Elżbieta Połomska: "Ojcze Święty, czy Ty śpisz?"

Maj i czerwiec to w Polsce miesiące, kiedy świętowane są w parafiach uroczystości przystępowania do Pierwszej Komunii Św. Wiele dorosłych osób, wspomina też rocznice tego wydarzenia. Ja sama, każdego 17 maja, wracam pamięcią do mojej Pierwszej Komunii. Przyjmowałam ją już po soborowej reformie liturgicznej, a więc "po nowemu", na szczęście jeszcze na kolanach, przy balaskach. Z drżeniem serca, by niczym nie obrazić Pana Jezusa. I ze strachu przed grzechem. Ot, takie tam religijne lęki, które były raczej, skutkiem dziecięcego rozeznania duchowego a nie, jakby chcieli dzisiejsi psychologowie, wyrazem traumy, czy objawem natręctwa. Bo na religii nikt mnie Panem Bogiem nie straszył, ale też nikt mi nie wmawiał, że Pan Bóg macha ręką na moje grzechy. Na religię trzeba było wdrapać się do salki na kościelną wieżę. Naszą tożsamość budowało wewnętrzne rozeznanie religijne, którego dziś się dzieciom odmawia, banalizuje i infantylizuje. Rozeznanie to nie wymagało pełnego zestawu wiedzy religijnej, bo tę wiedzę zdobywało się później. To co najważniejsze - umieć odróżnić Chleb Eucharystyczny od pszennej bułki i przyjąć Pana Jezusa z należytą pobożnością.
Tylko potem edukacja religijna powinna być stała, wierna no i katolicka. Czasem poparta dobrym przykładem rodziców, bo w rodzinach bywało różnie. Współpracująca z Bożą łaską.
Wiem, że te oczywistości brzmią dziś jak mistrzostwo świata i Himalaje możliwości. Na szczęście Bóg jest łaskaw dla swoich wiernych i nigdy ich nie opuszcza. Dlatego niezależnie od czasów, w których przyszło nam żyć, możemy do śmierci pozostać praktykującymi, rzymskimi katolikami.