Warszawa. Hodowca kóz z Dagestanu wiedział w jakim stanie są zwierzęta

Hodowca z Dagestanu, od którego warszawski ratusz wynajął stado kóz, nie opiekował się na co dzień zwierzętami, mimo tego, że w okresie od maja do października miał zarobić na umowie z Miejskim Zarządem Zieleni 96 tys. zł. Kóz pilnował zatrudniony „na czarno” bezdomny mężczyzna, który jako wynagrodzenie otrzymywał „50 zł miesięcznie i parówki”.
- Mężczyzna nie przyznał się do popełnionego czynu oraz skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień - mówi prokurator Marcin Saduś, rzecznik praskiej prokuratury.
W niedzielę okazało się, że połowa z 60 warszawskich kóz padła, zaś życie kolejnych 18 z ocalałych jest poważnie zagrożone. Wstępne badania weterynarzy ujawniły brak wdrożonego leczenia wśród stada. Zwierzęta nie były również odrobaczone.
Owce i kozy miały służyć jako „naturalne kosiarki” i zjeść część roślinności znajdującej się na terenie wyspy, aby wyspa stała się użytecznym miejscem dla ptaków. - Kiedy zabezpieczyliśmy teren dla rybitw, mew i sieweczek, pojawił się problem z koszeniem wyspy. Ptaki czują się komfortowo tylko na nisko porośniętej ziemi - mówiła w 2018 r. Iwona Zwolińska, kierownik projektu LIFE+ z Zarządu Zieleni m.st. Warszawy.
Źródło: tvp.info/wyborcza.pl/um.warszawa.pl
kpa