Grzegorz Gołębiewski" Opozycja w koronie wirusa

Kontrolowanie poczynań rządu, krytyka poszczególnych decyzji jest wskazana, wręcz konieczna, ale liderzy Platformy chcą po prostu chaosu i modlą się o to, żeby walka z koronawirusem legła w gruzach, bo dopiero wtedy można realnie myśleć o powrocie do władzy. Najwyraźniej, trudno już myśleć o pokonaniu Andrzeja Dudy, więc zachęca się wszystkich kandydatów do wycofania się z wyścigu o fotel prezydenta. Jakież to dzielne i mądre w sytuacji, gdy konkurentami są albo kandydaci słabi, albo śmieszni, albo nieudacznicy. Był czas na to, że PO mogła wystawić godnego przeciwnika, ale wystawiła Małgorzatę Kidawę – Błońską, o której nie chce już nawet słyszeć salonik warszawski. Nie można głosować w Sejmie zdalnie, bo to jest niezgodne z Konstytucją, bo można przyjść, bo fabryki pracują, ale w Parlamencie Europejskim będą tak właśnie wkrótce głosować. To nie jest wrażenie ani spekulacja, że niejeden polityk PO patrzy na krzywą zarażonych i wyobraża sobie, jak ona sobie tak rośnie wykładniczo, a PiS pada w końcu na pysk i oddaje władzę.
„Niedobrze się robi”, kiedy ci sami ludzie mówią o tym, że rząd Morawieckiego będzie odpowiedzialny za śmierć tysięcy ludzi, a zaraz potem, że nie ma nic ważniejszego dla nich ponad dobro i zdrowie Polaków. Tak właśnie PO stała się częścią zarazy, bo ma przecież tę świadomość, że w obecnej sytuacji jest zbędna, nikomu niepotrzebna, nawet swoim fanom z Wilanowa, nawet swoim celebrytom, bo ci tworzą własny team hejterów i płaczków, jak to wirus odebrał im środki do życia. Owszem, odebrał filharmonikom, aktorom teatralnym, ale nie pieszczochom III RP znanym z reklam. Zresztą, tracą dziś solidarnie niemal wszyscy, jedni miliony na giełdzie, inni swoje miesięczne wypłaty. Nie jest lekko i będzie jeszcze dużo gorzej, więc tli się cicho ta nadzieja w głowie Donalda Tuska, że jego wyborcy się obudzą. I właściwie co mają zrobić? Wyjść na ulice? Trwa więc to nieustające pasmo prowokacji, żeby w końcu wywołać jakąś gwałtowną reakcję rządu, albo niekontrolowany wybuch społeczny grupki szaleńców. To wystarczy, by ogłosić całemu światu, że PiS zabił demokrację, ale nie zabił wirusa. Strasznie trudno pogodzić się z faktem, że w czasie zarazy, ludzie nawet niechętni tej władzy, akceptują jej działania, mające zapobiec katastrofie gospodarczej i epidemicznej. I tylko z tego względu można zrozumieć to opętanie, które dopadło partię Borysa Budki.