Roman Giertych i duch Jagona

– Nienawiść do prezesa, to wiary mej wyznanie – syczy mecenas w cieniach sejmowych krużganków. – Czyż to nie on chytrym podstępem strącił mnie z tronu mej chwały? Niech drży tedy, bo oto kroczy mściciel, którego zamysły sam Jagon by pochwalił!
Poseł Roman Giertych Roman Giertych i duch Jagona
Poseł Roman Giertych / screen YT - Tomasz Lis

– Prawda to czy złuda, dość mi tej hańby, by przysiąc pomstę wieczną. A zniewaga ta z dawnych lat się rodzi, z przymierza przeklętego. Nie dla złota ni zaszczytów ja w nie wstępowałem, lecz by układ zmiażdżyć, złoczyńców w lochy rzucić. Ty zaś, prezesie, dla władzy jeno, nie cnót, na tron się wciąż wspinałeś! Psy swe węszące na nas nasłałeś, by szpiegów żerem uczynić przyjaciół akta. Zdrad twych gros cały, więc i moja mi wybaczona – oto sprawiedliwość w mej dłoni płonie! – mija mecensa senator, marszcząc brwi na szaleństwo osobliwe. – Czy Kiero dobry miał pomysł takiego konia narowistego w zaprzęg nasz wpinać? – myśli. – Jeszcze kiedyś komu krzywdę wyrządzi... A mecenas w amoku, złorzeczyć nie przestaje. 

 

Zdrada

– Jak śmiesz, Jarosławie, równać się ze mną? – woła Giertych; cień prezesa wzrok mu mroczy, po sejmowych salach jak lunatyk błądzi. – Jam Sprawie oddan od zarania, Tyś ślepy na idee, co czystość w sercu noszą. Gdy ja na szafot komunistów wiodłem z ogniem w duszy, Tyś lustrację ważył ostrożnie, jak na targu kupczyk. Układność Twa granic nie znała – jam niepodległość naszą tarczą chronił, Tyś zdrady pergaminy z Zachodem podpisywał, w paszczę molocha rzucał. Gdy ja narodu chwałę z junakami krzewiłem, Tyś do ołtarza Ziuka modły wznosił. Oto mych cnót przyczyna, oto Twych skaz źródło! Tyś dyktaturę klecił, nami jak pionkami bawiąc się w mrocznym zamyśle, jam ludowi władzę oddać pragnął... No, może nie w pełni – nieraz 
z ministerstwa tylnymi wrotami uchodziłem, gdy młódź wzburzona pod murami warowała – lecz to dla dobra wszech, nie mego! Jam prawicę ku kontrrewolucji wieść miał, Tyś mi ją podstępem wydarł. Tak, los mnie pokarał za szlachetność mą i wolę czystą. Gdy ja młodzieży serca tradycją poiłem, Tyś w gabinetu otchłani zdrady sztukę ćwiczył – sieci tkał, w sztylety truciznę wcierał, skrytobójstw kunszt Ziuka Twego zgłębiał, co uwzniośleniem ludu wzgardził, jeno siłę nagą czcił – nahajem krucyfiks zastąpił! Taka prawda o Tobie!

– Niestety, rację miałeś, co przyznać po latach muszę. Nauka to była sroga, lecz przeklęta będzie dla Ciebie godzina, w której ją pojąłem. Zwycięża nie ten, kto ideę hołubi, lecz kto na przedmurzu wieczorną porą bandyckie rzemiosło ćwiczy, filozofię rzezi rozwija, intelektem swym mokrej roboty sztukę wznosi w wyższe sfery! Znałem ja takich w adwokackim żywocie – prawnicy: syny księcia ciemności, jak mówią o nich mędrcy. Oni mnie gmatwać uczyli, prawdę zaciemniać, intrygi tkać, nici zatrutych pomówień snuć, co duszą i złapać tchu ofierze nie dają. Gdyś mnie tedy ugodził, upokorzył, partię mą, z trudem plecioną, w proch zdeptał, do szkoły oszustwa mej dawnej sięgnąłem pamięcią. I w takim rynsztunku plugawym, choć potężnym, zawołałem – na pohybel cnocie, niech duch Mefista i Machiavellego wstąpią w mą pierś, i niechaj pomsta ma Kaczyńskiego w pył obróci! – majaczył Mecenas, aż tu straż sejmowa, gdy zoczyła, jak piekielnym płomieniem gorzeje twarz Romana, kroku przyspieszyła, a pot z nogawek wszystkim kapał, na posadzce wysokiej izby trop znacząc.

 

Pakt

– Zrazu w rzemiośle diabelskim byłem niezdarny – szepcze Giertych, nie zważając na niechciane uszy kłębiące się po sali. – Kroczyłem ostrożnie w mrokach piekielnych, niby dziecię od matczynej piersi odjęte i bałem się w limbo zanurzyć, więc drobne tylko złośliwości słałem, by twój żywot, prezesie, zatruć. Wrogów Twych, co miażdżyć chciałeś, togą mą osłoniłem, byś zbyt lekko triumfu nie zaznał. Jak giez brzęczałem, byś w szale mnie odpędzał, aż głowa Ci spuchnie od trudu. Czas dowiódł słuszności mej drogi, bo wśród zaszczutych był syn Kiera Tuskifera, pana czeluści, co mą pomoc ujrzał i w progi swe zaprosił. Ledwom stopę w jego królestwie postawił, zdrada dawnych cnót mnie sparzyła. Kiero, o którym powiadają, że w bezsenne noce moralne kręgosłupy łamie, a ich trzask tylko ukołysać potrafi, słów nie tracił. Wiedziałem: pakt muszę zawrzeć, na ołtarzu zemsty słodkiej ideały złożyć, a on mi pomsty klingę wykuje. I tak się stało.

– Dam Ci, Giertychu, zastępy impów i demonów pomniejszych – rzekł Kiero Tuskifer – co w cyfrowej otchłani ekskrementem ciskają we wszystko, co żywe. Siła w nich drzemie, lecz wodzy im trzeba. Ty, narodowiec surowy, autorytet wzbudzisz, te bestie dzikie ujarzmisz, by ich moc jak płomień w soczewce skupić i prezesa ugodzić. Czyń to z głową, a dziurę w jego kapocie spranej wypalisz niejedną, aż krew jego twe oko nakarmi, a woń skóry spalonej nozdrza nasyci.

– Cena była sroga – w kloakę pospólstwa zstąpiłem, majestat mecenasa w kieszeń skryć musiałem. O, jakże trudny smród plugawych słów i pomówień, co powietrze trują! Z gnoju jednak giganta ulepiłem, co jednym stąpnięciem wrogów miażdży. Niesforne były jego członki, jak u epileptyka co go w niechcianą porę zły duch nawiedza, lecz z czasem nauczyłem go ciosów celnych, ostrzegając, gdzie nie bić, by sądy nie ścigały. Tego potwora wyhodowałem – swąd jego Prezesa i sług kaczych dławi. Takim dziełem się chlubię, choć dusza ma w mroku uwięzła! – tak Giertych przemawiał, nie bacząc, jak oglądają się na niego z ław sejmowych przyjacioły. Każdy drapał się w głowę, pytając, czy medyka nie wezwać; jednak raz po raz uspokajali się, że dziwactwa mecenasa Kiero znosić kazał cierpliwie, bo mała to cena jak jego na wartość w boju.

 

Przepowiednia

– Gdym cyfrowego golema z łajna ulepił tymi dłońmi – szepcze Giertych, w mroku duszy swej brodząc – i gdym go wyuczył kroków niby dziecię własne, mniemałem, że snu spokojnego zaznam, prezesa upokorzenia mszcząc. Lecz tej nocy, gdy bestia ma powstała, widzenie senne mnie nawiedziło. Sprawiedliwość, w bieli szat, o wzroku czystym, jak matka do syna rzekła: „Cóż żeś uczynił, Giertychu? Togę, com Ci powierzyła, ekskrementem splamiłeś, w zemście się spaliłeś, dary me zmarnowałeś. Wiedz, że takiej zdrady talentów nie wybaczę – staniesz przede mną, choćbyś i pomsty dokonał!”. I patrzyła tak przenikliwie, jakby grzechy me ujrzała. Zawstydzon na chwilę, wspomniałem prezesa zniewagi – wzrok mój stwardniał. Tak mierzyliśmy się oczyma, aż sen prysł, a jam się zerwał z ławy sejmowej, roztrzęsion.

– Widziadło minęło, lecz los mój poznałem. Telefon chwyciłem – golem z gnoju, latami lepion, hulał w szale: jak taran w mury PiS-owskie bił, włości Kaczyńskiego burzył, lud jego w krwawą miazgę przemieniał. Czy poskromić go zdołam, gdy w furii wszytko tratuje? Stanę na drodze – sam w proch obrócon zostanę. A Kiero Tuskifer, pan mój piekielny, sabotaż ujrzawszy, mnie twemu stworowi w ofierze złoży, by na oczach ludu mię pożarł!
– Czy dla strzępów dawnych cnót ustąpić, uciec, paść, by Sprawiedliwość pociechę ze mnie miała? Czy zbyt dalekom w dziele zniszczenia zszedł, by duszę ocalić? Gorsze to przepowiednie niźli kąpiel w ogniu zemsty, com codziennie jej zażywał. Podszept, że cofnąć się mogę, że wstydu ustrzec zdołam, że przodków duchy za konszachty z bezbożnikami nie spluną na mnie z pogardą... O, straszne chwile, gdy podszept wiary woła: zawróć! Lecz brzęk prezesa łańcuchów w fantazji mej dźwięczy – i w piekielną wędrówkę brnę dalej, w matni, wiedząc, że u kresu Sprawiedliwość mnie czeka.


 

POLECANE
1 maja Solidarność obchodzi święto św. Józefa Robotnika gorące
1 maja Solidarność obchodzi święto św. Józefa Robotnika

1 maja ludzie pracy z całej Polski przybywają do Kalisza, aby wspólnie uczestniczyć Ogólnopolskiej Pielgrzymce Robotników do św. Józefa. Podczas tej wyjątkowej uroczystości pracownicy i pracodawcy jednoczą się, by razem modlić się o wstawiennictwo patrona ludzi pracy.

Jerzy Kwaśniewski: Barbarzyńskie praktyki aborcyjne w Polsce muszą się skończyć! gorące
Jerzy Kwaśniewski: Barbarzyńskie praktyki aborcyjne w Polsce muszą się skończyć!

W Wielkim Tygodniu – gdy wspominaliśmy męczeńską śmierć Jezusa – wielu Polaków usłyszało o niewinnej śmierci… 9-miesięcznego Felka (takie zmienione imię nadali mu dziennikarze „Gazety Wyborczej”).

Nie żyje Tomasz Jakubiak. Znany kucharz i juror miał 41 lat z ostatniej chwili
Nie żyje Tomasz Jakubiak. Znany kucharz i juror miał 41 lat

Znany kucharz Tomasz Jakubiak zmarł 30 kwietnia 2025 roku w wieku 41 lat. Informację przekazała jego rodzina.

Stanowski opuścił studio podczas rozmowy z Maciakiem z ostatniej chwili
Stanowski opuścił studio podczas rozmowy z Maciakiem

Krótko trwała środowa rozmowa na Kanale Zero z kandydatem na prezydenta Maciejem Maciakiem. Krzysztof Stanowski wyszedł ze studia, po tym, jak Maciak chwalił Putina.

Niemcy cichym wspólnikiem Rosji w destabilizacji Polski gorące
Niemcy cichym wspólnikiem Rosji w destabilizacji Polski

Inżynieria przymusowej migracji stała się bezprecedensową formą nacisku, za pomocą której Federacja Rosyjska realizuje swoje interesy geopolityczne. Wszystko wskazuje na to, że cichymi wspólnikami Rosji w planach zdestabilizowania państwa polskiego są Niemcy. Działania rządu w Berlinie idealnie wpisują się w rosyjską strategię. Czy to oznacza, że aktualna mimo wojny na Ukrainie budowa przestrzeni od Władywostoku do Lizbony ma się dokonać na gruzach państwa i Narodu Polskiego?

Dziwne zachowanie Trzaskowskiego w Olsztynie. Jest nagranie z ostatniej chwili
Dziwne zachowanie Trzaskowskiego w Olsztynie. Jest nagranie

Rafał Trzaskowski spotkał się z mieszkańcami Olsztyna na miejskiej plaży. Fragment przemówienia kandydata KO wzbudził spore zainteresowanie internautów.

Europoseł z Francji przywiozła do Warszawy setki pigułek aborcyjnych z ostatniej chwili
Europoseł z Francji przywiozła do Warszawy setki pigułek aborcyjnych

29 kwietnia 2025 r. poseł Mathilde Panot i europoseł Manon Aubry dostarczyły do Warszawy 300 pigułek aborcyjnych. Francuzki zapowiedziały, że wyślą ich więcej.

Gazowa hipokryzja Niemiec. Tak do Europy trafiają miliardy metrów sześciennych rosyjskiego gazu Wiadomości
Gazowa hipokryzja Niemiec. Tak do Europy trafiają miliardy metrów sześciennych rosyjskiego gazu

Chociaż Niemcy publicznie deklarują odejście od rosyjskich surowców, rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Jak ujawnia niemiecki tygodnik „Der Spiegel”, niemiecka państwowa spółka SEFE (następczyni niemieckiego oddziału Gazpromu) sprowadza do kraju ogromne ilości rosyjskiego skroplonego gazu ziemnego (LNG) – często omijając własne zakazy i ukrywając faktyczny kierunek dostaw.

Debata prezydencka TVP. Ostra reakcja KRRiT z ostatniej chwili
Debata prezydencka TVP. Ostra reakcja KRRiT

KRRiT krytykuje wykluczenie Telewizji Republika z debaty prezydenckiej TVP z udziałem TVN i Polsatu, która odbędzie się 12 maja.

Słowa Grzegorza Brauna podczas debaty. Jest reakcja prokuratury gorące
Słowa Grzegorza Brauna podczas debaty. Jest reakcja prokuratury

Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wszczęła w środę dochodzenie w sprawie znieważenia Żydów oraz nawoływania do nienawiści w trakcie poniedziałkowej debaty kandydatów na prezydenta. Chodzi o zachowanie Grzegorza Brauna w trakcie debaty prezydenckiej "Super Expressu".

REKLAMA

Roman Giertych i duch Jagona

– Nienawiść do prezesa, to wiary mej wyznanie – syczy mecenas w cieniach sejmowych krużganków. – Czyż to nie on chytrym podstępem strącił mnie z tronu mej chwały? Niech drży tedy, bo oto kroczy mściciel, którego zamysły sam Jagon by pochwalił!
Poseł Roman Giertych Roman Giertych i duch Jagona
Poseł Roman Giertych / screen YT - Tomasz Lis

– Prawda to czy złuda, dość mi tej hańby, by przysiąc pomstę wieczną. A zniewaga ta z dawnych lat się rodzi, z przymierza przeklętego. Nie dla złota ni zaszczytów ja w nie wstępowałem, lecz by układ zmiażdżyć, złoczyńców w lochy rzucić. Ty zaś, prezesie, dla władzy jeno, nie cnót, na tron się wciąż wspinałeś! Psy swe węszące na nas nasłałeś, by szpiegów żerem uczynić przyjaciół akta. Zdrad twych gros cały, więc i moja mi wybaczona – oto sprawiedliwość w mej dłoni płonie! – mija mecensa senator, marszcząc brwi na szaleństwo osobliwe. – Czy Kiero dobry miał pomysł takiego konia narowistego w zaprzęg nasz wpinać? – myśli. – Jeszcze kiedyś komu krzywdę wyrządzi... A mecenas w amoku, złorzeczyć nie przestaje. 

 

Zdrada

– Jak śmiesz, Jarosławie, równać się ze mną? – woła Giertych; cień prezesa wzrok mu mroczy, po sejmowych salach jak lunatyk błądzi. – Jam Sprawie oddan od zarania, Tyś ślepy na idee, co czystość w sercu noszą. Gdy ja na szafot komunistów wiodłem z ogniem w duszy, Tyś lustrację ważył ostrożnie, jak na targu kupczyk. Układność Twa granic nie znała – jam niepodległość naszą tarczą chronił, Tyś zdrady pergaminy z Zachodem podpisywał, w paszczę molocha rzucał. Gdy ja narodu chwałę z junakami krzewiłem, Tyś do ołtarza Ziuka modły wznosił. Oto mych cnót przyczyna, oto Twych skaz źródło! Tyś dyktaturę klecił, nami jak pionkami bawiąc się w mrocznym zamyśle, jam ludowi władzę oddać pragnął... No, może nie w pełni – nieraz 
z ministerstwa tylnymi wrotami uchodziłem, gdy młódź wzburzona pod murami warowała – lecz to dla dobra wszech, nie mego! Jam prawicę ku kontrrewolucji wieść miał, Tyś mi ją podstępem wydarł. Tak, los mnie pokarał za szlachetność mą i wolę czystą. Gdy ja młodzieży serca tradycją poiłem, Tyś w gabinetu otchłani zdrady sztukę ćwiczył – sieci tkał, w sztylety truciznę wcierał, skrytobójstw kunszt Ziuka Twego zgłębiał, co uwzniośleniem ludu wzgardził, jeno siłę nagą czcił – nahajem krucyfiks zastąpił! Taka prawda o Tobie!

– Niestety, rację miałeś, co przyznać po latach muszę. Nauka to była sroga, lecz przeklęta będzie dla Ciebie godzina, w której ją pojąłem. Zwycięża nie ten, kto ideę hołubi, lecz kto na przedmurzu wieczorną porą bandyckie rzemiosło ćwiczy, filozofię rzezi rozwija, intelektem swym mokrej roboty sztukę wznosi w wyższe sfery! Znałem ja takich w adwokackim żywocie – prawnicy: syny księcia ciemności, jak mówią o nich mędrcy. Oni mnie gmatwać uczyli, prawdę zaciemniać, intrygi tkać, nici zatrutych pomówień snuć, co duszą i złapać tchu ofierze nie dają. Gdyś mnie tedy ugodził, upokorzył, partię mą, z trudem plecioną, w proch zdeptał, do szkoły oszustwa mej dawnej sięgnąłem pamięcią. I w takim rynsztunku plugawym, choć potężnym, zawołałem – na pohybel cnocie, niech duch Mefista i Machiavellego wstąpią w mą pierś, i niechaj pomsta ma Kaczyńskiego w pył obróci! – majaczył Mecenas, aż tu straż sejmowa, gdy zoczyła, jak piekielnym płomieniem gorzeje twarz Romana, kroku przyspieszyła, a pot z nogawek wszystkim kapał, na posadzce wysokiej izby trop znacząc.

 

Pakt

– Zrazu w rzemiośle diabelskim byłem niezdarny – szepcze Giertych, nie zważając na niechciane uszy kłębiące się po sali. – Kroczyłem ostrożnie w mrokach piekielnych, niby dziecię od matczynej piersi odjęte i bałem się w limbo zanurzyć, więc drobne tylko złośliwości słałem, by twój żywot, prezesie, zatruć. Wrogów Twych, co miażdżyć chciałeś, togą mą osłoniłem, byś zbyt lekko triumfu nie zaznał. Jak giez brzęczałem, byś w szale mnie odpędzał, aż głowa Ci spuchnie od trudu. Czas dowiódł słuszności mej drogi, bo wśród zaszczutych był syn Kiera Tuskifera, pana czeluści, co mą pomoc ujrzał i w progi swe zaprosił. Ledwom stopę w jego królestwie postawił, zdrada dawnych cnót mnie sparzyła. Kiero, o którym powiadają, że w bezsenne noce moralne kręgosłupy łamie, a ich trzask tylko ukołysać potrafi, słów nie tracił. Wiedziałem: pakt muszę zawrzeć, na ołtarzu zemsty słodkiej ideały złożyć, a on mi pomsty klingę wykuje. I tak się stało.

– Dam Ci, Giertychu, zastępy impów i demonów pomniejszych – rzekł Kiero Tuskifer – co w cyfrowej otchłani ekskrementem ciskają we wszystko, co żywe. Siła w nich drzemie, lecz wodzy im trzeba. Ty, narodowiec surowy, autorytet wzbudzisz, te bestie dzikie ujarzmisz, by ich moc jak płomień w soczewce skupić i prezesa ugodzić. Czyń to z głową, a dziurę w jego kapocie spranej wypalisz niejedną, aż krew jego twe oko nakarmi, a woń skóry spalonej nozdrza nasyci.

– Cena była sroga – w kloakę pospólstwa zstąpiłem, majestat mecenasa w kieszeń skryć musiałem. O, jakże trudny smród plugawych słów i pomówień, co powietrze trują! Z gnoju jednak giganta ulepiłem, co jednym stąpnięciem wrogów miażdży. Niesforne były jego członki, jak u epileptyka co go w niechcianą porę zły duch nawiedza, lecz z czasem nauczyłem go ciosów celnych, ostrzegając, gdzie nie bić, by sądy nie ścigały. Tego potwora wyhodowałem – swąd jego Prezesa i sług kaczych dławi. Takim dziełem się chlubię, choć dusza ma w mroku uwięzła! – tak Giertych przemawiał, nie bacząc, jak oglądają się na niego z ław sejmowych przyjacioły. Każdy drapał się w głowę, pytając, czy medyka nie wezwać; jednak raz po raz uspokajali się, że dziwactwa mecenasa Kiero znosić kazał cierpliwie, bo mała to cena jak jego na wartość w boju.

 

Przepowiednia

– Gdym cyfrowego golema z łajna ulepił tymi dłońmi – szepcze Giertych, w mroku duszy swej brodząc – i gdym go wyuczył kroków niby dziecię własne, mniemałem, że snu spokojnego zaznam, prezesa upokorzenia mszcząc. Lecz tej nocy, gdy bestia ma powstała, widzenie senne mnie nawiedziło. Sprawiedliwość, w bieli szat, o wzroku czystym, jak matka do syna rzekła: „Cóż żeś uczynił, Giertychu? Togę, com Ci powierzyła, ekskrementem splamiłeś, w zemście się spaliłeś, dary me zmarnowałeś. Wiedz, że takiej zdrady talentów nie wybaczę – staniesz przede mną, choćbyś i pomsty dokonał!”. I patrzyła tak przenikliwie, jakby grzechy me ujrzała. Zawstydzon na chwilę, wspomniałem prezesa zniewagi – wzrok mój stwardniał. Tak mierzyliśmy się oczyma, aż sen prysł, a jam się zerwał z ławy sejmowej, roztrzęsion.

– Widziadło minęło, lecz los mój poznałem. Telefon chwyciłem – golem z gnoju, latami lepion, hulał w szale: jak taran w mury PiS-owskie bił, włości Kaczyńskiego burzył, lud jego w krwawą miazgę przemieniał. Czy poskromić go zdołam, gdy w furii wszytko tratuje? Stanę na drodze – sam w proch obrócon zostanę. A Kiero Tuskifer, pan mój piekielny, sabotaż ujrzawszy, mnie twemu stworowi w ofierze złoży, by na oczach ludu mię pożarł!
– Czy dla strzępów dawnych cnót ustąpić, uciec, paść, by Sprawiedliwość pociechę ze mnie miała? Czy zbyt dalekom w dziele zniszczenia zszedł, by duszę ocalić? Gorsze to przepowiednie niźli kąpiel w ogniu zemsty, com codziennie jej zażywał. Podszept, że cofnąć się mogę, że wstydu ustrzec zdołam, że przodków duchy za konszachty z bezbożnikami nie spluną na mnie z pogardą... O, straszne chwile, gdy podszept wiary woła: zawróć! Lecz brzęk prezesa łańcuchów w fantazji mej dźwięczy – i w piekielną wędrówkę brnę dalej, w matni, wiedząc, że u kresu Sprawiedliwość mnie czeka.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe