[Tylko u nas] Marek Budzisz: Moskwa zaostrza kurs ws. Donbasu. Ukraińska godzina próby

Moskwa zaostrza stanowisko w kwestii Donbasu. Jak powiedział pod koniec minionego tygodnia Jurij Uszakow, główny doradca ds. polityki zagranicznej Władimira Putina, spotkanie prezydentów Rosji i Ukrainy może się odbyć o ile Kijów w formie pisemnej zaakceptuje tzw. Formułę Steinmeiera.
/ screen YouTube
Dotychczas propozycja niemieckiego prezydenta, z czasów kiedy był on szefem dyplomacji, nie była częścią porozumienia mińskiego, a jedynie jedną z propozycji, której celem było ruszenie procesu pokojowego z miejsca. Przewidywała ona uchwalenie specjalnego statusu Donbasu (na poziomie konstytucyjnym) oraz uruchomienie jego funkcjonowania w momencie przeprowadzenia w tzw. republikach ludowych wolnych wyborów, co miałoby zostać potwierdzone przez międzynarodowych obserwatorów. Kolejnym krokiem miałoby być wycofanie się rosyjskich wojsk, rozbrojenie i odzyskanie przez Kijów kontroli nad granicą z Federacją Rosyjską. Ta kolejność podejmowanych kroków była zasadniczym powodem dla którego Kijów za czasów administracji Poroszenki nie był zwolennikiem takiej formuły porozumienia. Wówczas ukraińska dyplomacja argumentowała, że warunkiem przeprowadzenia wolnych wyborów jest odzyskanie kontroli nad granicą oraz rozbrojenie nielegalnych z ukraińskiego punktu widzenia formacji zbrojnych kontrolujących zbuntowane prowincje. W przeciwnym razie, jak argumentowano, być może głosowanie będzie wolne, ale już nie kampania wyborcza toczona pod dyktando lokalnych, powiązanych z Moskwą władz.

Teraz wysunięcie żądania parafowania takiego rozwiązania jako warunku spotkania na szczeblu prezydentów odczytywać należy jako próbę wywarcia presji przez Moskwę na Kijów. Jest to o tyle istotne, że jak powiedział były prezydent Leonid Kuczma, obecnie reprezentujący Ukrainę w tzw. grupie kontaktowej, Kijów w gruncie rzeczy będzie musiał mierzyć się ze wspólną presją wywieraną nań zarówno przez Moskwę, jak i Berlin oraz Paryż. Rosyjska prasa spekuluje, że presja ta oznacza groźbę zniesienia już w styczniu przyszłego roku przez Unię Europejską antyrosyjskich sankcji o ile Ukraina nie pójdzie na ustępstwa wobec Rosji.

Stanowisko Kijowa jest, trzeba otwarcie to powiedzieć dość niejasne i być może chwiejne. W ubiegłym tygodniu głosami frakcji parlamentarnej partii Zełenskiego i prorosyjskiej formacji Za życie Medwedczuka zmieniono skład Centralnej Komisji Wyborczej, co przez opozycję odczytane zostało jako przygotowanie do przeprowadzenia wyborów w Donbasie, czyli innymi słowy zaakceptowanie „formuły Steinmeiera”. Niejasne wypowiedzi zarówno Zełenskiego, jak i nowego ministra spraw zagranicznych Wadima Prystajki, utwierdzały tylko obserwatorów tego co się dzieje na Ukrainie w przekonaniu, że trwają przygotowania do porozumienia z Moskwą.

Trzeba w tym kontekście postawić pytanie dlaczego wielu ukraińskich ekspertów jest zdania, iż zaakceptowanie przez Kijów „formuły Steinmeiera” jest dla Ukrainy rozwiązaniem niekorzystnym, a nawet zgubnym. Najlepiej odpowiedź na to pytanie sprecyzował Andriej Illarionow, w przeszłości doradca Putina, a obecnie mieszkający w Waszyngtonie i związany z rosyjską opozycją analityk. Otóż powiedział on w wywiadzie dla Apostroph, że zgoda Kijowa na wdrożenie tego rodzaju rozwiązań w życie oznacza uzyskanie przez Putina wszystkiego czego chciał i do czego dążył przez ostatnie 5 lat. W praktyce oznacza to utrzymanie kontroli Moskwy nad polityczną sytuacją na Ukrainie. O tym, bowiem decyduje geografia polityczna kraju, w którym mieszkający na wschodzie głosują na formacje prorosyjskie. Formacje antyukraińskie, jak mówi Illarionow, w trakcie ostatnich wyborów prezydenckich zdobyły na Ukrainie Wschodniej 18 % głosów. Ale ten wynik był efektem dobrego rezultatu formacji Zełenskiego, a nie ma przecież gwarancji, że utrzyma się on w następnych wyborach, w których siły prorosyjskie mogą zdobyć 20 – 22 % głosów. Gdyby do tego rachunku dodać głosy z Doniecka i Ługańska, to zdaniem rosyjskiego opozycjonisty Moskwa kontrolować może nawet 40 % mandatów w Radzie Najwyższej Ukrainy, a z pewnością 35 %. A to, zwłaszcza w sytuacji kiedy jak w każdej normalnej demokracji głosy na formacje proukraińskie rozproszą się na kilka partii, oznacza, zdaniem rosyjskiego opozycjonisty, że Moskwa będzie zawsze „języczkiem u wagi” i mogła na trwale wpływać na bieg spraw ukraińskich. Illarionow, dobrze znający kremlowskie realia, powiedział też, że Uszakow nie zdecydowałby się na publiczne deklaracje w sprawie „formuły Steinmeiera” o ile nie byłby pewien, że stosowny dokument zostanie podpisany. A to, jego zdaniem oznacza, że toczone niedawno w Berlinie rozmowy tzw. grupy kontaktowej, zakończyły się ustępstwami Kijowa. I dlatego, Putin znów po wielu miesiącach przerwy powiedział ostatnio, że „Rosjanie i Ukraińcy to dwie gałęzie jednego narodu” a Kuczma uznał za stosowne wystąpić z publicznym ostrzeżeniem.

Po koniec ubiegłego tygodnia w kwestii rozmów Ukrainy z Rosją znów nastąpił zwrot. Otóż w związku z corocznym spotkaniem forum YES (Yalta European Strategy) organizowanym przez oligarchę Pinczuka (prywatnie zięć Kuczmy) na Ukrainę przyjechał Kurt Volker specjalny wysłannik amerykański, który rozmawiał zarówno z prezydentem Zełenskim, jak i ministrem Wadimem Prystajko. Równolegle poinformowano o odblokowaniu amerykańskiej pomocy wojskowej dla Ukrainy, której los był niepewny, bo tydzień wcześniej, w ramach poszukiwania środków na budowę muru na granicy amerykańsko – meksykańskiej Trump polecił sprawdzenie czy są one prawidłowo wykorzystywane, co równa się automatycznemu blokowaniu transferów. Zważywszy, że a Stanach Zjednoczonych rok budżetowy kończy się z ostatnim dniem września taka blokada mogła oznaczać, że środki nie zostaną przysłane. Teraz to zagrożenie zniwelowano, a dodatkowo Kijów poinformował, że dzięki pomocy technicznej ze Stanów Zjednoczonych będzie wstanie wznowić nadawanie programów telewizyjnych na obszar zbuntowanych republik. W kwestii negocjacji z Moskwą też nastąpiła znacząca zmiana. Na wspólnej konferencji prasowej Volker i Prystajko powiedzieli, że nie może być mowy o nadaniu specjalnego konstytucyjnego statusu obydwu zbuntowanym prowincjom a co najwyżej mogą one mieć taką autonomię, jaką cieszył się Krym do aneksji. Zmiany konstytucji nie będzie, podobnie jak powszechnej amnestii dla separatystów. Jeśli idzie o wybory w Doniecku i Ługańsku, to mogą one mieć miejsce, jak oświadczył ukraiński minister w tym samym czasie i na takich samych zasadach co planowane na przyszły rok lokalne wybory na Ukrainie. Czyli znów, żadnego specjalnego statusu, ani specjalnych zasad nie będzie. Volker uzupełnił, że jego zdaniem, wolne i sprawiedliwe wybory, o czym mówią porozumienia mińskie, mogą się odbyć tylko w „wolnym kraju” a to jego zdaniem oznacza uprzednie wycofanie się Rosjan i oddanie kontroli nad wspólną granicą Ukrainie. I, jak dodał, ruch leży po stronie Rosji.

Te nagłe zmiany frontu Kijowa pokazują nie tylko słabą pozycję młodej ukraińskiej administracji w starciu z machinami dyplomatycznymi Rosji i państw Europy Zachodniej. Bez wsparcia Stanów Zjednoczonych Ukraina ustąpiłaby zapewne łatwo i po cichu. Teraz perspektywa się zmienia, choć z pewnością o szybki sukces negocjacyjny będzie trudniej. Warto też podkreślić, że amerykański dyplomata opowiedział się za wznowieniem przez Kijów wypłat rent i emerytur mieszkańcom zbuntowanych prowincji, co zostało zaniechane jeszcze za czasów Poroszenki. Wznowienie wypłat, co potwierdził ukraiński minister spraw zagranicznych, oznacza, że pracująca w Kijowie misja Banku Światowego zaproponuje Ukrainie nowe porozumienie, bo bez solidnego zastrzyku środków budżet miałby problem ze zrealizowaniem tych deklaracji. Już w lokalnych mediach pisze się o tymczasowym wsparciu Kijowa pożyczką w wysokości 5 mld dolarów oraz podpisaniem nowego, wartego kilkanaście miliardów pakietu pomocowego. O tym, że współpraca może przybrać niezwykle ambitny kształt świadczy też sobotnia deklaracje premiera Honczaruka, który zapowiedział rozpoczęcie przez Ukrainę prac mających w rezultacie połączyć systemy transportu wodnego Polski i Ukrainy a w efekcie Morze Czarne z Bałtyckie. Ukraiński premier powiedział to również przy okazji spotkania inicjatywy YES, na której byli właściwie wszyscy liczący się politycy ukraińscy oraz niemałe grono poważnych graczy z regionu. Ze strony polskiej, prócz ambasadora Cichockiego, był jedynie Aleksander Kwaśniewski i jego polityczni przyjaciele (Marek Siwiec i Dariusz Szymczycha) oraz kandydujący z list opozycji do Sejmu Paweł Kowal. Nikogo z polskich władz, nikogo ze świata biznesu. Jak na największego partnera handlowego Ukrainy i kraj, który chciałby budować na Wschodzie swą biznesową pozycję to zdecydowanie zbyt skromnie. Rozumiem, że w Polsce trwa kampania przed wyborami do parlamentu, ale czy musi to oznaczać całkowity marazm polskiej dyplomacji?

Marek Budzisz

 

POLECANE
Nie żyje Maciej Misztal. Kabareciarz miał tylko 43 lata z ostatniej chwili
Nie żyje Maciej Misztal. Kabareciarz miał tylko 43 lata

Maciej Misztal, współzałożyciel Kabaretu Trzeci Wymiar i wieloletni współpracownik OFPA w Rybniku, zmarł 22 grudnia 2025 r. po ciężkiej chorobie. Miał 43 lata.

Katastrofa samolotu w Turcji. Nie żyje szef sztabu armii Libii z ostatniej chwili
Katastrofa samolotu w Turcji. Nie żyje szef sztabu armii Libii

Służby dotarły do wraku samolotu, którym leciał szef sztabu armii Libii Mohammed Ali Ahmed Al-Haddad – przekazał minister spraw wewnętrznych Turcji Ali Yerlikaya. Wcześniej informowano, że z samolotem utracono kontakt radiowy.

Ogłoszenia o pracę muszą być neutralne płciowo. Minister: Mamy piękny, bogaty język z ostatniej chwili
Ogłoszenia o pracę muszą być neutralne płciowo. Minister: "Mamy piękny, bogaty język"

Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk w TVP w likwidacji przekonywała, że w ogłoszeniach o pracę nie powinno się wskazywać płci. Zmiany wejdą w życie 24 grudnia 2025 r.

Nie żyje mężczyzna zaatakowany przez nożownika w Gdańsku z ostatniej chwili
Nie żyje mężczyzna zaatakowany przez nożownika w Gdańsku

Nie żyje mężczyzna, który w niedzielę w centrum Gdańska został zaatakowany przez 26-latka – poinformował serwis tvn24.pl.

Szokujące wieści z Włoch. Znany biathlonista znaleziony martwy podczas zgrupowania z ostatniej chwili
Szokujące wieści z Włoch. Znany biathlonista znaleziony martwy podczas zgrupowania

Sivert Guttorm Bakken, reprezentant Norwegii w biathlonowym Pucharze Świata, został we wtorek znaleziony martwy w hotelu we włoskim Lavaze – poinformowała norweska federacja biathlonu.

Leszek Czarnecki pozywa Telewizję Republika z ostatniej chwili
Leszek Czarnecki pozywa Telewizję Republika

Leszek Czarnecki pozywa Telewizję Republika. Chodzi o opublikowane przez stację w czerwcu tzw. "taśmy Giertycha". – Powodem tej sprawy jest to, że opublikowaliśmy jego rozmowę z Romanem Giertychem. Czyli nie to, że pokazaliśmy nieprawdę – stwierdził szef Telewizji Republika Tomasz Sakiewicz.

Łódzkie: Budynek zawalił się po wybuchu. Trwają poszukiwania z ostatniej chwili
Łódzkie: Budynek zawalił się po wybuchu. Trwają poszukiwania

Prawdopodobnie wybuch butli z gazem doprowadził do zawalenia się budynku w miejscowości Besiekierz Nawojowy w woj. łódzkim. Trwają poszukiwania jednej osoby, która w chwili katastrofy mogła przebywać w budynku.

Pijany lekarz na izbie przyjęć. Grozi mu do 5 lat więzienia Wiadomości
Pijany lekarz na izbie przyjęć. Grozi mu do 5 lat więzienia

Trzy promile alkoholu w organizmie miał lekarz pełniący dyżur na izbie przyjęć w jednym ze szpitali w powiecie opolskim. Sprawą zajmuje się prokuratura, która sprawdza, czy pacjenci nie zostali narażeni na utratę zdrowia lub życia.

Wtargnęli do bazy wojskowej w Gdyni. Trzech cudzoziemców stanie przed sądem pilne
Wtargnęli do bazy wojskowej w Gdyni. Trzech cudzoziemców stanie przed sądem

Trzech młodych cudzoziemców z Ukrainy i Białorusi przyznało się do wtargnięcia na teren bazy wojskowej w Gdyni. Sprawę przejęła Żandarmeria Wojskowa, która analizuje zabezpieczone telefony podejrzanych.

Rodzinna choinka już w pałacu. Prezydent Nawrocki zamieścił film z ostatniej chwili
"Rodzinna choinka już w pałacu". Prezydent Nawrocki zamieścił film

Prezydent Karol Nawrocki pokazał nagranie z przygotowań świątecznych. Po żywą choinkę pojechał osobiście na plantację do gminy Celestynów.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Budzisz: Moskwa zaostrza kurs ws. Donbasu. Ukraińska godzina próby

Moskwa zaostrza stanowisko w kwestii Donbasu. Jak powiedział pod koniec minionego tygodnia Jurij Uszakow, główny doradca ds. polityki zagranicznej Władimira Putina, spotkanie prezydentów Rosji i Ukrainy może się odbyć o ile Kijów w formie pisemnej zaakceptuje tzw. Formułę Steinmeiera.
/ screen YouTube
Dotychczas propozycja niemieckiego prezydenta, z czasów kiedy był on szefem dyplomacji, nie była częścią porozumienia mińskiego, a jedynie jedną z propozycji, której celem było ruszenie procesu pokojowego z miejsca. Przewidywała ona uchwalenie specjalnego statusu Donbasu (na poziomie konstytucyjnym) oraz uruchomienie jego funkcjonowania w momencie przeprowadzenia w tzw. republikach ludowych wolnych wyborów, co miałoby zostać potwierdzone przez międzynarodowych obserwatorów. Kolejnym krokiem miałoby być wycofanie się rosyjskich wojsk, rozbrojenie i odzyskanie przez Kijów kontroli nad granicą z Federacją Rosyjską. Ta kolejność podejmowanych kroków była zasadniczym powodem dla którego Kijów za czasów administracji Poroszenki nie był zwolennikiem takiej formuły porozumienia. Wówczas ukraińska dyplomacja argumentowała, że warunkiem przeprowadzenia wolnych wyborów jest odzyskanie kontroli nad granicą oraz rozbrojenie nielegalnych z ukraińskiego punktu widzenia formacji zbrojnych kontrolujących zbuntowane prowincje. W przeciwnym razie, jak argumentowano, być może głosowanie będzie wolne, ale już nie kampania wyborcza toczona pod dyktando lokalnych, powiązanych z Moskwą władz.

Teraz wysunięcie żądania parafowania takiego rozwiązania jako warunku spotkania na szczeblu prezydentów odczytywać należy jako próbę wywarcia presji przez Moskwę na Kijów. Jest to o tyle istotne, że jak powiedział były prezydent Leonid Kuczma, obecnie reprezentujący Ukrainę w tzw. grupie kontaktowej, Kijów w gruncie rzeczy będzie musiał mierzyć się ze wspólną presją wywieraną nań zarówno przez Moskwę, jak i Berlin oraz Paryż. Rosyjska prasa spekuluje, że presja ta oznacza groźbę zniesienia już w styczniu przyszłego roku przez Unię Europejską antyrosyjskich sankcji o ile Ukraina nie pójdzie na ustępstwa wobec Rosji.

Stanowisko Kijowa jest, trzeba otwarcie to powiedzieć dość niejasne i być może chwiejne. W ubiegłym tygodniu głosami frakcji parlamentarnej partii Zełenskiego i prorosyjskiej formacji Za życie Medwedczuka zmieniono skład Centralnej Komisji Wyborczej, co przez opozycję odczytane zostało jako przygotowanie do przeprowadzenia wyborów w Donbasie, czyli innymi słowy zaakceptowanie „formuły Steinmeiera”. Niejasne wypowiedzi zarówno Zełenskiego, jak i nowego ministra spraw zagranicznych Wadima Prystajki, utwierdzały tylko obserwatorów tego co się dzieje na Ukrainie w przekonaniu, że trwają przygotowania do porozumienia z Moskwą.

Trzeba w tym kontekście postawić pytanie dlaczego wielu ukraińskich ekspertów jest zdania, iż zaakceptowanie przez Kijów „formuły Steinmeiera” jest dla Ukrainy rozwiązaniem niekorzystnym, a nawet zgubnym. Najlepiej odpowiedź na to pytanie sprecyzował Andriej Illarionow, w przeszłości doradca Putina, a obecnie mieszkający w Waszyngtonie i związany z rosyjską opozycją analityk. Otóż powiedział on w wywiadzie dla Apostroph, że zgoda Kijowa na wdrożenie tego rodzaju rozwiązań w życie oznacza uzyskanie przez Putina wszystkiego czego chciał i do czego dążył przez ostatnie 5 lat. W praktyce oznacza to utrzymanie kontroli Moskwy nad polityczną sytuacją na Ukrainie. O tym, bowiem decyduje geografia polityczna kraju, w którym mieszkający na wschodzie głosują na formacje prorosyjskie. Formacje antyukraińskie, jak mówi Illarionow, w trakcie ostatnich wyborów prezydenckich zdobyły na Ukrainie Wschodniej 18 % głosów. Ale ten wynik był efektem dobrego rezultatu formacji Zełenskiego, a nie ma przecież gwarancji, że utrzyma się on w następnych wyborach, w których siły prorosyjskie mogą zdobyć 20 – 22 % głosów. Gdyby do tego rachunku dodać głosy z Doniecka i Ługańska, to zdaniem rosyjskiego opozycjonisty Moskwa kontrolować może nawet 40 % mandatów w Radzie Najwyższej Ukrainy, a z pewnością 35 %. A to, zwłaszcza w sytuacji kiedy jak w każdej normalnej demokracji głosy na formacje proukraińskie rozproszą się na kilka partii, oznacza, zdaniem rosyjskiego opozycjonisty, że Moskwa będzie zawsze „języczkiem u wagi” i mogła na trwale wpływać na bieg spraw ukraińskich. Illarionow, dobrze znający kremlowskie realia, powiedział też, że Uszakow nie zdecydowałby się na publiczne deklaracje w sprawie „formuły Steinmeiera” o ile nie byłby pewien, że stosowny dokument zostanie podpisany. A to, jego zdaniem oznacza, że toczone niedawno w Berlinie rozmowy tzw. grupy kontaktowej, zakończyły się ustępstwami Kijowa. I dlatego, Putin znów po wielu miesiącach przerwy powiedział ostatnio, że „Rosjanie i Ukraińcy to dwie gałęzie jednego narodu” a Kuczma uznał za stosowne wystąpić z publicznym ostrzeżeniem.

Po koniec ubiegłego tygodnia w kwestii rozmów Ukrainy z Rosją znów nastąpił zwrot. Otóż w związku z corocznym spotkaniem forum YES (Yalta European Strategy) organizowanym przez oligarchę Pinczuka (prywatnie zięć Kuczmy) na Ukrainę przyjechał Kurt Volker specjalny wysłannik amerykański, który rozmawiał zarówno z prezydentem Zełenskim, jak i ministrem Wadimem Prystajko. Równolegle poinformowano o odblokowaniu amerykańskiej pomocy wojskowej dla Ukrainy, której los był niepewny, bo tydzień wcześniej, w ramach poszukiwania środków na budowę muru na granicy amerykańsko – meksykańskiej Trump polecił sprawdzenie czy są one prawidłowo wykorzystywane, co równa się automatycznemu blokowaniu transferów. Zważywszy, że a Stanach Zjednoczonych rok budżetowy kończy się z ostatnim dniem września taka blokada mogła oznaczać, że środki nie zostaną przysłane. Teraz to zagrożenie zniwelowano, a dodatkowo Kijów poinformował, że dzięki pomocy technicznej ze Stanów Zjednoczonych będzie wstanie wznowić nadawanie programów telewizyjnych na obszar zbuntowanych republik. W kwestii negocjacji z Moskwą też nastąpiła znacząca zmiana. Na wspólnej konferencji prasowej Volker i Prystajko powiedzieli, że nie może być mowy o nadaniu specjalnego konstytucyjnego statusu obydwu zbuntowanym prowincjom a co najwyżej mogą one mieć taką autonomię, jaką cieszył się Krym do aneksji. Zmiany konstytucji nie będzie, podobnie jak powszechnej amnestii dla separatystów. Jeśli idzie o wybory w Doniecku i Ługańsku, to mogą one mieć miejsce, jak oświadczył ukraiński minister w tym samym czasie i na takich samych zasadach co planowane na przyszły rok lokalne wybory na Ukrainie. Czyli znów, żadnego specjalnego statusu, ani specjalnych zasad nie będzie. Volker uzupełnił, że jego zdaniem, wolne i sprawiedliwe wybory, o czym mówią porozumienia mińskie, mogą się odbyć tylko w „wolnym kraju” a to jego zdaniem oznacza uprzednie wycofanie się Rosjan i oddanie kontroli nad wspólną granicą Ukrainie. I, jak dodał, ruch leży po stronie Rosji.

Te nagłe zmiany frontu Kijowa pokazują nie tylko słabą pozycję młodej ukraińskiej administracji w starciu z machinami dyplomatycznymi Rosji i państw Europy Zachodniej. Bez wsparcia Stanów Zjednoczonych Ukraina ustąpiłaby zapewne łatwo i po cichu. Teraz perspektywa się zmienia, choć z pewnością o szybki sukces negocjacyjny będzie trudniej. Warto też podkreślić, że amerykański dyplomata opowiedział się za wznowieniem przez Kijów wypłat rent i emerytur mieszkańcom zbuntowanych prowincji, co zostało zaniechane jeszcze za czasów Poroszenki. Wznowienie wypłat, co potwierdził ukraiński minister spraw zagranicznych, oznacza, że pracująca w Kijowie misja Banku Światowego zaproponuje Ukrainie nowe porozumienie, bo bez solidnego zastrzyku środków budżet miałby problem ze zrealizowaniem tych deklaracji. Już w lokalnych mediach pisze się o tymczasowym wsparciu Kijowa pożyczką w wysokości 5 mld dolarów oraz podpisaniem nowego, wartego kilkanaście miliardów pakietu pomocowego. O tym, że współpraca może przybrać niezwykle ambitny kształt świadczy też sobotnia deklaracje premiera Honczaruka, który zapowiedział rozpoczęcie przez Ukrainę prac mających w rezultacie połączyć systemy transportu wodnego Polski i Ukrainy a w efekcie Morze Czarne z Bałtyckie. Ukraiński premier powiedział to również przy okazji spotkania inicjatywy YES, na której byli właściwie wszyscy liczący się politycy ukraińscy oraz niemałe grono poważnych graczy z regionu. Ze strony polskiej, prócz ambasadora Cichockiego, był jedynie Aleksander Kwaśniewski i jego polityczni przyjaciele (Marek Siwiec i Dariusz Szymczycha) oraz kandydujący z list opozycji do Sejmu Paweł Kowal. Nikogo z polskich władz, nikogo ze świata biznesu. Jak na największego partnera handlowego Ukrainy i kraj, który chciałby budować na Wschodzie swą biznesową pozycję to zdecydowanie zbyt skromnie. Rozumiem, że w Polsce trwa kampania przed wyborami do parlamentu, ale czy musi to oznaczać całkowity marazm polskiej dyplomacji?

Marek Budzisz


 

Polecane