[Tylko u nas] prof. Włodzimierz Julian Korab-Karpowicz: Dlaczego nie należy przepraszać za Marzec 1968
![[Tylko u nas] prof. Włodzimierz Julian Korab-Karpowicz: Dlaczego nie należy przepraszać za Marzec 1968](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/16894.jpg)
Chciałbym tutaj zaprotestować przeciwko takiej interpretacji Marca 1968, a jednocześnie podkreślić, że jednostronne przepraszanie w polityce (w przeciwieństwie do przeproszenia się wzajemnie) to duży błąd polityczny, gdyż w polityce jednostronne przepraszanie często interpretowane jest jako słabość lub gorzej -- przyznanie się do winy.
Po pierwsze, to nie Rzeczpospolita Polska dokonała „tego haniebnego aktu”, ale urzędujące wówczas w PRLu władze komunistyczne, które nie pochodziły z wyboru, lecz zostały Polsce narzucone. Tłem do wydarzeń marcowych 1968 roku była sytuacja międzynarodowa. W czerwcu 1967 roku wybuchła wojna izraelsko-arabska (tzw. Wojna sześciodniowa). Związek Radziecki potępił Izrael i zerwał z nim stosunki dyplomatyczne. W ślad za nim poszły posłusznie władze PRLu. Na wiecach organizowanych w zakładach pracy potępiano żydowskie „zapędy imperialistyczne” i określano je jako „syjonistyczne”. Jednakże zdecydowana większość Polaków w sposób mniej lub bardziej otwarty sympatyzowała z Izraelem. Postawa ludności, a nie jej siłą narzucowych władz, była więc wówczas obrazem ówczesnej Polski.
#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#
Rozwój wydarzeń związany był z powstaniem dwóch frakcji w łonie samego PZPR, z których jedną można nazwać bardziej narodową, a drugą bardziej internacjonalistyczną. Narodowcy partyjni, zgrupowani wokół frakcji „partyzantów” Kazimierza Moczara, mieli nadzieję na oczyszczenie partii z elementu niepolskiego i odsunięcie od władzy Gomułki. Jako pretekst do czystek ugrupowanie to wykorzystało wydarzenia, do których doszło na początku 1968. Zdjęcie ze sceny Teatru Narodowego „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka, w którym to spektaklu dopatrzono się elementów o wymowie antyradzieckiej, doprowadziło to do manifestacji studentów, domagających się zniesienia cenzury i kontynuacji przedstawień. Przewodziła im grupa tzw. „komandosów”. Do właściwych demonstracji, zapoczątkowanych w Warszawie w dniu 8 marca 1968 roku, które ogarnęły także kilka innych ośrodków akademickich w Polsce, doszło jednak dopiero wówczas, gdy dwóch z tych komnadosów, Adama Michnika i Henryka Schlajfera, studentów pochodzenia żydowskiego, skreślono z listy studentów UW.
Widać stąd wyraźnie, że demonstracje studenckie, które były wyrazem nastrojów społecznych w ówczesnej Polsce i ogarnęły kilkanaście większych miast, nie były antysemickie, gdyż były wyrazem solidarności z dwoma usuniętymi z uczelni studentami pochodzenia żydowskiego. Antysemicki charakter miały jedynie poczynania władz. Wykorzystano faktyczny udział studentów pochodzenia żydowskiego w demonstracjach do nasilenia kampanii antyżydowskiej i przeprowadzenia czystek. Zwolniono z pracy szereg profesorów i innych pracowników akademickich. Usunięto z partii ponad 8 tysięcy członków. Zwolnienia osób pochodzenia żydowskiego dotknęły też funkcjonariuszy SB i MO, wojskowych, a także pracowników administracji państwowej, oraz osoby zatrudnione w mediach, oświacie i służbie zdrowia. Nikt jednak wtedy nie zginął. Dziwi więc, że w przeprosinach prezydenta Dudy pojawia się wzmianka o tych „którzy zginęli”, co jest podkreślone w drugim akapicie słowem „umarli”. Czyżby ci, którzy piszą prezydenckie przemówienia nie znali faktów historycznych. Zwolnieni ze swych stanowisk i urzędów ani nie zgnięli, ani nie umarli, ale wyjechali do wolnego świata, do którego wyjazd był wówczas jedynie przedmiotem marzeń dla wielu Polaków, i uczynili to w zasadzie dobrowolnie, bowiem dla przykładu, Adam Michnik i Henryk Schlajfer pozostali.
Po drugie, prezydent Duda wznosi okrzyk: „co za żal, co za stratę ponosi dzisiejsza Rzeczpospolita, że Was dzisiaj z nami nie ma” i mówi o „elicie inteligencji”, której „wspaniałe osiągnięcia nie poszły na rachunek Rzeczypospolitej”. Przypatrzmy się więc bliżej tej „elicie” i jej „osiągnięciom”. Podam kilka przykładów. Z UW zostali zwolnieni m.in. profesorowie: Bronisław Baczko, Włodzimierz Brus, Leszek Kołakowski (pochodzenie polskie) oraz docent Zygmunt Bauman. Rzućmy okiem na ich życiorysy. Jeszcze w czasach studenckich filozofowie Baczko i Kołakowski byli częścią grupy, która doprowadziła do odebrania prawa do wykładania i prowadzenia zajęć najwybitniejszemu jak dotąd polskiemu historykowi filozofii, którym był Władysław Tatarkiewicz. Zaangażowali oni byli w rozwój myśli marksistowskiej i zwalczali słynną polską przedwojenną szkołę filozoficzną, jaką była szkoła lwowsko-warszawska, oraz jej ocalałych z wojny przedtsawicieli. Włodzimierz Brus (Beniamin Zylberberg) był z kolei ekonomistą i autorem propagandowych broszur wychwalających gospodarkę sowiecką. Znany zaś na świecie ze swoich teorii postmodernizmu, Zygmunt Bauman, zanim zajął się działalnością naukową, był oficerem Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który zasłużył się w tropieniu podziemia niepodległościwego, które określamy dzisiaj jako „żołnierzy wyklętych”. Za swe działania został nawet odznaczony. Pytam, czy to jest ta „elita inteligencji” -- ludzie, którzy na pewnym etapie swojego życia byli zaangażowani w działania zbrodnicze wobec Polski? Dodać do nich można takie osoby jak reżyser Aleksander Ford (Mosze Lifszyc), blokującego rozwój wielu talentów, jak np. Antoniego Bohdziewicza, reżysera mającego Akowską przeszłość, czy Jana Kotta, który uczynił z socrealizmu dominującą doktrynę i atakował w swoich publikacjach Kościół katolicki, AK oraz Henryka Sienkiewicza i Josepha Conrada.
#REKLAMA_POZIOMA#
#NOWA_STRONA#
Należy też wspomnieć, że wśród tych, którzy wyjechali po Marcu 1968 byli tacy kaci narodu polskiego jak prokuratorzy Stefan Michnik (brat przyrodni Adama Michnika) i Helena Wolińska (Fajga Mindla Danielak -- żona Włodzimierza Brusa), którzy winni stanąć za swe czyny przed sądami, a nie stanęli bowiem uciekli za granicę. Czy ci ludzie ratowali Rzeczpospolitą, czy też służyli jej zagładzie? O osoby, która ma doktorat, nawet jeżeli nie jest to doktorat z historii, wymaga się odpowiedniej świadomości historycznej.
Był to błąd polskiej dyplomacji przepraszać za Jedwabne bez wczesnego dokładnego zbadania wszystkich okoliczności. Okazuje się bowiem, a wykazał to niemiecki historyk Thomas Urban, że Jedwabne było częścią większej operacji eksterminacji Żydów, dokonanej przez Einsatzkomando SS, dowodzonej przez Hermana Schapera i obejmowała takie miejscowości jak Wizna, Wąsocz, Radziłów (tam też dokonano podpalenia w stodole), Jedwabne, Łomża, Tykocin, Rutki. To, że polscy sąsiedzi nie dokonali zbrodni w Jedwabnem, a morderstwo na Żydach zostało dokonane przez czarno ubranych esesmanów, którzy polali stodołę benzyną i zapalili miotaczami ognia, potwiedza też naoczny świadek, pani Hieronima Wilczewska, uwidoczniona w polsko-kandyjskim filmie na ten temat. Tymczasem, z uwagi na przeprosiny prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego obciążenie nas Polaków tą zbrodnią poszło w świat. Takie przeprosiny to koronny dowód naszej winy, któremu bardzo trudno będzie zaprzeczyć. Teraz z kolei przepraszamy za Marzec 1968.
Polsce musi zależeć na poprawnych stosunkach z Izraelem oraz z jego potężnym sojusznikiem jakim są Stany Zjednoczone. Nie uzyska się tego jednak poprzez jednostronne przepraszanie. Wskazuje ono jedynie na słabość, a co gorzej, może być zinterpretowane jako przyznanie się do winy i w rezultacie użyte przeciwko Polsce w wojnie propagandowej. Tymczasem Polska, głosem i czynem swojego społeczeństwa, udowodniła w czasach okupacji hitlerowskiej i trudnych czasach powojennych swe poświęcenie dla narodu żydowskiego, oraz poparcie dla jego państwa, Izrael, chociaż to poświęcenie nie zawsze i nie przez wszystkich Żydów zostało odwzajemnione.
Poprawę stosunków między Polską i Izraelem uzyska się inaczej: dzięki odważnemu głoszeniu prawdy historycznej (powinna być do tego powołana specjalna agencja drukująca materiały historyczne w kilku językach, np. w formie np. tzw. białych ksiąg). Należy jednocześnie podkreślać, co zrobiłem w ostatnim akapicie mojego artykułu o Żydach i Polakach opublikowanego ostatnio przez The Jerusalem Post, że dobre stosunki z Polską są żywotnym interesem Izraela. Język polityki to bowiem przede wszystkim język interesu i każde państwo, a w szczególności Izrael i Polska, potrzebuje przyjaciół. A co nas łączy, to nie zawsze łatwa wspólna historia, ale także to, że z trudem odzyskaliśmy nasze państwa i nie chcielibyśmy ich utracić, bo bardzo sobie cenimy naszą tradycję i niepodległość.
Włodzimierz Julian Korab-Karpowicz (ps. literacki W. Julian Korab-Karpowicz), filozof i myśliciel polityczny, profesor Uczelni Łazarskiego w Warszawie oraz Uniwerstetu Zayed w Dubaju. Doktoryzował się na Uniwersytecie Oksfordzkim. Habilitację otrzymał na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Był wiceprezydentem Miasta Gdańska, dyplomatą oraz ekspertem Komisji Europejskiej. Autor wielu prac z dziedziny filozofii polityki. Najważniejsze książki: Historia filozofii politycznej: Od Tukidydesa do Locke’a (Derewiecki 2010), Tractatus Politico-Philosophicus: New Directions for the Future Development of Humankind (Routledge 2017) oraz Harmonia społeczna: Czyli zasady szczęśliwego społeczeństwa (PIW 2017).
#REKLAMA_POZIOMA#