Marek Budzisz: Rosja rozpoczyna „dialog” z NATO w sprawie rozszerzenia Sojuszu.

Przed zbliżającym się szczytem państw NATO, który ma się odbyć w Brukseli 10 – 11 lipca, Rosja podejmuje „dialog” z Sojuszem w swoim stylu. W trakcie zakończonego niedawno w Petersburgu Forum Ekonomicznego Władimir Putin czuł się w obowiązku ostrzec przed „przekroczeniem czerwonej linii”. Ale to nie jedyny sygnał, jaki w ostatnich dniach nadszedł ze Wschodu. W tych samych kategoriach trzeba traktować takie wydarzenia jak zatrzymanie no lotnisku Domodiedowo Sławomira Dębskiego, dyrektora Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych oraz dość niespodziewaną decyzję syryjskiego reżimu o uznaniu niepodległości dwóch samozwańczych „republik” znajdujących się na terenie Gruzji – Abchazji i Osetii.
/ screen YouTube
Chodzi o to, że Moskwa obawia się, iż w trakcie spotkania w Brukseli NATO przesądzi o uruchomieniu Paktu Działań na Rzecz Członkostwa (MAP), zarówno wobec Ukrainy, jaki i pozostałych państw starających się o dołączenie do Sojuszu.  Gdyby taka decyzja została podjęta, to jak mówił w jednym z wywiadów prasowych ukraiński prezydent Poroszenko, jego ojczyzna mogłaby dołączyć do Sojuszu w następnym dziesięcioleciu. Rosjanie uważają, iż w tym kierunku zmierzają ukraińskie reformy armii, które mają się zakończyć do przyszłorocznych wyborów. Poroszenko zapowiadał również, iż gotów jest przeprowadzić na Ukrainie referendum w sprawie wejścia do NATO i nie obawia się jego wyników, bo jak oświadczył, jeszcze kilka lat temu liczba zwolenników takiego posunięcia była grubo mniejsza niźli 50 %, a teraz, w świetle ostatnich badań opinii publicznej za taką opcją opowiada się 70 % obywateli Ukrainy. Wszystkich nas zjednoczył Władimir Putin, dodał. Rosjanie uważają, że to, co się teraz dzieje jest zorganizowaną akcją państw przeciwników Moskwy, głównie Polski i Litwy, które najsilniej lobbują powiększenie NATO. Dowodem na potwierdzenie tej tezy ma być zorganizowanie w pierwszej dekadzie czerwca, a zatem jeszcze przed szczytem Sojuszu, Zgromadzenia Parlamentarnego państw aspirantów oraz Polski i Litwy. W trakcie niedawnej wizyty w stolicy Gruzji (25 – 27 maja) mówił o tym Andriej Parubij, przewodniczący ukraińskiej Rady Najwyższej. Zapowiedział przy tym, iż najpierw odbędą się spotkania kierownictw parlamentów a następnie, po dwóch tygodniach ogłoszona zostanie decyzja o stworzeniu forum międzyparlamentarnego. W 2019 roku w Kijowie ma odbyć się Zgromadzenie Parlamentarne NATO, co stanowić ma, zdaniem rosyjskich obserwatorów, ważny polityczny sygnał o woli powiększenia Sojuszu.
W podobny sposób w Moskwie postrzega się ożywienie organizacji GUAM, powołanej jeszcze w 1997 roku przez Gruzję, Ukrainę, Mołdawię, Azerbejdżan i Uzbekistan (ten wkrótce potem ją opuścił), głównie w celach współpracy gospodarczej. Po wojnie rosyjsko – gruzińskiej w 2008 roku jej aktywność wyraźnie zamarła, nie odbywały się spotkania i właściwie niewiele było o niej słychać, ale teraz wygląda na to, że sytuacja się zmienia. Niedawno ogłoszono, że 21 czerwca w Kiszyniowie odbędzie się jej szczyt, w którym wezmą udział premierzy rządów, a w 2019 roku kolejne spotkanie, tym razem w Kijowie, bo Ukraina będzie sprawowała funkcję rotacyjnego przewodniczącego, na szczeblu głów państw. Można też zauważyć, na podstawie ostatnich wypowiedzi, że dość zasadniczo zmienia się orientacja państw tworzących GUAM. Teraz głównym celem współpracy nie jest już integracja gospodarcza a przeciwdziałanie, jak oświadczono wprost rosyjskiej agresji. Zaczęto od eliminowania rosyjskich programów telewizyjnych i prorosyjskiej propagandy a teraz, rządy tych państw, mają, jak deklarują, zjednoczyć wysiłki, aby przeciwdziałać ingerencji Moskwy w zbliżające się wybory parlamentarne. I nie skrywają one, że liczą w tym zakresie na pomoc Zachodu, ale przede wszystkim Stanów Zjednoczonych.
W rosyjskich mediach szerokim echem odbiła się podana wczoraj informacja o tym, że rząd polski zamierza zabiegać o przekształcenie rotacyjnej obecności wojsk amerykańskich na swoim terytorium w stałą bazę zlokalizowaną, najprawdopodobniej w okolicach Bydgoszczy. Komentuje się również fakt, iż Warszawa gotowa jest wydać na ten cel nawet 1,5 - 2 mld dolarów. Cytowany przez media Timofirj Bordaczow, rosyjski politolog, a przy tym jeden z liderów wpływowego środowiska Klubu Wałdajskiego, argumentuje, że decyzja Warszawy związana jest z brakiem zaufania Polski, ale również i innych państw, zwłaszcza Bałtów, w gotowość zachodnioeuropejskich partnerów NATO w przyjścia nam, „w razie, czego”, z pomocą. I w takiej sytuacji kraje naszego regionu stawiają na Stany Zjednoczone, co z politycznego punktu widzenia postrzegane jest w Moskwie, jako opcja na rzecz twardego, antyrosyjskiego kursu. Kursu będącego w pewnym sensie w sporze ze znacznie bardziej koncyliacyjnym nastawieniem Niemiec oraz Francji. I z tego względu, tak przynajmniej zdają się myśleć w Moskwie, ewentualne ataki na Warszawę, ale również Wilno czy Rygę nie spotkają się z należytą reakcją w Paryżu czy Berlinie. Mowa oczywiście o atakach politycznych, próbach podważenia wiarygodności, dezawuowaniu polityki i rządów państw naszego regionu.
Zresztą tego rodzaju zabiegi zaczęły już się znacznie wcześniej, ale teraz, trzeba to otwarcie powiedzieć zaczynają przynosić pozytywne z punktu widzenia Moskwy, efekty. Najlepszym przykładem jest Łotwa. Otóż Ryga wznowiła ostatnio zawieszony lata temu program unifikacji nauczania językowego w swoim szkolnictwie. W praktyce oznacza to zniesienie, albo bardzo poważne ograniczenie nauczania w języku rosyjskim. Trzeba też, choć kilka słów poświęcić kontekstowi. Otóż Łotwa jest niewielkim, pod względem ludnościowym, państwem (2 mln mieszkańców) z silną liczebnie i dobrze zorganizowaną, a przy tym kontrolowaną przez Moskwę mniejszością rosyjską. Szacuje się, że przynajmniej ¼ tamtejszej populacji to Rosjanie, których lojalność wobec państwa łotewskiego nie dla wszystkich jest oczywista. I co gorsze, sytuacja demograficzna pogarsza się, głównie na skutek ujemnego przyrostu demograficznego i wyjazdów Łotyszy do pracy w innych państwach Unii. Eksperci obliczyli, że po wejściu do Wspólnoty liczba mieszkańców Łotwy zmniejszyła się już o ponad 700 tys. osób, czyli o większą liczbę niźli wynosiły straty w czasie I wojny światowej. Sytuacja powoli staje się dramatyczna, bo każdego dnia liczba ludności maleje tam o 74 osoby. W takim kontekście trzeba widzieć decyzję tamtejszych władz o narzuceniu nauczania w języku łotewskim. Wzbudziła ona liczne, głośne i dobrze zorganizowane protesty rosyjskojęzycznej mniejszości. Dwóch deputowanych z Łotwy do Parlamentu Europejskiego, jeden zasiadający w klubie socjalistów (przedstawiciel Związku Rosjan Łotwy), oraz drugi z frakcji zielonych promowało nawet specjalną rezolucję potępiająca politykę Rygi. I warto odnotować, że poparło ją 115 eurodeputowanych ze wszystkich, jak promotorzy protestu z dumą ogłosili, krajów Unii, a zatem również z Polski.
Nie można wykluczyć, że władze Łotwy uprawiają błędną z punktu widzenia zasad, którymi rządzi się Unia politykę w tej materii, ale z punktu widzenia własnych narodowych interesów jak najbardziej zrozumiałą, zwłaszcza w sytuacji wątpliwości, co do wewnątrzunijnej solidarności. A po dyskusjach w sprawie North Stream trudno inaczej niżli sceptycznie oceniać sytuację. Podobnie zdają się postrzegać zagrożenia władze Ukrainy na Zakarpaciu, czy Mołdawii na terenach zamieszkałych przez Gagauzów. Wszędzie tam z zastanawiającą siłą wybuchły w ostatnim czasie konflikty na tle językowym. Błędna, a przynajmniej nieostrożna polityką lokalnych rządów w ewidentny sposób wykorzystywana jest przez Moskwę do budowania narracji, która ma przekonać, że na Wschodzie nie są przestrzegane europejskie wartości. A to z kolei w prosty sposób wiedzie do próby wykreowania wizji Europy dwóch prędkości, zachodniego europejskiego jądra i wschodnich obszarów niestabilności. Postawa dyplomacji Węgier silnie podnoszącej kwestię językową w szkolnictwie Zakarpacia i wiążącą unijny i natowski akces Ukrainy z jej rozwiązaniem jest w tym przypadku, co najmniej dwuznaczna. Z pewnością dobrze postrzegana w Moskwie.
Jeśli idzie o państwa aspirujące do NATO to nie sposób nie połączyć deklaracji, które padały z ust europejskich polityków w Tbilisi o tym, że Gruzja jest „najlepszym partnerem NATO na Kaukazie” (Grybauskaite) oraz niedawnego otwarcia centrum szkoleniowego gruzińskiej armii, w którym pracować będą amerykańscy instruktorzy i których zadaniem będzie przygotowanie lokalnych sił zbrojnych do spełnienia kryteriów członkostwa z wczorajszą decyzją Syrii o dyplomatycznym uznaniu Abchazji i Osetii. Władze Gruzji obwiniają o inspirowanie Damaszku przez Rosję. Być może jest to wynik niedawnego spotkania Putina z Asadem w Soczi, a być może samodzielna inicjatywa reżimu, przed spodziewanym w najbliższych dniach starciem wojsk rządowych z Izraelem. I może Asadowi zależało na takim „geście przyjaźni” i wsparciu w Moskwie, zwłaszcza przed zapowiedzianą na jutro wizytą na Kremlu izraelskiego ministra obrony Liebermana. Niezależnie jednak od tego, jaka była geneza tej decyzji, to sygnał, jaki otrzymało Tbilisi a wraz z nim i stolice innych państw na terytoriach, których funkcjonują rozmaite separatystyczne republiki jest dość jasny – Moskwa, póki, co nie zamierza stabilizować ani rozwiązywać sytuacji.
Wczoraj wieczorem w Kijowie zastrzelony został strzałami w plecy, na klatce schodowej bloku, w którym mieszkał rosyjski dziennikarz, opozycjonista i polityczny emigrant Arkadij Babczenko. To zresztą nie pierwsze zabójstwo w Kijowie rosyjskiego opozycyjnego dziennikarza (Szeremet), czy polityka (Woronienkow). Inni rosyjscy opozycjoniści – emigranci, tacy jak Ilja Ponomariew, czy szefowie tatarskiej stacji telewizyjnej, w której Babczenko pracował, są przekonani, że to zamach zamówiony przez Moskwę. Rosjanie spodziewając się tego rodzaju oskarżeń, tym bardziej, że już od jakiegoś czasu pojawiały się informacje o spodziewanym zamachu przed lub w trakcie finału Ligi Mistrzów, już w nocy zaczęli mówić, że to ukraińska prowokacja, aby oczernić Rosję. Bardzo ciekawy punkt widzenia przedstawiła Margarita Simonian, szefowa Sputnika i kanału Russia Today, która zaapelowała do rosyjskich dziennikarzy opozycjonistów, którzy wyemigrowali z kraju. Wracajcie, zwróciła się do nich, tu was, co najwyżej trochę pomęczą, a na emigracji możecie stracić życie.
 
 

 

POLECANE
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę Wiadomości
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę

Piłkarze Barcelony, bez Polaków na boisku, w meczu 16. kolejki ekstraklasy Hiszpanii po bramkach Brazylijczyka Raphinhi wygrali z Osasuną Pampeluna 2:0. Katalończycy umocnili się na prowadzeniu w tabeli i do siedmiu punktów powiększyli przewagę nad drugim Realem Madryt.

Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków? gorące
Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków?

Dwóch 30-letnich Polaków znalazło się na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI magazynu TIME – obok Elona Muska, Sama Altmana i Marka Zuckerberga. Mati Staniszewski wraz z Piotrem Dąbkowskim stworzyli globalną firmę wartą miliardy dolarów, która dziś wyznacza światowe standardy w sztucznej inteligencji. Na liście magazynu TIME znalazł się również wybitny polski informatyk JakubPachocki.

Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia z ostatniej chwili
Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia

Bruce Willis od kilku lat walczy z poważnymi problemami zdrowotnymi. W 2022 roku zdiagnozowano u niego afazję, a rok później demencję czołowo-skroniową. Choroba postępuje, dlatego aktor przebywa obecnie w specjalistycznym ośrodku pod stałą opieką.

Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys Wiadomości
Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys

W sobotę 13 grudnia 2025 r. reżim Alaksandra Łukaszenki uwolnił 123 więźniów politycznych. Decyzja jest efektem negocjacji z administracją prezydenta USA Donalda Trumpa - w zamian Stany Zjednoczone zniosły sankcje na kluczowy dla Białorusi koncern nawozowy Bielaruskali.

Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego

W nowym rozkładzie jazdy, który zacznie obowiązywać 14 grudnia, będzie więcej regionalnych połączeń kolejowych, m.in. z Olsztyna do Działdowa i Elbląga - przekazał w sobotę Urząd Marszałkowski w Olsztynie. Na finansowanie transportu kolejowego samorząd województwa przeznacza ponad 100 mln zł rocznie.

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19 Wiadomości
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19

Amerykańska FDA planuje dodać ostrzeżenie w czarnej ramce (black box warning) do szczepionek przeciwko COVID-19. To najpoważniejsze ostrzeżenie agencji, stosowane przy ryzyku śmierci, poważnych reakcji czy niepełnosprawności.

„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska Wiadomości
„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska

W sobotę, 13 grudnia 2025 roku, mijają dokładnie dwa lata od zaprzysiężenia koalicyjnego rządu Donalda Tuska - złożonego z KO, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy. Z tej okazji Sławomir Mentzen, lider Konfederacji, opublikował na X ostrą krytykę premiera i jego ekipy. „Ten rząd jest dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać po Tusku - leniwy i pozbawiony ambicji” - napisał.

Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia z ostatniej chwili
Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia

Mieszkająca we Włoszech białoruska działaczka opozycyjna Julia Juchno poinformowała w sobotę PAP, że dziennikarz przebywający w białoruskim więzieniu Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia i dlatego nie znalazł się na liście osób uwolnionych przez reżim Łukaszenki.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak informuje IMGW, północna Europa oraz Wyspy Brytyjskie pozostaną pod wpływem głębokiego niżu islandzkiego. Również północno-zachodnia Rosja będzie w obszarze niżu. Natomiast południowa, centralna części kontynentu oraz większość zachodniej Europy będą pod wpływem rozległego wyżu z centrami nad Alpami oraz Bałkanami. Polska pozostanie w obszarze przejściowym pomiędzy wyżej wspomnianym wyżem a niżem islandzkim. Będziemy w dość ciepłym powietrzu polarnym morskim.

Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany z ostatniej chwili
Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany

Niemieckie media informują o planowanym zaangażowaniu Bundeswehry we wzmocnienie wschodniej granicy Polski. Żołnierze mają uczestniczyć w działaniach inżynieryjnych w ramach polskiej operacji ochronnej, której celem jest zabezpieczenie granicy z Białorusią i Rosją. Misja ma rozpocząć się w kwietniu 2026 roku i potrwać kilkanaście miesięcy.

REKLAMA

Marek Budzisz: Rosja rozpoczyna „dialog” z NATO w sprawie rozszerzenia Sojuszu.

Przed zbliżającym się szczytem państw NATO, który ma się odbyć w Brukseli 10 – 11 lipca, Rosja podejmuje „dialog” z Sojuszem w swoim stylu. W trakcie zakończonego niedawno w Petersburgu Forum Ekonomicznego Władimir Putin czuł się w obowiązku ostrzec przed „przekroczeniem czerwonej linii”. Ale to nie jedyny sygnał, jaki w ostatnich dniach nadszedł ze Wschodu. W tych samych kategoriach trzeba traktować takie wydarzenia jak zatrzymanie no lotnisku Domodiedowo Sławomira Dębskiego, dyrektora Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych oraz dość niespodziewaną decyzję syryjskiego reżimu o uznaniu niepodległości dwóch samozwańczych „republik” znajdujących się na terenie Gruzji – Abchazji i Osetii.
/ screen YouTube
Chodzi o to, że Moskwa obawia się, iż w trakcie spotkania w Brukseli NATO przesądzi o uruchomieniu Paktu Działań na Rzecz Członkostwa (MAP), zarówno wobec Ukrainy, jaki i pozostałych państw starających się o dołączenie do Sojuszu.  Gdyby taka decyzja została podjęta, to jak mówił w jednym z wywiadów prasowych ukraiński prezydent Poroszenko, jego ojczyzna mogłaby dołączyć do Sojuszu w następnym dziesięcioleciu. Rosjanie uważają, iż w tym kierunku zmierzają ukraińskie reformy armii, które mają się zakończyć do przyszłorocznych wyborów. Poroszenko zapowiadał również, iż gotów jest przeprowadzić na Ukrainie referendum w sprawie wejścia do NATO i nie obawia się jego wyników, bo jak oświadczył, jeszcze kilka lat temu liczba zwolenników takiego posunięcia była grubo mniejsza niźli 50 %, a teraz, w świetle ostatnich badań opinii publicznej za taką opcją opowiada się 70 % obywateli Ukrainy. Wszystkich nas zjednoczył Władimir Putin, dodał. Rosjanie uważają, że to, co się teraz dzieje jest zorganizowaną akcją państw przeciwników Moskwy, głównie Polski i Litwy, które najsilniej lobbują powiększenie NATO. Dowodem na potwierdzenie tej tezy ma być zorganizowanie w pierwszej dekadzie czerwca, a zatem jeszcze przed szczytem Sojuszu, Zgromadzenia Parlamentarnego państw aspirantów oraz Polski i Litwy. W trakcie niedawnej wizyty w stolicy Gruzji (25 – 27 maja) mówił o tym Andriej Parubij, przewodniczący ukraińskiej Rady Najwyższej. Zapowiedział przy tym, iż najpierw odbędą się spotkania kierownictw parlamentów a następnie, po dwóch tygodniach ogłoszona zostanie decyzja o stworzeniu forum międzyparlamentarnego. W 2019 roku w Kijowie ma odbyć się Zgromadzenie Parlamentarne NATO, co stanowić ma, zdaniem rosyjskich obserwatorów, ważny polityczny sygnał o woli powiększenia Sojuszu.
W podobny sposób w Moskwie postrzega się ożywienie organizacji GUAM, powołanej jeszcze w 1997 roku przez Gruzję, Ukrainę, Mołdawię, Azerbejdżan i Uzbekistan (ten wkrótce potem ją opuścił), głównie w celach współpracy gospodarczej. Po wojnie rosyjsko – gruzińskiej w 2008 roku jej aktywność wyraźnie zamarła, nie odbywały się spotkania i właściwie niewiele było o niej słychać, ale teraz wygląda na to, że sytuacja się zmienia. Niedawno ogłoszono, że 21 czerwca w Kiszyniowie odbędzie się jej szczyt, w którym wezmą udział premierzy rządów, a w 2019 roku kolejne spotkanie, tym razem w Kijowie, bo Ukraina będzie sprawowała funkcję rotacyjnego przewodniczącego, na szczeblu głów państw. Można też zauważyć, na podstawie ostatnich wypowiedzi, że dość zasadniczo zmienia się orientacja państw tworzących GUAM. Teraz głównym celem współpracy nie jest już integracja gospodarcza a przeciwdziałanie, jak oświadczono wprost rosyjskiej agresji. Zaczęto od eliminowania rosyjskich programów telewizyjnych i prorosyjskiej propagandy a teraz, rządy tych państw, mają, jak deklarują, zjednoczyć wysiłki, aby przeciwdziałać ingerencji Moskwy w zbliżające się wybory parlamentarne. I nie skrywają one, że liczą w tym zakresie na pomoc Zachodu, ale przede wszystkim Stanów Zjednoczonych.
W rosyjskich mediach szerokim echem odbiła się podana wczoraj informacja o tym, że rząd polski zamierza zabiegać o przekształcenie rotacyjnej obecności wojsk amerykańskich na swoim terytorium w stałą bazę zlokalizowaną, najprawdopodobniej w okolicach Bydgoszczy. Komentuje się również fakt, iż Warszawa gotowa jest wydać na ten cel nawet 1,5 - 2 mld dolarów. Cytowany przez media Timofirj Bordaczow, rosyjski politolog, a przy tym jeden z liderów wpływowego środowiska Klubu Wałdajskiego, argumentuje, że decyzja Warszawy związana jest z brakiem zaufania Polski, ale również i innych państw, zwłaszcza Bałtów, w gotowość zachodnioeuropejskich partnerów NATO w przyjścia nam, „w razie, czego”, z pomocą. I w takiej sytuacji kraje naszego regionu stawiają na Stany Zjednoczone, co z politycznego punktu widzenia postrzegane jest w Moskwie, jako opcja na rzecz twardego, antyrosyjskiego kursu. Kursu będącego w pewnym sensie w sporze ze znacznie bardziej koncyliacyjnym nastawieniem Niemiec oraz Francji. I z tego względu, tak przynajmniej zdają się myśleć w Moskwie, ewentualne ataki na Warszawę, ale również Wilno czy Rygę nie spotkają się z należytą reakcją w Paryżu czy Berlinie. Mowa oczywiście o atakach politycznych, próbach podważenia wiarygodności, dezawuowaniu polityki i rządów państw naszego regionu.
Zresztą tego rodzaju zabiegi zaczęły już się znacznie wcześniej, ale teraz, trzeba to otwarcie powiedzieć zaczynają przynosić pozytywne z punktu widzenia Moskwy, efekty. Najlepszym przykładem jest Łotwa. Otóż Ryga wznowiła ostatnio zawieszony lata temu program unifikacji nauczania językowego w swoim szkolnictwie. W praktyce oznacza to zniesienie, albo bardzo poważne ograniczenie nauczania w języku rosyjskim. Trzeba też, choć kilka słów poświęcić kontekstowi. Otóż Łotwa jest niewielkim, pod względem ludnościowym, państwem (2 mln mieszkańców) z silną liczebnie i dobrze zorganizowaną, a przy tym kontrolowaną przez Moskwę mniejszością rosyjską. Szacuje się, że przynajmniej ¼ tamtejszej populacji to Rosjanie, których lojalność wobec państwa łotewskiego nie dla wszystkich jest oczywista. I co gorsze, sytuacja demograficzna pogarsza się, głównie na skutek ujemnego przyrostu demograficznego i wyjazdów Łotyszy do pracy w innych państwach Unii. Eksperci obliczyli, że po wejściu do Wspólnoty liczba mieszkańców Łotwy zmniejszyła się już o ponad 700 tys. osób, czyli o większą liczbę niźli wynosiły straty w czasie I wojny światowej. Sytuacja powoli staje się dramatyczna, bo każdego dnia liczba ludności maleje tam o 74 osoby. W takim kontekście trzeba widzieć decyzję tamtejszych władz o narzuceniu nauczania w języku łotewskim. Wzbudziła ona liczne, głośne i dobrze zorganizowane protesty rosyjskojęzycznej mniejszości. Dwóch deputowanych z Łotwy do Parlamentu Europejskiego, jeden zasiadający w klubie socjalistów (przedstawiciel Związku Rosjan Łotwy), oraz drugi z frakcji zielonych promowało nawet specjalną rezolucję potępiająca politykę Rygi. I warto odnotować, że poparło ją 115 eurodeputowanych ze wszystkich, jak promotorzy protestu z dumą ogłosili, krajów Unii, a zatem również z Polski.
Nie można wykluczyć, że władze Łotwy uprawiają błędną z punktu widzenia zasad, którymi rządzi się Unia politykę w tej materii, ale z punktu widzenia własnych narodowych interesów jak najbardziej zrozumiałą, zwłaszcza w sytuacji wątpliwości, co do wewnątrzunijnej solidarności. A po dyskusjach w sprawie North Stream trudno inaczej niżli sceptycznie oceniać sytuację. Podobnie zdają się postrzegać zagrożenia władze Ukrainy na Zakarpaciu, czy Mołdawii na terenach zamieszkałych przez Gagauzów. Wszędzie tam z zastanawiającą siłą wybuchły w ostatnim czasie konflikty na tle językowym. Błędna, a przynajmniej nieostrożna polityką lokalnych rządów w ewidentny sposób wykorzystywana jest przez Moskwę do budowania narracji, która ma przekonać, że na Wschodzie nie są przestrzegane europejskie wartości. A to z kolei w prosty sposób wiedzie do próby wykreowania wizji Europy dwóch prędkości, zachodniego europejskiego jądra i wschodnich obszarów niestabilności. Postawa dyplomacji Węgier silnie podnoszącej kwestię językową w szkolnictwie Zakarpacia i wiążącą unijny i natowski akces Ukrainy z jej rozwiązaniem jest w tym przypadku, co najmniej dwuznaczna. Z pewnością dobrze postrzegana w Moskwie.
Jeśli idzie o państwa aspirujące do NATO to nie sposób nie połączyć deklaracji, które padały z ust europejskich polityków w Tbilisi o tym, że Gruzja jest „najlepszym partnerem NATO na Kaukazie” (Grybauskaite) oraz niedawnego otwarcia centrum szkoleniowego gruzińskiej armii, w którym pracować będą amerykańscy instruktorzy i których zadaniem będzie przygotowanie lokalnych sił zbrojnych do spełnienia kryteriów członkostwa z wczorajszą decyzją Syrii o dyplomatycznym uznaniu Abchazji i Osetii. Władze Gruzji obwiniają o inspirowanie Damaszku przez Rosję. Być może jest to wynik niedawnego spotkania Putina z Asadem w Soczi, a być może samodzielna inicjatywa reżimu, przed spodziewanym w najbliższych dniach starciem wojsk rządowych z Izraelem. I może Asadowi zależało na takim „geście przyjaźni” i wsparciu w Moskwie, zwłaszcza przed zapowiedzianą na jutro wizytą na Kremlu izraelskiego ministra obrony Liebermana. Niezależnie jednak od tego, jaka była geneza tej decyzji, to sygnał, jaki otrzymało Tbilisi a wraz z nim i stolice innych państw na terytoriach, których funkcjonują rozmaite separatystyczne republiki jest dość jasny – Moskwa, póki, co nie zamierza stabilizować ani rozwiązywać sytuacji.
Wczoraj wieczorem w Kijowie zastrzelony został strzałami w plecy, na klatce schodowej bloku, w którym mieszkał rosyjski dziennikarz, opozycjonista i polityczny emigrant Arkadij Babczenko. To zresztą nie pierwsze zabójstwo w Kijowie rosyjskiego opozycyjnego dziennikarza (Szeremet), czy polityka (Woronienkow). Inni rosyjscy opozycjoniści – emigranci, tacy jak Ilja Ponomariew, czy szefowie tatarskiej stacji telewizyjnej, w której Babczenko pracował, są przekonani, że to zamach zamówiony przez Moskwę. Rosjanie spodziewając się tego rodzaju oskarżeń, tym bardziej, że już od jakiegoś czasu pojawiały się informacje o spodziewanym zamachu przed lub w trakcie finału Ligi Mistrzów, już w nocy zaczęli mówić, że to ukraińska prowokacja, aby oczernić Rosję. Bardzo ciekawy punkt widzenia przedstawiła Margarita Simonian, szefowa Sputnika i kanału Russia Today, która zaapelowała do rosyjskich dziennikarzy opozycjonistów, którzy wyemigrowali z kraju. Wracajcie, zwróciła się do nich, tu was, co najwyżej trochę pomęczą, a na emigracji możecie stracić życie.
 
 


 

Polecane