[Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Niemieckie media reprodukują kłamstwa o Żołnierzach Wyklętych

Niemieccy publicyści z zamiłowaniem reprodukują kłamstwa o Żołnierzach Wyklętych, ochoczo podchwytując wykwity polskich 'szermierzy demokracji'.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Niemieckie media reprodukują kłamstwa o Żołnierzach Wyklętych
/ Mieczysław "Rój" Dziemieszkiewicz Wikipedia domena publiczna
Każdego roku w marcu ciągle ci sami polscy publicyści regularnie ciułają wierszówkę uderzając w pamięć o Żołnierzach Wyklętych. Dla mnie osobiście jest to wysoce zawstydzające, zwłaszcza kiedy niektórzy moi niemieccy przyjaciele do mnie podchodzą i pytają, kim właściwie są owe osoby, które ośmielają się deprecjonować zasługi bohaterów antykomunistycznej partyzantki.
 

"Kim są ludzie, którzy noszą w kieszeniach polskie paszporty, a mimo to godzą w dobre imię własnych rodaków, gloryfikując na jednym tchu obcokrajowców z Armii Czerwonej, którzy Polskę zniewolili, a jej bohaterów szkalowali, prześladowali i mordowali?"

 
- pytają mnie koledzy, którzy w NRD sami poczuli na karku złowrogi oddech 'sowieckiego niedźwiedzia'.
 
Z reguły odpowiadam tyleż zwięźle, co mgliście:
 

"Czasami jesteśmy jeszcze niestety świadkami krótkich nawrotów postkomunistycznej głupoty"

 
Choć szczerze mówiąc sam nie wiem, co mam im powiedzieć. W jednoczących się Niemczech archiwa ujawnione zostały już wraz z pierwszą falą przemian, po czym jak zgniłe jabłka z otrząsanego drzewa posypały się rzekome 'autorytety' słusznie minionego okresu. Tymczasem w Polsce 30 lat po upadku żelaznej kurtyny zerkam na okładki niektórych tygodników i odnoszę wrażenie, że beton spod znaku sierpa i młota jeszcze się nie rozkruszył.
 
Rozumiem, że po 1945 r. wraz z rosyjskimi czołgami dotarła nad Wisłę propaganda, która przyniosła dla poddających się jej operacjom umysłów wiele nieodwracalnych spustoszeń. Że wielu Polaków ulegało wieloletniej tresurze oraz pedagogice wstydu. Owszem, lata 50. były trudnymi czasami, w których nie każdy chciał ryzykować swojego życia za przynależność do podziemia niepodległościowego. Wiem, historia nie jest 'czarno-biała'.
 
Ale na Boga, jak to jest możliwe, że w ponad 65 lat po zatrzaśnięciu trumny Stalina w Polsce mogą jeszcze funkcjonować osoby publiczne, które upamiętnienie niezłomnych bohaterów określają 'manipulacją historii', a jednocześnie występują w obronie krasnoarmiejców, którzy przynieśli nam rzekomą 'aksamitną rewolucję'?
 
Gdybyśmy nadgryźli to zjawisko narzędziami kuchennej psychoanalizy, to może wyszłoby, że ci ludzie będą już dozgonnie bronić się przed zaburzeniem utrwalonego światopoglądu. I tym głośniej będą uderzać w Żołnierzy Wyklętych, im usilniej próbuje się im otworzyć oczy, że tkwią w błędzie. Brną w zaprzeczenia, unieważniają fakty, rezygnują ze zdrowego rozsądku, bez troski o sens czy wiarygodność. Pozory rzetelności mają zaś ocalić teksty podlane pseudonaukowym bełkotem. Choć powody popychające ich do takich zachowań mogą być jeszcze bardziej złożone.
 
Historyczne manipulacje niezatapialnej postkomuny mogą być bowiem też produktem przeznaczonym dla zachodniego odbiorcy. Przecież zaciągnięci do lewicowych biuletynów historycy i publicyści doskonale wiedzą, że stawianiem kłamliwych tez o Żołnierzach Wyklętych w oczach większości Polaków się kompromitują. Że zrównanie pamięci o Niezłomnych z 'polityką historyczną komunistów' jest zwyczajną hipokryzją. Że rzucają argumentami, z których przynajmniej w Polsce na szczęście już niewiele wynika.
 
Natomiast w Niemczech wciąż nie brakuje neomarksistowskich 'romantyków', którzy łykają brednie o 'polskich wspólnikach hitlerowców' niczym zgłodniałe pelikany. Zresztą nie muszą ich nawet przedrukowywać, bo polskojęzyczni historycy ze springerowskich kuźni chętnie udzielają im wywiadów.
 
Te donosy w prasie niemieckiej są chyba najobrzydliwszym elementem zagranicznej irredenty przeciwko polskiemu rządowi, który musi być krytykowany za wszystko, nawet za koronawirusa. Przy czym postkomunistom nie przeszkadzają własne kłamstwa i szkielety w szafach, gdyż inscenizują teatrzyk dla kogoś innego. Dlatego nadal czują się doskonale, mimo że widzą, jak nad Wisłą szwy ich narracji się rozłażą.
 

"Stylizowanie przez propagandę państwową nowych bohaterów jest charakterystyczne dla totalitarnych reżymów, które chcą kontrolować nasze umysły"

 
- zauważa Piotr Osęka z 'Newsweeka' w rozmowie ze stacją telewizyjną MDR.
 
'Nowi' bohaterowie?! Żołnierze Wyklęci? Smaczne. Ale to nie wszystko:
 

"Kultywowaniem mitu Żołnierzy Wyklętych obecna partia rządząca chce zdegradować polskich bohaterów najnowszej historii i unieważnić ich zasługi"

 
- dodaje Osęka z ogromnym przerażeniem, tak jakby na biurku na Nowogrodzkiej leżała otwarta walizka atomowa.
 
Podobne wywiady wlewają oczywiście otuchę w serca tych niemieckich publicystów, którzy i tak nie przepadają za PiS. Komentarze podparte 'nieskazitelną wiedzą' niektórych polskich historyków przytaczane są potem w kolejnych tekstach, przewijających się przez przestrzeń medialną niczym głuchy telefon. W każdym razie głośne nagłówki o 'nowych bohaterach', mających odebrać godność tym 'prawdziwie zasłużonym' (nie chcę się nawet zastanawiać nad tym, kogo Osęka miał na myśli), wywołały na pewno zaplanowany skutek.
 

"Pod rządami PiS pamięć o Żołnierzach Wyklętych, którzy mordowali m.in. Ukraińców, nabiera coraz bardziej nacjonalistycznych i agresywnych cech"

 
- pisze Dietrich Schröder z dziennika 'Märkische Oderzeitung'.
 
To nic, że niezłomni polscy partyzanci musieli się zmagać nie tylko z Sowietami, ale też z ukraińskimi bandytami z UPA, którzy na wschodzie okupowanego kraju pozostawiali krwawy antypolski ślad. Natomiast sprostowanie podobnych 'niedociągnięć', 'przemilczeń' lub 'przeinaczeń' nie przeszkadza bynajmniej niemieckim dziennikarzom budować kolejnych fraz o 'polskich nacjonalistach'. A dlaczego mieliby z tym przestać? Przecież obudowali swoje elaboraty argumentami 'uznanych' publicystów, których próżność zawsze będzie wiodła ku wysługiwaniu się zagranicznym mediom.
 
Chodzi im bowiem o prosty przekaz, którego niemiecki odbiorca, a tym bardziej tamtejsze media, i tak nie będą sprawdzać: że 'Wyklęci' są częścią 'nacjonalistycznych rojeń' oraz 'antyoświeceniowego nurtu' polskich władz, które 'chcą nas wyprowadzić z Europy' i ogólnie 'przynoszą nam wstyd' (jak raczył podkreślić niedawno w Białymstoku Donald Tusk). Ale ta świadoma gra pod zagranicę to tylko jedna z możliwych hipotez (choć bardzo prawdopodobna).
 
Wspominaliśmy już o 'niereformowalnym betonie'. Ci wyznawcy starego status quo, którzy nadal uporczywie szkalują polskich bohaterów i chwalą sowieckich żołnierzy, raczej nie prowadzą gry obliczonej na polityczny efekt, lecz kompensują sobie swoimi rojeniami doznany upadek. Pytanie tylko, dlaczego obok dziadków odśpiewujących 'Międzynarodówkę', stoi także wiele młodych osób, uznających ich paplaninę jak prawdę objawioną. Z drugiej strony co mają dziś mówić potomkowie tych ludzi, którzy 'współsowietyzowali' powojenną Polskę? W wielu przypadkach łatwiej jest nazwać 'bandytą' jakiegoś 'nieznanego AK-owca' niż własnego ojca czy dziadka z PZPR, UB, SB czy PKWN. Nic dziwnego, że ludzie żyjący w nakreślonym powyżej świecie mają liczne powody do zmartwień.
 
Tutaj Niemcy są już znacznie dalej, organizując seminaria oraz terapie dla dzieci i wnucząt nazistowskich sprawców, które nie potrafią się psychicznie uporać z milczeniem swoich rodziców i dziadków. U nas wiele 'resortowych dzieci' zaaranżowało się z historycznymi kłamstwami swoich krewnych. Ale trzeba też przyznać, że polsko-polskie dylematy w pierwszych powojennych latach stalinowskiego terroru były wyjątkowo bolesne.
 
Do 1944/45 r. wyraźnymi źródłami zagrożenia byli Niemcy oraz Sowieci, a tu nagle niebezpieczeństwo zaczęło nadchodzić ze strony Polaków w mundurach UB lub milicyjną opaską. Na Kresach zaistniała nieznośna 'psychoza tymczasowości', w której zaczęło szaleć donosicielstwo i niepewność. Niezłomni poszli do lasów, inni zaś mogli się wyrwać z łagrów i sowieckiej otchłani tylko dzięki pogodzeniu się z dysonansami poznawczymi bądź wstąpieniu do armii kościuszkowskiej, której przywódcy umiejętnie uwodzili młodych żołnierzy rzekomo patriotycznym sztafażem. Te dysonansy poznawcze pozostają często aktualne do dziś.
 
Sam sobie niekiedy zadawałem pytanie, czy wykrzesałbym w sobie wtedy tyle odwagi, jak 'Nil', 'Łupaszka' czy 'Lalek', którzy nie tracili nadziei na prawdziwą niepodległość. No bo przecież jeszcze w latach 50. istniało wiele przesłanek pozwalających im ją podtrzymać. Nie wiem, jak bym postąpił, gdyby po wieloletniej wojennej katordze ktoś mi obiecał, że ubierając mundur z orłem bez korony mógłbym przeżyć i tym samym już niebawem zobaczyć swoją rodzinę. A nie Sybir czy ubecką katownię.
 
Ale przecież bez względu na moją (czysto hipotetyczną) decyzję dziś już jestem w stanie w pełni i bez zafałszowań docenić ogromne zasługi Żołnierzy Wyklętych, którzy zdobyli się na odwagę, na którą mnie samego może byłoby nie stać. W porządku, lękałem się, lecz jakim prawem miałbym dziś poniżać tych, którzy potrafili się zachować inaczej? Do tego wniosku dochodzę oczywiście z niezbędną ku temu porcją dzisiejszej wiedzy. Toteż kiedy obserwuję młodych neomarksistów z tęczowej frakcji LGBT, którzy urodzili się po 1989 r., a mimo to bezkrytycznie powtarzają wierutne bzdury 'starszych panów', ciśnie mi się na usta podejrzenie, którego z szacunku dla Czytelnika nie wypowiem.
 
Jedno jest pewne - po żenującej postkomunie na czoło 'Nowej Lewicy' wysunęły się poniekąd jeszcze bardziej wątpliwe osoby, czujące się zwolnione z wszelkiego trudu związanego z poznawaniem faktów historycznych i niełatwym obowiązkiem zajrzenia do innego podręcznika niż partyjne biuletyny. Niemniej śmiem przypomnieć: nawet najgłupszy powinien być na tyle mądry, aby w odpowiednich chwilach umieć milczeć. O przepraszam, jednak wypowiedziałem.
 
Wojciech Osiński
 

 

POLECANE
Otwarte i tolerancyjne Niemcy to mit tylko u nas
Otwarte i tolerancyjne Niemcy to mit

Niemcy od dawna nie są już takim krajem, za jaki się podają. Nowe dane zza Odry pokazują bowiem, że w Niemczech jest coraz więcej przemocy wobec gejów, kobiet i Żydów. Gdyby takie statystyki wychodziły z Polski, Unia Europejska już dawno lamentowałaby nad bezpieczeństwem w naszym kraju. Jak jednak poradzą sobie z tymi problemami Niemcy?

Zasłynął skokiem ze stratosfery. Tragiczny wypadek austriackiego sportowca Wiadomości
Zasłynął skokiem ze stratosfery. Tragiczny wypadek austriackiego sportowca

Z Włoch napływają dramatyczne informacje. Podczas lotu motoparalotnią nad Porto Sant’Elpidio Felix Baumgartner, austriacki sportowiec, stracił kontrolę nad maszyną, prawdopodobnie w wyniku nagłego pogorszenia stanu zdrowia, i rozbił się w basenie należącym do hotelowego kompleksu.

Niemcy spadły z pozycji lidera. Imigranci szturmują inny kraj UE pilne
Niemcy spadły z pozycji lidera. Imigranci szturmują inny kraj UE

Przez ostatnie dziesięć lat Niemcy były głównym kierunkiem dla osób ubiegających się o azyl i przybywających do Europy spoza UE. Obecnie jednak sytuacja uległa zmianie i na czele tego zestawienia pojawił się nowy kraj.

Ogromna większość Polaków chce kupować polską żywność. Wyniki sondażu Wiadomości
Ogromna większość Polaków chce kupować polską żywność. Wyniki sondażu

Blisko 80 proc. Polaków deklaruje, że przy wyborze produktów spożywczych stara się sięgać po żywność krajową, a 67 proc. uważa ją za lepszą jakościowo od zagranicznej – wynika z najnowszego raportu CBOS. Tylko 17 proc. ankietowanych wskazuje, że cena jest dla nich kluczowym kryterium podczas zakupów.

Niemieckie czołgi mają ruszyć na podbój świata tylko u nas
Niemieckie czołgi mają ruszyć na podbój świata

Armin Papperger, prezes niemieckiego koncernu zbrojeniowego Rheinmetall AG, w rozmowie z gazetą die Welt mówił o dynamicznym rozwoju niemieckiej branży zbrojeniowej, nowych zamówieniach i planach ekspansji na rynek amerykański.

W Zakopanem pojawił się billboard po arabsku. To promocja dubajskiego biura podróży Wiadomości
W Zakopanem pojawił się billboard po arabsku. To promocja dubajskiego biura podróży

W Zakopanem pojawił się billboard reklamujący biuro podróży ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, skierowany wyłącznie do arabskich turystów – bez polskiego tłumaczenia. Firma wzbudza kontrowersje, ponieważ w swojej ofercie ma wycieczki m.in. do Rosji.

Szef węgierskiego MSZ o odwołaniu polskiego ambasadora: Obecny rząd Polski jest za wojną, my za pokojem polityka
Szef węgierskiego MSZ o odwołaniu polskiego ambasadora: "Obecny rząd Polski jest za wojną, my za pokojem"

– Choć między naszymi krajami zdarzają się spory polityczne, Węgry wciąż mają istotny interes w utrzymywaniu dobrych relacji z Polską. Wydaje się jednak, że obecne władze w Warszawie tego nie podzielają – stwierdził w czwartek minister spraw zagranicznych Węgier Péter Szijjártó.

Rewolucja w Wlk. Brytanii. 16-latkowie pójdą do urn? Wiadomości
Rewolucja w Wlk. Brytanii. 16-latkowie pójdą do urn?

Wicepremier Wielkiej Brytanii Angela Rayner zapowiedziała, że rząd podejmuje kroki mające na celu zwiększenie uczestnictwa obywateli w życiu publicznym. „Chcemy, aby więcej osób mogło aktywnie włączać się w brytyjską demokrację” – podkreśliła. Jednym z kluczowych elementów nowego projektu jest obniżenie wieku wyborczego z 18 do 16 lat na terenie całego kraju.

Rzecznik Instytutu Pileckiego odwołany z ostatniej chwili
Rzecznik Instytutu Pileckiego odwołany

Dziś od rana w mediach pojawiały się nieoficjalne informacje, że rzecznik Instytutu Pileckiego, Jan Gebert, ma zostać odwołany ze stanowiska. Decyzja ta miała być m.in. reakcją na skandal, jaki wywołały wpisy na profilu Instytutu na platformie X, wybielające płk. Maksymiliana Schnepfa, biorącego czynny udział w Obławie Augustowskiej. Wieczorem na stronie Instytutu Pileckiego jako rzecznik figurowała już Luiza Jurgiel-Żyła.

Drożdże z genem niesporczaka wróciły z kosmosu. Polski eksperyment może pomóc podbić Marsa Wiadomości
Drożdże z genem niesporczaka wróciły z kosmosu. Polski eksperyment może pomóc podbić Marsa

Jak drożdże wzbogacone białkiem niesporczaka radzą sobie z mikrograwitacją i promieniowaniem jonizującym w przestrzeni kosmicznej - dzięki misji Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego sprawdzają to naukowcy ze Szczecina, Poznania i Katowic. Pojemnik z drożdżami wrócił z orbity i jest już w Polsce.

REKLAMA

[Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Niemieckie media reprodukują kłamstwa o Żołnierzach Wyklętych

Niemieccy publicyści z zamiłowaniem reprodukują kłamstwa o Żołnierzach Wyklętych, ochoczo podchwytując wykwity polskich 'szermierzy demokracji'.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Niemieckie media reprodukują kłamstwa o Żołnierzach Wyklętych
/ Mieczysław "Rój" Dziemieszkiewicz Wikipedia domena publiczna
Każdego roku w marcu ciągle ci sami polscy publicyści regularnie ciułają wierszówkę uderzając w pamięć o Żołnierzach Wyklętych. Dla mnie osobiście jest to wysoce zawstydzające, zwłaszcza kiedy niektórzy moi niemieccy przyjaciele do mnie podchodzą i pytają, kim właściwie są owe osoby, które ośmielają się deprecjonować zasługi bohaterów antykomunistycznej partyzantki.
 

"Kim są ludzie, którzy noszą w kieszeniach polskie paszporty, a mimo to godzą w dobre imię własnych rodaków, gloryfikując na jednym tchu obcokrajowców z Armii Czerwonej, którzy Polskę zniewolili, a jej bohaterów szkalowali, prześladowali i mordowali?"

 
- pytają mnie koledzy, którzy w NRD sami poczuli na karku złowrogi oddech 'sowieckiego niedźwiedzia'.
 
Z reguły odpowiadam tyleż zwięźle, co mgliście:
 

"Czasami jesteśmy jeszcze niestety świadkami krótkich nawrotów postkomunistycznej głupoty"

 
Choć szczerze mówiąc sam nie wiem, co mam im powiedzieć. W jednoczących się Niemczech archiwa ujawnione zostały już wraz z pierwszą falą przemian, po czym jak zgniłe jabłka z otrząsanego drzewa posypały się rzekome 'autorytety' słusznie minionego okresu. Tymczasem w Polsce 30 lat po upadku żelaznej kurtyny zerkam na okładki niektórych tygodników i odnoszę wrażenie, że beton spod znaku sierpa i młota jeszcze się nie rozkruszył.
 
Rozumiem, że po 1945 r. wraz z rosyjskimi czołgami dotarła nad Wisłę propaganda, która przyniosła dla poddających się jej operacjom umysłów wiele nieodwracalnych spustoszeń. Że wielu Polaków ulegało wieloletniej tresurze oraz pedagogice wstydu. Owszem, lata 50. były trudnymi czasami, w których nie każdy chciał ryzykować swojego życia za przynależność do podziemia niepodległościowego. Wiem, historia nie jest 'czarno-biała'.
 
Ale na Boga, jak to jest możliwe, że w ponad 65 lat po zatrzaśnięciu trumny Stalina w Polsce mogą jeszcze funkcjonować osoby publiczne, które upamiętnienie niezłomnych bohaterów określają 'manipulacją historii', a jednocześnie występują w obronie krasnoarmiejców, którzy przynieśli nam rzekomą 'aksamitną rewolucję'?
 
Gdybyśmy nadgryźli to zjawisko narzędziami kuchennej psychoanalizy, to może wyszłoby, że ci ludzie będą już dozgonnie bronić się przed zaburzeniem utrwalonego światopoglądu. I tym głośniej będą uderzać w Żołnierzy Wyklętych, im usilniej próbuje się im otworzyć oczy, że tkwią w błędzie. Brną w zaprzeczenia, unieważniają fakty, rezygnują ze zdrowego rozsądku, bez troski o sens czy wiarygodność. Pozory rzetelności mają zaś ocalić teksty podlane pseudonaukowym bełkotem. Choć powody popychające ich do takich zachowań mogą być jeszcze bardziej złożone.
 
Historyczne manipulacje niezatapialnej postkomuny mogą być bowiem też produktem przeznaczonym dla zachodniego odbiorcy. Przecież zaciągnięci do lewicowych biuletynów historycy i publicyści doskonale wiedzą, że stawianiem kłamliwych tez o Żołnierzach Wyklętych w oczach większości Polaków się kompromitują. Że zrównanie pamięci o Niezłomnych z 'polityką historyczną komunistów' jest zwyczajną hipokryzją. Że rzucają argumentami, z których przynajmniej w Polsce na szczęście już niewiele wynika.
 
Natomiast w Niemczech wciąż nie brakuje neomarksistowskich 'romantyków', którzy łykają brednie o 'polskich wspólnikach hitlerowców' niczym zgłodniałe pelikany. Zresztą nie muszą ich nawet przedrukowywać, bo polskojęzyczni historycy ze springerowskich kuźni chętnie udzielają im wywiadów.
 
Te donosy w prasie niemieckiej są chyba najobrzydliwszym elementem zagranicznej irredenty przeciwko polskiemu rządowi, który musi być krytykowany za wszystko, nawet za koronawirusa. Przy czym postkomunistom nie przeszkadzają własne kłamstwa i szkielety w szafach, gdyż inscenizują teatrzyk dla kogoś innego. Dlatego nadal czują się doskonale, mimo że widzą, jak nad Wisłą szwy ich narracji się rozłażą.
 

"Stylizowanie przez propagandę państwową nowych bohaterów jest charakterystyczne dla totalitarnych reżymów, które chcą kontrolować nasze umysły"

 
- zauważa Piotr Osęka z 'Newsweeka' w rozmowie ze stacją telewizyjną MDR.
 
'Nowi' bohaterowie?! Żołnierze Wyklęci? Smaczne. Ale to nie wszystko:
 

"Kultywowaniem mitu Żołnierzy Wyklętych obecna partia rządząca chce zdegradować polskich bohaterów najnowszej historii i unieważnić ich zasługi"

 
- dodaje Osęka z ogromnym przerażeniem, tak jakby na biurku na Nowogrodzkiej leżała otwarta walizka atomowa.
 
Podobne wywiady wlewają oczywiście otuchę w serca tych niemieckich publicystów, którzy i tak nie przepadają za PiS. Komentarze podparte 'nieskazitelną wiedzą' niektórych polskich historyków przytaczane są potem w kolejnych tekstach, przewijających się przez przestrzeń medialną niczym głuchy telefon. W każdym razie głośne nagłówki o 'nowych bohaterach', mających odebrać godność tym 'prawdziwie zasłużonym' (nie chcę się nawet zastanawiać nad tym, kogo Osęka miał na myśli), wywołały na pewno zaplanowany skutek.
 

"Pod rządami PiS pamięć o Żołnierzach Wyklętych, którzy mordowali m.in. Ukraińców, nabiera coraz bardziej nacjonalistycznych i agresywnych cech"

 
- pisze Dietrich Schröder z dziennika 'Märkische Oderzeitung'.
 
To nic, że niezłomni polscy partyzanci musieli się zmagać nie tylko z Sowietami, ale też z ukraińskimi bandytami z UPA, którzy na wschodzie okupowanego kraju pozostawiali krwawy antypolski ślad. Natomiast sprostowanie podobnych 'niedociągnięć', 'przemilczeń' lub 'przeinaczeń' nie przeszkadza bynajmniej niemieckim dziennikarzom budować kolejnych fraz o 'polskich nacjonalistach'. A dlaczego mieliby z tym przestać? Przecież obudowali swoje elaboraty argumentami 'uznanych' publicystów, których próżność zawsze będzie wiodła ku wysługiwaniu się zagranicznym mediom.
 
Chodzi im bowiem o prosty przekaz, którego niemiecki odbiorca, a tym bardziej tamtejsze media, i tak nie będą sprawdzać: że 'Wyklęci' są częścią 'nacjonalistycznych rojeń' oraz 'antyoświeceniowego nurtu' polskich władz, które 'chcą nas wyprowadzić z Europy' i ogólnie 'przynoszą nam wstyd' (jak raczył podkreślić niedawno w Białymstoku Donald Tusk). Ale ta świadoma gra pod zagranicę to tylko jedna z możliwych hipotez (choć bardzo prawdopodobna).
 
Wspominaliśmy już o 'niereformowalnym betonie'. Ci wyznawcy starego status quo, którzy nadal uporczywie szkalują polskich bohaterów i chwalą sowieckich żołnierzy, raczej nie prowadzą gry obliczonej na polityczny efekt, lecz kompensują sobie swoimi rojeniami doznany upadek. Pytanie tylko, dlaczego obok dziadków odśpiewujących 'Międzynarodówkę', stoi także wiele młodych osób, uznających ich paplaninę jak prawdę objawioną. Z drugiej strony co mają dziś mówić potomkowie tych ludzi, którzy 'współsowietyzowali' powojenną Polskę? W wielu przypadkach łatwiej jest nazwać 'bandytą' jakiegoś 'nieznanego AK-owca' niż własnego ojca czy dziadka z PZPR, UB, SB czy PKWN. Nic dziwnego, że ludzie żyjący w nakreślonym powyżej świecie mają liczne powody do zmartwień.
 
Tutaj Niemcy są już znacznie dalej, organizując seminaria oraz terapie dla dzieci i wnucząt nazistowskich sprawców, które nie potrafią się psychicznie uporać z milczeniem swoich rodziców i dziadków. U nas wiele 'resortowych dzieci' zaaranżowało się z historycznymi kłamstwami swoich krewnych. Ale trzeba też przyznać, że polsko-polskie dylematy w pierwszych powojennych latach stalinowskiego terroru były wyjątkowo bolesne.
 
Do 1944/45 r. wyraźnymi źródłami zagrożenia byli Niemcy oraz Sowieci, a tu nagle niebezpieczeństwo zaczęło nadchodzić ze strony Polaków w mundurach UB lub milicyjną opaską. Na Kresach zaistniała nieznośna 'psychoza tymczasowości', w której zaczęło szaleć donosicielstwo i niepewność. Niezłomni poszli do lasów, inni zaś mogli się wyrwać z łagrów i sowieckiej otchłani tylko dzięki pogodzeniu się z dysonansami poznawczymi bądź wstąpieniu do armii kościuszkowskiej, której przywódcy umiejętnie uwodzili młodych żołnierzy rzekomo patriotycznym sztafażem. Te dysonansy poznawcze pozostają często aktualne do dziś.
 
Sam sobie niekiedy zadawałem pytanie, czy wykrzesałbym w sobie wtedy tyle odwagi, jak 'Nil', 'Łupaszka' czy 'Lalek', którzy nie tracili nadziei na prawdziwą niepodległość. No bo przecież jeszcze w latach 50. istniało wiele przesłanek pozwalających im ją podtrzymać. Nie wiem, jak bym postąpił, gdyby po wieloletniej wojennej katordze ktoś mi obiecał, że ubierając mundur z orłem bez korony mógłbym przeżyć i tym samym już niebawem zobaczyć swoją rodzinę. A nie Sybir czy ubecką katownię.
 
Ale przecież bez względu na moją (czysto hipotetyczną) decyzję dziś już jestem w stanie w pełni i bez zafałszowań docenić ogromne zasługi Żołnierzy Wyklętych, którzy zdobyli się na odwagę, na którą mnie samego może byłoby nie stać. W porządku, lękałem się, lecz jakim prawem miałbym dziś poniżać tych, którzy potrafili się zachować inaczej? Do tego wniosku dochodzę oczywiście z niezbędną ku temu porcją dzisiejszej wiedzy. Toteż kiedy obserwuję młodych neomarksistów z tęczowej frakcji LGBT, którzy urodzili się po 1989 r., a mimo to bezkrytycznie powtarzają wierutne bzdury 'starszych panów', ciśnie mi się na usta podejrzenie, którego z szacunku dla Czytelnika nie wypowiem.
 
Jedno jest pewne - po żenującej postkomunie na czoło 'Nowej Lewicy' wysunęły się poniekąd jeszcze bardziej wątpliwe osoby, czujące się zwolnione z wszelkiego trudu związanego z poznawaniem faktów historycznych i niełatwym obowiązkiem zajrzenia do innego podręcznika niż partyjne biuletyny. Niemniej śmiem przypomnieć: nawet najgłupszy powinien być na tyle mądry, aby w odpowiednich chwilach umieć milczeć. O przepraszam, jednak wypowiedziałem.
 
Wojciech Osiński
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe