[Tylko u nas] Politolog Werner Patzelt: Rząd RFN stosuje dziś metody, które sam uznawał za bezprawne

- Podczas kryzysu migracyjnego w 2015 r. niemieccy rządzący skupiali się nie tyle na treści swojej polityki, co na jej stylu. Dziś już nie popełniają tych samych błędów - uważa prof. Werner Patzelt, niemiecki politolog i publicysta, doradca partii politycznych oraz komentator konserwatywnego miesięcznika 'Cicero', w rozmowie z Wojciechem Osińskim.
/ screen YouTube Phoenix
- Panie profesorze, niedawno porównywał pan falę migracji w 2015 r. z obecnym kryzysem w 2020 r., wskazując na odmienne reakcje rządu federalnego. Mógłby pan podzielić się z nami swoimi refleksjami?
- Lata 2015 i 2020 stanowią dwie poważne cezury, a z wewnątrzpolitycznego punktu widzenia być może nawet najpoważniejsze w powojennej historii Niemiec. Różnica między nimi polega na tym, że dziś niemieccy rządzący zachowują się racjonalnie i w przeciwieństwie do kryzysu w 2015 r. nie próbują nam już wmówiać, jakoby ten obecny był 'wyimaginowany'.
 
- A ten sprzed pięciu lat był 'wyimaginowany'?
- Oczywiście, że nie. Ale politycy próbowali chyba w ten sposób ukryć swoją bezradność. W 2015 r. rząd niemiecki pozostawał przez jakiś czas bierny wobec skutków kryzysu uchodźczego, podczas gdy w 2020 r. - w obliczu koronawirusa oraz zagrożenia kolejną falą nielegalnej migracji - zachowuje się dość pragmatycznie. Pięć lat temu podjął fatalne decyzje, które spolaryzowały społeczeństwo. Dzisiaj czyni to już w znacznie mniejszym stopniu.
 
- Czy koronakryzys w ciągu zaledwie kilku tygodni zabliźnił w społeczeństwie niemieckim wszystkie rany i urazy wobec Wielkiej Koalicji?
- Politycy i przedstawiciele mediów być może nie mówią tego wprost, ale możemy u nich rzeczywiście zaobserwować coś w rodzaju skruchy. Te same osoby, które jeszcze pięć lat temu lansowały niemiecką 'Willkomenskultur', w obliczu dzisiejszych zdarzeń na turecko-greckiej granicy ostrzegają elity, że 'rok 2015 nie ma prawa się powtórzyć'. Czasami warto jeszcze raz spojrzeć na ówczesne leady i nagłówki. Pięć lat temu rządzący próbowali wykreować wrażenie, że przeżywaliśmy 'najpiękniejszy okres od upadku muru berlińskiego', i to pod medialną osłoną tych samych, którzy dziś nie posiadają się z oburzenia, że niektóre lewicowe środowiska znów chcą otworzyć dla imigrantów granice Unii Europejskiej. W 2015 r. te same media uruchomiły szeroką kampanię, mającą nas zapoznać z nowymi obowiązującymi 'wzorcami zachowań'. W masowych mediach pojawiły się filmy fabularne i dokumentalne, pokazujące radosne niemieckie rodziny, które na dworcach z zachwytem witały uchodźców z Bliskiego Wschodu i ochoczo wpuszczały ich do swoich domów. W państwie, które latami ignorowało rzesze swoich bezdomnych, nagle zobaczyliśmy życzliwych i uśmiechniętych przedstawicieli klasy średniej, którzy dobrowolnie udostępniali ludziom z obcych krajów swoje sypialnie. No coś tutaj nie grało.
 
- Nie wszystkim Niemcom to się spodobało...
- No tak, ten 'optymistyczny' dyskurs został nieco przyćmiony niszowymi głosami niezadowolenia. Szybko jednak utarł się konsensus, że to jedynie 'margines', 'rasistowskie elementy', które 'nie mają serca' i pochodzą z 'prowincji', do której nie sięga 'cywilizacja'. Tyle tylko, że dzisiaj media głównego nurtu przejęły częściowo ówczesną retorykę 'niedokształconych'. Widocznie sami przestali wierzyć w to, co głosili pięć lat temu.
 
- Zgoda, niemieccy rządzący i wiodące media nie wygłaszają dziś już wzniosłych haseł utrzymanych w duchu 'Willkomenskultur'. Ale czy naprawdę wyciągnęli wnioski ze swoich błędów?
- W każdym razie chyba dostrzegli, że to większość społeczeństwa je zauważyła, a nie - jak dotą zakładali - wyłącznie 'prowincja'. Dlatego przypuszczam, że rok 2015 się już nie powtórzy. W 2020 r. decyzję nieotwierania granic UE dla imigrantów poparło gros Niemców i Europejczyków. Grecy nie dali się zaszantażować przez Turcję, co spotkało się z aprobatą niemal wszystkich państw członkowskich. Natomiast kiedy pięć lat temu Viktor Orbán ośmielił się na granicy z Chorwacją wznieść płot, w Brukseli podniósł się lament, a w niemieckich mediach próbowano pragmatyczne zachowanie premiera Węgier przedstawić jako haniebny akt 'ksenofobii'. Ciekawe, że dzisiaj już nikt w RFN nie protestuje, gdy niemiecki rząd stosuje dokładnie te same metody, które pięć lat temu uznawał za 'bezprawne' jak kontrola granic, udzielanie zakazów wjazdu do kraju, a nawet ograniczenie pomocy humanitarnej.
 
- Myślę, że niemieckie elity publicznie nigdy nie przyznałyby się do błędów sprzed pięciu lat. Pytania dotyczące skutków kryzysu z 2015 r. najchętniej nadal zbywają milczeniem lub zdaniami typu 'nie mieliśmy wtedy innego wyjścia'.
- Może chcieli zachować twarz, ale to nie zmienia faktu, że dziś zachowują się inaczej. I co ciekawe, mimo że w okresie koronawirusa decyzje rządu ograniczają naszą wolność w o wiele większym stopniu niż w 2015 r., prawie nikt nie krytykuje rządu, lecz dostosowuje się do odgórnych zaleceń i restrykcji. A uszczelnienie granic zyskuje tym razem powszechną aprobatę społeczeństwa.
 
- Ale czy niemieccy rządzący zachowywaliby się tak samo, gdyby w Europie nie rozpleniał się wirus?
- Tak, ponieważ zmiana kursu rządu niemieckiego była już zauważalna przed koronakryzysem. A właściwie już po wyborach parlamentarnych w 2017 r., kiedy resort spraw wewnętrznych objęli bawarscy chadecy. Wcześniej ludzie dostrzegali, że deklaracje i komunikaty rządu były mgliste i często sprzeczne z rzeczywistością. Dlatego dziś tym bardziej doceniają, gdy minister Horst Seehofer podejmuje decyzje, które wcześniej uchodziły za 'niewygodne'. Dbałość o bezpieczeństwo naszych obywateli nie powinna oczywiście zagrażać gospodarce i wymianie handlowej. Tu chodzi raczej o coś innego. Kiedy parę dni temu niemieckie MSW nałożyło zakaz na stowarzyszenia związane z grupą paramilitarną Hezbollah, nikt nie protestował. Można jedynie zapytać: czemu dopiero tak późno? Owszem, nadal możemy punktować błędy rządu federalnego, ale krytyka dotyczy obecnie niektórych wątków i szczegółów jego polityki, podczas gdy w 2015 r. zupełnie rozmijała się z oczekiwaniami Niemców.    
 
- Czy nielubiana i targana od lat konfliktami koalicja CDU-SPD naprawdę tak szybko odzyskała zaufanie niemieckich wyborców?
- No może aż tak daleko bym się nie posunął, choć niektórzy politycy z obozu rządowego na pewno tak. W 2015 r. wszyscy byliśmy naocznymi świadkami tego, jak organy państwa tylko z trudem zdawały egzamin narzucony im przez kryzys migracyjny. Potem rządzący nie mogli udźwignąć ciężaru problemów, które sami sobie stworzyli, obarczając nimi zwykłych obywateli. Dla większości Niemców było to zwyczajnie niesprawiedliwe, a zachowanie elit zaburzyło ich zaufanie do państwa oraz wiodących ugrupowań politycznych, które nim kierowały. Natomiast wiosną 2020 r. państwo zadziałało wprawdzie z pewnym opóźnieniem, ale za to generalnie sprawnie i skutecznie. I co najistotniejsze - w przeciwieństwie do 2015 r. rząd niemiecki wykładał tym razem swoje racje bez żadnej paniki czy egzaltacji, bez jakichkolwiek patetycznych wzruszeń. Niektóre środowiska decyzyjne odzyskały w ten sposób swoją wiarygodność, po czym również obywatele byli gotowi zdobyć się na dyscyplinę i zwiększyć własny wkład w walkę z kryzysem.
 
- Pana diagnozy kłócą się nieco z przekazem płynącym z Brukseli, gdzie nadal jest podtrzymywana retoryka 'bezgranicznej otwartości'. Skoro w RFN rośnie sprzeciw wobec polityki migracyjnej UE i poprzedniego gabinetu Angeli Merkel, to dlaczego w 2020 r. TSUE wydaje absurdalny wyrok w sprawie relokacji uchodźców?
- Rozmawialiśmy o polityce wewnętrznej w samych Niemczech, a tu zauważam jednak pewne zmiany. Przede wszystkim właśnie w sposobie przekazu, w którym zrezygnowano nareszcie z obłudnej moralistyki. Do niedawna można było odnieść wrażenie, że rządzący skupiali się nie tyle na treści swojej polityki, co na jej stylu. Natomiast każdą kierowaną pod ich adresem krytykę odpierali z zniesmaczonym tonem. Tak jakby każde nawet uzasadnione zastrzeżenie dotyczące ich poczynań było już z góry czymś 'amoralnym' i 'nie na miejscu'. Tymczasem w polityce nie powinno pokutować myślenie w kategoriach 'dobre'/'złe', 'brzydkie'/'ładne'. Przecież taka ocena nie może podlegać żadnej merytorycznej weryfikacji. A w 2015 r. właśnie dokładnie tak było. To, co w oczach obywateli wydawało się nieskuteczne i nielogiczne, rząd federalny na siłę ubierał w szaty 'moralnego obowiązku', na dodatek w tonie nieznoszącym sprzeciwu. Natomiast każdy, kto próbował się temu sprzeciwić, był z miejsca nazywany 'ksenofobem', 'rasistą' lub 'krzewicielem teorii spiskowych', sympatyzującym z osobami 'łamiącymi prawa człowieka'. Myślę, że dziś niektórzy ministrowie wyciągnęli z tego wnioski.
 
- Czyli pana zdaniem po pandemii koronawirusa debata publiczna w Niemczech będzie miała zupełnie inną jakość? Czy niemieckie społeczeństwo będzie już mniej spolaryzowane?
- Kryzys epidemiologiczny nie wymaże z naszej codzienności problemów, wynikających z nieprzemyślanych decyzji, które zostały podjęte przed 2020 r. Nasz klimat polityczny nadal jest zatruty, a skutki kryzysu migracyjnego będą jeszcze przez długi czas dawały o sobie znać, choćby w systemie socjalnym i edukacyjnym. A gdy już pokonamy koronawirusa, niemieccy obywatele zaczną zadawać rządzącym niewygodne pytania typu 'dlaczego w 2020 r. szybka i stanowcza reakcja była możliwa, a pięć lat temu nie?'. Mam tylko nadzieję, że w przyszłości będziemy mogli rozmawiać o imigracji i integracji równie rzeczowo i odpowiedzialnie jak obecnie o koronawirusie.
 
Rozmawiał: Wojciech Osiński
 

 

POLECANE
Konflikt z Morawieckim w PiS. Jarosław Kaczyński zabiera głos z ostatniej chwili
Konflikt z Morawieckim w PiS. Jarosław Kaczyński zabiera głos

"Ten spór w partii ma jednocześnie odbicie medialne znacznie większe niż on sam jest" – powiedział na antenie programu "Kanał TAK" prezes PiS Jarosław Kaczyński, komentując medialne doniesienia o rosnącym konflikcie pomiędzy byłym premierem Mateuszem Morawieckim, a innymi czołowymi politykami PiS.

Prezydent reaguje po publikacji o Cenckiewiczu. „Nowa rzeczywistość, a metody wciąż te same” z ostatniej chwili
Prezydent reaguje po publikacji o Cenckiewiczu. „Nowa rzeczywistość, a metody wciąż te same”

Prezydent Karol Nawrocki krótko i dosadnie skomentował na platformie X poniedziałkową publikację "Gazety Wyborczej" ws. Sławomira Cenckiewicza. Dziennik ujawnił wrażliwe dane medyczne szefa BBN, a prokuratura wszczęła w tej sprawie śledztwo.

Cyberatak na ważne polskie instytucje. Minister cyfryzacji wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
Cyberatak na ważne polskie instytucje. Minister cyfryzacji wydał pilny komunikat

Cyberatak sparaliżował część infrastruktury informatycznej Urzędu Zamówień Publicznych. Hakerzy uzyskali dostęp do służbowej poczty elektronicznej pracowników UZP oraz Krajowej Izby Odwoławczej — poinformował wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. Sprawą zajmują się już służby odpowiedzialne za cyberbezpieczeństwo.

Tak Polacy oceniają działalność prezydenta Nawrockiego. Zobacz najnowszy sondaż z ostatniej chwili
Tak Polacy oceniają działalność prezydenta Nawrockiego. Zobacz najnowszy sondaż

Najnowszy sondaż CBOS przynosi dobre informacje dla prezydenta Karola Nawrockiego. Ponad połowa badanych Polaków pozytywnie ocenia jego działalność. Zupełnie inaczej ankietowani patrzą na pracę Sejmu – tu dominują wyraźnie krytyczne opinie.

Ukraińskie drony zaatakowały port w Noworosyjsku. Zniszczyli okręt podwodny „Warszawianka” Wiadomości
Ukraińskie drony zaatakowały port w Noworosyjsku. Zniszczyli okręt podwodny „Warszawianka”

Ukraińskie siły specjalne przeprowadziły ataki na strategiczne cele Rosji — uszkadzając okręt podwodny w porcie w Noworosyjsku oraz po raz kolejny paraliżując rosyjską platformę naftowo-gazową na Morzu Kaspijskim. Obie operacje miały na celu osłabienie zdolności militarnych i finansowych Kremla.

Biały Dom ostrzega Ukrainę. Gwarancje bezpieczeństwa nie będą wiecznie na stole z ostatniej chwili
Biały Dom ostrzega Ukrainę. "Gwarancje bezpieczeństwa nie będą wiecznie na stole"

– Pracujemy nad silnymi gwarancjami bezpieczeństwa dla Ukrainy, ale one nie będą na stole wiecznie, one są na stole teraz – oświadczył w poniedziałek wysoki rangą przedstawiciel administracji Donalda Trumpa po rozmowach pokojowych w Berlinie. Zaznaczył, że gwarancje będą wzorowane na artykule 5 NATO.

ZUS wydał pilny komunikat Wiadomości
ZUS wydał pilny komunikat

Marynarze wykonujący pracę na statkach morskich mogą – w określonych przypadkach – samodzielnie zgłosić się do ZUS i opłacać składki na obowiązkowe ubezpieczenia społeczne oraz zdrowotne. Dotyczy to sytuacji, w których umowy międzynarodowe nie przewidują innego trybu ubezpieczenia.

Niemieckie media komentują demografię w Polsce. „Zestarzeją się, zanim będą bogaci” Wiadomości
Niemieckie media komentują demografię w Polsce. „Zestarzeją się, zanim będą bogaci”

„W Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej rodzi się zbyt mało dzieci, co coraz mocniej hamuje wzrost gospodarczy i dobrobyt” — pisze niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Eksperci ostrzegają, że region może „zestarzeć się, zanim stanie się bogaty”, a skutki demograficzne będą odczuwalne przez dekady.

Nowe informacje ws. umowy UE–Mercosur. Wahające się Włochy kluczowe dla decyzji z ostatniej chwili
Nowe informacje ws. umowy UE–Mercosur. Wahające się Włochy kluczowe dla decyzji

Premier Włoch Giorgia Meloni i prezydent Francji Emmanuel Macron zgodzili się, że istnieje potrzeba przełożenia ostatecznego głosowania w Parlamencie Europejskim w sprawie porozumienia handlowego z Mercosur – podała w poniedziałek Agencja Reutera, powołując się na dwa źródła zaznajomione z rozmowami.

Ujawnienie danych medycznych szefa BBN. Jest reakcja prokuratury z ostatniej chwili
Ujawnienie danych medycznych szefa BBN. Jest reakcja prokuratury

Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo po publikacji „Gazety Wyborczej”, w której ujawniono wrażliwe dane dot. stanu zdrowia szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Sławomira Cenckiewicza. 

REKLAMA

[Tylko u nas] Politolog Werner Patzelt: Rząd RFN stosuje dziś metody, które sam uznawał za bezprawne

- Podczas kryzysu migracyjnego w 2015 r. niemieccy rządzący skupiali się nie tyle na treści swojej polityki, co na jej stylu. Dziś już nie popełniają tych samych błędów - uważa prof. Werner Patzelt, niemiecki politolog i publicysta, doradca partii politycznych oraz komentator konserwatywnego miesięcznika 'Cicero', w rozmowie z Wojciechem Osińskim.
/ screen YouTube Phoenix
- Panie profesorze, niedawno porównywał pan falę migracji w 2015 r. z obecnym kryzysem w 2020 r., wskazując na odmienne reakcje rządu federalnego. Mógłby pan podzielić się z nami swoimi refleksjami?
- Lata 2015 i 2020 stanowią dwie poważne cezury, a z wewnątrzpolitycznego punktu widzenia być może nawet najpoważniejsze w powojennej historii Niemiec. Różnica między nimi polega na tym, że dziś niemieccy rządzący zachowują się racjonalnie i w przeciwieństwie do kryzysu w 2015 r. nie próbują nam już wmówiać, jakoby ten obecny był 'wyimaginowany'.
 
- A ten sprzed pięciu lat był 'wyimaginowany'?
- Oczywiście, że nie. Ale politycy próbowali chyba w ten sposób ukryć swoją bezradność. W 2015 r. rząd niemiecki pozostawał przez jakiś czas bierny wobec skutków kryzysu uchodźczego, podczas gdy w 2020 r. - w obliczu koronawirusa oraz zagrożenia kolejną falą nielegalnej migracji - zachowuje się dość pragmatycznie. Pięć lat temu podjął fatalne decyzje, które spolaryzowały społeczeństwo. Dzisiaj czyni to już w znacznie mniejszym stopniu.
 
- Czy koronakryzys w ciągu zaledwie kilku tygodni zabliźnił w społeczeństwie niemieckim wszystkie rany i urazy wobec Wielkiej Koalicji?
- Politycy i przedstawiciele mediów być może nie mówią tego wprost, ale możemy u nich rzeczywiście zaobserwować coś w rodzaju skruchy. Te same osoby, które jeszcze pięć lat temu lansowały niemiecką 'Willkomenskultur', w obliczu dzisiejszych zdarzeń na turecko-greckiej granicy ostrzegają elity, że 'rok 2015 nie ma prawa się powtórzyć'. Czasami warto jeszcze raz spojrzeć na ówczesne leady i nagłówki. Pięć lat temu rządzący próbowali wykreować wrażenie, że przeżywaliśmy 'najpiękniejszy okres od upadku muru berlińskiego', i to pod medialną osłoną tych samych, którzy dziś nie posiadają się z oburzenia, że niektóre lewicowe środowiska znów chcą otworzyć dla imigrantów granice Unii Europejskiej. W 2015 r. te same media uruchomiły szeroką kampanię, mającą nas zapoznać z nowymi obowiązującymi 'wzorcami zachowań'. W masowych mediach pojawiły się filmy fabularne i dokumentalne, pokazujące radosne niemieckie rodziny, które na dworcach z zachwytem witały uchodźców z Bliskiego Wschodu i ochoczo wpuszczały ich do swoich domów. W państwie, które latami ignorowało rzesze swoich bezdomnych, nagle zobaczyliśmy życzliwych i uśmiechniętych przedstawicieli klasy średniej, którzy dobrowolnie udostępniali ludziom z obcych krajów swoje sypialnie. No coś tutaj nie grało.
 
- Nie wszystkim Niemcom to się spodobało...
- No tak, ten 'optymistyczny' dyskurs został nieco przyćmiony niszowymi głosami niezadowolenia. Szybko jednak utarł się konsensus, że to jedynie 'margines', 'rasistowskie elementy', które 'nie mają serca' i pochodzą z 'prowincji', do której nie sięga 'cywilizacja'. Tyle tylko, że dzisiaj media głównego nurtu przejęły częściowo ówczesną retorykę 'niedokształconych'. Widocznie sami przestali wierzyć w to, co głosili pięć lat temu.
 
- Zgoda, niemieccy rządzący i wiodące media nie wygłaszają dziś już wzniosłych haseł utrzymanych w duchu 'Willkomenskultur'. Ale czy naprawdę wyciągnęli wnioski ze swoich błędów?
- W każdym razie chyba dostrzegli, że to większość społeczeństwa je zauważyła, a nie - jak dotą zakładali - wyłącznie 'prowincja'. Dlatego przypuszczam, że rok 2015 się już nie powtórzy. W 2020 r. decyzję nieotwierania granic UE dla imigrantów poparło gros Niemców i Europejczyków. Grecy nie dali się zaszantażować przez Turcję, co spotkało się z aprobatą niemal wszystkich państw członkowskich. Natomiast kiedy pięć lat temu Viktor Orbán ośmielił się na granicy z Chorwacją wznieść płot, w Brukseli podniósł się lament, a w niemieckich mediach próbowano pragmatyczne zachowanie premiera Węgier przedstawić jako haniebny akt 'ksenofobii'. Ciekawe, że dzisiaj już nikt w RFN nie protestuje, gdy niemiecki rząd stosuje dokładnie te same metody, które pięć lat temu uznawał za 'bezprawne' jak kontrola granic, udzielanie zakazów wjazdu do kraju, a nawet ograniczenie pomocy humanitarnej.
 
- Myślę, że niemieckie elity publicznie nigdy nie przyznałyby się do błędów sprzed pięciu lat. Pytania dotyczące skutków kryzysu z 2015 r. najchętniej nadal zbywają milczeniem lub zdaniami typu 'nie mieliśmy wtedy innego wyjścia'.
- Może chcieli zachować twarz, ale to nie zmienia faktu, że dziś zachowują się inaczej. I co ciekawe, mimo że w okresie koronawirusa decyzje rządu ograniczają naszą wolność w o wiele większym stopniu niż w 2015 r., prawie nikt nie krytykuje rządu, lecz dostosowuje się do odgórnych zaleceń i restrykcji. A uszczelnienie granic zyskuje tym razem powszechną aprobatę społeczeństwa.
 
- Ale czy niemieccy rządzący zachowywaliby się tak samo, gdyby w Europie nie rozpleniał się wirus?
- Tak, ponieważ zmiana kursu rządu niemieckiego była już zauważalna przed koronakryzysem. A właściwie już po wyborach parlamentarnych w 2017 r., kiedy resort spraw wewnętrznych objęli bawarscy chadecy. Wcześniej ludzie dostrzegali, że deklaracje i komunikaty rządu były mgliste i często sprzeczne z rzeczywistością. Dlatego dziś tym bardziej doceniają, gdy minister Horst Seehofer podejmuje decyzje, które wcześniej uchodziły za 'niewygodne'. Dbałość o bezpieczeństwo naszych obywateli nie powinna oczywiście zagrażać gospodarce i wymianie handlowej. Tu chodzi raczej o coś innego. Kiedy parę dni temu niemieckie MSW nałożyło zakaz na stowarzyszenia związane z grupą paramilitarną Hezbollah, nikt nie protestował. Można jedynie zapytać: czemu dopiero tak późno? Owszem, nadal możemy punktować błędy rządu federalnego, ale krytyka dotyczy obecnie niektórych wątków i szczegółów jego polityki, podczas gdy w 2015 r. zupełnie rozmijała się z oczekiwaniami Niemców.    
 
- Czy nielubiana i targana od lat konfliktami koalicja CDU-SPD naprawdę tak szybko odzyskała zaufanie niemieckich wyborców?
- No może aż tak daleko bym się nie posunął, choć niektórzy politycy z obozu rządowego na pewno tak. W 2015 r. wszyscy byliśmy naocznymi świadkami tego, jak organy państwa tylko z trudem zdawały egzamin narzucony im przez kryzys migracyjny. Potem rządzący nie mogli udźwignąć ciężaru problemów, które sami sobie stworzyli, obarczając nimi zwykłych obywateli. Dla większości Niemców było to zwyczajnie niesprawiedliwe, a zachowanie elit zaburzyło ich zaufanie do państwa oraz wiodących ugrupowań politycznych, które nim kierowały. Natomiast wiosną 2020 r. państwo zadziałało wprawdzie z pewnym opóźnieniem, ale za to generalnie sprawnie i skutecznie. I co najistotniejsze - w przeciwieństwie do 2015 r. rząd niemiecki wykładał tym razem swoje racje bez żadnej paniki czy egzaltacji, bez jakichkolwiek patetycznych wzruszeń. Niektóre środowiska decyzyjne odzyskały w ten sposób swoją wiarygodność, po czym również obywatele byli gotowi zdobyć się na dyscyplinę i zwiększyć własny wkład w walkę z kryzysem.
 
- Pana diagnozy kłócą się nieco z przekazem płynącym z Brukseli, gdzie nadal jest podtrzymywana retoryka 'bezgranicznej otwartości'. Skoro w RFN rośnie sprzeciw wobec polityki migracyjnej UE i poprzedniego gabinetu Angeli Merkel, to dlaczego w 2020 r. TSUE wydaje absurdalny wyrok w sprawie relokacji uchodźców?
- Rozmawialiśmy o polityce wewnętrznej w samych Niemczech, a tu zauważam jednak pewne zmiany. Przede wszystkim właśnie w sposobie przekazu, w którym zrezygnowano nareszcie z obłudnej moralistyki. Do niedawna można było odnieść wrażenie, że rządzący skupiali się nie tyle na treści swojej polityki, co na jej stylu. Natomiast każdą kierowaną pod ich adresem krytykę odpierali z zniesmaczonym tonem. Tak jakby każde nawet uzasadnione zastrzeżenie dotyczące ich poczynań było już z góry czymś 'amoralnym' i 'nie na miejscu'. Tymczasem w polityce nie powinno pokutować myślenie w kategoriach 'dobre'/'złe', 'brzydkie'/'ładne'. Przecież taka ocena nie może podlegać żadnej merytorycznej weryfikacji. A w 2015 r. właśnie dokładnie tak było. To, co w oczach obywateli wydawało się nieskuteczne i nielogiczne, rząd federalny na siłę ubierał w szaty 'moralnego obowiązku', na dodatek w tonie nieznoszącym sprzeciwu. Natomiast każdy, kto próbował się temu sprzeciwić, był z miejsca nazywany 'ksenofobem', 'rasistą' lub 'krzewicielem teorii spiskowych', sympatyzującym z osobami 'łamiącymi prawa człowieka'. Myślę, że dziś niektórzy ministrowie wyciągnęli z tego wnioski.
 
- Czyli pana zdaniem po pandemii koronawirusa debata publiczna w Niemczech będzie miała zupełnie inną jakość? Czy niemieckie społeczeństwo będzie już mniej spolaryzowane?
- Kryzys epidemiologiczny nie wymaże z naszej codzienności problemów, wynikających z nieprzemyślanych decyzji, które zostały podjęte przed 2020 r. Nasz klimat polityczny nadal jest zatruty, a skutki kryzysu migracyjnego będą jeszcze przez długi czas dawały o sobie znać, choćby w systemie socjalnym i edukacyjnym. A gdy już pokonamy koronawirusa, niemieccy obywatele zaczną zadawać rządzącym niewygodne pytania typu 'dlaczego w 2020 r. szybka i stanowcza reakcja była możliwa, a pięć lat temu nie?'. Mam tylko nadzieję, że w przyszłości będziemy mogli rozmawiać o imigracji i integracji równie rzeczowo i odpowiedzialnie jak obecnie o koronawirusie.
 
Rozmawiał: Wojciech Osiński
 


 

Polecane