Marek Budzisz: Po co wprowadza się sankcje przeciw Rosji?

Na dzisiejszym posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych państw Unii Europejskiej podjęto decyzję o wprowadzeniu nowego mechanizmu nakładania sankcji wobec państw, które naruszają międzynarodową konwencję o zakazie rozprzestrzeniania broni chemicznej. Propozycja była autorstwa Wielkiej Brytanii, wsparła ją Francja, ale również wyraźnie za wprowadzeniem nowych mechanizmów opowiedziały się państwa z naszego regionu – prócz Polski, również Słowacja, Słowenia, Węgry, Chorwacja, Czechy i Rumunia oraz Bułgaria. Jeżeli ta wspólnota poglądów jest pierwszym efektem bukareszteńskiego posiedzenia wspólnoty Trójmorza, to jest to dobry zwiastun na przyszłość. Przede wszystkim z tego powodu, że niezależnie od ożywionych kontaktów dyplomatycznych państw naszego regionu z Moskwą (w ubiegłych dwóch tygodniach byli tam z wizytą ministrowie spraw zagranicznych Słowacji i Węgier), jeśli idzie o kwestie bezpieczeństwa i sprawy zasadnicze, linia polityczna jest jedna.
/ pixabay.com
Piszę o wizytach w Moskwie, bo nikt nie ma wątpliwości, że nowy mechanizm, który zakłada automatyczne obejmowanie sankcjami osób i organizacji odpowiedzialnych za łamanie konwencji, ale również tych, którzy im w tym będą pomagać w pierwszej kolejności dotyczyć będzie Rosji, w drugiej zaś Syrii (stąd obecność w tym gronie Francji). Mówił o tym zresztą wprost brytyjski minister spraw zagranicznych Hunt, zapowiadając złożenie przez rząd brytyjski odpowiednich propozycji, również dotyczących rosyjskiej agresji w cyberprzestrzeni. To, co istotne w tym wszystkim, to po pierwsze przełamanie oporu dyplomacji włoskiej, która, jak donosiły rosyjskie media była nawet skłonna obłożyć propozycję wetem, oraz wprowadzenie zasady „automatyzmu” w nakładaniu nowych retorsji. Trochę podobny system, mimo sprzeciwów rosyjskich dyplomatów, przyjęto na niedawnej plenarnej sesji Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej. Oznacza to, że ewentualne sankcje będą nakładane szybciej i bez konieczności przeprowadzania wielostronnych, a przez to pochłaniających długi czas i wiele energii konsultacji.
Ale przy okazji odżyją najprawdopodobniej na nowo w środowisku polityków i politologów spory czy sankcje zwrócone przeciw Rosji z politycznego punktu widzenia mają sens, czy prowadzą do zmiany polityki Moskwy, czy wreszcie nie szkodzą bardziej państwom, które je nakładają.
Dyskusję taką zaczął znany rosyjski ekonomista, o dość opozycyjnym zresztą wobec władz nastawieniu, Andriej Mowczan, który na łamach amerykańskiego periodyku Foreign Policy, opublikował artykuł pod jednoznacznym tytułem – Sankcje nie zranią Rosji.[1] Jaka jest jego argumentacja? Otóż w jego opinii, Rosja realizując restrykcyjną politykę kontroli wydatków budżetowych, a także korzystając z koniunktury polegającej na wyższych niźli zakładano cenach eksportowanych przez nią węglowodorów, odbudowała swe rezerwy finansowe, które są na najwyższym od 2014 roku poziomie, i w związku z tym ewentualne sankcje nie mogą jej w znacznym stopniu zaszkodzić. Mało tego, mimo iż zachodni politycy lubią chwalić się, że w wyniku sankcji rubel stracił 25 % swej wartości, to z punktu widzenia rosyjskiego budżetu oraz konkurencyjności gospodarki taka deprecjacja jest zjawiskiem korzystnym. Wysoki poziom rezerw oraz nadwyżka w budżecie federalnym, o ile zaistnieje taka konieczność, może skłonić rosyjskie ministerstwo finansów do całkowitego wstrzymania sprzedaży własnych papierów skarbowych na międzynarodowych rynkach, a posiadane zasoby pozwolą Rosji i tak przetrwać przez kilkanaście, a może kilkadziesiąt miesięcy. Mało tego, w jego opinii, nałożone przez Zachód sankcje tylko wzmacniają, zamiast osłabiać reżim Putina. Dzieje się tak z dwóch powodów – po pierwsze niezorientowana opinia publiczna przyjmuje za dobrą monetę argumentację władz, że rozczarowująca sytuacja gospodarcza (niski poziom wzrostu gospodarczego, stagnacja dochodów, wysokie oprocentowanie kredytów) to efekt sankcji, w związku z tym władze niewiele mogą zrobić. Ale drugi argument jest ciekawszy – otóż zdaniem Mowczana, sankcje Zachodu i słabe perspektywy rozwoju w kraju spowodowały, że większość rosyjskich przedsiębiorców poważnie myśli o sprzedaży swych biznesów i wyjeździe za granicę. O takim nastawieniu mówią wszystkie dostępne badania ankietowe przeprowadzane w tym środowisku. Tylko tam, gdzie podaż przewyższa popyt, tam wartość aktywów spada i tak jest też zdaniem Mowczana obecnie w Rosji. Sytuację taką wykorzystuje 12 rodzin skupionych wokół Kremla i Putina, które obecnie wykupują, płacąc mniej niźli powinni, za przejmowane firmy konkurentów. Per saldo ekipa Putina w wyniku sankcji wzmacnia swą pozycję, a nie słabnie. I wreszcie, konkluduje, w wyniku sankcji i słabnących perspektyw rozwoju cierpią Rosjanie, zwłaszcza ci najlepiej wykształceni, którzy w coraz większym stopniu zaczynają myśleć o emigracji, niźli politycy reżimu. Ci opierają swe kalkulacje na sile rosyjskiego sektora energetycznego oraz uzależnieniu Europy od rosyjskich dostaw, co zapewnić ma stabilność reżimu, nawet o obliczu pogarszających się warunków. A krótkoterminowo, Putin i jego ekipa mogą się nawet w wyniku sankcji umocnić.
            Linię argumentacji opozycyjnego rosyjskiego ekonomisty potwierdza, w gruncie rzeczy, w rozmowie z Reutersem, Ksenia Judajewa, pierwszy zastępca szefa rosyjskiego Banku Centralnego. Otóż jak powiedziała, podstawowym i uznawanym za najbardziej realistyczny scenariusz rozwoju sytuacji gospodarczej Rosji, jaki przyjmują władze, jest zaostrzenie sankcji oraz stopniowe, płynne zmniejszanie się ceny baryłki ropy do poziomu 55 dolarów w roku przyszłym z obecnych 85 dolarów. Ale, jak dodała, opracowano również i zbadano, jakie pociągnie to za sobą skutki, jeśli ziści się scenariusz najczarniejszy, przewidujący nie stopniowe, ale gwałtowne obniżenie się cen ropy naftowej już w przyszłym roku do poziomu 35 dolarów za baryłkę. I władze są na taką ewentualność, również przygotowane. To zresztą nic dziwnego, bo jak latem w wywiadzie prasowym powiedział Sergiej Iwanow, były minister obrony i szef administracji Putina, nadal będący stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, a przy tym wieloletni oficer wywiadu, powiedział, że państwo tej wielkości, co Rosja ma zawsze gotowe scenariusze na wszystkie sytuacje, nawet te najbardziej negatywne.
Nie ma zatem niczego dziwnego w tym, że Rosja na sankcje jest przygotowana, a nawet, jak niedawno powiedział Putin, wzywa Zachód, aby je szybciej wprowadzał, bo w tym wszystkim najgorsza jest niepewność.
Wydaje się jednak, że mamy do czynienia z dość istotną pomyłką. Oczywiście nie mam na myśli rosyjskiej elity władzy, ale tych, którzy argumentują podobnie jak ekonomista Mowczan. Otóż ich zdaniem, sankcje są narzędziem presji, którego użycie ma doprowadzić do pożądanych efektów, tj. zmiany nieakceptowalnej polityki. Taka była zresztą często spotykana argumentacja zwolenników ich wprowadzenia. Ale to, że koncentrowano się wyłącznie na tego rodzaju celach, nie oznacza, że nie istnieją cele innej, w gruncie rzeczy strategicznej natury.
Zobaczmy jak to wygląda w przypadku Rosji. Saudyjski następca tronu książę Muhammad ibn Salman udzielił niedawno grupie dziennikarzy Agencji Bloomberga dużego wywiadu.[2] Jak powiedział do roku 2030, na świecie utrzyma się dość stabilny popyt na ropę naftową. Nawet, jeśli spadała będzie konsumpcja benzyny, to wzrośnie wykorzystanie tego surowca w przemyśle chemicznym. Ale w jego opinii, po tej dacie, nastąpią ruchy tektoniczne, jeśli idzie o eksporterów surowca. Będą one polegały przede wszystkim na tym, że znacznie swój udział w światowym eksporcie zmniejszy Rosja, a może nawet zupełnie zniknie z rynku.
Warto ten głos odnotować, bo trzeba zakładać, że przyszły władca jednego z trzech największych światowych producentów ropy naftowej wie, co mówi. Tym bardziej, że w połowie września odpowiadający za rosyjski sektor wydobywczy minister Nowak poinformował premiera Miedwiediewa, że jeśli rząd nie podejmie specjalnych działań, to według obliczeń specjalistów Rosja w roku 2035 będzie wydobywała 44 % mniej ropy niż obecnie. Rosję, zdaniem Nowaka czekają jeszcze trzy lata, w trakcie których będzie mogła więcej pompować – z 550 mln ton produkcji w roku bieżącym, wzrośnie ona do poziomu 570 mln ton. Ale później będzie już tylko gorzej – w 2035 wg, tej prognozy Rosja będzie w stanie wydobywać nie więcej niż 310 mln ton. Zważywszy na to, że Rosja chce rozwijać swój przemysł petrochemiczny i przetwórstwo tworzyw sztucznych oraz zakładając wzrost konsumpcji na wewnętrznym rynku, to prognozy rosyjskiego ministra z grubsza pokrywają się z tym, co mówi saudyjski następca tronu. Na dodatek ostatnie 10 lat, to zdaniem ministra Nowaka czas stale pogarszających się wskaźników branży – średnia wydajność jednego odwiertu spadła o 10 %, trzeba wiercić dwa razy więcej, w efekcie nakłady kapitałowe firm rosyjskiego sektora naftowego wzrosły 2,8 razy, a koszt wydobycia 1 tony ropy 2,4 razy.
Jak się do tego mają nakładane przez Zachód sankcje? Bezpośrednio chodzi o odcięcie Rosji od niezbędnych jej technologii, pośrednio chodzi właśnie o to, nad czym ubolewa ekonomista Mowczan, czyli o to, aby z Rosji wyjechali najlepiej wykształceni i najbardziej przedsiębiorczy. I wreszcie z punktu widzenia kolektywnego Zachodu cenne jest, jeśli większą część złotego deszczu petrodolarów Rosja wyda na bezsensowne inwestycje w stylu mostu na Krym czy Sachalin, lub jeszcze głupsze i kosztowniejsze pomysły, jak np. przejście w rozliczeniach handlowych na juany (zwłaszcza w sytuacji, kiedy Chiny zmagając się z amerykańską polityką podnoszenia ceł osłabiają rodzimą walutę). Bo jeśli wyda te dziś zarobione pieniądze bez sensu, straci na kosztowne i niepotrzebne inwestycje, lub politycznie motywowane eskapady, to będzie miała mniej na to, co jest rzeczywiście niezbędne, jeśli chce się myśleć o rozwoju – na naukę, ochronę zdrowia, edukację. I w tym względzie ekonomista Mowczan ma rację – obecny rosyjski reżim nie troszczy się o przyszłość kraju, przyświecają mu krótkofalowe cele. I na to zdaje się grać kolektywny Zachód, a przede wszystkim Stany Zjednoczone. Nie chodzi o zmianę polityki Putina, ale o odebranie Rosji w dłuższej perspektywie, możliwości rozwoju i trwałe sprowadzenie jej do roli już nie drugorzędnego, ale w hierarchii światowej gospodarki, wręcz trzeciorzędnego organizmu.

 

POLECANE
Szczęsny poza kadrą na mecz z Osasuną. Klub zdradził przyczynę Wiadomości
Szczęsny poza kadrą na mecz z Osasuną. Klub zdradził przyczynę

FC Barcelona opublikowała kadrę na sobotnie ligowe starcie z Osasuną, a w gronie powołanych nie znalazł się Wojciech Szczęsny. Absencja polskiego bramkarza od razu wzbudziła emocje wśród kibiców, ale klub szybko wyjaśnił sytuację.

Zignorował zimowe warunki w Tatrach. Skończyło się groźnym upadkiem Wiadomości
Zignorował zimowe warunki w Tatrach. Skończyło się groźnym upadkiem

Turysta, który wybrał się w Tatry bez zimowego wyposażenia, przeżył wyjątkowo groźny wypadek. Na zboczach Małego Giewontu spadł ze szlaku na odcinku „Żleb z Progiem”, pokonując w dół ponad 100 metrów. Jak poinformowało Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, mężczyzna doznał obrażeń, ale jego stan nie okazał się tragiczny.

Ewakuacja pociągu Przemyśl–Kijów. Składem jechało blisko 500 pasażerów z ostatniej chwili
Ewakuacja pociągu Przemyśl–Kijów. Składem jechało blisko 500 pasażerów

Ok. 480 osób ewakuowano z pociągu relacji Przemyśl-Kijów po tym, jak służby dowiedziały się o potencjalnym zagrożeniu dla pasażerów. W pociągu nie znaleziono żadnych niebezpiecznych przedmiotów - podała policja, która wcześniej otrzymała zgłoszenie o możliwym podejrzanym pakunku na pokładzie.

Niemiecki przemysł z ulgami w zakresie cen energii i emisji CO2? gorące
Niemiecki przemysł z ulgami w zakresie cen energii i emisji CO2?

Jak podała na platformie X ekspert ds. Niemiec Aleksandra Fedorska powołując się na portal Table.Media, federalna minister gospodarki Katherina Reiche zapowiedziała niemieckiemu przemysłowi chemicznemu ulgi w zakresie cen energii elektrycznej i certyfikatów emisji CO₂. Niemcy chcą uzyskać zgodę Komisji Europejskiej na te rozwiązania.

Nowy pasożyt odkryty w Polsce. Naukowcy alarmują Wiadomości
Nowy pasożyt odkryty w Polsce. Naukowcy alarmują

Szop pracz, który coraz częściej pojawia się w Polsce, może stanowić większe zagrożenie dla przyrody, niż dotąd sądzono. Naukowcy odkryli u tego gatunku nowego pasożyta, który wcześniej nie był znany w Europie.

Władze Białorusi uwolniły 123 więźniów politycznych. Na liście jest obywatel Polski z ostatniej chwili
Władze Białorusi uwolniły 123 więźniów politycznych. Na liście jest obywatel Polski

Białoruskie władze uwolniły 123 więźniów politycznych – podało w sobotę Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna”. Wśród tych osób znalazł się obywatel Polski Roman Gałuza, laureat Pokojowej Nagrody Nobla Aleś Bialacki, czy opozycjonistka Maryja Kalesnikawa.

Ja po prostu nie nadążam. Uczestniczka TzG przerwała milczenie Wiadomości
"Ja po prostu nie nadążam". Uczestniczka "TzG" przerwała milczenie

Barbara Bursztynowicz, znana widzom z serialu „Klan”, zdecydowała się na udział w popularnym programie tanecznym, choć - jak dziś przyznaje - od początku towarzyszyły jej duże obawy. Aktorka pożegnała się z show w ósmym odcinku, a po czasie szczerze opowiedziała o emocjach, jakie przeżywała za kulisami.

Dantejskie sceny w Grecji. Rolnicze protesty sparaliżowały kraj wideo
Dantejskie sceny w Grecji. Rolnicze protesty sparaliżowały kraj

Powywracane policyjne samochody, bitwa uliczna z użyciem gazu, zablokowane drogi i dojazd do portu Wolos – tak wyglądały rolnicze protesty w Grecji.

„Najgorszy rząd od dekad”. Beata Szydło ostro podsumowuje 2 lata koalicji 13 grudnia z ostatniej chwili
„Najgorszy rząd od dekad”. Beata Szydło ostro podsumowuje 2 lata koalicji 13 grudnia

Ostatnie dwa lata to gigantyczne straty dla Polski i Polaków. To niszczenie szans rozwojowych. To po prostu dramat dla Polski – pisze na platformie X była premier Beata Szydło. Dziś mijają dwa lata od powołania gabinetu Donalda Tuska składającego się z czterech koalicyjnych ugrupowań: KO, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy.

Żałoba w świecie filmu. Nie żyje znany aktor Wiadomości
Żałoba w świecie filmu. Nie żyje znany aktor

Peter Greene, amerykański aktor znany z ról złoczyńców i przestępców, w tym Zeda w filmie „Pulp Fiction”, zmarł w swoim domu w Nowym Jorku w wieku 60 lat - przekazała w sobotę stacja NBC, powołując się na menedżera artysty. Przyczyny śmierci nie ujawniono.

REKLAMA

Marek Budzisz: Po co wprowadza się sankcje przeciw Rosji?

Na dzisiejszym posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych państw Unii Europejskiej podjęto decyzję o wprowadzeniu nowego mechanizmu nakładania sankcji wobec państw, które naruszają międzynarodową konwencję o zakazie rozprzestrzeniania broni chemicznej. Propozycja była autorstwa Wielkiej Brytanii, wsparła ją Francja, ale również wyraźnie za wprowadzeniem nowych mechanizmów opowiedziały się państwa z naszego regionu – prócz Polski, również Słowacja, Słowenia, Węgry, Chorwacja, Czechy i Rumunia oraz Bułgaria. Jeżeli ta wspólnota poglądów jest pierwszym efektem bukareszteńskiego posiedzenia wspólnoty Trójmorza, to jest to dobry zwiastun na przyszłość. Przede wszystkim z tego powodu, że niezależnie od ożywionych kontaktów dyplomatycznych państw naszego regionu z Moskwą (w ubiegłych dwóch tygodniach byli tam z wizytą ministrowie spraw zagranicznych Słowacji i Węgier), jeśli idzie o kwestie bezpieczeństwa i sprawy zasadnicze, linia polityczna jest jedna.
/ pixabay.com
Piszę o wizytach w Moskwie, bo nikt nie ma wątpliwości, że nowy mechanizm, który zakłada automatyczne obejmowanie sankcjami osób i organizacji odpowiedzialnych za łamanie konwencji, ale również tych, którzy im w tym będą pomagać w pierwszej kolejności dotyczyć będzie Rosji, w drugiej zaś Syrii (stąd obecność w tym gronie Francji). Mówił o tym zresztą wprost brytyjski minister spraw zagranicznych Hunt, zapowiadając złożenie przez rząd brytyjski odpowiednich propozycji, również dotyczących rosyjskiej agresji w cyberprzestrzeni. To, co istotne w tym wszystkim, to po pierwsze przełamanie oporu dyplomacji włoskiej, która, jak donosiły rosyjskie media była nawet skłonna obłożyć propozycję wetem, oraz wprowadzenie zasady „automatyzmu” w nakładaniu nowych retorsji. Trochę podobny system, mimo sprzeciwów rosyjskich dyplomatów, przyjęto na niedawnej plenarnej sesji Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej. Oznacza to, że ewentualne sankcje będą nakładane szybciej i bez konieczności przeprowadzania wielostronnych, a przez to pochłaniających długi czas i wiele energii konsultacji.
Ale przy okazji odżyją najprawdopodobniej na nowo w środowisku polityków i politologów spory czy sankcje zwrócone przeciw Rosji z politycznego punktu widzenia mają sens, czy prowadzą do zmiany polityki Moskwy, czy wreszcie nie szkodzą bardziej państwom, które je nakładają.
Dyskusję taką zaczął znany rosyjski ekonomista, o dość opozycyjnym zresztą wobec władz nastawieniu, Andriej Mowczan, który na łamach amerykańskiego periodyku Foreign Policy, opublikował artykuł pod jednoznacznym tytułem – Sankcje nie zranią Rosji.[1] Jaka jest jego argumentacja? Otóż w jego opinii, Rosja realizując restrykcyjną politykę kontroli wydatków budżetowych, a także korzystając z koniunktury polegającej na wyższych niźli zakładano cenach eksportowanych przez nią węglowodorów, odbudowała swe rezerwy finansowe, które są na najwyższym od 2014 roku poziomie, i w związku z tym ewentualne sankcje nie mogą jej w znacznym stopniu zaszkodzić. Mało tego, mimo iż zachodni politycy lubią chwalić się, że w wyniku sankcji rubel stracił 25 % swej wartości, to z punktu widzenia rosyjskiego budżetu oraz konkurencyjności gospodarki taka deprecjacja jest zjawiskiem korzystnym. Wysoki poziom rezerw oraz nadwyżka w budżecie federalnym, o ile zaistnieje taka konieczność, może skłonić rosyjskie ministerstwo finansów do całkowitego wstrzymania sprzedaży własnych papierów skarbowych na międzynarodowych rynkach, a posiadane zasoby pozwolą Rosji i tak przetrwać przez kilkanaście, a może kilkadziesiąt miesięcy. Mało tego, w jego opinii, nałożone przez Zachód sankcje tylko wzmacniają, zamiast osłabiać reżim Putina. Dzieje się tak z dwóch powodów – po pierwsze niezorientowana opinia publiczna przyjmuje za dobrą monetę argumentację władz, że rozczarowująca sytuacja gospodarcza (niski poziom wzrostu gospodarczego, stagnacja dochodów, wysokie oprocentowanie kredytów) to efekt sankcji, w związku z tym władze niewiele mogą zrobić. Ale drugi argument jest ciekawszy – otóż zdaniem Mowczana, sankcje Zachodu i słabe perspektywy rozwoju w kraju spowodowały, że większość rosyjskich przedsiębiorców poważnie myśli o sprzedaży swych biznesów i wyjeździe za granicę. O takim nastawieniu mówią wszystkie dostępne badania ankietowe przeprowadzane w tym środowisku. Tylko tam, gdzie podaż przewyższa popyt, tam wartość aktywów spada i tak jest też zdaniem Mowczana obecnie w Rosji. Sytuację taką wykorzystuje 12 rodzin skupionych wokół Kremla i Putina, które obecnie wykupują, płacąc mniej niźli powinni, za przejmowane firmy konkurentów. Per saldo ekipa Putina w wyniku sankcji wzmacnia swą pozycję, a nie słabnie. I wreszcie, konkluduje, w wyniku sankcji i słabnących perspektyw rozwoju cierpią Rosjanie, zwłaszcza ci najlepiej wykształceni, którzy w coraz większym stopniu zaczynają myśleć o emigracji, niźli politycy reżimu. Ci opierają swe kalkulacje na sile rosyjskiego sektora energetycznego oraz uzależnieniu Europy od rosyjskich dostaw, co zapewnić ma stabilność reżimu, nawet o obliczu pogarszających się warunków. A krótkoterminowo, Putin i jego ekipa mogą się nawet w wyniku sankcji umocnić.
            Linię argumentacji opozycyjnego rosyjskiego ekonomisty potwierdza, w gruncie rzeczy, w rozmowie z Reutersem, Ksenia Judajewa, pierwszy zastępca szefa rosyjskiego Banku Centralnego. Otóż jak powiedziała, podstawowym i uznawanym za najbardziej realistyczny scenariusz rozwoju sytuacji gospodarczej Rosji, jaki przyjmują władze, jest zaostrzenie sankcji oraz stopniowe, płynne zmniejszanie się ceny baryłki ropy do poziomu 55 dolarów w roku przyszłym z obecnych 85 dolarów. Ale, jak dodała, opracowano również i zbadano, jakie pociągnie to za sobą skutki, jeśli ziści się scenariusz najczarniejszy, przewidujący nie stopniowe, ale gwałtowne obniżenie się cen ropy naftowej już w przyszłym roku do poziomu 35 dolarów za baryłkę. I władze są na taką ewentualność, również przygotowane. To zresztą nic dziwnego, bo jak latem w wywiadzie prasowym powiedział Sergiej Iwanow, były minister obrony i szef administracji Putina, nadal będący stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, a przy tym wieloletni oficer wywiadu, powiedział, że państwo tej wielkości, co Rosja ma zawsze gotowe scenariusze na wszystkie sytuacje, nawet te najbardziej negatywne.
Nie ma zatem niczego dziwnego w tym, że Rosja na sankcje jest przygotowana, a nawet, jak niedawno powiedział Putin, wzywa Zachód, aby je szybciej wprowadzał, bo w tym wszystkim najgorsza jest niepewność.
Wydaje się jednak, że mamy do czynienia z dość istotną pomyłką. Oczywiście nie mam na myśli rosyjskiej elity władzy, ale tych, którzy argumentują podobnie jak ekonomista Mowczan. Otóż ich zdaniem, sankcje są narzędziem presji, którego użycie ma doprowadzić do pożądanych efektów, tj. zmiany nieakceptowalnej polityki. Taka była zresztą często spotykana argumentacja zwolenników ich wprowadzenia. Ale to, że koncentrowano się wyłącznie na tego rodzaju celach, nie oznacza, że nie istnieją cele innej, w gruncie rzeczy strategicznej natury.
Zobaczmy jak to wygląda w przypadku Rosji. Saudyjski następca tronu książę Muhammad ibn Salman udzielił niedawno grupie dziennikarzy Agencji Bloomberga dużego wywiadu.[2] Jak powiedział do roku 2030, na świecie utrzyma się dość stabilny popyt na ropę naftową. Nawet, jeśli spadała będzie konsumpcja benzyny, to wzrośnie wykorzystanie tego surowca w przemyśle chemicznym. Ale w jego opinii, po tej dacie, nastąpią ruchy tektoniczne, jeśli idzie o eksporterów surowca. Będą one polegały przede wszystkim na tym, że znacznie swój udział w światowym eksporcie zmniejszy Rosja, a może nawet zupełnie zniknie z rynku.
Warto ten głos odnotować, bo trzeba zakładać, że przyszły władca jednego z trzech największych światowych producentów ropy naftowej wie, co mówi. Tym bardziej, że w połowie września odpowiadający za rosyjski sektor wydobywczy minister Nowak poinformował premiera Miedwiediewa, że jeśli rząd nie podejmie specjalnych działań, to według obliczeń specjalistów Rosja w roku 2035 będzie wydobywała 44 % mniej ropy niż obecnie. Rosję, zdaniem Nowaka czekają jeszcze trzy lata, w trakcie których będzie mogła więcej pompować – z 550 mln ton produkcji w roku bieżącym, wzrośnie ona do poziomu 570 mln ton. Ale później będzie już tylko gorzej – w 2035 wg, tej prognozy Rosja będzie w stanie wydobywać nie więcej niż 310 mln ton. Zważywszy na to, że Rosja chce rozwijać swój przemysł petrochemiczny i przetwórstwo tworzyw sztucznych oraz zakładając wzrost konsumpcji na wewnętrznym rynku, to prognozy rosyjskiego ministra z grubsza pokrywają się z tym, co mówi saudyjski następca tronu. Na dodatek ostatnie 10 lat, to zdaniem ministra Nowaka czas stale pogarszających się wskaźników branży – średnia wydajność jednego odwiertu spadła o 10 %, trzeba wiercić dwa razy więcej, w efekcie nakłady kapitałowe firm rosyjskiego sektora naftowego wzrosły 2,8 razy, a koszt wydobycia 1 tony ropy 2,4 razy.
Jak się do tego mają nakładane przez Zachód sankcje? Bezpośrednio chodzi o odcięcie Rosji od niezbędnych jej technologii, pośrednio chodzi właśnie o to, nad czym ubolewa ekonomista Mowczan, czyli o to, aby z Rosji wyjechali najlepiej wykształceni i najbardziej przedsiębiorczy. I wreszcie z punktu widzenia kolektywnego Zachodu cenne jest, jeśli większą część złotego deszczu petrodolarów Rosja wyda na bezsensowne inwestycje w stylu mostu na Krym czy Sachalin, lub jeszcze głupsze i kosztowniejsze pomysły, jak np. przejście w rozliczeniach handlowych na juany (zwłaszcza w sytuacji, kiedy Chiny zmagając się z amerykańską polityką podnoszenia ceł osłabiają rodzimą walutę). Bo jeśli wyda te dziś zarobione pieniądze bez sensu, straci na kosztowne i niepotrzebne inwestycje, lub politycznie motywowane eskapady, to będzie miała mniej na to, co jest rzeczywiście niezbędne, jeśli chce się myśleć o rozwoju – na naukę, ochronę zdrowia, edukację. I w tym względzie ekonomista Mowczan ma rację – obecny rosyjski reżim nie troszczy się o przyszłość kraju, przyświecają mu krótkofalowe cele. I na to zdaje się grać kolektywny Zachód, a przede wszystkim Stany Zjednoczone. Nie chodzi o zmianę polityki Putina, ale o odebranie Rosji w dłuższej perspektywie, możliwości rozwoju i trwałe sprowadzenie jej do roli już nie drugorzędnego, ale w hierarchii światowej gospodarki, wręcz trzeciorzędnego organizmu.


 

Polecane