Krysztopa: Niebezpieczna herezja „świętego” Mikołaja

Magia Świąt. Kiedy wypowiadamy te słowa słyszymy dzwoneczki renifera Rudolfa, szum płóz sań św. Mikołaja sunących po śniegowych chmurach, gromkie Ho-ho-ho unoszące się nad sennym przedmieściem kominów czekających na spodziewanego i wyczekiwanego Gościa. Widzimy brodatego, siwego i ubranego od góry do dołu na czerwono, dobrze odżywionego staruszka, z różowymi od mrozu policzkami, w saniach wypełnionych po brzegi workami pełnymi prezentów, dookoła niego unosi się magiczny pył oraz zapach nadziei milionów dzieci na długo wyczekiwane prezenty. Ma być miło, ciepło i wszyscy zadowoleni.
 Krysztopa: Niebezpieczna herezja „świętego” Mikołaja
/ screen YouTube

Pod żadnym pozorem jednak nie wolno kwestionować istnienia Magii Świąt czy samego "św." Mikołaja. Liczne filmy animowane i fabularne, oraz utrzymane w estetyce bukolicznej książki mają nas utwierdzić w przekonaniu, że dzięki Świętom dotykamy czegoś wyjątkowego, magicznego, czegoś co w wyniku naszej nieostrożności lub braku entuzjazmu możemy łatwo stracić, dlatego wciąż na nowo musimy w sobie tę magię odkrywać. W tej całej układance brakuje tylko jednego. Boga, którego narodzenie mamy świętować.

Wprawdzie w jednym z filmów o "św." Mikołaju, który oglądałem, Mikołaj tłumacząc cuda przez siebie dokonywane mówi „no przecież jestem święty”, ale jeśli brakuje w tej świętości odniesienia do Boga, który jest jej źródłem, to jak tą świętość traktować? Jedyne wytłumaczenie jakie przychodzi mi do głowy to to, że ma to być świętość samoistna czyli boska. Jeśli odrzucić nalot infantylnej atmosfery odpustowych świątecznych „dżinglebelsów” można dojść do wniosku, że pod pozorem ciepłej bajki sprzedaje się nam w istocie szczególnego rodzaju kult, z licznymi typowymi dla kultu i religii atrybutami. Ktoś powie „nie nam tylko dzieciom”. To prawda, ale czy nie w dzieciństwie tworzy się nasz przyszły światopogląd? Czy dorośli nie czują się zobligowani do opowiadania dzieciom o owej „Świątecznej Magii”? Czym czują się zobligowani? Czy historia Dzieciątka z Betlejem nie jest wystarczająco” magiczna”? A jeśli ktoś religię odrzuca i nie chce opowiadać dziecku o rzeczach nadprzyrodzonych, w które nie wierzy, to dlaczego opowiada mu o „Magii”?

Przyjrzyjmy się kultowi "św." Mikołaja, którego dla odróżnienia od poczciwego świętego z Miry, będę nazywał Santaklausem. Oto mamy dobrego boga, o powierzchowności zażywnego patriarchy, który za bycie dobrym nagradza a za bycie złym karze rózgami, albo brakiem prezentu. Mamy też byty odpowiadające chrześcijańskim aniołom – elfy, renifery. Jest to religia skrojona na nasze hedonistyczne czasy, więc odpowiednik szatana w niej nie występuje, bo po co? Zło przecież nie istnieje, a przynajmniej wolimy wierzyć i zrobimy wszystko żeby wierzyć, że go nie ma, ponieważ świadomość jego istnienia mogłaby odebrać nam nasze niezbywalne prawo do permanentnego „szczęścia”. Inna sprawa, że często jesteśmy tym rzekomym „szczęściem” bardzo rozczarowani, ale mamy do niego prawo więc dlaczego nie mielibyśmy aspirować do posiadania naszej własności?

Z kultem związane są pewne symbole i artefakty. Sanie – symbol nadprzyrodzonej mocy, worek prezentów – symbol szczodrości i władzy nagradzania, Laponia – odpowiednik Walhalli, Olimpu, Nieba, skąd dobry bóg Santaklaus zstępuje by dobrych nagradzać a złych karać. No może nie za bardzo karać, bo kary są bardzo frustrujące, wykluczające i niemodne, ale przynajmniej teoretycznie mógłby. Skarpety nad kominkiem – odpowiednik gotowości do przyjęcia Komunii. Listy do Santaklausa – odpowiednik modlitwy. I wreszcie obrzęd wręczania przez, przebranego za Santaklausa, kapłana prezentów, lub znajdowanie tych prezentów pod choinką – odpowiednik mszy… Cały medialny przemysł pracuje na to żebyśmy w naszej wierze w „Magię Świąt” i dobrego Santaklausa i jego aniołów nie ustawali. Począwszy od reklam Coca-Coli, poprzez specjalne, świąteczne odcinki kreskówek, na filmach fabularnych kończąc. Dzięki nim wiemy, że mamy i jak mamy, sławić naszego Boga Prezentów.

Przy czym ciągle nazywamy Święta, nawet ci, którzy w Boga nie wierzą, Świętami Bożego Narodzenia. Właśnie tak, Bożego Narodzenia – do jakiego stopnia musieliśmy pozwolić sobie wyprać mózgi, żeby ta niosąca oczywistą treść religijną nazwa została tej treści pozbawiona.

Bohaterem tego Święta jest Jezus. Obchodzimy rocznicę jego urodzin. Pierwszej gwiazdki nie wypatrujemy dlatego, że to lampa u sań Santaklausa, tylko na pamiątkę Gwiazdy Betlejemskiej. Prezentów nie daje nam żaden Santaklaus, tylko dajemy je sobie nawzajem na pamiątkę poczciwiny z Miry, który rozdał majątek ubogim. Kolędy to nie jest bezpłciowy i bezbożny szansonizm uprawiany co roku przez różne podupadłe „gwiazdy” i „gwiazdeczki”. Kolęda to pieśń o treści religijnej. A osią, wokół której zbudowana jest istota Świąt Bożego Narodzenia jest zstąpienie na ziemię Syna Bożego, który narodził się człowiekiem, by odnowić nasze przymierze z Bogiem.

Santaklaus, którego niektórzy z Was mniej lub bardziej świadomie czczą, powstał na deskach kreślarskich twórców reklam Coca-Coli pod koniec XIX wieku. Powstał po to żeby coś sprzedać. I do dzisiaj, chociaż jego wizerunek tak się upowszechnił, do tego właśnie służy. Ten „dobry bóg” bowiem, ma swoją ciemną stronę. Tą stroną jest Konsumpcja, do której tak usilnie nas namawia. Po to żeby zaspokoić jego żarłoczną potrzebę „Magii Świąt” mamy kupować, kupować dużo wszystkiego, zabawek, jedzenia, ozdób i wszelkiego badziewia. Gdyby chodziło tu tylko o obdarowywanie się nawzajem, w zupełności wystarczyłaby pamięć o prawdziwym św. Mikołaju z Miry, ale nie wystarczy. Rozumiem, że niektórzy z Was są niewierzący, szanuję to. Nie jest to jednak, jak mi się zdaje, wystarczający powód do tego, żeby ZA DARMO indoktrynować własne dzieci produktem Działu Marketingu Coca-Coli. A jeśli ktoś poszukuje transcendencji warto poszukać bogów nieposiadających tak niecnych intencji jak Santaklaus.

Proszę Was, wzgardźmy fałszywym bogiem, za bardzo się rozpanoszył. I nie o to w tym wszystkim chodzi

Cezary Krysztopa


 

POLECANE
Tadeusz Płużański: Jedwabne i Wołyń tylko u nas
Tadeusz Płużański: Jedwabne i Wołyń

W kontekście kolejnej rocznicy zbrodni w Jedwabnem (10 lipca 1941 r.) lewacy lansują tezę, że tak znienawidzone przez nich środowiska patriotyczne celowo pomijają tę rzekomo polską akcję eksponując ludobójstwo wołyńskie. „Wołyń dla Polaków to przykrywka, za którą chcą schować Jedwabne” – twierdzi wprost dziennikarz Tomasz Lis. Tylko co ma piernik do wiatraka?

Jad Waszem żąda usunięcia głazów pamięci w Jedwabnem gorące
Jad Waszem żąda usunięcia głazów pamięci w Jedwabnem

W Jedwabnem, kilkadziesiąt metrów od oficjalnego pomnika ofiar z 1941 r., ustawiono siedem granitowych głazów z tablicami, które kwestionują udział miejscowych Polaków w zbrodni. Jad Waszem wzywa władze o usunięcie "obraźliwej instalacji", a polska prokuratura bada, czy szerzy ona nienawiść.

Tȟašúŋke Witkó: Panika na pokładzie, czyli Pieśń o podrzynaniu gardeł tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Panika na pokładzie, czyli "Pieśń o podrzynaniu gardeł"

Pamiętacie Państwo western z Johnem Waynem, zatytułowany „Rio Bravo", prawda? Klasyk nad klasyki, na którego ścieżce dźwiękowej wybrzmiewają dźwięki tradycyjnego hiszpańskiego utworu „El Deguello” – "Pieśni o podrzynaniu gardeł".

Nieoficjalnie: Tusk miał naciskać na Hołownię ws. Nawrockiego z ostatniej chwili
Nieoficjalnie: Tusk miał naciskać na Hołownię ws. Nawrockiego

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia otrzymał od premiera Donalda Tuska "bardzo wyraźną propozycję, ofertę albo sugestię, żeby jednak odłożyć zaprzysiężenie Karola Nawrockiego – twierdzą dziennikarze Interii.

Burza po słowach Brauna. Kaczyński zabrał głos z ostatniej chwili
Burza po słowach Brauna. Kaczyński zabrał głos

Wypowiedzi Grzegorza Brauna w sprawie Holokaustu tylko potwierdzają, że działa on z obcej inspiracji na szkodę - bardzo poważną szkodę - naszego kraju – stwierdził w piątek prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Z mostu granicznego w Słubicach zdjęto banery Ruchu Obrony Granic z ostatniej chwili
Z mostu granicznego w Słubicach zdjęto banery Ruchu Obrony Granic

Z mostu granicznego Słubice / Frankfurt nad Odrą zdjęto banery Ruchu Obrony Granic. Robert Bąkiewicz oskarża wiceburmistrza Tomasza Stefańskiego o realizowanie niemieckich poleceń.

Media: Rosjanie ostrzelali pasażerski samolot. To był lot z Mińska do Moskwy Wiadomości
Media: Rosjanie ostrzelali pasażerski samolot. To był lot z Mińska do Moskwy

Według nieoficjalnych doniesień pasażerowie i załoga Boeinga 737-800 lecącego z Mińska do Moskwy zostali namierzeni i ostrzelani przez rosyjski system obrony powietrznej. Wojsko miało wziąć rejsową maszynę za ukraiński dron.   

Rzecznik rządu wzywa do zatrzymania Bąkiewicza. Mocna odpowiedź z ostatniej chwili
Rzecznik rządu wzywa do zatrzymania Bąkiewicza. Mocna odpowiedź

Adam Szłapka wzywa do zatrzymania Roberta Bąkiewicza. Narodowiec odpowiada ostro, nazywając atak rzecznika rządu oznaką słabości władzy.

Kierowca wjechał w grupę ludzi. Dramat w Chełmnie z ostatniej chwili
Kierowca wjechał w grupę ludzi. Dramat w Chełmnie

W piątek w Chełmnie w woj. kujawsko-pomorskim kierowca auta osobowego wjechał w grupę ludzi. Są ranni.

Robert Bąkiewicz:  Planujemy podjąć działania również na granicy polsko-słowackiej tylko u nas
Robert Bąkiewicz: Planujemy podjąć działania również na granicy polsko-słowackiej

Nie występujemy przeciwko polskiej Straży Granicznej czy policji. Wiemy o tym, że o sytuacji decyduje wola polityczne, a wygląda ona następująco: trzeba dobrze robić Niemcom, trzeba robić grę pozorów i trzeba medialnie ograć tę sytuację - mówił Robert Bąkiewicz w rozmowie z Cezarym Krysztopą. Lider Ruchu Obrony Granic poinformował, że obywatelskie patrole będą się równiez organizować na granicy ze Słowacją, gdzie przebiega bałkański szlak przemytniczy migrantów.

REKLAMA

Krysztopa: Niebezpieczna herezja „świętego” Mikołaja

Magia Świąt. Kiedy wypowiadamy te słowa słyszymy dzwoneczki renifera Rudolfa, szum płóz sań św. Mikołaja sunących po śniegowych chmurach, gromkie Ho-ho-ho unoszące się nad sennym przedmieściem kominów czekających na spodziewanego i wyczekiwanego Gościa. Widzimy brodatego, siwego i ubranego od góry do dołu na czerwono, dobrze odżywionego staruszka, z różowymi od mrozu policzkami, w saniach wypełnionych po brzegi workami pełnymi prezentów, dookoła niego unosi się magiczny pył oraz zapach nadziei milionów dzieci na długo wyczekiwane prezenty. Ma być miło, ciepło i wszyscy zadowoleni.
 Krysztopa: Niebezpieczna herezja „świętego” Mikołaja
/ screen YouTube

Pod żadnym pozorem jednak nie wolno kwestionować istnienia Magii Świąt czy samego "św." Mikołaja. Liczne filmy animowane i fabularne, oraz utrzymane w estetyce bukolicznej książki mają nas utwierdzić w przekonaniu, że dzięki Świętom dotykamy czegoś wyjątkowego, magicznego, czegoś co w wyniku naszej nieostrożności lub braku entuzjazmu możemy łatwo stracić, dlatego wciąż na nowo musimy w sobie tę magię odkrywać. W tej całej układance brakuje tylko jednego. Boga, którego narodzenie mamy świętować.

Wprawdzie w jednym z filmów o "św." Mikołaju, który oglądałem, Mikołaj tłumacząc cuda przez siebie dokonywane mówi „no przecież jestem święty”, ale jeśli brakuje w tej świętości odniesienia do Boga, który jest jej źródłem, to jak tą świętość traktować? Jedyne wytłumaczenie jakie przychodzi mi do głowy to to, że ma to być świętość samoistna czyli boska. Jeśli odrzucić nalot infantylnej atmosfery odpustowych świątecznych „dżinglebelsów” można dojść do wniosku, że pod pozorem ciepłej bajki sprzedaje się nam w istocie szczególnego rodzaju kult, z licznymi typowymi dla kultu i religii atrybutami. Ktoś powie „nie nam tylko dzieciom”. To prawda, ale czy nie w dzieciństwie tworzy się nasz przyszły światopogląd? Czy dorośli nie czują się zobligowani do opowiadania dzieciom o owej „Świątecznej Magii”? Czym czują się zobligowani? Czy historia Dzieciątka z Betlejem nie jest wystarczająco” magiczna”? A jeśli ktoś religię odrzuca i nie chce opowiadać dziecku o rzeczach nadprzyrodzonych, w które nie wierzy, to dlaczego opowiada mu o „Magii”?

Przyjrzyjmy się kultowi "św." Mikołaja, którego dla odróżnienia od poczciwego świętego z Miry, będę nazywał Santaklausem. Oto mamy dobrego boga, o powierzchowności zażywnego patriarchy, który za bycie dobrym nagradza a za bycie złym karze rózgami, albo brakiem prezentu. Mamy też byty odpowiadające chrześcijańskim aniołom – elfy, renifery. Jest to religia skrojona na nasze hedonistyczne czasy, więc odpowiednik szatana w niej nie występuje, bo po co? Zło przecież nie istnieje, a przynajmniej wolimy wierzyć i zrobimy wszystko żeby wierzyć, że go nie ma, ponieważ świadomość jego istnienia mogłaby odebrać nam nasze niezbywalne prawo do permanentnego „szczęścia”. Inna sprawa, że często jesteśmy tym rzekomym „szczęściem” bardzo rozczarowani, ale mamy do niego prawo więc dlaczego nie mielibyśmy aspirować do posiadania naszej własności?

Z kultem związane są pewne symbole i artefakty. Sanie – symbol nadprzyrodzonej mocy, worek prezentów – symbol szczodrości i władzy nagradzania, Laponia – odpowiednik Walhalli, Olimpu, Nieba, skąd dobry bóg Santaklaus zstępuje by dobrych nagradzać a złych karać. No może nie za bardzo karać, bo kary są bardzo frustrujące, wykluczające i niemodne, ale przynajmniej teoretycznie mógłby. Skarpety nad kominkiem – odpowiednik gotowości do przyjęcia Komunii. Listy do Santaklausa – odpowiednik modlitwy. I wreszcie obrzęd wręczania przez, przebranego za Santaklausa, kapłana prezentów, lub znajdowanie tych prezentów pod choinką – odpowiednik mszy… Cały medialny przemysł pracuje na to żebyśmy w naszej wierze w „Magię Świąt” i dobrego Santaklausa i jego aniołów nie ustawali. Począwszy od reklam Coca-Coli, poprzez specjalne, świąteczne odcinki kreskówek, na filmach fabularnych kończąc. Dzięki nim wiemy, że mamy i jak mamy, sławić naszego Boga Prezentów.

Przy czym ciągle nazywamy Święta, nawet ci, którzy w Boga nie wierzą, Świętami Bożego Narodzenia. Właśnie tak, Bożego Narodzenia – do jakiego stopnia musieliśmy pozwolić sobie wyprać mózgi, żeby ta niosąca oczywistą treść religijną nazwa została tej treści pozbawiona.

Bohaterem tego Święta jest Jezus. Obchodzimy rocznicę jego urodzin. Pierwszej gwiazdki nie wypatrujemy dlatego, że to lampa u sań Santaklausa, tylko na pamiątkę Gwiazdy Betlejemskiej. Prezentów nie daje nam żaden Santaklaus, tylko dajemy je sobie nawzajem na pamiątkę poczciwiny z Miry, który rozdał majątek ubogim. Kolędy to nie jest bezpłciowy i bezbożny szansonizm uprawiany co roku przez różne podupadłe „gwiazdy” i „gwiazdeczki”. Kolęda to pieśń o treści religijnej. A osią, wokół której zbudowana jest istota Świąt Bożego Narodzenia jest zstąpienie na ziemię Syna Bożego, który narodził się człowiekiem, by odnowić nasze przymierze z Bogiem.

Santaklaus, którego niektórzy z Was mniej lub bardziej świadomie czczą, powstał na deskach kreślarskich twórców reklam Coca-Coli pod koniec XIX wieku. Powstał po to żeby coś sprzedać. I do dzisiaj, chociaż jego wizerunek tak się upowszechnił, do tego właśnie służy. Ten „dobry bóg” bowiem, ma swoją ciemną stronę. Tą stroną jest Konsumpcja, do której tak usilnie nas namawia. Po to żeby zaspokoić jego żarłoczną potrzebę „Magii Świąt” mamy kupować, kupować dużo wszystkiego, zabawek, jedzenia, ozdób i wszelkiego badziewia. Gdyby chodziło tu tylko o obdarowywanie się nawzajem, w zupełności wystarczyłaby pamięć o prawdziwym św. Mikołaju z Miry, ale nie wystarczy. Rozumiem, że niektórzy z Was są niewierzący, szanuję to. Nie jest to jednak, jak mi się zdaje, wystarczający powód do tego, żeby ZA DARMO indoktrynować własne dzieci produktem Działu Marketingu Coca-Coli. A jeśli ktoś poszukuje transcendencji warto poszukać bogów nieposiadających tak niecnych intencji jak Santaklaus.

Proszę Was, wzgardźmy fałszywym bogiem, za bardzo się rozpanoszył. I nie o to w tym wszystkim chodzi

Cezary Krysztopa



 

Polecane
Emerytury
Stażowe