[Tylko u Nas] W. Osiński: "Przybyszewski - zapomniany patriota"

23 listopada mija kolejna rocznica śmierci Stanisława Przybyszewskiego, jednego z czołowych pisarzy Młodej Polski. Wbrew opniom wielu publicystów upojony życiem skandalista nie był jedynie czcicielem "sztuki dla sztuki". Był również doskonałym publicystą, do szpiku przesiąkniętym polskością.
 [Tylko u Nas] W. Osiński: "Przybyszewski - zapomniany patriota"
/ web.de
Berlińczykom sięgającym pamięcią dalej niż do 1945 r. nowoczesne oblicze dzisiejszej Wilhelmstrasse nijak nie przypomina jej odpowiednika sprzed wojny. Jeszcze w okresie Republiki Weimarskiej ta tętniąca życiem ulica, która przebiega przez szczodrze zdobiony Bramą Brandenburską Plac Paryski (gdzie dziś znajduje się m.in. Instytut Pileckiego), usłana była urokliwymi kamienicami secesyjnymi. W jednej z nich znajdowała się w latach 1890-1914 legendarna knajpa "Zum schwarzen Ferkel" (Pod czarnym Prosiakiem), w której przebywali znani artyści niemieckiego i skandynawskiego dekadentyzmu. Prócz garstki zorientowanych w epoce ekspertów mało kto pamięta, że największą gwiazdą tego lokalu był Polak. To tutaj pierwszego smaku pisarskiej sławy doznał późniejszy inspirator krakowskiej cyganerii Stanisław Przybyszewski. Bez wpływu polskiego pisarza nie powstałyby tak istotne dzieła, jak choćby słynny "Krzyk" autorstwa Edvarda Muncha.
 
Natomiast w świadomości naszych rodaków osławiony "Stach" zapisał się przede wszystkim jako porywający propagator "sztuki dla sztuki" i "katastroficznego obłędu". Tymczasem życie Przybyszewskiego to nie tylko pasmo przeplatających się wzlotów i upadków, lecz również ciekawych wolt w postrzeganiu Polski. Odzyskanie niepodległości w 1918 r. wzbudziło w nim silne uczucia patriotyczne, każące mu zarzucić swoje przekonania, powrócić do wskrzeszonego państwa i zaangażować się w jego odbudowę. Jest czymś skłaniającym do zadumy, że ta (jakże istotna) patriotyczna nuta, która odbiła się trwałym śladem w jego międzywojennej publicystyce, nie doczekała się do dziś należytego upamiętnienia.
 
Na ścieżkę politycznego rozwoju Przybyszewski wszedł już w stolicy kajzerowskich Niemiec, gdzie miała wkrótce rozbłysnąć jego literacka sława. Pisarz przyjechał tu w kwietniu 1889 r., po pomyślnym zakończeniu gimnazjum w Wągrowcu. Podjąwszy studia architektury, szybko zaczął zaniedbywać swoje akademickie obowiązki, oddając się w pełni swoim namiętnościom, jakimi były literatura i filozofia. Nowe pasje tyleż go porywały, co odrywały od rzeczywistości, poeta zmienił bowiem kierunek studiów na modną ówcześnie medycynę, tracąc zarazem prawo do stypendialnych świadczeń.
 
Odtąd debiutujący pisarz włóczył się po Berlinie, zmagając się z ciągłym niedostatkiem. Kroniki miasta pozwalają odszukać miejsca, w których "Stach" zaznaczył swoją obecność. W maju 1891 r. zamieszkała z nim przy stacji kolejowej Wedding koleżanka z Wągrowca, Marta Foerder, co pogorszyło jego i tak już mocno nadwątloną sytuację finansową. W sukurs pospieszył mu sam Stanisław Grabski, ubiegając się dla niego o posadę w redakcji "Gazety Robotniczej", dziennika wydawanego dla polskiej emigracji w Berlinie.
 
Mieszkanie Przybyszewskich w dzielnicy Gesundbrunnen było wtedy jednym z głównych adresów polskiej elity w Niemczech. 25-letni wówczas poeta prowadził życie przypominające taniec na linie między dwoma kulturami. Odkrywszy swój talent pisarski, wchodził coraz odważniej w kręgi literackie Berlina, w których niebawem zerwała się pierwsza burza oklasków na cześć polskiego nowicjusza. Doskonała znajomość filozofii, historii i okultyzmu, w zestawieniu z ciętym językiem tudzież toporną grą Chopina, zaczęły tworzyć berlińską legendę tajemniczego "Stacha". Jego niemieckojęzyczne teksty, recytowane wśród okrzyków zachwytu w "Czarnym Prosiaku", skrzą się bogactwem zwrotów i skojarzeń.
 

Genialny Polak, a także genialny wykonawca Chopina, o trudnym do wymówienia nazwisku, lecz wszyscy zwracali się do niego po prostu "Stach"

 
- wspominał po latach niemiecki pisarz Carl Schleich.
 
Przybyszewski był artystą prawdziwie europejskiego formatu, co nie znaczy, że wypierał się swojej polskości. Przeciwnie - w światku niemieckiej bohemy była ona jego najistotniejszym atutem, nadającym mu egzotycznej aury i podkreślającym jego "słowiańską" demoniczność.
 
Myli się również ci, którzy z oślim uporem utrzymują, jakoby młody Przybyszewski nie zaprzątał sobie głowy polskimi sprawami. Spod jego pióra spływały teksty niestroniące od polemik, niekiedy bezlitośnie chłoszczące pruskich zaborców. Wtedy odzywał się zupełnie inny Przybyszewski, jakże odbiegający od sławnego już piewcy niemieckiego dekadentyzmu. Zresztą jego polska publicystyka w Niemczech przyniosła mu niebawem pierwsze problemy.
 
Za kontakty z polskim środowiskiem patriotycznym pisarz został w maju 1893 r. aresztowany i wykreślony z listy studentów. Niestety odtąd jego berlińska legenda będzie słabnąć. W sierpniu 1893 r. Przybyszewski poślubił pisarkę Dagny Juel, wywołującą westchnienia wszystkich artystów z "Prosiaka". O względy Norweżki ubiegał się sam August Strindberg, który w obliczu porażki z polskim twórcą zapiekł doń w nienawiści. Losy Przybyszewskiego i szwedzkiego prozaika ustawicznie się przecinały, ich wzajemna niechęć była powszechnie znana. Toteż obaj nie szczędzili sobie złośliwości, nieraz blokując się w artystycznych bojach niczym jelenie na rykowisku.
 
Perturbacje w życiu prywatnym ściągnęły niestety na Przybyszewskiego wizerunkową katastrofę. Odwróciła się od niego prawie cała berlińska bohema. O ile jego teksty cieszyły się niezmiennym powodzeniem, o tyle niemieccy koledzy po piórze coraz głośniej twierdzili, że po "genialnym Polaku" pozostał w Berlinie jedynie osad zła. Literackim śladem tych niesnasek są opowiadania dawnych przyjaciół z osnutej legendą knajpy. Jesienią 1898 r. polski pisarz na stałe pożegnał się ze stolicą Niemiec, wyruszając do Galicji, gdzie pękał gorset pozytywizmu, uległszy nowym młodopolskim trendom.
 
Do powrotu nakłonili go młodzi pisarze z krakowskiego środowiska, m.in. Adolf Nowaczyński. Tknięty geniuszem pisarz został przez rodaków przyjęty entuzjastycznie. Teksty Przybyszewskiego zyskały wcześniej akceptację Strindberga i Dehmela, których w Krakowie czytano z wypiekami na twarzy.
 

Była już późna jesień, jak zawsze 'polska' i słoneczna, złocista, kiedy do gromadki wielbicieli schodził ze stopni wagonu bardzo trzeciej klasy Stanisław Przybyszewski, padając nam kolejno w objęcia

 
– wspominał Nowaczyński.
 
W październiku 1898 r. grzejący się w świetle "berlińskiej" sławy pisarz objął redakcję tygodnika "Życie", stając się artystycznym przywódcą Młodej Polski. Właściwie dopiero wtedy narodziła się jego redaktorska wielkość, spłynął nań splendor wybornego publicysty. Powierzenie działu graficznego Stanisławowi Wyspiańskiemu okazało się z strzałem w dziesiątkę.
 
Znaki czasu podpowiadały tymczasem coraz głośniej, że hasło "sztuka dla sztuki" nie wystarcza. Drobnym, ale dobitnym tego przykładem był spór, który zarysował się między przedstawicielami życia umysłowego w Krakowie i Warszawie. Pierwsi propagowali "nagą duszę", drudzy zaś polską rację stanu. Stolica Królestwa Polskiego wykazywała się już wtenczas silniejszą tkanką obywatelską, jej insurekcyjne odruchy były głęboko zakorzenione i wrastały w polskie społeczeństwo.
 
Polemiczny ton nadał tym sporom Henryk Sienkiewicz, a szable rozjuszonego autora "Trylogii" zwróciły się właśnie przeciwko redaktorom "Życia". Słowa przyszłego noblisty zadziałały na niektórych młodopolskich pisarzy jak trąbka bojowa na kawaleryjskie konie. Historyczny pomruk skłonił wielu związanych wcześniej z krakowskim tygodnikiem redaktorów (np. Nowaczyńskiego) do spełnienia obywatelskich obowiązków. Przybyszewski wierzył wtedy jeszcze niewzruszenie w siłę własnego słowa, nie chcąc zagłuszać swojej "arii" zgiełkiem doczesnych sporów. Autor "Homo Sapiens" szedł dalej pod prąd ogółu, uparcie trzymając się ustalonych pozycji.
 
W latach 1903-05 Przybyszewski nie interesował się zbytnio polityką i próbował znaleźć swoje szczęście w  Rosji, gdzie pretendował do statusu gwiazdy literatury "Srebrnego Wieku". W Petersburgu kiełkowały jeszcze ziarna, które zasiał w Berlinie. Po rewolucji w 1905 r. carska polityka kultury uległa zmianom, a popularność poety "z Polszy" zaczęła pękać niczym rzeka pokryta krą.
 
Przeprowadziwszy się do Monachium, usiłował raz jeszcze przywołać zapach berlińskiego dekadentyzmu - bez skutku. Wszystkim zżymającym się na jego "monachijską" bezpłodność warto jednak przypomnieć, że właśnie w Bawarii Przybyszewski wykonał zadziwiającą woltę, po której ukazał się jego żarliwy patriotyzm. Proklamacja II RP przyspieszyła tę przemianę, określając również dalszy rozwój Przybyszewskiego-publicysty.
 
Jego znakomite teksty z tego czasu powstały w momencie rosnących ambicji patriotycznych Polaka, rozprawiającego się nie tylko z własną biernością polityczną, lecz także z całą swoją epoką, której był współtwórcą. Powracając po wojnie do odrodzonej ojczyzny, Przybyszewski przeszedł od słów do czynów. Zamieszkał w Poznaniu, w gmachu Dyrekcji Poczty, gdzie został redaktorem pisma "Zdrój", dla którego pozyskał wielu autorów. W orbicie jego zainteresowań znalazła się kultura Wielkopolski, która była doskonałym przykładem praktycznego przełożenia idei pracy społecznej, głoszonej również przez publikującego w poznańskich periodykach Nowaczyńskiego.
 
Owocem patriotycznego przebudzenia Przybyszewskiego był m.in. tekst pod wiele mówiącym tytułem "Poznań ostoją myśli polskiej". Uzupełnieniem jego działalności społecznej był kilkuletni pobyt w Sopocie, gdzie w październiku 1920 r. pisarz otrzymał nominację na urzędnika w Bibliotece Dyrekcji Kolei Państwowych, pełniąc funkcję tłumacza. Rzekomo "wolny" Gdańsk pod nadzorem Ligi Narodów był w rzeczywistości przedłużoną ręką Berlina, otwierającą puszkę pandory.
 
Przybyszewski angażował się w polskich instytucjach w Gdańsku, gdzie w maju 1922 r. utworzył z Adolfem Nowaczyńskim gimnazjum Polskiej Macierzy Szkolnej. Na jego uroczystym otwarciu zaczął kiełkować pomysł Domu Polskiego w Gdańsku. Jesienią 1924 r. Przybyszewski osiadł w Warszawie, jako że został powołany przez prezydenta RP na stanowisko w kancelarii cywilnej. Tu spotkał poetę zaszczyt, o jakim większość polskich kolegów po piórze mogła jedynie pomarzyć i jakiego doznał bodaj jedynie Żeromski. Przybyszewski otrzymał mieszkanie w Zamku Królewskim, ze skromną pracownią w Pałacu pod Blachą.
 
Czy był jeszcze wtedy dobrym pisarzem? W powieści historycznej "Il regno doloroso" (1924), w której autor dystansuje się od przeliryzowanej stylistyki swoich młodopolskich powieści, Przybyszewski dowodzi niezbicie, że potrafił się wczuć w atmosferę epoki. Poza tym niestety już nic wartościowego nie napisał. Z talentem zwichniętym życiem urzędnika nie był już w stanie ująć losów ojczyzny zmierzającej ku kolejnej katastrofie. Ze świecą szukać w publicystyce Przybyszewskiego reakcji na przewrót majowy, który wypełnił przekaz medialny schyłkowego okresu jego życia. Schorowany pisarz zmarł 23 listopada 1927 r. w Jarontach pod Inowrocławiem, w swoich rodzinnych Kujawach.
 
Za życia otoczyny legendą przez zasługujących na miano największych, a po śmierci równie szybko odchodzący w niepamięć, Przybyszewski był bez wątpienia jednym z najzdolniejszych polskich pisarzy swojego czasu. Powszechny wśród badaczy literatury stereoptyp każe przypuszczać, że z powodu swojego radykalizmu i nieprzystającego do rzeczywistości stylu życia twórczość czciciela "czystej sztuki" była niezrozumiała, ocierająca się nawet niekiedy o śmieszność. Natchnieniem dla polskiego czytelnika w pierwszych dekadach XX w. były raczej postaci jak Doktor Judym, niż podpalacze świata z dzieła "Dzieci szatana".
 
W latach 1914-1918 "Stach" zdał jednak niewątpliwie egzamin z patriotyzmu. Dziś niektórzy publicyści usiłują deprecjonować jego "przebudzenie" lub okraszają je wzgardliwą etykietą. W istocie nie pojawiła się dotąd ani jedna książka, dzięki której polscy czytelnicy odkryliby niedocenioną i nieznaną stronę talentu Przybyszewskiego jako politycznego publicysty i działacza. To naprawdę mało opisany temat, stanowiący w jego biografiach tylko drobny przyczółek. Mało kto ośmielił się zapytać, dlaczego były gwiazdor berlińskiej i krakowskiej cyganerii otrzymał od prezydenta Wojciechowskiego Order Odrodzenia Polski. Autorzy publikacji o Przybyszewskim, którym rozpędu przydały pytania o jego młodzieńcze skandale, rzadko rozwijają wątek dotyczący jego patriotyzmu. Tyle że właśnie takiego powinniśmy go zapamiętać.

Wojciech Osiński

 

POLECANE
Von der Leyen przyjedzie do Polski. Padła data z ostatniej chwili
Von der Leyen przyjedzie do Polski. Padła data

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen odwiedzi siedem państw graniczących z Rosją i Białorusią, w tym Polskę. W niedzielę pojedzie na granicę polsko-białoruską wraz z premierem Donaldem Tuskiem – poinformowała w czwartek Komisja Europejska.

Żurek ma problem. Kolegium Sądu Okręgowego we Wrocławiu odmówiło odwołania wiceprezesa z ostatniej chwili
Żurek ma problem. Kolegium Sądu Okręgowego we Wrocławiu odmówiło odwołania wiceprezesa

Waldemar Żurek poniósł porażkę w konfrontacji z Kolegium Sądu Okręgowego we Wrocławiu, dobieranym już w trakcie rządów nad resortem Adama Bodnara. Kolegium odmówiło odwołania wiceprezesa Andrzeja Lewandowskiego, stając po stronie sędziego powołanego jeszcze za czasów Zbigniewa Ziobry. Problem w tym, że minister sprawiedliwości nic sobie nie robi z werdyktów podobnych instytucji. Według ''Gazety Wyborczej'' "najpewniej zatem odczeka 30 dni od decyzji kolegium wrocławskiego sądu i uzna, że nie otrzymał uchwały KRS".

Historyczny dzień dla Szczecina. Jest komunikat z ostatniej chwili
Historyczny dzień dla Szczecina. Jest komunikat

Statek MV Tokugawa dostarczył do portu w Szczecinie blisko 50 tys. ton śruty sojowej. Przyjęcie masowca z zanurzeniem około 11 m było możliwe dzięki pogłębieniu toru wodnego – poinformował w komunikacie zarząd portu.

Wiadomości
Najczęstsze przyczyny pożarów domowych i jak im zapobiec

Wystarczy iskra, by domowe zacisze zamieniło się w chaos. Choć myślimy, że „nam się to nie przydarzy”, statystyki są nieubłagane. Najczęściej winne są drobne zaniedbania, o których nie myślimy na co dzień. Dlatego warto poznać główne zagrożenia i dowiedzieć się, jak można się przed nimi zabezpieczyć.

Nie żyje znany polski biznesmen z ostatniej chwili
Nie żyje znany polski biznesmen

Nie żyje Jan Rabiega, założyciel firmy Mirjan. W wieku 57 lat, po dwuletniej walce z nowotworem, odszedł ceniony przedsiębiorca z Wielkopolski.

Wiadomości
Jak dopasować małą czarną do swojej sylwetki?

Mała czarna od lat uchodzi za najbardziej uniwersalną i elegancką sukienkę w damskiej garderobie. To kreacja, która pasuje niemal na każdą okazję - spotkania biznesowe, uroczyste kolacje czy rodzinne uroczystości. Jej siła tkwi w prostocie i klasyce, ale także w tym, że można ją nosić na wiele różnych sposobów. Aby w pełni wykorzystać jej potencjał, warto dopasować fason do swojej sylwetki. Odpowiednio dobrana mała czarna nie tylko podkreśli atuty figury, ale również sprawi, że doda pewności siebie.

Tragedia na S7. Druzgocące słowa burmistrza Mysłowic z ostatniej chwili
Tragedia na S7. Druzgocące słowa burmistrza Mysłowic

W poniedziałek czterech mężczyzn zginęło na drodze ekspresowej S7 w Mierzawie po zderzeniu busa z ciągnikiem. Do tragicznego wypadku na S7 odniósł się prezydent Mysłowic – miasta, z którego pochodziły dwie ofiary.

Ministerstwo kultury tłumaczy się z kosztów podróży Cienkowskiej. Wszystko przez uraz kręgosłupa z ostatniej chwili
Ministerstwo kultury tłumaczy się z kosztów podróży Cienkowskiej. Wszystko przez "uraz kręgosłupa"

Dziennik „Super Express” przyjrzał się zagranicznym delegacjom nowej minister kultury Marty Cienkowskiej. W ciągu dwóch ostatnich lat, jeszcze jako wiceminister, odbyła 27 podróży służbowych. Najdroższą z nich okazała się lutowa delegacja do Australii, która kosztowała prawie 50 tys. zł i stanowiła jedną czwartą łącznych kosztów wszystkich wyjazdów pani minister. 

Chciał wepchnąć kobietę pod pociąg. Nie trafi do aresztu z ostatniej chwili
Chciał wepchnąć kobietę pod pociąg. Nie trafi do aresztu

Warszawska prokuratura nie wniosła o areszt 42-latka po próbie wepchnięcia kobiety pod pociąg na Młocinach – informuje w czwartek Interia.

IMGW wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
IMGW wydał pilny komunikat

W czwartek Polska temperatura na południu kraju może sięgnąć nawet 32°C – informuje synoptyk IMGW Michał Kowalczuk. Na Pomorzu prognozowane są przelotne burze z opadami do 20 mm. W związku z prognozowanymi upałami Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał alerty pierwszego i drugiego stopnia.

REKLAMA

[Tylko u Nas] W. Osiński: "Przybyszewski - zapomniany patriota"

23 listopada mija kolejna rocznica śmierci Stanisława Przybyszewskiego, jednego z czołowych pisarzy Młodej Polski. Wbrew opniom wielu publicystów upojony życiem skandalista nie był jedynie czcicielem "sztuki dla sztuki". Był również doskonałym publicystą, do szpiku przesiąkniętym polskością.
 [Tylko u Nas] W. Osiński: "Przybyszewski - zapomniany patriota"
/ web.de
Berlińczykom sięgającym pamięcią dalej niż do 1945 r. nowoczesne oblicze dzisiejszej Wilhelmstrasse nijak nie przypomina jej odpowiednika sprzed wojny. Jeszcze w okresie Republiki Weimarskiej ta tętniąca życiem ulica, która przebiega przez szczodrze zdobiony Bramą Brandenburską Plac Paryski (gdzie dziś znajduje się m.in. Instytut Pileckiego), usłana była urokliwymi kamienicami secesyjnymi. W jednej z nich znajdowała się w latach 1890-1914 legendarna knajpa "Zum schwarzen Ferkel" (Pod czarnym Prosiakiem), w której przebywali znani artyści niemieckiego i skandynawskiego dekadentyzmu. Prócz garstki zorientowanych w epoce ekspertów mało kto pamięta, że największą gwiazdą tego lokalu był Polak. To tutaj pierwszego smaku pisarskiej sławy doznał późniejszy inspirator krakowskiej cyganerii Stanisław Przybyszewski. Bez wpływu polskiego pisarza nie powstałyby tak istotne dzieła, jak choćby słynny "Krzyk" autorstwa Edvarda Muncha.
 
Natomiast w świadomości naszych rodaków osławiony "Stach" zapisał się przede wszystkim jako porywający propagator "sztuki dla sztuki" i "katastroficznego obłędu". Tymczasem życie Przybyszewskiego to nie tylko pasmo przeplatających się wzlotów i upadków, lecz również ciekawych wolt w postrzeganiu Polski. Odzyskanie niepodległości w 1918 r. wzbudziło w nim silne uczucia patriotyczne, każące mu zarzucić swoje przekonania, powrócić do wskrzeszonego państwa i zaangażować się w jego odbudowę. Jest czymś skłaniającym do zadumy, że ta (jakże istotna) patriotyczna nuta, która odbiła się trwałym śladem w jego międzywojennej publicystyce, nie doczekała się do dziś należytego upamiętnienia.
 
Na ścieżkę politycznego rozwoju Przybyszewski wszedł już w stolicy kajzerowskich Niemiec, gdzie miała wkrótce rozbłysnąć jego literacka sława. Pisarz przyjechał tu w kwietniu 1889 r., po pomyślnym zakończeniu gimnazjum w Wągrowcu. Podjąwszy studia architektury, szybko zaczął zaniedbywać swoje akademickie obowiązki, oddając się w pełni swoim namiętnościom, jakimi były literatura i filozofia. Nowe pasje tyleż go porywały, co odrywały od rzeczywistości, poeta zmienił bowiem kierunek studiów na modną ówcześnie medycynę, tracąc zarazem prawo do stypendialnych świadczeń.
 
Odtąd debiutujący pisarz włóczył się po Berlinie, zmagając się z ciągłym niedostatkiem. Kroniki miasta pozwalają odszukać miejsca, w których "Stach" zaznaczył swoją obecność. W maju 1891 r. zamieszkała z nim przy stacji kolejowej Wedding koleżanka z Wągrowca, Marta Foerder, co pogorszyło jego i tak już mocno nadwątloną sytuację finansową. W sukurs pospieszył mu sam Stanisław Grabski, ubiegając się dla niego o posadę w redakcji "Gazety Robotniczej", dziennika wydawanego dla polskiej emigracji w Berlinie.
 
Mieszkanie Przybyszewskich w dzielnicy Gesundbrunnen było wtedy jednym z głównych adresów polskiej elity w Niemczech. 25-letni wówczas poeta prowadził życie przypominające taniec na linie między dwoma kulturami. Odkrywszy swój talent pisarski, wchodził coraz odważniej w kręgi literackie Berlina, w których niebawem zerwała się pierwsza burza oklasków na cześć polskiego nowicjusza. Doskonała znajomość filozofii, historii i okultyzmu, w zestawieniu z ciętym językiem tudzież toporną grą Chopina, zaczęły tworzyć berlińską legendę tajemniczego "Stacha". Jego niemieckojęzyczne teksty, recytowane wśród okrzyków zachwytu w "Czarnym Prosiaku", skrzą się bogactwem zwrotów i skojarzeń.
 

Genialny Polak, a także genialny wykonawca Chopina, o trudnym do wymówienia nazwisku, lecz wszyscy zwracali się do niego po prostu "Stach"

 
- wspominał po latach niemiecki pisarz Carl Schleich.
 
Przybyszewski był artystą prawdziwie europejskiego formatu, co nie znaczy, że wypierał się swojej polskości. Przeciwnie - w światku niemieckiej bohemy była ona jego najistotniejszym atutem, nadającym mu egzotycznej aury i podkreślającym jego "słowiańską" demoniczność.
 
Myli się również ci, którzy z oślim uporem utrzymują, jakoby młody Przybyszewski nie zaprzątał sobie głowy polskimi sprawami. Spod jego pióra spływały teksty niestroniące od polemik, niekiedy bezlitośnie chłoszczące pruskich zaborców. Wtedy odzywał się zupełnie inny Przybyszewski, jakże odbiegający od sławnego już piewcy niemieckiego dekadentyzmu. Zresztą jego polska publicystyka w Niemczech przyniosła mu niebawem pierwsze problemy.
 
Za kontakty z polskim środowiskiem patriotycznym pisarz został w maju 1893 r. aresztowany i wykreślony z listy studentów. Niestety odtąd jego berlińska legenda będzie słabnąć. W sierpniu 1893 r. Przybyszewski poślubił pisarkę Dagny Juel, wywołującą westchnienia wszystkich artystów z "Prosiaka". O względy Norweżki ubiegał się sam August Strindberg, który w obliczu porażki z polskim twórcą zapiekł doń w nienawiści. Losy Przybyszewskiego i szwedzkiego prozaika ustawicznie się przecinały, ich wzajemna niechęć była powszechnie znana. Toteż obaj nie szczędzili sobie złośliwości, nieraz blokując się w artystycznych bojach niczym jelenie na rykowisku.
 
Perturbacje w życiu prywatnym ściągnęły niestety na Przybyszewskiego wizerunkową katastrofę. Odwróciła się od niego prawie cała berlińska bohema. O ile jego teksty cieszyły się niezmiennym powodzeniem, o tyle niemieccy koledzy po piórze coraz głośniej twierdzili, że po "genialnym Polaku" pozostał w Berlinie jedynie osad zła. Literackim śladem tych niesnasek są opowiadania dawnych przyjaciół z osnutej legendą knajpy. Jesienią 1898 r. polski pisarz na stałe pożegnał się ze stolicą Niemiec, wyruszając do Galicji, gdzie pękał gorset pozytywizmu, uległszy nowym młodopolskim trendom.
 
Do powrotu nakłonili go młodzi pisarze z krakowskiego środowiska, m.in. Adolf Nowaczyński. Tknięty geniuszem pisarz został przez rodaków przyjęty entuzjastycznie. Teksty Przybyszewskiego zyskały wcześniej akceptację Strindberga i Dehmela, których w Krakowie czytano z wypiekami na twarzy.
 

Była już późna jesień, jak zawsze 'polska' i słoneczna, złocista, kiedy do gromadki wielbicieli schodził ze stopni wagonu bardzo trzeciej klasy Stanisław Przybyszewski, padając nam kolejno w objęcia

 
– wspominał Nowaczyński.
 
W październiku 1898 r. grzejący się w świetle "berlińskiej" sławy pisarz objął redakcję tygodnika "Życie", stając się artystycznym przywódcą Młodej Polski. Właściwie dopiero wtedy narodziła się jego redaktorska wielkość, spłynął nań splendor wybornego publicysty. Powierzenie działu graficznego Stanisławowi Wyspiańskiemu okazało się z strzałem w dziesiątkę.
 
Znaki czasu podpowiadały tymczasem coraz głośniej, że hasło "sztuka dla sztuki" nie wystarcza. Drobnym, ale dobitnym tego przykładem był spór, który zarysował się między przedstawicielami życia umysłowego w Krakowie i Warszawie. Pierwsi propagowali "nagą duszę", drudzy zaś polską rację stanu. Stolica Królestwa Polskiego wykazywała się już wtenczas silniejszą tkanką obywatelską, jej insurekcyjne odruchy były głęboko zakorzenione i wrastały w polskie społeczeństwo.
 
Polemiczny ton nadał tym sporom Henryk Sienkiewicz, a szable rozjuszonego autora "Trylogii" zwróciły się właśnie przeciwko redaktorom "Życia". Słowa przyszłego noblisty zadziałały na niektórych młodopolskich pisarzy jak trąbka bojowa na kawaleryjskie konie. Historyczny pomruk skłonił wielu związanych wcześniej z krakowskim tygodnikiem redaktorów (np. Nowaczyńskiego) do spełnienia obywatelskich obowiązków. Przybyszewski wierzył wtedy jeszcze niewzruszenie w siłę własnego słowa, nie chcąc zagłuszać swojej "arii" zgiełkiem doczesnych sporów. Autor "Homo Sapiens" szedł dalej pod prąd ogółu, uparcie trzymając się ustalonych pozycji.
 
W latach 1903-05 Przybyszewski nie interesował się zbytnio polityką i próbował znaleźć swoje szczęście w  Rosji, gdzie pretendował do statusu gwiazdy literatury "Srebrnego Wieku". W Petersburgu kiełkowały jeszcze ziarna, które zasiał w Berlinie. Po rewolucji w 1905 r. carska polityka kultury uległa zmianom, a popularność poety "z Polszy" zaczęła pękać niczym rzeka pokryta krą.
 
Przeprowadziwszy się do Monachium, usiłował raz jeszcze przywołać zapach berlińskiego dekadentyzmu - bez skutku. Wszystkim zżymającym się na jego "monachijską" bezpłodność warto jednak przypomnieć, że właśnie w Bawarii Przybyszewski wykonał zadziwiającą woltę, po której ukazał się jego żarliwy patriotyzm. Proklamacja II RP przyspieszyła tę przemianę, określając również dalszy rozwój Przybyszewskiego-publicysty.
 
Jego znakomite teksty z tego czasu powstały w momencie rosnących ambicji patriotycznych Polaka, rozprawiającego się nie tylko z własną biernością polityczną, lecz także z całą swoją epoką, której był współtwórcą. Powracając po wojnie do odrodzonej ojczyzny, Przybyszewski przeszedł od słów do czynów. Zamieszkał w Poznaniu, w gmachu Dyrekcji Poczty, gdzie został redaktorem pisma "Zdrój", dla którego pozyskał wielu autorów. W orbicie jego zainteresowań znalazła się kultura Wielkopolski, która była doskonałym przykładem praktycznego przełożenia idei pracy społecznej, głoszonej również przez publikującego w poznańskich periodykach Nowaczyńskiego.
 
Owocem patriotycznego przebudzenia Przybyszewskiego był m.in. tekst pod wiele mówiącym tytułem "Poznań ostoją myśli polskiej". Uzupełnieniem jego działalności społecznej był kilkuletni pobyt w Sopocie, gdzie w październiku 1920 r. pisarz otrzymał nominację na urzędnika w Bibliotece Dyrekcji Kolei Państwowych, pełniąc funkcję tłumacza. Rzekomo "wolny" Gdańsk pod nadzorem Ligi Narodów był w rzeczywistości przedłużoną ręką Berlina, otwierającą puszkę pandory.
 
Przybyszewski angażował się w polskich instytucjach w Gdańsku, gdzie w maju 1922 r. utworzył z Adolfem Nowaczyńskim gimnazjum Polskiej Macierzy Szkolnej. Na jego uroczystym otwarciu zaczął kiełkować pomysł Domu Polskiego w Gdańsku. Jesienią 1924 r. Przybyszewski osiadł w Warszawie, jako że został powołany przez prezydenta RP na stanowisko w kancelarii cywilnej. Tu spotkał poetę zaszczyt, o jakim większość polskich kolegów po piórze mogła jedynie pomarzyć i jakiego doznał bodaj jedynie Żeromski. Przybyszewski otrzymał mieszkanie w Zamku Królewskim, ze skromną pracownią w Pałacu pod Blachą.
 
Czy był jeszcze wtedy dobrym pisarzem? W powieści historycznej "Il regno doloroso" (1924), w której autor dystansuje się od przeliryzowanej stylistyki swoich młodopolskich powieści, Przybyszewski dowodzi niezbicie, że potrafił się wczuć w atmosferę epoki. Poza tym niestety już nic wartościowego nie napisał. Z talentem zwichniętym życiem urzędnika nie był już w stanie ująć losów ojczyzny zmierzającej ku kolejnej katastrofie. Ze świecą szukać w publicystyce Przybyszewskiego reakcji na przewrót majowy, który wypełnił przekaz medialny schyłkowego okresu jego życia. Schorowany pisarz zmarł 23 listopada 1927 r. w Jarontach pod Inowrocławiem, w swoich rodzinnych Kujawach.
 
Za życia otoczyny legendą przez zasługujących na miano największych, a po śmierci równie szybko odchodzący w niepamięć, Przybyszewski był bez wątpienia jednym z najzdolniejszych polskich pisarzy swojego czasu. Powszechny wśród badaczy literatury stereoptyp każe przypuszczać, że z powodu swojego radykalizmu i nieprzystającego do rzeczywistości stylu życia twórczość czciciela "czystej sztuki" była niezrozumiała, ocierająca się nawet niekiedy o śmieszność. Natchnieniem dla polskiego czytelnika w pierwszych dekadach XX w. były raczej postaci jak Doktor Judym, niż podpalacze świata z dzieła "Dzieci szatana".
 
W latach 1914-1918 "Stach" zdał jednak niewątpliwie egzamin z patriotyzmu. Dziś niektórzy publicyści usiłują deprecjonować jego "przebudzenie" lub okraszają je wzgardliwą etykietą. W istocie nie pojawiła się dotąd ani jedna książka, dzięki której polscy czytelnicy odkryliby niedocenioną i nieznaną stronę talentu Przybyszewskiego jako politycznego publicysty i działacza. To naprawdę mało opisany temat, stanowiący w jego biografiach tylko drobny przyczółek. Mało kto ośmielił się zapytać, dlaczego były gwiazdor berlińskiej i krakowskiej cyganerii otrzymał od prezydenta Wojciechowskiego Order Odrodzenia Polski. Autorzy publikacji o Przybyszewskim, którym rozpędu przydały pytania o jego młodzieńcze skandale, rzadko rozwijają wątek dotyczący jego patriotyzmu. Tyle że właśnie takiego powinniśmy go zapamiętać.

Wojciech Osiński


 

Polecane
Emerytury
Stażowe