Marcin Kacprzak: "Reforma Sądownictwa" lepsza niż "Świat według Kiepskich"

Nie byłbym w stanie przewidzieć, że w szeregach Prawa i Sprawiedliwości poukrywali się tak świetni spece od kręcenia telenowel. Trzeba uważać, żeby tu któregoś dnia nie przyjechali jacyś Brazylijczycy i ich nam nie podkupili. Tym bardziej, że producenci z Nowogrodzkiej mają już na koncie kilka wysokobudżetowych tasiemców, których końca nie widać i najpewniej przebiją i Matysiaków i Klan.
Najbardziej kasowy serial to ten pod tytułem "Rekonstrukcja Rządu". Pierwszy sezon cieszył się dużą popularnością, ale drugi, trzeci i czwarty też nie od macochy trzeba przyznać. Niewykluczone, że pojawi się specjalny świąteczno-sylwestrowy odcinek. A potem klasyczna końcówka-zachętka: "czy w następnej części minister Waszczykowski domyśli wreszcie się, kto go zastąpi?".
Z pewnością największą konkurencją dla "Rekonstrukcji Rządu" jest "Reforma Sądownictwa". Tu jest więcej akcji. Pani Romaszewska wychodzi i mówi: "nie jest źle". Ale za chwilę dodaje: "jeszcze długa droga przed nami". Już wydaje się, że zbliżamy się przynajmniej do jakiegoś pozoru zakończenia, ale gdzie tam. Weta, spotkania, debaty, komisje, strzelaniny, pościgi, wybuchy.
Inne, mniejsze propozycje serialowe też dają radę. "Frankowicze", "Mieszkanie Plus", "Dekoncentracja Mediów" (to już sequel, najpierw funkcjonował jako "Repolonizacja mediów").
Nic tylko siadać, oglądać i się rozkoszować.