Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Poprzednia okupacja niemiecka

Monografia Kauffmana oparta jest w większości na niemieckich źródłach pierwotnych. Jest to jej najważniejsze ograniczenie. W rezultacie tego dostajemy niemiecki, a czasami żydowski punkt widzenia raczej niż wszechobejmującą, panoramiczną prezentację okupacji przez II Rzeszę zachodnich obrzeży Imperium Rosyjskiego, a szczególnie Królestwa Polskiego, czyli Kongresówki, nazwanej „Generalnym Gubernatorstwem” (w odróżnieniu od błędnie, choć często stosowanego rusycyzmu: Generalna Gubernia). To, co się stało nad Wisłą, to „przede wszystkim wysiłek, aby zabezpieczyć pozycję Niemiec w gwałtownie chaotycznym i niebezpiecznie niestabilnym społeczeństwie międzynarodowym, pełnym zagrożeń starożytnych (cudzoziemska inwazja) oraz nowoczesnych (skrzyżowanie nacjonalizmu z zawirowaniami międzynarodowymi)” (s. 221). Autor nazywa to „planem państwowotwórczym Niemiec w Polsce” (s. 221).
Kauffmanowi idzie najlepiej, gdy dyskutuje o schematach intelektualnych i machinacjach politycznych. Autorska wizja geopolityki, a szczególnie percepcje berlińskich geostrategów Intermarium, ziem między Bałtykiem a Morzem Czarnym, jako „pas strzaskania” („shatterzone”), jest kluczowa i „wyjątkowa” dla zrozumienia „kwestii polskiej” (s. 19). W każdym razie Niemcy nie zaczęli traktować poważnie konieczności znalezienia rozwiązania dla Polski aż do lata 1918 r. (s. 202). W końcu jednak Warszawa odzyskała wolność bez Berlina, a nawet wbrew niemu. To z kolei spowodowało, że niektórzy Niemcy zaczęli skłaniać się ku własnej polityce wojennej wobec Polski jako „samozadanej sobie katastrofie” (self-inflicted disaster, s. 215).
Narracja Kauffmana czasami jest wypełniona fascynującymi szczegółami o mentalności i podejściu do spraw współczesnych niemieckich elit. Na przykład dowiadujemy się, że słynny socjolog Max Weber był członkiem szowinistycznej organizacji niemieckiej Hakata oraz wierzył, że Polacy są „niższą rasą” („inferior race”, s. 18). Trochę mniej wściekłą postawę wyrażał wojskowy gubernator Królestwa Polskiego generał Hans von Beseler; nie był nienawistny, a jedynie patronizujący (s. 36). Wierzył, że „najważniejszą rzeczą… jest trzymać te polityczne dzieci, Polaków, na krótkiej smyczy i wyedukować ich” (s. 78).
Żył według zasady, jeśli chodzi o Polaków, że nie „należy im ufać na centymetr” (s. 168). Jego podejście wynikało ściśle z pragmatyzmu i interesu narodowego Niemiec. „Wolałbym… aby mieszkali tu Niemcy, ale tu są Polacy, a więc nie można ich wszystkich przepędzić czy zabić ich, dlatego trzeba znaleźć sposób, aby z nimi jakoś współżyć” (s. 227). Jego wściekły antykatolicyzm nie pomagał mu w jego dziele (s. 181), ale to właśnie polskość zdeterminowała postawę generała do okupowanego ludu, nawet do tego stopnia, że odrzucił miejscowy kler protestancki jako „spolonizowany” (verpolt, s. 159). Przy okazji społeczność żydowska też go irytowała: „w polskich miastach... Żydzi, Żydzi, Żydzi!” (s. 114). Jego celem w Polsce było „połączenie «misji cywilizacyjnej» z zabezpieczeniem interesów niemieckich w środkowej Europie” (s. 40).
Jakby wszystko potoczyło się zgodnie z wolą Berlina, być może Polacy mogliby liczyć na autonomię wewnętrzną, pod austriackim królem, w połączeniu z pełną zależnością od prowadzonej przez Niemcy Mitteleuropy. Według jednej wersji Polska miała być przeniesiona na wschód, gdzie – według Kauffmana – stałaby się „kolonizującym mocarstwem zamiast ofiarą kolonizacji” (s. 46). Jednak percepcja polska była taka, że stara Rzeczpospolita Polski i Litwy będzie odtworzona na solidnych pryncypiach „wolni z wolnymi, równi z równymi, brat z bratem”. To nie ma nic wspólnego z kolonializmem. Jeśli w ogóle, to jest to włączający i tolerancyjny polski nacjonalizm kulturowy, który działał przez 300 lat przed zniszczeniem RP w II połowie XVIII w.
Autor omawia dość obszernie politykę narodowościową Niemiec. Chwali okupanta za usprawnienia infrastrukturalne na przykład (s. 228). Naświetla do pewnego stopnia polityczne, administracyjne oraz edukacyjne sprawy, ale niedostatecznie koncentruje się na kwestiach gospodarczych. Kauffman przyznaje, że „Jakiekolwiek wrażenie niemiecka armia zrobiła na nich, największym źródłem popularnych resentymentów wobec okupanta niemieckiego, jak również sprawą najbardziej odpowiedzialną za to, że poszukiwany sojusz nigdy nie został zawiązany, była straszliwa materialna bieda, która spadła na wszystkich w Polsce podczas wojny. Wielki apetyt Wielkiej Wojny na wszelkiego rodzaju materiały zaprowadził Niemców do łupienia Polski ze wszystkiego, co mogło być przydatne do prowadzenia wojny: drewna, koni, metalu, skór. Rekwizycje dotknęły głęboko sferę prywatną, z polskich domów zniknęły klamki, garnki i samowary, zabrane, aby je stopić i zastosować w służbie niemieckiego zwycięstwa” (s. 55).
Jednakże Kauffmanowi nie udaje się dostatecznie wytłumaczyć tych spraw. Jak konfiskaty i inne rodzaje prześladowania uderzyły w struny budzącej się świadomości narodowej wśród tubylców? Jak napompowały polski nacjonalizm? Tylko nieznacznie autor zastanawia się nad reżimem przymusowych kontyngentów żywnościowych i jego negatywnym wpływem na percepcję niemieckiego okupanta, przez wszystkich, których on dotykał: od wiejskiego chłopa do miejskiego konsumenta. „Jedzenie to dobro, którego zniknięcie spowodowało największe cierpienia w trakcie wojny w Polsce” (s. 56). Jakie tego były konsekwencje?
Kauffman ogranicza się do wskazania, że „wielu ludzi w okupowanej Polsce winiło za swoją biedę «spekulantów», co szeroko rozumiano jako hasło na Żydów” (s. 62). A potem wzrusza ramionami: „To pogorszyło się jeszcze bardziej przez generalną percepcję wśród Polaków pod okupacją niemiecką, że Żydzi jakoś zbijali profity na nowym porządku oraz, z niefrasobliwą zgodą Niemców, używali okupacji, aby wynaleźć nowe sposoby na gospodarczy wyzysk Polaków. Podejrzenia wzrosły z powodu liczby żydowskich przedsiębiorstw stworzonych podczas wojny i ilości kontraktów wojskowych danym Żydom. To wzmocniło popularne skojarzenie Żydów ze «spekulacją», mimo że była to po prostu kontynuacja starożytnego miejsca Żydów w miejskim handlu w Polsce” (s. 119). I na tym autor właściwie kończy. Kim byli spekulanci? Czy rzeczywiście niektórzy zdarzyli się być Żydami? To byłoby uprawnione stwierdzenie, szczególnie że z historycznego punktu widzenia chrześcijańska warstwa średnia była słabo reprezentowana wśród handlowców, co Kauffman sam przyznaje. Albo czy mieliśmy do czynienia w tej sprawie po prostu z ohydnym antysemityzmem?
Skomplikowane zjawiska mają tendencję do posiadania wielu silników napędzających. Na przykład jak na antyżydowską percepcję na temat „spekulantów” wpływały czynniki zewnętrzne? Co z brakiem poparcia dla niepodległości Polski ze strony ludności żydowskiej (a nie tylko polskich chłopów)? Według Kauffmana, „Żydzi mogli cierpieć pod rosyjską władzą, ale to nie znaczy, że oni (oprócz kilku niedobitków asymilantów) byli szczególnie szczęśliwi, zamieniając rosyjskich władców na polskich, to zrozumiały strach, biorąc pod uwagę natężenie polskiego antysemityzmu” (s. 117). Czy to jest sytuacja nie do rozwiązania z cyklu: Co było pierwsze: jako czy kura? A co z pomysłem, by wymagać, aby wszyscy wyborcy władali płynnie językiem polskim, aby móc głosować w wyborach miejskich w Warszawie? Dla Polaków to była najnaturalniejsza sprawa; dla większość mówiących w jidysz Żydów to była dyskryminacja, z czym Kauffman wydaje się też zgadzać (s. 126). To samo dotyczy niemieckiego prawa z 17 września 1917 r., które zagwarantowało, że „dla Żydów Generalnego Gubernatorstwa edukacja publiczna będzie polską edukacją” (s. 161). Naturalnie zawyli z wściekłości, widząc taki obrót rzeczy. A Polacy się cieszyli, że po dekadach bezwzględnej rusyfikacji dzieci będą mogły uczyć się po polsku. Żydzi mieli szansę być włączeni jak Polacy, jednak większość to odrzuciła.
Historyk nie mówi nam wszystkiego wystarczająco oprócz tego, że oskarża, iż żydowskie „ruchy były animowane częściowo coraz bardziej niezaprzeczalnym faktem, że nowe polskie państwo wynurzało się na horyzoncie. Jednocześnie polskie elity polityczne obserwowały żydowską mobilizację z rezerwą oraz... frasowały się, że Żydzi jakoś zrujnują sprawy dla nich (Polaków) w chwili, gdy wydawało się, że wiele z ich pragnień miało się właśnie spełnić” (s. 119). Polskie elity czuły, że aby odzyskać wolność narodu, kraj potrzebował jedności. Trudno było ją osiągnąć i utrzymać z polskim społeczeństwem podzielonym między orientację prozachodnią i za mocarstwami centralnymi. Jak w to wszystko wkalkulować społeczność żydowską starającą się osiągnąć własne liczne cele? Trudno się dziwić, że wszyscy zachowywali się nerwowo.
cdn.
Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 6 kwietnia 2020 r.
Intel z DC
