[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak OV: Okres zwykły
Mamy w Kościele rok podzielony w zasadzie na dwie części: tę, w której ciągle się coś dzieje - Adwent, Boże Narodzenie z całym jego okresem, karnawałem etc., następnie Wielki Post i wreszcie Wielkanoc, aż do Pięćdziesiątnicy - oraz tę, która jest zwykła. Właściwie czerwiec, choć w całości lub dużej części jest już formalnie okresem zwykłym, to poprzez charakterystyczny dla siebie charakter nabożeństw do Najświętszego Serca i nagromadzenia się licznych świąt kościelnych - od Bożego Ciała poczynając a na uroczystości Apostołów Piotra i Pawła kończąc - jest niejako przyklejony do tego półrocza niezwykłego. Tymczasem z nastaniem lipca i wakacji przechodzimy w mentalny tryb religijnej zwykłości, myślami jesteśmy już na urlopie, na walizkach. Skończyła się praca, zaczyna się całkiem pozbawiona kontekstu wiary zabawa i odpoczynek. Czy na pewno?
Zwykłość na ogół nie kojarzy nam się najlepiej - ot, szarość, monotonia, wręcz nuda, niepozorność, nieciekawość, rutyna, pospolitość. Pod hasłem „zwykły” Słownik Języka Polskiego podaje nam trzy krótkie definicje: „1. «taki jak zawsze»; 2. «o człowieku: niczym się niewyróżniający», 3. «o rzeczach: niewyszukany, najczęściej spotykany»”. Nie brzmi to wszystko zbyt zachęcająco. Tymczasem kiedy myślę o liturgicznym okresie zwykłym, to nasuwają mi się dwa główne skojarzenia: po pierwsze, zwykłość jako realne błogosławieństwo, po drugie, fenomenalna wręcz niezwykłość okresu zwykłego. Po kolei zatem.
Pochwała zwykłości
Na początek bardziej generalnie - jak rozpoznalibyśmy niezwykłe momenty naszego życia, także albo przede wszystkim w horyzoncie wiary, gdyby nie istniała zwykłość? Człowiek nie jest w stanie „jechać” non-stop na wysokim C, zatem zwykłość to także odpoczynek od gwałtownych wydarzeń. Zwykłość to również bezpieczeństwo, ale to w niej realizuje się nasz wzrost - w procesie, w cierpliwości. W zwykłości gruntuje się nasze zaufanie, bliskość z Bogiem i człowiekim, w zwykłości formują się cnoty, w zwykłości wreszcie dojrzewa nasze Chrystusowe uczniostwo i w sporej mierze kształtuje się nasz charakter. Mądrość, by się rodzić, potrzebuje doświadczeń, ale buduje się ona na latach zwykłości. Przychodzi mi do głowy takie porównanie - zwykłość jest jak azot, wielkie wydarzenia są jak tlen. Bez tych wydarzeń nasze życie nie obrałoby kierunku, nie odnaleźlibyśmy sensu, celu, ale gdyby w atmosferze było 100 proc. tlenu, nie byłaby ona zdatna do życia. Ba, gdyby było w niej nawet 25 proc. tlenu, to nie moglibyśmy żyć, ponieważ na ziemi dochodziłoby do samoistnych zapłonów. A zatem nasza psychika i duch potrzebują azotu, by żyć, by oddychać, by zachowana była równowaga.
Okres wakacyjny naprawdę nie musi być religijnie obojętny. Wystarczy pomyśleć, że czas odpoczynku, zabawa, relaks, spotkanie z przyrodą, oderwanie od pracy to na obecny moment jest wola Boża dla nas. Łatwo nam przychodzi myślenie o Jego woli w kontekście wydarzeń trudnych, a dlaczego nie myśleć tak o urlopie, plaży, słońcu, leśnych lub górskich wycieczkach, zwiedzaniu, odpoczywaniu? Przyjmujmy to dobro z Jego rąk z wdzięcznością, a już będziemy bardzo blisko Niego.
Chrześcijańska zwykłość?
Bramą do liturgicznego okresu zwykłego jest Zesłanie Ducha Świętego. Taką właśnie mamy zwykłość - żyjemy w czasach, gdy zwykłe jest to, że Bóg jest z nami „przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”. Sam to powiedział. Zwykłością tą jest jakiś spektakularny szok zbawienia i życia wiecznego, bliskości Boga jako Ojca. Taką zwykłość to ja mogę mieć codziennie. Ta zwykłość to duchowo nieustająca radość. My jesteśmy po prostu tak uprzywilejowani, że w takiej oto zwykłości się urodziliśmy i żyjemy, nie znamy niczego innego. Zwykłością chrześcijanina jest bycie rodziną Boga. Zwykłością chrześcijanina jest zmartwychwstanie. Okres zwykły to tak naprawdę nieustający karnawał. Jeśli to uważamy za nudne, to znaczy, że - proszę wybaczyć - w tyłkach nam się poprzewracało z duchowego dobrobytu.
Z woli Bożej rozpoczynamy zatem wakacje, ucieszmy się nimi i po prostu Mu podziękujmy i za odpoczynek, i za rozrywkę, i za wszystkie niezwykłe dary, które dla nas są dniem codziennym. W takim stanie ducha na pewno nie trzeba nas będzie siłą namawiać do modlitwy i bliskości z Bogiem, bez względu na to, gdzie będziemy - w kurorcie, na campingu, w dzikiej głuszy etc.