[Tylko u nas] Prof. Rafał Chwedoruk: Prognoza dla lewicy po wyborach w USA i Strajku Kobiet Cz. I
![[Tylko u nas] Prof. Rafał Chwedoruk: Prognoza dla lewicy po wyborach w USA i Strajku Kobiet Cz. I](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16124642831d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b372a5997d974d490f6502cb211ddf035dd2.jpg)
Tysol.pl: Po wyborach w USA światowa lewica wchodzi chyba w nowy etap i zaczyna robić w świecie karierę rewolucyjną?
Prof. UW Rafał Chwedoruk: Postrzeganie Joe Bidena jako rewolucjonisty byłoby nieporozumieniem. Nowy prezydent USA jest zrośnięty z establishmentem ekonomicznym i politycznym USA.
Myślę o radykalnych zmianach obyczajowych i postaci Kamali Harris.
Biden odegra rolę trochę podobną jak Trump wobec części światowej prawicy, czyli pogłębi proces amerykanizacji światowej socjaldemokracji, może poza głównymi nurtami lewicy Ameryki Łacińskiej, gdyż liczne kraje Ameryki Południowej mają dramatyczne doświadczenia ze Stanami Zjednoczonymi i daleko im do chęci naśladowania tego kraju. Proces amerykanizacji trwa co najmniej od lat 80. Po konflikcie w historycznej Międzynarodówce Socjalistycznej, większość jej partii z Europy i z państw bliskich USA stworzyła w 2012 roku Progresywny Sojusz, do którego należy także Partia Demokratyczna Bidena. Amerykańskie oddziaływanie na europejską lewicę raczej osłabia jej ideowość, a nie radykalizuje. Przykładem tego może być obecny prezydent Francji, którego zaplecze przypomina amerykańskich demokratów. Poglądy Macrona trudno wpisać w tradycyjne kanony, bo z jednej strony związany jest ze światem finansjery, promował neoliberalne reformy, z drugiej przy okazji tegorocznego spotkania w Davos wygłosił niemalże socjalistyczną przemowę.
Ale do tej pory było tak, że lewica parlamentarna tonowała zapędy lewicy ulicznej, a ta uliczna obejmując rządy starała się wygładzać swoje postulaty. Teraz lewica radykalna wręcz uliczna weszła do Białego Domu.
W latach 70-tych narastał ideowy kryzys lewicy, po buncie Maja 1968 roku w wymiarze intelektualnym podzieliła się na pooświeceniową, obejmującą socjaldemokrację i rosyjski komunizm oraz na Nową Lewicę, silną w kręgach akademickich, gdzie, w miarę postmodernistycznych krytyk wszelkich „wielkich narracji”, ideologii politycznych, podważania wiary w siłę nauki, zaczęto coraz silniej kwestionować doświadczenie m.in. zachodniego welfare state.
Można to ująć symbolicznie stwierdzeniem, że miejsce Marksa, Lassalle’a i ich epigonów zaczął zajmować Foucault. Od tamtej pory lewica ideologicznie ciągle się miota. Hasła wyrosłej z doświadczenia 1968 roku lewicy kulturowej rodziły się poza głównymi partiami lewicowymi i były do nich w zasadzie wnoszone z zewnątrz. Dzisiaj też nie ma znaczących np. Partii Kobiet, partii LGBT czy partii Black Lives Matter, ale tradycyjne partie przyjmują część ich haseł za swoje. Ruchy lewicy kulturowej działają w olbrzymim stopniu poprzez bezpośrednie kontakty z wielkim biznesem i sferą kultury masowej, a nie z samymi partiami politycznymi.
A wielki biznes jest dziś liberalny. W XIX wieku i początkach XX kapitaliści chcąc nie chcąc byli konserwatystami. Religia, kościół miały powstrzymywać świat pracy przed buntem. Dziś w dobie gospodarki zglobalizowanej gwarancją własnych zysków i spokoju społecznego jest atomizacja społeczeństw, indywidualizm i egoizm, masowe migracje, obniżające standardy rynków pracy. A w USA głównym zwycięzcą wyborów prezydenckich w USA były wielkie koncerny z sektora IT i to one będą miały wielki wpływ na politykę państwa. Można się zatem spodziewać realizacji części agendy kulturowej.
I teraz ta lewica radykalna wzięła górę w ostatnich wyborach w USA?
To jednak nie radykalne ruchy lewicowe zdecydowały o przegranej Trumpa, w większym stopniu wpłynęła na to pandemia. Najdobitniej świadczy o tym zamiana w pewnym momencie w Partii Demokratycznej bardzo lewicowego Sandersa na Bidena. Stało się to po tym, gdy zaczęto wierzyć, że pandemia może pogrążyć Trumpa. Radykalne ruchy utorowały drogę do władzy bardziej zachowawczym segmentom Demokratów. Z postulatów sprawiedliwości społecznej obecnych w działających zresztą już na długo przed 2020 rokiem ruchach Black Lives Matter tak naprawdę niewiele w wielkiej polityce zostanie. Mówimy ciągle o kraju, gdzie prezydenci Partii Demokratycznej nie byli w stanie w szczycie swej popularności przeforsować pełnego powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego obywateli. Zmiany nazw szkół czy pomników niewiele zmieniają w kwestiach strukturalnych, tak jak kwestia transgender w armii nie będzie miała większego znaczenie na funkcjonowanie tak poważnej instytucji jak US Army. Nawet w Polsce, w kraju mało zamożnym na paradach równości, czyli przedsięwzięciu, które powinno się kojarzyć z lewicą, widzimy delegacje wielkich korporacji międzynarodowych i ich lokalnych przedstawicielstwa. Słowo równość w ich towarzystwie staje się parodią buntu.
Ja się jednak upieram, że lewica radykalna bierze teraz górę i będzie wyznaczać trendy dla części światowej lewicy. Polityka kadrowa Bidena wiele tutaj mówi.
Stany Zjednoczone mają tak wiele nierozwiązanych problemów strukturalnych, tak wiele wewnętrznych kryzysów i rozgrywek na poziomie globalnym, że za niedługo nie będziemy pamiętać, co się mówiło w kampanii wyborczej 2020 roku lub pozostanie to w sferze symboli. Kwestia nierówności Afroamerykanów nie będzie zależała od tego czy Lincoln pozostanie patronem jakieś szkoły, ale od kwestii np. transferów finansowych. Partię Demokratyczną absorbować będą m.in. próby zabezpieczenia swojej parlamentarnej przewagi na przyszłości, np. poprzez przeistoczenie stolicy kraju w nowy stan z konsekwencjami dotyczącymi reprezentacji w parlamencie, a wybory wygrywać na tym terenie będą demokraci, tudzież długofalowo przez zapowiedziane ułatwienia starań o obywatelstwo dla imigrantów. Demokraci będą wpływać na światową lewicę, ale niekoniecznie radykalizując ją.
Ale radykalizm formy znowu jest na czasie. Zygmunt Bauman twierdził, że demokracja to anarchistyczny element, który podważa system od wewnątrz. Demokracja to miał być żywioł niezgody i zmiany. No i to mamy.
Pojęcie lewicy i prawicy, które zrodziły się we francuskim parlamencie wiązały się dokładnie z tą antynomią, o której Pan mówi. Problem współczesnej lewicy polega jednak na tym, że jest ona trwale rozdarta, ponieważ kolejne zmiany o charakterze globalnym uderzyły w nią samą. Przemiany, które dokonały się od lat 70. podkopały państwo opiekuńcze i demokrację liberalną, po drodze runął komunizm jako pewna forma lewicowości co też wpłynęło na myślenie lewicy zachodniej. Lewica zawsze byli ci, którzy patrzyli w przyszłość. Kiedyś jeden z francuskich polityków żartował, że rozpozna każdy niepodpisany dokument autorstwa socjalisty Jaurèsa, ponieważ wszystkie czasowniki będą z nim w czasie przyszłym.
Lewica chce postępu, ale im bardziej się on w zglobalizowanym świecie dokonuje, tym bardziej ona przegrywa. Im więcej zmian, tym bardziej świat oddala się od tego, w co lewica wierzyła przez dekady, czego przykładem są narastające nierówności społeczne. Lewica ma problem czy ma być antyglobalistyczna, czy alterglobalistyczna. Globalizacja to z jednej strony eksport lewicowych idei obyczajowych, ale też komercjalizacja wszystkiego i wszędzie i promocja kapitalizmu oraz nierówności społecznych.
Pojawia się nawet pytanie czy lewica może być siłą konserwatywną, oczywiście nie w sensie ideologicznym, ale nawiązywania do przeszłości. Nieżyjący już Tony Judt pisał, że lewica nie ma się czego wstydzić, ma już swoją historię i ma co konserwować. Powojenne państwo dobrobytu to w znacznej mierze była zasługa lewicy. Głosy na partie lewicowe na Zachodzie, ale i w krajach postkomunistycznych to często są głosy sentymentu.
„Utopia nowoczesnych ideologii przejawia się też w zwalczaniu przez nie zastanego ładu i tego, co wypracowały pokolenia i tworzenia nowego irracjonalnego ładu. Nie interesuje ich ani rzeczywistość, ani prawda, ani neutralność. Chodzi tu o dogmatyzm i fundamentalizm głoszące nową prawdę” – twierdzi Chantal Delsol.
Problem polega na tym, że dogmatyzm w XX wieku oparty był jednak na jakimś zwartym systemie teoretycznym. W chwili obecnej lewica nie ma takiego systemu teoretycznego. Wiara polskiej prawicy w istnienie jednej wielkiej metateorii gender jest bardzo naiwna, ponieważ te teorie to kłębowisko sprzecznych koncepcji, np. feminizm równości kontra feminizm różnicy, obie te koncepcje versus teorie gender i transgender, do tego korelacje tych kwestii np. z emancypacją czarnych, czy kobiet spoza świata Zachodu, czy wreszcie podważający wiele z tego postkolonializm. Teraz Feministyczna Partia Hiszpanii i legendarna Lidia Falcón, nestorka walki o prawa kobiet, prześladowana w czasach Franco, popadła w konflikt z lewicowym rządem, protestując przeciwko polityce genderowej tożsamości i stosowaniu jej wobec dzieci, przeciw próbom odrzucenia nazw ojciec i matka w dokumentach nazywając to „postmodernistycznymi językowymi potworami”, stanowiącymi oręż kapitalizmu przeciw lewicy, wyrażając, jako feministka zdumienie, że musi bronić faktu istnienia kobiet jako istot ludzkich, niezależnych od mężczyzn. Dekonstrukcje wszelkich zwartych systemów ideologicznych uderzyły w samą lewicę i jej teorie. Dlatego trudno tu mówić o klasycznym dogmatyzmie. Osłabła zdolność lewicy w wielu państwach do wyjaśniania świata, dlatego rzadko korzysta ona politycznie na kolejnych kryzysach kapitalizmu.