Obrona praw kobiet? Sufrażystki sprzeciwiały się aborcji

Jednym z mitów obecnego „wściekłego feminizmu” jest rzekomy fakt nierozerwalności obrony wątpliwego prawa do zabijania dzieci z obroną praw kobiet. Nie wiem, w którym momencie się to do ruchu kobiecego przykleiło, osobiście podejrzewam okolice roku 1968, ale pierwsze sufrażystki, które słusznie walczyły o prawa wyborcze dla kobiet, czy wyrównanie ich statusu społecznego z mężczyznami, broniły swojej kobiecości i były aborcji, co wydaje się naturalnym ludzkim odruchem, radykalnie przeciwne.
Victoria Woodhull, pierwsza kobieta, która kandydowała na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych, w czasach kiedy jeszcze nie było to zgodne z prawem - „Każda kobieta wie, że gdyby była wolna, nigdy nie zaakceptowałaby czegoś niepożądanego dla swego dziecka, nie mówiąc o zabiciu go przed narodzeniem” Susan B. Anthony w piśmie feministek „The Revolution” określiła aborcje jako wyzysk kobiety. Sarah F. Norton wprost mówiła, że aborterzy to rzeźnicy niemowląt
Alice Paul, która przyłożyła rękę do uzyskania praw wyborczych przez kobiety w USA, była też jednym ze współautorów poprawki do konstytucji USA, wprowadzającej zasadę równości płci. absolutnie nie kierując się wiarą czy konserwatyzmem, ale ideami feminizmu, wychodziła z założenia, że aborcja jest formą wyzysku (wtedy jeszcze to określenie nie było tak wyświechtane) kobiety przez mężczyznę, nazywała ją „zabijaniem nienarodzonych kobiet” czy „wykorzystywaniem kobiet”. Co najciekawsze jednak, uważała, poniekąd słusznie, choć mam nadzieję, że tylko częściowo, że aborcja najczęściej dokonuje się pod wpływem presji wygodnych mężczyzn, którzy owszem chcieli uprawiać seks, ale nie chcieli ponosić odpowiedzialności wychowania dziecka.
I tutaj pojawia się pytanie, kto dzisiaj jest prawdziwą feministką? Magdalena Środa? Kazimiera Szczuka? Paulina Młynarska? Cały ten Czarny Sabat wrzeszczący jak bardzo jest wściekły, ponieważ nie może zabijać dzieci tak jak mu się podoba i usiłujący swego czasu w ramach kuriozalnego projektu „Ratujmy kobiety” narzucić, jak we Francji cenzurę możliwości mówienia prawdy o aborcji? Czy też może takie dzielne kobiety, które występują w obronie dzieci? Oderwany od realnych problemów przeciętnej kobiety Kongres Dobrze Sytuowanych Kobiet czy dziewczyny z fundacji Pro – Prawo do Życia i Fundacji Życie i Rodzina?
Myślę, że za czas jakiś, a przecież historia nie stoi w miejscu i sprawy które wydawały się oczywiste wczoraj, jutro mogą wyglądać zupełnie inaczej, XX wiek i mam nadzieję tylko część XXI, będą uznane za jedne z najbardziej makabrycznych okresów w historii ludzkości. Nie tylko ze względu na dwie wojny światowe, ale właśnie ze względu na powszechne przyzwolenie na koszmar aborcji.
A dzisiaj nadzieję na lepsze czasy niesie uzasadnione prawnie i wynikające z orzeczenia o niekonstytucyjności "przesłanki społecznej" za czasów TK Andrzeja Zolla, orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego o niekonstytucyjności przesłanki eugenicznej, w ramach której zabijano dzieci z podejrzeniem Zespołu Downa czy Zespołu Turnera, które stanowią lwią część zabijanych w łonach matek dzieci, entuzjazm wolontariuszy pro life, oraz istniejący również pośród feministek ruch pro life, za który niezmiennie trzymam kciuki.
Felieton w nieco innej formie miał premierę na antenie Polskiego Radio 24