Akwizycja za grosze. W Polsce działa kilkanaście firm, które zajmują się akwizycją
– Jakiś czas temu trafiłem dzięki znajomej do firmy zajmującej się zbieraniem datków na cele charytatywne. Firma obsługuje największe instytucje – tę od dzieci z Afryki, od polskich drapieżników i od sierotek. Firma znajduje się w Warszawie na Brackiej 22/24, bardzo luksusowa lokalizacja. Wbrew moim oczekiwaniom okazało się, że firma nie jest w żadnym stopniu instytucją dobroczynną. To korporacja, gdzie wszyscy mówią wyłącznie i bez przerwy o kasie i karierze. Pracownicy dostają bardzo ograniczoną wiedzę na temat celu darowizn, pogłębianie tej wiedzy jest raczej źle widziane. A jednak w najmniejszym stopniu nikt tam nie ma wątpliwości, że praca jest jakąś formą wolontariatu lub działalności dobroczynnej – mówi w rozmowie z „TS” Michał (imię zmienione), jeden z byłych pracowników firmy. Skarży się, że tylko przy dużej dozie szczęścia można tam zarobić miesięcznie 2000 złotych, a jedynie nielicznym udaje się zarabiać więcej. Na czym polega praca? Na portalu gowork.pl opisuje to inna była pracownica: „Nic nie wskazywało na to, że mam chodzić po mieszkaniach i naciągać ludzi. Dostałam telefon z zaproszeniem na rozmowę rekrutacyjną. W biurze powitała mnie pani, idąca z wyciągniętą ręką przez całą długość pomieszczenia, by mnie serdecznie powitać” – pisze Alex. Z dalszej relacji wynika, że rekruterka zadała dziewczynie standardowe pytania i opowiedziała o wynagrodzeniu. Miało wynosić na początku od 1600 do 2000 zł, a potem coraz więcej. Po przejściu niedługiego procesu rekrutacyjnego Alex zaczęła pierwszy dzień pracy: „Po kilku minutach przyszedł właściciel firmy, który zaprosił nas wszystkich na małe szkolenie, opowiedział nam o firmie, po 10 minutach rozdzielił nas w grupy. Każda z zaproszonych osób miała iść ze swoim liderem. Wyruszyliśmy w teren (każdy płacił sam za tramwaj), dostaliśmy swój wieżowiec i wraz z moim liderem (przed blokiem zdjął marynarkę i założył zieloną kamizelkę z logiem fundacji od rysi) ruszyliśmy pędem na 12 piętro, stukając od drzwi do drzwi. Już po pierwszym piętrze miałam dość tej samej, wyuczonej, wyrecytowanej, dokładnie przemyślanej gadki na temat ratowania rysi w Polsce, nastawionej na to, by naciągnąć ludzi na 30 zł miesięcznie. Przy każdym kontakcie z mieszkańcem bloku identyczna formułka, z identyczną radością witającą nieświadomego manipulacji człowieka, następnie smutkiem, że rysie giną, i znów radością, że my je ratujemy” – wspomina była pracownica firmy.
#REKLAMA_POZIOMA#