, którzy opuszczają plażę.

Nagle, całkiem niespodziewanie, lecą w naszą stronę wyzwiska. Za wyzwiskami leci coś innego, świszcząc prawie niezauważalnie w powietrzu:

J*bane p*dały! Wypi*rdalać!

- krzyczy ktoś zza naszych pleców. Nie ma obcego akcentu. To Niemiec.

Odwracamy się, by zobaczyć przed sobą rozpaloną gniewem nieznaną twarz. Niemiec stoi kilkanaście metrów od nas, rozkraczony nad ramą swojego roweru. Nie wiemy, jak zareagować, odwracamy się więc i przyspieszamy kroku. Wtedy w plecak mojego partnera uderza kamień, niewiele mijając jego kark i czaszkę.

Złość zalewa mi twarz, odwracam się do napastnika, ale ten wsiada na rower i odjeżdża. Ja czuję w sobie taki gniew, jakiego jeszcze nigdy nie czułem. Obok gniewu, czuję poniżenie, bo nie byłem w stanie ochronić partnera. Ochronił go tylko przypadek.

I znowu zastanawiam się, czy nie powinienem zmienić mojego zdania o kraju, w którym mieszkam. I wiem, że gdyby to zdarzyło się w mojej Ojczyźnie, lewicowe media „grzałyby temat”. To, że dzieje się to w „świętych, tolerancyjnych” Niemczech – tego postępowe media w Polsce nawet nie mogą (nie chcą?) sobie wyobrazić.

 

Ostatnia niedziela, też Berlin

Młody mężczyzna z tęczową flagą wystającą z plecaka zostaje zaatakowany i zraniony przez grupę napastników w centralnej części Berlina - Mitte. Jeden ze sprawców kopnie go w plecy. Kiedy zaatakowany próbuje się bronić, dostaje z pięści w twarz.

Mitte to elegancka część niemieckiej stolicy. Hackerscher Markt, gdzie dochodzi do napaści, to jedna z prestiżowych okolic, pełna drogich butików i restauracji. Nie ma tu mowy o niebezpiecznych dzielnicach, patologii. Nie ma też mowy o odosobnionym przypadku, bo takie rzeczy dzieją się w Berlinie co kilka dni. Potwierdzają to oficjalne statystyki lokalnej policji.

W 2018 roku Berliner Polizei naliczyła 382 napady na „osoby LGBT”. W 2019 było ich już 599. Większość z nich to tzn. „Gewalttaten”, czyli o wiele więcej, niż starcia werbalne, wyzwiska. To głównie pobicia. Wielu z napastników to imigranci, których to setki tysięcy Niemcy przyjęli w ostatnich latach do swojego kraju. O tym jednak się nie mówi w niemieckich mediach. Po co o tym mówić, „to niedobra jest!”

Niemcy od lat nie radzą sobie z wieloma problemami we własnym kraju: spada wartość pracy nisko wyspecjalizowanej, pada niemiecka Autoindustrie, rośnie liczba gwałtów. Rośnie też liczba napaści na mniejszości, również te seksualne. Niemcy jednak – nie pierwszy raz w historii! - zamiast zająć się własnym podwórkiem, próbują sprzątać to polskie. To polskie, które dla kobiet i mniejszości jest najbezpieczniejsze w Europie.

Tak długo, jak Niemcy nie posprzątają u siebie, powinni polskie podwórko pozostawić w spokoju.



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe