"FAS": Rosyjscy agenci wyciągają informacje od niemieckich polityków

Autorka wskazuje, że na początku roku ponad jedna trzecia z około trzystu osób zatrudnionych w rosyjskiej ambasadzie posiadała status dyplomatyczny. W rzeczywistości byli oni pracownikami różnych rosyjskich służb – SWR, FSB, GRU i innych.
Bubrowski zaznaczyła, że w Niemczech dużo mówi się o rosyjskich cyberatakach, natomiast niemal zupełnie nieznana jest inna forma pozyskiwania informacji. Autorka zastrzegła, że brak jest konkretnych liczb dotyczących skali tego problemu.
"Szczególna kreatywność"
Zdaniem Bubrowski, rosyjscy agenci wykazują „szczególną kreatywność”.
Dziennikarka opisuje fikcyjną sytuację, gdy pracownik rosyjskich służb nawiązuje kontakt z niemieckim politykiem wykorzystując jego hobby – jazdę na rowerze.
Rosjanin zaczepia swoją ofiarę przed bankiem na Unter den Linden, rozpoczyna rozmowę o rowerach, proponuje nową przerzutkę w formie przysługi. Wkrótce panowie umawiają się na wspólną wycieczkę. Rosjanin kieruje rozmowę na tematy gospodarcze, a polityk, który pracuje w komisji gospodarczej Bundestagu, opowiada, co wie. Nie wie tylko, że jego odpowiedzi lądują na serwerze rosyjskich służb
– można przeczytać w "FAS", którego cytuje portal dw.com.
Jak czytamy - zdaniem autorki - rosyjscy agenci udają biznesmenów, naukowców, a najpopularniejsza jest przykrywka dyplomatyczna.
Autorka zwraca uwagę, że prace przygotowawcze przejmują często „wystawiacze”. Nie muszą być Rosjanami. Ich zadaniem jest wskazywanie odpowiednich osób. Organizują spotkania i typują osoby mogące pełnić rolę źródła informacji.
Zdaniem Bubrowski istnieje wiele powodów, które zapewniają tej metodzie powodzenie. „Wielu ludzi jest łatwowiernych i ociężałych” – pisze autorka.