Karuzela z blogerami. Grzegorz J. „Bob Denard” Kałuża: Ocean zapomnienia

Z kolei warto zapytać, skąd ten bezmiar niewiedzy o Polsce ze strony amerykańskich elit? To, co prezentuje Georgette Mosbacher, ambasador mianowana przez zainteresowanego współpracą z Polską prezydenta, kobieta sukcesu w biznesie, absolwentka dobrej uczelni, wpływowy uczestnik życia politycznego nowojorskiej prawicy – jest żałosne. Farmerzy z Ohio czy załogi szybów naftowych Teksasu nie muszą wiedzieć wiele o naszej części świata, naszej historii, kulturze, silnym poczuciu godności narodowej. Ambasador powinien wiedzieć więcej. Inne są wymagania wobec zwykłych ludzi, inne wobec elit.
W czasach naszych pradziadków i dziadków Polska nie była dla elit USA krajem nieznanym i nieistotnym. Przed frontem Białego Domu jest park Lafayette Square. Postawiono na nim pomniki cudzoziemców zasłużonych dla powstania Stanów Zjednoczonych. Wśród czterech tak wyróżnionych postaci jest piękny pomnik Tadeusza Kościuszki z polskim kosynierem i amerykańskim saperem u podstawy cokołu. Pomnik powstał za czasów Theodora Roosevelta, w epoce budowy Kanału Panamskiego, za pieniądze podatników. Nie musiała go fundować, a potem walczyć o niego Polonia, jak o Pomnik Katyński w New Jersey. Podobnie było z nieco dalej stojącym konnym pomnikiem Kazimierza Pułaskiego. Przecież wtedy nawet nie mieliśmy własnego państwa, a USA miały jedynie ambasady w Berlinie, Wiedniu i Petersburgu.
Ta pamięć Amerykanów o nas zaowocowała wpływami Paderewskiego, postulatem wskrzeszenia naszego państwa w orędziu Wilsona, czy takimi aktami osobistej szlachetności, jak powstanie Eskadry Kościuszkowskiej. W Polsce działały amerykańskie firmy, banki, w Warszawie i innych miastach pojawili się mieszkający na stałe artyści, muzycy, filmowcy czy przedsiębiorcy ze Stanów, traktujący nasz kraj jako atrakcyjne miejsce w Europie.
Aby stosunki polsko-amerykańskie nie były tak groteskowe, jak list ambasador Mosbacher, nie musimy uczyć się siebie na nowo. Wystarczy przywrócić pamięć elitom i zwykłym ludziom i ukazywać prawdę o sobie. Wspólne interesy i prywatne znajomości zrobią resztę. Odległość geograficzna nie ma dziś znaczenia. To nie Atlantyk nas dzieli, ale ocean zapomnienia.
Grzegorz J. „Bob Denard” Kałuża
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (01/2019) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.