„Osiągamy niebezpieczny punkt krytyczny”. Zachód nie radzi sobie ze skutkami otwarcia europejskich granic

Morderstwa, wojny klanów na ulicach zachodnich miast, gwałty i kradzieże – to ta niepokojąca codzienność Europy Zachodniej stoi za kolejnym pomysłem przymusowej relokacji migrantów do krajów Europy Środkowej i Południowej, który ogłosili niedawno eurokraci z Brukseli. Zamożne i stabilne gospodarki Zachodu nie radzą sobie ze skutkami wielkiego otwarcia europejskich granic, które zorganizowała wszystkim była kanclerz Niemiec Angela Merkel. Bruksela nie wycofa się z nieudanego pomysłu, bo czas na to minął już wiele lat temu.
Zamieszki - zdjęcie poglądowe „Osiągamy niebezpieczny punkt krytyczny”. Zachód nie radzi sobie ze skutkami otwarcia europejskich granic
Zamieszki - zdjęcie poglądowe / fot. pixabay.com

W piątek, 16 czerwca, zabytkowe ulice w centrum niemieckiego Essen opustoszały niemal natychmiast, kiedy naprzeciwko siebie stanęło kilkuset wyglądających groźnie i uzbrojonych najczęściej w noże, maczety i pałki mężczyzn z Bliskiego Wschodu. To libańskie i syryjskie gangi, które wzięły udział w bijatyce, jakiej Niemcy z Essen nie pamiętali nawet z czasów II wojny światowej. Być może pamiętali płynącą chodnikami krew, ale takiego poziomu przemocy – co zeznawali później na policji – nie widzieli nawet w filmach.

Plemienne walki na niemieckich ulicach

Syryjczycy i Libańczycy od pokoleń spory rodzinne wyjaśniają przy pomocy walk plemiennych, najczęściej z użyciem noży lub pistoletów. Biedny, kto znajdzie się pomiędzy zwaśnionymi plemionami, bo krewcy wyznawcy Allaha nie uznają za godnego życia nikogo, kto akurat nie jest razem z nimi, nie wspominając, że nie uznają za słuszne szanowania innej niż islam religii.

– Osiągamy niebezpieczny punkt krytyczny – dzień później przyznawał w rozmowach z mediami Manuel Ostermann, zastępca szefa niemieckiego związku zawodowego policji. – Klany nie uznają naszego państwa. Mają swój własny system prawny. W razie potrzeby konflikty rozwiązuje się również przemocą. Takie zatargi zagranicznych klanów muszą być zduszane w zarodku – stwierdził Ostermann.
Wydarzenia w Niemczech działy się ledwie kilka dni po tym, jak Szwecją wstrząsnęła strzelanina w centrum handlowym. Strzelanina, której ofiarą został 15-letni chłopiec, jego rówieśnik zaś i dwójka niemłodych już ludzi z ciężkimi ranami postrzałowymi trafiła do szpitala.
Jednak nie fakt użycia broni w miejscu publicznym oburzył i przeraził Szwedów – do tego zdążyli się już przyzwyczaić, wszak byli jednym z pierwszych europejskich krajów, który zdecydował się otworzyć swoje granice dla przybyszów z Bliskiego Wschodu. W wielu miastach władze publiczne poszły nawet tak daleko, że korzystając z rad mieszkających w Sztokholmie imamów, budowali w mniejszych miastach meczety, wszystko po to, aby przyjezdni mogli się poczuć jak najlepiej, a jednocześnie w miarę w pełni zintegrować się z gospodarzami.

Tylko od początku tego roku w całym kraju policja odnotowała 144 strzelaniny, w tym ponad jedną trzecią w stolicy państwa – przypadki, w których za naciśnięcie spustu odpowiadali rodowici Szwedzi, można policzyć na palcach jednej ręki, zwykle za wymianę ognia odpowiadali przyjezdni z Bliskiego Wschodu. Szwedzkie gazety lokalne szybko wyliczyły, że przy tej ilości strzelanin, w Szwecji z pominięciem weekendów nie ma dnia bez wymiany ognia na ulicach. Jednak tym razem zamaskowani bandyci wydawali się groźniejsi, strzelali bowiem z broni maszynowej – dokładnie takiej, jaką najczęściej widzi się na zdjęciach reporterskich z bliskowschodnich wojen.
Obława, którą zarządziła policja, była naprawdę widowiskowa – to nie setki policjantów przeczesujących ulice Sztokholmu ani dziesiątki radiowozów pędzących przez stolicę skandynawskiego kraju zrobiły na potomkach wikingów największe wrażenie, lecz supernowoczesne wojskowo-policyjne śmigłowce i obława z wykorzystaniem psów tropiących. Napastnikami okazało się dwóch 20-latków, którym nie udało się zintegrować z tutejszym społeczeństwem i którym nie podobał się zachodni system prawny.

Szlak grecki usłany ciałami

Grecy wciąż nie mogą się otrząsnąć z wypadku łodzi u wybrzeży Morza Jońskiego, w którym tydzień temu zginęło kilkuset imigrantów. Z wypadku łodzi grecka straż przybrzeżna uratowała ledwie kilkunastu z 750 pasażerów łodzi. Ciała niektórych fale wyrzuciły na brzeg, innych uznano za zaginionych, ale morskie władze Hellady przyznają, że szanse na ich ocalenie są praktycznie równe zeru. Rząd grecki w związku z tragicznym wypadkiem łodzi o bezprecedensowej liczbie ofiar ogłosił nawet żałobę narodową.

Winę za katastrofę ponosi w części grecka straż przybrzeżna, która już od ponad roku uprzedzała, że nie będzie ratować pontonów i łodzi z migrantami, po to, żeby nie stać się częścią liczonego w miliardach dolarów przemysłu przemytników ludzi, którzy odkąd tylko Niemcy otworzyły granice Unii Europejskiej, zaczęli przewozić imigrantów z Afryki Północnej na południowe wybrzeża Europy. Przemytnicy zakładali – na początku słusznie – że tonąca łódź zostanie uratowana przez europejskie służby, a jej pasażerowie znajdą się w Unii, gdzie będą traktowani jako uchodźcy. Większość z przyjezdnych ze względów ekonomicznych wybierała dalszą wędrówkę – do Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. Ci, którzy zostawali w Grecji czy we Włoszech, mieszkali w obozach dla uchodźców i niemal natychmiast popadali w konflikt z prawem.

Tym razem udało się złapać szajkę odpowiedzialną za zatonięcie łodzi z 750 imigrantami z Afryki. Dziesięciu handlarzy złapała w Pakistanie tamtejsza policja. Władze obiecały, że aresztowani zostaną surowo ukarani – tym bardziej, że wiele ofiar pochodziło właśnie z Pakistanu, a na pokładzie łodzi znaleźli się dlatego, że byli przedmiotem zakrojonego na szeroką skalę handlu ludźmi. Media w Islamabadzie przekonują, że wśród ofiar mogło być nawet 400 młodych Pakistańczyków, ale przyznają również, że gdyby nie wypadek, żadnego śledztwa nikt by nie prowadził, a „szlak grecki” funkcjonowałby dalej w najlepsze.

Tragedia dotknęła również Polskę

Determinacja imigrantów doprowadza do otwartych wojen z unijną administracją często już na morzu. Niedawno żołnierze włoskich sił specjalnych uwalniali turecki statek handlowy na wodach niedaleko Neapolu opanowany przez kilkunastu nielegalnych imigrantów, którzy ukryli się na jego pokładzie i próbowali go porwać. O operacji poinformował minister obrony Włoch Guido Crosetto. Akcję uwolnienia jednostki przeprowadzono przy użyciu śmigłowców, z których żołnierze dostali się na pokład. Według wiadomości przekazanych przez szefa resortu obrony na pokładzie statku płynącego do Francji jest 22-osobowa załoga. Około 15 imigrantów uzbrojonych w noże próbowało dostać się na mostek kapitański, by uprowadzić jednostkę wraz z załogą. W operacji uwolnienia statku w Zatoce Neapolitańskiej uczestniczyli żołnierze sił specjalnych z brygady „San Marco” stacjonującej w Brindisi. To formacja desantowa włoskiej marynarki wojennej – odpowiednik amerykańskich Marines, doskonale przygotowana do walki w każdych warunkach. Aresztowani przez nią imigranci następne dwie dekady mogą spędzić w więzieniu – z tym, że cel osiągną, bo będzie to włoskie więzienie. Po wyjściu na wolność nikt już ich nie wyrzuci z Europy.

Włoski i grecki problem z imigrantami bezpośrednio dotknął również Polskę – na grecką wyspę Kos poleciała właśnie grupa prokuratorów z Warszawy, którzy mają przeprowadzić śledztwo w sprawie bestialskiego zamordowania Polki – 27-letniej Anastazji. Polka była torturowana i męczona, być może dopuszczono się na niej zbiorowego gwałtu. Ciało dziewczyny zostało znalezione w worku, przykryte gałęziami. Wiadomo już, że za zbrodnię odpowiada mężczyzna z Bangladeszu, który został już zatrzymany i jest przesłuchiwany przez lokalną (oraz polską) policję. Już w czasie śledztwa okazało się, że nie tylko Anastazja miała kłopoty z narzucającymi się, wulgarnymi i często agresywnymi mieszkańcami z Bliskiego Wschodu. Wszyscy trafili tu, dowiadując się w swoich ojczyznach o tym, że „kto dostanie się do Europy, zostanie w Europie i znajdzie tu utrzymanie”.

Imigracja nie ma przyszłości w UE

Problemy – dzisiaj już niemożliwe do ukrycia – z imigrantami z innych obszarów kulturowych, którzy ani myślą integrować się z europejskimi wartościami i kulturą, po raz kolejny skończyły się próbą odgórnego narzucenia przyjmowania imigrantów przez wszystkie kraje członkowskie Unii Europejskiej. Państwo, które odmówi, musi liczyć się z koniecznością wpłaty do unijnej kasy 20 tysięcy euro od każdego nieprzyjętego imigranta. Pieniądze mają trafiać do państw, które z problemem imigrantów sobie nie radzą. Przeciwko temu rozwiązaniu zaprotestowały rządy z Warszawy, Pragi i Budapesztu. Po kilkudniowych negocjacjach Rada Unii Europejskiej przyjęła w głosowaniu większością kwalifikowaną stanowisko negocjacyjne w sprawie rozporządzenia dotyczącego procedury azylowej oraz rozporządzenia w sprawie zarządzania azylem i migracją – relokacja migrantów będzie negocjowana z Parlamentem Europejskim.
Ale postawę narodów Europy Centralnej doskonale rozumieją ci, którzy na co dzień muszą zmagać się z imigrantami.

– Nie potrzebujemy rekompensaty pieniężnej za imigrantów ani w proponowanej wysokości, ani nawet w wyższej, bo nie chcemy stać się krajem, w którym powstaną centra ich pobytu – mówi minister spraw wewnętrznych Włoch Matteo Piantedosi. – Proponowana obecnie reforma jest skazana na niepowodzenie, bo po prostu w Europie nie ma miejsca na niekontrolowaną imigrację – stwierdza Piantedosi. Włosi wiedzą, czego się bać, bo według ostatnich danych ONZ na świecie jest obecnie ponad 110 milionów ludzi, którzy byli zmuszeni do opuszczenia swoich domów. W sumie w 2022 r. 35,3 mln osób było uchodźcami, a 62,5 mln przesiedleńcami. Było też 5,4 mln osób ubiegających się o azyl i 5,2 mln innych potrzebujących ochrony międzynarodowej. Trzy czwarte uchodźców ucieka do krajów o niskich i średnich dochodach. W ubiegłym roku tylko 339 000 uchodźców z 38 krajów wróciło do domu, reszta pozostała w docelowych krajach migracji.

Tekst pochodzi z 26 (1796) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Prezes PGW Wody Polskie odwołana. Jest komunikat z ostatniej chwili
Prezes PGW Wody Polskie odwołana. Jest komunikat

W poniedziałek 7 lipca 2025 r. minister Infrastruktury Dariusz Klimczak odwołał Joannę Kopczyńską ze stanowiska Prezesa Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie.

Giertych powinien być politycznie skończony tylko u nas
Giertych powinien być politycznie skończony

Na pytanie "Jak oceniasz działania Romana Giertycha w sprawie protestów wyborczych i wyjaśnienia nieprawidłowości w wyborach?" aż o 14.9% więcej ankietowanych odpowiedziało, że "negatywnie" niż że "pozytywnie". Oznacza to, że Roman Giertych nie przekonał do swojego pomysłu i akcji ani Donalda Tuska, ani koalicjantów KO, ani - co najważniejsze - zdecydowanej większości wyborców.

Powstańcy Warszawscy apelują do TVP, aby koncert (Nie)zakazane piosenki poprowadził Tomasz Wolny z ostatniej chwili
Powstańcy Warszawscy apelują do TVP, aby koncert "(Nie)zakazane piosenki" poprowadził Tomasz Wolny

Powstańcy Warszawscy apelują do władz Telewizji Polskiej w likwidacji, aby tegoroczny koncert "Warszawiacy śpiewają (nie)zakazane piosenki" poprowadził Tomasz Wolny. Napisali w tej sprawie pismo i mają nadzieję, że ich głos nie zostanie pominięty.

Burze uderzyły w Podkarpacie. Strażacy mają ręce pełne roboty z ostatniej chwili
Burze uderzyły w Podkarpacie. Strażacy mają ręce pełne roboty

Sześćset interwencji odnotowali do tej pory podkarpaccy strażacy po przejściu frontu burzowego – poinformował w poniedziałek wieczorem dyżurny Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Rzeszowie Wojciech Czanerle. 26 tys. gospodarstw nie ma prądu.

Fala hejtu wobec córki Karola Nawrockiego. Jest reakcja prokuratury z ostatniej chwili
Fala hejtu wobec córki Karola Nawrockiego. Jest reakcja prokuratury

Mokotowska prokuratura wszczęła sześć postępowań w sprawie znieważania córki prezydenta elekta – poinformował w poniedziałek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Piotr Antoni Skiba.

PKP Intercity wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
PKP Intercity wydał pilny komunikat

Od 7 lipca 2025 r. zostały czasowo przywrócone kontrole graniczne na granicach Polski z Niemcami i Litwą. PKP Intercity wydał komunikat w tej sprawie.

Śmiertelne ugodzenie nożem w Nowem. 29-letni Kolumbijczyk usłyszał zarzuty z ostatniej chwili
Śmiertelne ugodzenie nożem w Nowem. 29-letni Kolumbijczyk usłyszał zarzuty

29-letni Kolumbijczyk usłyszał zarzut zabójstwa 41-latka w Nowem w woj. kujawsko-pomorskim. Grozi mu dożywotnie więzienie.

Rolnicy wsparli Ruch Obrony Granic. Przybyli na granicę z Niemcami z ostatniej chwili
Rolnicy wsparli Ruch Obrony Granic. Przybyli na granicę z Niemcami

Na granicy polsko-niemieckiej pojawili się rolnicy. Dołączyli do członków Ruchu Obrony Granic, by wyrazić solidarność i wspólnie zwrócić uwagę na problem nielegalnej migracji.

Budapeszt: Uszkodzone lotnisko, loty odwołane. Pilny komunikat z ostatniej chwili
Budapeszt: Uszkodzone lotnisko, loty odwołane. Pilny komunikat

Największe międzynarodowe lotnisko Węgier, port lotniczy im. Ferenca Liszta w Budapeszcie, zostało uszkodzone przez przechodzącą przez kraj burzę, co zmusiło władze portu do wstrzymania wszystkich połączeń – poinformował w poniedziałek portal Index, cytując komunikat zarządu lotniska.

7 lipca – liturgiczne wspomnienie błogosławionej Rodziny Ulmów z ostatniej chwili
7 lipca – liturgiczne wspomnienie błogosławionej Rodziny Ulmów

7 lipca Kościół wspomina błogosławioną Rodzinę Ulmów, zamordowaną przez Niemców w 1944 r. za ukrywanie ośmiorga Żydów.

REKLAMA

„Osiągamy niebezpieczny punkt krytyczny”. Zachód nie radzi sobie ze skutkami otwarcia europejskich granic

Morderstwa, wojny klanów na ulicach zachodnich miast, gwałty i kradzieże – to ta niepokojąca codzienność Europy Zachodniej stoi za kolejnym pomysłem przymusowej relokacji migrantów do krajów Europy Środkowej i Południowej, który ogłosili niedawno eurokraci z Brukseli. Zamożne i stabilne gospodarki Zachodu nie radzą sobie ze skutkami wielkiego otwarcia europejskich granic, które zorganizowała wszystkim była kanclerz Niemiec Angela Merkel. Bruksela nie wycofa się z nieudanego pomysłu, bo czas na to minął już wiele lat temu.
Zamieszki - zdjęcie poglądowe „Osiągamy niebezpieczny punkt krytyczny”. Zachód nie radzi sobie ze skutkami otwarcia europejskich granic
Zamieszki - zdjęcie poglądowe / fot. pixabay.com

W piątek, 16 czerwca, zabytkowe ulice w centrum niemieckiego Essen opustoszały niemal natychmiast, kiedy naprzeciwko siebie stanęło kilkuset wyglądających groźnie i uzbrojonych najczęściej w noże, maczety i pałki mężczyzn z Bliskiego Wschodu. To libańskie i syryjskie gangi, które wzięły udział w bijatyce, jakiej Niemcy z Essen nie pamiętali nawet z czasów II wojny światowej. Być może pamiętali płynącą chodnikami krew, ale takiego poziomu przemocy – co zeznawali później na policji – nie widzieli nawet w filmach.

Plemienne walki na niemieckich ulicach

Syryjczycy i Libańczycy od pokoleń spory rodzinne wyjaśniają przy pomocy walk plemiennych, najczęściej z użyciem noży lub pistoletów. Biedny, kto znajdzie się pomiędzy zwaśnionymi plemionami, bo krewcy wyznawcy Allaha nie uznają za godnego życia nikogo, kto akurat nie jest razem z nimi, nie wspominając, że nie uznają za słuszne szanowania innej niż islam religii.

– Osiągamy niebezpieczny punkt krytyczny – dzień później przyznawał w rozmowach z mediami Manuel Ostermann, zastępca szefa niemieckiego związku zawodowego policji. – Klany nie uznają naszego państwa. Mają swój własny system prawny. W razie potrzeby konflikty rozwiązuje się również przemocą. Takie zatargi zagranicznych klanów muszą być zduszane w zarodku – stwierdził Ostermann.
Wydarzenia w Niemczech działy się ledwie kilka dni po tym, jak Szwecją wstrząsnęła strzelanina w centrum handlowym. Strzelanina, której ofiarą został 15-letni chłopiec, jego rówieśnik zaś i dwójka niemłodych już ludzi z ciężkimi ranami postrzałowymi trafiła do szpitala.
Jednak nie fakt użycia broni w miejscu publicznym oburzył i przeraził Szwedów – do tego zdążyli się już przyzwyczaić, wszak byli jednym z pierwszych europejskich krajów, który zdecydował się otworzyć swoje granice dla przybyszów z Bliskiego Wschodu. W wielu miastach władze publiczne poszły nawet tak daleko, że korzystając z rad mieszkających w Sztokholmie imamów, budowali w mniejszych miastach meczety, wszystko po to, aby przyjezdni mogli się poczuć jak najlepiej, a jednocześnie w miarę w pełni zintegrować się z gospodarzami.

Tylko od początku tego roku w całym kraju policja odnotowała 144 strzelaniny, w tym ponad jedną trzecią w stolicy państwa – przypadki, w których za naciśnięcie spustu odpowiadali rodowici Szwedzi, można policzyć na palcach jednej ręki, zwykle za wymianę ognia odpowiadali przyjezdni z Bliskiego Wschodu. Szwedzkie gazety lokalne szybko wyliczyły, że przy tej ilości strzelanin, w Szwecji z pominięciem weekendów nie ma dnia bez wymiany ognia na ulicach. Jednak tym razem zamaskowani bandyci wydawali się groźniejsi, strzelali bowiem z broni maszynowej – dokładnie takiej, jaką najczęściej widzi się na zdjęciach reporterskich z bliskowschodnich wojen.
Obława, którą zarządziła policja, była naprawdę widowiskowa – to nie setki policjantów przeczesujących ulice Sztokholmu ani dziesiątki radiowozów pędzących przez stolicę skandynawskiego kraju zrobiły na potomkach wikingów największe wrażenie, lecz supernowoczesne wojskowo-policyjne śmigłowce i obława z wykorzystaniem psów tropiących. Napastnikami okazało się dwóch 20-latków, którym nie udało się zintegrować z tutejszym społeczeństwem i którym nie podobał się zachodni system prawny.

Szlak grecki usłany ciałami

Grecy wciąż nie mogą się otrząsnąć z wypadku łodzi u wybrzeży Morza Jońskiego, w którym tydzień temu zginęło kilkuset imigrantów. Z wypadku łodzi grecka straż przybrzeżna uratowała ledwie kilkunastu z 750 pasażerów łodzi. Ciała niektórych fale wyrzuciły na brzeg, innych uznano za zaginionych, ale morskie władze Hellady przyznają, że szanse na ich ocalenie są praktycznie równe zeru. Rząd grecki w związku z tragicznym wypadkiem łodzi o bezprecedensowej liczbie ofiar ogłosił nawet żałobę narodową.

Winę za katastrofę ponosi w części grecka straż przybrzeżna, która już od ponad roku uprzedzała, że nie będzie ratować pontonów i łodzi z migrantami, po to, żeby nie stać się częścią liczonego w miliardach dolarów przemysłu przemytników ludzi, którzy odkąd tylko Niemcy otworzyły granice Unii Europejskiej, zaczęli przewozić imigrantów z Afryki Północnej na południowe wybrzeża Europy. Przemytnicy zakładali – na początku słusznie – że tonąca łódź zostanie uratowana przez europejskie służby, a jej pasażerowie znajdą się w Unii, gdzie będą traktowani jako uchodźcy. Większość z przyjezdnych ze względów ekonomicznych wybierała dalszą wędrówkę – do Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. Ci, którzy zostawali w Grecji czy we Włoszech, mieszkali w obozach dla uchodźców i niemal natychmiast popadali w konflikt z prawem.

Tym razem udało się złapać szajkę odpowiedzialną za zatonięcie łodzi z 750 imigrantami z Afryki. Dziesięciu handlarzy złapała w Pakistanie tamtejsza policja. Władze obiecały, że aresztowani zostaną surowo ukarani – tym bardziej, że wiele ofiar pochodziło właśnie z Pakistanu, a na pokładzie łodzi znaleźli się dlatego, że byli przedmiotem zakrojonego na szeroką skalę handlu ludźmi. Media w Islamabadzie przekonują, że wśród ofiar mogło być nawet 400 młodych Pakistańczyków, ale przyznają również, że gdyby nie wypadek, żadnego śledztwa nikt by nie prowadził, a „szlak grecki” funkcjonowałby dalej w najlepsze.

Tragedia dotknęła również Polskę

Determinacja imigrantów doprowadza do otwartych wojen z unijną administracją często już na morzu. Niedawno żołnierze włoskich sił specjalnych uwalniali turecki statek handlowy na wodach niedaleko Neapolu opanowany przez kilkunastu nielegalnych imigrantów, którzy ukryli się na jego pokładzie i próbowali go porwać. O operacji poinformował minister obrony Włoch Guido Crosetto. Akcję uwolnienia jednostki przeprowadzono przy użyciu śmigłowców, z których żołnierze dostali się na pokład. Według wiadomości przekazanych przez szefa resortu obrony na pokładzie statku płynącego do Francji jest 22-osobowa załoga. Około 15 imigrantów uzbrojonych w noże próbowało dostać się na mostek kapitański, by uprowadzić jednostkę wraz z załogą. W operacji uwolnienia statku w Zatoce Neapolitańskiej uczestniczyli żołnierze sił specjalnych z brygady „San Marco” stacjonującej w Brindisi. To formacja desantowa włoskiej marynarki wojennej – odpowiednik amerykańskich Marines, doskonale przygotowana do walki w każdych warunkach. Aresztowani przez nią imigranci następne dwie dekady mogą spędzić w więzieniu – z tym, że cel osiągną, bo będzie to włoskie więzienie. Po wyjściu na wolność nikt już ich nie wyrzuci z Europy.

Włoski i grecki problem z imigrantami bezpośrednio dotknął również Polskę – na grecką wyspę Kos poleciała właśnie grupa prokuratorów z Warszawy, którzy mają przeprowadzić śledztwo w sprawie bestialskiego zamordowania Polki – 27-letniej Anastazji. Polka była torturowana i męczona, być może dopuszczono się na niej zbiorowego gwałtu. Ciało dziewczyny zostało znalezione w worku, przykryte gałęziami. Wiadomo już, że za zbrodnię odpowiada mężczyzna z Bangladeszu, który został już zatrzymany i jest przesłuchiwany przez lokalną (oraz polską) policję. Już w czasie śledztwa okazało się, że nie tylko Anastazja miała kłopoty z narzucającymi się, wulgarnymi i często agresywnymi mieszkańcami z Bliskiego Wschodu. Wszyscy trafili tu, dowiadując się w swoich ojczyznach o tym, że „kto dostanie się do Europy, zostanie w Europie i znajdzie tu utrzymanie”.

Imigracja nie ma przyszłości w UE

Problemy – dzisiaj już niemożliwe do ukrycia – z imigrantami z innych obszarów kulturowych, którzy ani myślą integrować się z europejskimi wartościami i kulturą, po raz kolejny skończyły się próbą odgórnego narzucenia przyjmowania imigrantów przez wszystkie kraje członkowskie Unii Europejskiej. Państwo, które odmówi, musi liczyć się z koniecznością wpłaty do unijnej kasy 20 tysięcy euro od każdego nieprzyjętego imigranta. Pieniądze mają trafiać do państw, które z problemem imigrantów sobie nie radzą. Przeciwko temu rozwiązaniu zaprotestowały rządy z Warszawy, Pragi i Budapesztu. Po kilkudniowych negocjacjach Rada Unii Europejskiej przyjęła w głosowaniu większością kwalifikowaną stanowisko negocjacyjne w sprawie rozporządzenia dotyczącego procedury azylowej oraz rozporządzenia w sprawie zarządzania azylem i migracją – relokacja migrantów będzie negocjowana z Parlamentem Europejskim.
Ale postawę narodów Europy Centralnej doskonale rozumieją ci, którzy na co dzień muszą zmagać się z imigrantami.

– Nie potrzebujemy rekompensaty pieniężnej za imigrantów ani w proponowanej wysokości, ani nawet w wyższej, bo nie chcemy stać się krajem, w którym powstaną centra ich pobytu – mówi minister spraw wewnętrznych Włoch Matteo Piantedosi. – Proponowana obecnie reforma jest skazana na niepowodzenie, bo po prostu w Europie nie ma miejsca na niekontrolowaną imigrację – stwierdza Piantedosi. Włosi wiedzą, czego się bać, bo według ostatnich danych ONZ na świecie jest obecnie ponad 110 milionów ludzi, którzy byli zmuszeni do opuszczenia swoich domów. W sumie w 2022 r. 35,3 mln osób było uchodźcami, a 62,5 mln przesiedleńcami. Było też 5,4 mln osób ubiegających się o azyl i 5,2 mln innych potrzebujących ochrony międzynarodowej. Trzy czwarte uchodźców ucieka do krajów o niskich i średnich dochodach. W ubiegłym roku tylko 339 000 uchodźców z 38 krajów wróciło do domu, reszta pozostała w docelowych krajach migracji.

Tekst pochodzi z 26 (1796) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe