[Tylko u nas] Wojciech Osiński: Boris Palmer. Polityk Zielonych, który wypowiedział wojnę politycznej poprawności

Niemiecki polityk Boris Palmer nosi jeszcze w kieszeni legitymację partyjną Die Grünen. Pytanie tylko, jak długo. Burmistrz Tybingi regularnie kwestionuje 'wzniosłe' ideały swojego ugrupowania, przede wszystkim te dotyczące polityki migracyjnej.
 [Tylko u nas] Wojciech Osiński: Boris Palmer. Polityk Zielonych, który wypowiedział wojnę politycznej poprawności
/ Wikipedia CC BY-SA 3,0 de Reinhard Kraasch

Większość wpływowych polityków w Niemczech stara się jak najmniej narażać swoim wyborcom, a raczej przekonywać ich, że jest podobny do nich, nie potępiając ich gustów bądź przekonań. Boris Palmer - przeciwnie. 48-letni burmistrz Tybingi regularnie wyłamuje się ze swojego 'zielonego' chóru, coraz częściej podważając wytyczne płynące z berlińskiej centrali Die Grünen. Czasami jedno jego zdanie wystarczy, by lewicowo-liberalne media urządziły mu wielodniowy hejt. 

Kilka tygodni temu niemiecki internet znów zakipiał od wyrazów lewackiego oburzenia, kiedy to Palmer ośmielił się skrytykować zachowanie transseksualistów oraz wyobrażenia swojej partii o adopcji przez pary homoseksualne. Z kolei w kwietniu, w samym apogeum pandemii koronawirusa, polityk Zielonych ściągnął na siebie falę medialnej nienawiści, jako że zastanawiał się publicznie nad sensem leczenia starszych z Covid-19.

"Powiem brutalnie. Ratujemy w Niemczech ludzi, którzy być może za pół roku będą martwi. Przecież osoby po 80. roku życia tak czy inaczej wkrótce najczęściej umierają"

- twierdził Palmer. 

Wokół tej ostatniej wypowiedzi narosło wprawdzie wiele wątpliwości, ale w niektórych innych sprawach rzeczywistość już nieraz potwierdziła trafność jego spostrzeżeń. Mimo to przewodniczący Die Grünen Robert Habeck, który nieodmiennie narzuca swojej partii cenzurę kneblującą wszelkie próby sprzeciwu, zdobył się na wyraźne odcięcie od konserwatywnego 'buntownika' ze Szwabii. A także socjaliści oraz postkomuniści z SPD i Die Linke traktują Palmera od lat z agresją i jadem. Tyle że jemu chyba już nie zależy na odgrzewaniu dawnych kontaktów. 48-letni włodarz Tybingi nie przebiera w słowach i dalej mówi to, co myśli. On sam nie odcina się od swoich tez. Jego zwolennicy zaś utrzymują, że po prostu przestrzega przed zawieszeniem zdrowego rozsądku.

W 2018 r. Boris Palmer przez kilka miesięcy nie schodził z łamów badeńskich gazet po tym, jak wdał się w utarczkę słowną z niejakim Arnem Güttingerem. 33-letni student spotkał go przypadkowo na starówce Tybingi i powiedział na głos: 'O nie, znowu on...'. Palmer widocznie nie miał ochoty na żarty, gdyż od razu wyciągnął swoje dokumenty, upoważaniające go jako burmistrza także do wykonywania czynności policyjnych, i zapytał o dane rzekomego 'napastnika'. Podchmielony Güttinger odmówił odpowiedzi, po czym bluznął w kierunku polityka kilkoma obelgami. Cała sprawa pewnie szybko rozeszłaby się po kościach, gdyby rozzuchwalony student nie poszedł nazajutrz do redakcji lokalnego dziennika 'Schwäbisches Tagblatt' i jej nie nagłośnił. Tym razem już chętnie podał nazwisko. Przeczytawszy artykuł, Palmer nie odpuścił i nałożył na Güttingera mandat za 'zakłócenie ciszy nocnej'. Następnie student oskarżył burmistrza o niepotrzebne zmuszanie go do 'złożenia zeznań'. Wymiana ciosów między nieznanym dotąd mieszkańcem Tybingi a jej burmistrzem była w całym kraju szeroko komentowana, a prawnicy zastanawiali się, kto miał rację. 

Gorzej, że partia Zielonych oraz życzliwe jej media wolały stanąć murem za Güttingerem, na którego wylano cały wodospad krokodylich łez jako nad ofiarą 'bezwzględnego dykatorka z badeńskiej prowincji'. Ta banalna sytuacja pewnie nie byłaby warta wzmianki, gdyby dosadnie nie pokazywała, że w Niemczech każdy może się doczekać rozgrzeszenia, jeśli tylko doniesie coś jedynie 'słusznym' mediom. Tym bardziej, że Palmer naraził się im już wcześniej. Można go wręcz nazwać dostarczycielem krzyczących nagłówków, ponieważ regularnie piętnuje politykę migracyjną rządu federalnego. Stał się niewygodny, bo zaczął zwracać uwagę na rosnące koszty integracji imigrantów, zwłaszcza z Afryki i Bliskiego Wschodu. Nie pozostawia też suchej nitki na lokalnym lewicowym rządzie w Berlinie, w którym zasiadają politycy z SPD, Lewicy i Zielonych.

"Nie widzę w stolicy Niemiec niczego atrakcyjnego. Na berlińskich ulicach panują przestępczość, handel narkotykami i przygnębiająca bieda. Nie chciałbym mieć takich warunków w Tybindze" 

- przyznał Palmer jesienią 2018 r. w wywiadzie z dpa. 

Wielu komentatorów uważa, że najpóźniej wtedy polityk Die Grünen pozbawił się możliwości zrobienia kariery na szczeblu federalnym. Tyle tylko, że on chyba wcale tego nie chce. Podczas gdy stołeczni dziennikarze nazywają go 'zielonym Trumpem' (co ma oczywiście mieć wydźwięk pejoratywny), to większość mieszkańców Tybingi ceni swojego burmistrza, dostrzegając w jego 'prowokacjach' wyłącznie odwagę i prostolinijność.

"Nie będzie w naszym kraju taryfy ulgowej dla afrykańskich gwałcicieli"

- rzecze Palmer, którego nic tak nie denerwuje jak zarzuty dziennikarzy, jakoby przejmował 'rasistowską' retorykę neonazistów.

"Uważam, że jest przeciwnie. Niemiecka prasa i politycy wiodących partii raczej bagatelizują ryzyko wynikające z niekontrolowanej migracji" 

- przekonuje. 

Toteż na propozycję Palmera, przewidującą utworzenie w każdym kraju związkowym obozu dla karanych wcześniej uchodźców, niemieckie media zareagowały z rutynową lewicową zapiekłością. Natomiast wśród zwykłych ludzi jego kurs cieszy się nadal ogromnym uznaniem. Jego książka 'Wir können nicht allen helfen' ('Nie możemy pomóc wszystkim'), w której Palmer m.in. opisuje, jak kryzys migracyjny wpłynął na poziom nauczania w niemieckich szkołach, wywołał gniew i sprzeciw obrońców rządu Angeli Merkel. Tym niemniej stała się ona bestsellerem. Można więc zaryzykować tezę, że to dzięki takim pragmatykom jak on partia Die Grünen zdołała ostatnio utrzymać swoją sondażową popularność, zagospodarowawszy kurczące się polityczne centrum. W każdym razie raczej nie z powodu 'ekoterrorystycznych' ciągot niektórych jej członków. 

Palmer wskazuje też na klasyczny przykład obłudy, bez której nie mogłyby zaistnieć tzw. 'protesty antyrasistowskie'. Zauważa, że po każdym kolejnym dramatycznym zdarzeniu jego partyjni koledzy wypowiadają się w jeden i ten sam sposób, a wszelkie normy debaty publicznej uległy zawieszeniu. Niemieckie media głównego nurtu nasycają z kolei swoich czytelników mglistym poczuciem zagrożenia ze strony 'rasistów', próbując zwolnić ich z obowiązku samodzielnego myślenia. Kiedy Palmer w stanowczych słowach przywołał do porządku czarnoskórego rowerzystę, który beztrosko jechał na lewym chodniku, niektóre gazety wylały nań wiadra pomyj. Sam burmistrz odparł tyleż zwięźle, co przekonująco: 'kierowałem się przepisami, a nie rasizmem'. 

Mieszkańcy Tybingi lubią go jednak przede wszystkim dlatego, że rządzi skutecznie. Pod jego egidą uniwersyteckie miasteczko przeistoczyło się w badeńską Dolinę Krzemową. Niczym grzyby po dzeszczu wyrosły na rubieżach miasta start-upy oraz inne innowacyjne projekty. Firma Amazon chce tu uruchomić swoje największe centrum naukowe na terenie Niemiec. Od 2007 r. powstało w Tybindze ponad 13 tys. nowych miejsc pracy. Przedsiębiorcy i ekonomiści cenią sobie łatwą komunikację z Palmerem. W 2014 r. burmistrz głośno skrytykował przerwanie doświadczeń na zwierzętach w Instytucie Maxa Plancka, nazywając uległość pracowników laboratorium wobec lewicowych działaczy regresem dla niemieckiej nauki. Swoją drogą, o czym wielu dziś zapomina, mimo swojej przynależności partyjnej większość rodziny Palmera składa się z wyznawców poglądów chadeckich. Kuzyn Borisa Christoph Palmer jest aktywnym członkiem CDU, był także jednym z głównych architektów polityki Erwina Teufla, premiera Badenii-Wirtembergii w latach 1991-2005. 

Może właśnie dlatego burmistrz Tybingi uchodzi za gorącego zwolennika tzw. 'czarno-zielonej' koalicji, czyli sojuszu z chadekami. który sprawdza się choćby w Stuttgarcie. Natomiast odrzuca już na pewno wszelkie polityczne układy z SPD, której ostatni skręt w lewo oraz sympatia dla radykalizmu Antify wprawiły w osłupienie nawet niektórych jej zagorzałych wyborców. Konserwatywny Palmer należy również do zdeklarowanych przeciwników obecnej Wielkiej Koalicji (CDU-SPD). Jego książki nadal w zawrotnym tempie znikają z księgarń, jednocześnie demonstracje lewicy przeciw ich autorowi przybierają na sile. I to mimo że sugerowanie mu postawy niechęci wobec obcokrajowców jest intelektualnie nieuczciwe. W swoich publikacjach Palmer daje jedynie wyraz swojemu zaniepokojeniu, że wielu muzułmanów przebywa w RFN bez woli uszanowania niemieckich przepisów.

Niemniej 'antyrasiści' uporczywie bronią się przed zaburzeniem swojego poglądu na świat. Tym bardziej, w im większym tkwią błędzie. Traktują agresją każdego, kto próbuje im otworzyć oczy. Na niektórych słupach w Tybindze widnieją już plakaty oraz naklejki z napisem 'AntiPa', nazwą nowego lewackiego ruchu, który coraz głośniej protestuje przeciw rządom Palmera. Kiedy burmistrz straci cierpliwość i znów wyciągnie swoją legitymację? A może wreszcie wyrzuci ją do kosza? 

Wojciech Osiński 
 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Redaktor naczelny „TS: Uśmiechnięty Sejm zamyka się w dniu demonstracji Solidarności z ostatniej chwili
Redaktor naczelny „TS": Uśmiechnięty Sejm zamyka się w dniu demonstracji Solidarności

Czyżby politycy obawiali się swoich własnych wyborców i tego, co chcą im powiedzieć?

Szef MSZ Węgier: Nie damy się wciągnąć w wojnę i NATO-wską szaloną misję pomocy Ukrainie z ostatniej chwili
Szef MSZ Węgier: "Nie damy się wciągnąć w wojnę i NATO-wską szaloną misję pomocy Ukrainie"

Pomimo wszelkich nacisków Węgry pozostaną poza "szaloną misją" NATO w celu pomocy Ukrainie – powiedział w środę w Londynie minister spraw zagranicznych Węgier Peter Szijjarto.

Polska ściga Niemcy w zakresie przyciągania studentów z obcych krajów Wiadomości
Polska ściga Niemcy w zakresie przyciągania studentów z obcych krajów

Niemcy należą tradycyjnie do grona krajów przyciągających do siebie wielu studentów z innych krajów. Gazeta Handelsblatt podaje, że w tym zakresie Polska oraz Korea Południowa także poczyniły duże postępy.

Lądowanie bez podwozia. Jest wstrząsające nagranie z ostatniej chwili
Lądowanie bez podwozia. Jest wstrząsające nagranie

W trakcie lądowania w Stambule samolot transportowy firmy FedEx miał problemy z wysunięciem przedniego podwozia. W sieci pojawiło się wstrząsające nagranie.

Zmiany w PiS. Jarosław Kaczyński podjął decyzję z ostatniej chwili
Zmiany w PiS. Jarosław Kaczyński podjął decyzję

Decyzją prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego nowym przewodniczącym zarządu wojewódzkiego partii w Małopolsce został poseł Łukasz Kmita – przekazał w środę wieczorem rzecznik PiS Rafał Bochenek. Kmita zastąpił na tym stanowisku posła Andrzeja Adamczyka.

Izraelska inwazja na Rafah. Pentagon wydał komunikat z ostatniej chwili
Izraelska inwazja na Rafah. Pentagon wydał komunikat

Szef Pentagonu Lloyd Austin powiedział w środę, że USA wstrzymały jeden transport amunicji dla Izraela w świetle zapowiadanych przez Izrael planów operacji wojskowej w Rafah w Strefie Gazy. Dodał, że jego resort dokonuje obecnie analizy dalszych transz.

Wojska NATO na Ukrainie? Stoltenberg zabrał głos z ostatniej chwili
Wojska NATO na Ukrainie? Stoltenberg zabrał głos

NATO nie ma zamiaru rozmieszczać wojsk na Ukrainie, władze w Kijowie nie prosiły o to - powiedział agencji Ansa sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg w środę. W Rzymie spotkał się z premierką Włoch Giorgią Meloni.

Wizyta Ursuli von der Leyen w Polsce. „To są jakieś jaja” [WIDEO] polityka
Wizyta Ursuli von der Leyen w Polsce. „To są jakieś jaja” [WIDEO]

„To są jakieś jaja” – tak Sebastian Kaleta z Suwerennej Polski podsumował zachowanie m.in. Donalda Tuska podczas wizyty Ursuli von der Leyen w Polsce.

Temperatura mocno w dół. IMGW wydał ostrzeżenie pierwszego stopnia z ostatniej chwili
Temperatura mocno w dół. IMGW wydał ostrzeżenie pierwszego stopnia

Ostrzeżenie pierwszego stopnia przed nocnymi przymrozkami w woj. podlaskim wydał w środę Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej – Wydział w Białymstoku.

Beata Szydło: W PE będziemy bronili interesów polskich rolników z ostatniej chwili
Beata Szydło: W PE będziemy bronili interesów polskich rolników

W PE będziemy bronili interesów Polaków, polskich rolników, będziemy bronili interesów Polski – przekonywała wiceprezes PiS, europoseł Beata Szydło podczas środowych spotkań na Mazowszu. – Zablokujemy niekorzystne rozwiązania dla naszego kraju, takie jak Zielony Ład – mówił europoseł Adam Bielan.

REKLAMA

[Tylko u nas] Wojciech Osiński: Boris Palmer. Polityk Zielonych, który wypowiedział wojnę politycznej poprawności

Niemiecki polityk Boris Palmer nosi jeszcze w kieszeni legitymację partyjną Die Grünen. Pytanie tylko, jak długo. Burmistrz Tybingi regularnie kwestionuje 'wzniosłe' ideały swojego ugrupowania, przede wszystkim te dotyczące polityki migracyjnej.
 [Tylko u nas] Wojciech Osiński: Boris Palmer. Polityk Zielonych, który wypowiedział wojnę politycznej poprawności
/ Wikipedia CC BY-SA 3,0 de Reinhard Kraasch

Większość wpływowych polityków w Niemczech stara się jak najmniej narażać swoim wyborcom, a raczej przekonywać ich, że jest podobny do nich, nie potępiając ich gustów bądź przekonań. Boris Palmer - przeciwnie. 48-letni burmistrz Tybingi regularnie wyłamuje się ze swojego 'zielonego' chóru, coraz częściej podważając wytyczne płynące z berlińskiej centrali Die Grünen. Czasami jedno jego zdanie wystarczy, by lewicowo-liberalne media urządziły mu wielodniowy hejt. 

Kilka tygodni temu niemiecki internet znów zakipiał od wyrazów lewackiego oburzenia, kiedy to Palmer ośmielił się skrytykować zachowanie transseksualistów oraz wyobrażenia swojej partii o adopcji przez pary homoseksualne. Z kolei w kwietniu, w samym apogeum pandemii koronawirusa, polityk Zielonych ściągnął na siebie falę medialnej nienawiści, jako że zastanawiał się publicznie nad sensem leczenia starszych z Covid-19.

"Powiem brutalnie. Ratujemy w Niemczech ludzi, którzy być może za pół roku będą martwi. Przecież osoby po 80. roku życia tak czy inaczej wkrótce najczęściej umierają"

- twierdził Palmer. 

Wokół tej ostatniej wypowiedzi narosło wprawdzie wiele wątpliwości, ale w niektórych innych sprawach rzeczywistość już nieraz potwierdziła trafność jego spostrzeżeń. Mimo to przewodniczący Die Grünen Robert Habeck, który nieodmiennie narzuca swojej partii cenzurę kneblującą wszelkie próby sprzeciwu, zdobył się na wyraźne odcięcie od konserwatywnego 'buntownika' ze Szwabii. A także socjaliści oraz postkomuniści z SPD i Die Linke traktują Palmera od lat z agresją i jadem. Tyle że jemu chyba już nie zależy na odgrzewaniu dawnych kontaktów. 48-letni włodarz Tybingi nie przebiera w słowach i dalej mówi to, co myśli. On sam nie odcina się od swoich tez. Jego zwolennicy zaś utrzymują, że po prostu przestrzega przed zawieszeniem zdrowego rozsądku.

W 2018 r. Boris Palmer przez kilka miesięcy nie schodził z łamów badeńskich gazet po tym, jak wdał się w utarczkę słowną z niejakim Arnem Güttingerem. 33-letni student spotkał go przypadkowo na starówce Tybingi i powiedział na głos: 'O nie, znowu on...'. Palmer widocznie nie miał ochoty na żarty, gdyż od razu wyciągnął swoje dokumenty, upoważaniające go jako burmistrza także do wykonywania czynności policyjnych, i zapytał o dane rzekomego 'napastnika'. Podchmielony Güttinger odmówił odpowiedzi, po czym bluznął w kierunku polityka kilkoma obelgami. Cała sprawa pewnie szybko rozeszłaby się po kościach, gdyby rozzuchwalony student nie poszedł nazajutrz do redakcji lokalnego dziennika 'Schwäbisches Tagblatt' i jej nie nagłośnił. Tym razem już chętnie podał nazwisko. Przeczytawszy artykuł, Palmer nie odpuścił i nałożył na Güttingera mandat za 'zakłócenie ciszy nocnej'. Następnie student oskarżył burmistrza o niepotrzebne zmuszanie go do 'złożenia zeznań'. Wymiana ciosów między nieznanym dotąd mieszkańcem Tybingi a jej burmistrzem była w całym kraju szeroko komentowana, a prawnicy zastanawiali się, kto miał rację. 

Gorzej, że partia Zielonych oraz życzliwe jej media wolały stanąć murem za Güttingerem, na którego wylano cały wodospad krokodylich łez jako nad ofiarą 'bezwzględnego dykatorka z badeńskiej prowincji'. Ta banalna sytuacja pewnie nie byłaby warta wzmianki, gdyby dosadnie nie pokazywała, że w Niemczech każdy może się doczekać rozgrzeszenia, jeśli tylko doniesie coś jedynie 'słusznym' mediom. Tym bardziej, że Palmer naraził się im już wcześniej. Można go wręcz nazwać dostarczycielem krzyczących nagłówków, ponieważ regularnie piętnuje politykę migracyjną rządu federalnego. Stał się niewygodny, bo zaczął zwracać uwagę na rosnące koszty integracji imigrantów, zwłaszcza z Afryki i Bliskiego Wschodu. Nie pozostawia też suchej nitki na lokalnym lewicowym rządzie w Berlinie, w którym zasiadają politycy z SPD, Lewicy i Zielonych.

"Nie widzę w stolicy Niemiec niczego atrakcyjnego. Na berlińskich ulicach panują przestępczość, handel narkotykami i przygnębiająca bieda. Nie chciałbym mieć takich warunków w Tybindze" 

- przyznał Palmer jesienią 2018 r. w wywiadzie z dpa. 

Wielu komentatorów uważa, że najpóźniej wtedy polityk Die Grünen pozbawił się możliwości zrobienia kariery na szczeblu federalnym. Tyle tylko, że on chyba wcale tego nie chce. Podczas gdy stołeczni dziennikarze nazywają go 'zielonym Trumpem' (co ma oczywiście mieć wydźwięk pejoratywny), to większość mieszkańców Tybingi ceni swojego burmistrza, dostrzegając w jego 'prowokacjach' wyłącznie odwagę i prostolinijność.

"Nie będzie w naszym kraju taryfy ulgowej dla afrykańskich gwałcicieli"

- rzecze Palmer, którego nic tak nie denerwuje jak zarzuty dziennikarzy, jakoby przejmował 'rasistowską' retorykę neonazistów.

"Uważam, że jest przeciwnie. Niemiecka prasa i politycy wiodących partii raczej bagatelizują ryzyko wynikające z niekontrolowanej migracji" 

- przekonuje. 

Toteż na propozycję Palmera, przewidującą utworzenie w każdym kraju związkowym obozu dla karanych wcześniej uchodźców, niemieckie media zareagowały z rutynową lewicową zapiekłością. Natomiast wśród zwykłych ludzi jego kurs cieszy się nadal ogromnym uznaniem. Jego książka 'Wir können nicht allen helfen' ('Nie możemy pomóc wszystkim'), w której Palmer m.in. opisuje, jak kryzys migracyjny wpłynął na poziom nauczania w niemieckich szkołach, wywołał gniew i sprzeciw obrońców rządu Angeli Merkel. Tym niemniej stała się ona bestsellerem. Można więc zaryzykować tezę, że to dzięki takim pragmatykom jak on partia Die Grünen zdołała ostatnio utrzymać swoją sondażową popularność, zagospodarowawszy kurczące się polityczne centrum. W każdym razie raczej nie z powodu 'ekoterrorystycznych' ciągot niektórych jej członków. 

Palmer wskazuje też na klasyczny przykład obłudy, bez której nie mogłyby zaistnieć tzw. 'protesty antyrasistowskie'. Zauważa, że po każdym kolejnym dramatycznym zdarzeniu jego partyjni koledzy wypowiadają się w jeden i ten sam sposób, a wszelkie normy debaty publicznej uległy zawieszeniu. Niemieckie media głównego nurtu nasycają z kolei swoich czytelników mglistym poczuciem zagrożenia ze strony 'rasistów', próbując zwolnić ich z obowiązku samodzielnego myślenia. Kiedy Palmer w stanowczych słowach przywołał do porządku czarnoskórego rowerzystę, który beztrosko jechał na lewym chodniku, niektóre gazety wylały nań wiadra pomyj. Sam burmistrz odparł tyleż zwięźle, co przekonująco: 'kierowałem się przepisami, a nie rasizmem'. 

Mieszkańcy Tybingi lubią go jednak przede wszystkim dlatego, że rządzi skutecznie. Pod jego egidą uniwersyteckie miasteczko przeistoczyło się w badeńską Dolinę Krzemową. Niczym grzyby po dzeszczu wyrosły na rubieżach miasta start-upy oraz inne innowacyjne projekty. Firma Amazon chce tu uruchomić swoje największe centrum naukowe na terenie Niemiec. Od 2007 r. powstało w Tybindze ponad 13 tys. nowych miejsc pracy. Przedsiębiorcy i ekonomiści cenią sobie łatwą komunikację z Palmerem. W 2014 r. burmistrz głośno skrytykował przerwanie doświadczeń na zwierzętach w Instytucie Maxa Plancka, nazywając uległość pracowników laboratorium wobec lewicowych działaczy regresem dla niemieckiej nauki. Swoją drogą, o czym wielu dziś zapomina, mimo swojej przynależności partyjnej większość rodziny Palmera składa się z wyznawców poglądów chadeckich. Kuzyn Borisa Christoph Palmer jest aktywnym członkiem CDU, był także jednym z głównych architektów polityki Erwina Teufla, premiera Badenii-Wirtembergii w latach 1991-2005. 

Może właśnie dlatego burmistrz Tybingi uchodzi za gorącego zwolennika tzw. 'czarno-zielonej' koalicji, czyli sojuszu z chadekami. który sprawdza się choćby w Stuttgarcie. Natomiast odrzuca już na pewno wszelkie polityczne układy z SPD, której ostatni skręt w lewo oraz sympatia dla radykalizmu Antify wprawiły w osłupienie nawet niektórych jej zagorzałych wyborców. Konserwatywny Palmer należy również do zdeklarowanych przeciwników obecnej Wielkiej Koalicji (CDU-SPD). Jego książki nadal w zawrotnym tempie znikają z księgarń, jednocześnie demonstracje lewicy przeciw ich autorowi przybierają na sile. I to mimo że sugerowanie mu postawy niechęci wobec obcokrajowców jest intelektualnie nieuczciwe. W swoich publikacjach Palmer daje jedynie wyraz swojemu zaniepokojeniu, że wielu muzułmanów przebywa w RFN bez woli uszanowania niemieckich przepisów.

Niemniej 'antyrasiści' uporczywie bronią się przed zaburzeniem swojego poglądu na świat. Tym bardziej, w im większym tkwią błędzie. Traktują agresją każdego, kto próbuje im otworzyć oczy. Na niektórych słupach w Tybindze widnieją już plakaty oraz naklejki z napisem 'AntiPa', nazwą nowego lewackiego ruchu, który coraz głośniej protestuje przeciw rządom Palmera. Kiedy burmistrz straci cierpliwość i znów wyciągnie swoją legitymację? A może wreszcie wyrzuci ją do kosza? 

Wojciech Osiński 
 



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe