Kosmicznego armagedonu raczej nie będzie

Amerykańska NASA wspólnie z największymi agencjami kosmicznymi świata przeprowadziła test pierwszego w historii ludzkości systemu obrony planetarnej. Test wyszedł jak najlepiej – naukowcom i inżynierom udało się zmienić orbitę potencjalnie groźnej asteroidy. Raczej nie grozi nam los dinozaurów, choć… wcale nie jest powiedziane, że nie zniszczymy się sami.
 Kosmicznego armagedonu raczej nie będzie
/ fot. pixabay.com

Codziennie w niedalekim sąsiedztwie Ziemi przelatuje przynajmniej kilkanaście tysięcy asteroidów i kosmicznych skał, których średnica przekracza 100 metrów, a więc na tyle dużych, że mogą stanowić zagrożenie dla życia na naszej planecie. Dla całego życia – nie tylko dla cywilizacji zbudowanej przez ludzi czy rodzaju ludzkiego w ogóle. Ta część z nich, która stanowi największe zagrożenie, codziennie od nowa publikowana jest przez agencje kosmiczne oraz serwisy astronomiczne jako potencjalnie niebezpieczne asteroidy na konkretny dzień. 19 października tego roku w odległości bliższej niż 0,05 jednostki astronomicznej (jednostka astronomiczna to średnia odległość Ziemi od Słońca wynosząca 150 mln kilometrów) i na kursie, który może stanowić dla nas zagrożenie, znajdowało się ponad 2300 ciał niebieskich. To ogromna ilość – szczególnie że każda z tych skał leci z taką prędkością, że bez trudu mogłaby zniszczyć całe życie na planecie, nie tylko wywołując gigantyczne trzęsienia ziemi oraz bezprecedensowe fale tsunami, ale także zakrywając popiołami Słońce na wiele stuleci czy zmieniając skład atmosfery naszej planety.

DART-em do celu

Astronomowie od dekad zdawali sobie sprawę z grożącego planecie niebezpieczeństwa, jednak nie było między nimi zgody, w jaki sposób można mu zaradzić. Pomysł – znany z filmu z Bruce’em Willisem – poradzenia sobie z asteroidą przy pomocy ładunków jądrowych okazał się zbyt niebezpieczny. Uderzenie w asteroidę bombą atomową mogłoby wprawdzie zmienić jej orbitę, ale nikt nie byłby w stanie zapanować nad tym, w jaki sposób ona się zmieni. W najgorszym wypadku ukąszona przez ładunek nuklearny skała uderzyłaby w Ziemię z jeszcze większą prędkością.
Rozsadzenie niebezpiecznego ciała niebieskiego od środka doprowadziłoby do uderzenia w Ziemię nie jednej, ale nawet kilkudziesięciu skał – z odpowiednio gorszym dla nas efektem.
We wrześniu tego roku po raz pierwszy w swojej historii ludzkość spróbowała zmienić orbitę takiej asteroidy, strzelając w nią… sondą kosmiczną. Sondą wprawdzie niewielką, ale za to lecącą z rekordową prędkością niemal 23 tys. kilometrów na godzinę. Celem sondy DART (co jest grą słów – połączeniem nazwy gry, która polega na rzucaniu lotek do tarczy z akronimem Double Asteroid Redirection Test – test zmiany orbity asteroidy w układzie podwójnym) była niewielka asteroida Dimorphos będąca jednocześnie księżycem innej, większej planetoidy. Naukowcy założyli, że mocne uderzenie nawet niewielkiej sondy zmieni orbitę planetoidy na tyle, że ominie ona Ziemię w bezpiecznej dla nas odległości. Oczywiście pod warunkiem odpowiednio wcześnie wykonanego uderzenia.
Ów warunek okazał się łatwy do spełnienia – codziennie w niebo patrzą tysiące astronomów, z których każdy jest zainteresowany odkryciem nowego ciała niebieskiego. To odkrycie to nie tylko szansa dla nauki, ale również możliwość uwiecznienia swojego imienia na nieboskłonie. Zgodnie z przepisami Międzynarodowej Unii Astronomicznej odkrywca ma prawo nadać nazwę odkrytemu przez siebie obiektowi. Jeżeli tego nie zrobi, automatycznie obiekt przyjmuje jego imię i kolejną liczbę z listy obiektów odkrytych przez naukowca.
Przez tak gęste sito obserwacyjne nie przemknie się więc dzisiaj nic. Szczególnie obiekty, które mogą być potencjalnym zagrożeniem.

Ominięto trudności… biurokratyczne

W przypadku misji DART naukowcy z agencji kosmicznych sprawdzali, czy wystarczająco mocne uderzenie może zmienić odległą orbitę. Chodziło nie tylko o wielkość sondy, ale również szybkość przeprowadzenia ewentualnej akcji obrony planety przed zniszczeniem oraz koszty, z którymi trzeba się liczyć. Oczywiście im tańsza misja, tym łatwiejsza i szybsza do przeprowadzenia – szczególnie że wszystkie agencje kosmiczne podlegają skomplikowanemu prawu dotyczącemu finansowania misji kosmicznych, w którym pierwsze skrzypce powyżej pewnej kwoty grają… przetargi.
Trudno sobie wyobrazić misję obrony planetarnej, która nie może się odbyć w związku z tym, że nie rozstrzygnięto przetargu na dostawę sprzętu.
Tym razem obrona planetarna spisała się wyśmienicie, dostarczając naukowcom i amatorom astronomii nie tylko pokazu fajerwerków (sonda rozbiła się o asteroidę bardzo widowiskowo – co można oglądać na dostępnych w internecie zdjęciach z teleskopów kosmicznych Hubble’a i Jamesa Webba), ale także pewności, że odpowiednio wyliczona trajektoria i prędkość „pocisku” z Ziemi zmieni orbitę zagrażającej nam kosmicznej skale.
Zmiana orbity wyniosła aż 32 minuty kątowe, skracając okres orbitalny do 11 godzin i 23 minut. Dokładność pomiaru to 2 minuty. Przed uderzeniem szacowano, że zmiana wyniesie przynajmniej 73 sekundy – efekt jest więc ponad 25 razy większy, niż przewidywania.
W wyniku uderzenia z asteroidy uniosły się tony materiału, które utworzyły za nią długi ogon ciągnący się na tysiące kilometrów. To właśnie analiza tego strumienia materiału szczątków pozwala na badanie zarówno skutków uderzenia, jak i budowy samej asteroidy.
Po tej próbie wiadomo, że jesteśmy w stanie uniknąć losu dinozaurów i potrafimy obronić się przed asteroidami. Nie gwarantuje to jednak ludzkości bezpiecznego rozwoju. Kilka dni po próbie obrony planetarnej Stany Zjednoczone zapowiedziały możliwość wycofania się z układu START I i START II w związku z deklaracjami Rosji o możliwości użycia broni jądrowej.

Tekst pochodzi z 43. (1762) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Nie chcę psuć zabawy, ale.... Co kryje oświadczenie  majątkowe Trzaskowskiego? gorące
"Nie chcę psuć zabawy, ale...". Co kryje oświadczenie  majątkowe Trzaskowskiego?

Zwolennicy Rafała Trzaskowskiego nie przebierają w środkach, próbując zdezawuować kandydaturę Karola Nawrockiego na prezydenta RP, ostatnio uderzając sprawą mieszkania i „pana Jerzego”. Tymczasem warto rzucić okiem… na oświadczenie majątkowe Rafała Trzaskowskiego i wpisaną tam „umowę dożywocia” dotyczącą mieszkania jego żony.

Szykują się potężne problemy z tańszymi zamiennikami leków. Co czeka pacjentów? z ostatniej chwili
Szykują się potężne problemy z tańszymi zamiennikami leków. Co czeka pacjentów?

''Zniknie półroczny termin na zawnioskowanie o zabezpieczenie w sporze z zakresu własności intelektualnej; zyskają na tym producenci innowacyjnych leków, którzy nawet po kilku latach będą mogli zażądać usunięcia z rynku tańszego odpowiednika swojego produktu'' – pisze w poniedziałek "Dziennik Gazeta Prawna".

Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka Wiadomości
Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka

Nad Polskę nadciągnęło wyraźne ochłodzenie, ponadto na większości obszaru kraju aura nie będzie sprzyjała naszemu samopoczuciu.

Ważny komunikat dla mieszkańców Krakowa z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Krakowa

W krakowskiej dzielnicy Dębniki rusza kolejny etap rozbudowy ważnej drogi. Sprawdź, jakie objazdy i zmiany czekają kierowców.

Niepokojące informacje z granicy polsko-białoruskiej. Porażający komunikat Straży Granicznej pilne
Niepokojące informacje z granicy polsko-białoruskiej. Porażający komunikat Straży Granicznej

Straż Graniczna regularnie publikuje raporty dotyczące wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej. Jak podaje, doszło do ataku na polskich funkcjonariuszy.

Urlopowy koszmar na Tajlandii. Polak zginął na oczach żony z ostatniej chwili
Urlopowy koszmar na Tajlandii. Polak zginął na oczach żony

To kolejna smutna historia pokazująca, że beztroski wypoczynek za granicą może w jednej chwili przerodzić się w tragedię. W popularnym kurorcie Phuket na Tajlandii doszło do śmiertelnego wypadku z udziałem Polaka. 

Rumunia wybrała. Są wyniki pierwszej tury polityka
Rumunia wybrała. Są wyniki pierwszej tury

Przeliczono prawie 100 proc. głosów pierwszej tury powtórzonych wyborów prezydenckich w Rumunii. Największe zaufanie zdobył George Simion, zdobywając 41 proc. głosów. Drugi - z wynikiem 21 proc. - był Nicusor Dan. To oni zmierzą się 18 maja w rozstrzygającej drugiej turze.

Wybory prezydenckie w Polsce. Ważny komunikat z ostatniej chwili
Wybory prezydenckie w Polsce. Ważny komunikat

Poniedziałek, 5 maja jest ostatnim dniem na zgłaszanie komisarzowi wyborczemu zamiaru głosowania korespondencyjnego w tegorocznych wyborach prezydenckich przez m.in. wyborców z niepełnosprawnością lub wyborców, którzy najpóźniej w dniu głosowania ukończą 60 lat.

Mogą być stresujące. Policja wydała komunikat Wiadomości
"Mogą być stresujące". Policja wydała komunikat

Policja wydała raport podsumowujący długi majowy weekend. W tym czasie na polskich drogach doszło do 307 wypadków drogowych, w których zginęło 19 osób, a 383 zostały ranne – podała policja w komunikacie. Przestrzegła jednak, że to nie koniec, bo wiele osób przełożyło powroty na poniedziałek.

Mijanka w wyborach prezydenckich w Rumunii. Przeliczono blisko 99 proc. głosów z ostatniej chwili
Mijanka w wyborach prezydenckich w Rumunii. Przeliczono blisko 99 proc. głosów

Po przeliczeniu 98,85 proc. głosów George Simion wygrał I turę wyborów prezydenckich z 40,39-proc. wynikiem. Na drugim miejscu znalazł się Dan Nicusor z 20,86-proc. wynikiem. Druga tura wyborów prezydenckich w Rumunii odbędzie się 18 maja.

REKLAMA

Kosmicznego armagedonu raczej nie będzie

Amerykańska NASA wspólnie z największymi agencjami kosmicznymi świata przeprowadziła test pierwszego w historii ludzkości systemu obrony planetarnej. Test wyszedł jak najlepiej – naukowcom i inżynierom udało się zmienić orbitę potencjalnie groźnej asteroidy. Raczej nie grozi nam los dinozaurów, choć… wcale nie jest powiedziane, że nie zniszczymy się sami.
 Kosmicznego armagedonu raczej nie będzie
/ fot. pixabay.com

Codziennie w niedalekim sąsiedztwie Ziemi przelatuje przynajmniej kilkanaście tysięcy asteroidów i kosmicznych skał, których średnica przekracza 100 metrów, a więc na tyle dużych, że mogą stanowić zagrożenie dla życia na naszej planecie. Dla całego życia – nie tylko dla cywilizacji zbudowanej przez ludzi czy rodzaju ludzkiego w ogóle. Ta część z nich, która stanowi największe zagrożenie, codziennie od nowa publikowana jest przez agencje kosmiczne oraz serwisy astronomiczne jako potencjalnie niebezpieczne asteroidy na konkretny dzień. 19 października tego roku w odległości bliższej niż 0,05 jednostki astronomicznej (jednostka astronomiczna to średnia odległość Ziemi od Słońca wynosząca 150 mln kilometrów) i na kursie, który może stanowić dla nas zagrożenie, znajdowało się ponad 2300 ciał niebieskich. To ogromna ilość – szczególnie że każda z tych skał leci z taką prędkością, że bez trudu mogłaby zniszczyć całe życie na planecie, nie tylko wywołując gigantyczne trzęsienia ziemi oraz bezprecedensowe fale tsunami, ale także zakrywając popiołami Słońce na wiele stuleci czy zmieniając skład atmosfery naszej planety.

DART-em do celu

Astronomowie od dekad zdawali sobie sprawę z grożącego planecie niebezpieczeństwa, jednak nie było między nimi zgody, w jaki sposób można mu zaradzić. Pomysł – znany z filmu z Bruce’em Willisem – poradzenia sobie z asteroidą przy pomocy ładunków jądrowych okazał się zbyt niebezpieczny. Uderzenie w asteroidę bombą atomową mogłoby wprawdzie zmienić jej orbitę, ale nikt nie byłby w stanie zapanować nad tym, w jaki sposób ona się zmieni. W najgorszym wypadku ukąszona przez ładunek nuklearny skała uderzyłaby w Ziemię z jeszcze większą prędkością.
Rozsadzenie niebezpiecznego ciała niebieskiego od środka doprowadziłoby do uderzenia w Ziemię nie jednej, ale nawet kilkudziesięciu skał – z odpowiednio gorszym dla nas efektem.
We wrześniu tego roku po raz pierwszy w swojej historii ludzkość spróbowała zmienić orbitę takiej asteroidy, strzelając w nią… sondą kosmiczną. Sondą wprawdzie niewielką, ale za to lecącą z rekordową prędkością niemal 23 tys. kilometrów na godzinę. Celem sondy DART (co jest grą słów – połączeniem nazwy gry, która polega na rzucaniu lotek do tarczy z akronimem Double Asteroid Redirection Test – test zmiany orbity asteroidy w układzie podwójnym) była niewielka asteroida Dimorphos będąca jednocześnie księżycem innej, większej planetoidy. Naukowcy założyli, że mocne uderzenie nawet niewielkiej sondy zmieni orbitę planetoidy na tyle, że ominie ona Ziemię w bezpiecznej dla nas odległości. Oczywiście pod warunkiem odpowiednio wcześnie wykonanego uderzenia.
Ów warunek okazał się łatwy do spełnienia – codziennie w niebo patrzą tysiące astronomów, z których każdy jest zainteresowany odkryciem nowego ciała niebieskiego. To odkrycie to nie tylko szansa dla nauki, ale również możliwość uwiecznienia swojego imienia na nieboskłonie. Zgodnie z przepisami Międzynarodowej Unii Astronomicznej odkrywca ma prawo nadać nazwę odkrytemu przez siebie obiektowi. Jeżeli tego nie zrobi, automatycznie obiekt przyjmuje jego imię i kolejną liczbę z listy obiektów odkrytych przez naukowca.
Przez tak gęste sito obserwacyjne nie przemknie się więc dzisiaj nic. Szczególnie obiekty, które mogą być potencjalnym zagrożeniem.

Ominięto trudności… biurokratyczne

W przypadku misji DART naukowcy z agencji kosmicznych sprawdzali, czy wystarczająco mocne uderzenie może zmienić odległą orbitę. Chodziło nie tylko o wielkość sondy, ale również szybkość przeprowadzenia ewentualnej akcji obrony planety przed zniszczeniem oraz koszty, z którymi trzeba się liczyć. Oczywiście im tańsza misja, tym łatwiejsza i szybsza do przeprowadzenia – szczególnie że wszystkie agencje kosmiczne podlegają skomplikowanemu prawu dotyczącemu finansowania misji kosmicznych, w którym pierwsze skrzypce powyżej pewnej kwoty grają… przetargi.
Trudno sobie wyobrazić misję obrony planetarnej, która nie może się odbyć w związku z tym, że nie rozstrzygnięto przetargu na dostawę sprzętu.
Tym razem obrona planetarna spisała się wyśmienicie, dostarczając naukowcom i amatorom astronomii nie tylko pokazu fajerwerków (sonda rozbiła się o asteroidę bardzo widowiskowo – co można oglądać na dostępnych w internecie zdjęciach z teleskopów kosmicznych Hubble’a i Jamesa Webba), ale także pewności, że odpowiednio wyliczona trajektoria i prędkość „pocisku” z Ziemi zmieni orbitę zagrażającej nam kosmicznej skale.
Zmiana orbity wyniosła aż 32 minuty kątowe, skracając okres orbitalny do 11 godzin i 23 minut. Dokładność pomiaru to 2 minuty. Przed uderzeniem szacowano, że zmiana wyniesie przynajmniej 73 sekundy – efekt jest więc ponad 25 razy większy, niż przewidywania.
W wyniku uderzenia z asteroidy uniosły się tony materiału, które utworzyły za nią długi ogon ciągnący się na tysiące kilometrów. To właśnie analiza tego strumienia materiału szczątków pozwala na badanie zarówno skutków uderzenia, jak i budowy samej asteroidy.
Po tej próbie wiadomo, że jesteśmy w stanie uniknąć losu dinozaurów i potrafimy obronić się przed asteroidami. Nie gwarantuje to jednak ludzkości bezpiecznego rozwoju. Kilka dni po próbie obrony planetarnej Stany Zjednoczone zapowiedziały możliwość wycofania się z układu START I i START II w związku z deklaracjami Rosji o możliwości użycia broni jądrowej.

Tekst pochodzi z 43. (1762) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe