[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Liberum veto transgenderowych rewolucjonistów

Człowiek powinien żyć w prawdzie, a więc w zgodzie ze sobą. Dotyczy to też transgenderowych odwrotków. Są to ludzie, którzy mają problemy egzystowania sami ze z sobą. Ryan T. Anderson: „When Harry Became Sally: Responding to the Transgender Moment” (New York and London: Encounter Books, 2018) podkreśla, że trzeba okazać im miłosierdzie i wyrozumiałość. Pomóc im w ich przypadłości. Jednak musimy ostro bronić się przed aktywistami transgenderowymi, którzy napędzają rewolucję poprzez sianie chaosu w sprawach płci. Ich ofiarami padają odwrotkowie, ale celem jest obalenie systemu tradycyjnego społeczeństwa, a zastąpienie go seksualnie radykalnym reżimem.
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Liberum veto transgenderowych rewolucjonistów
/ pixabay.com
Zacznijmy od tego, że od poczęcia każdy z nas posiada biologiczną płeć. Rodzaj męski ma chromosom XY, a rodzaj żeński ma chromosom XX. Genetyka determinuje naszą płeć od samego początku, a nie dopiero od naszego przyjścia na świat. Gender to natomiast świeżej daty wynalazek lewicowych radykałów. Wymyślił ten termin John Money (s. 16), wraz z pomysłem, że jest on względny, płynny. Radykałowie twierdzą, że gender odzwierciedla nasze uczucia na temat tego, czy identyfikujemy się jako kobieta czy mężczyzna. Albo jako kilkadziesiąt innych możliwości, według szerokiej gamy ofert serwowanych nam przez rewolucję seksualną. W szczególności odzwierciedla to radykalny autosamiczy argument feministyczny, że nie ma różnic między mężczyznami a kobietami (s. 172).
 
W pewnym sensie jest to pean na cześć androgenizmu jako perfekcyjnego ideału równości. Osiągnął on swój patologiczny wymiar w Chinach Mao i Kambodży Pol Pota. Niektórym dziś na Zachodzie wydaje się, że można ten ideał osiągnąć poprzez indoktrynację (szczególnie dzieci) oraz nowe technologie medyczne. Według tej recepty, transformacja transgenderowa ma trzy stadia (transitioning, s. 77). Najpierw zmienia się pacjentowi imię na nowe, odzwierciedlające gender, z jakim wydaje się ofierze, że powinna się identyfikować. Stąd tytuł książki Andersona: „Gdy Harry został Sally”. 

Krok drugi to podawanie osobie przygotowującej się do transformacji odpowiednich leków hormonalnych: biologicznym kobietom, których dysforia genderowa dyktuje, że są facetami, daje się męski testosteron. Biologiczni mężczyźni przyjmują estrogen. I baterię innych chemikaliów, a w tym specjalne prochy blokujące pokwitanie (puberty blockers). Zmienia się morfologia ciała na androgeniczną u mężczyzn, a u kobiet poszerzają się ramiona. W końcu – krok trzeci i nieodwracalny – następuje radykalna operacja chirurgiczna. Wycięcia piersi, zdeformowania pochwy u kobiet. Usunięcia jąder i penisa u mężczyzn. I z tym trzeba już żyć. W sensie fizycznym jest to w większości nieodwracalne.

Podkreślmy jednak, że nie jest to operacja zmiany płci, bowiem nie wycina się ze środka organizmu narządów rozrodczych, a jedynie w ramach zabiegu plastycznego masakruje się zewnętrzny wygląd narządów płciowych. Ponadto nie ma możliwości zmienić kodu genetycznego z XX na XZ czy odwrotnie. Mamy więc do czynienia z kamuflażem, który chowa płeć, aby uwypuklić gender.

Transgenderowcy to jednostki, którym się wydaje, że są odwrotnej płci niż są w rzeczywistości. Doświadczają „głębokiego i często paraliżującego sensu alienacji od swojej biologicznej płci” (s. 2). Transgenderyzm jest to więc poważne zakłócenie psychologiczne. To patologia. Nazywa się dysforią genderową (gender dysphoria), czyli uczuciem nieszczęśliwości z powodu posiadania płci, w jakiej jednostka się urodziła. Trudno powiedzieć, ile osób cierpiących na tę przypadłość jest w USA. Niektórzy twierdzą, że to jeden przypadek na około 200 osób. Z drugiej strony istnieje statystyka pokazująca, że chodzi o 1 osobę transgenderową na ponad 20 000 ludzi (s. 94). 

Chodzi o politykę, a nie naukę. Statystyki naturalnie podlegają obróbce ideowej. Rewolucjoniści seksualni chcieliby widzieć siebie jak najwięcej. Stąd rozciągają do granic elastyczności wszelkie szacunki, włączając w szeregi odwrotków osoby, którym chwilowo wydawało się kiedykolwiek w życiu, że psychologicznie nie są kompatybilni z biologicznym stanem swego ciała. Podobnie zresztą liczy się homoseksualistów, których jest od 1 do 3 procent w społeczeństwie. 

Rewolucjoniści jednak mnożą niemożebnie liczbę wesołków, pohukując, że jest ich ze 30 proc. Patrząc na sprawę realistycznie, jednak wydaje się, że są to ilości zupełnie śladowe w społeczeństwie. A transgenderowych odwrotków jeszcze mniej: może ułamek procenta. Taka interpretacja naturalnie uznawana jest za politycznie niepoprawną przez transgenderowych działaczy.

Aktywiści transgenderowi to rewolucjoniści, którzy sami nie muszą być odwrotkami z zaburzeniami, ale upierają się, że rzekomo reprezentują interesy takowych. A robią to w jak najbardziej skrajnej formie. Niedawno jeszcze podkreślali, że odwrotki to chłopcy, którym się wydaje, że są dziewczynkami, albo odwrotnie. W tej chwili upierają się, że ofiary są rzeczywiście dziewczynkami albo chłopcami, „a więc powinny być traktowane jako takie” (s. 28). W nowej retoryce rewolucyjnej gender determinuje płeć, a nie odwrotnie. „Tożsamość genderowa jest przeznaczeniem, podczas gdy biologiczna płeć jest konstruktem społecznym (s. 30). 

Co więcej, niektórzy rewolucjoniści twierdzą, że genderowa samoidentyfikacja i tożsamość „mogą się zmienić codziennie, a nawet co kilka godzin” (s. 39). To jest rewolucyjne optimum „płynności genderowej” (gender fluidity). Często w ich argumentach brak spójności i logiki. Z jednej strony wszystko jest relatywne, a więc stąd „płynność genderowa”. A z drugiej strony zdecydowanie przekonują, że w pacjencie, który jest płci męskiej, tkwi prawdziwa tożsamość kobieca, która jest jedyną „prawdą”. 

Zignorujmy fakty biologiczne, które są wymysłami patriarchatu. Skupmy się na samorealizacji „prawdy” genderowej. W rzeczywistości mamy do czynienia z „gnostycznym dualizmem” (s. 46) między „ciałem a sobą” (s. 105). Tożsamość seksualna dla rewolucjonistów jest pojęciem metafizycznym, bowiem twierdzą, że jest inna niż biologiczna płeć. A jednocześnie uważają, że liczy się jedynie filozofia materialistyczna, bo Boga nie ma. Wszystko jest społecznym konstruktem. Nie ma różnic między kobietami a mężczyznami, ale jednak są różnice w gender. Bo „prawdziwa” kobieta może być schowana w biologicznym mężczyźnie choćby. Radykalny indywidualizm, który wyznają rewolucjoniści, musi jednak maszerować karnie tylko w ramach zdyscyplinowanych formacji napędzanych totalnie ideologią genderową.  To jest obłęd albo może lepiej: dialektyczna logika rewolucji. Cokolwiek służy jej celom, jest dobrem. Relatywizm musi więc być jej naczelną cechą.

Na poziomie publicznym mechanizmy agitacji transgenderowej i jej cele mogą być porównane do liberum veto z I RP. Stara  zasada „złotej wolności” szlacheckiej stanowiła, że nie można było narzucać na mniejszość – nawet na mniejszość jednoosobową – nic, z czym taka jednostka się nie zgadzała. Chodziło naturalnie o raczej wąskie kwestie polityczne i o to, aby zabezpieczyć prymat wolności w sposób odpowiedzialny, co udawało się przez kilkaset lat. Dopiero w drugiej połowie XVII w. system zaczął gnić, bowiem wolność transformowała się w anarchistyczną swawolę i samowolę bez zwracania uwagi na dobro publiczne. 

Liberum veto służyło więc długo i dobrze trwałości wolnościowej tradycji polskiej. Dopiero potem nastąpiła degeneracja. Zasada liberum veto różni się więc od ideologii transgenderyzmu; radykałowie stosują taktycznie retorykę wolnościową, aby zniszczyć system tradycyjny poprzez rewolucję seksualną. Szlachta nie chciała rewolucji, a wprost przeciwnie. Odwrotnie niż seksualni rewolucjoniści.    

Aktywiści (bezwiednie) przejęli argumentację liberum veto. Wrzeszczą, że należy bezwzględnie zaaprobować każdą autonomiczną decyzję jednostki dotyczącej dostosowania jej biologicznej płci do jej poczucia seksualności. Twierdzą, że trzeba uznać każdego odwrotka za jakiego w danym momencie on czy ona się uważają. Życzenia jednostki z dysforią transgenderową liczą się zarówno ponad dalekosiężny interes samego tego indywidualnego pacjenta, jak i na pewno ponad dobro społeczne. Ktokolwiek się z tym nie zgadza, jest bigotem czy bigotką, homofobem, rasistą, faszystą, antysemitą – ogólnie nietolerancyjnym. 
(c.d.n.)

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 1 lipca 2019
www.iwp.edu



#REKLAMA_POZIOMA#

 

POLECANE
Potężny sukces Nawrockiego. Jeszcze nie jest prezydentem, a już załatwił dla Polski zmianę bardzo niekorzystnej decyzji Bidena z ostatniej chwili
Potężny sukces Nawrockiego. Jeszcze nie jest prezydentem, a już załatwił dla Polski zmianę bardzo niekorzystnej decyzji Bidena

Karol Nawrocki ogłosił właśnie, że udało mu się podczas rozmowy z Donaldem Trumpem przekonać go do zmiany decyzji ws. ograniczenia eksportu do Polski chipów wysokiej technologii, potrzebnych w rozwoju technologii AI. Ograniczenia nałożyła na Polskę administracja Joe Bidena.

Prof. Boštjan Marko Turk: Próba bilansu pontyfikatu papieża Franciszka tylko u nas
Prof. Boštjan Marko Turk: Próba bilansu pontyfikatu papieża Franciszka

W dniu 10 maja 1923 roku Watykan opublikował dekret potępiający i zakazujący rozpowszechniania broszury zatytułowanej Pojawienie się Najświętszej Maryi Panny na świętej górze La Salette.Zawierała ona treść objawień maryjnych, w tym apokaliptyczne stwierdzenia, takie jak to, że „Rzym utraci wiarę i stanie się siedzibą Antychrysta”. W tej sprawie Jacques Maritain, jeden z najwybitniejszych filozofów chrześcijańskich XX wieku, spotkał się kiedyś z papieżem Benedyktem XV.

Ambasador USA przy NATO wskazał najważniejszy temat szczytu NATO w Hadze z ostatniej chwili
Ambasador USA przy NATO wskazał najważniejszy temat szczytu NATO w Hadze

– Prezydent Trump nie zrezygnuje z żądania, by sojusznicy wydawali 5 proc. PKB na obronność – powiedział we wtorek ambasador USA przy NATO Matthew Whittaker. Przestrzegł też Unię Europejską przed wykluczaniem amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego w tym kontekście.

Ekspert ds. wizerunku: Trzaskowski miał bardzo zły makijaż, który go postarzał tylko u nas
Ekspert ds. wizerunku: Trzaskowski miał bardzo zły makijaż, który go postarzał

- (...) wyglądał na zmęczonego i bez energii. Od samego początku zwróciłem na to uwagę, gdy tylko go zobaczyłem. Miał też bardzo zły makijaż, który go postarzał. Wypadł niekorzystnie, było widać znużenie - mówi po debacie w TVP ekspert ds. wizerunku, politolog dr Sergiusz Trzeciak.

Donald Tusk uderzył w George Simiona. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał z ostatniej chwili
Donald Tusk uderzył w George Simiona. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał

"Nikt już nie wierzy w twoje kłamstwa i hipokryzję, Donaldzie" – pisze na platformie X kandydat na prezydenta Rumunii George Simion, odpowiadając na wpis Donalda Tuska.

Trzy powody dla których europejscy przywódcy w ogóle zabrali Tuska do Kijowa tylko u nas
Trzy powody dla których europejscy przywódcy w ogóle zabrali Tuska do Kijowa

„Słychać wycie? Znakomicie” – tak jedyny w Europie premier-hejter skwitował komentarze do jego sobotniej wyprawy do Kijowa. I opatrzył je swoim zdjęciem z Zełenskim, Macronem, Starmerem i Merzem. Na pozór Donald Tusk znalazł się przez moment niemal w centrum światowej polityki.

Polska ma więcej złota niż Europejski Bank Centralny z ostatniej chwili
Polska ma więcej złota niż Europejski Bank Centralny

Narodowy Bank Polski (NBP) zgromadził już ponad 509 ton złota, wyprzedzając Europejski Bank Centralny. To nie tylko symboliczny sukces, ale też silny sygnał dla rynków i inwestorów.

Tusk planuje znów oszukać Polaków. Znamienne słowa Jarosława Kaczyńskiego ws. polskich żołnierzy na Ukrainie z ostatniej chwili
"Tusk planuje znów oszukać Polaków". Znamienne słowa Jarosława Kaczyńskiego ws. polskich żołnierzy na Ukrainie

"Na użycie Sił Zbrojnych poza granicami państwa niezbędna jest zgoda prezydenta. Tylko Karol Nawrocki gwarantuje, że jej nie będzie" – pisze na platformie X prezes PiS Jarosław Kaczyński, komentując zaskakującą wypowiedź gen. Keitha Kellogga ws. misji pokojowej na Ukrainie.

Zabrze: Kandydat na prezydenta Rumunii George Simion przybył na wiec Karola Nawrockiego z ostatniej chwili
Zabrze: Kandydat na prezydenta Rumunii George Simion przybył na wiec Karola Nawrockiego

Kandydat na prezydenta Rumunii George Simion zachęcał we wtorek w Zabrzu do głosowania na Karola Nawrockiego. Popierany przez PiS obywatelski kandydat podczas wiecu gratulował też mieszkańcom Zabrza, że w niedzielnym referendum odwołali popieraną przez KO prezydent miasta.

Ważny komunikat dla mieszkańców Gdyni z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Gdyni

Ważna wiadomość dla mieszkańców Gdyni i wszystkich, którym leży na sercu lokalne dziedzictwo. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uchylił decyzję ministra kultury, która wcześniej skreśliła historyczne korty i stadion przy ul. Ejsmonda z listy zabytków. Sprawa wraca do ponownego rozpatrzenia.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Liberum veto transgenderowych rewolucjonistów

Człowiek powinien żyć w prawdzie, a więc w zgodzie ze sobą. Dotyczy to też transgenderowych odwrotków. Są to ludzie, którzy mają problemy egzystowania sami ze z sobą. Ryan T. Anderson: „When Harry Became Sally: Responding to the Transgender Moment” (New York and London: Encounter Books, 2018) podkreśla, że trzeba okazać im miłosierdzie i wyrozumiałość. Pomóc im w ich przypadłości. Jednak musimy ostro bronić się przed aktywistami transgenderowymi, którzy napędzają rewolucję poprzez sianie chaosu w sprawach płci. Ich ofiarami padają odwrotkowie, ale celem jest obalenie systemu tradycyjnego społeczeństwa, a zastąpienie go seksualnie radykalnym reżimem.
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Liberum veto transgenderowych rewolucjonistów
/ pixabay.com
Zacznijmy od tego, że od poczęcia każdy z nas posiada biologiczną płeć. Rodzaj męski ma chromosom XY, a rodzaj żeński ma chromosom XX. Genetyka determinuje naszą płeć od samego początku, a nie dopiero od naszego przyjścia na świat. Gender to natomiast świeżej daty wynalazek lewicowych radykałów. Wymyślił ten termin John Money (s. 16), wraz z pomysłem, że jest on względny, płynny. Radykałowie twierdzą, że gender odzwierciedla nasze uczucia na temat tego, czy identyfikujemy się jako kobieta czy mężczyzna. Albo jako kilkadziesiąt innych możliwości, według szerokiej gamy ofert serwowanych nam przez rewolucję seksualną. W szczególności odzwierciedla to radykalny autosamiczy argument feministyczny, że nie ma różnic między mężczyznami a kobietami (s. 172).
 
W pewnym sensie jest to pean na cześć androgenizmu jako perfekcyjnego ideału równości. Osiągnął on swój patologiczny wymiar w Chinach Mao i Kambodży Pol Pota. Niektórym dziś na Zachodzie wydaje się, że można ten ideał osiągnąć poprzez indoktrynację (szczególnie dzieci) oraz nowe technologie medyczne. Według tej recepty, transformacja transgenderowa ma trzy stadia (transitioning, s. 77). Najpierw zmienia się pacjentowi imię na nowe, odzwierciedlające gender, z jakim wydaje się ofierze, że powinna się identyfikować. Stąd tytuł książki Andersona: „Gdy Harry został Sally”. 

Krok drugi to podawanie osobie przygotowującej się do transformacji odpowiednich leków hormonalnych: biologicznym kobietom, których dysforia genderowa dyktuje, że są facetami, daje się męski testosteron. Biologiczni mężczyźni przyjmują estrogen. I baterię innych chemikaliów, a w tym specjalne prochy blokujące pokwitanie (puberty blockers). Zmienia się morfologia ciała na androgeniczną u mężczyzn, a u kobiet poszerzają się ramiona. W końcu – krok trzeci i nieodwracalny – następuje radykalna operacja chirurgiczna. Wycięcia piersi, zdeformowania pochwy u kobiet. Usunięcia jąder i penisa u mężczyzn. I z tym trzeba już żyć. W sensie fizycznym jest to w większości nieodwracalne.

Podkreślmy jednak, że nie jest to operacja zmiany płci, bowiem nie wycina się ze środka organizmu narządów rozrodczych, a jedynie w ramach zabiegu plastycznego masakruje się zewnętrzny wygląd narządów płciowych. Ponadto nie ma możliwości zmienić kodu genetycznego z XX na XZ czy odwrotnie. Mamy więc do czynienia z kamuflażem, który chowa płeć, aby uwypuklić gender.

Transgenderowcy to jednostki, którym się wydaje, że są odwrotnej płci niż są w rzeczywistości. Doświadczają „głębokiego i często paraliżującego sensu alienacji od swojej biologicznej płci” (s. 2). Transgenderyzm jest to więc poważne zakłócenie psychologiczne. To patologia. Nazywa się dysforią genderową (gender dysphoria), czyli uczuciem nieszczęśliwości z powodu posiadania płci, w jakiej jednostka się urodziła. Trudno powiedzieć, ile osób cierpiących na tę przypadłość jest w USA. Niektórzy twierdzą, że to jeden przypadek na około 200 osób. Z drugiej strony istnieje statystyka pokazująca, że chodzi o 1 osobę transgenderową na ponad 20 000 ludzi (s. 94). 

Chodzi o politykę, a nie naukę. Statystyki naturalnie podlegają obróbce ideowej. Rewolucjoniści seksualni chcieliby widzieć siebie jak najwięcej. Stąd rozciągają do granic elastyczności wszelkie szacunki, włączając w szeregi odwrotków osoby, którym chwilowo wydawało się kiedykolwiek w życiu, że psychologicznie nie są kompatybilni z biologicznym stanem swego ciała. Podobnie zresztą liczy się homoseksualistów, których jest od 1 do 3 procent w społeczeństwie. 

Rewolucjoniści jednak mnożą niemożebnie liczbę wesołków, pohukując, że jest ich ze 30 proc. Patrząc na sprawę realistycznie, jednak wydaje się, że są to ilości zupełnie śladowe w społeczeństwie. A transgenderowych odwrotków jeszcze mniej: może ułamek procenta. Taka interpretacja naturalnie uznawana jest za politycznie niepoprawną przez transgenderowych działaczy.

Aktywiści transgenderowi to rewolucjoniści, którzy sami nie muszą być odwrotkami z zaburzeniami, ale upierają się, że rzekomo reprezentują interesy takowych. A robią to w jak najbardziej skrajnej formie. Niedawno jeszcze podkreślali, że odwrotki to chłopcy, którym się wydaje, że są dziewczynkami, albo odwrotnie. W tej chwili upierają się, że ofiary są rzeczywiście dziewczynkami albo chłopcami, „a więc powinny być traktowane jako takie” (s. 28). W nowej retoryce rewolucyjnej gender determinuje płeć, a nie odwrotnie. „Tożsamość genderowa jest przeznaczeniem, podczas gdy biologiczna płeć jest konstruktem społecznym (s. 30). 

Co więcej, niektórzy rewolucjoniści twierdzą, że genderowa samoidentyfikacja i tożsamość „mogą się zmienić codziennie, a nawet co kilka godzin” (s. 39). To jest rewolucyjne optimum „płynności genderowej” (gender fluidity). Często w ich argumentach brak spójności i logiki. Z jednej strony wszystko jest relatywne, a więc stąd „płynność genderowa”. A z drugiej strony zdecydowanie przekonują, że w pacjencie, który jest płci męskiej, tkwi prawdziwa tożsamość kobieca, która jest jedyną „prawdą”. 

Zignorujmy fakty biologiczne, które są wymysłami patriarchatu. Skupmy się na samorealizacji „prawdy” genderowej. W rzeczywistości mamy do czynienia z „gnostycznym dualizmem” (s. 46) między „ciałem a sobą” (s. 105). Tożsamość seksualna dla rewolucjonistów jest pojęciem metafizycznym, bowiem twierdzą, że jest inna niż biologiczna płeć. A jednocześnie uważają, że liczy się jedynie filozofia materialistyczna, bo Boga nie ma. Wszystko jest społecznym konstruktem. Nie ma różnic między kobietami a mężczyznami, ale jednak są różnice w gender. Bo „prawdziwa” kobieta może być schowana w biologicznym mężczyźnie choćby. Radykalny indywidualizm, który wyznają rewolucjoniści, musi jednak maszerować karnie tylko w ramach zdyscyplinowanych formacji napędzanych totalnie ideologią genderową.  To jest obłęd albo może lepiej: dialektyczna logika rewolucji. Cokolwiek służy jej celom, jest dobrem. Relatywizm musi więc być jej naczelną cechą.

Na poziomie publicznym mechanizmy agitacji transgenderowej i jej cele mogą być porównane do liberum veto z I RP. Stara  zasada „złotej wolności” szlacheckiej stanowiła, że nie można było narzucać na mniejszość – nawet na mniejszość jednoosobową – nic, z czym taka jednostka się nie zgadzała. Chodziło naturalnie o raczej wąskie kwestie polityczne i o to, aby zabezpieczyć prymat wolności w sposób odpowiedzialny, co udawało się przez kilkaset lat. Dopiero w drugiej połowie XVII w. system zaczął gnić, bowiem wolność transformowała się w anarchistyczną swawolę i samowolę bez zwracania uwagi na dobro publiczne. 

Liberum veto służyło więc długo i dobrze trwałości wolnościowej tradycji polskiej. Dopiero potem nastąpiła degeneracja. Zasada liberum veto różni się więc od ideologii transgenderyzmu; radykałowie stosują taktycznie retorykę wolnościową, aby zniszczyć system tradycyjny poprzez rewolucję seksualną. Szlachta nie chciała rewolucji, a wprost przeciwnie. Odwrotnie niż seksualni rewolucjoniści.    

Aktywiści (bezwiednie) przejęli argumentację liberum veto. Wrzeszczą, że należy bezwzględnie zaaprobować każdą autonomiczną decyzję jednostki dotyczącej dostosowania jej biologicznej płci do jej poczucia seksualności. Twierdzą, że trzeba uznać każdego odwrotka za jakiego w danym momencie on czy ona się uważają. Życzenia jednostki z dysforią transgenderową liczą się zarówno ponad dalekosiężny interes samego tego indywidualnego pacjenta, jak i na pewno ponad dobro społeczne. Ktokolwiek się z tym nie zgadza, jest bigotem czy bigotką, homofobem, rasistą, faszystą, antysemitą – ogólnie nietolerancyjnym. 
(c.d.n.)

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 1 lipca 2019
www.iwp.edu



#REKLAMA_POZIOMA#


 

Polecane
Emerytury
Stażowe