Paweł Jędrzejewski: „Mowa nienawiści”. Kodeks karny w służbie wojny kulturowej

Tzw. mowa nienawiści jest ścigana z urzędu przez polskie prawo. Jednak z pojęciem „mowy nienawiści” mamy do czynienia tylko wtedy, gdy nienawistny przekaz kierowany jest z określoną motywacją i do wybranych grup w społeczeństwie.
Walec Paweł Jędrzejewski: „Mowa nienawiści”. Kodeks karny w służbie wojny kulturowej
Walec / Cezary Krysztopa

Karane jest wyłącznie znieważanie z powodu przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu bezwyznaniowości. Trzeba przyznać, że wszystkie te przesłanki mają historyczne uzasadnienie. Na nich wyrastały wojny, krwawe konflikty i prześladowania. Pewnie dlatego inne wyrazy nienawiści nie interesują Kodeksu karnego

Teraz ma się to zmienić. W umowie koalicyjnej KO, Nowej Lewicy i Trzeciej Drogi znajduje się zapowiedź zmian w prawie: „Walka z mową i czynami z nienawiści będzie naszym priorytetem. Znowelizujemy kodeks karny tak, aby mowa nienawiści ze względu na orientację seksualną i płeć była ścigana z urzędu”.

Według bardziej szczegółowych ustaleń karalność ma być rozszerzona na „mowę nienawiści” ze względu na płeć, orientację seksualną, tożsamość płciową, a także wiek i niepełnosprawność.

Wiadomo, że chodzi o te trzy pierwsze, a głównie o „tożsamość płciową i orientację seksualną”. Natomiast wiek i niepełnosprawność są tam dodane najwyraźniej tylko po to, żeby wywołać wrażenie, że nie chodzi wyłącznie o trzy pierwsze. Bo zagadnienia LGBTQ to front wojny kulturowej prowadzonej przez lewicę. A wiek i niepełnosprawność jako powody nienawiści są tak marginesowe, że możemy je uznać raczej za wytwór fantazji.

Czytaj również: Szefem zespołu śledczego ds. Pegasusa został prokurator, który w 2014 roku wtargnął wraz z ABW do redakcji „Wprost”

Eksperci zaskoczeni. Załamanie produkcji przemysłowej w Polsce

 

Po pierwsze, subiektywizm i podatność na manipulacje

W przypadku tych nowych przesłanek „mowa nienawiści” jest albo sprytnym, albo niebezpiecznym pomysłem, umożliwiającym tłumienie wolności słowa i pozwalającym na wprowadzenie cenzury tylnymi drzwiami. Tak naprawdę chodzi o to, żeby chronić konkretne, wybrane grupy przed krytyką i zastraszyć tych, którzy nie zgadzają się z postawą i hasłami tych grup oraz dają temu wyraz. Bo trudno sobie wyobrazić bardziej subiektywne, rozciągliwe i podatne na manipulację pojęcie niż „mowa nienawiści”. I o to właśnie chodzi! Tak! Im silniejszy jest brak jednoznaczności i większa możliwość szerokiej interpretacji, tym lepiej. Przecież przy minimum złej woli i sprawnej sofistyce każdą krytyczną wypowiedź można przedstawić jako wyrażającą lub wywołującą nienawiść. Tym bardziej że nie istnieją sztywne granice między nienawiścią a niechęcią oraz niechęcią a krytycznym spojrzeniem. Każdy krytycyzm zawiera z natury rzeczy niechęć. Dlatego każdy przypadek krytycznego podejścia może być uznany za przejaw nienawiści. Najważniejszy jest tu sam fakt karania za opinie, czyli de facto odbierania prawa do swobody wypowiedzi. Z tego słyną obecnie opanowane przez lewicę amerykańskie uniwersytety, gdzie wolność słowa jest szykanowana. A przecież to, jak naprawdę traktujemy wolność słowa, okazuje się właśnie wtedy, gdy mamy do czynienia z treścią i formą wypowiedzi, z którymi najbardziej się nie zgadzamy. Na tym to polega. Wolność słowa jest niepodzielna. Albo jest, albo jej nie ma. Nie daje się ciąć na dozwolone i niedozwolone fragmenty.

 

Po drugie, niech prokuratura wytwarza „efekt mrożący”

Na czym polega tu nowość?

Sedno planowanych obecnie przez lewicę zmian w prawie polega na tym, że cokolwiek zostanie oskarżone o „mowę nienawiści”, będzie ścigane z urzędu, a nie z powództwa cywilnego. To wielka zmiana! Dotychczas osoba, która czuła się obrażona czy pokrzywdzona przez czyjeś wypowiedzi, mogła skierować sprawę do sądu. Teraz ten, kto skrytykuje osoby z wymienionych kategorii lub ich poglądy, będzie miał przeciwko sobie potężną machinę państwa. Osoba, która na podstawie subiektywnego odczucia uznaje się za ofiarę mowy nienawiści, zgłosi sprawę prokuraturze, a prokuratura wykona, za pieniądze podatnika, całą resztę, angażując w to policję, przeprowadzając śledztwo, przesłuchując podejrzanego, zatrzymując materiał dowodowy.

Doświadczenia z Europy Zachodniej przekonują, że prokuratura, pozostając pod presją organizacji reprezentujących interesy mniejszości LGBTQ, będzie wolała raczej zrobić z igły widły niż cokolwiek zlekceważyć. Prokuratura boi się, że sama zostanie oskarżona o lekceważenie przestępstwa, oczywiście z powodów homofobii lub transfobii. Czyli na wszelki wypadek woli działać. A to, rzecz jasna, wytwarza silny tzw. efekt mrożący. Polega on na tym, że w nowej sytuacji będzie lepiej milczeć na jakikolwiek temat związany z LGBTQ, niż narazić się na kłopoty. I dokładnie o to chodzi w całym tym pomyśle!

Bo jeżeli skrytykuję i nazwę oszustwem postawę biologicznego mężczyzny, który twierdzi, że jest kobietą i wygrywa zawody kobiet w podnoszeniu ciężarów – pozbawiając szans na zwycięstwo prawdziwe kobiety – to czy używam mowy nienawiści? Jestem pewien, że gorliwy prokurator udowodni to bez kłopotów. Już za samo sformułowanie „prawdziwe kobiety” będzie żądać mojej głowy, bo sugestię, że ten mężczyzna nie jest prawdziwą kobietą, łatwo da się uznać w sądzie za wytwór nienawiści.

Dodajmy jeszcze do tego prawie całkowity brak definicji, co konkretnie jest zakazane. Jeżeli prawo nie definiuje, czego zakazuje, oznacza to, że zakazuje wszystkiego, o co oskarży, byle tylko dało się przykroić do paragrafu.

 

Po trzecie, kto chce być „obrońcą nienawiści”?

Walka z mową nienawiści jest więc klasycznym przykładem szczególnie przebiegłego podstępu: pozornie ma bronić obrażanych i atakowanych, ale naprawdę może być sprawnym narzędziem opresji wobec ludzi głoszących poglądy niewygodne dla reprezentantów lewicowych ideologii.

Można, a nawet trzeba przeciwstawiać się brutalizacji i wulgaryzacji języka. Nie wolno godzić się z nawoływaniem do przemocy. Jednak ściganie z urzędu czegoś tak subiektywnego jak mowa nienawiści jest bardziej niebezpieczne niż autentyczne przypadki mowy nienawiści. Przebiegłość tego pomysłu ustawowego sięga nawet dalej: ktokolwiek go krytykuje – tak jak ja to robię tu i teraz – może być z łatwością uznany za „obrońcę mowy nienawiści”, czyli oskarżony, że staje po stronie nienawiści. Łatwo sobie wyobrazić, że prezydent, gdyby zdecydował się nie podpisać tej ustawy, będzie oskarżony o chronienie nienawiści, czyli jej popieranie. 

A przecież zwróćmy uwagę, z jaką łatwością oraz jak często stosuje się na Zachodzie nieuzasadnione oskarżenia o seksizm czy homofobię jako narzędzia walki politycznej. Podobnie jak w Polsce o antysemityzm. Zjawisko nadużywania takich oskarżeń jest nagminne. I teraz wyobraźmy sobie, jaką pokusą będzie uzbrojenie ich w siłę kodeksu karnego i pieniądze państwa. Pamiętajmy o obowiązującym od 1 kwietnia w Szkocji szaleńczym prawie, które za „mowę nienawiści” może skazać na siedem lat więzienia.

 

To broń do walki z odmiennymi poglądami w wojnie kulturowej

Minister ds. równości Katarzyna Kotula podczas rozmowy w styczniu br. z korespondentem PAP powiedziała, że poszerzenie prawnych zapisów dotyczących tzw. mowy nienawiści o między innymi płeć, tożsamość płciową, orientację seksualną będzie uchwalone, „zanim będziemy mówić o związkach partnerskich czy równości małżeńskiej”. – Ta ustawa jest potrzebna, dlatego żeby stworzyć strefę buforową, strefę bezpieczeństwa – wyjaśniła Kotula.

Dlaczego pani minister Kotula chce mieć tę ustawę gotową, nim zacznie się sejmowy spór o „równości małżeńskiej”? To dość oczywiste. Żeby ludzie wypowiadający się na ten temat w mediach nie pisali tego, co myślą, ale żeby pisali, pamiętając, że mogą zostać oskarżeni o „mowę nienawiści”. To będzie właśnie realna „strefa buforowa”, o której wspomina.

Wprowadzenie „związków partnerskich” i „równości małżeńskiej” (tak w nowomowie nazywa się legalizację małżeństw jednopłciowych) ma dwa wymiary. Jednym jest wyjście naprzeciw potrzebom ludzi żyjących w związkach, którzy chcą mieć niektóre ułatwienia prawne przysługujące małżeństwom. I na to odpowiedzią są związki partnerskie. Natomiast drugim wymiarem jest realizacja dużego projektu lewicowego – elementu wojny kulturowej prowadzonej przez lewicę z tradycją, wzorcami i wartościami o korzeniach judeochrześcijańskich. Jednym z podstawowych aspektów naszej kultury jest uznawanie za małżeństwo jedynie związku osób odmiennych płci. Zmiana definicji małżeństwa, mnożenie płci kulturowych oraz próby chirurgicznego i hormonalnego zapanowania nad płcią biologiczną są odrzuceniem tego wzorca. Konsekwencją będzie między innymi pozbawienie dzieci prawa do posiadania matki i ojca oraz zastąpienie ich „rodzicami”, których płeć jest nieistotna. Jest to eksperyment, którego długofalowe konsekwencje nie mogą być nam jeszcze znane. Dlatego społeczeństwa mają pełne prawo widzieć tu potencjalne niebezpieczeństwo i mieć obawy. Naturalny jest więc opór przeciwko takim zmianom i ich krytyka. 

Oskarżenia o „mowę nienawiści” staną się idealną bronią do walki z taką krytyką, dlatego lewica chce mieć to jak najszybciej. Przecież zdaje sobie sprawę, że najłatwiej posługiwać się cenzurą i groźbą kar, wywołujących strach. Przemoc jest skuteczniejsza od argumentów. Lewica wie to dobrze od czasów Dzierżyńskiego i Jagody.


 

POLECANE
Komunikat dla mieszkańców województwa dolnośląskiego pilne
Komunikat dla mieszkańców województwa dolnośląskiego

W województwie dolnośląskim pojawił się komunikat ostrzegający przed wzmożoną aktywnością wilków. Problem dotyczy czterech miejscowości. Szczególnie narażeni są ludzie spacerujący z psami.

Tankowce stoją lub zmieniają trasę. Iran zamknął kluczową cieśninę pilne
Tankowce stoją lub zmieniają trasę. Iran zamknął kluczową cieśninę

Eskalacja napięcia na Bliskim Wschodzie zbiera pierwsze żniwa w sektorze energetycznym. Trzy tankowce płynące w kierunku cieśniny Ormuz zmieniły swój kurs w obawie przed możliwym irańskim odwetem za amerykańskie bombardowania obiektów jądrowych – poinformowała agencja Reuters, powołując się na dane portalu Marine Traffic, monitorującego ruch statków.

Szłapka o wyniku wyborów: Nie ma podstaw, by kwestionować z ostatniej chwili
Szłapka o wyniku wyborów: Nie ma podstaw, by kwestionować

Rzecznik rządu Adam Szłapka podkreślił, że dopóki nie zostaną udowodnione nieprawidłowości nie ma żadnych podstaw do kwestionowania wyników wyborów. Dodał, że Sąd Najwyższy jest zobowiązany do tego, żeby rzetelnie rozpatrzyć każdy protest wyborczy.

Kosiniak Kamysz: Nie widzę powodów do przeliczania wszystkich głosów z ostatniej chwili
Kosiniak Kamysz: "Nie widzę powodów do przeliczania wszystkich głosów"

Władysław Kosiniak-Kamysz nie kryje, że jest sceptyczny wobec pomysłów podważania wyników wyborów prezydenckich. Wicepremier podkreślił, że wynik głosowania jest jednoznaczny.

Najgorsi ministrowie w rządzie Tuska - na podium znane nazwiska. Sondaż z ostatniej chwili
Najgorsi ministrowie w rządzie Tuska - na podium znane nazwiska. Sondaż

Nowa minister edukacji okazała się najmniej popularnym członkiem gabinetu Donalda Tuska – tak wynika z najnowszego sondażu SW Research dla „Wprost”. I choć szefowa MEiN zaczęła swoją misję w 2023 r., już dziś wywołuje największe kontrowersje wśród ankietowanych.

Wiceminister odchodzi. Kolejna dymisja w rządzie Tuska pilne
Wiceminister odchodzi. Kolejna dymisja w rządzie Tuska

Nowo mianowany rzecznik rządu Adama Szłapka potwierdził nieoficjalne doniesienia. Wiceminister edukacji narodowej Joanna Mucha odchodzi z rządu.

Walka się toczy. Komunikat poznańskiego zoo Wiadomości
"Walka się toczy". Komunikat poznańskiego zoo

Poznański ogród chętnie dzieli się informacjami o swoich podopiecznych, licząc, że zainteresuje ich losem jak największą rzeszę ludzi, którym na sercu leży ich dobro.

Potężne spadki cen ropy po ataku USA na Iran Wiadomości
Potężne spadki cen ropy po ataku USA na Iran

Jak przewidywali analitycy, atak USA na irańskie obiekty nuklearne miał spowodować zwiększenie presji na ceny ropy naftowej. Ceny surowca poszły w górę już w poprzednich dniach, po ofensywie Izraela. Jak jest obecnie?

Tak wyglądała konferencja Siarhieja Cichanouskiego po uwolnieniu przez Łukaszenkę Wiadomości
Tak wyglądała konferencja Siarhieja Cichanouskiego po uwolnieniu przez Łukaszenkę

Siarhiej Cichanouski, białoruski opozycjonista, został uwolniony po pięciu latach więzienia. Podczas pierwszej konferencji prasowej doszło do wyjątkowo trudnej emocjonalnie sytuacji.

Tak pracownicy SN nazywają protesty wyborcze złożone według wzoru Giertycha z ostatniej chwili
Tak pracownicy SN nazywają protesty wyborcze złożone według wzoru Giertycha

W dzisiejszym programie Radia ZET gościem Bogdana Rymanowskiego była prezes Sądu Najwyższego, prof. Małgorzata Manowska. Rozmowa dotyczyła m.in. nadsyłanych tysiącami do SN protestów wyborczych.

REKLAMA

Paweł Jędrzejewski: „Mowa nienawiści”. Kodeks karny w służbie wojny kulturowej

Tzw. mowa nienawiści jest ścigana z urzędu przez polskie prawo. Jednak z pojęciem „mowy nienawiści” mamy do czynienia tylko wtedy, gdy nienawistny przekaz kierowany jest z określoną motywacją i do wybranych grup w społeczeństwie.
Walec Paweł Jędrzejewski: „Mowa nienawiści”. Kodeks karny w służbie wojny kulturowej
Walec / Cezary Krysztopa

Karane jest wyłącznie znieważanie z powodu przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu bezwyznaniowości. Trzeba przyznać, że wszystkie te przesłanki mają historyczne uzasadnienie. Na nich wyrastały wojny, krwawe konflikty i prześladowania. Pewnie dlatego inne wyrazy nienawiści nie interesują Kodeksu karnego

Teraz ma się to zmienić. W umowie koalicyjnej KO, Nowej Lewicy i Trzeciej Drogi znajduje się zapowiedź zmian w prawie: „Walka z mową i czynami z nienawiści będzie naszym priorytetem. Znowelizujemy kodeks karny tak, aby mowa nienawiści ze względu na orientację seksualną i płeć była ścigana z urzędu”.

Według bardziej szczegółowych ustaleń karalność ma być rozszerzona na „mowę nienawiści” ze względu na płeć, orientację seksualną, tożsamość płciową, a także wiek i niepełnosprawność.

Wiadomo, że chodzi o te trzy pierwsze, a głównie o „tożsamość płciową i orientację seksualną”. Natomiast wiek i niepełnosprawność są tam dodane najwyraźniej tylko po to, żeby wywołać wrażenie, że nie chodzi wyłącznie o trzy pierwsze. Bo zagadnienia LGBTQ to front wojny kulturowej prowadzonej przez lewicę. A wiek i niepełnosprawność jako powody nienawiści są tak marginesowe, że możemy je uznać raczej za wytwór fantazji.

Czytaj również: Szefem zespołu śledczego ds. Pegasusa został prokurator, który w 2014 roku wtargnął wraz z ABW do redakcji „Wprost”

Eksperci zaskoczeni. Załamanie produkcji przemysłowej w Polsce

 

Po pierwsze, subiektywizm i podatność na manipulacje

W przypadku tych nowych przesłanek „mowa nienawiści” jest albo sprytnym, albo niebezpiecznym pomysłem, umożliwiającym tłumienie wolności słowa i pozwalającym na wprowadzenie cenzury tylnymi drzwiami. Tak naprawdę chodzi o to, żeby chronić konkretne, wybrane grupy przed krytyką i zastraszyć tych, którzy nie zgadzają się z postawą i hasłami tych grup oraz dają temu wyraz. Bo trudno sobie wyobrazić bardziej subiektywne, rozciągliwe i podatne na manipulację pojęcie niż „mowa nienawiści”. I o to właśnie chodzi! Tak! Im silniejszy jest brak jednoznaczności i większa możliwość szerokiej interpretacji, tym lepiej. Przecież przy minimum złej woli i sprawnej sofistyce każdą krytyczną wypowiedź można przedstawić jako wyrażającą lub wywołującą nienawiść. Tym bardziej że nie istnieją sztywne granice między nienawiścią a niechęcią oraz niechęcią a krytycznym spojrzeniem. Każdy krytycyzm zawiera z natury rzeczy niechęć. Dlatego każdy przypadek krytycznego podejścia może być uznany za przejaw nienawiści. Najważniejszy jest tu sam fakt karania za opinie, czyli de facto odbierania prawa do swobody wypowiedzi. Z tego słyną obecnie opanowane przez lewicę amerykańskie uniwersytety, gdzie wolność słowa jest szykanowana. A przecież to, jak naprawdę traktujemy wolność słowa, okazuje się właśnie wtedy, gdy mamy do czynienia z treścią i formą wypowiedzi, z którymi najbardziej się nie zgadzamy. Na tym to polega. Wolność słowa jest niepodzielna. Albo jest, albo jej nie ma. Nie daje się ciąć na dozwolone i niedozwolone fragmenty.

 

Po drugie, niech prokuratura wytwarza „efekt mrożący”

Na czym polega tu nowość?

Sedno planowanych obecnie przez lewicę zmian w prawie polega na tym, że cokolwiek zostanie oskarżone o „mowę nienawiści”, będzie ścigane z urzędu, a nie z powództwa cywilnego. To wielka zmiana! Dotychczas osoba, która czuła się obrażona czy pokrzywdzona przez czyjeś wypowiedzi, mogła skierować sprawę do sądu. Teraz ten, kto skrytykuje osoby z wymienionych kategorii lub ich poglądy, będzie miał przeciwko sobie potężną machinę państwa. Osoba, która na podstawie subiektywnego odczucia uznaje się za ofiarę mowy nienawiści, zgłosi sprawę prokuraturze, a prokuratura wykona, za pieniądze podatnika, całą resztę, angażując w to policję, przeprowadzając śledztwo, przesłuchując podejrzanego, zatrzymując materiał dowodowy.

Doświadczenia z Europy Zachodniej przekonują, że prokuratura, pozostając pod presją organizacji reprezentujących interesy mniejszości LGBTQ, będzie wolała raczej zrobić z igły widły niż cokolwiek zlekceważyć. Prokuratura boi się, że sama zostanie oskarżona o lekceważenie przestępstwa, oczywiście z powodów homofobii lub transfobii. Czyli na wszelki wypadek woli działać. A to, rzecz jasna, wytwarza silny tzw. efekt mrożący. Polega on na tym, że w nowej sytuacji będzie lepiej milczeć na jakikolwiek temat związany z LGBTQ, niż narazić się na kłopoty. I dokładnie o to chodzi w całym tym pomyśle!

Bo jeżeli skrytykuję i nazwę oszustwem postawę biologicznego mężczyzny, który twierdzi, że jest kobietą i wygrywa zawody kobiet w podnoszeniu ciężarów – pozbawiając szans na zwycięstwo prawdziwe kobiety – to czy używam mowy nienawiści? Jestem pewien, że gorliwy prokurator udowodni to bez kłopotów. Już za samo sformułowanie „prawdziwe kobiety” będzie żądać mojej głowy, bo sugestię, że ten mężczyzna nie jest prawdziwą kobietą, łatwo da się uznać w sądzie za wytwór nienawiści.

Dodajmy jeszcze do tego prawie całkowity brak definicji, co konkretnie jest zakazane. Jeżeli prawo nie definiuje, czego zakazuje, oznacza to, że zakazuje wszystkiego, o co oskarży, byle tylko dało się przykroić do paragrafu.

 

Po trzecie, kto chce być „obrońcą nienawiści”?

Walka z mową nienawiści jest więc klasycznym przykładem szczególnie przebiegłego podstępu: pozornie ma bronić obrażanych i atakowanych, ale naprawdę może być sprawnym narzędziem opresji wobec ludzi głoszących poglądy niewygodne dla reprezentantów lewicowych ideologii.

Można, a nawet trzeba przeciwstawiać się brutalizacji i wulgaryzacji języka. Nie wolno godzić się z nawoływaniem do przemocy. Jednak ściganie z urzędu czegoś tak subiektywnego jak mowa nienawiści jest bardziej niebezpieczne niż autentyczne przypadki mowy nienawiści. Przebiegłość tego pomysłu ustawowego sięga nawet dalej: ktokolwiek go krytykuje – tak jak ja to robię tu i teraz – może być z łatwością uznany za „obrońcę mowy nienawiści”, czyli oskarżony, że staje po stronie nienawiści. Łatwo sobie wyobrazić, że prezydent, gdyby zdecydował się nie podpisać tej ustawy, będzie oskarżony o chronienie nienawiści, czyli jej popieranie. 

A przecież zwróćmy uwagę, z jaką łatwością oraz jak często stosuje się na Zachodzie nieuzasadnione oskarżenia o seksizm czy homofobię jako narzędzia walki politycznej. Podobnie jak w Polsce o antysemityzm. Zjawisko nadużywania takich oskarżeń jest nagminne. I teraz wyobraźmy sobie, jaką pokusą będzie uzbrojenie ich w siłę kodeksu karnego i pieniądze państwa. Pamiętajmy o obowiązującym od 1 kwietnia w Szkocji szaleńczym prawie, które za „mowę nienawiści” może skazać na siedem lat więzienia.

 

To broń do walki z odmiennymi poglądami w wojnie kulturowej

Minister ds. równości Katarzyna Kotula podczas rozmowy w styczniu br. z korespondentem PAP powiedziała, że poszerzenie prawnych zapisów dotyczących tzw. mowy nienawiści o między innymi płeć, tożsamość płciową, orientację seksualną będzie uchwalone, „zanim będziemy mówić o związkach partnerskich czy równości małżeńskiej”. – Ta ustawa jest potrzebna, dlatego żeby stworzyć strefę buforową, strefę bezpieczeństwa – wyjaśniła Kotula.

Dlaczego pani minister Kotula chce mieć tę ustawę gotową, nim zacznie się sejmowy spór o „równości małżeńskiej”? To dość oczywiste. Żeby ludzie wypowiadający się na ten temat w mediach nie pisali tego, co myślą, ale żeby pisali, pamiętając, że mogą zostać oskarżeni o „mowę nienawiści”. To będzie właśnie realna „strefa buforowa”, o której wspomina.

Wprowadzenie „związków partnerskich” i „równości małżeńskiej” (tak w nowomowie nazywa się legalizację małżeństw jednopłciowych) ma dwa wymiary. Jednym jest wyjście naprzeciw potrzebom ludzi żyjących w związkach, którzy chcą mieć niektóre ułatwienia prawne przysługujące małżeństwom. I na to odpowiedzią są związki partnerskie. Natomiast drugim wymiarem jest realizacja dużego projektu lewicowego – elementu wojny kulturowej prowadzonej przez lewicę z tradycją, wzorcami i wartościami o korzeniach judeochrześcijańskich. Jednym z podstawowych aspektów naszej kultury jest uznawanie za małżeństwo jedynie związku osób odmiennych płci. Zmiana definicji małżeństwa, mnożenie płci kulturowych oraz próby chirurgicznego i hormonalnego zapanowania nad płcią biologiczną są odrzuceniem tego wzorca. Konsekwencją będzie między innymi pozbawienie dzieci prawa do posiadania matki i ojca oraz zastąpienie ich „rodzicami”, których płeć jest nieistotna. Jest to eksperyment, którego długofalowe konsekwencje nie mogą być nam jeszcze znane. Dlatego społeczeństwa mają pełne prawo widzieć tu potencjalne niebezpieczeństwo i mieć obawy. Naturalny jest więc opór przeciwko takim zmianom i ich krytyka. 

Oskarżenia o „mowę nienawiści” staną się idealną bronią do walki z taką krytyką, dlatego lewica chce mieć to jak najszybciej. Przecież zdaje sobie sprawę, że najłatwiej posługiwać się cenzurą i groźbą kar, wywołujących strach. Przemoc jest skuteczniejsza od argumentów. Lewica wie to dobrze od czasów Dzierżyńskiego i Jagody.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe