Marek Budzisz: Wołanie o polsko – niemieckie partnerstwo w polityce wobec Wschodu

Spór europejsko - amerykański o przyszłość umowy z Iranem w sprawie jego programu nuklearnego jest w istocie świadectwem dość zasadniczych różnic jeśli idzie o rozumienie tego w jaki sposób wolny świat winien radzić sobie z państwami przysparzającymi mu "kłopotów".
/ screen YouTube

Kiedy się patrzy na listę firm, z którymi Teheran podpisał porozumienia w sprawie badań i późniejszej eksploatacji swoich pól naftowych wszystko zdaje się wydawać się jasne. Spośród 18 zawartych umów partnerem firm irańskich, w większości są koncerny z Rosji. Właściwie wszyscy liczący się gracze są tam obecni – jest Rosnieft, Gazprom, Lukoil, Tatnieft i Zarubieżnieft. Z Unii Europejskiej, i tu też nie ma zaskoczenia najbardziej zaawansowany projekt mają Francuzi z Total. Są też Włosi z Eni oraz Austriacy (OMV). Jeżeli do tej listy dopiszemy, iż Europa jest jednym z największych klientów kupujących irańską ropę, oraz, że niemiecko – francuski Airbus podpisał umowy na dostawy samolotów, bo Teheran chce odnowić swą przestarzałą (średnia wieku ponad 20 lat) flotę powietrzną, to odpowiedź na pytanie, dlaczego możemy obserwować zasadniczą różnicę w podejściu do kwestii umowy w sprawie irańskiego programu atomowego, jaka zarysowała się między Waszyngtonem a stolicami europejskimi, wydaje się zrozumiałe. I może, dlatego możemy obserwować szefową europejskiej dyplomacji, która na konferencji z irańskim ministrem spraw zagranicznych, która jako żywo nie odbywała się w meczecie, wystąpiła z przesłoniętymi chustą włosami. Zostawmy jednak na boku ten w sumie dość smutny, ale dla zobrazowania stanu ducha europejskich elit wymowny obrazek i zastanówmy się, jakie są głębsze powody transatlantyckiego rozdźwięku, który wcześniej zarysował się on przy dwóch okazjach – podniesienia przez Donalda Trumpa kwestii wydatków na zbrojenia oraz zapowiedzi wprowadzenia ceł chroniących amerykański rynek stali i metali kolorowych.  

            Posunięcia te wywołały takie poruszenie w stolicach europejskich nie dlatego, że zagrażają ich interesom gospodarczym. To oczywiście też, ale francuski prezydent zdążył już oświadczyć, że z powodu irańskiego zaangażowania koncernu Total jego kraj nie rozpocznie wojny handlowej ze Stanami Zjednoczonymi. Rzecz idzie o coś ważniejszego. Otóż wśród liberalnych elit Unii Europejskiej rozpowszechniony, (choć nie wiadomo czy już utrwalony) jest pogląd, że Trump dąży do rewizji całego powojennego porządku geopolitycznego. Przypomnijmy. Opierał się on na tym, że Stany Zjednoczone były gwarantem wolnego handlu i stabilności związanego z nim systemu finansowego, zapewniały dzięki swej przewadze militarnej bezpieczeństwo w skali globalnej oraz były strażnikiem uniwersalności „zachodnich wartości”. Ten ostatni punkt jest najtrudniejszy w zdefiniowaniu, ale przyjmuje się, że zawiera on poszanowanie zarówno dla praw własności, swobód i wolności obywatelskich, demokracji, ale również poszanowania zawartych umów.

        I na tym polega cały spór. Otóż Europejczycy mówią – zawarliśmy z Teheranem trudną umowę, nie jest to porozumienie naszych marzeń, ale skoro Iran się z niej wywiązuje, to i my winniśmy jej dotrzymywać. Nastawienie Waszyngtonu jest zgoła inne, wzmocnione jeszcze przekonaniem, że wzmacnianie presji, tak jak w przypadku Korei Pn., może przynieść pożądane efekty. I Trump dziś mówi – umowa była zła, tak jak i cała polityka zagraniczna Obamy. Bo wcale nie jest pewne, czy Iran zaniechał, choć brak na to dowodów, a ostatnie rewelacje izraelskiego premiera to jakieś archiwalia, potajemnej realizacji swego programu. Ale nawet gdyby tak było, to czy zachowanie Iranu choćby w Syrii, ale również w Jemenie dowodzi, że zmieniło się oblicze tamtejszego reżimu? Czy szanuje się tam prawa i wolności obywatelskie, nie mówiąc już o demokracji? Oczywiście krytycy takiego punktu widzenia dość łatwo mogą zarzucić amerykańskiemu prezydentowi wybiórcze w tej materii podejście, bo przecież Arabia Saudyjska też nie jest oazą swobód, wolności i ostoją demokracji, a jednak Waszyngton nie ogłasza wobec niej jakiegoś szczególnego alertu. Na taką krytykę znaleźć można też niemało przykładów, dość, powściągliwie całą rzecz nazywając, wybiórczego w tym względzie podejścia Europejczyków, ale takie przerzucanie się do niczego nie prowadzi. Istotą sprawy jest to, że Stany Zjednoczone opowiadają się dziś za polityką presji, a Europa kooperacji i rozmów.

        Ta różnica jest dość wyraźna również, w jeśli idzie o relacje z Rosją. Amerykanie za pośrednictwem sankcji dążą do osłabienia rosyjskiej machiny gospodarczej i organicznie z nią sprzężonej wojskowej, a Europejczycy chcą negocjować, rozmawiać, tam gdzie można współpracować. Tę różnicę w nastawieniu gołym okiem widać np. w stanowisku Dirka Wiese niemieckiego polityka socjaldemokratycznego, a przy tym eksperta ds. Rosji. Otóż na łamach Internationale Politik und Gesselschaft, wydawanego przez socjaldemokratyczny think tank im. Eberta, opublikował on właśnie artkuł na temat polityki Niemiec wobec Rosji. Wiese jest posłem do Bundestagu, a przy tym koordynatorem polityki rządu niemieckiego ds. dialogu i współpracy z Rosją i krajami Partnerstwa Wschodniego, a zatem jego opinia wydaje się, dla niemieckiego establishmentu, dość miarodajna. Przy czym jest politykiem młodym (34 lata) i socjaldemokratą, przedstawicielem tego samego pokolenia polityków socjaldemokratycznych, co obecny niemiecki minister spraw zagranicznych Maas (51 lat), o którym już się mówi, że odchodzi od tradycyjnej Ostpolitik jego formacji. Zważywszy na rozkład sił politycznych w Niemczech oraz rosnące prawdopodobieństwo, że obecna kadencja premier Merkel jest już jej ostatnią wypada się zgodzić z tezą, że przyszłość należy do polityków generacji Maasa – Wiesego, którzy niezależnie od partyjnej afiliacji wyznają dość zbliżony punkt widzenia. Wróćmy jednak do tez Wiesego. Otóż proponuje on pogodzić nastawienie zwolenników zbliżenia z Rosją, nazywanych tam dość pogardliwie Russland-Versteher, z nastrojami „jastrzębi”. Jego zdaniem jest to możliwe o ile nie prowadzi się polityki poluzowania standardów, tzn. odejścia od twardego stanowiska np. wobec pokoju na wschodzie Ukrainy. Ale równolegle, tam gdzie jest to możliwe trzeba współpracować – wspierając relacje naukowe, kulturalne, współpracę samorządów, wymianę młodzieży. Nie można też, w jego opinii uciekać od kooperacji gospodarczej. Przede wszystkim, że jak pisze wprost, z tego powodu, iż perspektywa Europy winna być długofalowa. Na przemiany w pożądanym kierunku nie można za kadencji Putina liczyć, ale już po jego odejściu, czyli po 2024 roku, jest to możliwe. Trzeba też zacieśniać, proponuje, współpracę z krajami z rosyjskiej strefy wpływów, takimi jak Białoruś czy Armenia.

            Gołym okiem widać różnicę w nastawieniu po obu stronach Atlantyku. Wiese jest zdania, że „presję na Rosję należy utrzymać”, ale będzie ona w dłuższej perspektywie nieskuteczną, jeśli nie będą jej towarzyszyć propozycje współpracy, również gospodarczej. Dzisiejsza administracja w Waszyngtonie zdaje się stać na stanowisku, że trzeba powstrzymywać Rosję zapominając o kooperacji. Dopiero jak Moskwa zrewiduje swoją politykę, zarówno w Syrii, jak i na Ukrainie, to wówczas można powrócić do stołu rozmów. Niezależnie od tego jak oceniamy, która polityka jest skuteczniejszą i lepiej realizuje nasze interesy, to trzeba pamiętać, że punkt widzenia prezentowany przez Dirka Wiese jest szczytem tego, czego dziś możemy oczekiwać od Europy. Np. we Włoszech trudno jest znaleźć polityka, który prezentowałby podobny punkt widzenia. Większość obecnego establishmentu, a z pewnością liderzy Ligi (dawniej Północnej) oraz Ruchu 5 Gwiazd otwarcie nawołują do zniesienia antyrosyjskich sankcji. We Francji Macron jest wobec Rosji najbardziej stanowczy, a i tak ambasador tego kraju w wywiadzie dla Kommiersanta (a jest to przecież bardzo doświadczona w dyplomacji Pani) mówi, że Rosja „jest strategicznym partnerem dla Europy”, sama z punktu widzenia jej kultury będąc państwem europejskim, bez którego nie da się rozwiązać ważniejszych problemów naszego kontynentu, a przede wszystkim kwestii bezpieczeństwa.

        Zresztą gdyby patrzeć na to z punktu widzenia nastawienia opinii publicznej, a w demokracji jej nastroje mają, zgódźmy się, znaczenie, to Zachód Europy, nie będzie uprawiał wobec Rosji innej polityki. Z tego względu, że większość tamtejszych społeczeństw po prostu się jej boi, ale i na Stany Zjednoczone spogląda z nieufnością. W Niemczech np. według ostatnich badań tylko 14 % Niemców uważa, że USA to pożądany partner. Jeśli idzie o Rosję tego zdania jest 36 %, ale już zdecydowana lepiej sytuują się w tym rankingu Chiny, które 43 % postrzega dobrze. Nadal większość Niemców chce utrzymania antyrosyjskich sankcji (45 %), ale niemała jest też grupa prezentująca odwrotny punkt widzenia (36 %).

        Co z tego wynika dla naszej, polskiej polityki? Nie ma, co liczyć na zaostrzenie się europejskiego kursu wobec Rosji. Wzrastająca presja Waszyngtonu nie zmieni europejskich społeczeństw i politycznego establishmentu w zwolenników zaostrzenia kursu. Zabiegać trzeba o jego utrzymanie i załagodzenie transatlantyckich sporów i spięć, bo zbyt daleko posunięte „usamodzielnienie” się Europy otwiera pole dla rosyjskiej gry. Trzeba też zwracać uwagę czy chwiejna europejska równowaga w tej materii nie zostanie naruszona przez przyjęcie do Unii nowych członków. W tym względzie być może winniśmy zrewidować naszą politykę np. w kwestii wstąpienia Serbii, skoro jej prezydent mówi, że „nigdy nie opowie się za sankcjami przeciw Rosji”. Ale również winniśmy dbać o to, aby nasze stanowisko nie było postrzegane, jako zbyt jednostronne. I dlatego należałoby zaproponować Berlinowi wspólne polsko – niemieckie partnerstwo w sprawie polityki wobec Rosji i szerzej państw z przestrzeni postsowieckiej. Bo tylko wówczas, niejako od środka, będziemy w stanie współkształtować w tej materii politykę Unii. W przeciwnym razie zostaniemy zaszufladkowani do grona „ekstremistów” i rusofobów, o co Moskwa bardzo się stara, a nasze możliwości uprawiania polityki się zmniejszą.  


 

POLECANE
21 proc. Polaków nie ma żadnych oszczędności z ostatniej chwili
21 proc. Polaków nie ma żadnych oszczędności

Brak jakichkolwiek oszczędności deklaruje 21 proc. Polaków; kolejne 17 proc. ocenia, że po utracie dochodu utrzymałoby się najwyżej miesiąc - wynika z opublikowanego we wtorek badania zrealizowanego na zlecenie KRD. Jak dodano, ustabilizowało się z kolei łączne zadłużenie Polaków - na 42,5 mld zł.

Afera korupcyjna w ukraińskim parlamencie. Zarzuty wobec grupy deputowanych z ostatniej chwili
Afera korupcyjna w ukraińskim parlamencie. Zarzuty wobec grupy deputowanych

Organy antykorupcyjne Ukrainy poinformowały w poniedziałek o zarzutach wobec uczestników zorganizowanej grupy przestępczej, która działała w Radzie Najwyższej (parlamencie) tego kraju. Wśród podejrzanych jest pięciu deputowanych.

Wody Polskie odrzucają roszczenia gminy Tolkmicko po lipcowej powodzi z ostatniej chwili
Wody Polskie odrzucają roszczenia gminy Tolkmicko po lipcowej powodzi

Z doniesień serwisu portel.pl wynika, że Wody Polskie nie uznały roszczeń finansowych gminy Tolkmicko związanych z lipcową powodzią i w związku z tym odmawiają miastu zwrotu poniesionych kosztów. Chodzi o ponad 757 tys. zł wydanych na akcję ratowniczą, usuwanie skutków zalania i zabezpieczenie terenu. Stanowisko w tej sprawie przekazał Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gdańsku.

Złoty prezes NBP tylko u nas
Złoty prezes NBP

Wartość złota w rezerwach Narodowego Banku Polskiego gwałtownie wzrosła w 2025 roku wraz z rekordowymi cenami kruszcu na światowych rynkach. Dzięki konsekwentnej strategii zakupów prowadzonej od kilku lat Polska należy dziś do grona największych posiadaczy złota w Europie, a jego udział w rezerwach walutowych zbliża się do poziomu 20 procent.

Trump: Przeprowadziliśmy atak na port w Wenezueli z ostatniej chwili
Trump: Przeprowadziliśmy atak na port w Wenezueli

Prezydent USA Donald Trump powiedział w poniedziałek, że siły amerykańskie doprowadziły do eksplozji w dokach w jednym z portów w Wenezueli, gdzie przemytnicy narkotyków mieli załadowywać swoje łodzie. Do ataku miało dojść w ubiegłym tygodniu.

Greccy rolnicy blokują drogi i ostrzegają przed Mercosur. Jest apel do Polski z ostatniej chwili
Greccy rolnicy blokują drogi i ostrzegają przed Mercosur. Jest apel do Polski

Greccy rolnicy protestują przeciwko umowie UE z Mercosur i ostrzegają przed jej skutkami dla rolnictwa. W reportażu polsko-greckiej fundacji Hagia Marina pada bezpośredni apel do polskich rolników. „Bez nas, rolników, nie będą mieli co jeść” – podkreślają uczestnicy protestów.

Co Karol Nawrocki powiedział Donaldowi Trumpowi? Marcin Przydacz zdradził kulisy rozmów z ostatniej chwili
Co Karol Nawrocki powiedział Donaldowi Trumpowi? Marcin Przydacz zdradził kulisy rozmów

Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz zdradził kulisy rozmów Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem w związku z rozmowami pokojowymi ws. wojny na Ukrainie. Co polski prezydent przekazał amerykańskiemu przywódcy?

Prezydent Nawrocki spotka się z Kosiniakiem-Kamyszem, Siemoniakiem i szefami służb z ostatniej chwili
Prezydent Nawrocki spotka się z Kosiniakiem-Kamyszem, Siemoniakiem i szefami służb

W styczniu prezydent Karol Nawrocki spotka się wicepremierem, szefem MON Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, ministrem Tomaszem Siemoniakiem oraz szefami służb – przekazał PAP rzecznik prezydenta Rafał Leśkiewicz. Dodał, że cieszy zmiana stanowiska strony rządowej ws. spotkania.

Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy

Stołeczny urząd miasta przypomina o kolejnych zmianach w warszawskiej Strefie Czystego Transportu. Od 1 stycznia 2026 roku zaostrzone zostaną zasady wjazdu dla części pojazdów. Nowe ograniczenia obejmą starsze auta benzynowe i z silnikiem Diesla, jednak dla mieszkańców rozliczających podatki w stolicy przewidziano wyjątki.

Przez Polskę pojedzie pociąg z Przemyśla prosto na lotnisko we Frankfurcie Wiadomości
Przez Polskę pojedzie pociąg z Przemyśla prosto na lotnisko we Frankfurcie

Jednym pociągiem, bez przesiadek, z Przemyśla aż na lotnisko we Frankfurcie nad Menem. Nowe połączenie kolejowe przejedzie przez całą Polskę i połączy wschodnią część kraju z jednym z największych portów lotniczych w Europie.

REKLAMA

Marek Budzisz: Wołanie o polsko – niemieckie partnerstwo w polityce wobec Wschodu

Spór europejsko - amerykański o przyszłość umowy z Iranem w sprawie jego programu nuklearnego jest w istocie świadectwem dość zasadniczych różnic jeśli idzie o rozumienie tego w jaki sposób wolny świat winien radzić sobie z państwami przysparzającymi mu "kłopotów".
/ screen YouTube

Kiedy się patrzy na listę firm, z którymi Teheran podpisał porozumienia w sprawie badań i późniejszej eksploatacji swoich pól naftowych wszystko zdaje się wydawać się jasne. Spośród 18 zawartych umów partnerem firm irańskich, w większości są koncerny z Rosji. Właściwie wszyscy liczący się gracze są tam obecni – jest Rosnieft, Gazprom, Lukoil, Tatnieft i Zarubieżnieft. Z Unii Europejskiej, i tu też nie ma zaskoczenia najbardziej zaawansowany projekt mają Francuzi z Total. Są też Włosi z Eni oraz Austriacy (OMV). Jeżeli do tej listy dopiszemy, iż Europa jest jednym z największych klientów kupujących irańską ropę, oraz, że niemiecko – francuski Airbus podpisał umowy na dostawy samolotów, bo Teheran chce odnowić swą przestarzałą (średnia wieku ponad 20 lat) flotę powietrzną, to odpowiedź na pytanie, dlaczego możemy obserwować zasadniczą różnicę w podejściu do kwestii umowy w sprawie irańskiego programu atomowego, jaka zarysowała się między Waszyngtonem a stolicami europejskimi, wydaje się zrozumiałe. I może, dlatego możemy obserwować szefową europejskiej dyplomacji, która na konferencji z irańskim ministrem spraw zagranicznych, która jako żywo nie odbywała się w meczecie, wystąpiła z przesłoniętymi chustą włosami. Zostawmy jednak na boku ten w sumie dość smutny, ale dla zobrazowania stanu ducha europejskich elit wymowny obrazek i zastanówmy się, jakie są głębsze powody transatlantyckiego rozdźwięku, który wcześniej zarysował się on przy dwóch okazjach – podniesienia przez Donalda Trumpa kwestii wydatków na zbrojenia oraz zapowiedzi wprowadzenia ceł chroniących amerykański rynek stali i metali kolorowych.  

            Posunięcia te wywołały takie poruszenie w stolicach europejskich nie dlatego, że zagrażają ich interesom gospodarczym. To oczywiście też, ale francuski prezydent zdążył już oświadczyć, że z powodu irańskiego zaangażowania koncernu Total jego kraj nie rozpocznie wojny handlowej ze Stanami Zjednoczonymi. Rzecz idzie o coś ważniejszego. Otóż wśród liberalnych elit Unii Europejskiej rozpowszechniony, (choć nie wiadomo czy już utrwalony) jest pogląd, że Trump dąży do rewizji całego powojennego porządku geopolitycznego. Przypomnijmy. Opierał się on na tym, że Stany Zjednoczone były gwarantem wolnego handlu i stabilności związanego z nim systemu finansowego, zapewniały dzięki swej przewadze militarnej bezpieczeństwo w skali globalnej oraz były strażnikiem uniwersalności „zachodnich wartości”. Ten ostatni punkt jest najtrudniejszy w zdefiniowaniu, ale przyjmuje się, że zawiera on poszanowanie zarówno dla praw własności, swobód i wolności obywatelskich, demokracji, ale również poszanowania zawartych umów.

        I na tym polega cały spór. Otóż Europejczycy mówią – zawarliśmy z Teheranem trudną umowę, nie jest to porozumienie naszych marzeń, ale skoro Iran się z niej wywiązuje, to i my winniśmy jej dotrzymywać. Nastawienie Waszyngtonu jest zgoła inne, wzmocnione jeszcze przekonaniem, że wzmacnianie presji, tak jak w przypadku Korei Pn., może przynieść pożądane efekty. I Trump dziś mówi – umowa była zła, tak jak i cała polityka zagraniczna Obamy. Bo wcale nie jest pewne, czy Iran zaniechał, choć brak na to dowodów, a ostatnie rewelacje izraelskiego premiera to jakieś archiwalia, potajemnej realizacji swego programu. Ale nawet gdyby tak było, to czy zachowanie Iranu choćby w Syrii, ale również w Jemenie dowodzi, że zmieniło się oblicze tamtejszego reżimu? Czy szanuje się tam prawa i wolności obywatelskie, nie mówiąc już o demokracji? Oczywiście krytycy takiego punktu widzenia dość łatwo mogą zarzucić amerykańskiemu prezydentowi wybiórcze w tej materii podejście, bo przecież Arabia Saudyjska też nie jest oazą swobód, wolności i ostoją demokracji, a jednak Waszyngton nie ogłasza wobec niej jakiegoś szczególnego alertu. Na taką krytykę znaleźć można też niemało przykładów, dość, powściągliwie całą rzecz nazywając, wybiórczego w tym względzie podejścia Europejczyków, ale takie przerzucanie się do niczego nie prowadzi. Istotą sprawy jest to, że Stany Zjednoczone opowiadają się dziś za polityką presji, a Europa kooperacji i rozmów.

        Ta różnica jest dość wyraźna również, w jeśli idzie o relacje z Rosją. Amerykanie za pośrednictwem sankcji dążą do osłabienia rosyjskiej machiny gospodarczej i organicznie z nią sprzężonej wojskowej, a Europejczycy chcą negocjować, rozmawiać, tam gdzie można współpracować. Tę różnicę w nastawieniu gołym okiem widać np. w stanowisku Dirka Wiese niemieckiego polityka socjaldemokratycznego, a przy tym eksperta ds. Rosji. Otóż na łamach Internationale Politik und Gesselschaft, wydawanego przez socjaldemokratyczny think tank im. Eberta, opublikował on właśnie artkuł na temat polityki Niemiec wobec Rosji. Wiese jest posłem do Bundestagu, a przy tym koordynatorem polityki rządu niemieckiego ds. dialogu i współpracy z Rosją i krajami Partnerstwa Wschodniego, a zatem jego opinia wydaje się, dla niemieckiego establishmentu, dość miarodajna. Przy czym jest politykiem młodym (34 lata) i socjaldemokratą, przedstawicielem tego samego pokolenia polityków socjaldemokratycznych, co obecny niemiecki minister spraw zagranicznych Maas (51 lat), o którym już się mówi, że odchodzi od tradycyjnej Ostpolitik jego formacji. Zważywszy na rozkład sił politycznych w Niemczech oraz rosnące prawdopodobieństwo, że obecna kadencja premier Merkel jest już jej ostatnią wypada się zgodzić z tezą, że przyszłość należy do polityków generacji Maasa – Wiesego, którzy niezależnie od partyjnej afiliacji wyznają dość zbliżony punkt widzenia. Wróćmy jednak do tez Wiesego. Otóż proponuje on pogodzić nastawienie zwolenników zbliżenia z Rosją, nazywanych tam dość pogardliwie Russland-Versteher, z nastrojami „jastrzębi”. Jego zdaniem jest to możliwe o ile nie prowadzi się polityki poluzowania standardów, tzn. odejścia od twardego stanowiska np. wobec pokoju na wschodzie Ukrainy. Ale równolegle, tam gdzie jest to możliwe trzeba współpracować – wspierając relacje naukowe, kulturalne, współpracę samorządów, wymianę młodzieży. Nie można też, w jego opinii uciekać od kooperacji gospodarczej. Przede wszystkim, że jak pisze wprost, z tego powodu, iż perspektywa Europy winna być długofalowa. Na przemiany w pożądanym kierunku nie można za kadencji Putina liczyć, ale już po jego odejściu, czyli po 2024 roku, jest to możliwe. Trzeba też zacieśniać, proponuje, współpracę z krajami z rosyjskiej strefy wpływów, takimi jak Białoruś czy Armenia.

            Gołym okiem widać różnicę w nastawieniu po obu stronach Atlantyku. Wiese jest zdania, że „presję na Rosję należy utrzymać”, ale będzie ona w dłuższej perspektywie nieskuteczną, jeśli nie będą jej towarzyszyć propozycje współpracy, również gospodarczej. Dzisiejsza administracja w Waszyngtonie zdaje się stać na stanowisku, że trzeba powstrzymywać Rosję zapominając o kooperacji. Dopiero jak Moskwa zrewiduje swoją politykę, zarówno w Syrii, jak i na Ukrainie, to wówczas można powrócić do stołu rozmów. Niezależnie od tego jak oceniamy, która polityka jest skuteczniejszą i lepiej realizuje nasze interesy, to trzeba pamiętać, że punkt widzenia prezentowany przez Dirka Wiese jest szczytem tego, czego dziś możemy oczekiwać od Europy. Np. we Włoszech trudno jest znaleźć polityka, który prezentowałby podobny punkt widzenia. Większość obecnego establishmentu, a z pewnością liderzy Ligi (dawniej Północnej) oraz Ruchu 5 Gwiazd otwarcie nawołują do zniesienia antyrosyjskich sankcji. We Francji Macron jest wobec Rosji najbardziej stanowczy, a i tak ambasador tego kraju w wywiadzie dla Kommiersanta (a jest to przecież bardzo doświadczona w dyplomacji Pani) mówi, że Rosja „jest strategicznym partnerem dla Europy”, sama z punktu widzenia jej kultury będąc państwem europejskim, bez którego nie da się rozwiązać ważniejszych problemów naszego kontynentu, a przede wszystkim kwestii bezpieczeństwa.

        Zresztą gdyby patrzeć na to z punktu widzenia nastawienia opinii publicznej, a w demokracji jej nastroje mają, zgódźmy się, znaczenie, to Zachód Europy, nie będzie uprawiał wobec Rosji innej polityki. Z tego względu, że większość tamtejszych społeczeństw po prostu się jej boi, ale i na Stany Zjednoczone spogląda z nieufnością. W Niemczech np. według ostatnich badań tylko 14 % Niemców uważa, że USA to pożądany partner. Jeśli idzie o Rosję tego zdania jest 36 %, ale już zdecydowana lepiej sytuują się w tym rankingu Chiny, które 43 % postrzega dobrze. Nadal większość Niemców chce utrzymania antyrosyjskich sankcji (45 %), ale niemała jest też grupa prezentująca odwrotny punkt widzenia (36 %).

        Co z tego wynika dla naszej, polskiej polityki? Nie ma, co liczyć na zaostrzenie się europejskiego kursu wobec Rosji. Wzrastająca presja Waszyngtonu nie zmieni europejskich społeczeństw i politycznego establishmentu w zwolenników zaostrzenia kursu. Zabiegać trzeba o jego utrzymanie i załagodzenie transatlantyckich sporów i spięć, bo zbyt daleko posunięte „usamodzielnienie” się Europy otwiera pole dla rosyjskiej gry. Trzeba też zwracać uwagę czy chwiejna europejska równowaga w tej materii nie zostanie naruszona przez przyjęcie do Unii nowych członków. W tym względzie być może winniśmy zrewidować naszą politykę np. w kwestii wstąpienia Serbii, skoro jej prezydent mówi, że „nigdy nie opowie się za sankcjami przeciw Rosji”. Ale również winniśmy dbać o to, aby nasze stanowisko nie było postrzegane, jako zbyt jednostronne. I dlatego należałoby zaproponować Berlinowi wspólne polsko – niemieckie partnerstwo w sprawie polityki wobec Rosji i szerzej państw z przestrzeni postsowieckiej. Bo tylko wówczas, niejako od środka, będziemy w stanie współkształtować w tej materii politykę Unii. W przeciwnym razie zostaniemy zaszufladkowani do grona „ekstremistów” i rusofobów, o co Moskwa bardzo się stara, a nasze możliwości uprawiania polityki się zmniejszą.  



 

Polecane